36. Znienawidzić siebie?
Dobry wieczór!
Tak jak zapowiadałam, rozdział jest długi więc polecam zaplanować sobie czas na przeczytanie go.
Pov Cindy:
Nogi drżały mi pod ciężarem jaki trzymałam w swojej głowie, jak i dłoniach. Niewielki pistolet zdawał się ważyć tonę, a kłębiące się myśli powodowały urwany oddech, który był coraz to bardziej słyszalny.
Zakapturzona postać wciąż leżała skulona na ziemi, wijąc się z bólu. Atak Roko był skuteczny i w tym momencie zrozumiałam dlaczego Dragon go ze mną zostawiał — czuł, że coś takiego mogło się wydarzyć i wiedział, że Roko zdoła powalić przeciwnika, a nawet rozszarpać go na kawałki.
Zamrugałam, gdy obraz zaczął zamazywać mi się przed oczami. Nie teraz Cindy. Nie mogłam teraz się popłakać, choć wizja tego, że mógł to być jeden z porywaczy szamotał moje nerwy.
— Zdejmuj kaptur!
Poruszyłam się nerwowo, gdy mężczyzna po raz kolejny wydał z siebie jęk bólu. Roko drgnął, a odgłos jego warczenia, jak i szczękania wściekle zębami sprawił, iż zamarł z dłońmi na kapturze.
Wciąż nie spuszczając oka z nieznajomego z lekka pochyliłam się, głaszcząc Roko, który zaczął powoli się uspakajać. Matko, gdyby nie on mogłabym być zaatakowana we śnie. Zerknąwszy na nieprzytomnego Vito zadrżał mi głos, gdy ponownie zwróciłam się do napastnika;
— Kaptur i to już!
Gdy tylko go zsunął, ujrzałam młodego szatyna z rozwaloną skronią, oraz wargą. Niepewnie patrzył na mnie, wciąż się kuląc na podłodze i zakrywając twarz rękoma, przed obawą, iż Roko ponownie się na niego rzuci.
— Kim jesteś? — starałam się aby mój głos nie drżał tak jak nogi, jednak było to zbyt trudne zważywszy na to, iż nie wiedziałam czy był sam.
— Zabierz psa — wydukał, na co Roko zareagował szczeknięciem.
— Mam wycelowany w ciebie pistolet, a ty się martwisz psem?
— Nie będę gadał, gdy będzie tu ten kundel — splunął krwią na posadzkę, a na mojej twarzy momentalnie ukazał się wyraz obrzydzenia.
— Będziesz gadał tu i teraz, albo Roko znów miło cię przywita.
W zaszklonych tęczówkach mężczyzny dostrzegłam obawę, a na twarzy malowała się niepewność. Dragon w tym momencie z pewnością wiedziałby co powinien zrobić, Elena też... ale ja?
— Kim jesteś i czego tu chcesz? — zapytałam, nie wiedząc od czego powinnam zacząć.
Może powinnam od razu strzelić mu w głowę, albo rzucić w niego lampą, obezwładnić go i zadzwonić na policję. Jednak świadomość, że był tu Roko, który ważył więcej niż ja sama i mógł w każdej chwili skoczyć mu do gardła dodawała mi odwagi. Do tego moje powiązanie z Dragonem było kolejną przeszkodą. Nie wiedziałam czy wykonany telefon nie przysporzyłby problemów jemu, czy też Nero.
— Jesteś sam? — kontynuowałam, lecz gdy nie otrzymywałam przez dłuższą chwilę odpowiedzi zacisnęłam zęby, poprawiając dłonie na pistolecie którym wciąż mierzyłam w stronę mężczyzny. — Odpowiadaj!
— Sam — wychrypiał między pojękiwaniami.
Jego ręka coraz mocniej krwawiła, a ja o dziwo nie czułam żadnego współczucia.
— Imię i powód, dlaczego tutaj jesteś.
— Nie przyszedłem tu po ciebie — odpowiedział od razu, próbując delikatnie się podnieść, na co Roko wydał z siebie dźwięk sprzeciwu.
Mężczyzna gwałtownie powrócił na swoje miejsce, nieruchomiejąc pod wpływem ogromnych i wyszczerzonych zębów psa, który stał przede mną.
— Ale jesteś tu z jakiegoś powodu. Co zrobiłeś Vito? — poruszyłam pistoletem, powstrzymując przy tym chęć rozpłakania się.
Dragon... gdzie do kurwy jesteś?
— Miałem przyprowadzić każdego Hiszpana — zerknął w stronę nieprzytomnego Vito, na co przełknęłam z trudem próbując nie okazywać strachu jaki powoli przejmował nade mną kontrolę.
— Po co?
Młody mężczyzna skrzywił się, gdy chwycił za poszarpaną rękę, po czym spojrzał na mnie spod byka, jakbym to ja była winna całej tej sytuacji.
— Nie twój interes — warknął, na co zacisnęłam zęby.
Zrobiłam krok w przód, a Roko wraz ze mną dzięki czemu dzieliła mnie coraz mniejsza odległość od chłopaka.
— Mój. Jesteś w moim mieszkaniu więc gadaj, albo strzelę — poruszyłam bronią, patrząc zacięcie w oczy chłopaka.
Prychnął na moje słowa, po czym pokręcił głową jakbym właśnie powiedziała coś niedorzecznego.
— Twój strzał to nic w porównaniu do tego co mi zrobią jeśli zadzwonisz na policję gdy wszystko ci wygadam.
— Gdybym miała ziścić twój plan policja właśnie by tu już jechała. Nie bawiłabym się w wygrażanie ci bronią. Gadaj po co tu przyszedłeś i co zrobiłeś Vito?
— Będzie żył — odpowiedział z słyszalnym bólem w głosie. — Skoczyłem mu na plecy i przyłożyłem mu szmatkę nasączoną chloroformem. Niedługo powinien się wybudzić.
Spojrzałam w stronę Vito, jednak widziałam jedynie jego buta, który wystawał zza wyspy kuchennej.
— Nic więcej mu nie zrobiłeś?
— Nie — odpowiedział z rezygnacją. — Pies się na mnie rzucił.
— Broń, gdzie masz broń?
Chłopak zerknął za mnie, jednak moje spojrzenie nie powędrowało w tamtą stronę z obawy, iż jest to jedynie blef.
— Wypadła mi, gdy pies mnie zaatakował.
Odetchnęłam z ulgą, wiedząc iż w obecnym momencie miałam przewagę. Chłopak był ranny i nie posiadał żadnej broni.
— Nie ruszaj się. Jeżeli to zrobisz napuszczę na ciebie znów psa, rozumiesz?
Przytaknął, jednak nie odrywając od niego spojrzenia, jak i wycelowanej broni ruszyłam w stronę Vito. Roko stał nieruchomo, pilnując chłopaka, a ja w tym samym momencie sprawdzałam puls Vito, który był wyczuwalny. Oddychał, jednak był nieprzytomny.
Szmatka o której mówił chłopak leżała tuż obok niego. Z widocznym dyskomfortem na twarzy odsunęłam ją butem, po czym wróciłam z powrotem do chłopaka, który siedział na podłodze.
— Odpowiadaj na kolejne pytanie.
— Zabiją mnie.
— Odpowiadaj — syknęłam.
Walka w jego spojrzeniu mówiła sama za siebie. Bał się, jednak nie to mnie teraz interesowało. Był tu z jakiegoś powodu, a co gorsza nie było tu Dragona. Vito został powalony na ziemię, a ja zostałam sama.
— Gwarantuje ci, że za człowieka który tutaj leży zrobią ci gorszą krzywdę. Dlatego albo zaczniesz mówić, albo od razu zadzwonię po kogo trzeba.
Słyszałam jak z trudem przełknął ślinę, aby następnie odpowiedzieć;
— Jutro ma się odbyć egzekucja mężczyzny, który zabił Capo Vegas.
Zmarszczyłam brwi, przez co chłopak wywnioskował, iż nie miałam pojęcia o czym mówił.
— Nazywa się Dragon. On i ten facet — wskazał na Vito, po czym wrócił spojrzeniem do mnie — Mieli być przykładem, że z naszymi się nie zadziera.
Moje serce wcześniej biło jak oszalałe, jednak w tym momencie miałam wrażenie że stanęło powodując, iż wszystko we mnie zadrżało. Usta rozchyliły się, a oczy zamarły na chłopaku, który krwawił coraz mocniej.
— Jaka egzekucja?! — krzyknęłam niepohamowanie, na co Roko szczeknął.
Chłopak drgnął, zasłaniając twarz przed atakiem psa. Jednak czworonóg stał, czekając na mój znak.
— Mają go zabić na oczach wszystkich. Dostałem pieniądze za dostarczenie tego faceta — przełknął z trudem, ponownie odsłaniając swoją twarz. — Muszę go przywieźć, inaczej mnie zabiją.
Krew w moich żyłach stała się gorąca, a oddech przyspieszył na myśl, iż Dragon jest w niebezpieczeństwie. Miałam tyle wariantów, lecz każdy zdawał się być niewłaściwy. Myśli płatały mi figle, jednak wiedziałam, że w końcu muszę coś zrobić.
— Pomóż przenieść mi go na kanapę.
Chłopak zmarszczył brwi, nie ruszając się z miejsca.
— Nie zostawię go na ziemi. A jeśli mnie okłamałeś i coś mu się stało... — urwałam w połowie zdania, aby utwierdzić chłopaka, że nie żartuję — to najpierw on cię rozszarpie, a później przestrzelę ci łeb, zrozumiano?
Na sam wydźwięk tych słów, żółć podeszła mi do gardła. Celowałam już w stronę człowieka, jednak zawsze robiłam to w sposób, który nie gwarantował nikomu śmierci.
— Pies — mruknął, wskazując na Roko.
— Nic ci nie zrobi.
Przykucnęłam przy Roko, po czym zacmokałam czym zwróciłam jego uwagę. Ciemne oczy czworonoga spojrzały na moją twarz, przez co uśmiechnęłam się i delikatnie głaszcząc jego głowę ucałowałam go w nos.
— Teraz spokój Roko — nie wiedziałam na ile mój głos był stanowczy, jednak o dziwo posłuchał.
Siedział spokojnie, bacznie obserwując chłopaka, który się podnosił na równe nogi. Robił to powoli, nie próbując wykonywać żadnego gwałtownego ruchu. Z trudem przenieśliśmy Vito na kanapę. Krew chłopaka nieco ubrudziła podłogę, koszulę Vito, jak i kanapę, jednak to w tym momencie było najmniejszym problemem. Vito cicho mamrotał coś pod nosem, jednak w niezrozumiałym dla mnie języku.
Chłopak zapewniał mnie, że nic mu się nie stało i z pewnością nic mu nie uszkodził. Jego zadaniem było odstawić go całego na miejsce, dlatego zamierzał go jedynie uśpić. W owym momencie coś zaświtało mi w głowie. Skoro miał tak ogromny problem by wraz ze mną zanieść go na kanapę, to jak chciał go przenieść aż do samochodu?
— Skoro jesteś sam... to jakim cudem chciałeś zawlec go aż na dół?
— Nie wiedziałem, że będzie aż taki ciężki — odpowiedział zmieszany. Jego spojrzenie momentalnie powędrowało na ziemię, w miejsce gdzie leżała broń.
— Nawet nie próbuj — ostrzegłam go, jednak on w tym samym momencie ruszył przez co Roko ponownie rzucił się na chłopaka.
Chwycił za zranioną już rękę, ponownie wbijając w nią zęby. Krzyk chłopaka sprawił, iż moje bębenki zawyły z bólu. Nie byłam w stanie zarejestrować swojej reakcji, dopiero w momencie gdy znalazłam się przy leżącej na ziemi broni, zrozumiałam że kopnęłam ją pod kanapę.
Gdy atak ustał, jęk nieznajomego wypełniał pokój. Byłam świadoma tego, że właśnie znalazłam się w sytuacji, która wymagała ode mnie sporo odwagi, jak i przemyślenia.
Chciałabym trzeźwo myśleć, jednak w tym momencie rozsądek to ostatnie co mogłoby pojawić się w mojej głowie. W tym momencie widziałam jedynie Dragona, który traci dech. Wizja tego, że mógłby umrzeć wprawiała mnie w stan, w którym robiłam głupsze rzeczy niż zazwyczaj.
— Wstawaj! — warknęłam, a mgła niemal przysłoniła cały obraz.
Zamazana postać powoli wstała, a warczenie psa sprawiło, iż zamrugałam dzięki czemu obraz powrócił.
— Na dół. I lepiej żebyś pamiętał drogę.
— Co?!
— Dalej, ruszaj się — skinęłam bronią w stronę drzwi, jednak chłopak nie drgnął.
Zaciskając zęby, nacisnęłam spust, a strzał padł tuż obok jego stopy. Napastnik przewrócił się, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami.
— Albo mi pomożesz, albo zginiesz zaraz po tym jak Roko cię rozszarpie. Powtarzam to ostatni raz.
~ . ~
Chłopak nie łatwo poszedł na ugodę. Wiedział doskonale, że był mi potrzebny, przez co nie mogłam go zabić. I to nie tak, że nie chciałam, po prostu nie wiedziałam czy potrafiłabym. Miałam ogromne wątpliwości co do udania się w tamto miejsce. Mogłam osłabić pozycję Dragona i wpakować się w jeszcze gorsze gówno. Jednak fakt, że Vito leżał nieprzytomny, a Dragon był bliski śmierci, nie pozwalał mi myśleć racjonalnie.
Nim wsiadłam do samochodu wysłałam numer rejestracji samochodu do Nero, robiąc mu również zdjęcie pojazdu. Nie mogłam zapomnieć o tym, aby sfotografować również i twarz chłopaka, aby w razie czego wiedzieli kogo szukać, przez co i on sam zdawał się być zrezygnowany. Moja lokalizacja została udostępniona, jednak nie wiedziałam na jak długo, gdyż nie byłam pewna czy zasięg będzie na tyle dobry, aby właściwie ją pokazać.
Jak tylko podałam również adres, na wygaszaczu pojawił się numer blondyna, a ja wiedziałam, że mam przechlapane. Gdy tylko podniosłam słuchawkę, rozjuszony, jak i zmartwiony blondyn próbował powstrzymać mnie przed swoim czynem, jednakże wiedziałam, że nim tu dotrą minie godzina, a godzina to zbyt długo aby czekać.
— Cindy dotrzemy tam. Nie ruszaj się.
— Nero może być za późno, rozumiesz? Jeżeli coś mu się stanie... — urwałam, łapiąc oddech. — Jeżeli on umrze nigdy sobie tego nie wybaczę — drżała mi warga, jak i dłonie, które w owym momencie spoczywały na kierownicy.
— Oddychaj. Nic mu się nie stanie. Cindy, jeśli tam pojedziesz i to tobie stanie się krzywda to ja nigdy sobie tego kurwa nie wybaczę, rozumiesz?
— Powiedziałam ci wszystko co wiem. Mam nadzieję że pomoc do Vito dotrze szybko. Nie wzywałam karetki, ani policji.
— Dobrze zrobiłaś Cindy — wtrącił. — Nic im nie będzie. Czekaj na chłopaków w mieszkaniu.
Przymknęłam oczy, po czym odetchnęłam głęboko.
— Wybacz mi Nero, nie potrafię tak po prostu czekać. On po mnie przyszedł i ja też to zrobię.
— Cindy!
Rozłączyłam się. Telefon ponownie zadzwonił, a z kącika moich oczu spłynęła łza. Wyznaczała mokry szlak na policzku, aż w końcu opadła, pozostawiając za sobą chłód.
Nie mogłam go tam zostawić, po prostu nie mogłam...
Cudzy oddech otrzeźwił mnie. Napastnik siedział na tyle przykuty kajdankami do zagłówków siedzeń. Jego nogi były obezwładnione jedynie taśmą, którą obwinęłam kilkukrotnie wokół jego kostek jak i kolan. Nie posiadał żadnej broni, a spoczywający na siedzeniu przed nim czujny Roko sprawiał, iż chłopak sztywniał, gdy tylko pies harczał. Z jego rany wciąż sączyła się krew. Nie wiedziałam czy była poważnie uszkodzona, jednak zważając na ścisk Roko, oraz jego zęby nie miałam co do tego wątpliwości.
Otarłam mokry ślad, odpalając silnik samochodu.
— Skąd masz pewność, że cię poprowadzę we właściwie miejsce?
— A ty skąd masz pewność, że cię nie zatłukę na miejscu?
Przecież to nie tak, że to on był uwięziony, ja prowadziłam samochód, a tuż obok mnie siedziało monstrum, które bez najmniejszych skrupułów odgryzłoby mu rękę.
Zapadła sekundowa cisza, po której chłopak odezwał się jako pierwszy;
— Obiecaj, że jeśli dotrzemy na miejsce to mnie wypuścisz.
Zmrużyłam oczy, a następnie wróciłam się przez ramię w jego stronę.
— Jeśli poprowadzisz mnie w ślepy zaułek obiecuję, że zrobię wszystko byś przeżył bo uwierz mi, wolałabym zginąć niż wpaść w ręce ludzi, którzy sprawią, że śmierć to będzie twoje jedyne możliwe życzenie do spełnienia.
~ . ~
Trasa z Las Vegas do Henderson zajęła 23 minuty. Jadąc tam podałam Nero dokładną trasę, jaką się kierowałam. W samochodzie wybrzmiewało sapanie Roko, jak i pojękiwania chłopaka, który siedział za mną. Tracił coraz więcej krwi, przez co głowa z lekka mu opadała.
— Którędy?! — zapytałam głośno, na co chłopak się ocknął.
— Prosto — wymamrotał. — Musisz znaleźć ulicę E Van Wagenen St. Na lewo, lub prawo, już nie pamiętam znajduje się warsztat, parking czy chuj wie co to jest. Będą stać tam ciężarówki — zatrzymał się, po czym syknął gdy najechałam na dziurę w drodze przez co wszyscy podskoczyliśmy. — Za ciężarówkami wszystko się rozegra.
Zacisnęłam ręce na kierownicy gdy odnalazłam ulicę, a na niej wcześniej opisany parking przez poranionego chłopaka. Drżały mi usta gdy zatrzymałam się nieco wcześniej, niż powinnam przed obawą, iż ktoś mnie usłyszy.
Bezszelestnie odpięłam pas, lustrując ulicę oświetloną latarniami. Parking był nad wyraz widoczny, tak jak i budynek który tam stał. Jednak wspomniane ciężarówki zasłaniały resztę widoku na plac, na którym prawdopodobnie był Dragon.
— Jest albo w ciężarówce — wymamrotał. — Albo w kontenerach, które dowieźli.
Serce przyspieszyło, gdy spojrzałam na chłopaka w odbiciu lusterka. Był ledwo przytomny, a ja nie wiedziałam czy powinnam czuć ulgę, czy też wyrzuty sumienia.
— Wrócę — powiedziałam, po czym sięgając do kieszeni spodni wyjęłam kluczyk uwalniając jego jedną rękę. — Potraktuj to jako szansę. Nie mogę cię jeszcze wypuścić, ale wrócę — odezwałam się, odpinając jedną z jego rąk.
Nie mogłam wypuścić go tak od razu. W każdej chwili mógł zrobić coś nieoczekiwanego, przez co pomoc Dragonowi byłaby skazana na porażkę. W tym momencie jego życie stawiałam ponad wszystko, choć nie powinnam.
Przeszłość powinna dać mi do myślenia, jednak ja nie chciałam się do niej cofać, bo gdybym to zrobiła, mieszanina w mojej głowie zrobiłaby mi jeszcze większą papkę.
Zdjęłam bluzę, po czym oderwałam rękaw, który oplotłam wokół rany chłopaka. Zaciskając ją na najbardziej krwawiącym miejscu spojrzałam w jego nieco zaszklone oczy.
— Bluza będzie leżała obok. Uciskaj ranę. Wrócę — powiedziałam, po czym odetchnęłam i chwyciwszy broń ze schowka spojrzałam na Roko. — Jeżeli robię źle, możesz na mnie naszczekać.
Roko przekrzywił głowę, po czym z podekscytowaniem obrócił się w stronę swoich drzwi, drapiąc w szybę.
To chyba mogłam uznać za dobry znak...
Liczne odgłosy rozmów, mieszały się z ciężkimi krokami. Schowałam się za jednym z samochodów, który przypominał terenówkę. Nie znałam się na markach, jednak kojarzyłam je jedynie z filmów. Korozja zdołała pokryć drzwi czarnego samochodu, a z opon zeszło wszelkie powietrze.
Oddychałam ciężko zerkając to na Roko, który siedział tuż przy mnie, to na mężczyzn którzy kręcili się w pobliżu kontenera, przez co mogłam wywnioskować, iż to właśnie tam mógł być Dragon.
Nerwowo zaciskałam dłonie na pistolecie, w którym miałam jeszcze cztery naboje. Nie mogłam tak po prostu siedzieć i czekać, przez co zaczęłam się zastanawiać co tak właściwie powinnam zrobić. Rzucenie się do biegu w momencie gdy przechadzała się tu spora część osób, było po prostu głupie.
Wiedziałam, że za chwilę powinien być tu Nero, jednak co jeśli ta chwila mogła oznaczać śmierć Dragona?
Zerknąwszy na kamyk przełknęłam z trudem, po czym chwytając go w dłoń delikatnie nim podrzuciłam.
— Czasami wystarczą łatwe rozwiązania — szepnęłam i patrząc z nadzieją na kamień chuchnęłam na niego, po czym rzuciłam w przeciwną stronę.
Gdy tylko kamyk uderzył o samochód mężczyźni jak na zawołanie zesztywnieli i rozglądając się dookoła wyjęli pistolet na których widok niemal mnie zemdliło. Dawali sobie znaki dłońmi, by po chwili ruszyć powolnym krokiem w stronę dźwięku.
Jeden z nich został w miejscu, natomiast cała szóstka ruszyła w przeciwną stronę, znikając za samochodami.
To musiał być ten moment...
Powoli przechadzałam się między samochodami, starając się aby nikt mnie nie usłyszał. Pojedyncze kamyki, jak i piasek momentami szeleścił pod butami, a odgłosy łap Roko gubiły się między moim oddechem.
Zdołałam zbliżyć się do kontenera na tyle blisko, że dzieliło mnie od niego zaledwie 50 metrów. Jednak stojący, tęgi mężczyzna pilnował go, uważnie lustrując otoczenie dookoła. Mogłam albo strzelić, albo próbować się przedrzeć niepostrzeżenie, jednak wtedy zaliczenie kulki w plecy było nieuniknione, a zaraz za mną dostałby ją Roko.
Pies się spiął, gdy mężczyzna podszedł nieco bliżej nas. Schyliłam głowę, chowając również Roko, gdy nasłuchiwał otoczenia wokół nas. Serce przyspieszyło na myśl, iż mógł mnie zobaczyć, jednak po chwili odetchnęłam z ulgą gdy odszedł ruszając przed siebie.
I chyba to właśnie było moje ''być albo nie być'', bądź ''kulka albo nie kulka''
Gdy tylko był tyłem, wstałam na równe nogi, po czym wślizgnęłam się do kontenera, którego drzwi zostały uchylone. Zaraz za mną wparował do niego Roko, który momentalnie wystrzelił przed siebie.
Na samym końcu niebieskiego, blaszanego pomieszczenia, którego korozja zdołała już zżerać od dołu, spostrzegłam to czego szukałam. Na liniach wodnych zgromadził się potok łez, który momentalnie spadł na moje policzki gdy tylko zamrugałam.
Warga mi zadrżała na widok Dragona. Nie ruszał się. Zmuszony, klęczał na ziemi, a jego ręce zostały rozchylone w górze, jak i przypięte kajdankami do napiętych łańcuchów po dwóch różnych stronach kontenera.
Moje kroki rozbrzmiały niewielkich echem, gdy zbliżałam się do niego. Dziura, która znajdowała się w prawym górnym rogu, sprawiała iż światło lamp padało na Dragona, czyniąc go obiektem, który bandyci mogli podziwiać. Jego naga klatka piersiowa uwydatniła kilka głębokich nacięć, a ze zwisającej głowy, którą osłaniały jego ciemne włosy, kapały bursztynowe krople krwi.
Mój Boże... tylko nie to....
Gdy tylko do niego podbiegłam padłam przed nim, chwytając w dłoń jego bezwładną głowę. Łkanie niemal wyrywało się spomiędzy moich warg, gdy koszulką starałam się otrzeć twarz, którą pokrywała krew.
— Dragon... — szepnęłam desperacko, delikatnie potrząsając jego głową. — Proszę obudź się — gdy oderwałam koszulkę od jego twarzy, przyłożyłam dwa palce do miejsca, w którym można było sprawdzić puls.
Był wyczuwalny, na co kącik moich ust uniósł się w uldze. Bez najmniejszego zawahania wyjęłam komórkę dzwoniąc do Nero. Blondyn nie zaprzątał sobie głowy karceniem mnie za to co zrobiłam. Skupiał się na tym jak opisywałam miejsce, na ilości ludzi, których dostrzegłam, jak i to gdzie byłam wraz z Dragonem.
— Cindy, jesteśmy za 20 minut. Uważaj na siebie.
— Ty też Nero, znaczy się... Wy też — poprawiłam się, po czym rozłączyłam, ponownie chwytając głowę Dragona w dłonie.
Roko lizał jego rany na ciele, podczas gdy ja pocierałam kciukiem jego policzek, delikatnie potrząsając jego głową.
— Dragon — powtarzałam błagalnie, licząc na to iż w końcu otworzy oczy. — Błagam obudź się, błagam — przyłożyłam swoje czoło do jego, próbując uspokoić płacz, jak i oddech.
— Princesa — wymamrotał chrapliwie, na co gwałtownie oderwałam czoło patrząc na jego wciąż brudną twarz.
— Jak dobrze — potrząsnęłam jego głową, próbując rozbudzić go najbardziej jak było to tylko możliwe.
— Princesa nie telep tak, tylko szukaj klucza — wciąż był ledwo przytomny. Jego powieki z lekka się uchylały, by następnie opaść wraz z głową.
Cokolwiek mu zrobili, Dragon nie wyglądał na człowieka, który mógłby wyjść o własnych siłach z tego przeklętego miejsca. Rozejrzawszy się dookoła, nie spostrzegłam nic, co mogłoby mi pomóc w otworzeniu kajdanek.
— Tu nie ma klucza Dragon — odezwałam się cicho, po czym wstałam na równe nogi, rozglądając się uważniej po ubitej glebie.
I wtedy usłyszałam odgłos zbliżających się kroków. Sopel lodu spłynął mi po plecach wywołując dreszcz na każdej kończynie. Spojrzałam w stronę drzwi, by następnie wrócić spojrzeniem do Dragona.
— Dragon, ktoś tu idzie...
— Schowaj się za mnie i ani kurwa rusz, chociażby nie wiem co — słuchałam go uważnie, przytakując.
Przełknęłam z trudem, po czym chwyciłam Roko za obrożę, wchodząc za masywne ciało Dragona. Na pierwszy rzut oka z pewnością nie było nas widać, gdyż siedzieliśmy w tym znacznie przyciemnionym koncie, jednak gdyby tylko ktoś stanął naprzeciw Dragona bez najmniejszego problemu spostrzeże mnie jak i psa.
— Calma Roko*
Zmarszczyłam brwi, jednak o nic nie pytałam gdyż do środka wszedł mężczyzna, który pilnował wejścia do kontenera. Z przewieszoną bronią kroczył powoli w stronę Dragona rozglądając się po pomieszczeniu.
— I jak się czujesz Hiszpańska mendo? Chyba ktoś tu po ciebie przyszedł, bo zrobiło się głośno.
Dragon milczał, a ja w środku wiedziałam że milczenie jest zgubne. Z pewnością nawet na wpół przytomny obmyślał plan jak odciąć mu głowę jedynie łańcuchem i kajdankami.
— Wiesz, że jutro powiesimy twój łeb na płocie, albo nawet i lepiej. Wyślemy twoim ludziom kawałek po kawałku. Oczy i uszy, a sobie zatrzymamy skórę którą z ciebie obedrzemy na oczach wszystkich.
Spięłam się, a gdy tylko mężczyzna podszedł bliżej zawieszone klucze tuż przy kieszeni odbiły blask z lamp.
Zrobił kolejny krok, a ja już wiedziałam, że to koniec. Musiałam być tą pierwszą, nim on sam by złapał za karabin i zdążył nacisnąć spust. Ostrożnie wyjęłam pistolet zza paska, po czym delikatnie przymknęłam jedno oko, starając się wycelować w kolano.
Odetchnęłam głęboko, lecz wtedy Roko się poruszył, a ja zdezorientowana nacisnęłam spust. Kulę zagłuszył tłumik, jednak gdy ciało bezwładnie opadło na ziemię, zamarłam rozumiejąc do mnie co zrobiłam.
Pistolet wypadł mi z ręki, na co Dragon zwrócił głowę w moją stronę.
— Nic się nie dzieje Cindy. Weź klucz.
Zagryzłam drżącą wargę, wyczołgując się zza potężnego ciała Dragona. Na mojej twarzy ukazał się grymas niezadowolenia gdy spostrzegłam dziurę w głowie mężczyzny. Zamrugałam, starając wmówić sobie, że właśnie nie zabiłam człowieka.
Jak w amoku chwyciłam pęk kluczy, próbując dopasować go do kajdanek Dragona. Zamek brzęknął za trzecim razem, przez co odczułam małą ulgę.
Drżały mi dłonie, gdy Dragon chwycił moją twarz, po czym złożył na moich ustach pocałunek. Z lekka zachłanny, jak i pełen wdzięczności gest sprawił, iż ugięły się pode mną kolana i upadłabym, gdyby mnie nie złapał w swoje objęcia.
— Nic się nie stało Princesa. Zrobiłaś to w obronie. Oddychaj.
— Zabiłam go — ręce mi zadrżały gdy oparłam je na zakrwawionej klatce Dragona.
— Oddychaj Aniołku — szeptał, gładząc tył mojej głowy.
Wiedziałam po co tu przyszłam, wiedziałam co mogło się wydarzyć, a i tak to przeżywałam. To nie tak, że nigdy nie celowałam do nikogo. W końcu Dragon był na mojej muszce aż dwa razy. A gdy strzeliłam za pierwszym razem, również nie było mi łatwo.
Ale chciałam go wtedy jedynie obezwładnić, a nie zabijać, tak jak zabiłam tego człowieka.
Oddychałam głośno. Na karku poczułam oddech Roko, który siedział przy nas. Dragon ucałował czubek mojej głowy, po czym zmusił mnie abym na niego spojrzała.
— Co tam widziałaś?
Gdy tylko zadał to pytanie, uważnie lustrowałam jego twarz, jak i spojrzenie, które za wszelką cenę starało się być obecne.
— Nero już tu jedzie — odpowiedziałam. — Widziałam sześciu mężczyzn. Spłoszyłam ich, ale... — pociągnęłam nosem, zerkając delikatnie na martwego człowieka za nami. — On został i miał pilnować wejścia.
Dragon zacisnął szczękę. Wiedziałam, że chciał zapytać o znacznie więcej na przykład o to, jak się tu znalazłam i skąd wiedziałam o tym wszystkim, jednak się powstrzymał. Powoli zaczął się unosić do góry, ciągnąc mnie za sobą. Wstał z trudem, przez co wiedziałam, że coś jest nie tak.
— Mocno cię skrzywdzili?
— Łap za pistolet Cindy.
Spojrzałam na przedmiot, po czym na Dragona, który w owym momencie z wysiłkiem schylił się do martwego mężczyzny po broń.
— Cały czas trzymaj się moich pleców Cindy, rozumiesz?
— Będę strzelać, jeśli będę musiała — powiedziałam, próbując powstrzymać łzy.
— Żadnego strzelania. Masz się trzymać moich pleców, a jeżeli będę kazał ci uciekać, albo się schować to zrobisz to, rozumiesz?
Pokręciłam przecząco głową, na co Dragon złapał mnie za twarz, uważnie na mnie patrząc.
— Nie ma kurwa żadnej dyskusji.
Jego czarne oczy były z lekka zamglone, a powieki zdawały mu się ciążyć. Teraz byłam już pewna, że Dragonowi coś dolegało, tyle że nie mogłam zrozumieć co dokładnie. Zmęczenie to jedno, ale to jak zdawał się być osłabiony wywoływało same czarne scenariusze
— Czy oni coś ci dali?
Gdyby jego twarz w dalszym ciągu nie była splamiona resztkami krwi, z pewnością mogłabym stwierdzić iż odpłynęły mu kolory z twarzy. Jednakże, w owym momencie krew dodała mu jedynie zaciętości, przez co przełknęłam z trudem, a następnie potknęłam w zgodzie.
Dragon ruszył przed siebie. Momentami podpierał się o ściany kontenera, a ja mocniej łapałam za jego bok jakby to w jakiś sposób mogło mu pomóc.
Gdy tylko wydostaliśmy się z kontenera, Dragon ruszył w kierunku, gdzie wskazałam stojący samochód którym tu przyjechałam. W duchu błagałam wszystkie świętości świata o to, aby nikt nas nie zauważył i o to, aby Nero już się tu zjawił.
Przechadzaliśmy się pomiędzy samochodami, a Dragon coraz częściej podpierał się o samochody. Martwił mnie jego stan, a tym bardziej to, że gdyby upadł nie byłabym w stanie go podnieść. W przeciwieństwie do niego, nie wezmę go na ręce i nie pobiegnę z nim, tak jak on zrobiłby to ze mną.
Roko w pewnym momencie zniknął mi z oczu, przez co przystanęłam rozglądając się za nim. Dragon również się zatrzymał, gdy nie usłyszał za sobą moich kroków. Zmarszczył brwi, odwrócił się i rozejrzał się, po czym skarcił mnie spojrzeniem, jakbym była tym niechcianym gościem na uczcie.
— Roko gdzieś poszedł — szepnęłam na co Dragon nie zareagował. — Martwię się o niego — dokończyłam, krocząc za Dragonem.
Wtedy cisza gwałtownie ustała. Dźwięk strzału przeszył powietrze, a szyba w samochodzie za mną pękła. Nim Dragon ponownie się odwrócił, ktoś złapał mnie z tyłu, a silny uścisk wokół mojej szyi zaciskał się coraz bardziej. Byłam pewna, że to wyobraźnia płata mi figle wymyślając coraz to różniejsze scenariusze, ale zimna lufa przy skroni przywołała wspomnienie, które odmieniło całe moje dotychczasowe życie.
Dragon zamarł, a jego oczy zwęziły się, patrząc na morderczy przedmiot. Moja broń opadła na ziemię i ledwo mogłam dosięgnąć ją nogą, moje dłonie kurczowo trzymały za rękę mężczyzny, który zaciskał chwyt na moim gardle.
— Wiedziałem, że ktoś po ciebie przyjdzie, ale żeby taki kąsek się tu zjawił — facet dyszał tuż przy moich uchu, gibocząc się z nogi na nogę.
— Zostaw ją — warknął Dragon.
W mojej głowie krążyło milion myśli na sekundę. Jednak jedyne na czym mogłam się skupić to na ciemnych, pełnych grozy oczach i tym, jak kula przechodzi przez moją głowę, gdy tylko facet naciśnie spust.
Brunon zrobił krok w przód, na co napastnik odbezpieczył broń. To jak zesztywniało ciało Dragona, wprawiło mnie w osłupienie.
— Blondyneczka — zamruczał. — I jak pięknie pachnie — powąchał moje włosy, zaciągając się słyszalnie zapachem — Najpierw każdy z nas ją przeleci na twoich oczach, a później — oblizał wargi, zerkając na moją twarz. — Później przestrzelę jej łeb, tak jak ty zrobiłeś to z jednym z nas.
— Jeżeli ją dotkniesz — wysyczał. — Obiecuję, że wsadzę ci każdego fiuta z twoich koleżków do mordy.
Mężczyzna zaśmiał się, po czym potrząsnął mną.
— To ona będzie miała każdego fiuta w mordzie — podkreślając ostatnie słowa zacisnął rękę, przez co nabrałam gwałtownie oddech, czując jak miękną mi kolana.
Szczęka Dragona drgnęła, lecz nagle w jego oczach pojawił się błysk. Patrząc w zacięte oczy mężczyzny powiedział dwa słowa;
— Bierz go.
Opadłam na kolana. Broń ponownie strzeliła, a krzyk rozbrzmiał w moich uszach, gdy Roko taranował mężczyznę. Dragon nieco chwiejnym krokiem zbliżył się do mnie, po czym odsunął od mężczyzny.
Roko jak na zawołanie odszedł od obiektu swojej agresji, a pięść Brunona wyładowała na twarzy napastnika. Chrzęst nosa sprawił, iż przymknęłam oczy, odsuwając się od zamaszystych uderzeń. Przekleństwa w obcym języku wylewały się między ciosami, a gdy mężczyzna zaczął krztusić się swoją własna krwią, Dragon uniósł go z lekka, po czym chwycił jego kark, warcząc mu do ucha;
— A to za to, że kiedykolwiek pomyślałeś, że mógłbyś ją dotknąć — coś trzasnęło, gdy Dragon wykręcił nienaturalnie mężczyźnie głowę, a on zakrwawiony bezwładnie opadł na ziemię.
Serce waliło mi jak oszalałe, a oczy przysłaniały łzy, które momentami tworzyły jedną wielką plamę z mojego otoczenia.
Ten gest przypomniał mi kim jest naprawdę Dragon. Jak brutalny potrafi być i to, jak mógłby zareagować gdyby dowiedział się, całej prawdy. Jego jeden ruch sprawiłby, że wszystko by zgasło.
Dragon ciężko oddychając wstał, po czym wyciągnął dłoń w moją stronę, jakby upewniał się że wciąż kojarzę. Zerknąwszy na pokrytą bursztynową cieczą rękę przełknęłam z trudem, po czym drżąc przykryłam ją swoją.
Z głowy próbowałam rzucić to jak skręcił mężczyźnie kark i to, jak chwile temu zabiłam jednego z nich. Oboje wstaliśmy, a Dragon rzucił mi ostatnie spojrzenie upewniając się, że dam radę iść dalej.
Odgłosy krzyków, jak i licznych kroków zaczęły się zbliżać w ku nas, gdy nagle ogień zaczął padać z naszej strony. Odgłosy hamujących motorów, jak i samochodów, mieszała się ze strzałami. Blondwłosa głowa wyłoniła się zza jednego z samochodów, mierząc do ludzi, którzy porwali Dragona.
— Schyl się i idź do Nero — Dragon pchnął mnie w przód, po czym odwrócił się i łapiąc za broń zaczął również mierzyć do całej reszty.
— Nigdzie bez ciebie nie idę — oświadczyłam.
— Wynocha stąd Cindy! — krzyknął nie patrząc na mnie, a ja doskonale wiedziałam co robił.
Specjalnie zaczynał być mężczyzną którego znali wszyscy. Liczył na to, że jego chamstwo zadziała. Że skruszę się i zostawię go tu samego, zważając na to, że wcześniej ledwo trzymał się na nogach.
— Pierdol się Dragon. Albo idziesz ze mną, albo tu zginiemy razem.
Gdy zwrócił się ponownie w moją stronę wściekłość owładnęła jego twarz, jak i całą postawę ciała. Z zaciśniętymi zębami ruszył w moją stronę, osłaniając tym razem mój tył. Czułam jego ciepłe ciało toż za sobą. Był niczym tarcza, która nie chciała przepuścić żadnej kuli.
Przedzieraliśmy się przez strzelaninę, jak i pękające szyby w samochodach, gdy zniknęliśmy za ciężarówkami.
Nie musiałam patrzeć na niego, by wiedzieć, że był wściekły. Kątem oka dostrzegałam jedynie jak się rozglądał, próbując dostrzec jakiekolwiek zagrożenie. Nasze oddechy oznajmiały to, jak bardzo biliśmy zmęczeni, a chwiejnie kroki Dragon to — iż był nieswój.
— Samochód jest tam — skinęłam głową w jego kierunku, a Dragon bez słowa ruszył tam.
Zdawał się być rozkojarzony. Jakby świat dookoła niego nie istniał. Przełykając gulę w gardle objęłam go w pasie, pragnąc pomóc zachować mu równowagę.
— Dalej Dragon. Już niewiele zostało. Nie możesz upaść, nie podniosę cię sama.
Wysłuchując mojej prośby zamrugał, po czym ruszył ze mną, starając się na mnie nie napierać. Gdy tylko dotarliśmy do samochodu, jak na zawołanie zesztywniał patrząc na mężczyznę, siedzącego na tylnych siedzeniach.
— Kto to kurwa jest Cindy?
— Nie mamy na to teraz czasu — powiedziałam, otwierając drzwi z przodu. — Wsiadaj Dragon!
Chłopak jak na zawołanie uniósł głowę, a ja nim się obejrzałam usłyszałam odgłos otwieranych drzwi, a strzał nagle padł z broni Dragona. Otworzywszy szeroko oczy wpatrywałam się w nieruchome ciało chłopaka, jak i krew, która obryzgała szybę. Zadrżała mi warga, gdy Dragon wyciągnął w moją stronę dłoń.
— Kluczyki.
— Jak mogłeś to zrobić?! — krzyknęłam, odtrącając jego rękę. — Obiecałam mu. Obiecałam, że wypuszczę go, gdy tylko wrócę!
— On cię widział — warknął. — Gdybyś go kurwa wypuściła Cindy, od razu wiedzieliby kogo mają szukać.
Zadrżała mi warga, gdy zerkałam to na Dragona, to na chłopaka, jak i zakrwawioną szybę. Warga zaczęła mi drżeć na myśl, iż ktoś po raz kolejny stracił tego wieczoru przeze mnie życie.
Pociągnęłam nosem, gdy Dragon okazał swoje zniecierpliwienie. Dłonie odmawiały posłuszeństwa gdy szukałam kluczyków do kajdanek, które w efekcie końcowym znalazłam w swojej kieszeni. Gdy mu tylko je podałam Dragon odpiął chłopaka, po czym wyrzucił go z samochodu.
Nogą poruszył jego głową, jak i szturchnął rękę, owiniętą moją bluzą, Uniósł brew, po czym zerknąwszy w moją stronę uniósł z lekka podbródek.
— Widzę, że Roko był tego samego zdania.
Spuściłam wzrok, wypuszczając spomiędzy płuc drżący wydech. Odgłosy strzałów powoli cichły, jednak bicie moje serce wciąż dudniło o moje żebra.
— Do samochodu Princesa.
Skinął na pojazd, przez co bez słowa ruszyłam na siedzenie od strony kierowcy. Wtedy Dragon uderzył ręką o samochód pragnąc się podeprzeć, lecz w efekcie końcowym opadł na ziemię.
— Dragon! — otworzyłam szeroko oczy podbiegając do niego. — Nero!
~ . ~
Nie byłam w stanie powiedzieć ile płakałam. Moje oczy ledwo chłonęły rzeczywisty obraz jaki miałam przed sobą. Lekkie potrząsanie na nierównej drodze wybudzało mnie z zamyśleń, gdy wpatrywałam się w szybę przed sobą. Nero prowadził pojazd, a ja wraz z Dragonem zajmowałam tylne siedzenia.
Pociągałam nosem, gładząc włosy Dragona, którego głowa spoczywała na moich kolanach. Po tym jak stracił przytomność, Nero jak na zawołanie przybiegł z kilkoma chłopakami, ładując go do samochodu.
Puls był wyczuwalny, lecz podali mu silny lek nasenny, przez co Dragon stał się otępiały i ospały. Nero zapewniał mnie, że nic mu nie będzie, jednak ja co chwilę sprawdzałam czy aby na pewno oddychał.
— Mogłaś zginąć Cindy...
— Ale nie zginęłam — szepnęłam, pragnąc stłamsić słowa, które cisnęły mi się na język.
Blondyn zerknął w lusterko, a nasze oczy automatycznie napotkały się w odbiciu.
— Jestem pod wrażeniem, że po tym wszystkim odważyłaś się to zrobić.
Niepewnie zerknęłam na Dragona, na co blondyn się uśmiechnął.
— Dostał silny lek Cindy. To cud, że potrafił strzelać. Prócz leku nasennego, mogli podać mu coś jeszcze.
— A jeżeli coś mu się stanie?
— Nie zabiliby go w ten sposób. Miał być w końcu przykładem dla ludzi, którym przyjdzie do głowy po raz kolejny zadrzeć z dawnymi członkami grupy z Vegas.
— Dlaczego Dragon tak właściwie ich ściga? — zapytałam, lustrując dyskretnie twarz śpiącego Brunona.
Nawet teraz przypominał Diabła. Nieco spokojniejszego, ale wciąż Diabła. Śniada karnacja, ciemne, gęste brwi, jak i wachlarz rzęs opadających na policzek. W niektórych miejscach wciąż miał pozostałości po krwi, którą wytarłam mu własną koszulką, a siniak widniejący na jego policzku powoli zaczynał nabierać fioletowych barw. Oko również puchło, tak samo jak i warga. Nie byłam w stanie stwierdzić, czy na ciele również ma siniaki, gdyż tatuaże wszystko przysłaniały.
— Pomogli w zabiciu Antonia.
Szczęka mi opadła, jednak nie zapytałam o więcej. W owym momencie skupiałam się na gładzeniu zlepionych włosów Dragona, jak i jego skroni.
— Nie potrafisz go nienawidzić — stwierdził, zaciskając dłonie na kierownicy
— Nie potrafię — przyznałam cicho. — I nie potrafiłabym patrzeć jak umiera. Gdybym wiedziała, że miałam na to jakiś wpływ, że mogłam zadziałać, a nic nie zrobiłam — zatrzymałam się aby wypuścić drżący wydech. — To nienawidziłabym bardziej siebie, niż nienawidzę teraz. Bo to, że nie jestem w stanie darzyć go złymi emocjami, które przeważałyby nad wszystkim byłoby gorsze od poczucia, że nie zrobiłam niczego.
Nero również odetchnął. Nie odpowiedział, i czułam, że to nie dlatego bo nie wiedział co. Nie odpowiedział, ponieważ to co bym usłyszała z pewnością mógłby mnie zaboleć. Czułam, że patrzy na mnie tak, jakbym zawiniła. I miał rację.
Bo zawiniłam.
Zawiniłam w każdej możliwym znaczeniu tego słowa. Ponieważ po raz kolejny oddałam serce Diabłu, od którego on, jak i cała reszta chciała mnie chronić.
Calma Roko* — Spokój Roko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top