31. Pakujesz się w to dla mnie.

Dzień dobry🤍

Pov Cindy:

Wciąż leżałam oszołomiona tym, co tak właściwie się stało. Jak tylko Dragon wyszedł, momentalnie chwyciłam za komórkę, by następnie wymówić po cichu słowa, które wypowiedział, jednakże musiałam robić to zbyt nieudolnie, gdyż tłumacz Google nie potrafił zrozumieć mojej wymowy.

Słowa brzmiały jak coś uroczego. Jak urocza obietnica, albo jak zawsze ta naiwna część mnie uwierzyła w coś, co nigdy nie miało miejsca. Może właśnie powiedział mi, że nie znosi mojego widoku bądź, że chrapałam w nocy, a ja się rozczulam nad słowami, których nawet nie potrafiłam powtórzyć.

Tej nocy wydostał mnie z odmętów koszmarów, które nawiedziły mnie po raz kolejny. Ich ilość ostatnio znacznie zmalała, aż do wieczora, w którym Burce przekroczył granicę i do momentu zdarzenia, które miało miejsce zaraz po tym, jak wsiadłam do samochodu. Nieodgadniona postać sprawiła, iż nie zważałam już na nic. Nawet na to, że ochroniarz Dragona patrzył jak bez opamiętania zmierzam w stronę ciemnej uliczki.

Tatuaże Bruna, którym przyglądałam się tej nocy uspokajały moje walące serce. Choć wyobraźnia wciąż pokazywała wspomnienie człowieka w kapturze, te kwiaty, napisy, lew czaszki, czy liczne wzory sprowadzały mnie na ziemię. Jego głos przedarł się przez każdą z postaci, które stały dookoła mnie.

Chwyciwszy telefon w dłoń odetchnęłam głęboko i bez opamiętania wybrałam numer Nero, by opisać mu wczorajszą sytuację z anonimem w wiadomości tekstowej. Byłam wręcz pewna, że nie mógł być to przypadek i nie mogłam tego zignorować. Nero w końcu szukał sprawcy, a gdybym cokolwiek zataiła przed nim, sama kopałbym mu doły.

Ja: Musimy pogadać. Sprawa dotyczy anonima. Widziałam kogoś wczoraj i jestem pewna, że to nie przypadek.

Później otworzyłam chat z Alex, który wręcz pękał w szwach od nieodebranych wiadomości. Wystarczyło spojrzeć na ich ilość, bym wiedziała, że mam przechlapane. Moje palce z lekkim zawahaniem wystukały krótką wiadomość o treści:

Ja: Jak bardzo mam przechlapane?

Zagryzając wargę czekałam na jakąkolwiek odpowiedź z jej strony, lecz ta nie nadeszła. W zwyczaju zawsze odpisywała mi max po pięciu minutach, tak więc wciskając przycisk blokady, wstałam powoli z łóżka, przecierając twarz dłońmi.

Nie potrzebowałam lustra, by wiedzieć jak noc oraz wydarzenia z wczoraj wydarły ze mnie resztki sił. Oddychałam, lecz w środku zaczynałam czuć się martwa. Zupełnie tak, jakby ktoś naprawdę miał laleczkę voodoo z moją podobizną i robił wszystko bym stała się nicością.

Zmarszczyłam brwi, gdy moje nozdrza wyczuły zapach, przez który mój brzuch niemal zawył z bólu. Nie musiałam nawet zaglądać za drzwi, by wiedzieć, że była to jajecznica.
Wstałam na równe nogi, zabierając po drodze ubrania, jak i bieliznę. Nawet długi prysznic i szorowanie się liczną ilością żelu nic nie dało. Wciąż czułam na sobie dłoń, która wypalała moje udo, jak i język zlizujący moje łzy, który wręcz parzył.

Odbicie w lustrze o dziwo nie odzwierciedlało tego co kryło się pod burzą moich blond loków, za co szczerze dziękowałam sobie w duchu. Nie zamierzałam nawet przez sekundę pokazać Dragonowi co wydarzyło się wczorajszej nocy. Musiałam jedynie wymyślić śpiewkę na temat tego jak bardzo zależało mi na awansie, albo nie tłumaczyć mu się wcale — co z pewnością będzie cięższym orzechem do zgryzienia.

Choć ciężko było patrzeć w swoje odbicie, tak z lekka dopieściłam twarz korektorem, by ukryć w jakimś stopniu podkrążone oczy. Im mniej będzie widać — tym lepiej.

Odziana w oversizową koszulkę z zespołem ''Kiss'' i krótkich spodenkach, które wręcz zatopiły się pod materiałem bluzki ruszyłam w kierunku sypialni, w której leżał laptop. Dziś miałam zamiar skończyć ostatni projekt i zakończyć współpracę z Brucem. Normalnie nie zważałabym na nic, zostawiając to jemu jak i Sarze. Jednak klient dla którego pracowałam wpłacił zaliczkę, a współpraca z nim była przyjemnością. Poza tym musiałam opłacić mieszkanie, przez co potrzebowałam tych pieniędzy.

W progu drzwi swojej sypialni dostrzegłam kątem oka Dragona, który znajdował się przy kuchni. Cała zastygłam, gdy zerknęłam w jego stronę, podczas gdy on mieszał jajecznicę na patelni. Ruchy, które wykonywał był naturalne jednak twarz zdawała się być skupiona jak na jakimś skomplikowanym zadaniu.

Przełknęłam z trudem, gdyż zaschło mi w gardle na jego widok w koszulce, jak i krótkich spodenkach, które odkrywały również jego wytatuowane nogi. Nie byłam w stanie się ruszyć, przez co musiałam stać zbyt długo, gdyż Dragon uniósł swoje ciemne oczy znad patelni wprost na mnie.

Głodny brzuch wybrzmiewający serenady głodowe właśnie ucichł, a dziwnie łaskotanie zastąpiło uczucie uporczywego ssania. Czerń jego oczu lustrowała każdą część mnie, nie pomijając nawet zdartej części napisu koszulki, a ja wciąż nie potrafiąc się ruszyć wpatrywałam się w jego przystojną twarz.

— Chodź Cindy, śniadanie — odezwał się niemal obojętnym tembrem głosu, skupiając ponownie swoją uwagę na zadaniu, jakim było mieszanie jajecznicy.

Miałam już odmówić, lecz wiedziałam, że gdy tylko to zrobię Dragon z pewnością wyczuje, że coś jest nie tak.

— Widzę, że boisz się kołka. Czy to ma być próba otrucia mnie? — rzuciłam, na co Dragon zastygł z drewnianą łyżką, którą mieszał posiłek.

Jego czarne oczy ponownie uniosły się znad naczynia, patrząc teraz na mnie spod byka. Przez moment między nami panowała cisza, a ja nie mogąc jej wytrzymać uniosłam swoją brew, czekając na zaczepkę w moją stronę.

— Albo przywleczesz tu swój tyłek sama, albo podejdę i sam cię posadzę.

Zmrużyłam oczy, opierając dłoń o futrynę.

— Nie zrobisz tego.

Zrobiłby. I dobrze o tym wiedziałam. Nie wiedząc czemu, zawsze czułam potrzebę sprzeciwienia się mu, bo tak było mi lżej i przez moment oszukiwałam się, że walczę, przez co ani trochę nie zależy mi na jego obecności, czy na durnym przekomarzaniu się.

Gdy zakręcił gaz, a łyżka została odłożona z lekkim hukiem na patelnię otworzyłam znacznie szerzej oczy z lekka cofając się z tył, przez co moje plecy napotkały za sobą próg drzwi mojej sypialni.

— Dobra, dobra — uniosłam dłonie w geście poddania się. — Już idę.

Nawet nie próbowałam mu okazać tego, jak byłam zaskoczona tym, iż przyrządził mi śniadanie. Jednakże z lekką obojętnością usiadłam przy małej wyspie kuchennej. Próbując ignorować jego spojrzenie zajrzałam w patelnię, gdzie znajdowała się jajecznica przyrządzona na miękko.

Liczne warzywa na talerzu, jak i bułki posmarowane serkiem wzbudziły delikatny uśmiech na mojej twarzy. To jak go teraz widziałam, to jak okazał swoją ''dobrą stronę'' sprawiało że miękłam.

Pod tą zimną maską i zbroją z tatuaży i mięśni kryło się znacznie więcej niż mogłoby się wydawać.

— Nie rozczulaj się tak — syknął. — Vito nie mógł dzisiaj nic kupić na śniadanie bo ma robotę, więc jesteś skazana na jedzenie zatrutych jajek i warzyw.

Oparłam głowę na dłoniach, robiąc minę jakby właśnie wyznał mi wieczną miłość.

— Ohh jak romantycznie — powiedziałam, trzepotając rzęsami. — A w herbacie mam rozumieć, że jest cyjanek, czy jakieś inne gówno?

Dragon bez słowa nałożył sobie jak i mi porcję na talerz, by następnie przesunąć go w moją stronę niczym wściekłemu psu.

— Rany, Rycerzu jestem pełna podziwu — chwyciłam zamaszyście widelec, po czym nabrałam na niego nieco jajecznicy, by następnie zanurzyć sztuciec w buzi. — Niebo w gębie. Powinieneś dostać podwyżkę.

Dragon jadł w ciszy, zachowując się tak, jakby mnie tu nie było. Jajecznica była naprawdę dobra, a herbata nie zdawała się być żadną z trucizn o jaką go podejrzewałam.

Miałam ochotę ponownie zabrać głos, jednak z jakiś dziwnych przyczyn wyczułam, że to nie jest ta chwila. Gdy tylko oboje skończyliśmy jeść swój posiłek, chwyciłam talerze i zabrałam się za sprzątanie. Dragonowi musiało to pasować, gdyż nawet nie zaprzeczył gdy chwyciłam za naczynia, by je opłukać i włożyć do zmywarki.

Gdy wyszedł na spacer z Roko, odetchnęłam głęboko, czując jak atmosfera staje się lżejsza. Coś w jego zachowaniu sprawiło, że poczułam niepokój. Jego milczenie było gorsze niż jakakolwiek obelga rzucona w moją stronę. Wolałam słuchać dwa razy bardziej nieprzyjemnych epitetów, niż siedzieć w ciszy, którą zagęścił jego oddech i spojrzenie godne Bazyliszka.

Ruszając do sypialni chwyciłam laptop, który leżał na toaletce, po czym spojrzałam w okno. Widok nie różnił się w żadnym stopniu, lecz nie mogłam się oprzeć wrażeniu, które sprawiało, iż czułam na sobie czyjś wzrok.

Osoba, która zatruwała moje życie musiała być blisko i z pewnością czekała na moment, w którym mogłaby mnie dopaść. A ja? Ja nawet nie wiedziałam kim jest i jakie zdarzenie mogłoby spowodować tak głęboką nienawiść, którą zostałam obdarzona.

Lustrując ponownie ulice, zaglądałam w uliczki domów, czy też bloków, jednak nikogo nie znalazłam. Jedynie Dragon rzucił mi się w oczy. Spacerował z Roko i choć mogłoby się zdawać, że po prostu kroczył ze swoim czworonogiem przed siebie, tak wiedziałam że był czujny. Obserwował każde mieszkanie, zakamarek dróg, jak i samochody, które jeżeli tylko zwolniły, Dragon obdarzał je swoją uwagą.

Jak na zawołanie Bruno wyczuł moje spojrzenie. Unosząc nieco głowę do góry, spojrzał prosto na mnie przez co momentalnie usunęłam się z pola widzenia i jak gdyby nigdy nic położyłam się na łóżku, włączając laptopa.

Słyszałam jak Dragon wchodził do domu, a odgłos kroków Roko był wręcz niemożliwy do zignorowania. Jednak nie wyszłam z pokoju. Leżąc na łóżku, próbowałam wymyślić hasło, które pomogłoby zareklamować płatki śniadaniowe. Każde słowo, które wpisywałam nie rymowało się z kolejnym. Świadomość, że wciąż pracuję dla tej obrzydliwej świni sprawiała, iż nie potrafiłam myśleć jak zawsze. Palce zastygały mi nad klawiaturą, gdy próbowałam wpisać cokolwiek innego.

Tak właśnie spędziłam godzinę, gdy drzwi do sypialni otworzyły się, a do środka wparował Roko wraz z Dragonem. Czworonóg od razu wskoczył na łóżko, rzucając się na mnie. Jego język próbował polizać moją twarz, jednak ja z całej siły próbowałam tego uniknąć.

— Roko! — uśmiechałam się, próbując powstrzymać tą wielką, czarną bestię przed nadchodzącym atakiem.

Ten nieco się uspokoił i po chwili wygodnie ułożył się w moich nogach, opierając głowę o moje kolano. Ciężkie ciało Dragona opadło tuż obok mojego. Materiał jego bluzy musnął moją rękę, a zapach niemal zmiękczył każdą komórkę w moim ciele.

Zerknął w ekran bez grama emocji na twarzy. Kursor zastygł nad pierwszym słowem, które było jedynym co zdołałam napisać.

— Chocołaki — przeczytał beznamiętnie i głośno zerkając w moją stronę.

— Dzisiaj chyba nie mam weny — skrzywiłam się chcąc zamknąć laptopa, jednak on zatrzymał mój ruch przetrzymując ekran.

— A co musisz zrobić?

— Wymyślić jakieś łatwe i proste hasło, które będzie się rymować — odpowiedziałam.

— I musi być w tym haśle słowo ''Chocołaki''? — zapytał.

— Tak. To nazwa płatków, które właśnie wejdą na rynek.

Dragon przejechał językiem po zębach, po czym patrząc na mnie uniósł kącik ust.

— Więc trucizna działa.

Otworzyłam szeroko oczy jak i usta, uderzając Dragona w ramię.

— Dobra, dobra — poprawił się, opierając głowę o zagłówek łóżka. — Jak coś wymyślę, to jaką nagrodę dostanę?

— Przełożę planowane zabójstwo kołkiem na inny dzień.

— Na inny rok — negocjował.

— Tydzień.

— Miesiąc — powiedział, na co zmrużyłam oczy.

— Zgoda niech będzie — odparłam wywracając oczami, jednak nie spojrzałam na niego, a na ekran, na którym widniało jedno słowo.

— Daj to — chwycił laptop, na co niechętnie mu go przekazałam.

— Ej, możesz mówić, a ja będę pisać. Praca w zespole, wiesz co to takiego?

— Jestem miły i wynegocjowałem z moim zabójcą morderstwo na inny miesiąc. Na dziś już wystarczy.

Zaśmiałam się, patrząc na wytatuowane palce, które wstukują w szybkim tempie w pojedyncze literki, tworzące zdanie. Czytałam w głowie słowa, które pojawiały się na ekranie zdając sobie sprawę z tego, że brzmiało to naprawdę dobrze.

— Chocołaki, Chocołaki to naprawdę dobre smaki. Czy kuleczki, czy muszelki smak poczujesz wielki — przeczytałam na głos, wybuchając gromkim śmiechem.

Dragon ze zmarszczonymi brwiami patrzył na mnie, jakby nie wiedział o co mi chodzi, a ja wciąż się śmiałam, zasłaniając dłonią swoje usta.

— Dałabym wszystko żebyś przeczytał to na głos — mówiąc to wciąż się śmiałam patrząc to na niego, to na słowa, które napisał.

— Nie ma takiej ceny za którą bym to zrobił — odłożył laptop na moje uda, po czym wstał z łóżka.

— Proszę — śmiech zniekształcił słowo, jednak wiedziałam, że Dragon je zrozumiał. Zerknąwszy na mnie przez ramię wyszedł z pokoju zostawiając mnie wraz z Roko, który patrzył na mnie jak na wariatkę.

Dzięki Dragonowi i temu, iż wymyślił hasło bez trudu wykonałam grafikę, na którym znajdowało się opakowanie płatków, jak i postacie, które łapały lecące czekoladowe muszelki, jak i kółka. Robiąc to wciąż podśmiechiwałam się pod nosem, wyobrażając sobie jak Dragon wymawia ową rymowankę.

Już prawie skończyłam gdy zza drzwi doszedł mnie krzyk Alex. Ze zmarszczonymi brwiami odłożyłam laptop na bok i przepraszając Roko gwałtownie wstałam, ruszając wprost do kuchni. Pies ruszył zaraz za mną, lecz gdy tylko stanęłam w centrum salonu, wściekła Alex właśnie rozmawiała o czymś z Dragonem.

— Alex? — zapytałam i nie zastanawiając się ani chwili dłużej zaczęłam zbliżać się w ich kierunku.

Przyjaciółka gdy mnie tylko dostrzegła również ruszyła ku mnie, topiąc mnie w swoich objęciach. Delikatnie pociągnięcie nosem, jak i siła uścisku dały mi do zrozumienia, iż coś jest nie tak.

— Co się stało? — odsunęłam się od niej, chwytając za jej ramiona.

— Możemy pogadać w twoim pokoju? — zapytała, na co zerknęłam na Dragona, który pozbawionym uczuć spojrzeniem patrzył to na mnie, to na Alex.

— Oczywiście — powiedziałam.

— Lorenzo wie, że tu jesteś? — zapytał Dragon, na co moja przyjaciółka zacisnęła usta.

Gdy tylko się odwróciła w jego stronę wiedziałam, że nie wyniknie z tego nic dobrego.

— Nie jestem kurwa dzieckiem, ani psem, żeby mi mówił gdzie mogę być za jego pozwoleniem, a gdzie nie.

— Lepiej żeby wiedział.

— A ty się spowiadasz gdzie chodzisz? Albo może po jakich klubach się szlajasz? — warknęła, a ja chcąc uniknąć ich kłótni chwyciłam ją za łokieć ciągnąc w stronę sypialni.

— Daj spokój Alex — mówiłam spokojnie, starając się iść nieco szybciej.

Przyspieszyłam kroku i zanim Alex zdołała cokolwiek powiedzieć wepchnęłam ją do środka, zamykając za sobą drzwi.

Łzy ciekły jej z oczu, gdy obie siedziałyśmy na ziemi, opierając się plecami o łóżko. Jeszcze nigdy nie widziałam Alex w takim stanie, przez co w środku zaczynałam się gotować. Lorenzo zyskiwał jeszcze więcej minusów w moich oczach niż mogłoby się wydawać.

Kłótnia o której mi opowiedziała ścisnęła mnie za serce. Brak akceptacji ze strony najstarszego z synów Lorenzo naprawdę ją dotknęła.

— Nigdy się nie spodziewałam tego, że coś takiego mnie dobije — wydukała zapłakanym głosem. — Luca jest uroczy, ale Samuel... on nie rozumie. Ciągle ma za złe swojemu ojcu, że jest ze mną.

Ze zmartwionymi oczami patrzyłam na Alex, po czym zamknęłam ją w uścisku, który spowodował potok kolejnych łez.

— A gdy podsłuchałam jego rozmowę... to jak rozmawiał z kimś o klubach i o dziewczynach — kontynuowała. — Wiedziałam, że nie jest sprzedawcą ciastek czy wędlin, ale nie sądziłam, że pracuje w takich klubach — uniosła swoje oczy wprost na mnie, patrząc tak, jakby zapragnęła dostać odpowiedź bez używania słów. — Wiedziałaś?

Nie mogłabym teraz okłamać Alex.

Niechętnie skinęłam z lekka głową, by następnie ukazać grymas niezadowolenia na swojej twarzy.

— Sądziłam, że ty też. Kiedyś nawet nakryłam Dragona z innymi chłopakami, gdy byli z dziewczynami.

— O boże – obrzydzenie w jej głosie nie pozostawiało żadnych niedomówień. — Lorenzo też tam był? — zapytała nieco drżącym głosem,

Pokręciłam przecząco głową, pocierając z lekka jej ramię dłonią.

— Lorenzo wracał do zdrowia. Był w szpitalu.

Przełknęła, po czym odchyliła głowę w tył zawieszając swoje spojrzenie na suficie.

— Dlaczego to musiał być on? — wydukała. — Dlaczego...

Nim zdołałam zapytać o coś więcej, w salonie wybrzmiał znajomy tembr głosu. Mogłabym być ogłuszona, ale głos Lorenzo i Dragona rozpoznam dosłownie zawsze.

Alex gwałtownie spojrzała na mnie, gdy nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, a wściekły Lorenzo stanął w ich progu. Z zaciętością patrzył to na mnie, to na Alex skupiając znacznie większą uwagę na niej.

— Czy ty kurwa oszalałaś Alex?! — warknął, na co ta zmierzyła go hardo z góry do dołu, przez co zrobił krok w przód.

Moje nogi same poderwały się do góry i gdy tylko stanęłam na przeciw Lorenzo, zasłaniając sobą Alex, Dragon również się zbliżył, jakby obawiał się, że Lorenzo mógłby coś mi zrobić.

— Złaź Cindy.

— To ty stoisz w mojej sypialni.

Lorenzo uniósł swoją ciemną brew, a zaciskająca się szczęka uświadomiła mi, iż powoli tracił nad sobą kontrolę.

Zrobił krok w przód i wtem Dragon jak na zawołanie zabrał głos;

— Lorenzo zastanów się — ciężki głos wypełnił pomieszczenie, które niemal parowało od zbyt gęstej atmosfery.

— Alex — ciemne oczy Lorenzo zerknęły za mnie, patrząc wprost na nią. — Chodź, musimy porozmawiać.

— Ona nigdzie nie pójdzie — warknęłam. — Za to ty tak.

— Nie sądzę Cindy.

– A ja tak. Wynocha — powiedziałam wolno, akcentując ostatnie słowo.

— Lorenzo — odezwał się ponownie Dragon, a ten jak na zawołanie rzucił Alex ostatnie spojrzenie, po czym wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi.

W tym samym momencie tama pękła, a z oczu Alex pociekły łzy wypełnione smutkiem żalem i czymś, czego nie znosiłam...

Bezsilnością.

~ . ~

— Nie wytrzymam Cindy dłużej — jęknęła, zamykając klapę laptopa. — Nie mogę się nawet skupić na oglądaniu.

Miałam ochotę ją zmieszać z błotem, ponieważ oglądała wraz ze mną The Walking Dead, a mój serial był świętością na której musiał skupiać się każdy kto go ze mną oglądał. Jednak tym razem ja również musiałam przyznać jej rację..

Chłopcy wyszli zaraz po kłótni, a ja nie mogłam sobie wybić z głowy tego, jak Dragon mógłby odstresować Lorenzo. Nie powinnam nawet o tym myśleć... a jednak.

— A co jeśli poszli do jednych z tych klubów? — podniosła się na równe nogi, wplatając dłonie we włosy.

— Alex myślę, że Lorenzo cię nie zdradzi.

— Powinnam z nim porozmawiać — roztrzęsiona uklękła przed łóżkiem, po czym złapała za moje dłonie. — Pojedźmy tam i sprawdźmy to na własne oczy. Błagam Cindy.

Moja twarz ukazała grymas, gdyż wizyta w takich klubach nie wychodziła mi na dobre.

— Alex...

— Skoro zarzekał się, że nigdy nie dotykał żadnej z nich chcę to zobaczyć na własne oczy.

— Alex — powiedziałam spokojnie. — Powinnaś mu ufać.

— Jesteś po jego, czy po mojej stronie?

— Oczywiście, że po twojej. Ale musisz zrozumieć, że bez zaufania nie zbudujesz z nim związku.

Moje słowa były najszczerszą prawdą, lecz wiedziałam, że dla Alex to wszystko jest nowe. Informacje i fakty z tego świata dopiero do niej docierały, a ja sama potrafiłam być zła o kobiety z którymi był Dragon nawet z nim nie będąc.

— Raz pomagałam Carli — zaczęłam. — I skończyło to się tak, że wylądowałam w bagażniku Dragona.

Wyraz twarzy Alex wykazywał zaskoczenie, jak i milion pytań, które pragnęła teraz zadać.

— Poza tym nie znam tu żadnych klubów Dragona i pilnuje nas Vito — wyszeptałam, zerkając w stronę drzwi, jakby mógł nas usłyszeć. — Ciężko będzie go jakkolwiek wykiwać.

Alex zrobiła zrezygnowaną minę, po czym odetchnęła ciężko.

— Masz rację. Przepraszam... — powiedziała, wstając na równe nogi.

— Zrobimy to — słowa niekontrolowanie wypłynęły z moich ust, a błysk w oku Alex sprawił, iż wiedziałam, że będę tego żałować.

Wyjście z domu było pierwszą przeszkodą, ale nie było czymś niemożliwym. Doskonale wiedziałam, że Vito wychodzi z Roko przeważnie o tych samych porach. Dokładnie za trzydzieści minut mogłyśmy po cichu pryskać z domu. Trudnością było to, że Vito był pod blokiem. Spacerował w takiej odległości, aby widzieć blok i mógł w każdej chwili przybiec, gdyby coś się działo.

Znałam tylko jeden klub. A dokładniej kojarzyłam jedynie charakterystyczny budynek, z puszką jak i czaszką znajdujący się naprzeciw miejsca, gdzie byłam wraz z Dragonem gdy po raz kolejny miałam na sobie rudą perukę, która przyniosła za sobą kolejne kłopoty.

Nie wiedziałam czy wpuszczą nas tak po prostu, dlatego dla pozorów nałożyłyśmy lekki makijaż oraz, odziałyśmy jeansy, jak i obcisłe topy. Musiałyśmy zadzwonić po taksówkę, gdyż tylko ktoś, kto znał Vegas mógł nam pomóc.

Puls przyspieszał gdy wybiegałyśmy z budynku, chowając się za śmietnikami, gdy Vito obrócił się w stronę bloku. Ciężki oddech osiadł na moich, jak i płucach Alex, gdyż wiedziałyśmy, że gdy tylko nas zauważy wszystko poszłoby na nic, a Dragon wraz z Lorenzo za chwilę by tu byli.

Gdy tylko Vito schylił się, by posprzątać po czworonogu, a Roko zajęty był wąchaniem czegoś tuż opodal niego, obie ruszyłyśmy na posesję dalej, chowając się za kolejnymi śmietnikami. W domu wciąż pozostał odpalony laptop, w którym w dalszym ciągu leciały odcinki The Walking Dead — tyle, że te starsze.

Gdybyśmy tego nie zrobiły, Vito od razu by się połapał, a w takim wypadku obie mogłyśmy zyskać na czasie. Gdy tylko oboje zniknęli w głębi budynku, w którym mieszkałyśmy, ruszyłyśmy z Alex kilka domów dalej, by zadzwonić po taxi.

Nie musiałyśmy długo czekać na jej przyjazd, a gdy tylko opisałam miejsce w którym chciałybyśmy się znaleźć, skinął głową nie dopytując nawet o więcej szczegółów.

W drodze do klubu, trzymałam drżącą dłoń Alex, która rozglądała się dookoła, próbując zapamiętać ulice, czy też jakieś znaki szczególne. Moje serce przyspieszyło gdy tylko dotarłyśmy na miejsce. Kierowca otrzymał zapłatę, wraz z należytym napiwkiem od Alex i gdy tylko wysiadłyśmy, miałam ochotę zawrócić z powrotem.

— Dziękuję Cindy – powiedziała cicho, patrząc na logo obskurnego baru, które zapamiętałam. — Znów pakujesz się w gówno, ale teraz specjalnie dla mnie.

Patrzyłam na nią z lekka się uśmiechając. Mimo muzyki, która docierała z barów, i licznych rozmów w tle zdołałam usłyszeć odjeżdżającą taksówkę. Gdy tylko wypowiedziała ''dziękuję'' pragnienie ucieczki odeszło w dal, gdyż wiedziałam, że ona by to też dla mnie zrobiła.

Obie w tym momencie stałyśmy na przeciwko klubu w którym byłam z Dragonem. Spojrzawszy po sobie przełknęłyśmy z trudem, po czym Alex stanęła naprzeciw mnie, czochrając z lekka moje włosy.

— Nie jest to odpowiedni moment, wyglądasz piękne ale zważając na to, że jest to ich klub musimy chyba wykazać więcej entuzjazmu wchodząc tam. O ile tam wejdziemy — dodała nieco ciszej i ze słyszalnym zwątpieniem w głosie.
— Wejdziemy — powiedziałam pewnie, chwytając ją za dłoń. — Czas zacząć.

I jak powiedziałam, tak było. Obie weszłyśmy do środka bez najmniejszych komplikacji. Wnętrze klubu nie wyglądało w żadnym stopniu jak Scelta. Znajdowały się tu liczne stoły w niektórych miejscach loże, w których już siedzieli goście. Kelnerki chodziły w krótkich spodenkach, w których odkrywały znacznie więcej niż zakrywały, a topy wykonane zostały na wzór czerwonej bandany.

Każda z nich była szczupła. Długie nogi, pełne piersi, szczupłe twarze. Jedyną niedoskonałością były włosy, które upinały w niechluje koki.

Parkiet znajdował się za stolikami, na której tańczyły pojedyncze osoby. Znaczna większość grzała miejsce na stołkach, bądź i w prowizorycznych lożach. Obie od razu rozejrzałyśmy się po pomieszczeniu, gdy w prawym rogu dostrzegłam nieco znajomy korytarz, który pilnował jeden z ludzi Dragona.

Smok na jego szyi nie mógł być inną oznaką, a to że był większy niż przejście, którego strzegł było jeszcze bardziej oczywistym znakiem.

— Z pewnością są tam — skinęłam głową na ochroniarza, który w owym momencie lustrował czujnym spojrzeniem otoczenie.

Alex niemal zbladła, gdy dostrzegła człowieka, stojącego na naszej drodze ku celu.

— Jak my się niby przez niego przedostaniemy? On ma z dwa metry — szepnęła, na co z lekka się skrzywiłam.

— Chodź, napijemy się czegoś żeby, bo jeszcze się zorientują że coś knujemy. Później pomyślimy.

Obie zamówiłyśmy drinka u uśmiechniętego barmana, który z wielkim entuzjazmem podał nam trunek. Obie wolno sączyłyśmy alkohol, obmyślając jak właściwie mogłybyśmy wejść do środka.

— Musimy zrobić jakieś zamieszanie — szepnęła, na co lekko potaknęłam.

Zerknąwszy na siebie dostrzegłam mężczyzn siedzących przy stolikach pijących alkohol, jak i w oddali kilku ludzi, którzy byli w drodze na parkiet, by zatańczyć do dudniącej muzyki.

— Wiem co możemy zrobić, ale to ryzykowne.

— Gorzej nie będzie — odparła Alex.

Zwracając się w jej stronę, nachyliłam się ku niej, tłumacząc wszystko ze szczegółami. Nie było żadną tajemnicą, iż nie był to plan godny zawładnięcia światem, jednak nie dało się zbyt wiele zrobić, zważając na to, że był to pewnie klub Dragona, a wejścia do rąbka tajemnicy pilnował człowiek, który mógłby budować piramidy.

Nie czekałyśmy długo na zrealizowanie sytuacji, którą wymyśliłam i albo nam się uda, albo możemy wiać stąd jak najszybciej.

Roześmiane obie wstałyśmy ze stolików przy barze, ruszając na parkiet tanecznym krokiem. Barman jedynie na nas zerknął, lecz po chwili wrócił do swoich obowiązków, nalewając kolejnym przybyłym gościom trunki. Zerknąwszy na ochroniarza dostrzegłam, iż w tym momencie rozmawiał z innym człowiekiem mającym ten sam tatuaż co on. Działało to na naszą korzyść, dlatego nie tracąc czasu szturchnęłam Alex, szepcząc do niej;

— Teraz.

Gdy tylko dotarłyśmy na parkiet wraz z kieliszkami Alex na mój znak oblała jednego z mężczyzn alkoholem, natomiast ja rzuciłam jednemu szklankę pod nogi, by następnie odsunąć się, tańcząc jak gdyby nigdy nic. Gdy tylko oboje się odwrócili, krzyk pijanych mężczyzn zagłuszył muzykę, a szarpanina i przeniesienie bójki w strefę stołów o które się potykali sprawiło, iż obaj ochroniarze poderwali się z miejsca ruszając w stronę okładających się facetów.

Patrząc na to trzeźwym okiem, ta bójka nie miała sensu. W końcu na parkiecie zdarzają się takie rzeczy, jednak pijani ludzie odbierają różnie pewne sytuacje, czy gesty. I właśnie na tym polegało ryzyko — albo plan by się powiódł, albo nie.

Obie korzystając z zamieszania ruszyłyśmy do przejścia, które wcześniej pilnował ochroniarz wbiegając do niego. Nasze dyszące oddechy wypełniły pustą przestrzeń w jakiej się znalazłyśmy. Gdy tylko spojrzałyśmy na siebie, nasze dumne uśmiechy wyrażały znacznie więcej niż tysiąc słów.

— Gdzie teraz? — zapytała Alex, na co skinęłam głową w stronę głębi korytarza, który został oświetlony zielonymi lampami, a stłumione dźwięki wywiatowania zaczynały powoli zagłuszać nasze oddechy.

— Chyba już wiesz gdzie — odpowiedziałam, zerkając w głąb korytarza.

— Co tam tak właściwie jest?

— Nie mam pojęcia — wzruszyłam ramionami. — Byłam tylko w biurze.

— Co jeśli tam też jest ochroniarz?

— Wtedy się poddajemy, albo...

— Albo co? — zapytała.

— Albo gramy dalej i udajemy, że przyszłyśmy do Dragona i Lorenzo.

— To chyba ta lepsza opcja — skwitowała Alex.

— Nawet nie wiemy czy tutaj są — odparłam. — Ale już na to za późno — chwyciwszy ją za ramię, ruszyłyśmy w stronę coraz to głośniejszych dźwięków.

Nawet odgłos szpilek nie był w stanie przebić się przez to, co działo się w głębi tunelu. Nasze kroki zwalniały, gdy powoli docierałyśmy do drewnianych drzwi, których ku naszemu zdziwieniu nikt nie pilnował. Przełknęłam z trudem i nie patrząc nawet na Alex, popchnęłam drzwi.

Jeden ruch sprawił, iż przeniosłam się do całkiem innego świata. Świata okrzyków, zapachu alkoholu, spoconych ciał, oraz widoku, którego nigdy nie chciałam zaznać. Serce się zatrzymało, tak jak i ludzie dookoła sprawiając, iż widziałam tylko jednego człowieka, wokół którego wybrzmiewał wiwat.

Przyciemniona przestrzeń w pomieszczeniu miała na celu ukazać to, co powinno przykuć naszą uwagę. Stojący na samym przodzie okrągły ring oświetlały reflektory, które uwydatniły każdego z walczących tam mężczyzn.

Jeden z nich wyglądał zupełnie jak ten, który pilnował wejścia. Nie dorównywał mu wzrostem, za to tusza mężczyzny z pewnością zgniotłaby i mnie, i Alex. Olbrzym właśnie zamachiwał się na Dragona, który zrobił znakomity unik, zadając mu perfekcyjny cios w twarz. Ogłuszony mężczyzna upadł na ziemię, a zdyszany Dragon momentalnie usiadł na nim okrakiem, okładając go.

Ziemia pulsowała gdy patrzyłam na Dragona. Jak całe jego ciało się napina uderzając raz za razem. Mimo, iż moje nogi niemal się pode mną ugięły, to zapragnęłam ruszyć do przodu, jednak uścisk Alex sprawił że pozostałam w miejscu.

— O Boże... — wymamrotałam pod nosem, z otwartymi szeroko oczami. — Dragon...

BUZIOLE I DO NASTĘPNEGO🤍
Głośna

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top