3. Kruszący się mur.

POV CINDY :

Cisza jaka otaczała wnętrze samochodu, sprawiała że momentami słyszałam dziwne, jak i drażniące brzęczenie w uchu. Bernardo surowym spojrzeniem wpatrywał się z uwagą w drogę przed sobą, która dziwnym trafem prowadziła wprost do mojego mieszkania.

— Rozmiar mojego buta też znasz? — Zapytałam z gorzkością, również patrząc w obraz przed sobą, jednakże kątem oka zdołałam dostrzec jak z lekka siwawy mężczyzna zwrócił głowę w moją stronę, po czym prychnął pod nosem.

— Jestem nawet w stanie określić na oko jaki masz rozmiar bielizny.

— Oo a to ciekawe, jeszcze kilka minut temu powiedziałeś że nie chcesz mnie oglądać. — Syknęłam, zwracając się w stronę mężczyzny, który ponownie utkwił wzrok w drodze przed sobą.

— Wy kobiety macie talent do wyolbrzymień, jak i przekręcania. Dlatego jesteście najgorszymi plotkarami.

— Za to wy macie talent do myślenia tym co macie między nogami.

— Cindy, gdybym myślał fiutem, to wciąż bylibyśmy w pokoju i tańczyłabyś kolejny taniec, ale z szacunku do Dragona nie mogłem ci na to pozwolić.

Wypuściłam drżący wydech, by następnie skupić się na powstrzymaniu gromadzących się łez w moich oczach.

— Nawet zza grobu będzie mną sterował?

Bernardo uśmiechnął się nostalgicznie, po czym z lekka pokręcił głową.

— Co ty tam robiłaś maluchu? Wpakowałaś się w coś?

— Maluchu? — Uniosłam brew ku górze, poprawiając kosmyk rudej peruki, który opadł na moje czoło.

— Mogłabyś być moją córką.

— Czyli lubisz oglądać dziewczyny w wieku w którym mogłaby być twoja córka? Nie powiem smacznie.

— Cindy.. — Westchnął. — Nie mam córki, więc nie mam wyrzutów sumienia. Tym bardziej, jak śmiem twierdzić byłaś tam z własnej woli, a ja zapłaciłem za taniec, którego nawet nie dostałem.

— Bo nie chciałeś.

— Nie myśl sobie że to z tobą jest coś nie tak. — Zaczął, po czym jedna z dłoni wylądowała na skrzyni, by zmienić bieg. — To przyzwyczajenie. Wiem że wasza znajomość nie przebiegała tak jak powinna, ale wszyscy którzy byli nieco bliżej z Dragonem, wiedzą że niektóre poczynania nie odnosiły się do interesów.

Oboje spojrzeliśmy na siebie, lecz nie byłam w stanie utrzymać kontaktu wzrokowego, gdyż łzy niemalże wypalały moje oczy. Odwróciwszy wzrok spojrzałam na swoje dłonie, które w tym momencie ugniatały brzegi bluzy.

— Zdaje sobie sprawę z tego co dla mnie zrobił... — Powiedziałam z lekka drżącym głosem, przełykając kłującą mnie gulę w gardle. — Czy.. — Zawahałam się, przez co z lekka przegryzłam wargę.

— Co ci siedzi na tym serduszku Cindy?

Bernardo momentalnie zwolnił, po czym zajechał na parking niewielkiej burgerowni, której szyld błyskał w nieco denerwującym rytmie.

— Burger? — Uniosłam brew ku górze, po czym spojrzałam na nieco zniszczone logo.

— Nie, chyba że jesteś głodna.

— Więc przywiozłeś mnie tu tylko po to, żeby zrobili ze mnie mięso na burgera?

Bernardo zaśmiał się, po czym zgasił samochód.

— Jestem popieprzony, ale kanibalizm nie wchodzi w grę.

Kącik moich ust z lekka drgnął na odpowiedź mężczyzny. Niepewnie zwróciłam się w jego stronę, dostrzegając znacznie milszy wyraz twarzy, niż ten, który posyłał Santino w klubie.

— O co chciałaś zapytać? — Mężczyzna zwrócił się w moją stronę, przez co wyglądał na znacznie bardziej rozluźnionego.

— Czy grób Dragona i Eleny jest tutaj?

Wystarczyły zaledwie dwa imiona, by z twarzy Bernardo zniknął promień, który sprawiał, że jego twarz stawała się znacznie przyjemniejsza. Mężczyzna przejechał koniuszkiem języka po zębach, po czym spojrzał nieco surowszym wzrokiem, jakby właśnie w tym momencie założył maskę, która oddzielała go od człowieczeństwa.

— Tak.

Moje serce boleśnie zabiło, gdy usłyszałam to zaledwie jedno słowo. Nabrałam drżący wdech, jak i wydech, jednakże Bernardo zdawał się nie zważać na to, że jestem chwilę od wybuchu płaczem.

— Daleko stąd?

— Cindy...

— Daleko stąd? — Powtórzyłam, na co westchnął.

— Daleko. — Odpowiedział chłodniejszym tembrem głosu, przez co zamrugałam dwa razy.

Powstrzymanie łez nie było proste. Temat, który właśnie poruszyłam był dla mnie niesamowicie bolesny i pragnęłam zważyć na to, że nie mogłam z nikim porozmawiać o tym co zdołało wpędzić mnie w mrok.

— Z nikim nie rozmawiałam o tym co się wydarzyło Bernardo. Nie złamałam Omerty. — Zaczęłam, zmieniając nieco tor rozmowy.

Nie miałam pojęcia dlaczego zapytałam o jego grób. Myślenie o nim sprawiało mi ogromną trudność, a udanie się w miejsce gdzie był pochowany wraz z Eleną z pewnością wyrwało by resztki mojego serca.

— Myślisz że jestem tu, bo podejrzewaliśmy cię o złamanie Omerty?

— Nie, ale wolałam uprzedzić.

— Tu nie chodzi o twoją Omertę Cindy. To tylko interesy, a to że cię tu spotkałem to pieprzony przypadek. Nie jestem twoim ogonem a przede wszystkim nie płaciłbym za taniec, którego bym nie dostał.

Na wspomnienie ''ogona'' na myśl od razu przyszedł mi Lorenzo, z którym gryzłam się jak tylko mogłam. Mimo iż nie zaczęliśmy najlepiej, nie potrafiłam żywić do niego urazy. To mogło brzmieć niedorzecznie, lecz byłabym w stanie oddać za niego własne życie, tak jak i on zrobił to dla mnie...

— Lorenzo dalej kuśtyka? — Zapytałam z lekką niepewnością, na co Bernardo zmrużył oczy.

— Powinniśmy już jechać. — Mężczyzna bez żadnego zawahania ponownie odpalił silnik, po czym wyjechał z niezbyt zaludnionego parkingu.

— Nie chciałam ich śmierci. — Pociągnęłam nosem, po czym spojrzałam w stronę mężczyzny, ignorując to jak łza, która zgromadziła się w kąciku oka, powoli spływała po moim policzku.

— Nikt nie chciał śmierci dwóch Capo na raz Cindy. — Odpowiedział chłodno, zatrzymując się na czerwonym świetle.

— Czy... Czy inni przeżyli?

Bernardo zacisnął dłonie na kierownicy, a jabłko Adama poruszyło się w znacznie szybszym tempie.

— Mam nadzieję że więcej nie zobaczę cię w tamtym klubie Cindy. Nie wiem w co się wpakowałaś, ale jeżeli potrzebujesz pomocy, możesz o nią poprosić tu i teraz.

Uśmiechnęłam się blado, gdyż Bernardo nie znał mnie na tyle długo, by oferować mi jakąkolwiek pomoc, a ja nie znałam go na tyle, by od niego tą pomoc przyjąć. Nie przyjęłabym jej nawet od Nero, wiedząc jakimi ludźmi są naprawdę.

— Lubię tańczyć, to wszystko Bernardo. A to, że mogę zarobić to jeszcze większy plus. — Skłamałam, a pisk opon wypełnił chwilą ciszę w samochodzie jaka nastała po mojej wypowiedzi.

— Twój chłopak się na to zgadza? — Zapytał, jednakże nie spojrzał na mnie, będąc skupionym na drodze.

Wiedzą o Colinie...

— To już akurat nasze prywatne sprawy. — Odpowiedziałam kąśliwie.

Bernardo zbliżał się do okolicy w której mieszkałam. Znajome osiedla zawitały przed naszymi oczyma, przez co boleśnie zacisnęłam dłonie, które zdawały się być zbyt mokre.

Na zewnątrz panował już mrok, przez co uczucie ulgi przepłynęło przez moją głowę. Gdyby w tym momencie promienie słońca oświetlały ulicę, każdy z okolicy miałby na językach to, jakim samochodem i z kim tu przyjechałam.

— Bernardo czy mógłbyś się tu zatrzymać? — Zapytałam skonsternowana, patrząc wyczekująco w stronę mężczyzny, który momentalnie zwolnił, po czym wjechał na krawężnik.

— Myślę że chłopak nie byłby zadowolony Cindy.

Zmrużyłam oczy, gdy po raz kolejny został poruszony temat Colina.

— Ale to mój chłopak Bernardo. — Syknęłam, chwytając za klamkę. — I to z czego jest zadowolony a z czego nie, to tylko i wyłącznie moja sprawa. — Delikatnie pociągnęłam klamkę, dzięki czemu zamek w drzwiach wydał z siebie dźwięk. — Mimo wszystko miło było cię zobaczyć. — Rzuciłam ostatnie spojrzenie w stronę mężczyzny, po czym wysiadłam z auta.

— Ciebie też ruda. — Delikatny uśmiech Bernardo mignął mi przed oczami, gdyż w tym samym momencie zamknęłam drzwi.

Rozchyliłam usta, po czym chwyciłam w dłoń kosmyki rudej peruki, którą wciąż miałam na sobie.

— Boże żeby nie było Colina w domu... — Szepnęłam pod nosem, wpatrując się w odjeżdżający samochód.

Peruka zawsze zostawała przeze mnie nakładana z ogromną precyzją, gdyż wykonywanie różnorodnych pozycji podczas tańca nie pozwalała na zwyczajnie narzucenie jej na głowę. Tym bardziej że pragnęłam, aby wyglądała jak naturalniej i gdyby nie Alex i to jak kocha Halloween, nigdy nie byłoby mnie na nią stać. Peruka pleciona na siatce, sprawiała że mogłam wykonać na niej każdą fryzurę, jednakże zazwyczaj pozostawała rozpuszczona.

Zawsze gdy tylko Colin opuszczał mieszkanie, udając się do Thomasa, ja zabierałam się za jej przyklejenie. Moje włosy od pamiętnych lat sięgały pupy, jednak Alex przekonała mnie do zmiany, przez co znacznie je skróciłam. Moje nieokiełznane, jak i powykręcane blond włosy po ścięciu zamieniły się w lekkie loki, niekiedy fale, dzięki czemu ułożenie ich zajmowało mi znacznie mniej czasu.

Teraz perfekcyjnie przyklejona peruka, jak i czepek spoczywały na mojej głowie, a ja nie miałam pojęcia co mam ze sobą zrobić. Stałam jak sparaliżowana, próbując wymyślić wymówkę, która mogłaby się wydawać logiczna.

Powolnym krokiem ruszyłam przed siebie, rozglądając się po okolicy. Mrok niemalże otulał całe miasto, a liczne latarnie zdołały oświetlić ulice, którymi kroczyłam. Uważnie przyglądałam się domom, które zdołałam minąć. Pokaźne podjazdy, jak i zadbane trawniki wyglądały niesamowicie, a przejrzyste, ogromne okna ukazywały piękne wnętrza domów w których można było spostrzec ogromne grające telewizory bądź rodziny, które spożywały razem posiłek przy ogromnym stole.

Wieczór jak to zawsze bywało w Vegas był ciepły. Troba, która spoczywała na moim ramieniu nie była ciężka, choć skrywała w sobie laptop, który prowizorycznie pakowałam do jej wnętrza. Z każdym kolejnym krokiem zbliżałam się do swojej okolicy, w której nie było już pokaźnych rozmiarów domów, a jedynie bloki w których dochodziły liczne przekleństwa, jak i głośne śmiechy grupek chłopaków, którzy niemalże każdego wieczoru gromadzili się w jednym miejscu.

Mój telefon wydał z siebie wibrację, przez co wyjęłam go z dresowych spodni. Ekran rozjaśnił się, a na wyświetlaczu pojawiły się dwie wiadomości. Jedna była od Colina, natomiast druga od Alex.

Telefon zeskanował moją twarz, po czym odblokował się. Nie musiałam otwierać tej od Colina, gdyż to jego wiadomośc jako pierwsza rzuciła mi się w oczy.

Colin : ''Cindy gdzie ty jesteś? ZADZWOŃ!''

Wykrzywiłam nieco swoją twarz w niezadowoleniu, gdyż w dalszym ciągu nie wymyśliłam niczego, co mogłabym mu powiedzieć.

Odruchowo wyszłam z konwersacji, by następnie otworzyć wiadomość od Alex.

Alex '' Nie mogę się doczekać, aż wymęcze twoje kanapowe dupsko Cindy!''

Zaśmiałam się pod nosem, jednakże kąciki ust prędko opadły, gdy na ekranie wyświetliło się połączenie od Colina. Czerwona, jak i zielona słuchawka krzyczały przez siebie, a ja nie miałam pojęcia którą z nich wybrać.

Koniuszek kciuka delikatnie musnął zieloną słuchawkę, po czym przyłożyłam telefon do ucha.

Naważyłam piwa, więc teraz muszę je wypić..

— Cindy, dlaczego nie odpisujesz? — Choć starał się być spokojny, ja zdołałam wyłapać jego zdenerwowanie.

— Przepraszam. Zasiedziałam się z Sarą, ale za chwilę będę w domu. — Skłamałam, po czym nerwowo zagryzłam swoją dolną wargę.

W tle zdołałam usłyszeć stłumione przekleństwo, jak i odgłos ciężkiego metalu, który upada na podłogę.

— Co to za dźwięk? — Zmarszczyłam brwi. — Nie jesteś w domu?

— Teraz nie. Jestem dosłownie blok dalej. Raymondowi padł akumulator w samochodzie, to nic takiego. Za chwilę wracam, może coś zjemy?

— Pizza? — Zaproponowałam.

— Pizza. — Przytaknął.

— To ja zamówię, do zobaczenia.

— Do zobaczenia słońce.

Połączenie zakończyło się, a ja dopiero w tym momencie zorientowałam się, iż przez ostatnie chwile rozmowy ciągle się uśmiechałam. Nie był to wymuszony uśmiech, tylko szczery. Taki, jakiego od dawna ciężko było mi zaznać.

Colina nie było w tym momencie w domu, więc miałam w dalszym ciągu szansę na to, by nie musieć się tłumaczyć z peruki na głowie. Momentalnie rzuciłam się do biegu, modląc się w duchu aby nie spotkać Colina wracającego od Raymonda.

Rudawe włosy pędziły za mną, rozwiewając na wszystkie strony, a nogi z każdym kolejnym kilometrem stawały się miększe jak i słabsze. Gdy płuca odmówiły w końcu posłuszeństwa, przystanęłam, po czym oparłam dłonie na kolanach. Dzieliło mnie zaledwie kilka metrów od wejścia do klatki i choć moje nogi były jak z waty, ruszyłam dalej, trzymając się za lewy bok. Kłująca kolka zawsze dokuczała mi przy biegu, a szczególnie w momentach, w których nie zdołałam się rozgrzać. Wparowałam do klatki cała zdyszana i gdy tylko przystanęłam przy drzwiach od mieszkania pociągnęłam za klamkę. Drzwi nie drgnęły, co oznaczało że są zamknięte.

Colin jeszcze nie wrócił.

Odetchnęłam z ulgą, po czym zaczęłam wygrzebywać z wnętrza torby klucz. Adrenalina niemalże podskoczyła, gdy usłyszałam kroki, które rozbrzmiały na schodach. Klucz w dłoniach znalazł się w sekundowym tempie, lecz nie byłam w stanie trafić nim do zamka. Szurałam po nim kluczem drżącymi dłońmi. Kroki stawały się coraz głośniejsze, przez co już w głowie układałam tłumaczenie, które zdawało się nie mieć najmniejszego sensu. Kluczyk w końcu trafił i gdy tylko go przekręciłam otworzyłam drzwi, wparowując do mieszkania, jak poparzona. Uderzyłam gwałtownie dłonią w włącznik światła, po czym ruszyłam w stronę łazienki, zrzucając po drodze torbę na niebieską kanapę. Odgłos wycieranych butów o wycieraczkę, niemal sprawił że się przewróciłam. Chwyciwszy klamkę od łazienki, wparowałam do jej wnętrza, zatrzaskując za sobą drzwi. Przekręciłam zamek, dzięki któremu Colin nie był w stanie wejść, po czym ruszyłam do wanny, odkręcając niebieski kurek z wodą.

— Cindy?! — Krzyknął Colin, na co przymknęłam oczy.

Błagam nie wchodź tutaj...

Otworzywszy oczy stanęłam tuż przed lustrem, opierając swoje dłonie o umywalkę. Z każdą sekundą starałam się uspokoić swój oddech, jednak gdy mężczyzna zapukał do drzwi podskoczyłam, po czym spojrzałam w postać, którą widziałam w lustrze. Niemal zemdlałam widząc rudawe potargane włosy, jak i kreski, które zdołały roznieść się pod oczami, jak i zostawić smugi po łzach, urojonych jeszcze kilkanaście minut temu.

— Tak? — Krzyknęłam, w dalszym ciągu patrząc w swoje odbicie.

— Wszystko dobrze? — Zapytał, chwytając za klamkę.

— Tak! Niedługo wyjdę, tylko się wykąpię. — Odkrzyknęłam, przez co spotkałam się z chwilową ciszą.

— Na którą ma być pizza?

Przymknęłam oczy, ukazując na twarzy niezadowolenie.

— Nie zamówiłaś, prawda? — Zapytał ze słyszalną irytacją.

— Za chwilę to zrobię. Dzisiaj z Sarą wylałyśmy siódme poty nad projektem.

Przełknęłam z trudem, czując jak poczucie winy z lekka dźga mnie w brzuch. W dalszym ciągu okłamywałam Colina, wiedząc że nie zasługuje na to nawet w najmniejszym stopniu.

Śmierć Dragona, jak i Eleny to nie była jedna z kar, jakie zafundował mi los. Zesłanie Colina, było ogromną wisienką na torcie, gdyż jego dobroć nie powinna być splugawiona moim zepsuciem, moim cholernym mrokiem, który za każdym razem wbijał mi szpilę w serce.

— W takim razie ja zamówię i mam nadzieję, że nie trzymasz w łazience żadnego kochanka. — Dodał, na co momentalnie prychnęłam śmiechem.

— Właśnie topie go w wannie, żeby później wyrzucić przez okno.

— Byłabyś chujową morderczynią Cindy. — Prychnął, po czym oddalił się.

Morderczynią... Czy właśnie nią przypadkiem nie byłam?

Choć po głowie krążyło milion myśli na sekundę, tak nie chciałam tracić czasu. Woda w wannie była okropnie zimna, ponieważ jedynie zimny kurek został odkręcony, jednak z zaciśniętymi zębami wykąpałam się w niej. Traktowałam to w pewien sposób jako swoją karę, na którą zasłużyłam.

Byłam kłamcą...

Gdy tylko opuściłam wannę osuszyłam się, po czym zdjęłam perukę, roztapiając klej za pomocą suszarki. Natychmiastowa ulga niemalże momentalnie owiała moją głowę. Bernardo miał rację, rudy kolor totalnie do mnie nie pasował. Wyglądałam w niej jak całkiem inny człowiek, co było niesamowicie wielkim plusem. W końcu miałam wyglądać jak nie ja.

Rozpuściłam włosy, które zostały zaplecione w warkocze, przez co moja twarz wręcz schowała się w burzy blond loków. Uśmiechnęłam się blado, na wspomnienie wcześniejszej, nieokiełznanej fryzury sprzed roku.

Ruda peruka wylądowała w koszu na pranie, wraz z resztą ubrań, którą miałam na sobie, natomiast ja opatuliłam ciało jedynie ręcznikiem, by następnie opuścić łazienkę. Miałam zmierzać już do sypialni, gdy dłonie Colina objęły mnie w pasie, podnosząc z lekka do góry.

— Gdzie się tak skradasz? Już wyrzuciłaś kochanka przez okno? — Wymruczał tuż przy moim uchu, na co z lekka się uśmiechnęłam.

— Dalej leży w wannie. Niestety był za ciężki.

— I co teraz zrobisz? — Wzmocnił swój uścisk, przez co zaśmiałam się nieco głośniej.

— Wykorzystam ciebie. — Odpowiedziałam pewnym siebie głosem, na co mężczyzna się zaśmiał.

— Chcesz mnie wrobić?

— Skąd. Chcę cię dołączyć do dzieła.

Colin wybuchł śmiechem, po czym delikatnie ucałował moją szyję.

— Chyba wykorzystać gniocie mały.

Odwróciwszy się w jego stronę, dostrzegłam jak jego oczy uważnie przyglądają się moim włosom.

— Masz lwią grzywę. — Stwierdził, starając się pohamować śmiech.

— Ładna?

Niepewnie podrapał się w tył głowy, marszcząc przy tym swoją twarz.

— Cóż...

— Colin! — Jęknęłam, szturchając go dłonią w klatkę piersiową. — Teraz powinieneś mi powiedzieć że we wszystkim wyglądam pięknie.

— Dobrze wiesz że we wszystkim i na pewno bez niczego też.

Niemalże widziałam, jak pragnął w tym momencie ugryźć się w język. Oboje na siebie patrzyliśmy, a niebieskie tęczówki momentalnie przesunęły od stóp, po górę ręcznika, który trzymałam.

Dźwięk dzwonka uratował niezręczną sytuację. Colin rzucił mi ostatnie spojrzenie, po czym ruszył do drzwi, natomiast ja odwróciłam się na pięcie, by udać się do sypialni i nałożyć na siebie jakieś ubrania.

Wieczór mijał w miłej atmosferze. Pochłaniając pizzę, próbowałam wyłapać dobry moment, aby powiedzieć Colinowi o przesłanych pieniądzach na jego konto, które zdołałam uzbierać podczas występu w klubie, jednak w przeciwieństwie do mnie zdawał się zbyt bardzo być pochłonięty tym co się dzieje na ekranie.

Poczułam jak unoszę się za pomocą czyiś dłoni. Moja głowa bezwładnie opadła na tors mężczyzny, dzięki czemu słyszałam jak jego serce bije stałym rytmem. Gdy tylko zostałam położona na pościeli byłam w pół przytomna, jednakże zdołałam odczuć jak Colin siada tuż obok mnie a jego dłoń z zawahaniem chwyciła brzegi koszulki, przez co głośne westchnienie opuściło jego usta. Nie dawałam żadnych oznak że jestem świadoma jego dotyku, gdyż chciałam sprawdzić co zamierza dalej zrobić. Gdy koszulka zaczęła się unosić, a mój brzuch został odsłonięty, niemalże zamarłam, przestając oddychać. Colin najwidoczniej się spiął, gdyż momentalnie obniżył materiał, przykrywając mnie kołdrą.

Czułam ulgę gdy wyszedł z pomieszczenia. Moje serce zabiło kilka razy szybciej, przez co zdołałam się z lekka rozbudzić.

Co Colin tak właściwie zamierzał zrobić? Czyżby wyczuł to, że byłam świadoma jego dotyku?

Choć wcześniej byłam w półśnie, tak teraz leżałam od godziny na plecach, wpatrując się jedynie w sufit. Mrok z każdej strony otulał sypialnię przez co jeszcze bardziej nie potrafiłam znieść nurtujących mnie myśli. Na każdy możliwy sposób próbowałam tłumaczyć zachowanie Colina. Lecz próba utwierdzenia się w tym, że nie zrobił nic złego, nie potrafiła do mnie dojść.

Dragon czynił gorsze rzeczy a i tak tłumaczyłam go przed sama sobą, a Colin? On zawsze starał się być dla mnie dobry, a mimo tego w mojej głowie zapalała się czerwona lampka.

W nieskończoność przewracałam się z boku na bok, lecz sen nie przyszedł ani teraz, ani kilka godzin później. Od myśli z Colinem, przeszłam po anonimy, klub jak i Dragona...

Zawsze wracałam do niego i choć pragnęłam zapomnieć, tak nie potrafiłam tego uczynić. Dragon był blizną, którą na co dzień tuszowałam, jak i skrywałam w głębi serca ale byli również ciężkim głazem, który dzielnie dźwigałam.

Odetchnęłam głęboko, by następnie usiąść na brzegu łóżka. Gdy tylko moje palce u stop zetknęły się z puchatym dywanem uniosłam się na równe nogi. Przeczesałam dłonią włosy, ruszając wprost do kuchni. Niespieszne jak i ciche kroki i tak zdołały sprawić, iż Colin momentalnie spojrzał znad ekranu laptopa w którym tkwiło jego spojrzenie. Zmarszczyłam z lekka brwi, lecz momentalnie zapragnęłam zatuszować owy gest, posyłając mu delikatny uśmiech.

— Dlaczego nie śpisz? — Zapytał znudzony, skupiając ponownie uwagę na ekranie laptopa.

— Za gorąco mi, muszę się napić. — Skłamałam, ruszając wprost do lodówki. — A ty dlaczego nie śpisz? Pracujesz?

— Pracuje. — Odpadł chłodno, stukając energicznie w klawiaturę laptopa.

Pomieszczenie zdawała się wypełniać ciężka atmosfera i choć próbowałam ją ignorować, tak ona z każdą chwilą wzrastała.

Chwyciwszy wodę z lodówki, postawiłam ją na blat, by następnie wyjąć z szafki szklankę i nalać do niej zawartość butelki. Przez cały czas, zdołałam wyczuć ciążący na mnie wzrok Colina, który lustrował każdy, nawet mój najmniejszy ruch.

Trzymając szklankę nakierowałam ją do swoich ust, jednak momentalnie zamarłam, gdy dostrzegłam przy Colinie różę, którą schowałam do torby.

W jego oczach zdołałam dostrzec błysk, jakby czekał na moment w którym spostrzegę przedmiot leżący tuż obok niego, jednak ja starałam się to zignorować. Upiłam łyk wody, po czym odstawiłam szklankę na blat.

— Nieco uszkodzony, ale ładny. — Powiedział kąśliwie Colin, wlepiając we mnie ciężki wzrok.

Oparłam dłonie o blat, delikatnie mrużąc oczy.

— Grzebiesz w moich rzeczach?

— Wypadła ci z torby, kiedy chciałem ją przenieść.

— Laptop też przeszukałeś?

— A powinienem był? — Uniósł brew ku górze, by następnie z hukiem zamknąć pokrywę laptopa.

Prychnęłam, kręcąc w niedowierzaniu głową.

— Czyli to zrobiłeś. — Stwierdziłam oschle.

Colin gwałtownie wstał. Jego potargane włosy nie zdawały się być już tak urocze. W połączeniu z falująca klatką piersiową jak i nozdrzami, wyglądał niczym wściekły byk, szykujący się do ataku.

— Żartujesz sobie ze mnie kurwa?! — Krzyknął, zbliżając się do kuchennego blatu. — Zdradzasz mnie i jeszcze śmiesz wmawiać że zrobiłem źle? — Ręka Colina zamachnęła się, strącając z blatu na wpół pełne naczynie, które z hukiem rozbiło się o podłogę, rozprowadzając swoją zawartość po podłodze.

Odskoczyłam, patrząc z przerażeniem na mężczyznę, którego w tym momencie nie byłam w stanie poznać. Moje usta z lekka się rozchyliły a oczy otworzyły znacznie szerzej, gdy wpatrywałam się w gniewne spojrzenie mężczyzny.

— Nigdy cię nie zdradziłam. — Syknęłam wskazując na niego palcem. — Zamiast rzucać naczyniami i oskarżeniami w moją stronę, najpierw wypadałoby zapytać.

— Robisz z siebie i ze mnie idiotę, wiesz?

— W tym momencie tylko ty jesteś idiotą Colin.

Mężczyzna wyminął wyspę kuchenną, by następnie zrobić krok w przód, który zatarł dzielącą nas granicę. Cofnęłam się, a moje plecy napotkały za sobą lodówkę, która uwięziła mnie między jego klatka piersiową a nią samą. — Idiotą? — Powtórzył a tembr jego głosu okazywał to, jak bardzo tracił nad sobą panowanie.

— Tak Colin idiotą! Nigdy bym cię nie zdradziła! Jak mogłeś o czymś takim pomyśleć? Szczególnie teraz, gdy oboje walczymy o twoje marzenia.

Oboje patrzyliśmy na siebie. Colin wyglądał zupełnie tak, jakby próbował kilkukrotnie rozważyć wartość moich słów. Jednak jego klatka piersiowa wciąż falowała, a serce zdawało się zaraz z niej wyskoczyć.

Gwałtownie chwycił mnie za twarz, a moja głowa w tym samym momencie zetknęła się z stojącą za mną lodówką.

— Pieprzysz Cindy. — Wysyczał wściekle. — Od kogo masz tą pierdolona różę?

— Teraz łaskawie o to pytasz? Po tym jak mnie kurwa oskarżyłeś o zdradę?

— Mow! — Colin potrząsnął moją głową, nie spuszczając ze mnie spojrzenia nawet na sekundę.

— Pieprz się Colin! — Moje zaciśnięte zęby z trudem wypowiedziały owe słowa. Zebrałam w sobie każdą z możliwych sił, by go od siebie odepchnąć sprawiając tym samym, że stał o dwa kroki dalej ode mnie.

Gdybym była uważniejsza, nie pozostawiłabym liścisku, ani róży w torbie. Moje oczy momentalnie się rozszerzyły, co Colin zdołał zauważyć.

Liścik... Nie znalazł go...

— To dlatego ze mną nie sypiasz? Bo uganiasz się z Sarą za innymi po nocach?! — Jego głos nie był aż tak wściekły jak wcześniej. Biło od niego coś więcej niż złość. Zdawał się być oszukany, jak i obrzydzony kobietą, która stała tuż przed nim.

Przełknęłam palącą gulę w środku, gdyż nie chciałam okazać tego jak w tym momencie się czułam. Fakt, iż znów poświęciłam coś dla kogoś ponownie mnie łamało na drobne kawałeczki. W tym momencie starałam się budować jeszcze grubszy mur, mur który będzie nie do zdarcia dla nikogo z zewnątrz.

— Jesteś obrzydliwy Colin, chciałam ci to wytłumaczyć, ale wiesz co? W tym momencie nawet nie zamierzam tego robić. Nie po tym co właśnie kurwa powiedziałeś. — Wyminęłam go, po czym ruszyłam ponownie w stronę sypialni.

Colin przez chwilę stał w bezruchu, jednak gdy usłyszałam za sobą jego ciężkie kroki zmierzające w moją stronę, znacznie przyspieszyłam. Chwyciwszy klamkę wparowałam do pokoju, zatrzaskując drzwi tuż przed jego twarzą. Z całych sił naparłam na drzwi, trzymając klamkę, która podrygiwała gdy Colin próbował z drugiej strony otworzyć drzwi.

— Otwórz Cindy. — Jego dłoń uderzyła w drzwi, przez co z lekka drgnęłam.

— Odejdź Colin.

— Otwieraj to kurwa. — Krzyknął, tym razem uderzając w drzwi znacznie mocniej, przez co z lekka otworzyły się, jednakże ponownie na nie naparłam, zatrzaskując je tuż przed jego nosem.

— Miałeś czas na pytania. Wolałeś mi coś zarzucić niż porozmawiać. — Odpowiedziałam z trudem, gdyż miałam ochotę krzyczeć. Nie płakać, czy też szlochać. Tłumiłam w sobie krzyk, który od tak dawna pragnął się ze mnie wydostać.

— Nie będziesz teraz stawiać warunków Cindy. Albo mnie wpuszczasz, albo kurwa te drzwi wylecą z futryną.

— Nie zrobisz tego.

— Liczę do trzech. Jeden.

— Colin, zrobisz mi krzywdę. — Zaoponowałam, lecz ten nie zdawał się zwracać uwagi na moje słowa.

— Dwa. — Kontynuował, podczas gdy ja wciąż uparcie trzymałam drzwi.

— Trzy. Wchodzę Cindy! — Zdołałam w ostatniej chwili odskoczyć w bok, gdyż trzy wymierzone kopniaki w drzwi sprawiły że otworzyły się one z hukiem, uderzając ze znaczną siłą o ścianę.

Stałam oszołomiona wpatrując się w stojącego Colina, który zdawał się być jeszcze bardziej wściekły niż wcześniej. Zrobił krok w przód, podczas gdy ja cofnęłam się w tył. Nie miał wzrostu Dragona, jego postawy, ani siły lecz to był wciąż mężczyzna. Wiedziałam że jest silniejszy ode mnie, przez co już na starcie górował nade mną.

— Wyjaśnisz mi to tu i teraz. — Wysyczał przez zaciśnięte zęby, przez co ponownie cofnęłam się o krok.

— Wyjdź stąd Colin. — Wskazałam palcem na drzwi, na co uniósł z lekka swoje brwi.

— Wyjdę, jak mi wyjaśnisz.

— Nie zdradzam cię! — Krzyknęłam, próbując nie pozwolić zaszklonym oczom uronić chociażby jednej łzy. — Ta pieprzona róża była od faceta, który rozdawał je każdej kobiecie, która szła po chodniku! — Krzyczałam jeszcze głośniej, próbując tym samym zatuszować swoje kłamstwo.

Mogłam mu o wszystkim powiedzieć, lecz to wiązało się z mrokiem w który musiałabym go pociągnąć za sobą. A ja nie chciałam tego robić. Nie chciałam nikogo ciągnąć za sobą, tak jak uczynił to Dragon w momencie gdy wbił we mnie swoje szpony, pozwalając zatracić się w jego czarnych tęczówkach.

Colin prychnął, kręcąc w niedowierzaniu głową.

— Kurwa co za cyrk Cindy. — Powiedział karcącym tonem, by następnie wyminąć mnie i zbliżyć się do szafy.

— To ty urządziłeś cyrk. — Odpowiedziałam twardo, odwracając się w jego stronę. — Powinieneś ze mną najpierw porozmawiać, tak jak robimy to zawsze. A nie rzucać pustymi oskarżeniami bo zobaczyłeś pieprzonego chwasta w mojej torbie.

Colin ignorował mnie. Wciąż prychał pod nosem, jakby prowadził konwersacje sam ze sobą. Nie musiałam stać blisko, by widzieć jak jego głowa buzuje od natłoku myśli. Wyjął pośpiesznie torbę, po czym rzucił ją na podłogę. Otworzył szafę, by następnie wyjąć z niej swoje ubrania i wrzucić je do torby.

— Nie robisz tego poważnie, prawda?

— Nie Cindy dla jaj kurwa wrzucam swoje ubrania do torby, żeby potem je złożyć na nowo i wrzucić z powrotem.

— Nie zdziwiłoby mnie to. — Skrzyżowałam dłonie na swoich piersiach, obserwując uważnie Colina.

Nie byłam w stanie się ruszyć, ani powstrzymać go przed pakowaniem się, gdyż moja złość nabrała na sile. Wiedziałam że mógł być zły, ale poza kwiatkiem nie znalazł niczego co mogłoby wzbudzać jego podejrzenie.

— Jeden pieprzony badyl Colin potrafił wytrącić cię z równowagi. Myślisz, że gdybym się z kimś spotykała to włożyłabym go do torby?! Masz mnie za taką idiotkę?

— Nie chcesz teraz wiedzieć za co cię mam Cindy. — Odparł beznamiętnym tembrem głosu.

Budujący się mur z lekka został wyburzony. Nieznośne uczucie ścisnęło moje serce, podczas gdy oczy jedynie patrzyły na ubierającego bluzę Colina. On natomiast nie patrzył na mnie. Traktował jak coś przezroczystego, na co nie warto poświęcić ani sekundy dłużej.

Schylił się i chwyciwszy w dłoń czarną sportową torbę, ruszył w stronę wyjścia w sypialni, wymijając mnie niczym najgorszego robala, który został rozgnieciony na chodniku. Moje nogi również się oderwały podążając zaraz za nim.

— Colin... Nie zdradziłam cię.

— Daj spokój Cindy. — Nie zwrócił się w moja stronę. Kierował się jedynie w stronę łazienki, pakując do i tak już pełnej torby swoje ostatnie rzeczy.

— Wyprowadzasz się ode mnie przez kwiatek! Kurwa Colin, porozmawiajmy.

Przez moment niebieskie tęczówki zlustrowały mnie, jednakże nie czułam w tym spojrzeniu niczego co mogłoby napawać mnie przyjemnym uczuciem. Patrzył na mnie niczym coś, co warto jedynie zdeptać i uśmiercić.

— Muszę to przetrawić Cindy. — Powiedział z lekkim zawahaniem, po czym zawiesił torbę na ramię. — Zatrzymam się u Thomasa. I tak miałem to zrobić, nie zniósłbym tutaj Alex.

Westchnęłam ciężko przez rozchylone wargi, dokładnie przyglądając się jego twarzy. Czułam jakby miał być to ostatni raz, gdy jestem w stanie go ujrzeć przed sobą. Nieznana mi dotąd siła ścisnęła moje serce, przez co z kącika mojego oka wydostała się pojedyncza łza. Tęczówki Colina lustrowały jak powolnym tempem sunęła po moim policzku, jednak nie zrobił niczego aby ją zatrzymać. Spojrzał na mnie, by następnie wyminąć i ruszyć do drzwi wyjściowych. Miałam wrażenie że moje stopy zostały przytwierdzone gwoźdźmi, gdyż nie byłam w stanie się ruszyć. Nie docierało do mnie w dalszym ciągu to, co właściwie miało miejsce.

Trzask drzwi sprawił że podskoczyłam. Tama, mur, jak i każdy lodowiec pękł wraz z hukiem, jaki pozostawił za sobą Colin. Moja warga zadrżała, a z gardła wydostał się stłumiony, jak i zrozpaczony jęk. Załkałam znacznie głośniej, pozwalając łzom zmoczyć moje policzki. Podążyłam ciężkim krokiem ku umywalce, by następnie oprzeć się o nią dłońmi. Czułam jak całe moje ciało drży, a gardło zdawało się zmuszać do coraz głośniejszego płaczu.

Uniosłam głowę, po czym spojrzałam w lustro.

Potwór.

Żaden upadły anioł. Byłam potworem i nie mogłam się tego wyprzeć. Niedorzecznym stało się to, że łatwiej było mi uwierzyć w potwory chodzące po świecie niż te, które zamieszkiwały we mnie.

Wsunęłam swoje dłonie we włosy, mierzwiąc je jak i ciągnąc za nie. Z mojego gardła wydobył się głośny szloch, którego nie próbowałam zagłuszyć.

Mrok w tym momencie robił z moim życiem wszystko co tylko mógł. Miażdżył mnie, nie pozostawiając po mnie najmniejszej plamy. Mój oddech stawał się znacznie gwałtowniejszy, gdyż atmosfera w środku była nie do zniesienia. Chwyciwszy w dłoń niewielki śmietniczek na waciki rzuciłam nim w lustro, które rozbiło się, pozostawiajac na sobie odcisk przedmiotu.

Tym razem mrok nie wygra i nigdy nie miał tego zrobić. Byłam gotowa przejść przez piekło, aby odnaleźć swoje niebo.

~ . ~

Gdy się tylko poruszyłam, czułam jak moja szyja krzyczy z bólu. Po opuszczeniu mieszkania przez Colina wpadłam w furię, pamiętając jedynie jej początek. Pragnęłam aby wszystko co się ostatnimi czasy wydarzyło, stało się snem z którego właśnie zdołałam się wybudzić. Jednakże gdy tylko oczy spoczęły na rozbitej szklance i podłodze pokrytej wodą, zrozumiałam że wszystko co miało miejsce wczorajszego wieczora, było prawdziwe.

Z grymasem na twarzy, delikatnie podparłam się dłońmi, by następnie unieść swoje ścierpnięte ciało do siadu. Wczorajszy dzień czułam na sobie zbyt dosadnie. W moich ustach czułam suchość a ciało zdawało się kleić w każdym możliwym miejscu. Nie musiałam patrzeć w lustro, by widzieć że włosy posklejały się ze sobą, a twarz z pewnością pokrywała opuchlizna przez wylane łzy.

Rozejrzałam się ponownie po mieszkaniu, słysząc jedynie głuchą ciszę jaką wypełniało pomieszczenie. Westchnęłam ciężko, podnosząc się z kanapy. Gdy tylko stopy zetknęły się z zimną posadzką przeszył mnie niewyobrażalny dreszcz. Czułam się jak wyżuta guma, wyrzucona wprost na ziemię. Z widocznym niezadowoleniem na twarzy udałam się do łazienki w której wszystko walało się po podłodze. Od ręczników, po każdy kosmetyk jaki tylko posiadałam. Przymknęłam opuchnięte oczy, by choć na chwilę nie widzieć przed sobą wczorajszego wieczoru.

Colin mnie zostawił...

Uchylając swoje powieki, moje oczy dostrzegły lustro, które zostało zmasakrowane wraz z całym pomieszczeniem. Doskonale pamiętałam moment w którym rzuciłam niewielką śmietniczką, jednak rozrzucone kosmetyki jak i ręczniki dookoła zdawały się być dla mnie zbyt obce. Zmarszczyłam brwi, gdy dostrzegłam różę w zlewie. Zimna posadzka, jak i obolałe ciało przestało mieć znaczenie, gdy przeszył mnie niepokój, zmieszany z adrenaliną.

Ktoś tu był...

Z łomoczącym sercem zbliżyłam się do umywalki, by dostrzec przy kwiatku kolejną wiadomość. Moje usta rozchyliły się gdy zdołałam zlustrować tą samą kartkę, która zawsze była mi podrzucana. Była nieco umorusana, jak zgaduje błotem.

Bałam się a wczorajszy wieczór nie zdołał dodać mi odwagi. Niepewnie chwyciłam kartkę papieru, by następnie rozwinąć ją w swoich dłoniach. Uważnie czytałam litery, które jak zawsze zostały napisane pochyłym jak i lekko zawiniętym pismem.

'' Róża ta już rozkwitnięta, lecz twa dusza w mrok jest wciąż ciągnięta. Nasza przeszłość tak bolesna, odebrała życia przedsmak.''

Zerkałam to na wiadomość, to na różę, nie potrafiąc zrozumieć sensu słów jakie zostały rzucane w moją stronę, jak i dołączonych do nich upominków.

Bałagan który mnie otaczał nie pozwolił się skupić na tym co mogło to oznaczać. Co tak właściwie człowiek, który robi mi wodę z mózgu chce tym osiągnąć? Nie wierze że mógłby być do Bernardo, czy też Nero.

Czyżby Lorenzo, grał ze mną w grę w ramach zemsty?

Szanował Dragona i był mu wierny. Dla niego był w stanie zasłonić mnie własnym ciałem, czyżby w owy sposób chciał go pomścić? Wyniszczenie od środka, było zagrywką Bruna. Uwielbiał najpierw przewiercać na wylot, wnikając do głowy, by następnie zniszczyć doszczętnie to co się w niej skrywało.

Zwilżyłam usta, po czym z lekka otarłam swoją dolną wargę o górną. Uczucia, które kłębiły się w głowie niemal buzowały. Nie wiedziałam czy przepełnia mnie bardziej strach, gniew czy też smutek.

Wrzucając list, jak i kwiat z powrotem do zlewu, ruszyłam do salonu. Ponownie się rozejrzałam, by następnie z lekkim zawahaniem sprawdzić pozostałe pomieszczenia, w których nie było żywej duszy. Cofnęłam się do salonu by spojrzeć na zegarek. Wskazywał on 7:30, tak więc pozostało mi półtorej godziny aby znaleźć się w pracy. I choć w głębi siebie wiedziałam, że jestem wrakiem człowieka, tak musiałam dać radę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top