26. Zasmakujmy zemsty.




Dobry wieczór!

#trylogiaobsession na Twitterze, zapraszam <3

Pov Dragon:

Jej głowa oparła się o moją pierś, a jasne kosmyki włosów smagnęły moją brodę. Nieco się spiąłem na ten gest, jak i wypowiedziane przez nią słowa, gdyż w mojej głowie właśnie  miażdżyłem szyję faceta, który podniósł rękę na Cindy.

Gdy tylko stanąłem w drzwiach, słysząc jak wyzywa ją od dziwek, wiedziałem, że moje kostki znów będą rozwalone. Jednak Cindy z jakiegoś powodu to powstrzymała. Mimo tego jak ją potraktował, chciała mu pomóc, a ja nie potrafiłem tego zrozumieć.

Blond włosy to nie jedyne, co rozświetlało całą ciemność dookoła. To jaka była, było dla mnie jedną, wielką zagadką i to zaczynało mnie drażnić. Nigdy nie zainteresowałem się kobietą na tyle, by chcieć jej słuchać i dostrzegać coś więcej, poza ciałem. A poza jej ciałem, widziałem o wiele, wiele więcej.

Jej złośliwość, zgryźliwość i złość, potrafiła zgasnąć, by na ich miejsce wpełzła miłość, dobro, jak i współczucie, którego miała ponadto. To niesamowite jak ta kobieta byłaby w stanie wybaczyć wszystko, byleby druga strona nie czuła się źle.

Czułem jak płonie mi głowa, a dłonie pulsują od ciosów, które zadałem facetowi, który się tu wdarł. Pod drzwiami mieszkania, nie zdołałem usłyszeć zbyt wiele, ponieważ praktycznie od razu tam wparowałem, gdy zrozumiałem, że nie jest sama.

Jej głowa odsunęła się, po czym skierowała lekko ku górze, by spojrzeć w moje oczy. Zamglone tęczówki, skanowały moją twarz, a ja z całych sił starałem się nie patrzeć na czerwony ślad, który powoli bladł. Byłem tak cholernie wściekły, że gdybym tylko mógł, wyszedłbym z mieszkania i zadzwonił do Vito, by dobił tego skurwysyna. Ale nie mogłem. Złożyłem obietnicę, której miałem nadzieję dotrzymać.

— Zasłużył na to. Nie wiń się — zacząłem, a w tej samej chwili z jej oczu popłynęły pojedyncze łzy.

Zaciskając szczękę, uniosłem dłoń i opuszkiem palca wytarłem je. Zdawały się szpecić jej piękną, jak i drobną twarz, którą przywykłem oglądać w nieco innym wydaniu. Znacznie bardziej zadziornym. Blondynka pociągnęła nosem, po czym spuściła głowę.

— Gdziekolwiek bym nie była, zawsze dzieje się coś złego. Jestem chodzącym Fatum. Wszystko co złe, maszeruje tuż za mną.

— Dlatego potrzebujesz rycerza.

Jej policzki z lekka drgnęły, przez co zdołałem się domyśleć, iż się uśmiechnęła. Ten niewinny ruch z jej strony spowodował, że moje serce nieco się roztopiło. Jednak złość nie ustąpiła nawet na sekundę. To jedynie ją pogłębiło. Nie mogłem uwierzyć w to, że ten skurwiel to zrobił.

— Jestem pewna, że z moim szczęściem byś poległ rycerzu. Wkurzyłbyś mnie i być może zatłukłabym cię w złości jakimś garnkiem, albo udusiła poduszką.

— Chyba zacznę się bać.

Prychnęła cicho pod nosem, po czym w końcu uniosła głowę, by na mnie spojrzeć. Liczyłem na to, iż Cindy rzuci w moją stronę zgryźliwe słowa, jednak ja spotkałem się jedynie z bladym uśmiechem, jak poczuciem winy wymalowanym na twarzy.

Patrzyłem na nią przez chwilę, by następnie spojrzeć w odbicie w lustrze. Na spodenkach Cindy, jak i bluzce, widniały drobne plamy krwi, które pozostały na moich dłoniach po bijatyce. W pewnym momencie dotarło do mnie, iż patrzenie na nią w jakiś sposób bolało i nie potrafiłem zrozumieć uczucia, które mi przy tym towarzyszyło. Była to pewnego rodzaju ulga, ale również i coś co kąsało mnie od środka. I wiedziałem, że gdy będzie wciąż kąsać, to w końcu mnie pożre.

Telefon w mojej kieszeni zawibrował, przerywając wpatrywanie się w odbicie Cindy. Sięgając do kieszeni, wyjąłem telefon, który zeskanował moją twarz, by następnie odblokować ekran. Wiadomość od Vito wyświetliła się jako pierwsza;

Vito: '' Hecho, jefe. ''*

Cindy zerknęła na moją komórkę, a wyraz jej twarzy niemo kierował pytanie w moją stronę.

— Wszystko z nim dobrze. Choć nie ukrywam, że cieszyłbym się bardziej gdyby złamał kark na schodach.

Cindy otworzyła szeroko usta, oraz oczy, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem.

— Dragon!

— Ale zanim by zleciał, ukląkł by i przeprosił za to co zrobił.

Cindy zamrugała, a jej twarz powróciła do naturalnych rysów. Czułem, że chciałaby powiedzieć coś więcej, natomiast ja wiedziałem, że potrzebuje czegoś, bądź kogoś, na kim wyładuję gnieżdżącą się we mnie złość.

— Przebierz się Princesa — zerknąłem ponownie w lusterko na jej ubranie, po czym skierowałem się do wyjścia. — I nie otwieraj nikomu drzwi — nakazałem, na co nie zareagowała. Normalnie upewniłbym się, czy aby na pewno rozumie, ale tym razem Vito nie odstąpi wejścia do klatki na krok.

~ . ~

Wymieniając kilka zdań z Vito na zewnątrz, rozglądałem się dookoła lustrując okolicę. Nie zdawała się być tą najgorszą częścią Vegas, lecz nie należała też do tych przyjemnych. Mężczyzna o ciemnym zaroście, jak i gęstych włosach zaczesanych do tyłu przytaknął na moje słowa, gdy kazałem mu uważnie obserwować kto wchodzi do klatki i po jakim czasie z niej wychodzi.

Miał mnie informować na bieżąco i interweniować w razie podejrzliwości. Wiedziałem, że Cindy w tym wypadku byłaby wściekła, ale wolałem mierzyć się z jej gniewem, niż znów patrzeć na to, jak ktoś ją bije.

Vito był mi potrzebny, gdyż zaraz po jego wiadomości otrzymałem cynk o znalezieniu informatora, opłacanego przez dawnego Capo Vegas. Facet pracował w policji, dzięki czemu przecieki odnośnie każdego przestępstwa były dla nich jawne.

Niemal uśmiechnąłem się pod nosem, gdyż wiedziałem, że tej nocy nie zawitam w żadnych z klubów, a właśnie u niego w domu, sprawdzając czy aby na pewno wie, bądź czy pamięta też imię mojego Ojca i to, jak pomagali Aronowi się ukrywać.

Mój samochód został odstawiony do hotelu, w którym rzekomo obecne przebywałem. Zastąpiony został Mercedesem klasy ''G''. Był to ulubiony model samochodu Vito, który w obecnym momencie miał mi służyć. On niestety był zmuszony siedzieć w gruchocie, który wytrzasnęliśmy z aukcji za jakieś marne pieniądze. W tym pojeździe nie zwracał na siebie zbyt dużej uwagi, dzięki czemu Vito nie rzucał się w oczy.

Wsiadając do samochodu wyjąłem z kieszeni komórkę, starając się wykonać telefon do Nero, w sprawie wydarzenia, które miało wcześniej miejsce. Jednak on nie odbierał. Nie wiedząc czemu zerknąłem w stronę ciemnego okna w mieszkaniu Cindy. Wątpliwości przez chwile przebiegły po mojej głowie, lecz w efekcie końcowym przekręciłem klucz w stacyjce. Silnik warknął, a ja już poczułem w ustach smak zemsty.

Stając przed domem policjanta, dostrzegłem wciąż palące się światła w mieszkaniu. Gdzieniegdzie, można było również spostrzec migające cienie przechadzających się ludzi po pomieszczeniach. Rozejrzawszy się po pustej okolicy zgasiłem silnik, po czym wysiadłem z samochodu, zamykając za sobą drzwi.

Byłem sam, co mogło utrudnić sprawę, lecz każdy z chłopaków, którzy tu byli mieli swoje zadanie do zrealizowania. Oczywistym było to, że czułbym się pewniej, gdyby był tu Nero, Lorenzo, Fabio czy też Dima, jednak tak jak reszta, mieli swoją rolę w całym tym gównie i musieli odegrać ją w stu procentach dobrze.

Ruszyłem chodnikiem do drzwi. Posesja nie posiadała żadnego płotu, a zerknąwszy na ogródek; lekko się uśmiechnąłem, dostrzegając zadbaną trawę, jak i krzewy, które pozostały równo przycięte. Przystając tuż przy drzwiach, na ganku zapaliło się światło i nim zdołałem zapukać, zza drzwi usłyszałem plaśnięcie, jak i głośny huk.

Zmarszczyłem brwi, po czym zapukałem. Nie wiedziałem co zastanę za drzwiami po owych dźwiękach, jednak byłem pewien, że jeżeli mi się to nie spodoba, ktoś odpokutuje za Colina ze zdwojoną siłą.

Drzwi się uchyliły, a mężczyzna w białej podkoszulce i siwych, poplamionych dresach otworzył drzwi. Zamglone spojrzenie zmierzyło mnie z góry na dół, a gdy zatrzymał się na twarzy, jego gałki oczne rozszerzyły się, a dłonie gwałtownie zapragnęły zamknąć drzwi, jednak w czas moja stopa znalazła się między progiem drzwi, a dłoń zatrzymała ruch mężczyzny.

— Tak wita pan obywateli, panie Policjancie? — zapytałem kąśliwie, pchając drzwi w celu otwarcia ich.

Mężczyzna zachwiał się, po czym cofnął o krok, ocierając swoje usta ręką. Był znacznie niższy, jak i chudszy, jednak to nie oznaczało, że był gorszy. Pozory myliły i zawsze starałem się tego uczyć moich ludzi.

Dwudniowy zarost pokrywał dolną część twarzy Jamsa. Ciemne włosy widniały również na jego rękach, jak i klatce piersiowej. Niebieskie tęczówki, wpatrywały się wściekle w moje, a nozdrza falowały niczym u wściekłego byka.

— Co pan robi w moim domu? — warknął.

— Przyszedłem w pokoju — odpowiedziałem spokojnie, posyłając w jego stronę krzywy uśmiech.

— O tej godzinie?! — krzyknął. — Jest już po dwudziestej drugiej!

— Wyśpisz się — zapewniłem go, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. — Dalej będziesz udawał durnia, czy trochę podyskutujemy? — uniosłem pewnie podbródek, na co mężczyzna podrapał się po swojej ciemnej, jak i nieświeżej czuprynie.

Bez słowa skinął głową na znajdujące się przede mną pomieszczenie, a ja bez żadnego zawahania ruszyłem ku niego. Choć odwracanie się plecami do wroga na jego terenie nie było mądrą decyzją, tak wiedziałem, że jeśli James czegoś spróbuje, to nie będzie miał okazji na żadne dyskusje.

Przekraczając próg niewielkiego salonu, który składał się z zielonej kanapy, okrągłego, brązowego stolika, krzeseł, półki na telewizor oraz dwóch foteli, zamarłem, gdyż na jednym z nich siedziała skulona kobieta, w czerwonej i podartej koszuli nocnej.

Zacisnąłem szczękę, przyglądając się na przyciągnięte posiniaczone nogi do jej klatki piersiowej, jak i głowie, którą chowała za kolanami. Zerknąwszy do tyłu, dostrzegłem niewzruszonego Jamsa, który zajął miejsce przy stole.

— Maria, do dzieciaka — nakazał, na co ta uniosła głowę.

Zacisnąłem boleśnie pięść, gdy jej policzki zabłyszczały od widniejących na nich łez. Ledwo otwierając zapuchnięte oczy skierowała spojrzenie na męża, jednak w efekcie końcowym zaskoczona spojrzała w moją stronę. Rozczochrane włosy nieco zasłaniały świeży ślad po uderzeniu na jej przedramieniu, jak i na szczęce.

— Niech zostanie — odpowiedziałem, wchodząc w głąb salonu.

Cisza wypełniła pomieszczenie, gdy przechadzałem się po niewielkim salonie. Spojrzenie pochwyciło wiszące fotografie szczęśliwej rodziny na ścianach, przez co niemal prychnąłem. Kto by pomyślał, że pieprzony skurwiel był jak większość tych, z którymi przebywałem na co dzień? Całej reszcie pokazywał to co należy. Miły i przykładny policjant oraz ojciec, który w zaciszu domowym napieprza swoją żonę, jak worek treningowy.

Przysiadłem na krzesełku, patrząc na skuloną na przeciw mnie kobietę. Zdenerwowana starała się zakryć siniaki, jak i nagie nogi, których rozdarta koszula nie zdołała okryć.

— Jak tam James? Interes się kręci? — uniosłem brew ku górze, a moje palce momentalnie zaczęły stukać w blat okrągłego stołu.

Mimo, iż to on był tu policjanem, to zdawałem się być o wiele bardziej rozluźniony, niż on. Słyszałem w uszach jego przyspieszony oddech, jak i czułem strach kobiety, która przyglądała nam się ze skrytym zaciekawieniem.

— Jaki interes? — zapytał.

— Miałem dziś naprawdę chujowy dzień i jak widzę — przerwałem, zerkając na jego żonę. — Ty również. Tak więc nie pieprzmy o zbędnych głupotach.

Twarz Jamesa wykrzywiła się w złości, a z ust kobiety wydobył się drżący wydech.

— Dlatego uwiniemy się szybko, bo jak na twoje szczęście, bądź nieszczęście, ktoś dzisiaj wykorzystał mój limit dobroci. Twoje dupsko widniało na ostatnim miejscu tego dnia. A jak wiemy, ostatni mają często przejebane, chociaż... Czasami zdarza się cud. — nachyliłem się ku niemu, patrząc głęboko w jego oczy — A ten cud, zależy tylko od ciebie i od twojej gęby, która mam nadzieje będzie mówiła szybko i wyraźnie.

James wstał uderzając w stół.

— Jesteś w moim domu! — krzyknął. — I śmiesz się kurwa zwracać do mnie w ten sposób?!

— Siadaj kurwa na dupie, póki jeszcze nie masz jej połamanej.

— Bo co? — warknął.

Złowieszczy i krzywy uśmiech niemal sam zawitał na mojej twarzy. James zdecydował o moim kolejnym ruchu zbyt szybko. Wstałem powoli, znacznie górując nad mężczyzną. Był niższy, przez co uniósł głowę ku górze, nie przerywając kontaktu wzrokowego.

— Pierwsza litera alfabetu — zacząłem, na co James zmarszczył brwi. — Lepiej odpowiadaj, bo inaczej tylko to będziesz potrafił wydukać jak upierdole cię jęzor.

Mężczyzna zerknął na kobietę, po czym przechylił głowę i zwrócił się ponownie ku mnie.

— A — odpowiedział.

— Zapamiętasz tą literę do końca swojego żywota, wiesz?

Jego oddech przyspieszył, a wargi wygięły się w wyraźnym grymasie.

— Za to ty zapamiętasz ciasną celę Dragon — warknął.

— Ooo czyli jednak się znamy? — uniosłem brew, robiąc krok w przód. — Skoro już przeszliśmy do tego, że jednak mnie znasz, to wróćmy do liter.

— Pieprzę te litery! — James ruszył w moją stronę, niemal przewracając krzesło, jednak zdołałem ostatniej pchnąć go na siedzenie i ze znaczną siłą chwycić tył jego głowy.

Zerkając na kobietę, uderzyłem głową jej męża w stół, na co ten boleśnie krzyknął. Usłyszałem kobiece łkanie, jednak w owym momencie skupiłem się na głowie, którą miałem ochotę zmiażdżyć.

James zaczął się miotać, sprawiając iż krzesło, jak i stolik wydawały z siebie trzeszczące dźwięki. Choć starałem się, by wyraz mojej twarzy nie zdradzał zbyt wiele, tak w środku niemal cały płonąłem. Przycisnąłem znacznie mocniej głowę Jamsa do blatu stołu, na co ten jęknął, próbując powstrzymać rękoma mój uścisk.

— Nie miotaj się James, bo jeszcze pomyślę, że masz robaki w dupie.

— Ty jesteś robakiem Dragon! — wysyczał, plując na stół. — Zobaczysz, wszyscy cię dojadą!

Zacmoktałem, kręcąc lekko głową.

— W tej więziennej celi, prawda?

James jęknął w odpowiedzi, gdyż ponownie wzmocniłem uścisk. Uczucie satysfakcji niemal mknęło w moich żyłach. Czułem, jak złość narasta, by z każdym naciskiem na jego głowę powoli malała.

Zerkając w stronę kobiety z podłogi odbił się błysk, na co kącik moich ust lekko drgnął, przez co jej spojrzenie również tam powędrowało. Przez moment zapanowała cisza, w której każdy o czymś myślał. James z pewnością chciał mnie zatłuc, ja natomiast chciałem wykończyć go powoli i boleśnie, a kobieta o imieniu Maria?

Bez słowa wstała na drżących nogach. Jej kolumbijska uroda mogłaby zachwycać, gdyby nie masakrował jej mąż. Podarta koszula, pod pachami sprawiła, iż ramiączko nieco się obniżyło, obnażając nagi kawałek piersi.

— Maria! Stój!

Maria zacisnęła zęby na głos męża, po czym przykucnęła, chwytając w dłonie kajdanki. Zrobiła zaledwie kilka kroków w moją stronę, by następnie zerknąć na przygwożdżoną głowę męża do stołu.

— Będziesz tego żałować kurwa! Zobaczysz!

James wierzgał się, przez co uniosłem jego głowę uderzając ponownie w blat.

— Zaraz będziesz miał tam kogel mogel, jak nie zamkniesz mordy.

— Miałem się zaśmiać? — zapytał.

— Jakbyś nie zauważył nikt się tu nie śmieje, ale każdy ma swoje poczucie humoru. Skoro ciebie to bawi, to śmiało, nie krępuj się. Lepiej odejść z uśmiechem, niż z wykrzywioną z bólu mordą.

Kobieta podała mi kajdanki, na co odebrałem je z zimnym wyrazem twarzy. Oszołomiony uderzeniem znacznie się uspokoił, przez co byłem w stanie w spokoju skrępować jego ręce za plecami i przypiąć kajdankami do oparcia drewnianego krzesła.

— Masz mądrą żonę James — oświadczyłem, zerkając na zajmującą swoje wcześniejsze miejsce kobietę. — To właśnie dlatego ją tak tłuczesz?

— Dlatego chcieliśmy pomóc Aronowi. Zniszczyć waszą całą grupę, która sieje jedynie spustoszenie.

Z trudem zdobyłem się na spokój. Takie gówno, nie zdoła wytrącić mnie z równowagi.

— Dlatego wasz Capo odpokutował za spustoszenie, jakie pragnął poskromić — odpowiedziałem z przekąsem.

— Antonio... — zaczął, jednak ponownie uderzyłem jego głową o blat stołu, przez co z jego ust popłynęła stróżka krwi.

— Twój błąd, że wypowiedziałeś jego imię — wysyczałem, na co James zakasłał.

Odwróciłem głowę w stronę przerażonej kobiety i momentalnie moje tęczówki pochwyciły blond włosa, spoczywającego na ramieniu mojej marynarki. Zakląłem w myślach, wyobrażając sobie, jak Cindy stara się mnie powstrzymać.

Była ze mną nawet wtedy, gdy nie mogła być obok. Los ze mnie kpił i pluł mi twarz, stawiając na swojej drodze tą drobną, blodwłosą kobietę.

— Czy wiesz coś więcej? — uniosłem brew, na co kobieta podniosła swoje ciemnobrązowe oczy. Jednak nie utrzymywała zbyt długo kontaktu wzrokowego.

Była totalnym przeciwieństwem Cindy, która w tym momencie mierzyłaby mnie wzrokiem, próbując sprowokować do granic możliwości.

— Nic mu nie mów! Zabije cię zaraz po tym i Isabel też! — wykasłał niewyraźnie, chlapiąc blat stołu swoją krwią.

— To twoja szansa — odpowiedziałem, unosząc brodę nieco do góry. — Wystarczy, że wyjawisz nazwiska, a dostaniesz pieniądze i będziesz mogła stąd wyjść jak gdyby nigdy nic.

— Maria, on kłamie!

— Jakby wcale cię tu nie było — dodałem, ignorując słowa jej męża.

Łamałem teraz naszą najważniejszą zasadę. Nie często zabijałem kobiety. Robiłem to jedynie z konieczności, a ta sytuacja była właśnie pieprzoną koniecznością. Żona policjanta była świadkiem całego zdarzenia, które się tu rozgrywało i jak zdołałem spostrzec, znała również ludzi, którzy brali czynny udział w śmierci mojego Ojca.

Pieprzony blond włos odmienił wszystko, co do tej pory siedziało w mojej głowie. Chciałem go zdmuchnąć, jednak w ostatniej chwili się powstrzymałem. W głowie wyobrażałem sobie czerwony policzek Cindy, zaszklone oczy i towarzyszące im spływające łzy.

Jeżeli dowiem się że, jak zdołałem wyłapać ''Colin'' robił to notorycznie, zatłukę skurwiela gorzej, niż policjanta. Zrobię mu z dłoni fortepian i nawet blondwłosa nie zdoła mnie powstrzymać.

Kobieta zerkała niepewnie to na mnie, to na schody, przez co wiedziałem, co znajduje się na górze.

— To twoja szansa — powiedziałem chłodno, mając również na myśli jej córkę, która jak zdołałem zauważyć; spała na górze. — Masz szansę się od niego uwolnić.

Przełknęła z trudem i pociągając głośno nosem, zerknęła na największą fotografię, która wisiała na ścianie, po czym ponownie spojrzała na mnie.

I już wiedziałem, że mój wieczór zakończy się dobrze.

~ . ~

Było już późno, gdy wróciłem. Vito wciąż czuwał pod klatką, przez co wiedziałem, że nie zastanę tego, co za pierwszym razem, gdy zostawiłem ją samą.

Powoli otwierałem drzwi, a delikatna poświata żółtego światła rozświetlała salon, który łączył się z kuchnią. Gdy tylko zamknąłem drzwi, chwyciłem za marynarkę, by następnie zdjąć ją z ramion. Odwróciwszy się w stronę salonu zatrzymałem się, wpatrując w kanapę, jak i w to co znajdowało się tuż pod nią.

Roko spał na ziemi, a skulona w kłębek Cindy leżała pod kocem, który zdołał się na wpół zsunąć na ziemię. Jej blond, kręcone włosy nieco zasłoniły jej twarz, podczas gdy reszta spływała kaskadą po kanapie. Wyglądała zupełnie, jak bezbronny anioł. Zbliżyłem się cichym krokiem, i przykucnąłem przy niej. Przyjrzałem się jej rozchylonym, pełnym wargom, rzęsom, które opadały na jej policzki, jak i brwiom, które z lekka się zmarszczyły. Pragnąłem ją pogładzić po policzku, jednak zastygłem tuż przed jego dotknięciem.

Nie mogłem jej dotknąć, mając na dłoniach resztki tych skurwieli. W dalszym ciągu pozostawała na nich krew Colina, a teraz dołączyła i krew policjanta. Westchnąłem ciężko i rzucając na nią ostatnie spojrzenie wstałem, ruszając w stronę łazienki.

Prysznic zmył jedynie powierzchowną część mojego nastroju. Byłem czysty z zewnątrz, jednak to co było w środku, wyżerało mnie. W dalszym ciągu nie pozbyłem się bazującej we mnie złości. Wciąż miałem w głowie to, jak Cindy dostała w twarz, oraz skuloną kobietę, która postąpiła rozsądnie. Jednak nie wiedziałem, czy moja decyzja była słuszna, gdyż nie potrafiłem jej zabić, a blond włos był niczym kajdany, które uwięziły złe myśli w lochach.

W samych bokserkach ruszyłem ponownie w stronę kanapy. Zerknąłem ostatni raz w telefon, który trzymałem w dłoni, by następnie dostrzec brak reakcji ze strony Nero. Nie zastanawiając się, wcisnąłem ikonę wiadomości, a palce same poszły w ruch;

Do Nero;

''Cindy miała dzisiaj gościa. Facet żyje. Ale, jeśli jeszcze raz tu przyjdzie, jego głowa jako pierwsza, stoczy się ze schodów.''

Westchnąłem, po czym odłożyłem telefon na stolik. W tym samym momencie ekran się zapalił, a ja jedynie dostrzegłem wiadomość zwrotną od Nero. Nie przeczytałem jej, gdyż mój wzrok powędrował w stronę Cindy, która mruknęła pod nosem, kuląc się jeszcze bardziej. Przykucnąłem przy kanapie, obserwując jej zmarszczone brwi, jak i drżące ciało. Lecz gdy wydukała ''proszę nie'' by po chwili wyszeptać urwane ''Dragon, gdzie...'' niemal się spiąłem.

Dziś zawahałem się po raz drugi. Normalnie wziąłbym Cindy na ręce i przeniósł ją do pokoju, aby jutro robiła mi awantury o to, że śmiałem wejść do jej sypialni, gdy mi tego zakazała. Jednak po tym jak wypowiedziała moje imię we śnie, nie chciałem tego.

Co ja tam musiałem robić? Czy grałem kogoś dobrego, czy raczej byłem postacią, przed którą się ucieka?

Gdy wyszeptała ''Gdzie jesteś'' niemal nogi się pode mną ugięły. Miałem wrażenie, że niebiosa sobie ze mnie kpią. Albo byłem zmęczony, albo aureola, jaka uniosła się nad Cindy od poświaty księżyca była jedynie złudzeniem.

Zakląłem pod nosem, po czym chwytając koc, położyłem się z brzegu kanapy. Nie dało się ukryć tego, iż nas dwoje w tej pozycji nie było dobrym pomysłem, jednak gdy tylko moje ciało lekko dotknęło ciała Cindy, ta wtuliła się w moją klatkę piersiową, oddychając z wyraźną ulgą.

Jej twarz w owym momencie przylegała do mojej piersi, a dłonie znajdowały się tuż pod nią. Nie przywykłem do spania z kobietą, a tym bardziej z kobietą, która się we mnie wtula. Z jakiejś przyczyny nie potrafiłem jej odepchnąć. Leżała tak bezbronna, tuż przy mnie, jakby widziała we mnie jedyne, co może uchronić ją od złego. Cóż za ironia, że przytulała się do kogoś, kto po śmierci dostanie przepustkę prosto do piekła, bez żadnej kolejki.

Otuliłem nas kocem, poprawiając swoją poduszkę. Cindy leżała między oparciem kanapy, a mną, wtulając się jeszcze mocniej. Krew w żyłach zaczęła stawać się gorąca, a pulsowanie w kroczu, niemal bolało. Przetarłem dłonią oczy, starając wybić sobie z głowy myśli, których nie powstrzymywał już blond włos, spoczywający na ramieniu mojej marynarki.

~ . ~

Niemal zerwałem się z kanapy, gdy coś się poruszyło, jednak w ostatniej chwili zdołałem sobie przypomnieć, że śpi tu ze mną Cindy. Moja ręka pozostała przewieszona przez jej ciało, a nasze nogi splotły się ze sobą, przez co blondwłosa była całkowicie uwięziona.

Była w moich szponach.

— Cindy, masz mendy, że tak się wiercisz? — zapytałem chrapliwie, na co lekko się spięła.

Jej włosy załaskotały mnie, gdy próbowała się poruszyć, jednak objąłem ją mocniej w pasie, przyciskając do swojej klatki piersiowej.

— Dlaczego mnie nie obudziłeś? — odpowiedziała oskarżycielsko.

Mogłem to zrobić, ale nawet przez sekundę o tym nie pomyślałem. Nie byłem dżentelmenem i Cindy miała tego świadomość, gdy przekraczałem progi jej mieszkania.

Przyłożyłem nos do jej szyi, które pokrywały blond włosy, po czym zaciągnąłem się jej zapachem, smagając czubkiem nosa jej skórę.

— Czyżby było ci niewygodnie?

— Prędzej powiedziałabym, że gorąco — odpowiedziała, ciężko wzdychając.

Na jej słowa chwyciłem koc, zsuwając go z jej ciała.

— Teraz lepiej? — zapytałem, czując jak gęsia skórka pokrywa jej drobne ciało.

Odetchnęła głęboko, po czym podjęła próbę odwrócenia się w moją stronę. Byłem przekonany, iż zostanie w swojej pozycji, gdyż nie chciałem patrzeć w jej oczy. Było na tyle jasno, bym zdołał dostrzec wszystko, co zawsze pochłaniał mój wzrok. Będąc z nią tu sam na sam wiedziałem, że jeżeli podaruje mi cokolwiek na swojej dłoni, ja bez żadnych skrupułów to wezmę.

Była nieco zdenerwowana gdy ułatwiłem jej zmianę pozycji. Obracając się, jej pupa otarła się o moje krocze, sprawiając, iż zacisnąłem szczękę, próbując powstrzymać westchnienie. Cindy wpatrywała się jedynie w moją klatkę piersiową, ale nie we mnie. Unikała mojego spojrzenia, jakby czuła się skrępowana.

— Co jest Princesa?

Milcząc, powiodła opuszkiem palca po konturze jednego z tatuaży, na co się spiąłem. Wystarczył delikatny dotyk, by moje bokserki stawały się coraz mniejsze.

— Milczysz. Nie podoba mi się to.

— Czyżbyś się martwił? — zapytała, nie przestając jeździć palcem po krawędziach tatuaży.

— Może trochę. Zaczynasz mnie macać, czuję się wykorzystywany.

Cindy w końcu spojrzała w moje oczy, i choć w dalszym ciągu w pomieszczeniu panował półmrok, byłem w stanie dostrzec jej piękną twarz. Drobne loki z lekka opadały na jej czoło, a ja momentalnie zapragnąłem je odgarnąć.

— Sam mnie zostawiłeś w swoim łóżku, więc to twoja wina — odpowiedziała zgryźliwie, czym zdołała mnie zaskoczyć.

Cień uśmiechu przebrnął przez moją twarz, gdy Cindy powoli zaczęła wracać do siebie. Uwielbiałem inicjować rozmowy, by słuchać jej zgryźliwości. Zawsze byłem ciekaw co miała mi do powiedzenia.

— I teraz nie dość, że nie mam miejsca, to mendy przejdą na mnie.

Cindy uderzyła mnie w pierś, cicho się śmiejąc. Po raz pierwszy od dłuższego czasu słyszałem ten dźwięk i musiałem przyznać, że podobał mi się.

— Jak mi ciebie szkoda Dragon — wydęła usta, udając przejętą. — Może koleżanki zdadzą się na więcej i cię podrapią.

— To był twój gwóźdź do trumny Princesa — powiedziałem, by następnie zawisnąć tuż nad nią. 

— Wygodna ta trumna — udając, że się rozgląda omijała moje spojrzenie, lecz było pewne, iż poza mną nie mogła dostrzec niczego innego. — Tylko młotek ciężki.

Zaśmiałem się grubiańsko, odchylając nieco głowę z tył.

— Czy ty coś brałaś pod moją nieobecność? — zapytałem, przez co Cindy tym razem spojrzała na mnie swoimi zielono szarymi oczami.

— Nie jestem fanką używek — skrzywiła się nieco, na co uniosłem brew ku górze.

— A co wiesz o używkach Princesa?

— Że są do dupy.

Pamiętam moment, w którym zastałem Cindy w pełni roześmianą na podłodze. Tłumaczyła mi skąd ma to gówno, lecz zawsze z tyłu głowy miałem na uwadze to, że mógł jej to dać ktoś z moich ludzi.

Moje myśli momentalnie rozproszyły dłonie Cindy, które sunęły po bicepsach i barku, by następnie zjechać na klatkę piersiową. Wystarczył drobny dotyk, by posłać w stronę mojego krocza gorącą falę, która powoli rozprzestrzeniała się po całym ciele. Gwałtownie spiąłem mięśnie brzucha, próbując wstrzymać oddech, który pragnął przyspieszyć.

— Znów mnie macasz bezwstydnico.

— Ja tylko sprawdzam, czy są dobrze zrobione — spojrzała na mnie niewinnie spod rzęs, a mój penis drgnął.

— Princesa...

— Tak właściwie... — zaczęła, zatrzymując swoje dłonie na moich piersiach. — Dużo myślałam o tym co się stało.

— Nic mu nie jest Cindy — odpowiedziałem chłodno, przerywając jej.

— Nie o to chodzi — poprawiła się pode mną, po czym zagryzła nerwowo wargę. — Chciałam tylko powiedzieć, że przepraszam za to, jak postąpiłam. Zareagowałbym inaczej, gdyby nie Roko.

Uniosłem jedną z dłoni, przejeżdżając opuszkiem palca po jej policzku. Jeszcze kilka godzin temu był czerwony. Czerwony, od uderzenia faceta, którego miałem na wyciągnięciu ręki. Skoro Cindy szokował taki widok, to nie chciała wiedzieć do czego byłem zdolny i co robiłem ludziom za zdrady, bądź jak pozbywałem się wrogów.

— Już dobrze Princesa.

— Stanąłeś w mojej obronie, a ja... — tym razem uciszyłem ją, przyciskając swoje wargi do jej.

Były znacznie miększe niż je zapamiętałem. Smakowała czymś tak słodkim, że miałem ochotę skosztować jej ponownie i scałować każdy centymetr jej warg

— I stanąłbym ponownie Princesa — szepnąłem tuż przy jej ustach, przerywając delikatny pocałunek.  — Nawet gdybyś miała zareagować tak samo.

— Nie zrobiłabym tego drugi raz — powiedziała, gdy jej oczy skanowały moją twarz już w nieco jaśniejszym świetle. — Nie powinieneś być świadkiem czegoś takiego.

— Bił cię wcześniej?

Na to pytanie się spięła. Czułem wyraźnie, jak jej brzuch na moment zastygł, by ponownie przywrócić swój oddech. Zadając to pytanie miałem na myśli to, jak zachowała się w momencie naszego pierwszego zbliżenia. Nie lubiła czuć mojego ciała nad sobą. Zdawała się być wtedy zdenerwowana, jednakże teraz, mógłbym przysiądz, iż czułem, że jej to nie przeszkadza. 

— Nie Dragon. Colin mnie mnie nie bił — zaoponowała. — Nasza relacja... — urwała, by chwilę pomyśleć. — Była nieco skomplikowana.

Sama myśl, że ją dotykał, a ona mogła tego nie chcieć sprawiała, że żałowałem decyzji jaką podjąłem tylko i wyłącznie ze względu na to, że mnie o to poprosiła.

— Jeżeli cię skrzywdził Cindy — nawet nie zdołałem dokończyć, kiedy delikatnie palce wplotły się w moje włosy i przyciągnęły moją głowę do swojej.

Jej usta mocno przywarły do moich, a ja nawet nie zamierzałem się powstrzymywać. Nadto wizja ucięcia jaj przez Nero nie zdawała się być aż tak straszna, gdy mnie całowała.

Nasze wargi muskały się nawzajem, a języki wpasowały w swój rytm, tańcząc ze sobą. Jedna z moich dłoni w dalszym ciągu podpierała się o tuż obok jej głowy, natomiast druga, wsunęła się pod materiał cienkiej koszulki.

Delikatna skóra, przypominała jedwab w dotyku. Wystarczyło dotknąć ją dotknąć, a pokusa stawała się jeszcze silniejsza. Dłoń błądziła po całym ciele, badając każdą krzywiznę i zagłębienie. Nie miała żadnej skazy. Była, jak miejsce obiecane. Dotykałem czegoś nieskazitelnego, i choć ona tego nie wiedziała, to właśnie w tym momencie, tym niewinnym pocałunkiem podpisała pakt z samym diabłem, wiszącym tuż nad nią.

Chwyciwszy brzeg jej bluzki, powędrowałem ustami ku jej szyi, wyznaczając do niej szlak lekkimi muśnięciami. Delikatnie przegryzłem jej skórę, podnosząc materiał ku górze. Gdy nie usłyszałem żadnego słowa protestu, każdy z diabłów wykonał szatański taniec szczęścia.

Cindy wyplątując dłonie z moich włosów, chwyciła brzeg bluzki, by następnie ściągnąć ją z siebie. W pokoju mogłyby zawitać egipskie ciemności, a ja i tak zobaczyłbym jej ciało, zachwycając się nią jak nastolatek. Mój penis drgnął, gdy schyliłem się, by delikatnie przejechać po delikatnym, różowym sutku Cindy. Głębokie westchnienie przedostało się spomiędzy jej pełnych warg, na co złapałem sutek w zęby, delikatnie go przegryzając.

— Co lubisz Princesa? — zapytałem chrapliwie, okrążając językiem jej sutek.

Zapanowała cisza, przez co delikatnie się uśmiechnąłem. Czyżby Cindy poczuła się zakłopotana?

— Śmiało Princesa. Jestem ostatnią osobą, przy której powinnaś czuć wstyd — delikatnie ucałowałem jej pierś, unosząc spojrzenie na zarumienioną twarz Cindy.

Czułem, iż nie dostanę odpowiedzi, lecz mimo wszystko, nie zamierzałem poddać się bez walki.

— Jesteś ostatnią osobą, którą podejrzewałbym o skromność Princesa. Ale wiedz... — przerwałem, by pochylić się ponownie ku jej piersi i przejechać po niej językiem. — Że oboje sobie z tym poradzimy.

— To twój nowy cel w życiu? Zbesztanie mojej niewinności? — uszczypliwie pytanie, niemal sprawiło, iż wybuchnąłem gromkim śmiechem.

Kącik moich ust drgnął w odpowiedzi, przez co Cindy poruszyła się nerwowo.

— Jestem ci winien klapsy, wiesz?

Blondyna zmarszczyła brwi próbując się podnieść, jednak zakleszczona pode mną, jedynie z lekka drgnęła.

— Dotknij mojego tyłka Dragon, a obiecuję, że zemsta będzie gorsza.

Tym razem nie mogąc powstrzymać się, prychnąłem śmiechem, chwytając w zęby jej dolną wargę.

— Więc oboje zasmakujmy zemsty, Princesa.

To będzie druga, jakiej dziś skosztuję.

Hecho, jefe* — zrobione szefie.


A wy skosztujecie w następnym rozdziale nieco starego Dragona.

Do następnego!

BUZIOLE, GŁOŚNA.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top