25. Obiecaj.

Witam🤍

#trylogiaobsession na Twitterze

Pov Cindy:

Prysznic zmył ze mnie każdą negatywną myśl. Dziś zamierzałam wrócić choć w małym stopniu do żywych i mimo, iż nie czułam się w tym mieszkaniu dobrze, postanowiłam zrobić dobrą minę do złej gry, pragnąc chwytać się każdego asa schowanego w rękawie, jak i każdego oszustwa, jakie tylko ktoś zdoła łyknąć.

Odświeżona i ubrana w pudrową bluzkę na cienkich ramiączkach, jak i spodenki w tym samym kolorze, wyszłam z łazienki, ruszając wprost do kuchni, która łączyła się z dobrym salonem, który tworzyła zaledwie kanapa, jak i telewizor niewielkich rozmiarów. Moje spojrzenie od razu pochwyciło Dragona przykucającego przy srebrnej misce Roko. Łyżka stukała o naczynie, gdy ciemnooki nakładał mu posiłek.

O dziwo nie poczułam charakterystycznego zapachu karmy, przez co podeszłam do Dragona, zerkając przez jego ramię. W środku miski spoczywało mięso, ryż oraz świeżo gotowane warzywa. Zaskoczenie przez chwile pojawiło się w mojej głowie, lecz nie było ono spowodowane lepszą zawartością miski, niż mój talerz. Ale tym, jak Dragon troszczył się o psa.

Roko przytuptał, gdy tylko usłyszał swoje imię z ust Dragona. Zadowolony polizał jego dłoń i gdy tylko ciemnooki wstał, Roko za jego pozwoleniem zaczął pochłaniać przygotowane danie.

— Dla mnie też takie ugotowałeś? — zagadnęłam, po czym wymijając go, ruszyłam w stronę lodówki.

— Vito pojechał po jakieś śniadanie.

— Vito? — zapytałam, odwracając się w jego stronę.

— Będzie z tobą w momencie, gdy mnie nie będzie.

Położyłam dłonie na biodrach, patrząc w czerń oczu Dragona.

— Dlaczego miałabym siedzieć z obcym facetem Dragon?

Na moje słowa uniósł z lekka podbródek, po czym zrobił krok w przód.

— Nie jest mi obcy — odparł chłodno, jakby był zdziwiony moim oburzeniem.

— Ale mi tak.

— Cindy, czy ty myślisz, że zostawiłbym cię z kimś, do kogo miałbym chociaż najmniejszy cień wątpliwości? — Dragon ponownie się zbliżył, jednak ja nie cofnęłam się o krok.

Moje, jak i usta Dragona nie drgnęły przez dłuższy czas. Oboje jedynie w tle słyszeliśmy mlaskanie Roko, który w dalszym ciągu pochłaniał zawartość swojej miski.

— Vito ma dzieci i żonę Cindy. Jego córka jest młodsza od ciebie. Uwierz, jeżeli interesuje się kobietami, to nie tak młodymi.

Otworzyłam szeroko oczy, kiwając z lekka głową.

Dlaczego wysnuł od razu takie wnioski? Nie miałam na myśli tego, o czym myślał. To nie tak, że mam się za kogoś, na kogo każdy przechodzący człowiek przeciwnej płci będzie się na mnie rzucał. Nie byłam też chodząca pięknością i nigdy tego nie ukrywałam. Po prostu wizja siedzenia tu z nieznajomym, nie przemawia do mnie.

Ciężko było mi zaakceptować Dimię po tym co przeszłam, a ponownie próbować nawiązać więź z kimś obcym, mogło być znacznie trudniejsze.

— Nie zgadzam się — odpowiedziałam, po czym zwracając się w stronę lodówki chwyciłam za uchwyt, aby ją otworzyć.

Nie zdziwiłam się, gdy ujrzałam pustkę jaka świeciła na pułkach. Skrzywiłam się znacznie, dostrzegając jedynie przeterminowane mleko o jakieś dwa miesiące. Zamknęłam drzwiczki, gdy poczułam za sobą ciężki oddech Dragona, który owiewał z lekka moją skórę na szyi. Stał tuż za mną, a jego spojrzenie niemal biczowało moje plecy.

— W porządku — przytaknął szorstko, na co momentalnie odwróciłam się w jego stronę.

Jego ciało w sekundowym tempie przywarło do mojego, przyciskając mnie do lodówki. Dłonie Dragona zostały umiejscowione tuż przy mojej głowie, a jego twarz zdawała się być zbyt blisko, niż powinna.

— Oboje wiemy, że jesteś dorosła i umiesz podjąć samodzielnie decyzję.

Jego słowa zawisły w powietrzu. Nastała cisza, w której nawet Roko był niesłyszalny. Czarne oczy uważnie obserwowały moją twarz, przez co zaczynałam czuć się przytłoczona jego obecnością.

— Przyjąłeś to bez walki. Jestem pod wrażeniem — odpowiedziałam, unosząc głowę do góry.

Jego twarz w owym momencie znajdowała się tuż nad moją. Czarne oczy w skupieniu patrzyły w moje, a ja z całych sił pragnęłam nie okazać tego, jak wielką miałam ochotę go od siebie odepchnąć.

— Nie muszę z tobą walczyć Princesa — pochylając się przejechał koniuszkiem nosa po linii mojej żuchwy, sprawiając tym samym, iż mój oddech z lekka spowolnił. — Bo wiem, jak to się skończy.

— Myślałam, że mam do czynienia z rycerzem, a nie medium.

Czułam, jak mięśnie jego twarzy się napięły, przez co domyśliłam się, iż uniósł kąciki ust.

— Pamiętaj, że to ty podjęłaś tę decyzję, nie ja.

— Cokolwiek chodzi ci po głowie...  — nawet nie zdołałam dokończyć, gdy Dragon musnął wpierw mój obojczyk, by następnie go przegryźć.

— To co chodzi mi po głowie Cindy, nigdy nie wyjdzie poza nią.

— Nie bądź taki wstydliwy Dragon. Chyba nic mnie już nie zdziwi.

Gdy jego dłonie momentalnie spoczęły na mojej talii, czułam, iż wypowiedziane przeze mnie słowa będą śmiały mi się prosto w twarz. Dragon bez najmniejszego problemu uniósł mnie, by następnie przesunąć się w bok i usadzić na blacie. Mimo spodenek, które na sobie miałam, zimno lady wywołało lekki dreszcz, jaki przebiegł po moim ciele. Nim zdołałam zacisnąć nogi, Bruno wszedł między nie, by następnie ułożyć dłonie po obu stronach mojego ciała.

Zakleszczona między jego ramionami, podparłam się dłońmi o blat i odchyliłam z lekka do tyłu. Spojrzenie czarnych tęczówek w dalszym ciągu wywoływało burzę emocji, jaka w tym momencie zaczęła szaleć w mojej głowie.

Z jednej strony miałam ochotę go odepchnąć i rzucić czymkolwiek, co znalazłabym pod ręką. Lecz z tej drugiej strony miałam ochotę dalej go podsycać. Zezłościć i zrobić to, co radziła mi Alex. Miałam ochotę złapać Dragona porządnie za jaja i dać mu wycisk, jakiego nigdy jeszcze nie dostał od żadnego faceta, jak i kobiety. Być dla niego wszystkim na raz. Być ogniem i wodą, chmurą i słońcem oraz być białym, jak i czarnym.

— To, że wszedłem bez pukania chyba trochę cię zdziwiło — szepnął tuż obok mojego ucha, biorąc jego płatek delikatnie między zęby.

— Ohh, więc to siedzi ci w głowie? — uniosłam brew, delikatnie kuląc swoją szyję, jak i osłaniając ramieniem ucho.

Postura Dragona diametralnie się zmieniła. Pochylił się z lekka w moją stronę, przez co tym razem jego twarz znajdowała tuż przede mną. Jego oczy były na tej samej wysokości co moje, przez co mogłabym przysiąc, iż widzę w nich swoje własne odbicie.

Nie odpowiedział mi. Co zdołało lekko wybić mnie z rytmu. Liczyłam na słowne przepychanki, jednak monolog z samą sobą nie był tak ekscytujący, jak z Dragonem, którego drażniłam z każdą sekundą.

— Jak masz zamiar tak tu ślęczeć i zatracać się w wspomnieniach, w których wszedłeś do mojej łazienki jak pozbawiony manier cham, to mógłbyś chociaż nie tracić mojego czasu. Jestem głodna i mam pracę — starałam się, aby w moim głosie nie było ani nuty zawahania, jednakże, gdy Dragon chwycił mnie za dół pleców i przyciągnął do siebie, spomiędzy moich warg dostał się krzyk zaskoczenia.

Pragnąc zachować chociaż odrobinę dystansu, położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, podczas gdy moje spojrzenie było utkwione w jego.

Tym razem nie zamierzam mu okazać strachu.

Dziś, to on będzie głodnym potworem.

— Często myślę o tym... — urwał, a jedna z jego dłoni wsunęła się pod materiał bluzki. Z lekka szorstkie opuszki palców w powolnym tempie sunęły w górę mojej talii, zostawiając za sobą dreszcz, jak i pewnego rodzaju ciepły szlak. — Jak lubię zapach kokosa — cichy, chrapliwy głos spowodował, iż spomiędzy moich warg wydostał się drżący wydech.

Jego dłoń w dalszym ciągu smagała moją skórę pod koszulką, jednak docierała ona jedynie do stanika, by następnie ponownie kierować się ku dołowi.

— A o smaku, nawet nie muszę chyba wspominać — dłoń, która dotarła do mojej talii, powiodła powoli po brzuchu, by następnie zatrzymać się nad gumką od spodni. Opuszek palca zataczał delikatne kółka, a głowa Dragona pochyliła się, by następnie jego usta musnęły kącik moich ust.

Przymknęłam oczy, czując jak moje serce przyspiesza. Czułam się jak na torze wyścigowym, w którym na zmianę prześcigałam się z Dragonem. Każde z nas wyprzedzało się za zakrętach, by na równej linii iść ramię, w ramię.

Nie daj mu wygrać.

Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym otworzyłam oczy. Niekontrolowanie zaciągnęłam się jego zapachem, który wywołał tak wiele wspomnień, które starałam się pogrzebać wraz z jego rzekomą śmiercią.

Odrywając dłoń od blatu, wsunęłam ją miedzy nas, chwytając za krocze Dragona, który gwałtownie zamarł z ręką pod moją bluzką. Choć zdawał się być opanowany, czułam podświadomie, jak każdy mięsień na jego ciele się spina.

Z determinacją i pewnością siebie pogładziłam wybrzuszenie w jego spodniach, przez co jego dłoń wydostała się spod materiału koszulki i spoczęła na blacie, tuż obok mnie. Ciężko odetchnął, po czym pochylił głowę tuż, przy moim obojczyku.

Z każdym kolejnym ruchem, wybrzuszenie stawało się twardsze, przez co zaczynało napierać na moją dłoń. Poruszałam nią delikatnie, zachwycając się tym, jak w jednej sekundzie potrafiłam sprawić, by Dragon był w moim władaniu.

Brunon odetchnął głęboko, a jego ramiona znacznie się napięły, gdy zwiększyłam nieco nacisk, poruszając w dalszym ciągu delikatnie dłonią. Spomiędzy moich ust wydostało się sapnięcie, a podbrzusze z każdą sekundą zaczynało powoli się rozpalać.

To co w tym momencie czyniłam nie było odpowiednie. Jednak, to co do mnie w docierało to, to, jak wielki krok zdołałam zrobić, by tylko mu zrobić na złość.

Pokonywałam własne, najciemniejsze demony.

— Za to ja często myślę o tym... — wyszeptałam, zaciskając znacznie mocniej dłoń, przez co Dragon jakby wybudził się z transu. Spiął się i cicho warknął, zaciskając zęby. — Jak ''dostałeś to czego chciałeś'' — zacytowałam, wzmacniając uścisk. — I mam nadzieję, że ktoś potraktuje cię równie tak, jak ty mnie w tamtym momencie — zacisnęłam ponownie dłoń, przez co Dragon chwycił mój nadgarstek.

— Cindy — powiedział ostrzegawczo.

— Boli, co? — o dziwo mówiłam spokojnie, sycąc się tym, jak zdołałam omotać Dragona drobnymi gestami. — Teraz to ty możesz już iść — zacisnęłam dłoń ponownie, by następnie rozluźnić uścisk i puścić jego nabrzmiałe krocze.

Dragon chwycił moją twarz jedną dłonią, zmuszając mnie tym samym, bym spojrzała wprost na niego. I mimo, iż kosmyki moich blond włosów, które opadły na twarz, z lekka przysłaniały mi obraz, zdołałam dostrzec czerń jego oczu, które wypełniła furia, jak i szalejący w nich ogień.

— Pójdę, gdy będę tego chciał. I nie myśl sobie, że gdy zmacasz mnie po fiucie, będziesz na wygranej pozycji — wysyczał. — Tym, udowadniasz mi jedynie, że miałem pieprzoną rację.

Zepchnęłam jego dłoń, po czym uderzyłam ręką w klatkę piersiową ciemnookiego. Dragon odsunął się, robiąc mi miejsce, bym zeszła z blatu.

Czy naprawdę byłam tym, za kogo mnie uważał? I czy naprawdę powinny mnie choć w najmniejszym stopniu interesować słowa człowieka, który z tak ogromnym przytupem wtargnął w moje życie, sprowadzając na nie spustoszenie?

— Mam nadzieję, że po tym tygodniu znikniesz i nigdy nie wrócisz — wysyczałam, próbując ugasić gulę, która powoli wypalała moje gardło.

Dragon bez słowa patrzył na mnie gniewnym spojrzeniem. Jego umięśniona klatka piersiowa falowała, a rysy twarzy o dziwo po raz pierwszy od dłuższego czasu okazały emocje. Złość, malowała się jak nigdy dotąd, lecz nawet to, że w końcu zdjął maskę, nie pozwoliło mi opanować słów.

Czy byłam z siebie dumna? Oczywiście, że nie. Wiedziałam, iż zaistniała sytuacja jest moją winą, ponieważ to właśnie ja zdołałam przyspieszyć na zakręcie i nie zrównać się z nim nawet na sekundę.

Chciałam wygrać wyścig, lecz czy wygrałam go uczciwie?

Wyminęłam go bez słowa, po czym zerkając jedynie na przeglądającego nam się Roko, ruszyłam do pokoju z pustym żołądkiem, zatrzaskując za sobą drzwi do sypialni.

~ . ~

Burczało mi w brzuchu przez cały dzień, a przez kłótnię z rana urządziłam wewnętrzny protest, nie chcąc wystawić nogi poza progi mojej sypialni. W pewnym sensie wiedziałam, iż robię sobie na złość jedynie ja sama.

Wytrzymałam cały dzień tylko dlatego, że zainteresowałam się pracą, kończąc każde zamówienie, jakie tylko otrzymałam. Czułam ulgę, iż z niczym nie zalegałam. Potrzebowałam pracy, aby odbić się i zwrócić Nero każdy grosz, który zakładał za mnie podczas mojej nieobecności.

Dragon przez cały dzień również nie wyszedł z domu. Z pewnością zajmował salon, przez co nie byłam w stanie tam wejść. Momentami słyszałam jedynie kroki Roko, który tupał do miski, aby się napić.

Choć powstrzymywałam głód cały dzień, tak z każdą sekundą było coraz gorzej. Zerknąwszy na zegarek, dostrzegłam godzinę dziewiętnastą dwadzieścia. Brzuch wydał z siebie głośny, jak i pełen żalu dźwięk, przez co położyłam na nim dłoń, krzywiąc się.

Mój wewnętrzny protest nie spojrzenia na Dragona właśnie runął. Byłam zbyt głodna i zbyt spragniona. Odkładając laptopa, odsunęłam koc, jednak na moment zatrzymałam się nasłuchując jak coś, metalowego zaszeleściło w salonie.

— Spokojnie Roko — wybrzmiał głos Dragona. — Cindy! — zawołał, przez co wstałam, po czym ruszyłam do sypialnych drzwi. Otworzywszy je, przeszłam przez niewielki korytarz, mrużąc z lekka oczy.

Światło w salonie było znacznie jaśniejsze, niż te w sypialni. Moje spojrzenie pochwyciło Dragona, który przypinał smycz, do obroży Roko. I w tym momencie zorientowałam się, że to owy przedmiot wydał z siebie ten dziwny dźwięk. Smycz przypominała łańcuch, zupełnie tak, jak obroża Roko.

— Ubierz się. Trzeba wyjść z Roko — powiedział, nie poświęcając mi nawet przez sekundy uwagi.

— Ja mam z nim wyjść? — zapytałam, jednak ponownie spotkałam się z ignorancją z jego strony.

— My mamy wyjść. Ubieraj się, albo będziesz po nim sprzątać.

Spojrzałam na czarną bestię, którą Dragon trzymał na smyczy. Poruszał się niespokojnie, merdając swoim krótkim ogonem.

— Potrzebujesz towarzystwa? — zagadnęłam, doskonale wiedząc jak Dragon zareaguje. — Boisz, że się zgubisz?

I tak jak się tego spodziewałam, w końcu otrzymałam jego uwagę. Czarne tęczówki spojrzały na mnie spod ciemnych rzęs, a kącik jego ust wygiął się w kpiącym uśmieszku.

— Dokładnie tak. Potrzebuję przewodnika, tak jak ty potrzebowałaś go w Grand City.

— Oh, może chcesz mapę? — postanowiłam obrócić własne słowa Dragona przeciw niemu samemu.

— Nie potrzebuję mapy, bo w przeciwieństwie do innych, nie gubię drogi chociażby do sypialni.

Przewróciłam oczami, po czym ponownie zerknęłam na zniecierpliwionego Roko.

— Wolałabym zostać — odpowiedziałam znacznie milszym głosem, zerkając na kuchnię. — Zrobiłabym coś na kolację.

Dragon uniósł brew, chwytając dłonią za klamkę.

— Mleko, które trzymasz w lodówce, żyje własnym życiem Cindy. Masz zamiar to zjeść? — zapytał kąśliwie.

— Pożyczę mleko od sąsiadki.

— Cindy...

— Nikt tu nie przyjdzie Dragon — zaczęłam, choć w moim głosie można było usłyszeć wątpliwość. — Zamknę drzwi i nikomu nie otworzę. Przysięgam. — dodałam.

— Gdybyś zgodziła się na Vito, nie musiałabyś ze mną teraz leźć.

Zmarszczyłam brwi, krzyżując ręce na piersiach. W owym momencie zdanie wypowiedziane przez Dragona rankiem, zmieniło swoje znaczenie.

Rozchyliłam z lekka oczy, rozumiejąc, iż nie godząc się na ochroniarza, sama wbiłam sobie szpilkę, ponieważ godziłam się na ochroniarza w postaci Dragona.

Sama pchnęłam się w jego ręce.

Co do tego czy ktoś tu nie przyjdzie, pewności niestety nie miałam. Po sytuacji z anonimami obawiałam się zostawać sama w domu. Tym bardziej, iż miałam świadomość tego, że po ataku złości, jaki doznałam po rozstaniu z Colinem, ktoś z pewnością tutaj był.

Ktoś wiedział gdzie mieszkałam, podkładając mu anonimy.

Czy teraz również by się odważył to zrobić? W momencie, gdy jest tu Bruno?

Dragon spojrzał na mnie, po czym ciężko westchnął.

— Jeżeli znów się w coś wpakujesz Cindy, to przysięgam, że przełożę cię kurwa przez kolano. Wracam za 20 minut — powiedział, na co otworzyłam szeroko usta. Jednak nim zdołałam coś powiedzieć, drzwi się otworzyły, a Dragon wraz z Roko zniknęli za nimi w sekundowym tempie.

Ruszając za małą wyspę kuchenną usłyszałam dźwięk klucza, który przekręcał Dragon.

Zamknął mnie. Ten bydlak zamknął mnie w mieszkaniu, mimo, iż mu mówiłam, że zrobię to sama. Jednak wolałam to, niż spacerowanie z nim jak gdyby nigdy nic.

Przeczesałam włosy dłonią, po czym głośno westchnęłam. Bruno miał rację. W mojej lodówce nic nie było, więc jedynie co mi pozostało, to buszowanie po szafkach w nadziei, iż znajdę coś do spożycia. Po zaledwie pięciu minutach w rogu górnej szafki, widniały czekoladowe płatki, przez co uśmiechnęłam się pod nosem. Nie miałam ochoty na słodkie przekąski, jednak wolałam to, niż uczucie w brzuchu, które potęgowało z każdą chwilą.

Odkładając karton na balt odruchowo chwyciłam za drzwiczki lodówki. Otwierając je, moje oczy ujrzały zawartość, która nie była wypełniona jedynie mlekiem. Marszcząc brwi, chwyciłam niewielkie pudełko, którego wieczko było przezroczyste. Makaron z warzywami, jak i kawałkami mięsa wydawał się być najlepszym, co mogło mnie teraz spotkać. Oblizałam usta, a brzuch wydał z siebie jeszcze głośniejszy dźwięk i przez sekundę przeszła mi myśl, iż jest to posiłek dla Roko.

Ogarnęło mnie zwątpienie, jednak ścisk w brzuchu sprawił, iż po chwili nie miałam już żadnych wątpliwości. Chwyciłam widelec, po czym otworzyłam pudełko, pochłaniając jego zawartość w kilka minut.

Zaspokojona, rozejrzałam się po salonie dostrzegając laptopa, oraz papiery należące do Dragona. Na oparciu kanapy wisiał ciemny krawat, w szare wzorki. Zmrużyłam oczy, aby lepiej przyjrzeć się kolorowi, jak i temu co na nim było, jednak dźwięk otwieranego zamka sprawił, iż się wyprostowałam. Prędko odwróciłam się, po czym wrzuciłam pudełko, oraz widelec do zlewu, zaczynając je myć.

Szykowałam się na zgryźliwy komentarz, gdy dotarło do mnie, iż nie słyszę łańcuchowej smyczy, ani tupotu łap Roko. Przez moment zastygłam i odkładając po cichu widelec, jak i pudełko, powoli zaczęłam zwracać się w stronę drzwi.

Moje oczy rozszerzyły się, a usta rozchyliły, gdy ujrzałam człowieka w drzwiach.

Zamarłam, wpatrując się w stojącego w drzwiach Colina. Czułam, jak jedzenie, które właśnie pochłonęłam podeszło mi do gardła. Jego niebieskie oczy lustrowały moją twarz, przez co zapomniałam jak się oddycha.

— C..Colin? — zapytałam zszokowana, pragnąc przywrócić swój oddech.

— Cindy — oznajmił chłodno, zamykając za sobą cicho drzwi.

— Co ty tu robisz? — zapytałam, wychodząc zza wyspy kuchennej.

Szatyn spojrzał na mnie, po czym zbliżył się o krok, mierząc mnie uważnie spojrzeniem swoich niebieskich tęczówek.

— Przyszedłem po rzeczy... — zaczął, oblizując usta. — Długo cię nie było.

Cofnęłam się o krok, gdy Colin ponownie się zbliżył.

— Co jest? — uniósł brew, wyjmując dłonie z czarnej bluzy.

— Dlaczego po prostu nie zapukałeś? — zapytałam, czując jak niepokój bliża się ze zdwojoną siłą.

— Bo miałem klucze, Cindy.

— Mogłeś zapukać.

Zrobił kolejny krok w przód, przez co w owym momencie stał tuż obok niewielkiego stolika. Jego spojrzenie skierowało się w tamtą stronę, a na widok laptopa, jak i krawatu Dragona, nozdrza Colina zaczęły falować.

Również zerknęłam na stół, nie wiedząc co mogłabym mu powiedzieć.

— Jesteś z kimś? — jego głos w jednej sekundzie stał się cichy. Jednak było słyszalne to, jaka złość narastała z każdym wypowiedzianym słowie.

— Nie — pokręciłam głową, zagryzając wargę. — To mój kolega — powiedziałam bez zawahania.

Colin zbliżył się do stolika, dostrzegając drogiego laptopa. Jego brwi się zmarszczyły, a nogi poniosły bliżej kanapy, z której chwycił w dłoń krawat. Na jego widok prychnął pod nosem, po czym odłożył na miejsce.

— Armani — wymamrotał pod nosem.

Przez chwilę milczał, by następnie pokręcić głową i spojrzeć w moją stronę z pogardą.

— To o to chodziło?

Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc co tak właściwie miał na myśli.

— O co?

— O kasę — wysyczał. — Chodziło o to, że nie mam tego co facet, z którym mnie zdradzałaś.

— Colin z nikim cię nie zdradziłam! — krzyknęłam, kierując w jego stronę swój palec wskazujący. — To ty tak stwierdziłeś! Wyrzuciłeś mnie jak śmiecia mimo, że przychodziłam do szpitala i czekałam, aż wydobrzejesz.

Szatyn poderwał się z miejsca i ruszył w moją stronę. Moje nogi z jakiegoś powodu przywarły do ziemi, czekając, aż zmierzę się z Colinem twarzą w twarz.

Byłabym w stanie przełknąć to, jak mnie potraktował, gdyby w tym momencie ponownie nie oskarżał mnie o zdradę. Sądziłam, że po takim czasie, będzie chciał porozmawiać, jednak on jedynie wciąż wmawiał sobie chore scenariusze, w których zależało mi jedynie na pieniądzach.

— Ty pieprzona dziwko! — wychrypiał, po czym zamachnął się, uderzając otwartą dłonią prosto w moją twarz.

Głowa gwałtownie mi odskoczyła, a oczy zamgliły gdy poczułam ból, mieszający się z pieczeniem. Przez moment zastygłam. Włosy przysłoniły mi twarz, lecz gdy usłyszałam komendę „Bierz go" chwyciłam swój policzek i spojrzałam przed siebie strzepując niesforne kosmyki włosów.

Stojący w drzwiach Dragon patrzył to na mnie, to na Colina tymi swoimi czarnymi oczami. Roko jedynie mignął mi przed oczami gdy rzucił się na odwracającego się w ich stronę Szatyna. Pies powalił go na ziemię, a szczękę zacisnął na przedramieniu, targające za nie, jak szmacianą lalką. Przeraźliwy krzyk, mieszał się z odgłosami warczenia i szamotaniny Roko i Colina.

— Roko! Przestań! — krzyknęłam, chcąc podejść, jednak pies na tyle się szarpał, że nie byłabym w stanie go nawet złapać. — Dragon! Każ mu przestać!

Bruno stał w miejscu, patrząc się to na mnie, to na psa szarpiącego rękę Colina.

— Niech przestanie! — ponownie uniosłam głos, na co Dragon ruszył w ich stronę.

— Roko, do nogi! — pies momentalnie przestał. Podbiegł do Brunona, na co ten pogłaskał go po głowie.

Roko gwałtownie zmienił nastawienie, gdy Colin się poruszył. Czworonóg wyszczerzył zęby, a spomiędzy nich wydostawały się warknięcia. Szatyn chciał wstać, lecz wtedy Dragon zamachnął się, uderzając w jego twarz pięścią. Po tym ciosie upadł, a Dragon usiadł na nim okrakiem, wymierzając kolejny cios.

— Dragon! Przestań! — histeria niemal wypełniała mój głos.

Tym razem ruszyłam w ich stronę, po czym stanęłam za plecami Dragona, który wciąż się zamachiwał. Obawiałam się, iż przez nieuwagę sama oberwę, jednak nie mogąc znieść dźwięków uderzeń, jak i krzyku swojego byłego chłopaka. Momentalnie chwyciłam Dragona za przedramiona, próbując go odciągnąć.

— Dragon proszę! Zabijesz go! — nie mogąc go odepchnąć, zaczęłam uderzać w jego plecy, na co usłyszałam warknięcie psa za swoim ciałem.

— Po co tu przylazłeś?! — wychrypiał Dragon, kładąc dłoń na jego szyi.

Czułam jak jego mięśnie się unoszą do kolejnego ciosu i wtedy również i ja, chciałam kolejny raz uderzyć Dragona w plecy, jednak Roko warknął ostrzegawczo, przez co ciemnooki zwrócił się w jego stronę.

— Spokój Roko — powiedział chłodno, na co pies usiadł, przyglądając się nam swoim czujnym okiem.

— Dragon, przestań. Puść go — błagałam, jednak on nie słuchał.

— Mów kurwa, albo zmiażdżę ci szyję.

— Po rzeczy — wydukał ledwo słyszalnym głosem.

Patrzyłam na niego z góry. Twarz Colina pokrywała czerwona ciecz, a podarty rękaw, powoli nasiąkał krwią.

— Po rzeczy?! — syknął, zaciskając dłoń.

Położyłam rękę na ramieniu Dragona, po czym mocno ja ścisnęłam. Obraz rozmazywał mi się przed oczami od gromadzących się w nich łez. Nikt mnie nie słuchał. Nikt nawet nie zamierzał tego robić, przez co zaczynałam gotować się w środku.

Colin patrzył na Dragona z przerażeniem w oczach. Nawet na sekundę nie zdołało mnie to zdziwić, jednak brak walki z jego strony już tak. Poddał się, jakby wiedział co go tak właściwie czeka.

— Tak po rzeczy — przytaknął, ciężko oddychając.

— Nie znoszę kurwa kłamstwa — wycedził Dragon. — Wiesz co robię z ludźmi, którzy mnie oszukują?

Colin pokręcił głową, po czym spojrzał błagalnie w moją stronę.

— Dragon przestań! Puść go, proszę... — szarpnęłam za jego ramię, jednak on się nie poruszył.

— Jak tu wlazłeś? — zapytał, na co Colin ponownie na mnie spojrzał, jakby oczekiwał pomocy w mojej strony.

— Miał klucze — odpowiedziałam za niego.

— Oddaj je — powiedział chłodno, na co Colin ruszył jedynie nogą.

Dragon bez zahamowań włożył rękę w głąb kieszeni, by następnie wyjąć pęk kluczy. W tym momencie po raz pierwszy zwrócił się w moją stronę, podając mi je.

— Zabierz swój klucz Cindy.

Spojrzałam na przedmioty, które mi podawał, po czym wzrok skierowałam na jego wściekłą twarz. Miałam wrażenie jakby czerń jego oczu pogłębiła się, a drobny ogień zaczął rozprzestrzeniać się po ich wnętrzu. Pamiętałam to spojrzenie, przez co, przez chwilę zamarłam, przełykając z trudem ślinę.

Dragon zaszeleścił kluczami, a ja je chwyciłam i zaczynając szukać tego należącego do mojego mieszkania

— Jeżeli jeszcze raz tu przyjedziesz i ją kurwa uderzysz, obiecuję, że utnę ci łapę. Najpierw tą, którą zadałeś cios, a później drugą, żebyś nie mógł podetrzeć sobie nawet dupy — Dragon zacisnął dłoń, na co Colin wydobył z siebie chrapliwy wydech. — Gdyby nie ona — ciemnooki skinieniem głowy, wskazał na mnie. — Mój pies już by ci jedną odgryzł. Doceń to i wypierdalaj, póki ci na to pozwalam.

Dragon wstał z ciężko oddychającego Colina, który z trudem próbował się podnieść. Szeroko otwartymi oczami patrzyłam to na niego, to na klucze, w których w końcu znalazłam ten, którego szukałam. Odpięłam go, po czym wręczyłam do Dragonowi.

Wiedziałam co zrobił mi Colin, jednak nie potrafiłam stać tak po prostu i patrzeć na jego cierpienie, tak więc ruszyłam do niego, po czym nachyliłam się, chwytając za zdrową rękę.

— Powoli — szepnęłam.

O dziwo skorzystał z mojej pomocy. Gdy wstał na równe nogi i z lekka się zachwiał na co go przetrzymałam.

— Trzeba cię oparzyć...

Szatyn pokręcił głową, po czym odtrącił moja rękę, jakby była czymś brudnym, czymś co nosiło zarazę. Spojrzał na mnie swoimi gniewnymi, niebieskimi oczami i zaciśniętymi zębami, ruszył wprost do drzwi. Dragon zerknął na mnie, po czym wrzucił Colinowi pęk kluczy do kaptura.

Kroki szatyna były chwiejne, a jego twarz nie wyglądała zbyt dobrze. Na widok ręki, którą rozszarpał Roko, moje serce właśnie przerywało się na pół. Nie zasłużył na nic dobrego, ale z pewnością nie zasłużył na to.

Drgnęłam, pragnąc ruszyć w jego stronę, jednak Dragon w ostatniej chwili złapał mnie w tali, przyciągając do siebie. Moje plecy gwałtownie zderzyły się z jego unoszącym się w przyspieszonym tempie torsem.

Odwróciwszy się w jego stronę, napotkałam po raz kolejny jego spojrzenie. Tak wściekłe i zaborcze, że przez moment miałam ochotę skulić się i poddać temu, czego chciał. Zacisnęłam usta, po czym zrzuciłam jego dłoń. Nie czekając na jakikolwiek sprzeciw, ruszyłam w stronę Colina, który chwytał za klamkę.

— Colin! — mój obraz rozmazywał się przez łzy, gdyż nie wiedziałam czy to co czyniłam, było słuszne. — Daj sobie pomóc..

— Cindy — odezwał się Dragon, przez co spojrzałam w jego stronę.

— Wykrwawi się. Proszę, pomóż mu.

Mięsień w jego szczęce drgnął, a zimną maskę, rozpalało spojrzenie pełne gniewu. Patrzył na Colina, jak na zwierzynę, która właśnie mu uciekała.

— Proszę — szepnęłam, po czym położyłam dłoń na dłoni Colina, która spoczywała na klamce.

— Vito się nim zajmie. Niech zejdzie na dół.

Poczucie ulgi wypełniło moje wnętrze. Niebieskie tęczówki pokrywały się mgłą, jednak byłam w stanie dostrzec w nich żal, jak i wdzięczność. Jednkaże czułam, iż miał wątpliwości. Pokręcił lekko głową w zaprzeczeniu, na co wzmocniłam uścisk na jego dłoni.

— Starałam się to powstrzymać. Nie chciałam cię skrzywdzić Colin i dalej nie chcę. Nie musisz mi dziękować, ani nawet być wdzięczny. Po prostu skorzystaj z pomocy dla samego siebie. Dla swojego dobra.

Colin patrzył na mnie, po czym po chwili namysłu w ciszy skinął głową, na co przymknęłam oczy i puściłam jego dłoń.

— Schodzi sam — oznajmił zimno Dragon.

Chciałam coś powiedzieć, jednak Colin wyszedł powolnym krokiem zamykając za sobą drzwi.

Mrugałam, wpatrując się w ubrudzoną krwią klamkę. Łzy spływały po policzkach, a ślad po uderzeniu zaczął pulsować znacznie mocniej. Zagryzłam wargę, przeczesując swoje włosy. Drżały mi dłonie, jak i warga, i mimo iż próbowałam to powstrzymać, tak nie zdołałam tego zrobić tego w stu procentach.

Nagle dłonie Dragona spoczęły na mojej talii. Wciągnęłam głośno powietrze, po czym pociągnęłam nosem. Gdy odwrócił mnie w swoją stronę, nawet na niego nie spojrzałam. Byłam wściekła, jednak nie wiedziałam czy bardziej na Colina, Dragona czy też siebie.

Bruno objął mnie jedną ręką w pasie, po czym drugą chwycił za pupę, podnosząc do góry. W tym momencie powinnam się z nim szarpać i okazać to, jak źle się zachował. Natomiast ja zamiast tego, objęłam go nogami w pasie i opatuliłam jego szyję rękoma. Kroki Dragona poniosły nas do łazienki, której w głębi duszy nie cierpiałam. Nie znosiłam tego miejsca coraz bardziej i z każdą sekundą wiedziałam, iż muszę się stąd wynieść.

Dragon w zatrzymał się przed umywalką, po czym posadził mnie na niewielkiej szafce, w której była ona zabudowana. W dalszym ciągu drżała mi warga, a szczęk zębów o siebie zagłuszał wszystko dookoła. Palce Dragona chwyciły mój podbródek, sprawiając, że moje zamglone spojrzenie spotkało się z jego twarzą.

O dziwo nie patrzył w moje oczy, a na policzek, który w dalszym ciągu pulsował, przez co zdałam sobie sprawę, iż musiał być zaczerwieniony. Opuszek jego palca, delikatnie smagnął moją piekącą skórę przez co westchnęłam, zachwycając się tym drobnym gestem z jego strony.

— Nie zamierzam przepraszać Princesa — zaczął Dragon, chwytając za ręcznik, zawieszony tuż obok umywalki. — Zatłukłbym go, gdyby cię tu nie było.

W milczeniu obserwowałam jak moczy ręcznik pod zimną wodą, by następnie wycisnąć go i przyłożyć wilgotny oraz zimny materiał do policzka.

Chłód, ugasił palące uczucie, przez co odetchnęłam z ulgą. Dopiero w tym momencie dotarł do mnie ból, spowodowany ciosem Colina. Spojrzałam na usta Dragona, by następnie skierować je na jego oczy.

Dzisiejszego wieczora patrzyłam w nie zbyt często niż powinnam...

— Wiem, że byś to zrobił... — wyszeptałam. — Ale nie rozumiem, dlaczego.

— Nikt nie ma prawa podnosić na ciebie ręki Cindy — powiedział, obracając materiał wilgotnego ręcznika na drugą stronę.

Coś zatrzepotało w moim brzuchu. Dziwnie uczucie ciepła wypełniło moje wnętrze i choć w pewnym sensie się nim zachwycałam, tak z drugiej strony winiłam się za to, jak słowa i czyny Dragona na mnie wpłynęły.

Powinnam być zła. Kłócić się z nim i iść z Colinem, aby sprawdzić czy nic mu nie jest. Tymczasem siedzę przed Dragonem, który skatował go tylko i wyłącznie ze względu na to, że mnie spoliczkował.

Czy byłam złą osobą?

— Obiecaj, że nic z tym nie zrobisz.

Dragon zmarszczył brwi, jakby nie docierały do niego moje słowa.

— Obiecaj Dragon, że nie zrobisz mu krzywdy. Obiecaj, że nie pójdziesz do niego i nie zrobisz niczego więcej.

Przez moment milczał, a ja zaczynałam się niecierpliwić. Zaczęłam zastanawiać się o czym tak właściwie myśli. Co siedzi mu w głowie, gdy patrzy na mnie i rozmyśla na temat moich słów i próśb.

— Obiecuję Princesa.

Niemalże zareagowałam uśmiechem na jego odpowiedź. Gdy tylko Dragon oderwał ręcznik od mojego policzka, by ponownie zmoczyć go pod zimną wodą, objęłam go, opierając głowę o jego klatkę piersiową.

— Przesadziłeś Dragon, ale dziękuję, że jesteś tu teraz ze mną.


BUZIOLE I DO NASTĘPNEGO!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top