20. Tańczące Diabły.
Pov Cindy :
Przeczesywałam nerwowo dłonią włosy, krążąc po pokoju. W słuchawce wybrzmiewał głos Alex, która wypytywała o wszystko, co tylko przyszło jej do głowy. Starałam się skupić na tym co do mnie mówi, jednak pytanie Dragonia wciąż szumiało mi w głowie, zagłuszając wszystko dookoła.
Po tym jak je zadał, nastała cisza, w której pokręciłam jedynie niepewnie głową. Słowa po raz pierwszy od dłuższego czasu ugrzęzły gdzieś wewnątrz mnie, przez co nie potrafiłam po raz pierwszy skłamać.
Mogłabym powtarzać w kółko to o czym wiem. O tym, że Dragon nie zasługiwał na dobro z mojej strony, ani na współczucie. Jednak ja nie potrafiłam trzymać w sobie złości, co z jednej strony było moją zaletą, lecz z tej drugiej wadą. Miałam sobie za złe to, że potrafiłabym wybaczyć tak wiele...
A Dragonowi wybaczyłam już dawno...
— Kiedy wracasz do Vegas? — w tle można było dosłyszeć, iż oglądała jeden z jej ukochanych seriali. American Horror Story, od dłuższego czasu górował na jej liście.
— Jak najszybciej, nie mogę tu dłużej zostać.
— Chodzi o tą wielką kupę mięsa?
Prychnęłam, przysiadając na skraju łóżka.
Bądź szczera...
— Tak Alex. Głównie chodzi o niego. Ale muszę też coś w końcu ze sobą zrobić. Moje mieszkanie, praca. Nero nie może mi wiecznie pomagać.
— Po tym co przeżyłaś nie dziwie się, że ci pomaga Cindy. Należy ci się. A poza tym oni chcą dobrze i jeżeli masz wrócić z tak ogromnym ryzykiem, że to znów się wydarzy, to stawiam kategorycznie nie. Nie chcę byś ponownie to przeżywała.
— Alex...
— Nie ma mowy Cindy. Albo zostajesz, albo przyjeżdżasz tu z obstawą.
— Czy ty się dobrze czujesz?
— Jeżeli przyjdziesz sama, przysięgam że cię odwiozę.
— Ooo doprawdy? — uniosłam zaskoczona brew, po czym położyłam się na boku. — Od kiedy tak za nimi jesteś?
— Nie jestem Cindy — odgłosy wydobywające się z telewizora znacznie ucichły, przez co ciężkie westchnienie rozbrzmiało znacznie głośniej. — Martwię się. To wszystko czego dowiedziałam się w tak krótkim czasie... i to co zobaczyłam. Z dwojga złego, uważam że lepiej jest wybrać to nieco mniejsze zło.
— To niezdrowe Alex. Moja mama tutaj jest. Nie mogę tu ciągle przebywać...
— Chcesz ją teraz odwiedzić? — zapytała zaskoczona.
— Teraz nie jest to chyba odpowiedni czas. Chociaż obiecałam przywieźć Sarze coś od mamy.
— Zrzucisz na mnie. Powiedz, że wszystko wchłonęłam.
Momentalnie miałam ochotę się zaśmiać, słysząc jej odpowiedź. Alex zawsze była tym, czego potrzebowałam. Była moim małym diabłem i rozsądkiem w jednym.
— Wygrałaś.
W słuchawce rozbrzmiał głośny śmiech, a przed moimi oczami ukazała się jej piękna twarz, którą zdobiły niebieskie oczy, krótkie blond włosy i urocze rumieńce, usłane piegami.
— Tęsknie za tobą...
— Ja za tobą też — odparła. — Chciałabym przyjechać i wyskoczyć w jakieś fajnie miejsce, ale zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest to najlepszy pomysł. I wracając... — na chwilę się zatrzymała, jakby zastanawiała się nad doborem odpowiednich słów. — Co z Dragonem? Czy on... czy on coś ci zrobił, że chcesz już wrócić?
— O matko — opadłam plecami na materac, kładąc dłoń na czole. — Alex, Dragon niczego mi nie zrobił. Wręcz przeciwnie.
— Znów się w coś wpakowałaś?
— Porozmawiamy, gdy się zobaczymy.
— Zależy ci na nim.
— Alex — powiedziałam ostrzegawczo.
— Ja pierdole wiedziałam. Od samego początku, gdy tylko posłał ten pieprzony uśmiech w twoją stronę wiedziałam, że coś jest na rzeczy. On dalej cię nie pamięta?
Miałam ochotę uderzać głową o posadzkę, słysząc słowa Alex. Nieuniknionym było to, iż dostrzeże uczucia, którymi darzyłam Dragona ze względu na to, że miałyśmy bliską relację. Nie potrafiłam nazwać tego miłością, jednak nie mogłam również powiedzieć, że był mi obojętny.
— Nie — odpowiedziałam.
— Więc może powinien dostać w łeb czymś ciężkim? A może powinien przejechać po nim jakiś dźwig?
— Przespałam się z nim — wydusiłam, a w słuchawce momentalnie zapadła cisza.
— Skubany, przekroczył bazę.
— No, nie tak do końca — chwyciłam opuszkami palców nasadę nosa, przymykając swoje oczy.
— Żałujesz? — zapytała, na co przygryzłam wargę.
Czy żałowałam zbliżenia z samym Diabłem? Czy żałowałam złamania zakazu zbliżania się? A może tego, że znów czułam go tak blisko. Tego, że delektowałam się jego pocałunkami, uczuciem bliskości i zrozumieniem, które mi okazał.
— Nie. Chociaż wiem, że powinnam.
— Uważaj. Tacy mężczyźni łamią nas jak zapałki, a on z pewnością mógłby to zrobić nie tylko w przenośni. Widziałaś jak dusił tego chłopaka? Byłam pewna, że zaraz wyskoczą mu oczy!
— Dobra Alex, koniec — skrzywiłam się na to wspomnienie, podrywając do góry. — Kończę, mam nadzieję, że do zobaczenia.
— Do zobaczenia pszczółko — uśmiechnęłam się na przydomek, który mi nadała, gdy pracowałam w barze u Boba.
— Pa słońce — odpowiedziałam, po czym odrywając telefon od ucha, dotknęłam ikonkę czerwonej słuchawki.
Przez następne kilkanaście minut leżałam, wpatrując się w biały sufit, wymyślając w głowie różnorodne scenariusze. Z każdą sekundą zdawały się być coraz gorsze, przez co ponownie chwyciłam w dłonie telefon. Z rękoma w górze odblokowałam ekran, by następnie niepewnie kliknąć w ikonkę instagrama.
Po tym jak Nero podarował mi telefon, nie byłam pewna, czy aby na pewno byłby to dobry pomysł abym logowała się na nim wszystkimi hasłami. Jednak z drugiej strony wiedziałam, że gdyby chciał się dostać na moje konta – to by to zrobił.
Bywało, że sprawdzałam media Colina, by dowiedzieć się co u niego słychać. Nie chciałam go znać, jednak wolałabym się upewnić, że wszystko z nim dobrze. W internecie w dalszym ciągu nie było słychać o tym co się wydarzyło, co spowodowało, że zaczęłam zastanawiać się, kto maczał w tym palce.
Media Colina milczały i jego przyjaciela również. Błądząc palcem po ekranie, zatrzymałam go na lupie, widocznej w prawym, górnym rogu. Opuszek zamarł przez chwilę, jednak po kilku sekundach smagnęłam ekran. Klawiatura wysunęła się, a moje palce samoistnie wpisały imię i nazwisko; Bruno Walsh.
Zdołałam przeczytać jedynie ''Brak...'' by następnie rozbrzmiało pukanie do drzwi. Z zaskoczenia telefon wypadł mi z rąk, lecąc wprost na moją twarz. Otworzyłam usta, przymykając oczy. W myślach liczyłam do trzech, próbując nie przekląć, ani nie krzyknąć z bólu. Chwyciwszy telefon podniosłam się do siadu, po czym odchrząknęłam.
— Proszę! — krzyknęłam.
Drzwi się uchyliły, a zza nich wyszedł Nero. Ubrany nieco luźniej niż zazwyczaj. Widok jego, czy chociażby Dragona w innych ubraniach, niż drogie garnitury wydawało się dość dziwnie.
— Nero... Hej — przywitałam się niepewnie, gdy obraz zwisającego tuż nade mną Dragona mignął mi przed oczyma.
Przestań. Nie teraz...
— Mogę? — zapytał, na co przytaknęłam.
Nero zamknął za sobą delikatnie drzwi, po czym ruszył w stronę łóżka. Blondyn odziany był w luźną czarną koszulkę, jak i dresy w odcieniach szarości. Przysiadając tuż obok, posłał w moją stronę delikatny, jak i ciepły uśmiech przez co nie byłam w stanie go nie odwzajemnić.
— Ochroniarz dostał nauczkę.
— Chciałabym powiedzieć, że mu współczuję ale powtarzałam wielokrotnie, że to pomyłka.
— A on nie słuchał.
— Zgadza się.
— Jak się czujesz? — zmienił temat i spojrzał w moją stronę, uważnie przyglądając się mojej twarzy.
— O dziwo dobrze. Spodziewałam się, że zniosę to znacznie gorzej, ale... Chyba nie ma nic gorszego, do tamtego miejsca — na samą myśl, coś dźgnęło mnie w brzuch, wywołując odruch wymiotny.
— W takim razie ciesze się, że nic ci się nie stało.
— Dzięki Dragonowi... — spojrzałam w dół, gdyż nie miałam odwagi przyznać się Nero do tego, co między nami zaszło.
— Mówił mi.
Otworzyłam nieco szerzej oczy, jednak Nero nie mógł tego dostrzec. Starałam się ukryć swoją reakcję, udając jedynie obojętną.
— Amir... — szepnęłam, pragnąć zmienić tor rozmowy. — Mężczyzna, który mnie kupił, nazywa się Amir — podniosłam głowę, patrząc w owym momencie na zmarszczone brwi blondyna.
— Jesteś pewna? Pamiętasz coś jeszcze?
— Czasami jak sięgam tam pamięcią, to mam wrażenie, że wymyśliłam sobie to wszystko.
— Wszystko się liczy Cindy. Cokolwiek by to nie było...
— Nie chcę rozmawiać o tym, jak szłam na klęczkach po jedzenie, żeby nakarmić Samantę — powiedziałam, krzywiąc się na owe wspomnienie.
Nero znacznie się spiął. Jego szczęka drgnęła, jednak zdawał się być opanowany.
— Czy.. czy oni zrobili ci coś jeszcze?
Owe pytanie sprawiło, iż stróżka potu spłynęła po moich plecach. Przełknęłam z trudem, po czym spojrzałam przed siebie, gdyż nie potrafiłam skierować spojrzenia na blondyna.
— Nie Nero — zaprzeczyłam, zaciskając jedną z dłoni na pościeli. — Po prostu ciężko mi się do tego wraca — potrafiłam skłamać jedynie w momencie, w którym nie patrzyłam komuś w oczy.
— Czy widziałaś Amira?
— Nie. Ochroniarzy też nie. Mieli maski.
— Jeżeli cokolwiek przyjdzie ci do głowy to napisz do mnie, bądź skontaktuj się z Lorenzo.
Spojrzawszy na blondyna uśmiechnęłam się z wdzięcznością, delikatnie kiwając głową.
— Nero... chciałabym wrócić do Vegas.
Siedzący tuż obok mnie mężczyzna westchnął ciężko, po czym nieco się pochylił opierając swoje ręce na kolanach.
— Uważasz, że to dobry moment?
— Nigdy nie będzie odpowiedniego momentu. Muszę wrócić. Moja praca, mieszkanie.
— Wszystko jest pod kontrolą Cindy.
— Jestem ci niesamowicie wdzięczna za pomoc, ale pomoc w którymś momencie się kończy.
Zawahanie zawładnęło twarzą blondyna. Białe zęby z lekka zagryzały wargę, a niebieskie oczy skupiły na mnie swoją uwagę.
— Pod warunkiem, że wyślę tam kogoś z tobą.
— Poważnie? — uniosłam brew w zaskoczeniu, na co blondyn wywrócił oczami.
— Poważnie. Dima będzie nieco zajęty, bo leci z Carlą, ale znajdę kogoś kto będzie miał na ciebie oko.
— Nie trzeba...
— Obiecałem mu to — wtrącił. — I dotrzymam obietnicy. Nie chcę cię do niczego zmuszać, ani ograniczać. To nie tak, że będziesz miała kogoś kto będzie za ciebie decydował. Chodzi o to żebyś była bezpieczna. Dotarcie do ludzi pokroju tych, którzy cię porwali nie jest proste.
— Rozumiem i dziękuję. Jestem ci tak wdzięczna Nero — skierowałam się nieco w jego stronę, po czym położyłam dłoń na ramieniu blondyna. — Zawdzięczam ci tak wiele... Jeżeli będziesz potrzebował pomocy, również możesz na mnie liczyć.
Nero uśmiechnął się, po czym zbliżając się do mnie wyciągnął dłonie, by następnie zatopić mnie w swoim niedźwiedzim uścisku.
— Będzie tu bez ciebie dziwnie.
— Lorenzo się ucieszy — po tych słowach oboje wybuchliśmy śmiechem, a Nero ścisnął mnie dwa razy mocniej, przez co nieco jęknęłam.
W dziwny sposób będę za tym cholernie tęsknić...
Pov Dragon :
— Za zwycięstwo! — krzyknął Fabio, unosząc kieliszek wódki do góry.
Jego głośne słowa nieco zadudniły w głowie, po otrzymaniu kilkunastu ciosów od przeciwnika. Jednakże, w dalszym ciągu starałem się stąpać twardo na ziemi, dotrzymując całej reszcie towarzystwa.
— Za zwycięstwo! — powtórzyła chórem reszta, uderzając o kieliszki, które zdołały rozlać stróżki alkoholu.
Dumne okrzyki, zostały stłumione naczyniem z alkoholem, które każdy ze znajdujących się tutaj mężczyzn upił. Stojąc z boku z lekkim uśmiechem również uniosłem kieliszek, po czym upiłem jednym chlustem całą zawartość.
Płyn spłynął w dół przełyku, pozostawiając za sobą piekący ślad. Powstrzymałem chęć skrzywienia się, jednak niektórzy nie zdołali temu podołać. Liczne grymasy na twarzach towarzyszy, wywołały wybuch śmiechu Dimy.
— Nie bądźcie pizdy! Jeszcze jeden! — krzyknął blondyn, machając butelką.
Poza dwójką ochroniarzy, jak i Fabio nie można było dostrzec więcej chętnych.
— Wolę Whiskey, albo Bourbon niż to gówno — odpowiedział z odrazą Lorenzo, opadając na kanapę.
— A ty Dragon? Walisz jeszcze jedną kolejkę?
Spojrzałem na kieliszek, po czym zwróciłem wzrok w stronę Dimy, by następnie wyciągnąć w ich kierunku naczynie. Blondyn uśmiechnął się znacząco, kiwając z zachwytem głową.
Nie byłem w stanie zliczyć kieliszków, które wypiłem. Dima co rusz wyciągał butelki, które po chwili znikały, a Lorenzo po głośnych sprzeciwach, sam w końcu dał się skusić na kilka kieliszków, dzięki którym jego język nieco się rozluźnił. Dima wraz z Fabio bełkotali coś w swoją stronę, podczas gdy półnagie kelnerki roznosiły zamówione alkohole przy innych stolikach.
— Nero rozjebie mi mordę — powiedział Lorenzo, nieco niewyraźnym tonem.
Siedząc w rozkroku, opadłem plecami na oparcie kanapy, po czym założyłem dłonie za głowę. Żebra, jak i kostki momentalni dały o sobie znać, gdyż każdy najdrobniejszy ich ruch sprawiał, że zaschnięte rany na nowo się otwierały. Na skroni czułem również zaschniętą strużkę krwi, po trafnych ciosach przeciwnika, a w głowie z lekka szumiało lecz nie byłem już pewien czy to przez walkę, czy też przez ilość wypitego alkoholu.
— Nie powinienem był ci pozwolić walczyć. To się w końcu źle skończy Dragon.
Rzuciłem mu jedynie przelotne spojrzenie, gdyż mój wzrok skupił się w owym momencie na blondwłosej kelnerce, podającej drinka gościom do stolika w rogu. Koniuszek języka przejechał po wardze, jakby starał się przypomnieć smak Cindy. Jej widok w tym białym ręczniku, przypominał mi coś niebiańskiego, jak i znajomego. Z uwagą, jak i przyjemnością przyglądałem się temu, jak poddała się uczuciu jakie jej dawałem. Była tak niewinna, a zarazem kusząca, przez co pytanie samo wysunęło się na moje wagi.
Była dość śmiała w moim towarzystwie. Nie bała się mnie i mi dogryzała... Musiałem być pewny, że moja przeszłość nie była z nią w żaden sposób powiązana i liczyłem na to, że będę coraz bliżej poznania prawdy.
Kelnerka intensywnie kręciła biodrami, krocząc między stolikami. Mocny makijaż, jak i tona brokatu we włosach sprawiała, że połyskiwała gdy przechadzała się po klubie.
— Powinieneś odpocząć po walce, a nie walić kolejki — Lorenzo po raz kolejny zabrał głos, na co uśmiechnąłem się pod nosem.
— Właśnie odpoczywam. Odpuść sobie trochę.
Lorenzo spojrzał na mnie, jednak moja uwaga skupiła się na mięśniu szczęki, który drgnął gdy ją zacisnął. Doskonale wiedział, że wypowiedziane przeze mnie słowa mają drugie dno.
Nagła śmierć Diany, była dla niego ciosem prosto w serce, którego rzekomo nie miał. Od tamtego czasu stał się znacznie bardziej zamknięty na jakiekolwiek tematy o kobietach. Czasami jedynie wspominał o dzieciakach, a głównie o tym jak Luca pytał o mamę, a on nie potrafił mu odpowiedzieć co tak właściwie się wydarzyło.
— Jak ludzie w Hiszpanii zareagowali na twój powrót? — zapytał.
— Tak jak sądziliśmy. Większość się tego spodziewała. Ale byli tacy, którzy nie tryskali szczęściem, czy ulgą na mój widok. — Lorenzo westchnął, lustrując uważnie otoczenie, a raczej kobietę, która zdołała przykuć naszą uwagę. — Ci którzy byli niezadowoleni milczą, bo boją się odezwać. Ale doskonale wiem co im siedzi w głowach. Uważają, że nie podołam. Boją się zmian, jakie nadejdą bo są starymi, zacofanymi prykami — dokończyłem.
— Już nadeszły Dragon. Masz więcej terenu niż twój Ojciec.
— Miałbym w dupie Vegas i ich teren, gdyby nie maczali paluchów w jego śmierci. Dołożyli spore cegiełki do naszego upadku i uwierz, wytłukę ich co do ostatniej sztuki.
Lorezno spojrzał na mnie, a w jego oczach mogłem dostrzec wyraźne zrozumienie. Wiedział, że nie chodziło tu o relacje z ojcem, które swoją drogą nie były najlepsze, a o szacunek, honor i mimo wszystko o więzy krwi.
— Co planujesz? — zapytał, jednak już nie patrzył na mnie. Ponownie lustrował otoczenie, jak sokół.
— Pojadę do Vegas. Wszystko muszę zakończyć. Nie będę wiecznie bawił się z nimi w berka.
— Sam? — zszokowany spojrzał na mnie, marszcząc swoje brwi.
— Wezmę kilku ze sobą. Wy musicie zostać z Nero i pilnować Grand City i Hiszpanii.
— Potrzebujesz zaufanych ludzi.
— Potrzebuje takich, którzy zatłuką jak będę im kazał. Bez względu na to czy będzie to kobieta, czy mężczyzna.
Nagle Lorenzo zmarszczył brwi, po czym zanurzył dłoń w kieszeni spodni. Odblokował telefon, by następnie jasność ekranu uderzyła prosto w jego oczy. Jęknął, zmniejszając częstotliwość jasności, by następnie z uwagą wpatrywać się w telefon.
— Kurwa — mruknął pod nosem, by następnie rozejrzeć się po klubie.
Owe miejsce należało właśnie do niego. Lorenzo sam zaproponował wejście w nielegalne walki, dla zwiększenia zysków, a ja chętnie mu pomogłem. Interes się tu kręcił, póki nie dowiedziało się o tym Vegas. Non stop próbują zmieść z powierzchni ziemi naszych zawodników, oraz napadają na inne lokale, należące właśnie do nas.
Wnętrze nie było czymś luksusowym. Huczna część zajmowała jedynie parter. Czarne, skórzane kanapy miały przy sobie tylko stoliki i nieco miejsca, do tańczenia. Bar szczycił się różnorodnymi alkoholami, a wtajemniczeni mieli dostęp do piwnicy, w której odbywały się walki. Co niektórzy goście, zabawiający się tutaj i tańczący w swoich lożach, nie mieli pojęcia o tym, co rozgrywało się na dole.
Gdy Lorenzo nie znalazł tego, czego szukał poderwał się na równe nogi, by następnie ruszyć przed siebie. Nim zdążyłem o coś zapytać, ciekawski Fabio zabrał głos.
— A ty gdzie? Zaraz leci następna kolejka.
— Nie piję już — odpowiedział pospiesznie, na co Fabio chwycił butelkę, kręcąc głową.
— Twoja strata Lorenzo! — odkrzyknął, by następnie odkręcić butelkę i nieco chwiejnym ruchami wycelować dziubkiem butelki w kieliszek. — Ja wale do ostatniej kropli — wybełkotał.
Moje spojrzenie ciągnęło się za Lorenzo, który pospiesznym krokiem, ruszył w stronę łazienek. Miałem zamiar się podnieść, gdy przed moimi oczami wyrosła blondynka, którą jeszcze chwilę temu podziwialiśmy z Lorenzo.
— Podać coś panu? — uśmiechnęła się szeroko, wpatrując się we mnie zielonymi, jasnymi oczami.
Wystarczyło, że delikatnie się poruszyła. a brokat na jej ciele jak i włosach zalśnił niczym gwiazdy. Skąpe, czarne body idealnie ukazywało walory jej urody, jednak zbyt mocny makijaż nieco oszpecał jej buzię. Na moje oko miała około dziewiętnaście lat. Co świadczyło o tym, iż była zbyt młoda, na takie miejsce.
Mimo wszystko każda część mojego ciała się pobudziła. Miała delikatną urodę, a blondwłosy zdołały skojarzyć mi się tylko z jedną osobą. Zdołałem zerknąć na Dimę, który również zwrócił na nią uwagę. Pozostali mężczyźni nie szczędzili powstrzymać spojrzeń, rzucanych w stronę młodej kobiety. Jedynie Fabio, był bardziej pochłonięty swoim światem. Siedział na kanapie, śpiewając lecącą w głośnikach piosenkę.
Gdyby nie dziwnie zachowanie Lorenzo z pewnością bym coś zamówił, jednak moja podejrzliwość była mocniejsza. Ostatni raz otaksowałem jej ciało spojrzeniem, by zatrzymać się na twarzy.
— Nie — odparłem obojętnie, na co kelnerka najwyraźniej się speszyła. Jej uśmiech sekundowo zgasł, jednakże po chwili jakby dostała reprymendę w głowę, uśmiechnęła się ponownie, po czym delikatnie skinęła głową.
— Gdyby pan czegoś potrzebował, proszę zawołać — z uśmiechem na twarzy odwróciła i ruszyła przed siebie.
Siedziałem na kanapie do momentu, aż jej sylwetka zniknęła z moich oczu. Mimo młodego wieku, kształty dziewczyny wywoływały ogrom zainteresowania w barze, a wyeksponowany tyłek sprawiał, że faceci wykręcali sobie głowy, by na niego spojrzeć.
Podnosząc się z kanapy, przystanąłem przy Fabio, by następnie pochylić się z lekka i wyrwać mu butelkę z ręki.
— Tobie już wystarczy Fabio.
Uniósł głowie, a zamglone niebieskie oczy zmrużyły się.
— No co ty, Dragon — zaoponował.
— Nie ma kurwa Dragon. Nawaliłeś się jak szpadel Fabio. Koniec chlania. Jutro masz robotę.
Fabio mimo wypitych procentów potaknął głową, gdy usłyszał surowy ton mojej wypowiedzi.
— Ty też Dima — wskazałem na niego butelką, po czym odłożyłem ją na stolik. — I lepiej, żebyście tego nie wypili za moimi plecami — ostrzegłem ich, by następnie ruszyć przed siebie.
Idąc w stronę łazienek, gdzie udał się Lorenzo, taksowałem spojrzeniem bar. Goście bawili się w swoich wydzielonych lożach, a kelnerki dbały o gości, by nic im nie zabrakło.
Barman skinieniem przywitał mnie, na co jedynie spojrzałem na niego, by ruszyć w wyznaczonym przeze mnie kierunku. Bezdźwięcznie wszedłem do pomieszczenia, lecz cisza była tu jedynym co zastałem. Przystanąłem przy drzwiach rozglądając się, jednak pisuary były puste. Muzyka została zagłuszona, przez co byłem w stanie przysłuchać się temu, co się tutaj dzieje.
Głośnie, kobiecie westchnienie dało mi znać, iż się nie myliłem. Kącik moich ust drgnął, jednak gdy usłyszałem szepczące słowa kobiety, uśmiech zniknął.
— Znienawidzi mnie gdy się dowie Lorenzo — jej głos zadrżał, gdy wypowiadała owe słowa ledwo słyszalne.
Zmarszczyłem brwi, jednak nie ruszyłem się o krok w nadziei, że dowiem się czegoś więcej. Jednakże zamiast tego, drzwi się otworzyły, a z kabiny wyszła długonoga, oraz blondwłosa przyjaciółka Cindy, a zaraz za nią Lorenzo. Alex krzyknęła w zaskoczeniu, natomiast Lorenzo zastygł w miejscu z niedbale włożoną koszulą w spodnie.
Splotłem dłonie na piersi, po czym uniosłem głowę nieco wyżej. Zimny wyraz twarzy przerażał Alex, jednak Lorenzo zdawał się być bardziej zmieszany sytuacją. Ciszę przeciął bełkot pijanego mężczyzny, wtaczającego się do toalety. Spojrzałem na niego gdy wszedł i totalnie ignorując naszą obecność, zaczął rozpinać spodnie.
— Wypierdalaj stąd — odezwał się rozjuszony Lorenzo, na co klient sięgając do majtek zastygł, by następnie zwrócić się w stronę głosu.
— Bez nerwów. Robię siku i spierdalam.
Na twarzy przyjaciółki Cindy malowało się obrzydzenie, gdy mężczyzna zaczął załatwiać sprawę po którą tu przyszedł. Choć miałem ochotę się zaśmiać, stałem bez emocji w bezruchu, obserwując buzującego w środku Lorenzo.
I tak jak się spodziewałem, facet ledwo skończył, a Lorenzo chwycił go za fraki, by następnie ruszyć w stronę drzwi w których stałem. Odsunąłem się, a mężczyzna momentalnie wyleciał przez drzwi, gdy Lorenzo go pchnął. Stróżki pozostałość moczu, pozostały na podłodze, na co blondynka odrzuciła głowę z wyraźnym grymasem.
Alex w sekundę zmieniła swoją posturę, gdy przypomniała sobie o swojej sytuacji. Stanęła z szeroko otwartymi oczami, nawet nie drgając. Jedynie zaciskała usta, jakby próbowała powstrzymać każde słowo, jakie nasunęło się na jej wargi.
— Dragon — odezwał się Lorenzo. — Daj mi wyjaśnić...
Uniosłem w zapytaniu brew, jednak nie odezwałem się ani słowem.
— To wyszło tak samo z siebie — zaczął, na co Alex głośno odetchnęła.
— Po co ją tu przeprowadzasz? — zapytałem oschle, zerkając na speszoną kobietę. — Wiesz, że to miejsce nie jest dla niej.
— Wiem — odezwała się. — Ale musieliśmy coś wyjaśnić.
Spojrzałem chłodno na blondynkę, robiąc krok w przód. Lorenzo na ten gest momentalnie się poderwał, jednak gdy zerknąłem na niego ostrzegawczo przystanął, patrząc jedynie spode łba.
— Nie do ciebie było skierowane pytanie.
— Ale ja odpowiedziałam.
Tak samo odpowiedziała by Cindy.
Stanąłem tuż naprzeciw niej, przez co Alex uniosła głowę do góry, by móc na mnie spojrzeć. Jej gałki oczne błądziły po mojej twarzy, a drobne ciało z lekka drgało.
— Bez języka ciężko jest cokolwiek powiedzieć.
— Dragon... — odezwał się stojący bezruchu Lorenzo.
Widziałem kątem oka jak ma ochotę ruszyć w moją stronę. Wiedział do czego byłem zdolny i co zrobiłem żonie Capo z Vegas.
— Zamknij się — syknąłem w jego stronę, uważnie patrząc na stojącą przede mną Alex. — Nie obchodzi mnie ilu moich ludzi się z tobą zabawia, ale ciebie powinno obchodzić to kiedy powinnaś się odezwać.
Zęby Alex zgrzytnęły, a zaciskające się pieści Lorezno wydały z siebie strzelający dźwięk.
— Nie sypiam z byle kim. Wypraszam sobie!
Zrobiłem kolejny krok w przód, na co Alex odpowiedziała krokiem w tył. Jednak to był ostatni ruch jaki mogła wykonać, gdyż jej plecy napotkały za sobą drzwi od kabiny, w której była z Lorenzo. Dzieliły nas zaledwie milimetry. Byliśmy blisko do tego stopnia, że w momencie gdy nabierała oddech, jej piersi stykały się z moją klatką piersiową.
— Gdybym chciał mógłbym ci zmiażdżyć gardło, wiesz? Albo w innym wypadku wyrwać ci język. Ale wtedy nie byłabyś w stanie powiedzieć swojej przyjaciółeczce jak pieprzysz się po kiblach z moimi ochroniarzami.
Zamilkła, a jej oczy zaszkliły się na wspomnienie Cindy. Otaksowałem jej twarz chłodnym spojrzeniem, po czym odwróciłem się, by następnie wyjść z toalety nie poświęcając najmniejszej uwagi Lorenzo.
Dom oświetlały jedynie ledy, a ochroniarze stali na swoich miejscach, gdy przekraczałem próg domu. Cisza wypełniała każde pomieszczenie do tego stopnia, że słyszałem swój ciężki oddech. Z trudem kroczyłem na górę, gdyż w dalszym ciągu alkohol miał nade mną przewagę.
Mijając piętro Nero, na chwilę przystanąłem, patrząc w stronę pokoju Cindy. Jednak nogi nie poniosły mnie pod jej drzwi, a wprost do mojej sypialni, gdzie wziąłem pobudzający prysznic.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie myślałem o tym, by wejść do pokoju Eleny, a do pokoju Cindy. Po raz pierwszy czułem znacznie mocniej zapach kokosa, niż truskawek i po raz pierwszy zamykając oczy, widziałem ratująca mnie blondwłosą Cindy, a nie umierającą Elenę.
Mimo bolących żeber, jak i rozwalonych ponownie kostek, wsunąłem na siebie czarne bokserki, dresy, i bluzę w tym samym kolorze. Krople wody zdołały z lekka mnie obudzić, jednak w dalszym ciągu czułem obecność alkoholu we krwi.
Wiedziałem, że w każdej chwili Vegas mogło mnie zaskoczyć i zabić w momencie, w którym nigdy bym się tego nie spodziewał. W tym wypadku musiałem odwiedzić miejsce, w którym mogłem być po raz ostatni.
Cudownie było być wolnym. Wyjść i nie musieć się obawiać tego, że ktoś mnie zobaczy. W tym momencie nie musiałem się już ukrywać. Każdy wiedział, że przeżyłem i byłem gotów ponownie walczyć o to co moje.
Schody pokonywałem w dość szybkim tempie, lecz gdy tylko znalazłem się na samym dole przystanąłem na widok Cindy w kuchni. Kącik moich ust mimowolnie z lekka drgnął, gdy przyglądałem się jej długim blond włosom. Niczego nieświadoma nuciła coś cicho pod nosem, nalewając do szklanki pomarańczowy sok.
Miałem ochotę stać tak do momentu w którym mnie zobaczy, ale z Princessą też musiałem się pożegnać. Bezszelestnie zbliżyłem się do wyspy kuchennej, opierając dłonie o marmurowy, biały blat.
Cindy skończyła właśnie nalewać sok i zakręcała butelkę, by następnie odstawić ją do lodówki. Zamykając ją, miała już chwycić szklankę, gdy momentalnie odwróciła się w moją stronę. Drgnęła, a jej oczy znacznie się rozszerzyły. Przymykając powieki, położyła dłoń na sercu, po czym wydała z siebie głośny wydech.
— Boże, Dragon... — powiedziała niewyraźnie, otwierając powoli oczy. – Musisz się tak skradać?
— Co ty taka płochliwa Princesa? Czyżbyś miała coś na sumieniu?
Skarciła mnie spojrzeniem, po czym chwyciła szklankę. Już miała wychodzić z kuchni, gdy zabrałem głos.
— Nalejesz mi? — zapytałem, na co przystanęła, zamierając w bezruchu.
Jej szaro-zielone oczy spoczęły na mojej twarzy, jakby próbowały się upewnić czy aby na pewno tu siedzę. Zmarszczyła z lekka brwi, jednak po chwili przybrała naturalną mimikę twarzy. Szykowałem się na odpowiedź w stylu ''nie jestem kelnerką'' czy też ''nalej sobie sam'' ale Cindy tak po prostu zawróciła, by następnie odstawić swoją szklankę.
— Pomarańczowy? — zapytała jak gdyby nigdy nic, otwierając szafkę ze szklankami.
— A mamy coś kokosowego? — po moim pytaniu z lekka zastygła, jakby dotarł do niej sens mojego pytania, jednak po chwili ożyła udając iż nic się nie dzieje.
Nim odpowiedziała lekko odchrząknęła.
— Jest tylko pomarańczowy.
— Więc, niech będzie pomarańczowy.
Cindy starała się unikać mojego spojrzenia. Całą czynność w postaci wyjęcia soku i nalania go do szklanki wykonała tyłem do mnie, co z lekka mnie podjudzało — by ją podrażnić. Wystarczyło abym stanął za nią, a znajomy i przyjemny zapach owiał moje nozdrza. Długie blondwłosy Cindy pachniały tak jak reszta jej ciała — słodkim kokosem.
Odstawiła szklankę wypełnioną sokiem tuż obok jej, by następnie odwrócić się w moją stronę. Drobne ciało naparło na mnie, a ciężki wydech wydostał się po raz kolejny z jej warg. Nie uniosła głowy, by spojrzeć na moją twarz. Patrzyła w moją klatkę piersiową, jakby to była jedyna rzecz, godna zainteresowania.
— Podałabym ci szklankę — odparła.
— Wiem — odpowiedziałem szorstko, robiąc minimalistyczny krok w przód. Cindy nie cofnęła się o krok, przez co moja klatka piersiowa z lekka pchnęła ją na lodówkę znajdującą się tuż za nią. — Spójrz na mnie.
Cindy uporczywie patrzyła w moją klatkę piersiową, zaciskając swoje pełne usta w cienką linię.
— Princesa...
— Dragon, czego chcesz? Nalałam ci sok. Nie zrobię dla ciebie nic więcej. Nie jestem służącą — odpowiedziała rozdrażniona.
— Nigdy nie twierdziłem, że nią jesteś.
Cindy poderwała głowę do góry, by móc na mnie spojrzeć. Mimo krążącego w mojej krwi alkoholu, widziałem ją dość wyraźnie. Z uwagą przyglądałem się jej dużym oczom, pełnym ustom, jak i twarzy, która ukazała drobne sińce pod oczami.
— Nie baw się ze mną Dragon — słowa, które skierowała w moją stronę przepłenione były złością, której z lekka nie rozumiałem.
Miałem zamiar poruszyć temat ostatnio zadanego pytania, jednak w owym momencie miałem lepszy pomysł na ''zabawę'' z Cindy.
— Chciałem się tylko pożegnać.
Zmarszczyła brwi, jakby nie zrozumiała co powiedziałem. W momencie gdy jej wargi zaczęły się rozchylać, chwyciłem za jej biodro, by następnie przyciągnąć najbliżej jak było to tylko możliwe. Oszołomiona Cindy otworzyła szerzej oczy, jednak nie dałem jej szans na żadne słowo, gdyż zaatakowałem swoimi ustami jej.
Delikatnie muskając jej wargi, zacisnąłem dłonie na jej biodrach. To jak krucha zdawała się być w moich rękach, potęgowało szybsze bicie serca. Z początku nieśmiało odwzajemniała mój gest, jednakże po chwili znacznie się rozluźniła.
Jej drobne dłonie wylądowały na mojej klatce piersiowej, podczas gdy nasz pocałunek zaczął się pogłębiać. Z początku delikatnie zagryzałem jej dolną wargę, by następnie przesunąć po niej koniuszkiem języka. Dłonie zaczęły błądzić po całym ciele, badając jego najmniejszy centymetr.
Westchnienie między pocałunkami, jak i naparcie dłoni Cindy na moją klatkę sprawiło, że oboje się zatrzymaliśmy. Nasze usta rozłączyły się, przez co jej głośny oddech wybrzmiewał między nami. Nie patrząc nawet w moje oczy, oparła czoło o moją pierś, a jej knykcie zacisnęły się na materiale bluzy.
— Ktoś nas zobaczy... — brzmiała niepewnie, jak i cicho, przez co musiałem skupić na jej słowach znacznie większą uwagę.
Wszystko we mnie dudniło. Czułem, jak gorąca krew krążyła w moich żyłach, a serce waliło niczym stado galopujących koni. W owym momencie nawet nie zważałem na sens jej słów i lekko się pochylając, chwyciłem ją za pupę, by następnie unieść ją ku górze. Cindy sapnęła z zaskoczenia, a moje dłonie momentalnie złapały ją pod kolanami.
— Dragon — nutka niepewności wypełniała jej głos, jednak gest objęcia mojej szyi sprawił, że nie miałem już żadnych wątpliwości.
— Musisz wiedzieć, że piłem Cindy — oznajmiłem, ruszając w stronę schodów.
Gdy postawiłem swój pierwszy krok na schodach, objęła mocniej moją szyję, wtulając głowę w jej zagłębieniu. Nogi znaczniej się zacisnęły, a pełne wargi z lekka musnęły moją skórę. Wystarczył najdrobniejszy gest, aby puls przyspieszył.
— Więc spadniemy razem — wyszeptała.
Wyczułem jak się uśmiechała. Jej policzek z lekka drgnął, przez co kącik ust uniósł się ku górze.
— Nie pozwoliłbym ci spaść Princesa.
Odetchnęła głęboko na moje słowa, jeszcze mocniej obejmując moją szyję, przez co cudem nie zleciałem ze schodów. Pomijając fakt spożycia alkoholu, Cindy była znacznie czymś bardziej odurzającym. Jej zapach, oczy, drobne gesty i głos. Wszystko to, było cholerną mieszanką wybuchową.
Nigdy nie pokonałem tak szybko drogi do sypialni jak w tym momencie. Kładąc ją na łóżku, niemal zastygłem w miejscu. Przez dłuższą chwilę jej się przyglądałem, dostrzegając to, jak pięknie wyglądała na czarnej pościeli.
Przypominała coś niebiańskiego. Czarna pościel otulała jej jasne włosy, jak i ciało. Wyglądało to zupełnie tak, jakby każde zło tego świata próbowało się nią nasycić.
Każdy z moich diabłów w głowie wykonał gest zaproszenia w jej kierunku. Wyglądała zupełnie jak Anioł...
Jej policzki zaczerwieniły się, a zęby delikatnie podgryzły dolną wargę. Widziałem, że miała już podrywać się do góry, jednak zawisłem tuż nad nią i nachyliwszy się, przejechałem koniuszkiem nosa po jej policzku, wędrując wprost na jej szyję.
— Nie ma już odwrotu. Tutaj spadamy razem Princesa.
#trylogiaobsession
Pod koniec rozdziału bardzo, a to bardzo chciałam podziękować za każdy miły komentarz, jak i wiadomość, którą od was dostaje. Jest mi niezmiernie miło i jestem cholernie wam za to wdzięczna.
Do następnego, BUZIOLE!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top