19. Karmiąc czerń kłamstwem.
Miłego🌚🥥
POV CINDY :
Drżałam, jednak nie wiedziałam czy z zimna, czy z emocji. Mimo, iż chłód otulał mnie z każdej strony, gdy kroczyłam z Dimą do samochodu to i tak czułam jedynie dotyk Dragona na swoim ciele, jak i słyszałam jego chrapliwy głos, zachwycający się moim zapachem.
Lubił mój zapach..
W oddali słyszałam jak Dima coś do mnie mówił, jednak nie byłam w stanie skupić się na niczym. Opatulałam się jego marynarką, która w owym momencie ocieplana moje ramiona, jak i zakrywała pupę. Byłam praktycznie naga, a to co dał mi blondyn, było jedynym co mogło mnie zasłonić.
— Cindy! — podniósł głos, przez co uniosłam głowę, patrząc na jego zmartwioną twarz. — Słyszysz mnie?
— Przepraszam. Zamyśliłam się — odpowiedziałam z zawahaniem.
Zatrzymaliśmy się przy samochodzie, którego kolor momentalnie zwrócił moją uwagę. Fioletowe Ferrari, wyglądało dość wyjątkowo, jednak nie byłam fanką takowych kolorów. Dima lustrował uważnie moją twarz, delikatnie się uśmiechając. Wyglądał zupełnie tak, jakby wiedział o czym myślałam. Chwyciwszy za klamkę, otworzył drzwi, unosząc je do góry.
Posłałam w jego stronę wdzięczny uśmiech, by następnie zająć miejsce pasażera. Byłam nieco zmieszana, gdyż widok takiego auta, w momencie gdy ledwo starczało mi na rachunki było czymś zaskakującym, a zarazem bolesnym. Sprzedając je, z pewnością przeżyłabym cały rok.
Drzwi się zatrzasnęły, a Dima momentalnie pojawił się na miejscu kierowcy. Liczyłam na warkot silnika, jednak tak się nie stało. Blondyn opadł plecami na oparcie skórzanego, czarnego fotela, by następnie na mnie spojrzeć.
— Wszystko w porządku?
Skinęłam jedynie głową, przełykając z trudem ślinę. Starając się uniknąć spojrzenia mi w oczy, lustrowałam wnętrze samochodu. Skupiłam się na desce rozdzielczej, która w owym momencie zdawała się być najbardziej interesującą rzeczą, jaką mogłam tylko podziwiać. Radio pozostawało zgaszone, przez co blady ekran nie podświetlał się, ani nie ukazywał żadnej stacji radiowej.
— Cindy — zaczął blondyn, przez co odetchnęłam głęboko.
Jak miałam mu powiedzieć, że siedziałam na kolanach Dragona ocierając się o niego w skąpej bieliźnie. Właśnie w tym momencie, zdawało się to być dla mnie ogromnym absurdem. Jednak Bruno nie był kimś, kto by tak wykorzystywał kobiety i wyraźnie mi to zaznaczył kilka chwil wcześniej, zanim do tego doszło.
— W porządku naprawdę. Po prostu jestem trochę zszokowana.
— Czy Dallas, albo Dragon... — zaczął niepewnie, na co pokręciłam przecząco głową.
— Nie. Dragon zareagował w porę. Nic się nie wydarzyło.
— Nie wyglądasz jakby nic się nie wydarzyło.
Spojrzałam w jego stronę z wyraźnym zszokowaniem na twarzy. Nie zamierzałam przyznawać się do tego co zaszło w środku. Choć miałam świadomość tego, iż Dragon mógł powiedzieć wszystkim dookoła, tak jak miałam zamiar utwierdzić każdego w przekonaniu, że to co się tam wydarzyło nie miało żadnego znaczenia.
— Dima. Byłam półnaga przed zgrają pieprzonych facetów. Myślisz, że to przyjemność? Że sama się pchałam bo brakuje mi rozrywki w życiu?
— Po prostu byłaś tam sama z Dragonem.
— I co z tego? — obruszyłam się.
W tym momencie czułam, jakby Dima powoli dźgał mnie nożem w klatke piersiową, próbując wyciągnąć ze mnie jak najwięcej.
— To że Dragon i Dallas są facetami, po których nie spodziewałabyś się wielu rzeczy. Szczególnie po Dragonie.
— Przypominam, że Dragon powstrzymał Dallasa. Nic mi nie zrobił.
Dima westchnął ciężko, przymykając swoje powieki.
— Niczego ci nie sugeruję Cindy — odparł, by następnie ponownie otworzyć swoje oczy. — Po prostu się martwię. Nie chciałem by stała ci się krzywda. Gdy wszedłem do pokoju i zastałem pustkę... — przeczesał blond kosmyki włosów, by następnie położyć dłonie na dolnej części kierownicy. — Już wtedy wiedziałem, że coś się wydarzyło.
— Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć.
— Jak do tego doszło?
— Czy możemy porozmawiać o tym innym razem?
Nie chciałam poruszać w tym momencie tego tematu, gdyż nie miałam pojęcia ile Dima wie. Nim z kimkolwiek zacznę rozmowę, muszę najpierw przebrnąć przez starcie z Nero, który z pewnością roztrzaska mnie jak ja talerze, którymi celowałam w stronę Lorenzo.
— Jasne — głos Dimy znacznie się różnił. Zawsze był pełen entuzjazmu, a jego twarz pokrywał uśmiech. Natomiast w owym momencie, buzia znacznie zbladła, a uśmiech doszczętnie znikł. Jego wyraz zastąpiło zmartwienie i uczucie, którego odczytać nie potrafiłam.
Jechaliśmy przez ulice Grand City. Radiowa muzyka rozbrzmiewała w samochodzie, podczas gdy żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Dima z uwagą patrzył przed siebie, natomiast ja spoglądałam w znajdujące się po mojej prawej stronie okno. Lustrowałam wysokie budynki, migające bilbordy, jak i wiecznie spieszących się ludzi. W tych nieco ciemniejszych zakamarkach, można było dostrzec ciemniejszą stronę życia w tym mieście. Bezdomni ludzie spali pod budynkami, liczne materace, jak i porzucone wózki, czy też odpady po różnego rodzaju jedzeniu pozostawały w kątach ulicy. Skrzywiłam się nieco na ten widok, próbując wyobrazić sobie co wydarzyło się w życiu tych wszystkich ludzi, że znaleźli się w tym miejscu.
Samochód znacznie zwolnił, przez co spojrzałam przez przednią szybę. Sporych rozmiarów parking, zajmowały liczne pojazdy, a stojąca przed nami knajpa z czerwonym, wyblakłym szyldem'' WING WAH'' nie zachęcała do kupna niczego co było w środku.
— Na co masz ochotę? — uniósł brew i delikatnie się uśmiechnął, dzięki czemu cień dawnego Dimy przebrnął przez jego twarz.
— Dziękuję Dima, ale nie wejdę tam. Nie mam praktycznie ubrań — mocniej otuliłam się marynarką, dostrzegając dopiero w tym momencie ile przez moją nieuwagę odkrywałam.
— Spokojnie, wezmę na wynos.
— Chyba nic nie przełknę.
— Jeżeli ja ci coś wybiorę to zjesz ze smakiem.
Na te słowa posłałam w jego kierunku delikatny uśmiech. Zaskakiwało mnie to jak Dima stawał dla mnie coraz bliższy. Po związku z Colinem, byłam przekonana, że nie zbliżę się do nikogo na tyle, by spędzać z nim czas. Dima co prawda był moim towarzyszem z przymusu, jednak nie musiałam zapraszać go do pokoju. Nie musieliśmy razem jeść, rozmawiać, czy oglądać głupich kilkusekundoywch filmików, po których uśmiech choć na chwilę pojawiał się na mojej twarzy.
Otworzywszy drzwi, puścił w moją stronę oczko, by następnie opuścić samochód. Gdy tylko zostałam sama, moja noga nerwowo podrygiwała, a oddech był nad wyraz słyszalny. Prowadziłam cichą wojnę z samą sobą, próbując odepchnąć w ciemną otchłań myśli o Dragonie.
Nie byłam w stanie zapomnieć o tym, jak kolejny raz zachwycał się moim zapachem i tym, że wstawił się za mną. Choć moment w którym kazał wyjść mi oraz Dimie, nie należał do tych przyjemnych, tak to co dla mnie zrobił było dość zaskakujące. Pamiętałam doskonale jak był gotów mnie zabić wtedy, w jego sypialni. A dziś obronił mnie, choć nie musiał...
Nie lubiłam zostawać sama, przez to, że w dalszym ciągu wracałam do wszystkiego co złe. Do śmierci Eleny, do niewyjaśnionych spraw, jakim pozostawały anonimy, śmierć Santino, pobicie Colina, czy też zniknięcie dziewczyny, z którą przebywałam podczas porwana.
Opuszkami palców chwyciłam za nasadę nosa i przymykając oczy starałam się zajrzeć w najciemniejszy zakamarek swojego umysłu. Być może coś pominęłam? Być może nie wspomniałam o czymś ważnym, czymś co mogłoby rozjaśnić sprawę i naprowadzić nas na odpowiednie tory.
— Amir... — szepnęłam pod nosem.
Kolana zabolały mnie od samego wspomnienia, w którym na nich kroczyłam po jedzenie. ''Amir będzie wniebowzięty'' Żołądek niemal wywrócił się na drugą stronę, gdy owe słowa wybrzmiały w mojej głowie.
Drzwi nagle się otworzyły, a samochód wypełnił zapach makaronu, jak i różnorodnych przypraw. Momentalnie zacisnęłam usta, gdy odruch wymiotny wstrząsnął moim ciałem.
— Wziąłem dla ciebie tofu ze smażonym makaronem i warzywami — mówił, przyglądając się jedzeniu. Blondyn nawet przez sekundę nie zauważył, że za chwilę prawdopodobnie zwymiotuję. — Chciałem wziąć większą porcję, ale pomyślałem, że nie wciśniesz tyle makaronu na raz.
— Dima — zaczęłam, przykrywając dłonią usta. — Muszę wyjść na zewnątrz.
Blondyn spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Jego czoło z lekka się zmarszczyło, lecz po chwili zrozumiał o co mi chodzi. Odłożył pospiesznie jedzenie na fotel, by następnie popędzić do drzwi od mojej strony, aby je otworzyć. Gdy tylko wybrzmiał dźwięk zamka, jego ręka pojawiła się tuż przed moją twarzą, przez co chwyciłam ją bez zawahania.
— Będziesz rzygać?
Mój żołądek krzyczał z całych sił, że tak, jednak głowa starała się go ucieszyć.
Pokręciłam przecząco głową, by następnie wyjść z samochodu. Puściłam dłoń blondyna, by następnie przykucnąć. W dalszym ciągu trzymałam marynarkę, by nie zsunęła się z moich ramion. Zapach cynamonu, jakim pachniał materiał sprawił, iż wstrząsnął mną dreszcz. W tym momencie, zapach zdawał się drażnić każdy z moich umysłów w nieprzyjemny sposób.
— Muszę chwilę pooddychać świeżym powietrzem... Nie ma tu zbyt wielu ludzi, prawda? — zapytałam, gdyż kucając przy samochodzie nie widziałam niczego poza nogami Dimy, jak i kół, stojącego obok pojazdu.
— Nie Cindy. Wszyscy są w środku.
— To dobrze... — odetchnęłam z ulgą.
Nie miałam pojęcia ile czasu kucałam, ciężko oddychając, ale gdy tylko mój żołądek, przestał wywoływać odruchy wymiotne, wstałam na równe nogi. Gwiazdy zatańczyły mi przed oczami, jednakże Dima w dalszym ciągu przy mnie był. Uśmiechał się w moją stronę, a gdy tylko zamrugałam, odpędzając błyski w oczach, zdołałam dostrzec znacznie wyraźniej jego twarz. Niebieskie oczy, ciemne brwi i ten uroczy uśmiech, który zawsze zdołał mi podarować. Nawet w tych najgorszych sytuacjach.
— Dasz radę wsiąść do samochodu, czy chcesz zostać jeszcze na zewnątrz?
— Jedzenie ci wystygło... — odpowiedziałam, ignorując jego pytanie.
— Zimne też będzie smaczne.
— Dobrze kłamiesz — odparłam, na co prychnął.
— I vice versa.
Spojrzawszy na niego z lekka przymrużyłam oczy. Jednak ten nawet na chwilę nie okazał złości, czy irytacji. W dalszym ciągu posyłał mi przyjazny uśmiech, któremu mogłabym się przyglądać godzinami.
— Wsiądę i możemy jechać — Dima skinął jedynie głową, by następnie pomóc mi wejść do wnętrza samochodu.
To ile troski mi okazał, zdołało choć w drobnym stopniu rozbudzić przyjemne uczucie w środku. Gdy tylko dotarliśmy do domu wszedł ze mną na górę, odprowadzając pod same drzwi sypialni. Blondyn nie mógł się powstrzymać by odejść bez wciskania mi jedzenia, którego w efekcie końcowym nie wzięłam, gdyż wiedziałam, że nie zdołam niczego przełknąć.
Miejsce moich tortur widniało tuż za drzwiami łazienki. Prysznic nie był dla mnie odprężeniem. Była to jedynie próba oczyszczenia się pod lodowatą wodą, która zdawała się mnie ranić z każdą spadającą na moje ciało kroplą. Woda uderzała niczym drobne igły, lecz nie widziałam po nich żadnego śladu. Czułam jedynie ból, który momentalnie znikał.
Przed całym zdarzeniem, zawsze brałam tak ciepłe prysznice, że gdy tylko spod niego wychodziłam, czułam chłód, mrożący niemalże moje ciało. W owym momencie nie odczuwałam niczego. Ani zimna, ani ciepła. Nijakie uczucie przepływało przez moją głowę, gdy patrzyłam w swoje odbicie w lustrze.
Opatulona jedynie ręcznikiem, wyszłam z łazienki i nim postawiłam kolejny krok, przystanęłam w progu drzwi, by następnie spojrzeć na leżące jedzenie na łóżku. To samo jedzenie, które Dima zamówił w knajpie.
Uśmiechnęłam się pod nosem, wychylając z lekka głowę zza drzwi. Poczułam ulgę, gdy dostrzegłam, że nikogo ze mną nie ma. Zaciskając dłoń na ręczniku, ruszyłam w stronę łóżka. Obok opakowania, leżał widelec oraz paragon, na którym została zamazana cena zamówionego przez niego jedzenia. Jednak nie to pochłonęło moje spojrzenie. Wielki, czarny napis ''smacznego'' wywołał u mnie tak wielkie zaskoczenie, że z moich ust wydostał się cichy chichot.
Przysiadłam na brzegu łóżka, biorąc w dłoń opakowanie zimnego już jedzenia. Patrzyłam na nie, zupełnie tak, jak gdybym dostała kwiaty i romantyczny liścik. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, gdy wędrowałam oczami po każdej literze wyrazu. Dopiero w owym momencie dotarło do mnie to, jak Dima troszczył się o mnie.
Przełknęłam z trudem, gdy przypomniałam sobie liścik, który dostałam w jedzeniu, które zamówił dla mnie Colin. Otworzywszy plastikowe pudełeczko, ujrzałam niewielkiej ilości makaron, tofu jak i warzywa. Mimo, iż jedzenie zdołało już przestygnąć, to jego zapach w dalszym ciągu pozostawał wyraźny.
Zerknęłam niepewnie na widelec, po czym wsunęłam w jego stronę dłoń. Zawahałam się przez sekundę, jednak postanowiłam podjąć próbę zjedzenia wszystkiego. Chwyciwszy go w dłoń, zwilżyłam swoje wargi, by następnie zbliżyć naczynie jednorazowego użytku do pudełka i nabić na niego tofu.
Smak warzyw, makaronu jak i tofu rozpływał się w ustach, lecz nawet mimo to, zdołałam jedynie zjeść niewielką ilość posiłku. Odchyliwszy głowę w tył, odetchnęłam, lecz gdy za drzwiami usłyszałam ciche drapanie momentalnie się poderwałam na równe nogi, zaciskając dłonie na ręczniku. Zerknęłam w stronę komody, na której stała lampa, by następnie cicho się do niej zbliżyć.
— Nie bądź paranoiczką... — powiedziałam sama do siebie, by następnie podstawić cichy krok w przód.
Kolejne drapanie, jak i sapnięcie spowodowało, iż zmarszczyła brwi kiwając głową w niedowierzaniu. Tym razem nie stawiałam ostrożnych kroków, gdy kroczyłam w stronę drzwi, by następnie je otworzyć. Chwyciwszy za klamkę z lekka je uchyliłam, jednakże siła z jaką zostały popchnięte sprawiło, że drzwi otworzyły się na oścież a do środka wbiegła wielka, czarna bestia.
— Roko! Ty oszczańcu! — krzyknął Lorenzo, którego kroki były coraz bardziej słyszalne.
Zszokowana zwróciłam się w stronę psa, który wskoczył na łóżko, by następnie zanurzyć pysk w jedzeniu, którego nie zdołałam zjeść do końca. Lorenzo stanął w progu drzwi, opierając ręce o ich futrynę. Głośno dysząc spojrzał na mnie, po czym zwrócił wzrok na psa.
— Ze wszystkich drzwi musiał wybrać twoje.
— Psy mają wyczucie. Nie bez powodu od ciebie ucieka — Lorenzo prychnął, po czym westchnął ciężko.
— Chciałbym żeby uciekł. Zeżre to i później zafajda mi całe siedzenia — oderwawszy jedną z rąk od futryny wskazał na psa.
— Ma dietę? — zapytałam nieco zmieszana.
Robienie mu na złość, czy też dogryzanie sprawiało mi radość. To dziwne uczucie, gdy jakiś zalążek szczęścia zaczyna się świecić, gdy widzisz osobę, której skrycie nienawidzisz. Tak było właśnie z Lorenzo, jednak jeżeli cena drażnienia się z nim miało być zdrowie zwierzęcia to zamierzałam zbastować.
Nienawidziłam go, choć czułam wobec niego wdzięczność. Wdzięczność, która potrafiła przygasić silne uczucie niechęci.
— Dietę? Ten pies żre lepiej ode mnie — Lorenzo oderwał się od futryny, by następnie ruszyć w stronę czworonoga.
— Roko! Zostaw to! — krzyknął, na co pies uniósł głowę, oblizując się. Warknął, gdy Lorenzo zbliżył się do niego jeszcze bliżej. — Nawet nie próbuj! — wskazał palcem na psa, na co ten pochylił głowę. — Złaź! — pies posłusznie zszedł z łóżka by następnie zrobić skruszoną minę, merdając swoim krótkim ogonem.
— Nie musisz na niego krzyczeć — zaczęłam, po czym zerkając na psa zacmoktałam, na co ten momentalnie podbiegł.
Merdający, krótki ogon sprawił, że delikatnie się uśmiechnęłam. Prawą dłonią przetrzymałam ręcznik, by pochylić się i pogłaskać psa lewą. Można było dostrzec, że znaczniej się rozluźnił. Potężna głowa czarnego czworonoga z lekka się uniosła, a język zaatakował niemal całą moją dłoń.
— Właśnie go pochwaliłaś za to co zrobił.
— A ty na niego nakrzyczałeś — odpowiedziałam zerkając delikatnie w jego stronę.
— Jak się zesra, to z chęcią cię zawołam.
— A ja z chęcią wydrę się na ciebie, że zawracasz mi dupę — spojrzałam ponownie na psa, który znaczniej się uspokoił.
Czworonóg przysiadł tuż przy mojej nodze, a jego wilgotny język smagał moją skórę, gdy wciągał mój zapach.
Zupełnie jak Dragon.
Ta myśl wywołała u mnie prychnięcie. Zerknęłam na Lorenzo, który spojrzał za mnie i wywrócił oczami w irytacji by następnie westchnąć.
— Na kogo będziesz tak krzyczeć? — niski tembr głosu, wywołał gęsia skórkę, która momentalnie pojawiła się na moim ciele.
Obecność Dragona przypomniała mi o ręczniku w który byłam owinięta. Dopiero w owym momencie uświadomiłam sobie, że gdy wszedł tu Lorenzo — nie czułam tego samego. Nie czułam zdenerwowania swoją nagością, gdy był obok. Choć próbowałam przezwyciężyć to co się wydarzyło, to obecność mężczyzn mnie stresowała, gdy miałam na sobie mniej niż powinnam. Lorenzo nigdy nie spojrzał na mnie w sposób, który mógłby świadczyć o tym, że mu się podobam. Oboje się nienawidziliśmy, przez co wiedziałam, że nie tknie mnie.
— Na pewno nie na tego pana — spojrzałam w dół uśmiechając się lekko w stronę psa, którego wilgotny i gładki język przejechał po mojej nodze.
— Roko — pies momentalne poderwał się na dźwięk swojego imienia i ruszył w stronę dźwięku.
Nie chciałam się odwracać, lecz gdy pies zaczął skakać, jak i wyć ze szczęścia nie byłam w stanie się powstrzymać. Odwróciwszy się dostrzegłam Dragona, ubranego w to co zawsze. Ciemna koszula, jak i ciemne spodnie idealnie komponowały się z czworonogiem, który okazywał tyle radości na widok swojego pana. Delikatny uśmiech Dragona przebrnął przez jego twarz gdy głaskał psa. Czworonóg rasy Cane Corso, zdawał się być tą samą duszą — co jego pan. Oboje przerażający z zewnątrz, z emanująca siła, która sprawiała w pewien sposób respekt, ale i również przerażenie. Pies był ogromny i wiedziałam że gdyby tylko na mnie skoczył, powaliłby mnie bez żadnego problemu — zupełnie jak jego pan.
— Twój pies właśnie pochłonął jedzenie gościa Nero — odezwał się z przekąsem Lorenzo, powoli krocząc ku nas.
Dragon nage uniósł swoje czarne oczy do góry. Obojętnie zerknął w moją stronę, by następnie poświęcić znacznie więcej wagi Lorenzo.
— Więc będziesz musiał zabawić się w kucharkę — jego głos zdawał się być pozbawiony zainteresowania sytuacją. Zachowywał się tak, jakby wcześniej do niczego nie doszło.
Z jednej strony czułam ulgę, lecz z drugiej w pewnym sensie byłam zła.
— Teraz muszę zabawić się po raz kolejny w niańkę, ale tym razem nie psa — powiedział, wymijając nas w progu drzwi. — Twoje bydle to zjadło — skinął na psa, na to ten szczekną — Więc niech twoje bydle załatwi jedzenie.
Lorenzo znajdował się już za na nami, a Bruno głaskajac psa delikatnie przechylił głowę w bok. Jego uwaga zdawała się skupiać na psie, jednak gdy podniósł oczy na mnie, cały żołądek wywrócił mi się do góry nogami. Zrobiłam lekki krok w tył na co ten uśmiechnął się zadziornie, jakby jego misterny plan, który uknuł w głowie właśnie się wypełniał.
— Moje bydle się tym zajmie — odpowiedział beznamiętnie Dragon, na co zirytowany Lorenzo spojrzał na mnie ostrzegawczo, by następnie z lekkim zawahaniem zniknąć z naszego pola widzenia.
— Nie trzeba. Już jadłam — chwyciłam nieco mocniej ręcznik, by następnie ruszyć w stronę łazienki, gdzie mogłam zamknąć drzwi.
— Roko, na górę — gdy Dragon wydał komendę, usłyszałam jedynie ciche kroki łap psa, oraz lekkie trzaśnięcie drzwiami. Przystanęłam w pół kroku, by następnie zerknąć przez ramię.
— Ty też powinieneś już iść na górę.
— Princesa — jego głos sprawił, że uśpione motyle w brzuchu zaczęły powoli budzić się do życia i trzepotać twoimi skrzydłami, łaskocząc mnie.
— To już nie blondyna? — odwróciłam się ku niemu, trzymając w dalszym ciągu materiał białego ręcznika.
Czarne tęczówki wywołały spięcie w moich mięśniach. Przełknęłam z trudem, gdy każdy motyl powoli zaczął startować. Choć starałam się tego nie robić, tak z uwagą patrzyłam na jego obitą twarz, posturę, oraz lustrowałam tatuaże, których widok w dalszym ciągu nie zdołał mi się znudzić. Kącik jego ust drgnął, gdy postawił pierwszy krok w moją stronę.
Zapragnęłam się ruszyć, jednak w efekcie końcowym nawet nie drgnęłam. Zaciskałam jedynie dłonie na ręczniku, starając się uspokoić dziwne uczucie, które z każdą chwilą się pogłębiało.
— Mówiłem ci, że mu nie ufam.
Nie odpowiedziałam. Stałam w milczeniu, patrząc jedynie na kroczącego ku mnie mężczyznę. W dalszym ciągu miałam wrażenie, że to jedynie sen z którego nie zdołałam się wybudzić. Dragon żył i nie mogło to do mnie dotrzeć.
Ciemnooki zatrzymał się naprzeciw mnie. Jego spojrzenie leniwie przebłądziło od nóg, po zasłoniętą część ciała pod ręcznikiem, by efekcie końcowym zatrzymać się na dłoniach, które trzymały bawełniany materiał.
— Wiesz... zawsze walczę o to czego chcę. Czasami dostaję to bez najmniejszego wysiłku, a czasami muszę wziąć to siłą, co nie przeszkadza mi w żadnym stopniu — jego słowa nie brzmiało jak groźba, a ostrzeżenie.
— Brzmi dwuznaczne — odparłam, starając się nie okazywać tego, jak jego słowa zdołały wzbudzić we mnie nieswoje uczucie.
— Doprawdy? — ciemna brew uniosła się z lekka do góry w pytającym geście, a jeden krok sprawił że był znacznie bliżej niż powinien.
Dreszcz powoli przeszedł po moich plecach, a oddech w płucach stał się jakby zimny. Uniosłam z lekka podbródek, by spojrzeć w głęboką czerń jego oczu, lecz prawa dłoń Dragona w owym momencie objęła mnie w pasie, by następnie przyciągnąć do siebie. Tym razem nie czułam chłodu — a potęgujące ciepło, które rozpalało moją skórę. Uczucie które we mnie zgasło, rodziło się powoli na nowo. Dragon był zaledwie kilka centymetrów ode mnie, a ja nawet nie pomyślałam, by go odepchnąć.
— Dragon — jego przydomek wypowiedziałam ostrzegawczo. Moje dłonie nawet na sekundę nie poluźniły uścisku, w którym trzymałam ręcznik.
— Dulce mentiroso* — szepnął, na co moje wargi z lekka się rozchyliły.
Pamiętałam znaczenie tych słów...
Moje stopy oderwały się nagle od ziemi, gdy Dragon uniósł mnie przerzucając przez swoje ramę. Niekontrolowany krzyk opuścił moje usta, a żyły zaczęły szybciej pompować krew, gdy chwycił mnie znacznie mocniej.
— Dragon, postaw mnie! Jestem w ręczniku!
Nie odpowiedział. Bez żadnego zawahania ruszył w stronę łóżka, by następnie mnie na nim położyć. Zacisnęłam uda, jak i wzmocniłam uścisk w miejscu, gdzie ręcznik się zacieśnił. Patrzyłam szeroko otwartymi oczami na diabła, który karał mnie po raz kolejny. Jego twarz zawisła nad moją, a ręce spoczęły tuż przy ramionach. Ciężko oddychałam, lecz gdy dostrzegłam unoszące się kąciki ust — zamarłam. Patrzyłam na niego jak na coś nieludzkiego. Jak na istotę, która miała ranić, kusić, ale być i również pewnego rodzaju ukojeniem.
Z lekka się nachylił, a jego oddech owiał moją szyję, jak i obojczyki. Drżący wydech przedarł się przez moje rozchylone usta, a motyle w brzuchu dostawały szału, w reakcji na jego bliskość.
Dragon był inny...
— Chyba się mnie nie boisz, prawda?
Pokręciłam głową, gdy nieco mocniej miętowy oddech, mieszający się z nutką alkoholu smagnął moją skórę. Jedna z jego dłoni oderwała się, by następnie spocząć na mojej tali, która w dalszym ciągu pozostawała pod warstwą ręcznika. Jego zęby chwyciły płatek mojego ucha, delikatnie je zagryzając. Czując jak coś ostrego zaciska się na moim uchu, delikatnie się skuliłam, na co Dragon cicho się zaśmiał.
— Dalej nie powiedziałaś „nie" — zacytował to słowo znacznie ciszej. Zupełnie tak, jakby nie chciał, bym je usłyszała
— Liczysz na to, że tego nie zrobię, prawda?
Bruno uniósł swoją głowę, by spojrzeć w moje oczy. Jego ciemne tęczówki wędrowały po mojej twarzy, badając na niej każdy szczegół. Zapragnęłam się uśmiechnąć, jednak zdusiłam ową chęć, wpatrując się jedynie w to co miałam przed sobą.
Jego pokiereszowana twarz w najmniejszym stopniu nie zdołała go oszpecić. Nie mogłam zerknąć na dłonie, lecz z pewnością były w takim samym, jak nie gorszym stanie niż jego twarz. Rozwalony luk brwiowy, z lekka zraniony policzek, jak i warga, która zdążyła spuchnąć.
Nachylił się znacznie niżej, stykając ze sobą nasze wargi. Ten drobny ruch sprawił, że poruszyłam nerwowo nogami, na co Dragon się uśmiechnął, muskając tym razem delikatnie moją dolną wargę.
— To co mówiłem, dalej obowiązuje. Wystarczy nie, a przestanę.
Miałam ochotę prychnąć śmiechem na owe słowa. Wspomnienie dawnego Dragona przebrnęło przez moją głowę. Dla tamtego, nie liczyło się „nie". Dla dawnego Dragona, liczyła się manipulacja. Był w tym perfekcyjny. I w dalszym ciągu jest...
— To już nie straszysz mnie, tym że ''bierzesz siłą''? — zacytowałam kąśliwie, na co Dragon musnął kącik moich ust.
Gdy szorstkie opuszki palców, zaczęły gładzić moją skórę na udach wiedziałam, że przepadałam. Gęsia skórka wyłoniła się na całym ciele, gdyż prócz przyjemności, walczyłam z dawnymi, jak i tymi nowymi demonami.
Dragon o niczym nie wiedział, natomiast ja — wiedziałam zbyt wiele. Dla mnie większość jego gestów, znaczyła więcej niż mógłby sobie wyobrazić. Wystarczyło jedno słowo, bym wróciła wspomnieniami do dawnych czasów, natomiast Dragon miał totalną pustkę. Z pewnością widział we mnie jedynie nowy cel do zaliczenia, a nie kogoś, za kim by przepadł.
Westchnął ciężko, by następnie potrzeć czubek nosa o mój.
— Ojj Princesa... — westchnął chrapliwie.
Chodź rozpraszał mnie jego głos, zapach oraz ciepło jakie od niego biło, tak zdołałam skupić się na dotyku jego dłoni. Z lekka szorstka skóra gładziła moje udo, tuż przy krawędzi białego ręcznika.
Czy to właśnie ta chwila?
Przełknęłam z trudem, gdy jeden z palców przekroczył linie bawełnianego materiału. Z każdym kolejnym ruchem, czarne tęczówki śledziły reakcje na swoje poczynania. Każdy z palców dołączał do siebie, sprawiając przekroczenie granicy. Wciągnęłam ciężko powietrze, gdy Dragon znacznie mocniej na mnie opadł, a dłoń znalazła się po wewnętrznej stronie uda.
Bruno momentalnie zmarszczył brwi i chwile mi się przyglądając podniósł się, na co odetchnęłam z ulgą.
Nie myśl o tym.
Wszystko jest dobrze.
— Stresuje cię to, że jestem tak blisko? — chrapliwy głos, wywołał ławie wspomnień.
Zawsze tak mówił, gdy się powstrzymywał.
— To nie tak — skłamałam. — Ja.. ja po prostu nie... — urwałam, zdając sobie sprawę z tego jak to brzmiało.
Dlaczego nie potrafiłam nikomu powiedzieć prawdy?
Dragon jeszcze chwile mi się przyglądał i choć mógłby się zdawać, że mi uwierzył, to czułam, że jest całkiem inaczej. Ponownie przywarł do mojego ciała, całując delikatnie moją szyję. Ogień momentalnie rozpalił moje podbrzusze, pragnąc więcej i więcej. Jednak myśli w głowie potrafiły ugasić wszystko. Ciężar Dragona przypominał mężczyznę w masce.
Przymknęłam oczy, a gdy Dragon ponownie poderwał głowę do góry, zdałam sobie sprawę z tego jak mój oddech drżał. W milczeniu skanował moją twarz, by następnie z lekka się unieść, uwalniając tym samym mój oddech. Czułam, że chce coś powiedzieć i chociażby nie wiem co — interesowało mnie to.
Unosząc się na dłoniach sprawił, iż jego klatka piersiowa nie stykała się z moją, a gdy tylko pochylił się, jego usta z lekka opadły na mój dekolt. Miałam wrażenie, jakby miękkie wargi delektowały się każdym milimetrem odsłoniętego ciała. Zaskoczenie sięgnęło zenitu, gdy ciemnooki nie przekroczył granicy ręcznika. Jedynie jego dłoń pozostawała na swym miejscu.
Dragon zaczął schodzić coraz to niżej, całując materiał ręcznika tak, jakby to było moje ciało. Lekki uśmiech wypłynął na moją twarz. Nie mogłam uwierzyć w to, jak zdołał zrozumieć o co mi chodzi. Nie nalegał i nie przyduszał mnie sobą, sprawiając tym samym, że nie czułam się jak w potrzasku, a przede wszystkim nie zdarł ze mnie ręcznika.
Czuł, że coś jest nie tak.
Obserwowałam każdy jego ruch, lecz gdy czarne tęczówki spojrzały na mnie spod gęstych, czarnych rzęs wiedziałam, że ponownie będę tonąć. Zjeżdżał coraz niżej, lecz zerkał na moją twarz, upewniając się, że wszystko jest dobrze.
Starałam się uspokoić palące uczucie między udami, zaciskając nogi, lecz nic to nie dawało. Wręcz potęgowało uczucie, przez które moja głowa przestała myśleć racjonalnie. Myślałam jedynie o tym, co za chwile się stanie i o tym, kto znajduje się ze mną w pokoju.
Diabeł w czystej postaci uśmiechał się z lekka pod nosem, by następnie ucałować nagie udo, tuż pod ręcznikiem. Zerknął na moją twarz i choć nie wiedziałam co mógł z niej odczytać, tak zdawałam sobie sprawę z tego, co zamierzał zrobić. Oderwałam od niego spojrzenie, ukradkiem skupiając uwagę na lampce. Chyba nigdy nie chciałam jej zgasić, tak jak w tym momencie.
Coś twardego zacisnęło się na skórze mojego uda, przez co podskoczyłam zaskoczona. Cichy krzyk wydostał się na powierzchnię, a spojrzenie czarnych tęczówek znacznie się zmieniło. To właśnie nim próbował mnie czarować. Płonące, pełne niebezpieczeństwa oraz żądzy. Spojrzenie, które paliło za sobą każdy most...
— Nic nie gaszę Princesa — gdy wypowiadał owe słowa, jego dłoń chwyciła ręcznik, by następnie z lekka go odchylić.
Szerzej otworzyłam oczy, unosząc z lekka głowę. Zapragnęłam coś powiedzieć, lecz Dragon nie pozwolił mi na żadne słowa. Przez moje wciąż zaciśnięte nogi, jego wargi musnęły jedynie wzgórek, przez co zagryzłam swoją dolna wargę. Odetchnęłam głęboko, gdy pocałunkami błądził po podbrzuszu, udach, oraz miejscu, które ucałował jako pierwsze. Każdy dotyk, oddech, czy liźnięcie było nad wyraz wyczuwalne.
— Smakujesz dokładnie tak, jak pachniesz — wyszeptał, ukazując przy tym rząd białych zębów.
Zerknęłam w jego stronę, lecz moja głowa ponownie opadła na poduszkę. Odetchnęłam głęboko, po czym powoli rozchyliłam nogi, jednak nie patrzyłam na Dragona. Wzrok utkwiłam w suficie, starając się okiełznać to, co pozbawiało mnie trzeźwego myślenia. Szorstkie dłonie chwyciły moje uda, a szelest pościeli sprawił, że poczułam Dragona znacznie bliżej siebie. Rozszerzył je, przez co przymknęłam powieki, zaciskając obie dłonie na kołdrze. Delikatny materiał skrzypnął między palcami, gdy poczułam coś miękkiego jak i wilgotnego.
Jęknęłam w uldze, unosząc z lekka pupę, jednak ręce Dragona ponownie przywarły mnie do materaca. Chłodny oddech owiał moją skórę między nogami, a czubek języka smagnął najczulsze miejsce jakie posiadałam. Każdy kolejny gest w postaci liźnięć sprawiał, że moje oczy zaglądały w głąb czaszki, a plecy unosiły się w rozkoszy. Nie mogąc się powstrzymać wplotłam dłonie w jego miękkie włosy, delikatnie za nie ciągnąć. Dragon mruknął, a jęk niekontrolowanie opuścił moje wargi, gdy ruchy języka w znacznym stopniu przyspieszyły.
Byłam pewna, że uczucie rozpalające moje ciało, za chwile spali mnie żywcem. Z każdą sekundą, z każdym tchnieniem i gestem Dragona podniecenie potęgowało z namacalną siłą, a gdy uczucie stawało się nie do wytrzymania, on je jeszcze podsycał.
— O Boże... — jęknęłam, momentalnie wyciągając jedną z dłoni z włosów Dragona, by następnie przykryć nią sobie usta.
Wystarczyła chwila bym przepadła. Uczucie wypełniające całe moje ciało wybuchło, po ostatnim zazzsaniu jak i liźnięciu. Odgłosy rozkoszy, tłumiłam pod dłonią, a ręce Dragona oplatające moje uda, trzymały mnie w miejscu. Po zaledwie kilku sekundach fala rozkoszy opadła, a wraz z nimi nią moje ciało się uspokoiło.
Zdejmując dłoń z twarzy, zrozumiałam co zrobiłam. Rumieniec wypalał moje policzki, a dolna warga zapiekła, gdy znacznie mocniej ją zagryzłam. Patrzyłam w sufit, próbując poskładać się do kupy. Język z dziwncyh przyczyn zesztywniał, przez co nie potrafiłam powiedzieć ani słowa.
Ciężko dyszałam, przymykając swoje oczy.
Wdech i wydech.
Delikatne wargi Dragona ucałowały mój wzgórek w reakcji czego głośno odetchnęłam. Przekroczyłam pewną barierę, wygrywając niejedną walkę. Zapach ciemnookiego nagle stał się znaczniej intensywniejszy, przez co otworzyłam powieki.
Rozcięta warga, łuk brwiowy oraz policzek sprawiał, że miałam ochotę wycałować każde z tych miejsc. Miałam ochotę uśmierzyć jego ból i choć wiedziałam, że nie powinno tak być, tak nie potrafiłam tego powstrzymać.
— Zrobiłem ci kiedyś krzywdę Princesa? — czarne oczy w skupieniu patrzyły w moje, a ja nie wiedziałam, czy tym razem będę potrafiła nakarmić te czerń kłamstwem...
Dulce mentiroso* — słodki kłamca.
BUZIOLE I DO NASTĘPNEGO🤍
Insta : glosnosza
Twitter : glosnosza
Tiktok : glosnosza
#trylogiaobsession
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top