17. Tylko nie pakuj się w kłopoty.
Pov Cindy :
Minęło 14 dni odkąd Dragon zniknął z powierzchni ziemi. Zapach i odgłos jego niosących się kroków zanikł w momencie, gdy opuścił łazienkę. W dalszym ciągu uczucie szorstkich dłoni utrzymywało się na mojej skórze, lecz widok jego twarzy przyćmiewał obraz, który widziałam w klubie.
Kobieta z wydziaranym smokiem, która usilnie szukała czegoś w jego spodniach sprawiła, że byłam w stanie odtrącać Dragona bez najmniejszego zawahania. Chciałabym śmiało powiedzieć, iż wątpiłam w to, że przekroczy próg moich drzwi, jednak tak nie było...
Wiedziałam, że wejdzie, choć to że jego osoba pojawiła się chociażby w moim pokoju, zdołało wywołać we mnie zaskoczenie. Próbując usilnie trzymać się z dala od niego, byłam coraz bliżej, przez co musiałam coś zrobić. Musiałam również odsunąć od siebie ostatecznie myśl o tym, iż cokolwiek mogłoby nas połączyć i być może pomyślałam zbyt egoistycznie, lecz Dima zdawał się być dobrym wyborem.
Z każdym dniem ten mężczyzna stawał się mi bliższy. Potrafił sprawić, iż zapomniałam o tym co się działo za zamkniętymi drzwiami łazienki i choć wypierałam wydarzenie, które rozrywało mnie od środka, ono na nowo powracało przypominając mi o tym, jak byłam brudna. Nero nie zdołał poczynić żadnych postępów, które miałyby nas przybliżyć do rozwiązania sprawy anonimów i porwania. Zraniony Fabio, również tego nie ułatwiał. Wszystko utknęło w martwym punkcie, wliczając w to mnie.
Telefon leżący na łóżku wydał z siebie dźwięk, przez co zmęczone oczy zwróciły się ku ekranowi. Na jego wyświetlaczu, widniało imię przyjaciółki, która została wplątana we wszystko od czego starałam się ją chronić. Chwyciwszy telefon w dłoń, zmrużyłam oczy gdyż jasność ekranu była zbyt wysoka dla zmęczonych już oczu. Telefon zeskanował twarz, by następnie odtworzyć wiadomość.
ALEX : Mam nadzieję, że te orangutany dobrze cię traktują.
Uśmiechnęłam się pod nosem, zerkając w stronę siedzącego na krześle Dimy, który pochłaniał żelki wpatrując się w ekran telefonu. Jego palec sunął po ekranie, sugerując iż w obecnym momencie scrolluje stronę, która przykuła jego uwagę. Zmarszczone ciemne brwi, były idealnym połączeniem śliwkowego garnituru, który zawsze nosił. Niecodzienny styl, jak i uroda Dimy wyróżniała go spośród mężczyzn jakimi się otaczał.
CINDY : Orangutany zostały poskromione, nie musisz się martwić.
ALEX : Nie uwierzę, póki nie zobaczę tego na własne oczy.
Ona nie musiała się zadręczać, lecz ja o nią sama martwiłam się jak nikt inny. Została powiązana z czymś, co z pewnością zdołało odcisnąć na niej piętno. Może i nie widziała tego co ja, lecz poznała mężczyzn, których wspomnienie wywołuje gęsia skórkę na moim ciele.
— Z czego się tak śmiejesz Cindy? — zapytał, przez co moje spojrzenie ponownie powędrowało w jego stronę.
— Tak po prostu — wzruszyłam ramionami, na co blondyn schował telefon do kieszeni, po czym uniósł podbródek, krzyżując ręce na piersi.
— Śmiejesz się ze mnie?
— A jeśli z ciebie to co? — uniosłam brew ku górze, próbując zachować cwaniacki wyraz twarzy.
— Nie chcesz wiedzieć Cindy.
— Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego jak cholernie ciekawska jestem.
— Zdaję — w głośnie blondyna zdołałam wyczuć sarkazm, jak i przypomnienie o sytuację, którą jak śmiałam twierdzić, miał na myśli.
Noc, podczas której wtargnęłam do sypialni Dragona, była dość dziwnym wspomnieniem. Ciężko było mi uwierzyć w jego śmierć, lecz dowody same na to wskazywały, a połączenie anonimów z porwaniem i tym co się stało, było dla mnie jednym, wielkim koszmarem.
— Dima! — głos Fabio przedarł się przez drzwi mojej sypialni, przez co blondyn momentalnie poderwał się do góry.
Chwyciwszy klamkę wyparował w pokoju, na co nie wiedząc czemu sama opuściłam łóżko, zmierzając w stronę korytarza. Gdy tylko moja stopa przekroczyła próg drzwi, a głowa z lekka wychyliła, moje uszy zdołały uchwycić jedynie trzy słowa, wypowiedziane przez bruneta;
„Mamy kurwa problem"
I nim schowałam głowę, Dima spojrzał w moja stronę, prostując swoje plecy.
— Cindy — zaczął, na co Fabio spojrzał na mnie znacząco.
Byłam wręcz pewna, że gdyby stał tu Dragon, bądź Lorenzo, usłyszałabym groźbę w postaci odcięcia uszu, jednak z ust Dimy brzmiałoby to nad wyraz dziwnie.
— Nie ładnie podsłuchiwać — powiedział Fabio, kręcąc karcąco głowa.
— Nic ciekawego nie usłyszałam — wzruszyłam ramionami, na co lekko się uśmiechnął.
— Zostań w pokoju Cindy — wtrącił Dima, przez co momentalnie spojrzałam w jego stronę. — Mówię poważnie. Siedź w środku.
— Nawet jak zgłodnieje?
— Nie no Cindy, bez przesady. Po prostu postaraj się nie pakować w kłopoty — powiedział blondyn.
— Uwierz mi, one same do mnie przychodzą.
~ . ~
Oczy zaszkliły się od ciągłego wpatrywania się w ekran. Każde zlecenie jakie otrzymywałam, starałam się wykonywać w wyznaczonym terminie. Zawsze sprawdzałam maile, upewniając się, iż klientowi jak i szefowi podobają się prace wykonane przeze mnie. Nie mogłam zaliczyć wpadki, zważając na to, iż mój ostatni pobyt w pracy był jakby się mogło zdawać, wieki temu.
Brzuch wydał z siebie buczący dźwięk, przez co położyłam na nim dłoń, ukazując na swojej twarzy grymas niezadowolenia. Zmrużonymi oczami zerknęłam w prawy dolny róg, dostrzegając godzinę drugą piętnaście. Dopiero w owym momencie dotarło do mnie, iż od 13 godzin niczego nie tknęłam.
Chęć zignorowania ssącego uczucia w brzuchu, minęła szybko, gdyż brzuch ponownie dał o sobie znać. Westchnęłam ciężko, by następnie odłożyć laptopa i przysiąść przy krawędzi łóżka. Ciemność otulała pokój z każdej strony i jedynie laptop, który rzucał delikatną poświatę, zdołał rozjaśnić łóżko na którym siedziałam. Lustrowałam leniwie pokój i choć wiedziałam, że nikogo tutaj nie ma, tak szukałam w ciemności demonów, które zawsze dopadały mnie w nocy.
Zapalając lampkę, podniosłam się. Nagie stopy napotkały puszysty materiał dywanu, który leżał tuż przy łóżku. Rozejrzawszy się po pokoju, ku swojemu zdziwieniu nie dostrzegłam żadnej bluzy, którą przeważnie nosiłam. Noc była ciepła, a zważając na długie legginsy, wizja bluzki na ramiączkach nie wydawała się złym pomysłem.
Powolnym krokiem wyszłam z pokoju, ruszając śmiało na dół. Dźwięk nagich stóp, uderzających o posadzkę, rozbrzmiewał jakby zbyt głośno w ciszy, która panowała w domu.
Nawet przez sekundę nie przyszło mi na myśl, aby pójść na piętro Dragona. I nie dlatego, iż byłam pewna, że go tam nie było. Miałam zamiar skończyć każdy możliwy kontakt z nim. Urwać wszystko do zera, gdyż jedynie w ten sposób mogłam zapomnieć.
Pokonując ostatni już stopień, rozglądnęłam się po kuchni. Ledy z lekka podświetlały kuchnię, a światełka, które znajdowały się na zewnątrz, tuż przy basenie, zdołały rozjaśnić obraz za oknem. Drzwi tarasowe, były z lekka uchylone, przez co wspomnienie wieczoru, w którym weszłam do budynku dziewczyn mignęło mi przed oczyma. Wtedy po raz pierwszy ujrzałam Dragona w takim wydaniu. I wtedy po raz pierwszy Dragon okazał to jak mu zależy, śpiąc chociażby pod łazienką.
Ignorując uchylone drzwi, ruszyłam w stronę lodówki. Charakterystyczny i z lekka przytłumiony, kobiecy śmiech rozbrzmiał zza drzwi, przez co momentalnie przystanęłam. Nie byłam pewna, czy aby na pewno się nie myliłam, ponieważ znałam ten głos.
Nie pakuj się w kłopoty — powtarzałam, niczym mantrę.
Otwierając lodówkę, lustrowałam po kolei każdy produkt, gdy nagle czyjaś dłoń spoczęła na moim ramieniu. Podskoczyłam, a krzyk zaskoczenia sprawił, iż gwałtownie się odwróciłam.
— Spokojnie — powiedziała kobieta. — Nie chciałam cię przestraszyć.
Otworzyłam szeroko oczy, a moje wargi z lekka się rozchyliły, gdy zlustrowałam twarz kobiety.
— Rebe? — szepnęłam zaskoczona, lustrując jej blond włosy. — Matko, nie poznałam cię — powiedziałam zaskoczona, przyglądając się zmianie, jaka w niej zaszła. — Blond?
Zaśmiała się cicho, łapiąc kosmyk włosa, który zalśnił odbijając kuchenne światło.
— Potrzebowałam zmiany. Uwierz, ja też byłam w szoku, że to zrobiłam.
Uśmiechnęłam się lekko, gdyż nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć.
Rebe pomogła nam uciec...
— Czyli to prawda... — szepnęła. — Myślałam, że się przewidziałam, ale wiedziałam Cindy, że to ty.
— Skąd?
— Widziałam jak...— urwała, zaciskając swoje wargi w cienką linię.
— Widziałaś jak co? — powtórzyłam, na co ta nerwowo prześledziła spojrzeniem po kuchni.
— Przepraszam, ale nie...
— Chodzi o Dragona? — dokończyłam na co Rebeca się wyprostowała. — O to, że mnie tu sprowadził? — zapytałam, krzyżując ręce na piersi.
— Nie wiedziałam, że wiesz.
— Na początku nie wiedziałam.
— Ja też nie... — powiedziała niepewnie. — Bez Dragona było tu ciężko — to jak Rebeca stała się nieśmiała w swych słowach, lekko mnie zdumiewało.
Zawsze była tą znacznie odważniejszą. Pamiętałam ją tańczącą w pokoju do którego zabrał mnie Dragon. To jak pewnością siebie, potrafiła oślepić każdego znajdującego się w jej pobliżu.
— Co tam szukasz? — zagadnęła, zmieniając temat. Jej głowa z lekka wychyliła się aby zerknąć do wnętrza lodówki.
— Cokolwiek. Jestem głodna jak wilk.
— Lubisz wegetariańską pizzę?
— Oczywiście — przytaknęłam.
— To świetnie się składa, bo ja nie znoszę. Może skosztujesz?
— Jest późno... jutro spuchnę jak bombka, jeśli zjem pizzę.
— A masz jakiś pokaz mody? — uniosła brew ku górze, na co cicho się zaśmiałam.
— Oczywiście i do tego sesję — zażartowałam, na co Rebe pokręciła głową zatrzaskując za mną drzwiczki lodówki.
— W takim razie będą musieli użyć sporo photoshopa.
Rebe miała dar przekonywania. Wystarczyła chwila, bym ponownie znalazła się w miejscu, które gościłam spory czas temu. To właśnie tutaj Rick prawdopodobnie by mnie zabił, gdyby nie wtargnięcie Dragona w odpowiednim czasie.
— Nie sądziłam, że cię jeszcze tutaj spotkam — powiedziała, popijając łyk wody.
— Ja też — przytaknęłam, nabierając kęs pizzy.
— To niesamowicie popieprzone Cindy — powiedziała. — Dragon cię tu przywlókł, a teraz ma cię totalnie w dupie.
Omal nie zakrztusiłam się, słysząc słowa Rebe. Czy ona nie zdawała sobie sprawy z tego co właściwie się działo?
— Rebe tak jest lepiej. I każdy z nas chce, by tak zostało.
— Wrócił po ciebie.
— Nie, to nie tak.
— Oh Cindy jasne że tak! Przecież on od dawna za tobą szalał. Spał przy łazience, zabierał cię do Hiszpanii i wybiegł za tobą. Kurwa, żebyś widziała jak on lał tych ochroniarzy — skrzywiła się, na dane wspomnienie. — Zabił dla ciebie Cindy i z pewnością zrobi to jeszcze raz.
— Dragon mnie nie pamięta Rebe — wtrąciłam, nie zastanawiając się nad tym czy aby na pewno jest to słuszna decyzja.
Farbowana blondynka otworzyła szeroko oczy, momentalnie milknąć.
— Nie. To nie możliwe Cindy — powtarzała w niedowierzaniu. — Mógł zapomnieć każdego, ale nie ciebie.
— Zapomniał Rebe i każdy chce by tak zostało — podkreśliłam wyraźne swą wypowiedź, na co ta podniosła się z łóżka.
— Chyba sobie żartujesz — zszokowana stanęła naprzeciw mnie, lustrując uważnie moją twarz. — Kurwa, oczywiście że nie żartujesz — przyłożyła dłoń do czoła, rozchylając z lekka wargi. — I nie zamierzasz z tym nic zrobić?
— Nie Rebe — powiedziałam bez cienia zawahania.
— Po tym wszystkim?
— Nie chcę to tego wracać... — słowa niemal zaczęły palić moje gardło. Wiedziałam, że gdy tylko pomyślę o Elenie i o tym, że już jej nie ma, na nowo pęknie mi serce.
— To nie twoja wina, że coś poszło nie tak.
— Moja. Mogłam zrobić cokolwiek Rebeca, a wybrałam ryzyko, które...
— Które ci się nie opłaciło — dokończyła za mnie. — I obie wiemy że to prawda. Nie opłaciło ci się to, ponieważ jesteś tutaj Cindy po raz kolejny, a nie dlatego, że Elena zginęła.
Końcówka zdania zabolała znacznie bardziej, niż mogłabym to sobie wyobrazić.
— Ale na innych warunkach.
Zapadła chwilowa cisza. Rebeca ściągnęła oczy w dół, marszcząc przy tym z lekka swoje brwi.
— To znaczy na jakich warunkach? — zapytała.
— Porozmawiamy o tym innym razem — w jednym momencie zapragnęłam ją zbyć. Temat, który chciała poruszyć, był dla mnie w dalszym ciągu zbyt świeży.
— Matko — westchnęła. — Nie wiem co tam się wydarzyło, ale musiało być ci ciężko, skoro nie chcesz o tym rozmawiać. — westchnęła, po czym przeczesała swoje włosy dłońmi. — Za chwilę wrócę, muszę do łazienki.
— To ja już pójdę — posłałam w jej stronę delikatny uśmiech, również podnosząc się z łóżka. — I dziękuję za pizzę — skinęłam głową w stronę pustego już pudełka. — Nawet nie sądziłam, że zmieszczę całą.
— Nawet nie próbuj! — mówiąc to, jej palec wskazujący powędrował w moją stronę. — Mam coś jeszcze. Tylko błagam, zaczekaj — złączyła ze sobą dłonie, delikatnie uginając przy tym kolana.
Zapragnęłam odmówić, lecz oczy przypominające te kocie ze Shreka, postawiły mnie na przegranej pozycji.
— Pięć minut Rebe i zmywam się stąd.
— Nie no, daj mi chociaż 6 minut. Muszę umyć jeszcze ręce.
— Sześć — podkreśliłam. — I ani minuty dłużej — opadłam pupą na brzeg łóżka, patrząc wyczekująco w stronę kobiety.
— Za chwilę wracam! Możesz śmiało się rozejrzeć — wskazała na pokój, zwracając znacznie większą uwagę na toaletkę.
Nim zdołałam odpowiedzieć, Rebeca wybiegła z pokoju, a ja nie myśląc ani chwili dłużej podniosłam się z łóżka, by rozejrzeć się po niewielkiej przestrzeni, która została dość dobrze zagospodarowana przez kobietę.
Pokój nie różnił się zbytnio od tego który zapamiętałam. Sporych rozmiarów okno, toaletka oraz biała szafa z lustrem. Jednakże Rebe zadbała o małe szczegóły, montując półkę nad łóżkiem, gdzie stał kaktus w czerwonej doniczce, jak i liczne zdjęcia Rebe, które oprawiła w złotą ramkę.
Zmrużyłam z lekka oczy, przyglądając się fotografiom. Zdjęcia były różnorodne. Na wielu można było ją dostrzec z innymi dziewczynami, które jedynie kojarzyłam z wyglądu. Wiele zdjęć przedstawiało salę ćwiczeń, na których Rebe uczyła się choreografii, jak i kilka wypadów z miasta.
Trzask drzwi sprawił, iż momentalnie się odwróciłam, dostrzegając tęgiego mężczyznę z charakterystycznym tatuażem, którzy nosili ludzie Dragona. Smok zdobił jego szyję, natomiast twarz, oszpecał jej niezadowolony, jak i złowrogi wyraz.
— Ruchy! — warknął, przez co otworzyłam szerzej oczy.
— Słucham?
— Ruszaj się, nie mam całego wieczoru. Jedna z was zemdlała, musisz ją zastąpić.
— Ale to jakaś pomyłka... — zaprotestowałam i w momencie gdy jego dłoń zacisnęła się na moim przedramieniu, wyszarpałam się, robiąc krok w tył.
— Żadna pomyłka — ruszył w moją stronę, sprawiając iż odległość między nami była wręcz zerowa.
— Nie jestem Rebe — odchyliłam głowę, by spojrzeć ochroniarzowi w oczy, które zbyt mocno zostały przepełnione złością.
Jego spojrzenie prześledziło mnie z góry na dół, a wargi z lekka wykrzywiły w niezadowoleniu.
— Na Michaela Jacksona mi nie wyglądasz. Ruszaj dupę! — warknął, by następnie chwycić ponownie moje przedramię.
— Ty mi na ślepego też nie, a jednak...
— Milcz — szarpnął moją ręką, przez co syknęłam pod nosem, czując ból, jaki momentalnie powędrował po całej ręce.
— Nigdzie z tobą nie idę! — zaparłam się stopami o podłogę, by powstrzymać dalsze kroki mężczyzny, przez co ten wymamrotał coś pod nosem, by następnie chwycić garść moich włosów i pociągnąć za nie.
Cebulki wręcz zawyły z bólu, a spomiędzy moich warg wydostał się krzyk, który momentalnie zagłuszyłam, zaciskając zęby. Coś, co siedziało głęboko we mnie, szeptało mi wręcz do ucha jak słaba jestem, gdy okazuje swój ból innym.
Mój krzyk, był moim wstydem.
Moje czyny były moim wstydem.
Ja byłam wstydem.
Mężczyzna nie puszczając moich włosów wyprowadził mnie z pokoju. Z usztywnioną głową, która została skierowana nieco w górę, jak i rękoma, które zostały skrępowane na moich plecach, poprzez jego dłoń, próbowałam walczyć. Jednak szarpanina, jak i hamowanie naszych kroków nagłym zatrzymaniem się, nie pozwoliło mi powstrzymać mężczyzny przed tym, co miało się stać.
Gdy tylko drzwi jego samochodu rozsunęły się, zostałam wepchnięta do jego wnętrza. Oddech przyspieszył, a kosmyki włosów z lekka zasłoniły moją twarz, jak i pole widzenia.
— Pieprzony skurwiel — wysyczałam przez zęby.
Nim zdołałam się podnieść, drzwi ponownie zostały zasunięte, a brzęk zamka świadczył o tym, iż zostały one zamknięte. Moja w owym momencie głowa spoczywała na siedzeniu, a kolana na posadzce. Ból przypominał łudząco ten, który doświadczyłam w Scelcie. Wykładzina wbijała się w kolana, a skóra głowy piekła od nadmiernego ciągnięcia za włosy. Jęknęłam pod nosem, zapragnąć wydać z siebie cichy szloch, który dziwnym trafem ugrzązł w moim przełyku.
Jednak nie sprawił bym zasnęła. Oddychałam jeszcze głośniej. Umysł chciał się poddać, lecz ciało walczyć. Z trudem uniosłam głowę, rozglądając się po wnętrzu ciemnego samochodu. Szare tapicerki przesiąknięte zostały różnorodnymi damskimi perfumami, a między siedzeniami można było również dostrzec kolczyki, czy też brokat, który połyskiwał, gdy tylko lampa uliczna rzucała poświatę do środka.
''Nie pakuj się w kłopoty...'' — głos Dimy, niemalże drwił ze mnie samej.
Nie zdążyłam się nawet unieść z kanapy, gdy samochód gwałtownie zahamował, a ja ponownie runęłam na siedzenie. Następnie wszystko działo się nad wyraz szybko. Trzaski drzwi, jak i powiew świeżego powietrza, by następnie poczuć mieszaninę damskich perfum jak i tych męskich oraz odór alkoholu, mieszającego się z dymem cygar, który unosił się w górze. Głośny bas wybrzmiewał z piosenki do których półnagie kobiety poruszały się na rurach, jak i przy klientach, którzy uważnie podziwiali ich wdzięki. Nie była to Scelta, gdyż od razu poznałabym charakterystyczne wnętrze klubu.
— Ruszaj się, nie mamy czasu! — mężczyzna tym razem krzyknął, gdyż muzyka była zbyt głośna.
Niemal potknęłam się gdy ponownie pociągnął mnie za sobą. Jego dłoń miażdżyła wręcz moje przedramię, a spore jak i szybkie kroki powodowały piecznie w łydkach oraz udach, gdy próbowałam go powstrzymać w zaciągnięcie mnie w głębiny klubu.
— To pomyłka! Ja nie jestem Rebecą! — gardło niemal kuło od krzyku, jaki wydostał się spomiędzy moim warg.
— Gówno mnie to obchodzi. Miałem wziąć jedną z was, więc wziąłem.
— Uwierz, powinno cię to obchodzić!
— Masz pecha blondyneczko. Ładna buzia nie wystarczy, żeby siedzieć na tyłku. Musisz nią trochę popracować, żeby zarobić.
— Nic nie muszę. Nero cię ukatrupi, jeżeli dowie się, że mnie tu przywlokłeś!
Mężczyzna zatrzymał się, po czym chwycił moją twarz, wbijając palce w moje policzki.
— Nero wie od czego są dziewczyny w domku — wysyczał, potrząsając moją twarzą. — To Dragon jest naszym capo, więc się zamknij i zacznij robić to, po co cię tu przywlokłem.
Czułam jak w środku płonę ze złości. Zaciskając pięści, patrzyłam z obrzydzeniem na mężczyznę tuż przede mną i nim zdołałam pomyśleć nad tym co zrobię, zebrałam ślinę by następnie wypluć ją wprost na twarz mężczyzny, który przymknął oczy, momentalnie oswobadzając moją twarz ze swojego uścisku.
— Pieprzona suka — warknął, ocierając twarz rękawem.
Nie minęła sekunda, a moje nogi same zawróciły, kierując się w stronę drzwi, przez które zostałam wprowadzona. Nogi z każdą sekundą zaczynały piec, a oddech przyspieszał, gdy z trudem wymijałam mężczyzn, jak i półnagie kobiety, które z uwagą przyglądały się zaistniałej sytuacji.
Klub w którym byliśmy, nie przypominał z niczym Scelty. Wystarczyło omieść spojrzeniem otoczenie, by dostrzec mężczyzn, jak i znacznie od nich młodszych chłopaków, którzy tańczyli, popijali drinki, jak i kierowali się z dziewczynami w ustronne miejsca.
— Łap ją! — krzyknął mężczyzna do barmana, który w owym momencie wycierał szklankę ręcznikiem.
Zdezorientowany pracownik spojrzał to na niego, to na mnie by następnie rzucić naczynie na podłogę, wraz ze ścierką i ruszyć w moją stronę. Chłopak przeskoczył bar, by następnie chwycić za moje blond włosy. Solidne szarpnięcie sprawiło, że runęłam na ziemię z krzykiem, który przedarł się przez głośną muzykę. Barman obrócił mnie na brzuch, by następnie przycisnąć do ziemi, wciskając kolano w moje plecy. W owym momencie zacisnęłam wargi, przykładając czoło do zimnej posadzki. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz, by następnie cichy szloch wydarł się spomiędzy zaciśniętych ust.
To nie może być prawdą...
— Zobaczymy jak będziesz obsługiwać klientów z roztrzaskaną mordą — wysyczał wściekle, gdy przykucnął tuż przede mną.
Barman wstał, by następnie poderwać mnie do góry. Z obrzydzeniem spojrzałam w stronę mężczyzny, którego jeszcze chwilę temu oplułam. Resztki śliny w dalszym ciągu widniała na jego twarzy, a dyszący oddech przypominał do złudzenia wściekłego byka.
— Kaden! Co się tak guzdrzesz?! Rusz dupę, bo wszyscy czekają! — krzyknął za mną mężczyzna. Jednak nie potrafiłam spojrzeć do tyłu, mając tuż przed sobą człowieka, który z chęcią by mnie ukatrupił.
— I co? Przecież jest ruda, więc najważniejsza z dziewczyn dotarła na miejsce.
— To, że ma być ich zawsze więcej — syknął. — Rusz dupę, bo wszyscy czekają.
Oboje spojrzeliśmy na siebie. Nasze tęczówki wyrażały więcej, niż ktokolwiek mógłby powiedzieć. Wściekłość mieszała się z bezradnością, a ciało drżało pod wpływem nerwów, jak i licznych spojrzeń ludzi. Patrząc na skąpo ubrane kobiety, nie potrafiłam wyobrazić sobie tego, że będę wyglądać tak samo jak one, że każdy ze zgromadzonych tu mężczyzn będzie mógł mnie dotknąć, zaciągnąć do pokoju i zrobić mi krzywdę.
— Nie potrafisz poradzić sobie z jedną dziewczyną, że męczysz jeszcze barmana?
— Następnym razem ty będziesz męczył się z dziwkami, nie ja — odpowiedział, przeczesując swoje zmierzwione włosy.
W dalszym ciągu wpatrywałam się w mężczyznę, który mnie tu przywiózł. Kumulująca się we mnie złość wręcz buzowała z każdej strony. Miałam ochotę na niego wskoczyć i wydrapać mu oczy, zrobić wszystko by cierpiał.
Silne szarpnięcie sprawiło, iż w końcu oderwałam spojrzenie od ochroniarza Dragona. Tym razem skupiłam uwagę na mężczyźnie, który był znacznie większy od barmana, czy poprzedniego osobnika. Mierzący ponad dwa metry, tęgi facet ściskał moje przedramię, ciągnąc mnie w miejsce, z którego uciekłam.
— Nie próbuj nawet się szarpać, bo gdy ja cię dogonię a uwierz że to zrobię, będziesz nagrodą pocieszenia dla przegranych. A uwierz przegrany facet, to wściekły facet, więc trzymaj tyłek na miejscu i nie próbuj nikogo drażnić.
— To pomyłka — krzyknęłam. — Nie powinno mnie tu być, rozumiesz?! Skontaktuj się z Nero, on wszystko ci powie — drżący głos, nawet na sekundę nie zdołał przekonać tego olbrzyma do zmienienia decyzji. W dalszym ciągu przeciskał się przez tłum, który rzucał w naszą stronę ciekawskie spojrzenia, by następnie zatrzymać się przy metalowych drzwiach.
— Nero nic tu nie zdziała świeżynko. Skoro Capo tutaj jest, Nero może mu jedynie przytaknąć.
Moje wargi rozchyliły się, a usta zostały szeroko otworzone, gdy słowa mężczyzny uderzyły we mnie, niczym młot pneumatyczny...
Minęło zaledwie kilkanaście minut, nim przebrałam się w to, co nakazał mężczyzna. Niewielka szatnia dla dziewcząt nie przypominała niczego luksusowego. Były tu jedynie niezbędne rzeczy, które pomagały w doprowadzeniu się do porządku. Szafki, oraz toaletki przypominały mi nieco szatnię, w klubie Santino u którego pracowałam.
Moje błagania o to aby skontaktował się z Nero były na nic. Mężczyzna denerwował się jeszcze bardziej, przez co po chwili umilkłam. Momentami niepewnie zerkałam przez parawan za którym się przebierałam, dostrzegając jedynie jego złowrogą twarz, jak i dłonie wielkości mojej głowy.
Mój puls przyspieszył, gdy wyszłam zza zasłony, zerkając w stronę lustra. Nagość niemal sprawiła, że zemdlałam. Zamrugałam wielokrotnie, dostrzegając jak moje niezbyt duże piersi wylewały się spod stanika, który znacznie je powiększył, oraz na talię, która w dużym stopniu się zwężyła, dzięki materiale, który został połączony z szelkami do pończoch. Bielizna mająca czarną barwę, była czymś, co mogłabym założyć jedynie w sypialni, a nie paradować przed setką mężczyzn, zgromadzonych w klubie.
— Pospiesz się — warknął zirytowany, zerkając na zegarek na jego nadgarstku. — Jesteśmy spóźnieni.
Zamrugałam wielokrotnie, gdy postawiłam krok w przód, a liczne gwiazdy pojawiły się przed oczyma, gdy spojrzenie wielkoluda prześledziło po mojej sylwetce. Wnętrzności wykręciły się, gdy wspomnienie porwania powróciło. Wtedy również otaczali mnie mężczyźni, którzy jedynie pragnęli mnie skrzywdzić.
— No, a to — wskazał palcem na swoją twarz. — Usta i te inne bajery, które robicie ze swoją buzią?
Przełknęłam z trudem, rozchylając z lekka wargi, jednakże spomiędzy nich nie wydostało się żadne słowo.
— Dobra w sumie możesz iść tak, jesteś ładna bez tego. Poczochraj tylko włosy i możesz iść — skinął głową w stronę drzwi, które po chwili otworzył.
Muzyka była głośna nawet w pomieszczeniu do którego prowadził mnie przez cały klub. Tańczący ludzie powoli znikali, gdy pospiesznym krokiem, kierowaliśmy się na tyły baru. Wysokie szpilki, które włożyłam w ostatniej chwili nie były słyszalne, gdyż wyraźny bas zagłuszał ich stukanie o ziemię.
Liczne kobiece śmiechy, odgłosy męskich oraz damskich rozmów stawały się coraz wyraźniejsze, a gdy przeszliśmy przez korytarz, docierając do jego końca przystneliśmy, by następnie przekroczyć próg dość solidnych drzwi.
Cofnęłam się o krok i gdyby nie stojący za mną wielkolud z pewnością upadłabym na ziemię. Moje plecy zderzyły się z jego klatką piersiową, a dłonie zacisnęły na marynarce, gdy dostrzegłam obraz tuż przed sobą.
Pokój z pewnością nie był przeznaczony dla każdego, kto korzystał z klubu. Ogromna, czarna kanapa w kształcie litery 'U' mieściła na sobie kilkunastu mężczyzn, popijających whiskey w szklankach. Większość z nich nie była odziana tak, jak chodzili zazwyczaj ochroniarze Dragona. Co poniektórzy mieli na sobie białe koszule, jednak można było też dostrzec takich, którzy mieli na sobie jedynie jeansowe spodnie oraz białe t-shirty.
Oddech ugrzązł mi w płucach, gdy dostrzegłam Dragona siedzącego z boku kanapy. Opierał się o oparcie kanapy, a jego wytatuowany tułów połyskiwał, gdy tylko klatka piersiowa poruszała się w przyspieszonym tempie. Czarne oczy obco wpatrywały się przed siebie, a dłonie owinięte owijkami, zaciskały się nerwowo w pięść.
Jego mokre włosy z lekka opadały na czoło, jak i skroń z której ciekła strużka krwi. Policzek ciemnookiego został zraniony, poprzez rozcięcie, a rozwalona warga powoli zaczęła już nabierać śliwkowego odcieniu. Łuk brwiowy również został zraniony i choć zgromadzona tam krew zdołała przeschnąć, tak zasinienie powstające w owym miejscu, zaczęło nabierać znacznie ciemniejszego koloru.
— Ruchy — syknął, by pchnąć mnie w przód.
Zrobiłam niepewnie krok w przód, uważnie lustrując osoby znajdujące się w pomieszczeniu. Kobiety kokietujące mężczyzn, nie były dla mnie niczym, co zdołałoby mnie zszokować. W końcu robiły to, co do nich należało. Jednakże to pojedyncze spojrzenia w moją stronę, sprawiały, iż zimny dreszcz wędrował wzdłuż długości kręgosłupa.
W oko zdołała mi się rzucić rudowłosa, kształtna kobieta, która całą sobą starała się zwrócić uwagę Dragona. Przysiadając na skrawku kanapy, położyła dłoń na jego kolanie, przez co ten spojrzał to na owy gest, by następnie prześledzić jej ciało i zatrzymać się na twarzy, pokrytej wyraźnym makijażem.
Kobieta zdawała się stresować przy Dragonie, a jej niepewnie sunąca dłoń po kolanie zdołała mnie utwierdzić w swym przekonaniu. Ciemnooki natomiast, zdawał się być zainteresowany kobietą przed sobą. Jego usta poruszyły się, na co kobieta wyprostowała swoje plecy, rozchylając swoje czerwone wargi. Z wyglądu przypominała Elenę. Jednak ruda zawsze potrafiła się zachować przy Dragonie. Zawsze wiedziała na co może sobie pozwolić i wiedziała jak zapanować nad diabłem, by został poskromiony.
Potrafiła ugasić płomień, nim rozprzestrzenił się znacznie dalej...
— Mmm... świeżak.
Drgnęłam na męską tonację głosu, by następnie obrócić się w jego stronę. Gwałtowny ruch sprawił, iż szklanka mężczyzny upadła na ziemię, a odgłos tłuczonego szkła przyczynił się do tego że, odgłosy rozmów, jak i śmiechów ucichły.
Czułam na sobie palące spojrzenia każdego osobnika, który przebywał w owym pomieszczeniu, jednak byłam zbyt bardzo zajęta mężczyzną stojącym przede mną. Z uniesioną brwią wpatrywał się to we mnie, to w szklankę, która została roztłuczona na drobne kawałki a płyn znajdujący się w niej, pozostał rozlany na posadzce.
Łysa głowa, szczupłego mężczyzny, twarz, szyja jak i ręce zostały pokryte kolorowymi tatuażami, a na jego powiekach, zostały wytatuowane słowa, które czytałam kilkukrotnie w głowie.
''One Truth''
Uśmiechnął się chytrze, a spojrzenie zielonych oczu zostało skierowane wprost w moje. Wystarczyła sekunda, bym mogła odczytać jego intencje, które nawet w najmniejszym stopniu nie były dobre.
— Łajzowaty świeżak — poprawił się, kopiąc kawałek zbitej szklanki.
Cisza jaka otuliła nas z każdej strony, pozwoliła wyłapać dźwięk turlającego się szkła po posadzce, które ktoś po chwili rozkruszył pod ciężarem swojego buta.
— Dallas — niski tembr głosu sprawił, że zesztywniałam, jednak jakaś cząstka mnie czuła ulgę, że to właśnie jego słyszę tuż za plecami.
— Dragon — uśmiechnął się w jego stronę łysy mężczyzna. — Właśnie zamierzałem porozmawiać z twoją pracownicą w ustronnym miejscu — zielone oczy spojrzały w sekundowym tempie w moją stronę, by następnie wrócić do Dragona.
— Porozmawiasz później — powiedział oschle.
— Byliśmy właśnie w trakcie — kontynuował, przez co Dragon zrobił krok w przód. Jego tors naparł na moje plecy, przez co westchnęłam ciężko. Szeroko otwartymi oczami przyglądałam się osobnikowi, który z całych sił pragnął abym poszła z nim, utwierdzając się w przekonaniu, iż kogoś mi przypominał...
Aron...
Te same obrzydliwe spojrzenie, przepełnione nienawiścią, chytrością i zawiścią.
— Oo doprawdy? Nie zauważyłem — odparł Dragon, po czym oplatając ręką moją talię, odsunął się o krok.
Dallas wpatrywał się w rękę Dragona, która w dalszym ciągu pozostawała na mojej talii, delikatnie zaciskając swoje wargi w cienką linię. Moje dłonie z lekka stały się lepkie, na widok sceny, która rozgrywała się na moich oczach. Dragon wraz ze mną, odwrócił się tyłem do mężczyzny, by następnie ruszyć przed siebie. W głowie liczyłam każdy krok, jak i starałam się patrzeć przed siebie, aby uniknąć spojrzenia na jego dłoń, jak i na twarz, która nie obdarzyła mnie nawet chwilowym spojrzeniem.
Uwaga ludzi, już dawno zdołała skupić się nie na nas, a na swoich wzajemnych celach, jakimi były kobiety, czy rozmowy między sobą. Jedynie ruda pracownica, która chwilę temu siedziała przy Dragonie, patrzyła oskarżycielsko w moją stronę. Nie zważając na nikogo, wypuściłam drżący oddech spomiędzy swoich warg, a gdy Dragon chwycił klamkę od pokoju, który jako jedyny się tu znajdował, niemal puściły mi wszystkie zahamowania, które chroniły mnie przez rozpłakałem się. Oboje weszliśmy do środka, a trzaśnięcie drzwi spowodowało chwilową ciszę.
— Co ty tu robisz Cindy? — zapytał wściekle, przez co przystanęłam tuż przed biurkiem znajdującym się tuż naprzeciw nas.
Pomieszczenie zdawało się przypominać nieco te, które Dragon miał na swoim piętrze. Za solidnym, mahoniowym biurkiem stało czarne krzesło obrotowe, a po lewej stronie gabinetu spoczywała niewielkich rozmiarów kanapa.
— To była pomyłka... – wydukałam, nie próbując nawet spojrzeć za siebie.
— Pomyłka? — zapytał z kpiną, by następnie chwycić mój łokieć i odwrócić ku sobie. — Patrz na mnie gdy do ciebie mówię!
Zmarszczyłam brwi, lustrując pokiereszowaną twarz ciemnookiego, który zdawał się być tym niewzruszony w obecnym momencie.
— Tak pomyłka! Twoi ludzie to idioci — wycedziłam wściekle, szturchając Dragona palcem w nagi tors.
Dragon zadarł z lekka głowę do góry, po czym zrobił krok w przód, na co ja się cofnęłam. Choć w jego głowie zaszło wiele zmian, tak w dalszym ciągu lodowaty wyraz twarzy zdołał pozostać na swoim miejscu. Kroczył w moją stronę milcząc. Jego czarne oczy, które zdawały się być jedynie ciemną powłoką, było jedynie złudzeniem, gdyż wiedziałam, że Dragon skrywał za nią tak wiele buzujących w nim uczuć, których nie potrafił wyrażać, tak jak większość ludzi.
— Na twoim miejscu Cindy byłbym miły.
— Czasy w których byłam zbyt miękka powoli mijają.
Brew ciemnookiego drgnęła ku górze, by następnie postawić kolejny krok w przód. Przestrzeń w której mogłam się cofać powoli się kończyła o czym doskonale wiedział.
— Miękką? — zapytał niewzruszony.
— Dragon cofnij się.
Jak mogłam się tego spodziewać zamiast cofnięcia się w tył zrobił krok w przód, przez co cofnęłam się, napotykając za sobą biurko.
— Princesa albo nauczysz się mówić prawdę, albo ja to zrobię.
Moje dłonie zacisnęły się na krawędzi blatu biurka, a ślina z trudem przeszła przez moje gardło, przez co omal się nią nie zachłysnęłam. Z szokiem w oczach przyglądałam się pokiereszowanej twarzy Dragona, próbując nie zejść spojrzeniem niżej.
Tatuaże...
One zawsze zdołały przykuć moją uwagę. Zawsze się nim przyglądałam, jak czemuś nierealnemu. Podziwiałam je, nie tylko dlatego że były piękne, ale też dlatego, ponieważ wiedziałam że musiał sporo wycierpieć, by je na sobie nosić. Każdy z nich przedstawiał coś, co miało dla niego znaczenie. Chociażby tatuaż, o którym mi kiedyś opowiadał.
— Mówię prawdę. To pomyłka — zaoponowałam, nie wiedząc co powiedzieć.
Nie mogłam zdradzić Dragonowi skąd znam Rebe, a to przecież u niej w pokoju byłam.
— Więc ochroniarz przyszedł do twojej sypialni i cię z niej tak po prostu zabrał?
— Nie, ja... — nie zdołałam dokończyć, gdy głośnie pukanie do drzwi rozbrzmiało w naszych uszach.
— Szefie?! — krzyknął Dallas zza drzwi.
Dragon spojrzał w stronę drzwi, by następnie zwrócić ponownie uwagę na mnie.
— Na kanapę — ponaglił mnie, a następnie odsunął o krok.
Zrobiłam krok w przód, jednak przystanęłam na kolejne uderzenie drzwi.
— Kurwa — warknął, po czym zbliżając się do mnie objął swoją ręką w talii, by następnie podnieść mnie do góry.
Cicho sapnęłam z zaskoczenia, czując szorstkie dłonie na swojej skórze, dawne wspomnienia momentalnie napłynęły do mojej głowy.
Dragon opadł wraz ze mną na kanapę, sadzając mnie okrakiem na swoich kolanach. Moje dłonie momentalnie opadły na jego nagą klatkę piersiową, a oczy skierowały się wprost w czarne tęczówki, które z uwagą przypatrywały się mojej twarzy.
— Nie ufam temu człowiekowi — zaczął, wskazując głową w stronę drzwi. — Nie może zobaczyć Cindy, że możesz być bliska komukolwiek — wyjaśnił.
— Więc...
— Więc musisz sprawić, abym nie zasnął Princesa — oboje spojrzeliśmy na siebie po słowach, które wypowiedział. Opuszek mojego palca z lekka smagnął jego skórę, a oddech z lekka przyspieszył.
— Chyba musisz wymyślić inny plan.
Kącik ust Dragona lekko drgnął, a jego dłonie spoczęły na mojej talii.
— Spraw, aby myślał, że nam przeszkodził.
— Dragon?! — krzyknął Dallas za drzwi.
Podskoczyłam na kolejne uderzenie, po czym przełknęłam z trudem ślinę. Zdenerwowanie, mieszało się z zimnym dreszczem, jaki przebiegał po moim ciele. Gęsia skórka momentalnie wyłoniła się na wierzch, co nie uszło uwadze Dragona.
— Postaraj się Cindy, a będzie dobrze — spokojny i niski głos z trudem dotarł do moich uszu, gdyż wybrzmiewało w nich jedynie walenie do drzwi.
Owy moment był czymś więcej, niż ratowanie samej siebie. Walczyłam z demonami, które z każdą chwilą rosły, otumaniając mój umysł. Fakt, że Dragon mnie dotykał, a ja nie odepchnęłam jego dłoni, było wielkim krokiem w przód.
Niepewnie pochyliłam się nad jego klatką piersiową, by następnie skierować dłonie na szerokie barki. Dragon na ten ruch wyraźnie się rozluźnił, po czym pogładził kciukami skórę na mojej talii.
— To dla niepoznaki Princesa. Nie stresuj się tak — jego przyciszony, jak i z lekka chrapliwy głos, zdawał się chociaż w drobnym stopniu zdradzić, iż coś próbowało się wyrwać spod jego maski.
— Dragon żyjesz?! — kolejny raz rozbrzmiał jego głos, lecz tym razem Dallas pociągnął za klamkę wparowując do środka.
Sam dźwięk otwieranych drzwi sprawił, iż skierowałam usta w zagłębienie szyi, zaczynając delikatnie kołysać biodrami w przód oraz tył. Dragon gwałtownie zacisnął dłonie na mojej talii wyrażając owym gestem, iż nie spodziewał się tego co właśnie zrobiłam.
— Żyje. Nie widzisz, że przeszkadzasz? — odpowiedział oschle Dragon.
Czułam na sobie wzrok mężczyzny, jak i słyszałam jego oddech, jednakże z całych sił starałam się nie odwracać w jego stronę. Skupiłam się jedynie na zapachu perfum Dragona, który z lekka zmieszał się z potem, jak i tatuażach, które zdobiły jego szyję, barki jak i skroń.
Dla utwierdzenia mężczyzny w tym, co rozgrywało się przed jego oczyma, miejscami zaczęłam muskać wargami szyję ciemnookiego, jak i intensywniej poruszać biodrami, czując jak wybrzuszenie w jego czerwonych spodenkach bokserskich rosło. Drżący wydech wydostał się spomiędzy moich warg, na co mięśnie Dragona się spięły.
Rozchodzące się ciepło w podbrzuszu, powoli zaczęło nabierać na sile powodując. iż pojedyncze krople potu spływały po moich plecach. Zagryzłam znacznie wargę, gdy dłonie Dragona spoczęły na odsłoniętych pośladkach.
— Wynocha — wycedził w stronę Dallasa.
Odgłos kroków butów, jak i skrzypnięcie drzwi, rozbrzmiało pomiędzy naszymi drżącymi oddechami, jednak głos mężczyzny sprawił, iż zacisnęłam dłonie na barkach Dragona.
— Możemy się podzielić — zaproponował, na co głowa Dragona skierowała się w jego stronę, dzięki czemu znacznie lepiej mogłam dostrzec widniejące na jego skórze tatuaże.
— Czy wyglądam na kogoś, kto się czymś z kim dzieli?
Nastała cisza, którą ciemnooki momentalnie przerwał.
— No właśnie. Więc wypierdalaj i mi nie przeszkadzaj.
Tym razem dźwięk zatrzaskujących się drzwi sprawił, iż odetchnęłam z ulgą. Momentalnie oparłam się o klatkę piersiową Dragona, by następnie zejść z jego kolan jednak dłonie owinięte owijkami bokserskimi, które w dalszym ciągu spoczywały na moich pośladkach powstrzymały owy ruch, przytrzymując mnie w miejscu.
— Już daliśmy pokaz — odezwałam się, patrząc w czarne oczy Dragona.
— Jak chcesz to potrafisz Princesa — niewzruszony wyraz twarzy sprawiał, iż nie byłam w stanie odczytać zupełnie niczego. Żadnej emocji, która mogłaby mi dać jakiekolwiek wskazówki do tego, jak powinnam się w owej chwili zachować.
— Ty również — odpowiedziałam, poruszając się nerwowo.
Otarcie się po raz kolejny o jego wybrzuszenie w spodenkach sprawiło, iż zesztywniałam. Ciepło w podbrzuszu w dalszym ciągu się utrzymywało, lecz wraz z zaprzestaniem kołysania biodrami słabło z każdą chwilą.
Nie potrafiłam ponieść się chwili tak jak dawniej. Zbyt wiele rzeczy na mnie spadło, bym w tym momencie mogła zachować się jak kiedyś. Wiedziałam, że każdy następny ruch będzie znaczył wiele. Wiedziałam, że miałam trzymać się z dala, a takie sytuacje, jak ta przybliżały mnie do tego potwora.
— Zawsze pachniesz tak samo — powiedział tym samym, chrapliwym głosem. — Kokosem — kącik jego ust delikatnie drgnął ku górze, a głowa z lekka się uniosła, by przejechać koniuszkiem nosa po mojej szyi.
— Uważaj, bo pomyślę, że jesteś fetyszystą.
Nie zaśmiał się, jedynie spojrzał na moja twarz, by następnie ponownie wrócić do swojej poprzedniej pozycji.
— Żebyś wiedziała o czym ja myślę.
Nie graj w tę grę Cindy...
— Pewnie o rozczłonkowaniu jakiegoś nędznika w między czasie zagryzając batona Bounty.
Tym razem cichy, gardłowy śmiech rozbrzmiał w moich uszach, a uczucie zimna jakie pozostawiły dłonie Dragona, które oderwały się od moich pośladków, spowodowały gęsia skórkę.
— Stresujesz się Princesa. Chyba nie jestem aż taki zły.
— Tego nie powiedziałam.
Jego szorstka dłoń tym razem spoczęła na moim udzie, przez co gęsia skórka znacznie się pogłębiła.
— Nie musisz mówić. Ale podziękowania chętnie bym przyjął.
Zmarszczyłam brwi w zdziwieniu, strącając jego dłoń.
— O nic cię nie prosiłam — odparłam chłodno, starając się zachować dystans.
— Dalej Princesa, okaż trochę miękkości swojemu rycerzowi.
Zapragnęłam zejść z Dragona, jednak ten mnie przetrzymał, przez co mój oddech przyspieszył, a klatka piersiowa zaczęła poruszać się w znacznie szybszym tempie. Przerażenie momentalnie zawitało w mojej głowie, dając mi świadomość tego w jakiej pozycji właśnie się znajdowałam.
Dragon nie postrzegał mnie tak jak kiedyś... był znacznie silniejszy, a mój strój nie pomagał mi w niczym. Pamiętałam to, jaki był dawniej, to jak potrafił mnie zmanipulować i sprawić, bym widziała jedynie czarne oczy, jak i to, na co miałam ochotę.
Znajdowałam się w potrzasku, a Dragon nie wyglądał na kogoś, kto chciałby mnie z niego uwolnić...
Witam kochane! Trochę mnie tu nie było, za co ogromnie was przepraszam.
Bardzo wam dziękuję za każdy komentarz, gwiazdkę jak i obserwację, które zostawiacie po przeczytanym rozdziale. Proszę wierzyć, czytam wszystko!
Mam ogromną nadzieję, że jesteście najedzone po świętach, jak i gotowe na następne rozdziały!
BUZIOLE I DO NASTĘPNEGO!
GŁOŚNA
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top