16. Moje demony były silniejsze.

Pov Dragon :

Samochód wypełniała cisza, która zdawała się ciążyć na każdym z nas. Prowadzący pojazd Lorenzo, wpatrywał się jedynie w jezdnie, zaciskając palce na kierownicy. Blondyn, spoglądał w okno, podpierając dłonią swój podbródek. On również nie tryskał swoim wiecznym humorem.

— Gdzie dostał Fabio? — zapytałem, przerywając milczenie.

— W rękę — odpowiedział blondyn po dłuższej chwili ciszy.

— Dlaczego Dima zdążył zmienić samochód i nie przyjechał po ciebie? — zapytał Lorenzo, zerkając w lusterko w którym nasze spojrzenia się ze sobą zetknęły.

Choć większość wspomnień, ulotniła się wraz z wypadkiem, tak spojrzenie Lorenzo zawsze migało mi przed oczami. Czułem, jak złość wypala mu szare komórki, jednak nawet w takiej sytuacji, Lorenzo potrafił zachować zimną krew i zmrozić chęć mordu każdego dookoła.

— Kazałem mu jechać do was. To były sekundy.

— Mogłeś zginąć, gdyby nie blond konus — powiedział Lorenzo, poprawiając się nerwowo na siedzeniu.

— Właśnie, skąd tak właściwie wytrzasnąłeś Nero tego dzikusa, który wparował do mojej sypialni? — zapytałem, na co blondyn głośno westchnął.

Zapach, który zdołał również wytworzyć smak kokosa w moich ustach sprawił, że zwilżyłem usta. Wspomnienie jasnych włosów, oraz delikatnej, oliwkowej skóry przyprawił mnie o lekki dreszcz.

— Ten dzikus uratował ci życie — powiedział Lorenzo.

Princesa je uratowała.

— Płakałbyś za mną? — uniosłem brew ku górze, na co pokręcił głową.

— Wszyscy by płakali.

— Romantycznie Lorenzo.

— Co jeśli ktoś zrobił ci zdjęcie? — wtrącił się blondyn, odwracając głowę w moją stronę.

— Myślisz, że w tamtym momencie myślałem o zdjęciach? — choć złość niemal pukała do wnętrza mojej głowy, tak starałem się jej nie wpuszczać, niczym nieproszonego gościa.

To uwielbiałem robić najbardziej. Uwielbiałem nie być oczywistym, uwielbiałem patrzeć, jak każdy starał się przewidzieć mój ruch, by przygotować się na najgorsze.

— Mogłeś jechać na posesję Dragon — syknął Lorenzo.

— Dobrze wiesz kurwa że nie. Oni właśnie na to liczyli. Wiedzieli że dostałem.

— Ale wiedzieli też, gdzie się zatrzymałeś Dragon — odpowiedział.

— To prawda i zadziwia mnie to tak samo jak ciebie. Ale musiałem coś wybrać. Gdybym pojechał do domu, tak jak zakładali, leżałbym martwy w rowie, albo zrobiliby ze mnie worek treningowy, sprawdzając ile byłbym w stanie znieść.

A z Princesą zrobiliby coś gorszego..

Nie żałowałem wyboru. Drobna blondynka, choć z początku była mi obojętna i z pewnością jeżeli byłbym do tego zmuszony, to bym ją zabił w owym momencie zdobyła uznanie w moich oczach. Gdyby nie jej reakcja, dopuszczałbym do siebie myśli, iż to ona mogła być informatorem.

Ochłapy poprzedniej grupy z Vegas starają się odzyskać to, co zdołałem im odebrać. A odebrałem wiele.

Tak, jak i oni...

Nigdy nie lubiłem zabijać ludzi. Poza pieniędzmi, dzięki ludziom, zyskuje się więcej, niż moglibyśmy sobie wyobrazić. Śmierć mojego Ojca, była kluczem tej wojny. Vegas odważyło się wkroczyć w coś, w co nigdy nie powinni byli się mieszać pomagając Aronowi zabić Antonio, by następnie ukryć go w swych szeregach. Teraz naciskali na odcisk jak się tylko dało. Mogli zrobić tak wiele. Mogli spokojnie ogłosić wszystkim że żyje, ale tego nie zrobili. Vegas pragnęło załatwić sprawę tak, aby nie wyszło na jaw, kto wkroczył na ich teren i w jaki sposób zabił ich Capo.

— To się musi skończyć Dragon. Stąpamy po cienkim lodzie. Gdyby wydali cię i powiedzieli wszystkim że żyjesz, Hiszpania mogłaby cię uznać za zdrajcę i nas również bo wiedzieliśmy o twojej rzekomej śmierci.

— Owszem mogliby to zrobić — przytaknąłem. — Ale garstka która tam została, musi mieć w sobie coś z nas. Rozumiesz, prawda? — uniosłem brew ku górze, spoglądając w lusterko.

W jego odbiciu dostrzegłem jedynie przenikliwe spojrzenie Lorenzo, który doskonale wiedział o czym mówię.

— Nie pójdą na łatwiznę — dokończyłem. — To po pierwsze. A po drugie, jest coś o czym ja sam jeszcze nie wiem. Być może pominąłem ważny fakt i to nas zaprowadza w ślepe uliczki.

— Kąsają nas jak ciastko Dragon. Kolejny wystawiony przez nas zawodnik jakimś cudem zniknął. Walka się nie odbyła i wszystkie obstawione pieniądze zostały zwrócone — powiedział Lorenzo, zajeżdżając pod znajomą nam wszystkim posiadłość.

— Nie wystawiaj nikogo więcej. Po powrocie z Hiszpanii coś wymyślę — skłamałem, gdyż właśnie w owym momencie wiedziałem, co uczynię.

~ . ~

Stąpałem ciężko po schodach w górę. Rana, którą opatrzył stary Benito, który od wypadku w którym utraciłem pamięć zajmował się mną, cholernie dokuczała i wiedziałem, iż była to moja wina. Zawsze odmawiałem leków przeciwbólowych, gdyż nie znosiłem czuć otępienia po ich zażyciu. Palący ból przeszywał moje ciało, a opatrunek z gazików, oraz bandaża wżynał się w skórę, z każdym oddechem jaki zaczerpnąłem.

Stawiałem ostatni już krok na piętrze Nero, gdy przystanąłem, zerkając w stronę korytarza. Pokój Cindy znajdował się na wyciągnięciu ręki i choć nie powinienem był, tak moje nogi same poniosły mnie w tamtą stronę.

Nero, wraz. Lorenzo pojechali przeczesać teren. Fabio leżał ranny, a Dima zajmował się obchodem po domu. To była idealna okazja, by sprawdzić jak czuje się ten maluch.

Przystając przy drzwiach, zapukałem kilkukrotnie, lecz nie spotkałem się z żadną odpowiedzią ze strony Cindy. Wiedziałem, iż jest w środku, jednak nie miałem pewności czy aby na pewno nie śpi. Rozejrzawszy się po korytarzu, nie dostrzegłem żadnej żywej duszy, która mogłaby mnie zobaczyć.

Oparłem czoło o drzwi, gdy nagle zza nich doszedł do mnie dźwięk zagłuszonego krzyku. Zdawał się być zbyt słaby i cichy, przez co nie byłem pewny, czy jest on aby na pewno prawdziwy. Uderzając ponownie w dębowe drzwi, nikt się nie odezwał. Cisza otulała korytarz z każdej strony.

Bez zawahania chwyciłem klamkę, wchodząc do pokoju blondłowsej. Marszcząc brwi, rozejrzałem się po wnętrzu, dostrzegając rozbitą lampę na podłodze, szpilki wraz z sukienką oraz przewrócone krzesło. Momentalnie sięgnąłem dłonią za pasek, czując za nim metalowe tworzywo. Odgłosy cieknącej wody wydobywały się zza drzwi łazienki, przez co byłem wręcz pewien, iż Cindy jest tuż za nimi, tylko czy była sama? Pukając w nie dwa razy, powoli zaczynałem tracić spokój, jaki zawsze starałem się zachować, gdyż moja głowa podsuwała mi każdy najgorszy scenariusz jaki tylko mógł istnieć.

Każdy diabeł w mojej głowie szeptał to, czego nigdy bym nie chciał usłyszeć i pokazywał to, czego ujrzeć bym nie chciał.

— Princesa, jeżeli nie odpowiesz to wejdę tam.

Wiedziałem, że zrobiłbym to bez pukania, jednak nie wiedziałem w jakim stanie Cindy została tu przywieziona. Siedząc na moich kolanach zdawała się być opanowana, lecz ja sam wiedziałem jak to jest grać przed innymi.

Czy Princesa również grała?

Dragon jestem naga, nie wchodź — odkrzyknęła, na co odetchnąłem z ulgą.

Nic jej nie było.

Kącik ust uniósł się nieznacznie na wyobrażenie blondynki bez niczego na sobie. Wiedziałem, że gdy tam wejdę mogę się nie powstrzymać. Przez ten krótki czas zdołałem zapamiętać gładką skórę, zapach kokosa, jak i miękkie usta, które zaatakowałem przed wpadnięciem chłopaków do środka. Teraz mogłem ponownie tego doświadczyć.

Nie wchodź Dragon... — powtarzał zdrowy rozsądek, który zawsze starał mi się towarzyszyć.

— Więc się ubierz Cindy. Bo wchodzę — odkrzyknąłem, przez co dźwięk lecącej wody umilkł.

— Nawet nie próbuj!

— A jeśli jednak spróbuję?

— To będziesz chamem Dragon! — krzyknęła, na co uśmiechnąłem się pod nosem.

— Jak ty mnie słabo znasz Princesa — chwyciwszy za klamkę nacisnąłem ją, wchodząc do wnętrza niewielkiej łazienki.

Nie musiałem się rozglądać, by dostrzec spanikowaną Cindy, która stojąc przy lustrze, kurczowo trzymała w dłoni górę ręcznika. W łazience nie było duszno, a para nie osiadła na lustrze jak zazwyczaj bywało to po kąpieli. Moje czarne tęczówki prześledziły nogi, dłonie, oraz twarz blondynki, dzięki czemu dostrzegłem, iż w dalszym ciągu zaschnięta krew pozostawała na jej skórze.

Myła się zimną wodą.

Nie wierzę, że to zrobiłeś — zielono-szare oczy spojrzały na mnie oskarżycielsko, a broda zadarła się nieco do góry.

Zmrużyłem powieki, dostrzegając zamglone spojrzenie Cindy. Ruszyłem się o krok, przez do ona cofnęła się do tylu, napotykając za sobą umywalkę.

— Dragon.. — zaoponowała, a ja choć nie powinienem był, tak miałem ochotę się zaśmiać.

Bała się mnie. Jednak nie w taki sposób, jak wszyscy.

Milczałem, chcąc dowiedzieć się jak Cindy zachowa się w obecnej sytuacji. Mógłbym być zaskoczony, że stała w miejscu nie próbując nawet uciekać, lecz nie byłem. Tam w kryjówce, też nie uciekła.

Utkwiłem wzrok w jej twarzy, starając nie patrzeć się niżej. Walczyłem z samym sobą, jednak zdawałem sobie sprawę z tego, że w bitwie są polegli.

— Boisz się Princesa? — zmierzając powoli w jej stronę, nasze spojrzenia pojedynkowały się niczym dwóch wojowników w ringu.

— Rycerz miałby siać postrach? Nie sądzisz, że powinno być na odwrót?

— Oczywiście że powinno, ale nie wiedząc czemu, to ty się boisz — odpowiedziałem pewnie, na co Cindy zacisnęła mocniej dłonie na ręczniku.

Postawiłem kilka kolejnych kroków, dzięki czemu stałem tuż naprzeciw drobnej kobiety. Chęć zjechania oczami w dół, była znacznie cięższa do pokonania, niż mi się zdawało. Lecz stojąc tak blisko, dopiero teraz byłem w stanie upewnić się, iż się nie myliłem. Zaszklone oczy, przypominały mieniący się szmaragd w który każdy chciałby patrzeć. Bezbronna stała w bezruchu, oczekując na najgorsze.

— Płakałaś.

— Nie — zaoponowała.

— To nie było pytanie, a stwierdzenie Cindy.

— A ja temu zaprzeczam. Po co tu przyszedłeś? Masz zamiar teraz odegrać się za to, że wparowałam do twojego pokoju?

Nieco się wyprostowałem, gdy prześledziłem ponownie jej twarz jak i ciało, przegrywając z samym sobą.

Poległem w tej walce.

Gdy tylko zlustrowałem zaczerwienione ręce Cindy oraz ślady zadrapania, jakie miała na ciele zacisnąłem dłonie w pięści, będąc o krok, od uczynienia czegoś głupiego.

— Co się stało Princesa? — zapytałem spokojnym tonem, choć w środku wulkan był bliski erupcji.

— Nic. Nie zdążyłam się wykąpać bo ktoś mi przeszkodził — akcentując ostatnie słowa, uniosła brew ku górze, mierząc mnie oskarżycielskim spojrzeniem z góry na dół.

Dulce mentiroso*

Miałem ochotę się zaśmiać, przez co zdziwienie niemal wdarło się do mojej głowy, gdyż zdałem sobie sprawę z tego, iż jeszcze nikt swoim ciętym językiem nie zdołał wywołać u mnie uśmiechu. Zazwyczaj kobiety, które zbyt dużo mówiły, bądź zbyt bardzo się interesowały, drażniły mnie. Lecz z Cindy było inaczej. Nero ją lubił i chronił, być może właśnie to przeważało nad wszystkim.

Wszystko co zakazane, staje się czymś lepszym.

Zrobiłem kolejny krok w przód i gdy tylko blondyna zapragnęła się cofnąć, napotkała za sobą ślepą uliczkę w postaci blatu zlewu. Nie miała dokąd uciec.

Ciężki oddech przedostający się spomiędzy jej drżących warg dał znać, że pomimo strachu, czuła również zimno. Powinienem zachować się jak dżentelmen i wyjść. Jednak ja nigdy nim nie byłem. Nigdy nie byłem dobry i nawet nie chciałem nim być. Dobrzy ludzie mają znaczniej ciężej na co dzień. Boli ich znacznie więcej, niż człowieka, który jest pozbawiony tych cieplejszych uczuć.

Pochylając się z lekka chwyciłem Cindy pod kolanami, sadzając ją na niewielkim blacie w jakim został zabudowany zlew. Krzyk zaskoczenia jaki się z niej wydostał sprawił, że zesztywniałem.

Brzmiał tak podobnie do tego, którego już nigdy nie zdołam usłyszeć.

Była znacznie lżejsza niż zapamiętałem. Zimno skóry, jakie poczułem pod dłońmi nie zamaskowało tego, jak aksamitna była jej skóra. A zapach, choć nie był tak wyraźny w dalszym ciągu pozostawał odczuwalny.

— Dragon powinieneś już wyjść — niepewność w jej głosie sprawiła, że poczułem się dwa razy większy niż byłem w porównaniu do niej samej.

W dalszym ciągu mój wzrok skupiał się na czerwonych śladach tarcia, krwi oraz szlakach, jakie pozostawiły po sobie jej paznokcie. Sięgając po niewielkich rozmiarów ręcznik, odkręciłem ciepłą wodę, po czym mocząc materiał pod strumieniem, przyłożyłem go do zmarzniętego obojczyka Cindy.

Westchnęła zaskoczona, zerkając to na ręcznik, to na mnie. Poruszyła się nerwowo, jednak w dalszym ciągu pozostała w tej samej pozycji w której ją posadziłem.

— Ciepła woda zmyje to dwa razy lepiej — powiedziałem spokojnie, lustrując materiał, którym delikatnie pocierałem jej skórę.

Każdy zaokrąglony ruch sprawiał, iż zaschnięte pozostałości znikały. Cindy milczała, a jej sylwetka z lekka się spięła, gdy przejeżdżałem materiałem po jej dekolcie. Byłem jej coś winien i choć nie potrafiłem przepraszać, czy tez dziękować, tak starałem się czynić coś, na wzór milczących przeprosin.

— Potrafię się umyć.

— Polemizowałbym.

Jej dłoń zapragnęła chwycić mój nadgarstek, lecz odsunąłem go wraz z materiałem, który mył jej dekolt, kręcąc głową.

— Ty zadbałaś o to, żebym zbyt bardzo się nie pobrudził, więc teraz ja zadbam o to, byś była czysta.

Cindy otworzyła szerzej oczy, rozchylając swoje wargi.

— Pobrudził?! Dragon, krwawiłeś — wskazała spojrzeniem na wystający spod koszuli opatrunek. — Zadbałam o to, żebyś się nie wykrwawił.

Korzystając z tego jak wzburzona i zaskoczona była Cindy, rozszerzyłem jej nogi wchodząc między nie. Plecy blondłowsej odchyliły się, a twarz poczerwieniała ze złości.

— Przestrzeń osobista dla ciebie nie istnieje?

Bez słowa chwyciłem jej podbródek, po czym przyłożyłem skrawek ręcznika do brudnego policzka. Wraz z resztami krwi, materiał pochłaniał również pozostałości makijażu, jaki miała na sobie Cindy. Z przyjemnością przypatrywałem się jej pięknej twarzy. Delikatnej oliwkowej skórze, która została nieco zaczerwieniona. Oczom, których nie zdołał oszpecić nawet rozmazany makijaż i ustom, na których złożyłem jeszcze kilka chwil wcześniej pocałunek. Oboje milczeliśmy, gdy pozbywałem się krwi, która pozostała na jej ciele. Policzki, szyja, dekolt, oraz w niektórych miejscach nogi. W momencie gdy tylko zmieniałem cześć ciała, Cindy się spinała, jak gdybym miał zrobić jej krzywdę

Może wcześniej i bym to zrobił. Bez zawahania bym strzelił w końcu była mi obojętna i naruszyła moją przestrzeń, wpadając do pokoju. Jednak w owym momencie, po sytuacji w samochodzie nie miałbym tych samych skłonności. Wiedziałem, ze bym się zawahał, bądź nawet bym tego nie uczynił.

— Wystarczyłoby zwykłe dziękuję. Nie musiałeś tego robić — powiedziała ściszonym głosem.

Wiedziała. Princesa się domyśliła.

Ale zrobiłem. To powinno wystarczyć.

Cindy spojrzała na mnie spod rzęs, gdy położyłem dłoń na jej kolanie, wyczuwając małe wgłębienia. Zmarszczyłem brwi, patrząc w owe miejsce i tak jak zdołałem wyczuć, na części ciała Cindy, znajdowały się drobne wgłębienia, przypominające ugryzienie.

— Co to? — pogładziłem szorstkim opuszkiem palca jej kolano, na co poruszyła gwałtownie nogą.

— Nie wiem.

Cindy spięła się i gdy tylko przyciągnąłem ją bliżej końca blatu, jej klatka piersiowa przyległa do mojej, a gwałtowny chlust powietrza z jej ust był zbyt usłyszałby dla moich uszu. Kciuk, wraz z palcem wskazującym chwycił jej podbródek, unosząc twarz blondynki ku górze.

— Ktoś ci coś zrobił?

Nie byłem w stanie odgadnąć co tak właściwie się tu wydarzyło. Cindy zajmując miejsce na moich kolanach, zdawała się wyglądać nad wyraz dobrze jak na zaistniałą sytuację. Lecz teraz... Teraz, gdy zobaczyłem ją stojącą pod lustrem, rozmazaną, ubabraną w resztkach krwi z dziwnymi otarciami i zadrapaniami, śmiałem wątpić, iż jest wszystko dobrze.

Zerknęła ukradkiem na kolano, a w jej oczach nie zatańczyły iskierki, które zawsze się pojawiały gdy tylko próbowała mi dogryźć. Z obojętnością spojrzała na mnie, odchylając nieco głowę w tył.

— Nie. A nawet jeśliby tak było, to z pewnością powiedziałabym o tym Dimie.

Dimie?

Chęć zmarszczenia brwi została powstrzymana. Choć mogłoby się zdawać, że jest delikatna niczym piórko, tak blondyna z pewnością wkładała maskę, jaka była charakterystyczna u większości z nas. Grała całą sobą, gdyż w ten sposób czuła się bezpieczniej.

Pochyliłem się w jej stronę, jednak ona się nie cofnęła. Patrzyła uważnie w moje oczy, momentami lustrując twarz. Dima nie wspominał o zamiarach wobec Cindy, a zważając na to, że jest ona bliska Nero z pewnością nie posunie się o krok dalej.

— Co robiłaś w samochodzie? — nawet owe pytanie nie zdołało uchylić maski, za jaką Cindy się chowała.

— Chciałam się po prostu przejechać.

Miałem ochotę się zaśmiać, lecz fakt iż naprawdę była w niebezpieczeństwie, podsuwał mi niedorzeczne myśli.

— Wygodnie było?

— Tak. Położyłabym się tam jeszcze raz, ale nie lubię spać bez poduszki.

Princesa, co robiłaś w samochodzie? — zważając na ton i jej reakcję, zaczęła pojmować iż żarty dobiegały końca.

— Próbowałam pomóc, jak zwykle na tym cierpiąc — miałem wrażenie, iż słowa miały znacznie głębsze znaczenie, niż mogłoby mi się to wydawać.

— Komu? — dociekałem.

— Dragon ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Mogę się w końcu ubrać? — starała się ominąć temat, lecz ja zapragnąłem drążyć na tyle ile było to możliwe.

— Ja już dawno przekroczyłem ten stopień Princesa i nawet nie chcesz wiedzieć jak blisko już jestem. Mów.

Jej błyszczące oczy, zlustrowały moją twarz, a gdy tylko wargi się rozchyliły w pokoju rozbrzmiał dźwięk pukania do drzwi.

— Cindy?! — krzyknęła Carla. — Nic ci nie jest?!

— I mamy odpowiedź — mruknąłem tuż przed jej twarzą, delikatnie unosząc kącik ust do góry, na co Cindy wywróciła oczami.

— Idź już — odepchnęła mnie rękoma, jednak ja stałem niewzruszony, pochylając się nad nią jeszcze bardziej.

— Jestem pod wrażeniem, że mimo wszystko kryjesz koleżankę.

— Ja również jestem pod wrażeniem, że z wygrażania mi bronią, przechodzisz do nadwyrężania przestrzeni osobistej.

— To mój dom — odparłem, prostując się.

— I mam rozumieć, że jestem nieproszonym gościem?

— Jesteś jak najbardziej proszonym. Nawet mogę załatwić ci przepustkę na górę do mojej sypialni, żebyś nie musiała się skradać.

— Cindy! — krzyknęła Carla, wchodząc do pokoju.

Jej kroki były ledwo słyszalne i nim zdążyłem się cofnąć, brunetka stała w progu drzwi z szeroko otwartymi oczami.

— Dragon? — zapytała zmieszania, zerkając niepewnie na Cindy.

Nie odpowiedziałem jej. Jedynie lustrowałem jej czarny szlafrok z długimi rękawami, oraz niedbałego koka, upiętego na czubku głowy. Carla była wybranką Nero i choć pragnąłem podzielać jego decyzje, tak nie potrafiłem zaufać tej kobiecie.

Zamieszkujące diabły w mojej głowie szeptały różne spekulacje na jej temat, a ja nie potrafiłem określić czy jest to jedynie moja paranoja, czy też nie. Carla również była do mnie uprzedzona. W pewnym sensie obawiała się mnie i było to czuć w jej zachowaniu. Zawsze stawała się nerwowa, przez co różne tiki, oraz delikatnie jąkanie się było nad wyraz zauważalne.

Zauważałem takie rzeczy od momentu utraty pamięci.  Skupiałem się na wszystkim, by choć część tego co straciłem, powróciło na nowo.

— Nie martw się Carla, twojej koleżance nic nie jest.

Na te słowa wyprostowała się, by następnie zrobić krok w tył.

— Nie chciałam przeszkodzić.

Zerknąłem na Cindy, która wpatrywała się w Carlę. W owym momencie zapragnąłem odczytać jej myśli. Byłem cholernie ciekaw co tak właściwie siedzi w tej ślicznej główce.

Ponownie skierowałem spojrzenie na zesztywniałą Carlę, która zdawała się nie wiedzieć co ma zrobić. Jakby każdy ruch, był dla niej w obecnej sytuacji nieodpowiedni.

— Ale przeszkodziłaś — wystarczyły tylko te słowa, by Cindy zacisnęła uda, jakby dając znak abym przestał, jednak ja nie chciałem tego robić. — Jak przejażdżka Carla?

Kobieta zrobiła kolejny krok w tył, przez co oderwałem ręce od umywalki. Patrzyłem w jej stronę, chcąc w owym momencie ruszyć, jednak drobne dłonie chwyciły mnie za koszulę, a uda pogłębiły swój uścisk.

— Carla, za chwilę do ciebie przyjdę, dobrze? — wtrąciła się Cindy, przez co spojrzałem w jej stronę.

Nie potrafiłem zakodować momentu w którym kobieta zniknęła, gdyż ciągle patrzyłem na Cindy.

— Myślisz, że ona zrobiłaby to samo dla ciebie?

Cindy momentalnie odepchnęła mnie od ciebie, zeskakując z umywalki. Delikatne dłonie zacisnęły się na krawędziach ręcznika, a spojrzenie jej tęczówek wrogo utkwiły w mojej twarzy.

— Nie obchodzi mnie co i kto dla mnie by zrobił. Tu chodzi tylko o mnie i moje sumienie, a teraz wyjdź stąd Dragon.

— Przemyśl to Cindy. Ja bym wolał mieć świadomość tego co i kto by dla mnie zrobił. To chujowe uczucie żyć w niepewności, a jeszcze gorsze jak przyjaciel wbija ci nóż w plecy, podczas gdy ty zrobiłbyś dla niego wiele.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu zamilkła, spuszczając oczy w dół. Jej tęczówki wędrowały po podłodze, jakby odnalazła tam coś, co ją zainteresowało.

Rzuciłem po raz ostatni spojrzenie na jej drobne ciało okryte białym ręcznikiem, na jej piękną twarz, jak i na blond włosy, które zdołały z lekka przeschnąć. Zdawała się być tak niewinna, a zarazem silna jak nikt inny.

— Uważaj na siebie Princesa — rzuciłem chłodno.

Pożegnanie może i nie należało do właściwych, jednak Cindy była mi obca. Nie znałem jej na tyle, by zaprzątać nią sobie głowę i z pewnością byłoby tak, gdyby nie znalazła się w tym pieprzonym bagażniku i mnie nie uratowała...

~ . ~

Fabio leżał na łóżku, a opatrunek zajmował większość jego ręki jak i klatki piersiowej. Cwaniacki uśmiech nie schodził mu z twarzy, gdy młoda pielęgniarka z krótką spódnicą przemknęła obok jego łóżka.

— Chyba nie narzekasz — uśmiechnąłem się porozumiewawczo, na co głośno prychnął.

— Ja? Czy ty kiedykolwiek słyszałeś bym narzekał?

Pokręciłem głową, wiedząc doskonale, że brunet ma racje.

— Vegas siedzi ci na dupie Dragon. Nie daj się w nią ruchać bez mydła.

— Z mydłem też bym się nie dał.

Fabio się zaśmiał, a jego niebieskie oczy uważnie patrzyły na moją twarz.

— Wracasz do Hiszpanii?

Skinąłem głową, na co Fabio z grymasem na twarzy podniósł się z pozycji leżącej do siadu.

— Już czas.

— Też bym wracał. Nie tylko dla spraw, które na ciebie czekają.

— Fabio, nawet postrzelony myślisz tylko o jednym.

— Dragon, nie wpakujesz mi chyba drugiej kulki za to, że doceniam kobiety.

— Zważ jaką doceniasz.

Fabio uniósł dłonie w geście poddania się.

— Dobra. Zamykam się

Wstałem się z krzesła na którym siedziałem, tuż przy łóżku bruneta, by następnie odetchnąć głęboko.

Fabio zawsze starał się rozluźniać atmosferę. On w połączeniu z Nero, byli znacznie lepszym widowiskiem od cyrku. Choć tego nie okazywałem, byłem cholernie wdzięczny za jego lojalność, jak i to że mimo wszystko stąpał u mojego boku na równi z Nero, Lorenzo jak i ostatnimi czasy z Dimą.

— Wracaj do zdrowia.

— Wrócę szybciej, niż wy wszyscy się tego spodziewacie.

~ . ~

Ciemność otulała mnie z każdej strony i choć strach w pewnym sensie starał się opętać mój umysł, tak jakaś część mnie nie obawiała się tego czy ktoś mnie zabije, bądź i wciągnie do rowu i zakopie żywcem.

Mój umysł opętały jedynie słowa Hailey, które na nowo wybrzmiewały w mojej głowie.

''Zrobię to lepiej, niż Elena''

Nikt nie był na tyle odważny i na tyle godny, by wypowiedzieć jej imię w mojej obecności. Nie robili tego nawet chłopacy, gdyż byli świadomi mojej reakcji.

Znacznie chłodniejsze powietrze świstało między drzewami sprawiając, że liście szeleściły. Były jedynym dźwiękiem, jaki zdołałem zakodować. Starając się ignorować ból po postrzale, skupiłem się na tym, co trzymałem w ręku. Poraniona dłoń z lekka krwawiła od kolców, jakie posiadała czerwona róża. Jednak te delikatne ukłucia, zdawały się być niczym w porównaniu z tym co czułem.

Zgarniałem kwiat z tego samego ogrodu co tydzień, gdyż nie mogłem odwiedzić żadnej kwiaciarni w tak później porze. Nie mogłem bywać nigdzie, gdzie mógłbym narazić wszystko na straty i nie potrafiłem poprosić nikogo o ich zakup, gdyż to co czułem należało tylko do mnie.

Wolną ręką sięgnąłem do kieszeni, wyjmując z niej telefon. Gdy tylko ekran się zaświecił, palec przylgnął do ikonki z latarką, by następnie zmniejszyć jej częstotliwość do minimum.

Z trudem oświetliłem nagrobek, czytając literę po literze.

    Elena Santino

Odetchnąłem głęboko, gasząc latarkę. Spuściłem głowę w dół, wpatrując się w buty, jak i różę, którą skierowałem ku dołowi. Gdy tylko wzrok się wyostrzył, przyglądałem się jej płatkom, przypominając sobie rude kosmyki włosów Eleny, jak i truskawkowy zapach, który zawsze było od niej czuć.

— Wybacz, że moje demony były silniejsze — wyszeptałem pod nosem, bawiąc się różą.

Jej pąk, wraz z łodygą delikatnie się obracał, a kolce na nowo raniły moje dłonie.

— Wybacz, że nie zdołałem uchronić cię tak, jak tego chciałem — szeptałem kolejny raz, po czym uniosłem głowę.

— Wybacz, że to ty właśnie tam jesteś, zamiast mnie samego.

Powiedziałem po czym przykucnąłem, kładąc różę na nagrobku, w którym zostały wyryte imię i nazwisko kobiety, której jako jedynej podarowałem coś, co kojarzyło mi się z dobrem.

Z moją matką.

Dulce mentiroso* — słodki kłamca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top