15. Rzeczywistosc bywa bolesna.
#trylogiaobsession
Pov Cindy :
Obojętne spojrzenie Dragona, powędrowało w stronę drzwi, natomiast ja momentalnie cała zadrżałam, dostrzegając wręcz parującego ze złości Lorenzo. Poszarpane, jak i poplamione koszule, wystawały im niechlujnie ze spodni. Potargane włosy przysłaniały niektóre rany, oraz zadrapania jakie mieli na twarzach. Ciężki oddech Lorenzo rozbrzmiewał w moich uszach, a zawód w oczach blondyna, był czymś znacznie gorszym, niż mogłabym się spodziewać.
Chcieli trzymać mnie z dala od Dragona, a w obecnym momencie spoczywałam na jego kolanach, zakrwawiona w skąpej sukience z dłońmi, przy jego odsłoniętej klatce piersiowej. To jak owa sytuacja, wyglądała dwuznacznie sprawiało, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
Kątem oka dostrzegłam, jak Dragon zerka to na mnie, to na Lorenzo, jak i Nero stojących w dalszym ciągu w progu drzwi.
— Wybacz, że przeszkodziliśmy — zaczął Lorenzo, ocierając kciukiem wargę, z której sączyła się krew.
— Nic nie szkodzi, ledwo zaczęliśmy — odpowiedział z przekąsem Dragon, rzucając mu obojętne spojrzenie.
Choć złość Lorenzo przykuwała znaczną uwagę, tak spojrzenie blondyna, było czymś znacznie cięższym do zniesienia. Zapragnęłam zejść z kolan Dragona, jednakże on zacisnął dłonie na moich udach, jakby dając znak sprzeciwu. Z zaskoczeniem spojrzałam w jego stronę, marszcząc w zdziwieniu brwi. Uczucie zmieszania, przemaszerowało przez moją głowę, niczym wojsko.
— Dragon — szepnęłam, na co czarne oczy spojrzały w moją stronę. — Puść.
Wystarczyły sekundy, by poluzował uścisk, jednak kontakt wzrokowy dłuższył się do momentu, aż jeden ze stojących mężczyzn w progu drzwi zabrał głos.
— Fabio dostał — powiedział Nero, a jego głos, jak i dźwięk ciężkich kroków zdawał się zbliżać ku nas.
Słowa blondyna wystarczyły, by Dragon mnie puścił, dzięki czemu momentalnie zeszłam z jego kolan. Jego uwaga skupiła się na Nero, który nerwowo kroczył po pomieszczeniu, pocierając dłońmi swoją zmęczoną jak i poranioną twarz.
— Żyje? — zapytał ciemnooki, na co przyjaciel skinął głową.
— Dima się nim zajmuje.
— A Dragonem, blondyną — syknął Lorenzo, który w dalszym ciągu stał w progu drzwi.
Kącik ust Dragona drgnął, jakby złość jednego z jego ludzi, nasycała go czymś pozytywnym.
— A ty przeszkodziłeś.
Mięsień w jego szczęce poruszył się, a dłonie zacisnęły na futrynie drzwi, o którą się opierał.
— Cindy — zwrócił się w moją stronę Nero, na co przełknęłam z trudem.
Wiedziałam, że nadejdzie chwila w której będę musiała się zmierzyć z tym co zrobiłam, jednak nie sądziłam, iż będę musiała to robić zaraz po tym, jak Dragon mnie pocałował. Usta w dalszym ciągu mrowiły i choć byłam oszołomiona, tak pragnęłam tego więcej. Wiedziałam, że nie powinno tak być, wiedziałam, że uczucia względem tego człowieka powinny wyglądać inaczej.
— Cindy — powtórzył zniecierpliwiony, przez co zamrugałam kilkakrotnie, spoglądając w niebieskie oczy blondyna.
— Tak?
— Nic ci nie jest? — uniósł brew ku górze, a niebieskie oczy błądziły po mojej twarzy i gdy tylko zaczęły zjeżdżać niżej, zatrzymały się, by z powrotem skupić się na mojej twarzy.
— Nie — pokręciłam głową, zerkając na swoje nogi, jak i dłonie pobrudzone szkarłatną cieczą.
— W takim razie musimy porozmawiać — stanowczy ton blondyna sprawił, iż moje kolana z lekka się ugięły.
Wiedziałam na jaki temat będzie toczyć się rozmowa i chcąc, czy też nie, musiałam się z tym zmierzyć.
— Oczywiście — przytaknęłam z rezerwą, by następnie ruszyć przed siebie.
Stojący w progu Lorenzo w przeciwieństwie do blondyna, nie powstrzymał się przed tym, by zmierzyć mnie niesmacznym wzrokiem. Wystarczyło że zbliżyłam się o krok, a jego dłoń zsunęła się z futryny, przestając torować nam przejście.
— Do baru — syknął Nero, jakby resztki sił uchodziły z niego z każdym, kolejnym oddechem.
Schodząc po schodach, minęliśmy starszego, łysego mężczyznę, odzianego w biały podkoszulek, oraz dłuższe czarne spodnie. W jego dłoni spoczywało coś, na wzór torby, a na czubku jego głowy, widniały okulary z bordowymi oprawkami.
Zerknęłam za siebie, dostrzegając jak Nero skinął głową w stronę drzwi, za którymi znajdował się Dragon. Zacisnęłam dłoń na barierce, gdy stukot szpilek rozbrzmiał w moich uszach. Wytatuowana kobieta w wysokich szpilkach pędziła w stronę schodów, niemal wywracając się po drodze.
— Hailey — zaoponował Nero, na co ta się zatrzymała.
— Wszystko z nim dobrze? — zapytała, zerkając na szczyt schodów, lustrując wchodzącego do pokoju mężczyznę.
— Co ty tu robisz? Występ zaczyna się za trzy i pół godziny.
— Lubię być tu wcześniej — odpowiedziała, a jej oczy w owym momencie powędrowały na mnie.
Otworzyła je znacznie szerzej, mierząc mnie z góry na dół. Niesmak wypisany na jej twarzy, nie mógł się w najmniejszym stopniu równać z tym, jakim obdarzył mnie Lorenzo.
— Czyżby? — zapytał blondyn, zagradzając swym ciałem przejście w górę schodów.
— Zobaczyłam lekarza i pomyślałam...
— Więc nie myśl więcej. Zrób jakiś pożytek z tego że tu jesteś i wracaj do pracy.
— Chcę go zobaczyć — powiedziała twardo, stawiając swój krok na pierwszym ze schodków.
— Nie Hailey.
Zawahała się, lecz gdy ponownie na mnie spojrzała, w jej oczach dostrzegłam coś, co zawsze odpychało mnie w ludziach.
— A ona mogła? Dragon już obsłużony?! — Wysyczała, jednak nie patrzyła na Nero. Jej oczy spoczywały na mojej osobie, lustrując zaschnięta już ciecz na moich rękach, twarzy, sukience jak i obojczykach.
— Nie mierz mnie swoją miarą — odpowiedziałam, lustrując uważnie twarz wytatuowanej blondynki.
— Do mojej miary ci daleko.
— Czyżby? To jedynie tylko te schody, przez które przechodzi dziesiątki takich jak ty.
— Ale to ty właśnie z nich schodzisz — zbliżyła się o stopień wyżej, na co się wyprostowałam.
— A pomyślałaś może kto mnie po nich wniósł? — Skłamałam, lecz nawet takie uczucie, jak wyrzuty sumienia, które zawsze odczuwałam, usunęły się samoistnie w ciemny kąt, gdyż reakcja kobiety była czystą satysfakcją.
Twarz Hailey poczerwieniała, a wargi zacisnęły się, powstrzymując chęć krzyku. Nero momentalnie stanął między nami, przez co kobieta cofnęła się o krok.
— Wynocha Hailey i to już — ton, jakim zwrócił się ku wytatuowanej kobiecie, wprawił mnie w zaskoczenie.
Gdybym usłyszała to z ust Dragona, bądź Lorenzo, nie byłoby to żadnym zdziwieniem. Jednak z ust Nero, brzmiało to jak najgorsze, co można by usłyszeć.
Hailey również zdawała się odczuć to samo. Cofnęła się o krok, po czym skinęła głową i odwracając się tyłem do nas, ruszyła w głąb klubu.
— Ocipieje z tymi babami — blondyn przeczesał włosy, zerkając w moją stronę. — Żmija z ciebie.
— A z ciebie wąż i to jadowity.
Prychnął, po czym ruszył w stronę podświetlonego baru. Przysiadł na podwyższonym stołku, odsuwając krzesło tuż obok siebie.
— Siadaj i mów wszystko, póki mam jeszcze resztki cierpliwości.
Odetchnęłam ciężko, zajmując miejsce wskazane przez blondyna. Rozejrzawszy się po otoczeniu, dostrzegłam jedynie kelnerkę, która polerowana szklanki za barem.
— Napijesz się czegoś? — zapytał, przez co momentalnie spojrzałam w jego stronę.
— Wody.
— Lori! — krzyknął. — Whiskey i woda, a potem możesz zająć się stolikami.
Kobieta w brązowych lokach, jak i skąpym odzieniu w postaci czarnej, koronkowej bielizny z podwiązkami skinęła głową, po czym ruszyła w stronę półek, na których widniały różnego rodzaju alkohole.
— Co z Carlą? — zagadnęłam, na co blondyn posłał w moją stronę chłodne spojrzenie.
— Mogłyście zginąć — warknął przez zaciśnięte zęby.
— Nero, ja chciałam to jakoś zatrzymać...
— Nie jestem głupi Cindy. Wiem dlaczego to zrobiłaś, a przede wszystkim, wiem, kto rzucił pomysłem.
— Nie lubię się mieszać w nieswoje sprawy, ale jeżeli coś do niej czujesz, to okaz jej to — zaczęłam niepewnie, na co ciężko westchnął.
Zamilkł, gdy do lady zbliżyła się kobieta, podając to, co dla nas zamówił. Jej piwne oczy, posłały w moją stronę pytające spojrzenie, a ja choć zawsze byłam uprzejma, tak dzisiejszy dzień doszczętnie zdeptał moje człowieczeństwo. Chwyciłam szklankę, lustrując kobietę nieco nieprzyjemnym spojrzeniem. Odchrząknęła, po czym odwracając się na pięcie, opuściła bar, kierując się w stronę stolików, znajdujących się nieopodal sceny.
— Co zaszło między wami?
Spięłam się, zaciskając dłonie na szklance. Wpatrywałam się w przeźroczystą ciecz tak, jakby miała zmyć ze mnie dzisiejszy brud i uwolnić od kłopotów, w jakie znów zdołałam się wpakować.
— Nic Nero.
— Nic? —wygiął pytająco brew, unosząc dłoń ze szklanką do swoich ust. Przechylając ją, upił jeden, spory łyk bursztynowego płynu, by następnie odstawić naczynie na swoje miejsce. — Nie jesteśmy ślepi Cindy.
— Krwawił...
— A siedzenie na jego kolanach w czym miało mu pomóc? — warknął, ściszając głos.
— Znasz go.
Nero prychnął, a cień uśmiechu przebrnął przez jego twarz.
Patrząc w jego stronę, zdałam sobie sprawę, jak absurdalnie mogły zabrzmieć moje słowa.
— Nie chciałam, by umarł — wyszeptałam, przez co blondyn spoważniał. — Wystraszyłam się. Byłam przeciwna temu wszystkiemu, ale gdy sobie pomyślę, że mogło mnie tu nie być i ci dwaj...
— Ci dwaj?
Streszczając Nero incydent, który omal nie pozbawił mnie i Dragona życia, potajemnie lustrowałam otoczenie, które zdawałam się pamiętać lepiej, niż mogłabym sądzić.
Liczne krzesełka pod sceną, rury, oraz podesty do tańczenia były ogromną zachętą, jednak pokoje, które kryły w sobie znacznie więcej tajemnic, były czymś kluczowym w owym miejscu.
Wspomnienie czerwonego pokoju, niemal zszargało moją głowę. Do tej pory nie byłam w stanie pojąć tego, co działo się za tymi drzwiami, co kobiety świadczące usługi tym, którzy pragnęli je skrzywdzić, musiały mieć w głowie, by to znieść.
Blondwłosa głowa, oraz ciało pokryte tatuażami, mignęło mi dosłownie na sekundę przed oczami. Nim zdołałam jej się przyjrzeć, Hailey wspięła się ku górze schodów, gdzie na samym szczycie znajdowały się drzwi do pokoju Dragona.
— Ty go nie kojarzyłaś? — głos blondyna zdołał wyrwać mnie z zamyślenia.
— Nie — odpowiedziałam, potrząsając głową. — Nie pamiętam nikogo stamtąd... oni wszyscy mieli kominiarki. Ale jeden z nich, miał rozdarcie na ustach, które zrobiłam mu sama — dokończyłam w myślach. — Pamiętam jedynie srebrny ząb — Zmarszczyłam nieco brwi, próbując wrócić wspomnieniami do momentu o którym tak właściwie nie chciałam pamiętać.
— Musisz na niego teraz uważać — zaczął, zwracając głowę w moją stronę. — Dragon nigdy nie miał łatwo Cindy. Antonio zadbał o to, by wytresować syna na potwora, a nie na człowieka. Mimo tego co się wydarzyło, on nie zapomniał ojca i tego co mu wpajał przez te wszystkie lata dorastania. Wręcz przeciwnie. On bardzo dobrze to pamięta i kieruje się tą większością jak nigdy.
— Antonio był aż tak złym ojcem? — zapytałam przyciszonym tonem głosu.
Uśmiechnął się nostalgicznie, jakby moment który ujrzał, nieco ocieplił ojca Dragona w jego oczach.
— Antonio mimo wszystko był mądrym człowiekiem. Nie był dobry, ale z pewnością chciał dobrze dla Dragona. Brzmi to źle, ale wiedział w jakim świecie będzie żył i chciał go uodpornić. Gdy chodziliśmy do szkoły, Dragon nie miał łatwo. Musiał mieć dobre oceny, bo inaczej go karał. Nie dostawał klapsów jak niektórzy z nas. Antonio potrafił zlać go jak najgorsze gówno, tłumacząc mu, że w ten sposób uodparnia go na ból.
— Nie mówisz poważnie...
Nero przejechał koniuszkiem języka po ustach, zwilżając swą dolną wargę
— Cindy tak wiele rzeczy nie wiesz i z pewnością nie będziesz wiedzieć, bo nikt ci o nich nie opowie. Nawet sam Dragon, który potrafił dostać nawet paralizatorem, gdy nie pokonał przeciwnika na macie tak, jak chciał tego jego ojciec.
Wyobrażenie małego Dragona, który zostaje celowo raniony, kroiło moje serce na drobne kawałki. To ile zła widział, było dla mnie niewyobrażalne.
— A mama Dragona? Przecież musiała jakoś reagować.
Oczy blondyna złagodniały na wspomnienie kobiety, której nigdy nie było dane mi poznać.
— Sofia, mama Dragona była wspaniałą kobietą. Antonio, choć nie okazywał tego na co dzień, tak ci którzy byli bliżej wiedzieli, że kochał ją na zabój. Chociaż on sam potrafił zrobić Dragonowi wiele, tak jej nigdy nie tknął. Kochał ją, a jej śmierć skruszyła serce i jednego i drugiego.
— Ogród, który należał do jego mamy...
— Dragon często z nią tam siedział gdy był mały. Po kryjomu czytała mu bajki, tak samo jak po kryjomu oglądała je z nami na telewizorze. Starała się z całych sił, by dać Dragonowi nutę dzieciństwa. Pokazać mu, że istnieją te pozytywne uczucia, którymi można darzyć się nawzajem.
— Dlatego Dragon ma problem z uczuciami... — westchnęłam, przypominając sobie każdą scenę, w której był tym dobrym, by za chwile stać się złym .
— Dlatego miał zamęt w głowie. Poza jego mamą, nikt nie był w stanie dotrzeć głębiej. Poza tobą Cindy i w pewnym stopniu, poza Eleną.
Wspomnienie rudowłosej przywołało paląca gulę w gardlę. Jej historia w dalszym ciągu chwytała mnie za serce, gdyż ona również nie doświadczyła ciepła ze strony swojej własnej rodziny.
— Wiem, że Elena była dla niego kimś ważnym.
— Oni oboje byli dla siebie ważni. Wiesz, Elena miała w sobie coś, co Dragon cenił ponad wszystko — zerknął na mnie, po czym lekko się uśmiechnął. — Mimo tego kim była na początku, była mądra. Potrafiła z nim zadrzeć, znając granicę, ale też uporała się z uspokojeniem go, co rzadko komu wychodziło. Ruda była jego terapią i w pewnym stopniu to ona nauczyła go, jak powinien traktować kobietę. Nie mówię że zdał test na piątkę — zaoponował, unosząc z lekka ręce. — Ale ona sama wiele z nim przeszła, zanim doszło do relacji jaką widziałaś.
— Wiem, że miała wcześniej ciężko...
— Jej rodzina chciała ją z powrotem — powiedział blondyn.
— Z powrotem? — syknęłam. — Ona nie była żadną rzeczą do oddania.
— Dragon też tak uważał — powiedział, na co emocje które mną szargały zdołały z lekka opaść. — Chcieli dać ziemię, w zamian za nią samą.
Zacisnęłam w złości zęby, pragnąc zdusić chęć krzyku.
— Spokojnie Cindy. Dragon powiedział, że zakopie ich prędzej w tej ziemii, niż Elena do nich wróci. Chciał jej dać wolność. Chciał jej pozwolić wybrać sobie kogoś z kim spędzi resztę życia. Nie chciał jej wydawać za żadnego starego dziada, który by ją gwałcił i katował.
Zamilkłam, próbując przetworzyć w głowie ilość informacji jakie dostałam. Elena musiała nie mieć o tym pojęcia, gdyż właśnie uciekła dla własnej wolności. Teraz nie miała niczego. Nie było jej tu...
I nigdy nie będzie...
Czułam na sobie zaschniętą krew, a każda minuta sprowadzała tu znacznie większa liczbę osób, które nie szczędziły sobie posyłania w moją stronę pytających spojrzeń.
— Może powinniśmy iść? Wszyscy powoli się schodzą.
— Mają próbę. Ale masz rację, powinniśmy iść.
— I to wszystko? — zapytałam nieco zaskoczona, schodząc ze stołka. — Gdzie twoja złość Nero? Przecież brałam w tym udział razem z Carlą.
— Cieszę się, że nic wam nie jest — odpowiedział wymijająco, a gdy tylko spojrzałam w jego oczy, dostrzegłam zmęczenie, jakie zawsze każdy z nich starał się skrywać pod maska pełną niewzruszenia i zimna.
Dragon by tak nie postąpił...
— Co z Carlą?
— Dziwne. Mnie też zapytała o ciebie, gdy tylko się uspokoiła.
Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie zdeterminowanej Carli, która za wszelka cenę próbowała dowiedzieć się, jak wyglądają wieczory facetów.
— Wszystko dobrze. Wystarczyła się jedynie zranionego Fabio.
— Został mocno zraniony? Czy to nic poważnego? — dopytywałam.
— Spokojnie, ma pielęgniarki, które się nim opiekują. Uwierz mi, nie narzeka.
Wywróciłam oczami, próbując powstrzymać wyobrażenie bruneta w dwuznacznych sytuacjach.
— Pójdę do łazienki przemyć ręce i doprowadzić się do porządku — powiedziałam, wstając i zasuwając za sobą krzesło.
— Idź na górę. Lekarz opatruje Dragona, ale wolę żebyś poszła na górę gdzie jest wraz z Lorenzo, niż na dół, gdzie możesz spotkać jadowite żmije.
Nie miałam pojęcia dlaczego przemilczałam to, że jedna ze żmij właśnie pełzła na górę, jednak świadomość obecności Lorenzo na górze, nie podesłała mi obrazu, którego nigdy nie chciałam dostrzec.
— Nie mogę uwierzyć w to, że jesteś taki spokojny — zaczęłam, choć wiedziałam, że nie powinnam kontynuować.
— A co mam zrobić Cindy? Mam się na was drzeć, kiedy jest już po wszystkim? Obie mogłyście kurwa zginąć. Nie wiem co wam przyszło do głowy, ale to było najgłupsze, co jedna z was wymyśliła.
— Czasami podejmujemy decyzje, które nie są słuszne. Ale najważniejsze jest to, żeby się na nich uczyć.
— Mam kurwa nadzieję, że obie się nauczyłyście, że włażenie do naszych bagażników jest najgłupszą z decyzji.
Zamilkłam, nie chcąc wydać Carli. Od początku czułam, że pomysł, który rzuciła, nie należał do najmądrzejszych i rozsądnych. Jednak zawsze starałam się uszczęśliwiać innych, nawet jeżeli zaistniała sytuacja nie była tą mądrą.
— Pójdę się ogarnąć — powiedziałam, ruszając w stronę schodów.
Z każdym kolejnym krokiem, czułam jak moja skóra napina się pod zaschniętą krwią, która pokrywała z lekka moje nogi. Starałam się nie lustrować otoczenia dookoła siebie, gdyż wspomnienia, które tak pragnęłam stłamsić, mogły wrócić na nowo. Gdy dłoń spoczęła na zimnej balustradzie, dreszcz przeszedł po moich plecach. Z trudem pokonywałam stopnie, kierujące mnie na górę. Serce przyspieszyło tempa, gdy wyobrażenie Lorenzo i Dragona w jednym pokoju przebiegło mi przed oczyma.
Dwie bestie w jednym.
Pokonując ostatni już schodek, odetchnęłam głęboko. Wyciągnąwszy dłoń ku klamce zastygłam, dostrzegając uchylone drzwi. Ciężkie, jak i męskie westchnienie przedostało się przez szparę w drzwi, a ja momentalnie się wyprostowałam.
Zrobiłam ogromny krok w przód, przybliżając się do wejścia. Mój wzrok w owym momencie skupił największą uwagę na szparze w drzwiach, w których obraz niemal wmurował mnie w posadzkę. Blond jasne włosy Hailey, odznaczały się od tych ciemnych, jakie miał Dragon. Jednakże czarny tusz pokrywający ich ciała, scalał tą dwójkę w dziwną jedność. Odchylona głowa ciemnookiego spoczywała na oparciu kanapy, podczas gdy dłoń Hailey poruszała się pod materiałem spodni Dragona.
— Nawet w tym stanie Dragon jesteś ponad wszystkimi — wyszeptała, wykonując coraz to śmielsze ruchy ręką.
— Hailey, nie zaczynaj — odpowiedział nieco zniecierpliwiony.
— Nic nie poradzę na to, że uwielbiam twój widok.
Blondynka ocierała się o niego swoim ciałem, prężąc swe piersi. Jej policzek z lekka się poruszył, przez co śmiałam twierdzić, iż się uśmiechała na widok ciemnookiego. Spomiędzy jego warg wydostawały się westchnienia, lecz gdy tylko Hailey zbliżyła twarz do jego ucha, szepcząc mu coś, ciemnooki poderwał gwałtownie głowę do góry, po czym chwycił blondynkę za szyję. Zbliżył jej twarz do swojej, lustrując wściekłe jej twarz.
— Nigdy kurwa nie wypowiadaj jej imienia — warknął, wstrząsając lekko jej głowę. — Nigdy nie będziesz rudą, nawet w najmniejszym stopniu.
Hailey wpatrywała się w niego zszokowanym spojrzeniem. Jej wargi rozchyliły się, jakby zapragnęła coś powiedzieć, jednak przyglądając się wściekłej twarzy Dragona zamilkła, przymykając swoje oczy. Drgnęłam, gdy męska ręka objęła mnie w pasie, by następnie odepchnąć od drzwi. Krzyk omal wydostał się z gardła, lecz czyjaś dłoń spoczęła na moich ustach, zatykając je.
— Cicho Cindy — warknął Lorenzo. — Bo cię usłyszą i wyjdziesz na wścibską.
Zazwyczaj kąsałam Lorenzo, tak jak i on mnie, jednak w owym momencie nawet nie zważałam na jego słowa, gdyż skupiłam się na dotyku.
Jego ręka obejmowała mnie w pasie, dłoń spoczywała na ustach, a ciepły tors przylegał do pleców. Świadomość tego, jak był blisko, sprawiła, że gęsia skórka pojawiła się na moim ciele. Zdawałam sobie sprawę z tego, że Lorenzo był silniejszy ode mnie i mógłby zrobić wszystko, co by tylko chciał.
Odepchnęłam jego dłoń z moich ust, zaczesujac nerwowo swoje sklejone włosy. Lorenzo wypuścił mnie z objęcia, bym mogła stanąć tuż naprzeciw niego. Jego ciemne brwi zmarszczyły się w zdziwieniu, by następnie zlustrować mnie z góry na dół.
— Co jest blondyna? Myślisz, że zrzuciłbym cię ze schodów, tak przy wszystkich?
Moje oczy zamgliły się, a oddech stał nieco cięższy. Patrzyłam na mężczyznę, który mnie uratował, jak na człowieka, który mnie skrzywdził.
Zamrugałam wielokrotnie, by następnie zamknąć oczy i chwycić opuszkami palców grzbiet nosa. Ciemność nie była niczym lepszym. Wspomnienie maski, oraz błyszczacego zęba, momentalnie zawitało w spowitej ciemności przestrzeni.
— Cindy? — zapytał ponownie, przez co otworzyłam oczy, prostując nieco plecy.
— A co za różnica czy przy wszystkich, czy na osobności? Nie mów, że zacząłbyś się przejmować zdaniem innych?
Lorenzo zmrużył oczy, lustrując uważnie moją twarz. Wyglądał zupełnie tak, jakby starał się wniknąć pod maskę, którą starałam się w owym momencie odziać. .
— Coś się stało? Nie to żebym się martwił, po prostu jestem czasami tak samo ciekawski jak ty.
— Jestem ubrudzona krwią Lorenzo — skłamałam, wskazując dłońmi na swoje ciało. — I zobaczyłam coś, czego widzieć nigdy nie chciałam. Oczywiście, że jest dobrze — odpowiedziałam z przekąsem, wymijając stojącego tuż przede mną mężczyznę.
— Nie o to pytałem, ale skoro tak twierdzisz wrzodzie, to tak jest — choć wypowiedział te słowa, zdołałam w nich wyczuć nutę domysłu, jakie snuł w swej głowie.
Dźwięk jego ciężkich kroków wybrzmiał tuż za mną, gdy oboje schodziliśmy po schodach. W oddali zdołałam dostrzec siedzącego Nero przy barze z kolejną szklanką whiskey. Lorenzo mruknął coś pod nosem, jednak nie zdołałam zrozumieć słowa, które wypowiedział. Zmierzając ku blondynowi, czułam na sobie ciekawskie spojrzenia, które posyłały w moją stronę pracownice Dragona.
Stając tuż przed Nero, Lorenzo skinął głową na tylne wyjście, przez co blondyn chwycił momentalnie szklankę, nachylając jej zawartość ku swych ust. Odstawiając naczynie z hukiem westchnął, po czym ruszył do drzwi, które wskazał przyjaciel.
~
Cisza jedynie przez moment wypełniała czarnego Bentleya Lorenzo. Siedząc z tyłu dostrzegałam to, jak nerwowo zaciskał kierownice, którą trzymał podczas prowadzenia pojazdu.
— Kurwa widziało go tylu ludzi — warknął. — I to razem z blondyną. Z pewnością posypały się informacje, że Dragon jest w Scelcie.
— I myślisz, że od tak ktoś uwierzył? W trupa, chodzącego po mieście?
— Gdzie ty żyjesz Nero?! — krzyknął Lorenzo. — Przecież mogli mu zrobić z nią zdjęcie. Ktoś mógł wykorzystać moment w którym razem szli a ciężko jest nie zauważyć kogoś, kto jest cały upierdolony we krwi.
— Przywiozła go tam Lorenzo, bo nie chciał jechać do szpitala — odpowiedział blondyn, pocierając z lekka swój dwudniowy zarost. — Nawet nie mógł tam jechać, więc co miała zrobić?
— Nie pakować się kurwa do bagażnika! Miałaś się trzymać z dala Cindy! — krzyknął ponownie Lorenzo, przez co z lekka drgnęłam.
— Ja nie wiedziałam, że tam będzie właśnie on... — zaczęłam, uświadamiając sobie jak żałośnie brzmię w tym momencie. —
Lorenzo prychnął, kręcąc głową.
— I proszę, wylądowałaś na jego kolanach. W klubie, gdzie cię znają. Pomyślałaś o tym, że jakakolwiek dziwka mogła go zauważyć?!
Zmarszczyłam brwi, zerkając w lusterko w którym dostrzegłam oczy Lorenzo.
— Skoro tam przebywa, to raczej wszyscy go widzieli, prawda?
— Nie — wtrącił Nero. — Oni nie wiedzą... Dragon wchodzi i wychodzi zawsze tyłem. Jest tam zanim ktoś przyjdzie i opuszcza Sceltę, gdy jest pusta. Jedynie Hailey wie, że tutaj jest. Znaczna większość Cindy nie wie, stąd ta złość.
— Złość?! — syknął Lorenzo. — Mogli go zabić. Zepsuć wszystko Nero, na co pracował każdy z nas! Rozumiesz, że wystarczy jeden człowiek z jego zdjęciem a wszystko runie jak domek z kart?! Wszystko! — Lorenzo uderzył dłonią w kierownicę, przez co dźwięk klaksonu rozbrzmiał na jezdni, którą się poruszaliśmy.
Odetchnęłam głęboko, zbita tym co właśnie usłyszałam. Opadłam plecami na oparcie, wpatrując się w szybę, która ukazywała liczne samochody, przechodniów, jak i budynki.
~
Dima przywitał mnie na podjeździe domu. Pomagając mi wysiąść, delikatnie się uśmiechnął. Zerkając w stronę Lorenzo, mimika jego twarzy uległa zmiane. Z powagą skinął głową Nero oraz Lorenzo, po czym zaprosił mnie gestem dłoni w stronę domu.
Nie zadając zbędnych pytań, ruszyłam przed siebie w ciszy. Patrzyłam na ogród, który dopełniał piękny dom. Nie było w nim już tyle krzewów z różami, jak ostatnimi czasy. Kamyczkowa ścieżka zaszeleściła pod ciężarem moich butów, a szpilki z lekka się wyginały, wbijając się między kamyki.
— Wszystko w porządku Cindy? — głos Dimy wybrzmiał tuż zza moich pleców, na co ciężko westchnęłam.
— Tak — skłamałam. — Po prostu ta krew... — powiedziałam z lekkim obrzydzeniem. — Chcę ją już z siebie zmyć.
— Nie jest twoja, prawda?
— Nie Dima.
Wchodząc do środka, czułam na sobie spojrzenie niektórych pań, dbających o czystość w domu. Starając się je zignorować, ruszyłam szybszym krokiem w stronę schodów. Przemierzając każdy stopień, słyszałam za sobą ciężkie kroki Dimy, jak i oddech, który niemal smagał mój kark.
— Dima, nie musisz mnie pilnować. Zrób sobie wolne i tak nie zamierzam nigdzie wychodzić.
— Mogło ci się coś stać...
— Jak widać, to nic mi się nie stało.
— Mogłem zostać.
Zatrzymałam się na jego słowa, odwracając się ku niemu.
— Nie obwiniaj się Dima. To teraz nie ma żadnego znaczenia.
— Dla mnie ma — blondyn rozejrzał się dookoła, jakby dotarło do niego to, co właśnie powiedział.
— Zrobiłabym to nawet, gdybyś ty mnie pilnował — powiedziałam spokojnie, starając się powstrzymać chęć krzyku, który od dłuższego czasu wyrywał się z mojego gardła.
— Nie zrobiłabyś. Bo bym wam na to nie pozwolił.
— Ta rozmowa nie ma sensu — odwróciłam się, by ponownie ruszyć w kierunku swojego pokoju.
Nie usłyszałam tym razem za sobą jego kroków. Jedynie stukot moich szpilek rozbrzmiał w korytarzu, który prowadził w stronę moich drzwi. Gdy tylko chwyciłam za ich klamkę, wparowałam do środka, by następnie zatrzasnąć je z hukiem. Rozejrzawszy się po pokoju, dostrzegłam przewrócone krzesło, jak i stłuczoną lampkę.
Gdy tylko wyobraziłam sobie Lorenzo, który przeczesuje mój pokój w złości, na twarzy pojawił się blady uśmiech, który znikł w sekundę. Jego złość w dziwny sposób, wprawiała mnie w zadowolenie, przez co nie wiedziałam, czy byłam gorsza niż mogłabym być.
Nie zaważając na nic, zrzuciłam z siebie sukienkę, a materiał delikatnie zsunął się z mojego ciała opadając na posadzkę. Ściągając buty, ruszyłam naga w stronę łazienki, starając się z całych sił ominąć odbicie w lustrze, gdyż nie byłam na tyle odważna, by spojrzeć na siebie w owym momencie. Odkręcając kurek z zimną wodą, weszłam pod lodowaty strumień, czując jak drobne krople, zamieniają się w pojedyncze kawałki lodu.
Nienawidziłam zimna i nie miałam pojęcia dlaczego odkręciłam właśnie tę wodę. Przykucnęłam na ziemi, by następnie schować głowę między swoimi kolanami.
Zimno przeszywało mnie na wskroś, wywołując gęsią skórkę, a spomiędzy moich warg w końcu wydostał się krzyk. Wgryzłam się zębami w kolano, próbując nieco stłumić jego dźwięk. W dalszym ciągu krzycząc, wbijałam się nimi w skórę, gdy wrzask rozdzierał moje gardło, a dłonie przeczesywały zlepione włosy przez szkarłatną ciecz.
Uniosłam głowę, szorując swoje ciało. Ręce, twarz, dekolt, wszystko zdawało się szczypać od cieczy, która ją pokrywała. Skóra niemal paliła od siły tarcia, w miejscach gdzie starałam się zetrzeć zaschniętą krew, jednak ona schodziła z wielkim trudem. Skóra czerwieniała, a zaschnięta ciecz jedynie z lekka zdołała się domyć. Dźwięk pukania do drzwi sprawił, że uniosłam głowę ku górze. Zamglonym wzrokiem, patrzyłam się przed siebie, mając nadzieję, iż to jedynie moje wyobrażenie.
— Cindy? — męski, niski głos sprawił, że dźwięk cieknącej wody umilkł w mojej głowie. Otworzyłam szerzej oczy, kiwając głową w niedowierzaniu.
Los ze mnie kpił...
— Princesa, jeżeli nie odpowiesz to wejdę tam — powiedział Dragon, przez co moje serce momentalnie zamarło, a całe ciało wraz z nim...
Dobry wieczór!
Przepraszam, za tak dość długą nieobecność. Staram się robić co w mojej mocy, by rozdziały pojawiały się na czas, jednak nie zawsze jestem w stanie to zrobić😒
Dziękuję za piękne wiadomości jakie od was dostawałam przez ten czas, wyrozumiałość oraz udział w zabawach, które odbywają się na insta.
Jak zawsze zapraszam na Twittera, oraz TikToka (glosnosza)
BUZIOLE ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top