Prolog

Po ciemnym pokoju oświetlonym jedynie rozmieszczonymi tu i ówdzie świecami rozchodził się zapach starych ksiąg, oblegających hebanowe biblioteczki oraz czerwonego wróżkowego wina wlewanego co chwila do kielicha młodzieńca siedzącego na skórzanym fotelu. Pomieszczenie wypełniła cisza przerywana stukotem setek zegarów, z których każdy pokazywał inny czas. Powietrze było gęste, ciężko nim było oddychać, jemu jednak to nie przeszkadzało.

Zauważył że jego dłonie są lekko przezroczyste, pokazując delikatnie, co znajdowało się za nimi. Zastanawiał się, czy brak problemów z funkcjonowaniem w tak dziwnych warunkach był spowodowany właśnie tym stanem. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek wcześniej zmieniał się w zjawę... Ale z drugiej strony nigdy nie był w tej sytuacji aż tak głęboko.

Chłopak do wolnej ręki złapał czarną różę, jedną z kilkudziesięciu połączonych w piękny i okazały bukiet na stole, po czym zaczął się nią bawić, obracając ją w długich palcach.

W kącie sufitu pająk budował swoją srebrną błyszczącą sieć, w którą po chwili wpadł granatowy motyl. Nie wiadomo było jakim sposobem cokolwiek się tu dostało. Brak było okien czy drzwi, tak więc zagadkowe pomieszczenie nie miało żadnego wejścia, czy wyjścia. Jedynym sposobem była teleportacja. Nie wiedział jednak, czy miejsce to nie było obłożone barierami. Magia wypełniała ściany tak bardzo, że prawie dusiła swoją starożytną mocą.

- Spóźniłaś się - rzekł do pustki, w której po sekundzie pojawiła się piękna dama.

Ubrana w czarne szaty o wysokiej i kobiecej sylwetce zmrużyła na niego swe czerwone oczy, prychając niczym rozjuszona kotka.

Nie było to ich pierwsze spotkanie. Mogłaby nawet nazwać chłopaka swoim najczęstszym towarzyszem rozmów. Inni pojawiali się na kilka minut, czasem nawet sekund i nigdy nie wracali. Był moment w jego życiu, gdy przybywał co roku, a mimo małej ilości czasu tak powszechne odwiedziny stały się normalnością.

Krótkie rozmowy, które wypełniały jej nieskończoną egzystencję były odskocznią od codziennej monotonności. Nie posiadała już żadnej uciechy z jakichkolwiek form rozrywki, a dni łączyły się ze sobą w jedną czarną mgłę. Pojawiała się i znikała, niby znana całemu światu, a jednak tak pomijana. Ludzie pragnęli o niej zapomnieć, mimo iż przez całe życie czuli jej oddech na karku, na samym końcu, tak czy inaczej, ją spotykali, nigdy nie zaskoczeni.

- Czekałam na ciebie tyle lat, a ty zawsze wymigiwałeś się z mych objęć, kilka godzin nic nie zmieni. - Wykrzywiła wąskie usta w szyderczy uśmiech, siadając naprzeciwko gościa. - Na pewno tobie różnicy już nie zrobi. Martwy nie masz wiele do zrobienia.

- Myślałem, że nie możesz się doczekać, aż złapiesz mnie w swoje szpony. - Westchnął, wbijając kolce róży w skórę. Rubinowe krople zaczęły spływać po porcelanowej skórze, delikatnie brudząc ją i materiał czarodziejskiego ubrania. Ciekawe, że mimo tej sytuacji dalej mógł się zranić.

- Nie niszcz ciała, które dopiero odzyskałeś. Nawet jeśli jest znikającym dymem - syknęła zirytowana, zabierając mu kwiat.

Z jakiegoś powodu odczuwała w stosunku do niego więcej niż do kogokolwiek innego. Nie wiedziała, czy powodem było ich połączenie stworzone w czasie całej historii, czy może dotychczas nieznana mu krew, która płynęła w odznaczających się na jasnej skórze żyłach. Jego przodkowie byli jej bliscy, jednak nawet największy z nich nigdy nie dokonał tego co on. Żaden z nich nigdy nie spotkał się z nią osobiście więcej niż raz. Nawet inna istota która dostała od niej podobne zainteresowanie nie była dla niej tak interesująca jak on. A obydwaj byli tak bardzo podobni, przynajmniej teraz gdy chłopak przed nią stał się prawdziwym sobą.

- Róża to znak dzikiego zniewolenia. Piękna i niebezpieczna traci swój urok po oderwaniu kolców - mruknął cicho, nie wiedząc nawet skąd mu się to wzięło. Od kiedy się tu pojawił w głowie krążyły mu takie właśnie myśli, coś co kiedyś nigdy nie wpadłoby mu do głowy.- Bardzo przypomina mi moje istnienie. Zamkniętego w klatce nieznającego swojego początku. Tak jakby oderwali mi kolce sprawiając że stałem się niczym innym niż dekoracją w ich dłoniach. - Machnął ręką, aby krwawa ciecz zniknęła z jego białych szat. - A zresztą, dlaczego pojawiłem się tu wyglądając jak nastolatek? - zapytał, przekrzywiając głowę. - Powinienem mieć przynajmniej trzydzieści lat więcej.

- Jeszcze się pytasz. - Nalała sobie wina. - Jak mam się z tobą spotkać, to przynajmniej chcę nacieszyć oczy tym, czego świat nie widział. Urodę zachowałbyś do końca istnienia, pogłębiła by się nawet, ale mam jakąś słabość do młodzieńczej wersji ciebie. - Zachichotała, rzucając czarne włosy na jedno z ramion. - Może dlatego że nigdy jej nie widziałam, mimo spotkania się w okresie twojego dojrzewania.

Cóż, kobieta miała rację. Przed nią siedział niezwykle przystojny chłopak o długich, srebrzysto białych włosach, zielonych niczym zaklęcie uśmiercające oczach, małych, jednak pełnych sinofioletowych ustach, małym nosie i idealnych rysach z zaznaczonymi kośćmi policzkowymi. Od razu można było stwierdzić, że należał on do wysokiej arystokracji. Z każdej strony ostra twarz mogłaby być uważana za piękną nie tylko dla mężczyzny, ale i kobiety. Trudno było doszukać się delikatnie zbyt wystających łuków brwiowych czy też szerszej szczęki, które pomagały w wydedukowaniu płci osobnika przed nią.

- Nie ma to jak unikać śmierci przez większość życia, a później umrzeć pod kołami mugolskiego pojazdu. - Zaśmiała się, wcale nie próbując ukryć komizmu całej sytuacji. - Musiałeś naprawdę spieszyć się, że nawet go nie zauważyłeś. Najpotężniejszy przywódca Ministerstwa znany jako Gwiazda Jasnej Strony i wielka pomoc w rozstrzyganiu sporów między czarodziejami i mugolami zginął pod metalową puszką na czterech kołach.

- Samochód... To się nazywa samochód - zaznaczył delikatnie zirytowany jej dziecinnym zachowaniem.

- Samochód, nie samochód, ważniejsze jest to, że skończyłeś swe istnienie w momencie poznania prawdy. - Słowa wystrzeliły szybko niczym, z mugolskiego karabinu. - Jak to jest wiedzieć, że wszystko od twojej historii przez wygląd na charakterze, sposobie poruszania i mówienia kończąc, było kłamstwem?

- Tylko kolor oczu zawsze miałem prawdziwy. - Przymknął je, odchylając głowę. Wzrok kobiety automatycznie powędrował na żyłę widoczną na jego bladej szyi. Nic dziwnego. Każdy byłby zdenerwowany, dowiadując się takiej prawdy.

- W końcu są one zwierciadłem duszy. Dzięki nim mogę ją zabrać i skończyć życie wszystkich istot. Nie da się ich trwale zmienić, nawet przy użyciu tak potężnych zaklęć. Dodatkowo twoje są również częścią czaru, który wniknął w twe ciało. Było ono w tobie, podkreślając kolor poprzez połączenie z tobą kawałka Rdzenia i duszy innego czarodzieja. To zbyt skomplikowane.

- Harry Potter nie istniał. - Spojrzał na nią z uwagą, zmieniając temat. - Wybrańcem miał być ktoś inny. Moi rodzice faktycznie zginęli, jednak nie z rąk podobno oszalałego czarnoksiężnika, z którym de facto byli znajomymi, a przez winę starca, który stwierdził, że prawowity wybrany jest niewystarczający...

- Byłeś najlepszym wyborem. - Pociągnęła łyk alkoholu. - Pochodzisz z największych rodów magi, przez co masz wręcz nieskończoną moc. Tak nieskończoną, że wręcz prawie niemożliwą. Problemy z kontrolą ogromu tej energii byłyby codziennością, z którą musiałbyś zmierzyć się, gdyby nie ingerencyjne czary. Zaklęcie, mimo zmiany twojego zachowania, nie ukryło talentu który, gdyby nie wymyślone lenistwo i niechęć do nauki, ukazałby się bardziej, tak więc byłeś na tyle wyważony, aby zabić wroga, a jednak nie odkryć swej prawdziwej natury. Zmiany genetyczne ukryły nawet coś tak ważnego jak Czarne Szaleństwo. To naprawde potężna magia.

- Działałem w imieniu wrogów, którzy mnie wychowywali... Otaczali od początku. Cierpiałem za tych i od tych, których powinienem się pozbyć - warknął, ignorując jej insynuacje na temat rodzinnego rodowodu. - A gdy dowiedziałem się prawdy, odzyskałem siebie, i miałem rozprawić się z tym co pozostało, zginąłem pod cholernym autem.

- Nawet mi ciebie szkoda, jednak nie dziwię się Dumbledorowi, że nie chciał, aby Longbottom był w tej sztuce głównym bohaterem. W razie problemów umarłbyś zamiast prawowitego chłopca z przepowiedni, a ten bezpieczny dorastał by, szkoląc się w razie przyszłych problemów. Tak czy inaczej, prawdziwy wybraniec byłby bezpieczny.

- Sztuce... Ty było moje życie. - Z zielonookiego wydobywa się czarna aura magii, jego prawdziwej magii. Właśnie o tym mówiła kobieta. Dopiero co odblokował prawdziwą wielkość swego Rdzenia, a nawet nieżywy emanował mocą podobną do jej samej. Oczywiście mniejszą, ale jednak i tak zbyt wielką jak na normalnego czarodzieja. - A ty o wszystkim wiedziałaś...

- W końcu jestem Śmiercią. Końcem i początkiem wszystkiego. - Wstała, podchodząc do niego, po czym usiadła na jednym z podłokietników zajmowanego przez chłopaka fotela. - Widać, iż szepty genetyczne szybko do ciebie przybyły. Szaleństwo rodowe już przemawia przez twój umysł i magię, mimo że teoretycznie w chwili śmierci nie powinny. Co byś zrobił gdybym powiedziała, że jest szansa cofnięcia się. - Skrzyżowała dłonie na piersi.

- Jestem martwy nawet najpotężniejszy Zmieniacz Czasu nie zadziała - mruknął i upił łyk czerwonego alkoholu.

- Jesteś jednak Panem Śmierci. - Posłała mu tajemniczy uśmiech. - Każda z Insygniów Śmierci należy do ciebie. Peleryna dalej jest w twoim posiadaniu. Jesteś również ostatnim posiadaczem różdżki i kamienia. Mogę więc wykonać jeden twój rozkaz. Istnieją również inne korzyści, jednak aktualnie najważniejsza jest ta jedna.

- Gdzie haczyk? - Spojrzał na nią.

- Nawet to się zmieniło... Wcześniej bez pytań od razu podjąłbyś się działania. Możesz mieć w sobie część oszalałego rodu, jednak druga połowa utrzymuje to w ryzach. Przynajmniej na razie...

- Byłem głupcem. Dowody na to możesz oglądać na ziemi gdzie mugolskie ścierwa mordują nas z powodu irracjonalnego strachu.

- Jedyne, czego nie mogę zrobić, to bezpośrednio oddziaływać na świat żywych, tylko na ciebie. Gdybym wysłała cię do dnia narodzin, jedynym momentem gdzie mogłabym podjąć się działania dla zmiany, jest chwila gdy Dumbledore zostawił cię pod drzwiami twojego mugolskiego fałszywego wujostwa. To chwila gdzie przez chwilę byłeś całkowicie sam, magia dookoła była zablokowana, a twoja nieobecność zostałaby odkryta dopiero później gdy przybędą, sprawdzić jak sobie radzisz.

- Więc nic by się nie zmieniło...

- Wręcz przeciwnie. Ty od początku pamiętałbyś swoje przeszłe życie, a ja zdjęłabym z ciebie zaklęcie i pomogłabym ci do czasu twojego powrotu do Świata Czarodziejów. Zależałoby od ciebie, czy zechcesz stworzyć nowe życie z daleka od wszystkiego, czy może ważniejsza jest dla ciebie zemsta.

- Nie zostałbym jednak tak czy inaczej wrogiem Voldemorta? Zabiłby Potterów, a mnie zaatakował, myśląc, że jestem wybrańcem, który ukrywa się pod fałszywą tożsamością... Nie... w późniejszych latach z łatwością mogę dowieść, że nim nie jestem. Samo nazwisko rodowe wystarczy. Co dopiero to, co znajduje się we mnie... - Gdy doszedł do tego wniosku, zaczął roznosić się szaleńczym śmiechem.

- Widzę, że rozumiesz więc jak?

- Zgadzam się.

- Tak więc Harrisonie Syriuszu Blacku Rosierze, od dziś jesteś pierwszym i odtąd jedynym Władcą Insygniów. Wykonując twe życzenie, magia każdego z nich pojedynczo zachowa się, jednak po ponownym połączeniu będą po prostu rozdzielnym przedmiotami magicznymi bez możliwości kolejnego zjednoczenia. Od dziś pakt łączący twą duszę z ciemnością końca drogi, a kontrakt nawiązał się i nie odejdzie do końca świata. - Położyła swoją dłoń na oczy chłopaka i wypowiedziała starożytne zaklęcie.

- Niech się więc rozpocznie.

Witam z nową książką. Cóż nie taką nową, bo od dawna chodziła mi po głowie, ale jednak dla was to coś innego. Mimo wszytko nie nie postanowiłam porzucić HNB wszytko będzie miało swój czas, a ponieważ prolog Oblicza Dusz (OD) był u mnie na dysku, już jakiś czas to go dodaje. Nie wiem co ile będą pojawiać się rozdziały więc w razie czego odsyłam na Discorda.

Jak zawsze w razie błędów zachęcam do poprawiania a osoby chętne na szybsze rozdziały i pełne werwy do poprawek zapraszam na Discorda gdzie można zgłosić się do zostania Betą ten książki. Im nasz więcej tym weselnej.

Wasz AzjoMania

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top