Epilog
Pierwszym, co zrobiła Historia po powrocie do kraju, było oznajmienie Erenowi o tym, że spotkała Levia. Podała mu wszystkie dane, jakie znała, w dodatku dorzucając zdjęcie sklepiku, w którym pracował. Jaeger zareagował na to bardzo nieprzewidzianie, przynajmniej według niej. W ciągu niecałych dziesięciu minut zdążył kupić przez internet bilet oraz spakować do małej torby najpotrzebniejsze rzeczy. Nie zwracał uwagi na oponowanie Mary, która nie mogła zrozumieć dlaczego jakiś tam facet sprawia, że Eren z miejsca zamierza wyjechać i zostawić ją z dzieckiem. Nie wystarczyła mu sama informacja o tym, że Levi żyje i ma się dobrze? Jego decyzją było urwanie kontaktu oraz wyjazd. Jednak Jaeger jej nie słuchał, a kiedy próbowała go powstrzymać, wykrzyczał, że ona w ogóle nie rozumie jego uczuć, a poza tym zamierza wrócić za maksymalnie trzy dni. Poradzi sobie, a jeśli nie, to ma rodziców oraz teściów do pomocy przy dziecku.
Córkę pożegnał całusem w czoło, po czym oznajmił, że przywiezie jej wspaniałą zabawkę.
Niecałe dziesięć godzin później był w miasteczku, które zwiedzała Historia. Z nosem w telefonie z odpalonymi mapami biegł do celu. Z każdą kolejną uliczką czuł coraz bardziej narastającą ekscytację.
W końcu zaczął biec. Biegł. Biegł, ile sił w nogach. Co chwila jedynie zerkał na mapy w telefonie, by upewnić się gdzie teraz skręcić. Był już niedaleko. Jeszcze niecałe dwieście metrów. Kilka zakrętów, przejście na drugą stronę ulicy.
Serce podeszło mu do gardła, gdy dostrzegł opisany przez Historię sklepik. Nie zwracając jakiejś większej uwagi na otoczenie przebiegł prosto przez ulicę. Niemal wpadł na jakiś samochód, podparł się rękoma o jego maskę, ukarany głośnym krzykiem kierowcy i kilkukrotnym naciśnięciem klaksonu. Przeprosił pod nosem, przecież nie miał teraz czasu!
Pobiegł dalej, potknął się o krawężnik, jednak udało mu się ostatecznie złapać równowagę. Przystał na moment przed wejściem, złapał oddech, po czym otworzył niedelikatnie drzwi na oścież. Dzwoneczek dał znać o jego wejściu.
Za ladą nikogo nie było. Eren powoli ruszył w jej stronę, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie było tutaj za dużo miejsca. Idealnie dla jednego, maksymalnie dwóch pracowników. Dostrzegł otwarte drzwi za ladą. Najpewniej do pomieszczenia gospodarczego, czy czegoś w tym stylu. Przełknął głośno ślinę. Kiedy dotarł do blatu dostrzegł kolejny dzwoneczek, którym można było dać znać o swojej obecności. Delikatnie go uderzył palcem.
Niemal natychmiast usłyszał kroki. Próbował opanować drżenie rąk i nie dopuścić do łzawienia szmaragdowych oczu. Oddychał głęboko. A wtedy zobaczył postać wychodzącą z tego pomieszczenia.
Nie potrafił wydusić z siebie słowa. Wstrzymywał w płucach powietrze, mając napięte całe ciało. Wpatrywał się w ciemnoniebieskie oczy, chcąc cokolwiek powiedzieć, jednak nie mógł.
– Szukasz czegoś? Nie wyglądasz, jakbyś był stąd.
– T-tak. Właściwie tak...
Dokładniej zlustrował wzrokiem kobietę, która go zagadała i przed momentem wyszła z tamtego pomieszczenia. Spojrzał na nie niespokojnie, po czym powiedział cicho:
– Levi. Czy Levi tu pracuje?
Staruszka jakby posmutniała.
– Rozwiązaliśmy umowę ledwo pięć minut temu. Minęliście się.
Eren poczuł, jakby ktoś przebił mu serce. Spoglądał w dół, wpatrując się w swoje zaciśnięte, leżące na blacie pięści. Powoli je stamtąd zabrał.
– Wie pani, gdzie go znajdę?
– Nie wiem. Mówił tylko tyle, że idzie złapać taksówkę.
– Gdzie jest najbliższy postój?
– Jakieś sto metrów stąd, po wyjściu w lewo – kobieta wskazała dłonią kierunek.
– Dziękuję!
Natychmiast ruszył ku wyjściu, jednak krótka prośba, by zaczekał go zatrzymała. Spojrzał na kobietę i ponownie zbliżył się do lady, nie ukrywając niecierpliwości.
– Levi to zostawił. Mówił, że ktoś tu przyjdzie i o niego zapyta.
Eren zerknął na podaną przez nią karteczkę.
Nie szukaj mnie. Nigdy więcej.
Gdy przeczytał te słowa, czuł, jakby się załamał. Łzy jeszcze bardziej zaczęły wzbierać w jego oczach. Zacisnął kartkę w dłoni, po czym wybiegł ze sklepiku. Natychmiast skręcił w lewo i biegł ile sił w nogach, chcąc dotrzeć do tego postoju taksówek. Już z daleka widział auta z napisem "taxi" na dachu. Gardło mu się zacisnęło już tak mocno, że nie był w stanie nawet przełknąć śliny. Nie miał pojęcia, co zrobi, gdy już go spotka, o ile w ogóle zdoła go spotkać. Jednak nie tracił nadziei. Przeraźliwie mocno się jej uczepił.
W końcu dotarł do centrum tych aut. Rozejrzał się, jednak nigdzie nie widział osoby podobnej do Levia. Zresztą zbyt wiele ludzi się tu kręciło. Niemal panicznie lawirował pomiędzy ludźmi i autami. Serce boleśnie biło w jego klatce piersiowej. Wreszcie dopadł się do pierwszej taksówki. Oparł dłońmi o szybę, jednak w środku był tylko zdziwiony kierowca. Dalej to samo, w trzeciej także. Kolejna miała odpalony silnik i zaczęła powoli ruszać.
I właśnie wtedy go zobaczył.
Przez ułamek sekundy stał w miejscu, jednak zaraz niemal się rzucił do tego auta. Biegł tak szybko, jak tylko potrafił, jednak samochód wciąż się od niego oddalał.
– Levi!
Niemal zdarł przy tym krzyku swoje gardło. Sporo otaczających go ludzi zwróciło na niego uwagę, jednak to było nic. Naprawdę nieważne.
W końcu kobalt go przeszył, jednak twarz jego właściciela pozostała niewzruszona. Wpatrywali się w swoje oczy, dzieleni jedynie szybą taksówki i kilkoma metrami. I mimo że trwało to jedynie ułamki sekund, Eren czuł, jakby oszalał. Pragnął dotrzeć do tego auta, otworzyć na oścież drzwi i siłą wyciągnąć stamtąd Ackermanna, jednak... nie był w stanie go dogonić.
A Levi jak gdyby nigdy nic odwrócił wzrok.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top