5. Weselna zabawa
dzień ślubu, 13 maja, godzina 21:37
Sięgnąłem po szklankę swojej szkockiej, którą popijałem już od kilku minut. Jej smak drażnił gardło, by po chwili rozlewać przyjemne ciepło w moim wnętrzu. Aktualnie nie działo się nic ciekawego. Muzyka grała, kilka osób tańczyło, a para młoda dopiero co usiadła, by odsapnąć. Mieli dla siebie i swoich świadków czteroosobowy stół na szczycie wszystkich innych, tak by goście w każdej chwili mogli na nich spojrzeć. Jednak teraz siedzieli tam tylko we dwoje. Armina gdzieś wywiało, a Historia siedziała przy stole, przy którym zasiadał jej narzeczony - Reiner.
Wpatrywałem się w swoją siostrę. Nie słyszałem o czym rozmawia z Erenem, ale słyszałem w myślach jej dźwięczny śmiech. Była szczęśliwa i rozradowana, emanowała cudowną aurą we wszystkie strony. Pan młody też już zdążył się rozluźnić. Może pomogły mu w tym procenty, a może sam z siebie przestał stresować się najważniejszym dniem swego życia.
Nagle muzyka ucichła, a w kąciku przeznaczonym dla muzyków rozległo się zamieszanie. Jak wszyscy spojrzałem w tę stronę i dostrzegłem jak piosenkarz przysuwa do siebie mikrofon.
- Chcąc spełnić prośbę pani Carli - zaczął - zagramy teraz coś idealnego do powolnego tańca i serdecznie zapraszamy na środek sali parę młodą!
Odstawiłem szklankę i spojrzałem, jak Mikasa ciągnie za sobą Erena. Chłopak nie przepadał za tańcem, a dziewczyna wręcz go uwielbiała, więc wiedziałem, że w tej kwestii trudno będzie im pójść na idealny kompromis.
Muzyka zaczęła grać, a oni już zaczęli stawiać pierwsze kroki. Eren trzymał ją delikatnie w talii, a Mikasa wpatrywała się w niego, niczym w obrazek. Powoli dołączały do nich nowe pary.
- Levi! - piskliwy głosik zabrzmiał mi koło ucha. Zwróciłem głowę w stronę Petry, która była tak blisko, że jej rude włosy zaczęły mnie łaskotać w szyję. - To mój ulubiony kawałek!
Już wiedziałem co to oznacza. Z grymasem na twarzy wstałem i wyciągnąłem dłoń do rozradowanej dziewczyny. Z chęcią ją chwyciła i pociągnęła mnie za sobą prawie tak samo jak Mikasa Erena. Zatrzymała się niedaleko pary młodej i spojrzała na mnie zatrważająco szczęśliwym wzrokiem. Złapałem ją w talii, a ona ułożyła ręce na moich ramionach, po czym zapadliśmy w wir spokojnego tańca.
Tekstura czerwonej koronki pod moimi palcami zdawała się jeszcze delikatniejsza, niż podpowiadał mi wzrok. Ciepło atłasowego ciała przebijało przez ten na wpół przezroczysty materiał, pozwalając na nowo ożywać zakopanym w czeluściach serca wspomnieniom. Słodko-mdły zapach perfum i jej lekki dotyk zdawały się odległe, a jednocześnie tak bliskie.
- Czy ty też masz takie wrażenie... - zaczęła, zniżając głos prawie do szeptu. Jednak nie dokończyła. Swoimi dużymi, bursztynowymi oczami wpatrywała się w moje, dopóki nie zerknąłem za jej ramię.
Eren właśnie całował Mikasę i bynajmniej nie był to zwykły pocałunek. Przez zarumienioną dziewczynę przepływały emocje pełne szczęścia i zaangażowania. Widziałem, jak zaciska dłonie na jego ramionach, a on, trzymając ręce na talii, bardziej ją do siebie przyciąga.
- Tak - odpowiedziałem, wiedząc co Petra konkretnie miała na myśli. Ponownie ulokowałem spojrzenie w jej oczach, a ona się zarumieniła i już-już tworzyła z pomalowanych szminką ust dzióbek, kiedy nagle porwał mi ją Jean.
- Odbijany! - zawołał, a ja posłałem mu pełne wdzięczności spojrzenie. Dostrzegłem jak dwukrotnie puknął palcem wskazującym w zegarek, dzięki czemu zrozumiałem, że to ten moment.
Zbliżyłem się do pary młodej i subtelnie odebrałem Erenowi Mikasę. Chciał zaprotestować, ale dziwnym trafem pojawiła się obok niego jego matka, której się należał kolejny taniec.
Złapałem siostrę w talii i jednocześnie dostrzegłem lekko rozeźlone spojrzenie Petry, ulokowanej w objęciach Kirschteina. Będę musiał mu się później odwdzięczyć. Mój wzrok jakby mimowolnie skierował się na wyjście z sali. Przy dużym łuku stał Reiner z Bertholdtem, a zirytowana Historia próbowała wyciągnąć blondyna do tańca. Jednak on uparcie stał na swoim miejscu, a kiedy dostrzegł, że mu się przyglądam nieznacznie kiwnął głową.
- Kocham ten dzień - westchnęła Mikasa, mimowolnie każąc mi zwrócić na siebie uwagę. Posłałem jej najszczerszy uśmiech, jaki udało mi się wykonać i pewniej ułożyłem dłonie na jej talii.
Powoli stawialiśmy kolejne kroki, idealnie dopasowując do siebie ruchy naszych ciał. Dziewczyna splotła dłonie na moim karku i tańczyła, lekka jak piórko i piękna jak bogini. Zachwycała całą sobą, powodując napływ nowych par na parkiet.
Nagle złapałem ją w talii i podniosłem, a szeroka suknia ślubna opłynęła wokół mojego brzucha. Nie myśląc długo przerzuciłem sobie siostrę przez ramię, złapałem ją pod uda i pobiegłem w stronę wyjścia z sali.
- Ktoś ukradł pannę młodą! - zawołał Conny. - Jeżeli pan młody nie odzyska jej w ciągu godziny znaczy to, że nie jest wart jej miłości!
Ominąłem Reinera i Bertholdta, wiedząc, że jak wyjdę z pomieszczenia oni staną murem w przejściu, żeby nikt nie mógł za mną podążyć, chociaż przez kilka pierwszych chwil.
Wbiegłem po schodach na piętro, na którym znajdowały się sypialnie. Dopiero zwróciłem uwagę na to, że Mikasa wciąż mnie pyta co się dzieje.
- Nie słyszałaś Conny'ego? - zapytałem, odstawiając ją na podłogę, ponieważ już za bardzo mi ciążyła. - Eren ma godzinę, czyli - spojrzałem na zegarek - do około dwudziestej trzeciej. Chodź - złapałem ją za rękę i pociągnąłem za sobą na kolejne piętra.
- Czy ktoś to nagrywa? - zapytała, a wolną ręką złapała za poły sukni, aby jej nie zdeptać.
- Tak, od samego początku tańca - odparłem. - Więc jutro bez problemu zobaczysz jak twój ukochany próbuje rozwiązać zagadki, aby cię odnaleźć.
- Zagadki?
- Mnie nie pytaj, to pomysł Jeana i Conny'ego, ja tylko cię porwałem.
Zaśmiała się, a ja skręciłem w lewo na trzecim piętrze. Puściłem już jej dłoń i ściągnąłem marynarkę, ciesząc się, że dziewczyna wciąż za mną podąża i nie robi problemów. Zgasiłem światło na całym korytarzu, przez co jedynie lampy zza okien oświetlały nam drogę. Dotarliśmy wreszcie do celu. Otworzyłem drzwi balkonowe i puściłem przodem Mikasę.
- Wow - stwierdziła, urzeczona ilością gwiazd, jakie jaśniały na niebie. Oparła się o barierkę, a ja na jej plecy zarzuciłem swoją marynarkę. Razem spojrzeliśmy w dół.
Eren właśnie słuchał tego, co ma do powiedzenia Jean. Nie słyszeliśmy ich z naszego miejsca, ale byłem pewien, że jest to jakaś zagadka. Wreszcie chłopak zdjął swoją marynarkę i ruszył w stronę ogrodów, a kilkoro co ciekawszych gości podążyło za nim.
Obróciłem się w stronę czarnowłosej, złapałem za materiał swojego ubrania, które ją okrywało i wyciągnąłem z kieszeni papierośnicę. Z niej zaś wyjąłem papierosa, którego włożyłem między wargi i odpaliłem. W tym samym czasie odsunąłem się od dziewczyny, żeby nie musiała za bardzo czuć dymu i przede wszystkim, żeby nie zająć ogniem jej sukni.
- Pasujesz do Jeana - stwierdziła cicho, bardziej otulając się moją marynarką. Spojrzałem na nią badawczo.
- Już się upiłaś?
Zatchnęła się, po czym roześmiała i pacnęła mnie ręką w ramię.
- Nie upiłam się! - zaprotestowała. - Mówię, co myślę. Miło się na was patrzy, po prostu.
- Mhm - mruknąłem. - Ale wiesz, że Jean to zupełnie nie ta liga?
- No właśnie się domyślam - jęknęła i oparła brodę na dłoni, łokieć zaś opierając na barierce. - A szkoda, bo jesteś w jego typie.
- Po tym czego dzisiaj byłem świadkiem myślałem, że on preferuje kobiety.
Mikasa nabrała głęboko powietrza i się zaczerwieniła.
- Okej, oboje jesteśmy w jego typie. Lepiej?
- Może - odparłem i zaciągnąłem się szlugiem. - Właśnie, może mi powiesz co miał znaczyć ten pocałunek, co? Nawet nie wiesz jak bardzo zajmuje to moje myśli.
Dziewczyna już otworzyła usta, aby mi odpowiedzieć, kiedy nagły krzyk sprzed wejścia do budynku nas rozproszył.
- Mikasa, stój! - zawołał Eren, biegnąc za postacią ubraną w prawie identyczną suknię jak moja siostra.
- Kto się za mnie przebrał? - zaśmiała się, wpatrując w tę nietypową sytuację.
- Nie uwierzysz jak ci powiem.
- Mów.
- Nie uwierzysz.
- Nieważne, mów!
- Armin.
Otworzyła szerzej oczy.
- Masz rację, nie uwierzę - odparła, ponownie spoglądając w dół.
Eren właśnie dobiegł do przebranej panny młodej i myśląc, że to jego żona złapał ją w dwie ręce, jedną podkładając pod kolana postaci, a drugą pod łopatki.
- Mam!... Armin?!
Arlelt powiedział coś, czego nie zrozumiałem, a Eren natychmiast go odstawił. Śmiech Kirschteina i Springera roznosił się po całej okolicy. Gdyby nie fakt, że mieli na sobie eleganckie ubrania to pewnie by się turlali po ziemi.
- Tacy przyjaciele to złoto - stwierdziła Mikasa, ocierając łzy z kącików oczu. Po chwili potarła policzki. - Twarz już mnie boli od śmiechu!
Nie odpowiedziałem jej. Zamiast tego zerknąłem na zegarek. Według planu pozostała jeszcze minuta.
- Jestem! - oznajmił Marco, wchodząc na balkon. - Ta akcja z Arminem była genialna, szkoda, że nie widzieliście miny Erena.
- Domyślam się - odparłem, gasząc papierosa. - Z daleka jednak nie widać tego tak dobrze. Dobra, lecę na dół. Na razie, Mika, zostawiam cię pod opieką Marco!
- Ale gdzie ty...
Nie dosłyszałem tego pytania do końca, ponieważ miałem teraz wyznaczone zadanie. Ruszyłem po schodach na drugie piętro, otworzyłem schowek i wyciągnąłem z niego dwa ćwiczebne miecze, po czym pognałem dalej w dół. Na parterze było mało osób, ponieważ większość wyszła na podwórko, obserwować poczynania Jaegera. Jednak wszyscy, którzy mnie zobaczyli zaczęli niemalże wskazywać palcami.
Wyszedłem na zewnątrz i rzuciłem miecz pod nogi pana młodego, który właśnie sprzeczał się z Jeanem.
- Ty! - zacząłem, wskazując go swoim ostrzem. - Bądź gotów do walki, bowiem bez niej twojej kobiety nie oddam!
- Dobądźcie mieczów, jeśli macie serca! - zawołał Conny.
- Odstąpcie, głupcy; schowajcie miecze do pochew - ciągnął grę Jean, kiedy Eren podniósł broń z ziemi.
- W grze tu nienawiść wielka, lecz i miłość.
O! wy sprzeczności niepojęte dziwa!
Szorstka miłości! nienawiści tkliwa!
Śnie bez snu! Taką to w sobie zawiłość,
Taką nieodłączność łączy moja miłość.
Czy się nie śmiejesz?
- Nie, płakałbym raczej - odparłem szorstko. Nie miałem pojęcia, że Eren nadal pamięta kwestie Romea, mimo że akurat tę skrócił na swój sposób. Ostatnio grał go w liceum na zajęciach teatralnych.
Nagle ruszył na mnie z uniesionym mieczem. Pierwszy atak odparłem, kolejnego uniknąłem. Następny sam wymierzyłem i niechcący rozdarłem mu koszulę na ramieniu, jednak nie zadrasnąłem ciała. I mimo że była to tylko gra, tak widziałem w jego oczach determinację, by wygrać tę bitwę.
Naparł na mnie bez jakiejkolwiek gracji. Nasze ostrza się wzajemnie odpychały, a jego twarz była wyjątkowo blisko mojej. Napiąłem mięśnie, aby ponownie go odepchnąć, ale on akurat mnie cmoknął w nos, co mnie kompletnie wytrąciło z równowagi i to on mnie odepchnął.
Potknąłem się i upadłem na ziemię, a Eren pewnie do tej pory myśli, że on to spowodował, i że to wcale nie było zaplanowane.
- Drwi z blizn, kto nigdy nie doświadczył rany - stwierdził, trzymając ostrze prawie na mojej szyi. Zerknąłem w stronę balkonu, to ten moment.
Kwestia Mikasy, którą na kartce dał jej Marco rozbrzmiała wśród gości.
- Romeo! czemuż ty jesteś Romeo!
Wyrzecz się swego rodu, rzuć tę nazwę!
Lub, jeśli tego nie możesz uczynić,
To przysiąż wiernym być mojej miłości,
Nazwa twa tylko jest mi nieprzyjazną,
O! weź inną nazwę!
Czemże jest nazwa? To, co zowiem różą,
Pod inną nazwą równieby pachniało;
Tak i Romeo, bez nazwy Romea
Przecieżby całą swą wartość zatrzymał.
Romeo! porzuć tę nazwę, a w zamian
Za to, co nawet cząstką ciebie nie jest,
Weź mię, ach, całą!
Po wypowiedzeniu ostatnich słów monologu uciekła z balkonu, a Eren zarumienił się okropnie. Odsunął ostrze od mojej szyi, wyrzucił, po czym pobiegł do budynku.
- "Weź mię, ach, całą!" - przedrzeźnił ją Conny. - Właśnie biegnie! I na pewno weźmie!
- Weź się zamknij - rzucił do niego Jean, mimo że sam ledwo powstrzymywał śmiech. Ustał przede mną i wyciągnął do mnie dłoń, by pomóc mi wstać. Podałem mu rękę, a on mnie pociągnął do góry. - Świetna improwizacja - stwierdził, po czym na moment ułożył dłoń na moim ramieniu.
- Ta, dzięki - odparłem. - Nie miałem pojęcia, że to wszystko się tak potoczy.
- Nikt nie miał - westchnął, podnosząc z ziemi miecze.
- A, właśnie... - zacząłem, jednak przerwał mi krzyk Petry, która biegła w naszą stronę.
- Levi!
- Błagam, zabierz ją - rzuciłem do Jeana, a chwilę później dziewczyna uwiesiła się na mojej szyi.
- To było takie cudowne! Czy nic ci się nie stało? Czy Eren nie zrobił ci krzywdy? Bo jak zrobił...
Podczas tych głupich pytań z początku mnie tuliła, a chwilę później zaczęła szarpać za koszulę, dokładnie ją oglądając. Najpewniej myślała, że wypatrzy jakieś zadrapania. Jednak nic mi nie było, doskonale o tym wiedziała, a mimo to dalej była zatrważająco blisko.
- Levi... - westchnęła cicho. - Wypiłam troszkę i... chyba potrzebuję, byś mnie zaprowadził do pokoju.
- Ja to zrobię! - zawołał Conny, podchodząc do nas. Wziął Petrę pod ramię, a ona spoglądała na niego skołowana.
- Ale ja chcę, aby Levi...
- Levi musi przygotować ze mną kolejną niespodziankę dla pary młodej! - przerwał jej Jean, momentalnie wyrywając mnie z jej uścisku, objął mnie ramieniem i poprowadził w zupełnie przeciwną stronę, niż w którą jest budynek.
Słyszałem jeszcze niewdzięczne odzywki Petry do Conny'ego i szczerze współczułem temu chłopakowi.
- A tak serio to już nie ma niespodzianek? - zapytałem, kiedy dotarliśmy do małej altanki. Otoczona była mnóstwem kolorowej roślinności, a na ściance miała tylko jedną lampkę, która świeciła bardzo słabym światłem.
- Nie, nie ma. Dobrze o tym wiesz - odparł chłopak, siadając na drewnianą ławeczkę. Poluzował krawat i westchnął.
- Dzięki - stwierdziłem, opierając się o ścianę. Wyciągnąłem papierosa, ciesząc się z tego, że nie zostawiłem papierośnicy w marynarce, którą wciąż miała Mikasa. O ile w tym momencie cokolwiek na sobie miała. Przeszły mnie dreszcze na tę myśl. - Petra jak się upije to staje się tak irytującą, przylepioną do mnie lalunią... Najchętniej dałbym jej szlaban na jakikolwiek alkohol, ale nie mam takiego prawa. Niestety.
- Mimo wszystko na trzeźwo jest fajną babką - zauważył Jean, częstując się szlugiem, którego zaoferowałem. - Wiesz, ładna, zgrabna, miła.
- Tak, tylko co z tego, skoro nie potrafi być wierna?
- Ano, pamiętam coś - chłopak zmarszczył brwi i ponownie się zaciągnął. - Ale nie wiem dokładnie.
Strzepałem popiół i zerknąłem w piwne oczy Kirschteina. Moment później usiadłem naprzeciw niego.
- Byliśmy razem, coś tam się rozkręcało, ale raczej nie brałem tego na poważnie. Ile minęło? Może miesiąc? Mikasa akurat do mnie wpadła, a że nie było mnie w biurze to wyruszyła do kuchni. Co tam zastała? Otóż Petra sobie siedziała na blacie, a między jej nogami stał jakiś koleś. Podobno nic innego, prócz "bardzo namiętnego pocałunku" się nie działo, jednak dla mnie to był wystarczający powód do tego, by po prostu zerwać.
- Rozumiem - odparł Jean. - Jednak mimo to nie miałeś nikogo innego, z kim mógłbyś przyjść?
- Mam dobrego przyjaciela, ale mieszka na drugim końcu kraju, nie miał jak.
- Przyjaciela?
- Ano - ponownie się zaciągnąłem. - Plotka jeszcze do ciebie nie dotarła?
- Nic nie wiem o żadnej plotce - Jean wyraźnie się zaciekawił.
- Jestem bi.
Chłopak odchylił się do tyłu, jednak dłonie wciąż trzymał na stoliku.
- Serio?
- Tak. A najlepsze jest to - prychnąłem - że Mikasa mówiła, że jestem w twoim typie.
- To jest ostatnie czego bym się spodziewał, że powie - jęknął zażenowany.
- Ja też.
Nastała krępująca cisza. Chłopak miał lekko zróżowione policzki i właśnie gasił papierosa, a ja się mu przyglądałem. Nie mam pojęcia, co miała na myśli moja siostra w tej kwestii.
- Właśnie, Jean - zacząłem. - Może ty mi powiesz dlaczego Mikasa cię pocałowała?
- Och.
- Och?
- Och.
Zwróciłem uwagę na właściciela trzeciego głosu, który się wtrącił w naszą konwersację. Była to Annie, kiedyś przyjaźniły się z Mikasą. Blondynka słynęła z ciętego języka, bycia szczerą do bólu i nie bojącą się powiedzieć czegokolwiek komukolwiek. Podobało mi się to, że nie dawała sobie w kaszę dmuchać.
- Nie domyślasz się, panie policjancie? - zapytała, siadając obok mnie. Miała na sobie czarną, długą suknię z głębokim dekoltem. Makijaż też miała dość ostry, usta muśnięte czerwoną szminką, a rzęsy bardzo ładnie podkreślone. - Pewnie ją przeleciał kilka razy, a że to sentymentalna kobietka, to nadal coś do niego czuje. Nie widzisz tego? W końcu jesteś jej braciszkiem - umalowanym paznokciem przejechała mi po nodze, począwszy od kolana, a skończywszy prawie na kroczu. Mimowolnie przeszły mnie zimne ciarki, w dodatku czułem na sobie zdziwione spojrzenie Jeana, siedzącego naprzeciwko.
- Nie wydaje mi się, abyś miała rację, Annie - odparłem spokojnie, zmiękczając jej imię. - Eren z Mikasą są ze sobą od liceum, a Mika nie dopuściłaby się zdrady.
- Nie wydaje mi się, abyś miał rację, Levi - stwierdziła równie cicho, przejeżdżając chłodnym palcem po moim policzku. Nie mogłem rozgryźć jej zamiarów. Zadrapała delikatnie moją wargę, a ja, nie wiedzieć czemu, jej na to pozwalałem. Dopuszczałem też do spoglądania w jej jasne oczy, mimo że ona wciąż unikała kontaktu wzrokowego.
- Do czego zmierzasz? - zapytałem, a ona uniosła na mnie wzrok.
- Do tego, że wcale nie znasz swojej siostry, kochany - powiedziała, po czym momentalnie zabrała ode mnie dłoń i wstała. - Poza tym, powiedz, gdzie masz swoją rudą zgubę? Alkoholiczka jakich mało. Nie wstyd ci się z nią pokazywać? - nachyliła się nad moim ramieniem i szeptała mi do ucha, a ja jedynie wpatrywałem się w bladego Kirschteina.
- Przestań obrażać Petrę. Co ty możesz o niej wiedzieć? - zapytałem.
- Co? Och, dużo. Poza tym tego też nie wiesz? Depresja, alkohol, narkotyki, stalking. I że taka osoba pracuje w policji? Policja schodzi na psy. A nie, przepraszam, to już są psy - warknęła, po czym odeszła.
Przez wiele kolejnych nocy zastanawiałem się nad sensem tej rozmowy, lecz dotarł on do mnie za późno.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top