15. Obietnica
polecam włączyć utwór od wskazanego niżej momentu
rok po morderstwie, 20 maja, godzina 7:47
Wreszcie wpadłem na odpowiedni trop. Oczywiście z pomocą Erena. Wszystkie elementy układanki zaczęły do siebie pasować. Czułem, jak szybko bije mi serce. Krople potu płynęły po moim czole, kiedy załadowywałem swoją broń. Pożerał mnie stres, jednak jednocześnie dodawał mi odwagi do działania. To będzie szybka i nieszkodliwa akcja. Wejść, aresztować, powiedzieć jakie ma prawa i wyjść. Pistolet jest tylko w ramach ochrony. A może straszaka.
– Muszę iść z tobą!
Spojrzałem na Erena, któremu wreszcie udało się wyrwać zamek. Drzwi natychmiast otworzyły się na oścież, uderzając klamką w ścianę. Chłopak podszedł do mnie, następnie złapał za koszulę i przyciągnął w swoją stronę. Spoglądał na mnie z góry, tymi zdeterminowanymi, wściekłymi oczami. Nie zamierzał odpuścić, a ja nie zamierzałem ulec.
– Nie – ponownie odmówiłem.
Szarpnął mnie mocno. Łzy płynęły niekontrolowanie po jego policzkach, a brwi się okrutnie marszczyły. Złapałem jego rękę w nadgarstku, lekko od siebie odsunąłem, jednak nie dawał za wygraną. Dostrzegłem, jak zaciska pięść jeszcze bardziej.
– Nie masz pojęcia, jak wiele to dla mnie znaczy – warknął.
– A ty nie masz pojęcia jak wielkiej wagi jest ta sprawa. Czy ty rozumiesz, że chodzi tu o śmierć Mikasy? O pierdolone morderstwo?
Puścił mnie i odszedł, następnie przecierając oczy. Pociągnął kilka razy nosem, zakręcił się w kółko, trzymając rękę na głowie, po czym ponownie do mnie zbliżył, kiedy ja akurat chowałem broń. Następnie narzuciłem na siebie marynarkę. Wyminąłem go, ale zdążył mnie złapać za rękaw.
– Proszę... muszę wiedzieć dlaczego. Levi, muszę.
Ja też musiałem. Dlatego go rozumiałem w pewnym sensie. Westchnąłem cicho, odchylając głowę w tył. Moment później złapałem go za dłoń, którą wciąż utrzymywał na moim ubraniu. Zerknąłem w te przeklęte, szmaragdowe oczy, po czym kiwnąłem głową, by za mną podążył.
~~~
polecam włączyć utwór
niecałe pół godziny później
Weszliśmy przez drzwi. Ja prowadziłem, trzymając broń w ręku. Słyszałem stłumiony dźwięk gramofonu, dobiegający z piętra.
– Jesteś aresztowany za zabójstwo Mikasy Jaeger! Masz prawo zachować milczenie!
Coś spadło i rozbiło się na kawałki. Ten dźwięk dochodził z góry. Wyciągnąłem broń przed siebie, ruchem głowy nakazałem Erenowi się odsunąć. Powoli ruszyłem ku schodom.
I'm laughing on the outside, crying on the inside...
Dom z lat sześćdziesiątych, muzyka tak samo. Fotografie rozsypane na podłodze. Pyłki kurzu, unoszące się w powietrzu. Ustałem na pierwszy stopień.
– Wyjdź z uniesionymi rękoma!
Powoli pokonywałem kolejne stopnie. Wiedziałem, że on tam jest. Oznajmił nam o swojej obecności chwilę wcześniej. Kiedy dotarłem na piętro, Eren był w połowie schodów. Udało mi się dostrzec gramofon, grający tę przeklętą piosenkę. Pierwsze drzwi, obok których przechodziłem były otwarte na oścież. Pomieszczenie puste. A więc został tylko jeden pokój. Mocniej zacisnąłem dłoń na pistolecie.
– Jesteś aresztowany, wyjdź z uniesionymi rękoma!
Nagły błysk flesza. Oślepił mnie na moment. Jednak był wystarczający, by zaskoczyć strzałem. Poczułem ból w nodze. Syknąłem, natychmiast chowając się w pomieszczeniu, które wcześniej mijałem. Następnie zerknąłem na Erena. Widziałem przerażenie w jego oczach. Kucnął na schodach. Wpatrywał się we mnie tępo. Spojrzałem na nogę, jednak to było tylko małe draśnięcie, ledwo zadrapał skórę.
'Cause I'm so in love with you...
– Wyrzuć broń, inaczej będę zmuszony strzelać!
Kurwa, ta sytuacja jest bardzo kłopotliwa. Nie rozumiałem wszystkiego do końca. Czy on naprawdę jest wrogiem? Fakt, zaatakował mnie. Więc powinien być też zdolny do zabicia z zimną krwią Mikasy.
– Zraniłem cię, Levi?
Jego głos był cichy i spokojny, tak jak zawsze. Jednak teraz różnił się tym, że pozbawiony był uczuć i jakichkolwiek emocji.
– Ledwo drasnąłeś – zauważyłem. Krew przesiąkała już przez spodnie, jednak sama rana jedynie lekko piekła.
– Szkoda – stwierdził smutno. – Powiedz mi, Levi, dlaczego wybrał ciebie?
Zerknąłem na Erena, następnie układając palec wskazujący na ustach. Lepiej, aby nie wiedział o jego obecności.
– A dlaczego nie wybrał ciebie, Armin?
The tears are in my heart...
Niemal słyszałem, jak szybko wciąga w płuca powietrze. Wyjrzałem zza rogu, jednak nie widziałem go. Musiał być całkiem za framugą drzwi. Chciałem ruszyć w jego stronę, jednak gramofon stał mi na drodze. Gdybym chciał go ominąć, odsłoniłbym się. A nie mam niestety wiedzy jak dobrze chłopak strzela. Chował zdecydowanie zbyt wiele sekretów.
– Dlaczego mu nie powiedziałeś, co czujesz? Dlaczego zamiast słów wybrałeś zabójstwo niewinnej osoby?
– Wcale nie była niewinna! – krzyknął. Słyszałem, jak głos mu się łamie. Łzy oznaczały słabszą celność.
– Wyrzuć broń – powtórzyłem, aczkolwiek nie zareagował. Zupełnie, jakby wybierał sobie, co słyszy, a co nie.
...crying on the inside...
– Co zamierzasz? Mnie też chcesz zabić? Będziesz zabijał każdego, kto odważy się pokochać Erena?
– To była obietnica.
Słyszałem drżenie jego głosu. Łamliwość tonu. Miałem już dość tej gierki.
– Co za obietnica? – warknąłem.
– Nie zrozumiesz tego.
– Obiecałem mu, że zawsze będziemy razem – wtrącił nagle Eren. Wszedł po schodach, stając centralnie na środku korytarza. Ma tupet. I odwagę. – Gdy miałem osiem lat złożyłem Arminowi obietnicę. Mówiłem, że nigdy go nie opuszczę. I że zawsze będzie najważniejszy. Przysiągłem na mały palec. I może to głupie, ale dałem mu całusa. Zarumienił się, jak nigdy wcześniej ani później.
Eren zaśmiał się cicho pod nosem. Włożył ręce w kieszenie spodni. Następnie ruszył w stronę pokoju, w którym chował się chłopak. Chciałem go zatrzymać, jednak wiedziałem, że to na marne. W tym momencie nie zwróci na mnie żadnej uwagi. Dominowała w nim furia, którą bezskutecznie starał się opanować. Widziałem, jak ustał przed progiem, w którym był Armin. Spoglądał w dół, więc najpewniej blondyn siedział na podłodze. Następnie Jaeger się nad nim nachylił, po czym bez najmniejszego problemu zabrał mu pistolet z ręki. W tym momencie natychmiast do niego podszedłem. Bez słowa oddał mi broń, kiedy ja swoją celowałem w bezbronnego chłopaka.
Sekundę później byłem świadkiem, jak Eren kopnął Armina w twarz. Następnie w brzuch, klatkę piersiową oraz w ręce, którymi zaczął się zasłaniać. Wtedy skupił się na głowie. Blond włosy powoli zaczynały nabierać czerwonej barwy.
– Nie zamierzasz mnie powstrzymać? – zapytał nagle, na moment przestając. Widziałem dziwną, nieposkromioną radość w jego oczach. Niepowstrzymana, niepoprawna furia. W oczekiwaniu na moją odpowiedź trzymał stopę na głowie chłopaka.
– Obrona własna, działanie w afekcie. Co najwyżej dostaniesz zawiasy.
Broń Armina schowałem za pas, następnie wyjmując papierosy. Odpaliłem jednego, natychmiast się zaciągając. Swoją spluwą przestałem już celować. Arlelt był w takim stanie, że nie było sensu.
Czułem satysfakcję. Przeogromną. Nawet większą, niż ta, gdybym sam to robił. Wsłuchiwałem się w błagania chłopaka. A kopnięcia Erena były czymś jeszcze lepszym. Dostrzegłem, że ręce wciąż trzymał w kieszeniach. Najwidoczniej nie chciał się pobrudzić ścierwem. Bardzo dobrze, mądry chłopak.
– Starczy – zatrzymałem go, kładąc dłoń na jego ramieniu. – Musi być żywy.
Armin ledwo oddychał, krztusił się krwią i zwijał z bólu. Nie spodziewałem się zachowania Erena. Nie myślałem też, że będzie zdolny do czegoś takiego. Odsunąłem go od blondyna, po czym przewróciłem Arlelta na brzuch, wygiąłem ręce w tył i założyłem kajdanki.
– Ona ci uratowała życie, a ty odpłaciłeś się w ten sposób... Czego się spodziewałeś, co? A ja ci ufałem. Żaliłem się i dzieliłem tajemnicami. W ten sposób chciałeś do mnie dotrzeć? W ten? Gratuluję ci. Tak to dotrzesz jedynie do więzienia. Choć nie zasługujesz nawet na to. Z chęcią bym cię teraz wykończył, wiesz?
– To była obietnica, Eren.
Szarpnąłem go mocno, postawiłem na nogi. Udaliśmy się w stronę schodów.
– Masz prawo zachować milczenie.
Nie zachował.
~~~
kilkanaście lat wcześniej
Dwójka najlepszych przyjaciół siedziała na trawie obok siebie. Blondyn przeglądał książkę, a szatyn wpatrywał się przed siebie, żując kawałek źdźbła. Dopiero co rozmawiali o wycieczce nad morze. Eren chciał się tam wybrać, odkąd tylko Armin opowiedział o nim po raz pierwszy. To nie tak, że chłopiec nigdy o nim nie słyszał. Raczej tak, że dopiero jego przyjaciel zdołał rozbudzić w nim marzenie odkrycia słonej wody.
– Chcę nad morze – stwierdził ponuro. Następnie wypluł trawę, by zacząć wyrywać pojedyncze źdźbła z ziemi.
– Eren?
Duże, szmaragdowe oczy przeniosły się na przyjaciela. Blond włosy zasłaniały jego twarz, więc nie mógł z nich odczytać żadnych emocji. Jednak widział, że chłopiec wpatruje się w książkę, lekko gładząc jej okładkę oraz grzbiet.
– Co tam?
– Czy będziemy razem na zawsze?
Nastała cisza, którą przerywał jedynie szum wiatru oraz liści ocierających się o siebie. Eren wyciągnął dłoń do chłopca, odgarniając lekko jego włosy. Kiedy błękitne oczy na niego spojrzały, on uśmiechnął się ciepło.
– Zawsze będziemy razem i zawsze będziesz dla mnie najważniejszy. Oraz nigdy cię nie opuszczę!
Armin sięgnął dłonią w stronę Erena. Wystawił mały palec, na co Jaeger ochoczo złapał go swoim.
– Obietnica...?
– Obietnica – odparł, zaciskając go mocno.
Blondyn się uśmiechnął, po czym ponownie przeniósł wzrok na trzymaną w drugiej dłoni książkę. Jednak wtedy Eren się do niego zbliżył i cmoknął szybko w policzek, następnie odwracając wzrok. Zawstydził się, aczkolwiek nie tak bardzo jak jego przyjaciel.
Gdyby tylko wiedział, że ten mały całus będzie go tyle kosztował.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top