14. Podejrzana Petra Ral

2 tygodnie po morderstwie, 3 czerwca, godzina 8:07

     Siedziałem przy swoim biurku, czekając na przybycie mojej współpracowniczki. Spóźniała się już kilka minut. Może coś zatrzymało ją po drodze? Może znów ktoś próbował się nią wysługiwać? Czemu tak wiele osób w tej pracy myśli, że jeżeli kobieta jest drobna, urocza i miła, to odwali za ciebie całą brudną robotę? Na szczęście ona taka nie była i nie dawała sobą pomiatać.

     Kiedy weszła do pomieszczenia, dostrzegłem, iż niesie dwie filiżanki z kawą. Posłała mi miły uśmiech i postawiła jedną przede mną.

– Dzień dobry, Levi.

– Dzień dobry. Dziękuję – odparłem, sięgając po naczynie. Upiłem mały łyk, bardzo delikatnie się krzywiąc. Była kapkę za mocna. – Miło, że pamiętasz, że nie słodzę.

     Machnęła lekko ręką, dając mi tym samym do zrozumienia, że to wcale nie jest coś trudnego do zapamiętania. Sama usiadła przy swoim biurku naprzeciw mnie. Założyła nogę na nogę i zerknęła na ułożone na stosiku dokumenty. Także się napiła swojej kawy, następnie ją przemieszała kolistymi ruchami dłoni.

– Przypomnij mi, jak to się stało, że zaczęliśmy ze sobą sypiać?

     Dostrzegłem jak się spięła na moje pytanie. Odstawiła filiżankę, następnie wbijając we mnie bursztynowy wzrok. Zamyśliła się przez chwilę i chciała coś powiedzieć, jednak ostatecznie z tego zrezygnowała, by subtelnie zapytać:

– Skąd to pytanie?

     Wzruszyłem nieznacznie ramionami, odchylając się na krześle. Spojrzałem na nią spod lekko zmrużonych oczu.

– Nie pamiętam czy to był sylwester czy ta impreza pracownicza.

– Sylwester – odparła natychmiast. Ponownie napiła się kawy.

– A opowiesz mi swoją perspektywę?

~~~

3 lata wcześniej, 30 grudnia, godzina 18:58

     Od ponad tygodnia nie dzieliłam z Leviem czasu w pracy. On miał sporo wolnego, a kiedy pracował, ja miałam wolne. Dzisiaj jednak pracowaliśmy oboje, aczkolwiek od samego początku dnia nie mogłam na niego trafić. Non stop się wymijaliśmy, co mnie naprawdę dołowało. Spóźniony prezent urodzinowy czekał pod moim biurkiem, zapakowany w ładną, posrebrzaną torbę. Chciałam wywołać uśmiech na jego twarzy tym drobnym upominkiem.

     Jednak wreszcie wybiła dziewiętnasta, a mój dzień pracy dobiegł końca. Zaczekałam jeszcze dwie minuty, jednak nic to nie zmieniło, więc z cichym westchnieniem wstałam. Wyjęłam torbę spod biurka, po czym podeszłam do stanowiska pracy Levia. Położyłam ją w samym centrum idealnego porządku, po czym wzięłam długopis i napisałam na karteczce przyczepionej do jednej z rączek krótkie życzenia.

Wszystkiego najlepszego! Uśmiechnij się czasem. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Życzy Petra

– Co robisz?

     Natychmiast się odwróciłam, czując zdobiący moją twarz delikatny rumieniec. Niepewnie odłożyłam długopis na miejsce, po czym zrobiłam mały krok w bok, dzięki czemu Levi mógł dostrzec torbę, która do tej pory skrywała się za mną.

– Chciałam ci życzyć wszystkiego najlepszego... – westchnęłam cicho. – Wiem, że się spóźniłam, ale non stop się mijaliśmy, a chciałam to zrobić osobiście i...

     Przerwałam, po czym ponownie wzięłam torbę w dłonie. Podeszłam do mężczyzny, by mu ją podarować. Czułam się dziwnie zażenowana. Kiedy jednak nasze dłonie delikatnie się ze sobą zetknęły, poczułam nagłą potrzebę ucałowania go szybko w policzek. Nie miałam szminki, więc go nie pobrudziłam. Wiedziałam, że jej odcisk sprawiłby mu problem. Miałam tylko nadzieję, że problemu nie sprawi to, co zrobiłam.

– Dziękuję – odparł. – Ale wiesz, że nie musiałaś. Ja ci nic nie kupiłem.

– Ale pamiętałeś. Poza tym, kto powiedział, że coś kupiłam?

     Z zaciekawieniem zerknął do torby, następnie wyciągając z niej granatowy materiał. Rozłożył go na całą długość, dostrzegając, iż jest to szalik. Był bardzo gruby, mięciutki i ciepły. Zrobiony z wełny, idealny na spacery w zimne wieczory.

– Chyba spędziłaś nad nim dużo czasu. Obawiam się, czy mogę go przyjąć.

– Oj, przestań – stwierdziłam, zabierając mu go z rąk, by następnie zarzucić na jego szyję. – Robiłam go specjalnie z myślą o tobie. Często wracasz wieczorem pieszo, zawsze z odsłoniętą szyją. Nie możemy pozwolić, aby nasz najlepszy policjant się rozchorował.

     Posłał mi ten delikatny, praktycznie niezauważalny uśmiech, który tak pragnęłam zobaczyć. Momentalnie poczerwieniałam, spuszczając głowę. W tym wszystkim nawet nie wiedziałam, czy zdążył przeczytać dołączoną karteczkę.

– Przestań mi tak słodzić. Nie jestem przyzwyczajony i nie wiem, jak na to reagować – westchnął cicho, następnie obejmując mnie ramieniem. – Chodź, odprowadzę cię.

     Czułam się niezręcznie, ale jednocześnie byłam niewyobrażalnie szczęśliwa. Levi specjalnie dla mnie skończył wcześniej. Oczywiście nie miał z tym żadnego problemu, ponieważ jego wyniki i tak przewyższały normę. Kiedy wyszliśmy z budynku, owinął sobie podarowany ode mnie prezent na szyi. Zorientowałam się, że brakuje mu czapki. Białe płatki śniegu opadały lekko na jego kruczoczarne włosy, idealnie z nimi kontrastując. Wpatrywałam się w niego jak w obrazek, wyobrażając sobie ten uśmiech pod granatowym materiałem. Kiedy użyczył mi swojego ramienia do wsparcia, skorzystałam od razu. Co prawda na chodniku nie było lodu, jednak sam fakt tej bliskości, którą zaoferował sprawiał, że po prostu na to przystałam.

     Drogę do mojego domu przebyliśmy w częściowej ciszy. Była jakaś taka miła i przyjazna. Co jakiś czas pojawiał się niezobowiązujący temat, jednak dziwnie szybko się kończył. Mimo to dalej delektowałam się tym czasem, który mogłam z nim dzielić. To było bardzo nieprofesjonalne, bo jako jego współpracowniczka zdecydowanie nie powinnam żywić tak intensywnych uczuć, jednak byłam nim otumaniona.

     Gdzieś na końcu ulicy wystrzeliły pierwsze fajerwerki, mimo że do świętowania został jeszcze dzień. Jednak te kolorowe, głośne światła postanowiły przypomnieć mi o zadaniu mu ważnego pytania.

– Co robisz w sylwestra?

     Najpierw na mnie spojrzał, a następnie poprawił ramię i ponownie zwrócił wzrok przed siebie.

– Spędzam go z siostrą i jej chłopakiem. A ty?

– Ja? Cóż, brak ciekawych planów. Pewnie skończę z szampanem w ręku przed telewizorem – nastała krótka chwila ciszy. – Pozwól, że zapytam: nie czujesz się jakoś dziwnie na myśl spędzenia tego czasu, mając obok siebie zakochaną parę?

– Nie – stwierdził natychmiast. – Poza tym to oni zamierzają wbić się do mojego mieszkania. Podobno z mojego balkonu jest lepszy widok.

– Ach, rozumiem – zauważyłam.

– Nie chcesz mi może potowarzyszyć? Chyba że wolisz swoje własne plany, to nie było tematu.

     Poczułam, jak moje serce zaczęło szybko bić. Oczywiście, że wolałam jego towarzystwo, niż czegokolwiek innego. Mocniej zacisnęłam rękę na jego ramieniu, następnie posyłając szczery uśmiech w stronę kobaltowych oczu.

– Oczywiście, że chciałabym! – odparłam. – Bardzo dziękuję za zaproszenie.

– Nie ma sprawy. Może i masz rację z tym dziwnym czuciem się przy nich.

     Przeszliśmy jeszcze kawałek, po czym zatrzymaliśmy się przed małą kamienicą. To właśnie tutaj mieszkałam. Podziękowałam wylewnie Leviowi, po czym się pożegnałam i z uśmiechem weszłam do budynku.

~~~

dzień później, 31 grudnia, godzina 23:47

     Balkon Levia naprawdę miał niesamowity widok. Fajerwerki strzelały już od co najmniej pół godziny, oświetlając wszystkimi kolorami czarne niebo. Ich huk się roznosił po okolicy. Z początku był niemal utrapieniem, jednak szybko szło się do niego przyzwyczaić. Co prawda trzeba było mówić głośniej, czasem niemal krzyczeć, mimo to większość czasu i tak spędzaliśmy w ciszy, delektując się widokiem rozbłysków.

     Po jednej stronie balkonu stała Mikasa, opierając się o barierkę. Za nią stał Eren, otulając ją ramionami. Dłonie miał splecione na jej brzuchu, a podbródek oparty o jej bark. Wystarczyło jedno zerknięcie na niego, by dostrzec iskry szczęścia w jego oczach. Wyglądał, jak szczęśliwe dziecko. Był naprawdę pozytywną osobą. Dziewczyna za to także z fascynacją wpatrywała się w światełka, jednak już zdecydowanie mniejszą, niż jej chłopak. Albo wyjątkowo dobrze ukrytą. Była bardzo spokojna i opanowana, tak teraz, jak i na co dzień.

     Levi obejmował mnie w talii, trzymając w wolnej dłoni kieliszek z szampanem. Ja swój delikatnie obracałam w ręku, opierając go stópką o balkonową barierkę. W pewnym momencie odważyłam się oprzeć głowę o policzek czarnowłosego. Czułam się tak bezpiecznie i beztrosko. Wiedziałam, że mogę mu ufać w każdej kwestii. Bałam się jednak, że brnę trochę za daleko w swoich uczuciach. Może także go za bardzo idealizowałam? Aczkolwiek znałam go już tyle lat. Studiowaliśmy razem, a później trafiliśmy do jednego gabinetu w pracy. Naprawdę sporo o sobie wiedzieliśmy. No może jednak on nie wiedział wszystkiego o mnie...

– Mika, chodź po nasze kieliszki, to już zaraz! – zawołał nagle Eren, momentalnie ciągnąc dziewczynę za sobą do wnętrza mieszkania. Zerknęłam na zegarek. Mieli ledwo kilka minut.

     Poczułam subtelne zaciśnięcie się dłoni na mojej talii. Levi się lekko obrócił w moją stronę, naciskając na mnie tak, bym także musiała się zwrócić ku niemu. Stykałam się piersiami z jego klatką piersiową. Było ciasno, miał silne ręce. Następnie oparł czoło o moje i delikatnie smyrnął swoim nosem mój.

– Petra... wiem, że skłamałaś.

     Poczułam nagłą gulę w gardle. Wpatrywałam się w jego obojczyki, ukazujące mi się spod rozpiętej koszuli. Znów okrył mnie rumieniec.

– O czym mówisz? – szepnęłam.

– Przypadkiem słyszałem w naszej pracowniczej kuchni, że jesteś zaproszona na sylwestra do dziewczyn. Ponoć byłaś bardzo chętna na babski wieczór, czyż nie?

     Odstawiłam kieliszek na barierkę. Szczęście, że była płaska i się na niej idealnie mieścił. Następnie ułożyłam dłonie na ramiona mężczyzny. Zacisnęłam lekko.

– Nie kłamałam. Mówiłam tylko, że nie mam ciekawych planów, a nie, że nie mam ich wcale.

– Więc rozegrałaś to tak, bym cię zaprosił do siebie?

– Może – odparłam cicho, łapiąc za kołnierz jego koszuli. Przez cały ten czas unikałam z nim kontaktu wzrokowego. W pewien sposób bałam się jego oczu. Miały w sobie taką głębię, możliwość zatracenia się w niej. Wciągały i nie chciały wypuścić.

     Poczułam nagle, jak mocniej mnie do siebie przyciąga. Musiał także odstawić swój kieliszek, bo zrobił to obiema dłońmi. Następnie pocałował mnie lekko, prowokując moje usta do rozchylenia się.

     Jego język w pewien sposób tańczył. Zgrywał się idealnie z wargami, dopełniając ich ruchy. Razem tworzyły cudowne połączenie namiętności i uroku. Smakowały mnie powoli, posiadając całkowitą kontrolę nad wszystkimi odczuciami. Czułam, że nie tylko potrafi sprawić, by zmiękły mi nogi, ale także spowodować, by w moim ciele płonął ogień, a następnie oblało mnie lodowate zimno. Byłam pogrążona w przeświadczeniu niepohamowanego pożądania. Oplótł mnie sobie wokół palca w zaledwie kilka sekund, które zdawały mi się zbyt, stanowczo zbyt krótkie.

     Kiedy się odsunął, czułam pulsowanie gorących warg i drżące kolana. Byłam pewna, że nie zdołam zrobić najmniejszego kroku. Oparłam się o jego ramię i westchnęłam lekko.

– Chcesz iść do sypialni?

     Podniosłam na niego wzrok. Kobaltowe oczy błyszczały w pewien sposób. Usta miał lekko zaczerwienione, jednak nadal chętne bliskości. Nie musiałam się zastanawiać nad odpowiedzią. Zawsze tego chciałam.

– Bardzo.

     Poszliśmy. Przechodząc przez salon dostrzegłam, że Mikasę i Erena także dopadł noworoczny klimat, jednak trudno było im się dziwić, skoro już od samego początku zdawali się jedynie czekać na odpowiedni moment. Dobrze jednak, że chwilowo ograniczali się do namiętnego pocałunku. Dziewczyna chyba nie chciała robić tego tutaj.

     Weszliśmy do sypialni Levia. Przekręcił klucz w zamku. Później wszystko potoczyło się szybko. Namiętność, bliskość, pożądanie, pocałunki i malinki. Zdarliśmy z siebie ubrania. Z jego koszuli urwał się guzik. Myślałam, że suwak w mojej sukience się popsuje, jednak udało się ją zdjąć, kiedy była rozpięta ledwo do połowy. Bez pytania rozpiął mój biustonosz, ściągnął go i odrzucił gdzieś w bok. Padłam na miękką pościel, a on zaczął obdarowywać mokrymi całusami moją szyję, dekolt i piersi. Jego ręka za to zajmowała się koronkową bielizną. Ciekawe po co ją w ogóle zakładałam, skoro pewnie nawet nie pamięta koloru? Kiedy jednak już ją zdjął, a oboje byliśmy nadzy, jego ręka spowodowała jedne z najlepszych chwil mojego życia. Nie musiałam tłumić sapnięć i jęków, ponieważ wybuchy fajerwerków i tak wszystko zagłuszały.

     Następnie zawisł nade mną. Splótł nasze palce i wszedł we mnie bez pytania. Uniosłam się do niego na tyle, na ile mogłam, a on w odpowiedzi złączył nasze wargi. Zaczął mnie całować i rozpieszczać. Doprowadzać do gorąca i nienaturalnie szybkich uderzeń serca, by zaraz potem zwalniać i pozwalać, by moje ciało ogarniał dreszcz chłodu. Dotykał mnie całą, poczynając od szyi, przez talię i biodra, a kończąc na pośladkach. Podświadomie robił rzeczy, które doprowadzały mnie niemal do końca, by nagle odpuszczać i torturować mnie tą rozkoszą trochę dłużej. Zaciskałam mocno nogi wokół jego talii. Wpatrywałam się w tę przystojną twarz. Pozwoliłam sobie przeczesać dłonią jego włosy. Pragnęłam tak wiele. By to trwało w nieskończoność i nigdy się nie skończyło.

     Jednak się skończyło, a ja wtedy poczułam boskie zamroczenie. Wpierw zaciskałam paznokcie na jego plecach, jednak już minutę później leżałam bezwładnie na łóżku, nie mając sił nawet unieść tych nieszczęsnych rąk. Cała drżałam i słyszałam bicie swego serca. Mój oddech był szybki i nierówny. A mój kochanek zmęczony i zdecydowanie zadowolony.

     Nie obchodziło mnie już nic. Ani huk fajerwerków, ani ich kolorowy blask. Ani nawet to, że rozpoczął się nowy rok. Było zbyt dobrze, bym czymkolwiek się przejmowała.

~~~

aktualna sytuacja, 3 czerwca, godzina 8:29

— Niebieska.

Petra zmarszczyła brwi, jakby nie do końca wiedząc o co mi chodzi.

— Koronkowa bielizna była niebieska — stwierdziłem ponuro. — Pamiętam.

— Och... To chyba dobrze — mruknęła, próbując ukryć przede mną rumieniec na policzkach.

Wpatrywałem się w nią chwilę, lustrując każdy kawałek jej twarzy, przez włosy oraz bluzkę, którą miała na sobie. Miałem w głowie wiele pytań, ale nie wiedziałem które byłoby najodpowiedniejsze. Przecież nie mogłem jej zasypać wszystkimi.

— Myślisz, że by się nam udało?

— Oj, Levi — burknęła, zaraz po tym wstając od swojego biurka. Podeszła do parapetu, na którym leżała jej torebka, po czym zaczęła w niej szperać. — Mam dużo pracy i nie chcę o tym rozmyślać.

Wcale nie miała dużo pracy.

— Prosiłaś Mikasę, żeby mi nie mówiła?

Spojrzała na mnie naprawdę zirytowana, rozwierając przy tym nieznacznie usta.

— Czy ty mnie podejrzewasz...? Levi, naprawdę?

— Pytam.

— A ja odpowiadam — stwierdziła szorstko, wyciągając wreszcie portfel z torebki. — Nie zabiłam jej i nawet nie próbuj mi tego insynuować — warknęła już głośniej. 

Zaraz po tym skierowała się do wyjścia z biura, a jej obcasy wydawały głośny dźwięk przy uderzeniach o podłogę. Wyszła, trzaskając drzwiami.

Ukrywała zbyt wiele.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top