12. Podejrzana Annie Leonhart

Ponownie dziękuję PorucznikPuszek za pomoc przy rozdziale. ♡ I wiem, że się spóźniłam, ale nagle mnie wena opuściła, przepraszam.

9 dni po morderstwie, 29 maja, godzina 10:15

Annie była osobą bardzo intrygującą i skrytą, jednak trudną w obejściu. Niewyparzony język był jej stałym elementem, zupełnie jak chamskie odzywki i wręcz nienaturalna zadziorność. W pewnym sensie obawiałem się spotkania z nią. Na weselu Mikasy i Erena zachowywała się co najmniej dziwnie w stosunku do mnie. Nadal przechodzą mnie dreszcze na wspomnienie jej paznokcia na mojej skórze i dźwięku, jaki nastąpił, gdy przejechała nim po moich spodniach.

Rozwiałem te myśli, wchodząc do domu kultury. Panna Leonhart pracowała w tym miejscu, a kiedy zadzwoniłem w sprawie przesłuchania oboje zdecydowaliśmy, że najlepiej będzie, kiedy tutaj przyjdę. Tak więc skierowałem się na pierwsze piętro, a gdy miałem skręcić w jeden z korytarzy ktoś na mnie wpadł.

Była to Petra. Kiedy zobaczyła mnie w pełnym mundurze jedynie wybąkała jakieś przeprosiny, po czym uciekła schodami w dół. Po weselu, na którym odleciała tak wcześnie zdawała się być jeszcze dziwniejsza. I w dodatku jeszcze dokładniej mnie unikała. Pamiętam wszystko z tamtej nocy, więc nie mam pojęcia, o co mogłoby jej chodzić.

Ruszyłem dalej, a będąc pod właściwymi drzwiami już chciałem zapukać, kiedy usłyszałem czyjś głos.

- Ale, Annie, musisz dać mi szansę! Zrobiłem dokładnie to, o co mnie prosiłaś. Nie możesz mnie ot tak odprawić z kwitkiem!

- Bertholdt, daj mi już spokój! Dogadaliśmy się jasno, więc odpuść wreszcie. Zaraz będzie tutaj Ackermann, więc mówię ci stanowcze do widzenia!

Usłyszałem stukot szpilek, a moment później rozeźlony, męski krok. Odszedłem kawałek od drzwi, by nimi nie dostać, kiedy zostaną otwarte z hukiem. Hoover wyszedł z gabinetu, a kiedy mnie dostrzegł jedynie burknął ciche przywitanie pod nosem. Zaraz potem zniknął mi z oczu.

Wszedłem do pomieszczenia.

- Dzień dobry, starszy asp...

- Wiem - przerwała mi warknięciem. - Siadaj.

Zachowując spokój podszedłem do jej biurka i usiadłem na wskazane krzesło. Od razu wyjąłem dyktafon i notatnik, chciałem jak najszybciej stąd wyjść. Atmosfera panująca w tym miejscu była gęsta. Zdecydowanie zbyt gęsta.

- Kłócimy się z przyjaciółmi? - zagadałem, niby od niechcenia.

- Nie twój zasrany interes.

Aha, a więc w ten sposób niczego się od niej nie dowiem, a chcąc nie chcąc ta krótka wymiana zdań, której byłem świadkiem mnie zaintrygowała.

- Czy zgadzasz się, aby nasza rozmowa była nagrywana?

- Tak.

Odpowiadając mi na pytanie wstała i okrążyła biurko, by być po tej stronie, po której ja siedziałem. Usiadła na mebel i założyła nogę na nogę, zupełnie jakby chcąc mi pokazać swoje walory. Czarna, obcisła spódnica nie sięgała jej nawet połowy ud. Dodatkowo czarne szpilki i biała, dopasowana koszula idealnie się komponowały. Włączyłem dyktafon.

- Co robiłaś w nocy, z dnia dwudziestego na dwudziestego pierwszego maja? Dokładniej między godziną dwudziestą drugą a pierwszą?

- Byłam w klubie - odparła sucho.

- Czy masz świadków tego zdarzenia?

- Możliwe, że jestem na monitoringu, jednak nie wiem czy on w ogóle tam jest.

- Rozumiem. Tego wieczora dwukrotnie dzwoniłaś do zabitej Mikasy Ackermann. Co chciałaś jej przekazać?

- Byłam pijana, pewnie chciałam gadać głupoty.

- Czy pamiętasz wszystko z tamtego wieczoru?

- To, że byłam pijana, nie oznacza, że urwał mi się film - westchnęła. Kilkukrotnie puknęła szpilką o moje krzesło.

- Co cię łączyło z Mikasą?

~~~

kilka lat wcześniej, 7 września, godzina 12:36

Miałam akurat okienko między lekcjami. Postanowiłam spędzić je w bibliotece. Przynajmniej tutaj nie roiło się od pierwszoklasistów. Przeglądając bezsensownie pierwsze strony lektury, którą polonistka już zdążyła nam zadać usłyszałam, że ktoś wszedł do pomieszczenia. Szczerze mało mnie interesowało kto to był, dopóki delikwentka nie usiadła obok mnie, zupełnie jakby nie miała do wyboru dwudziestu innych miejsc.

Mimowolnie na nią spojrzałam. Miała czarne włosy, sięgały ledwo do ramion, wydawała się mieć bardzo delikatną cerę. Musiała zauważyć, że jej się przyglądam, bo także na mnie spojrzała. Miałam wrażenie, jakby szarość jej oczu przebiła mnie na wylot. W jednym momencie straciłam rezon, zapomniałam zupełnie co ja tutaj robię. Liczyły się tylko te szare, okolone gęstymi rzęsami oczy.

To tego dnia, siódmego września drugiej klasy, kiedy ona była w pierwszej, oddałam jej swoje serce, mimo że wcale tego nie planowałam. Byłam dla niej zawsze, wszędzie, jedno słowo i się pojawiałam. Mogłam spędzać z nią godziny, całe dnie. Zawsze było mi mało. Jednak ona tego nie dostrzegała. Niemal od razu znalazła sobie chłopaka, do którego szczebiotała, i którego darzyła tak niepohamowaną miłością, jaką ja ją darzyłam.

Brakowało mi odwagi, by wyznać jej swoje uczucia. Poza tym co by to dało? Była zajęta, wciąż i wciąż. Miała coraz mniej czasu dla przyjaciół, w tym i dla mnie, choć nie wydaje mi się, byśmy kiedykolwiek szczerze obdarzyły się tym mianem.

Tylko raz zrobiłam jej coś okropnego. Przed zakończeniem w jej drugiej klasie byłam u niej na noc, a kiedy poszła się kąpać wzięłam jej telefon, chcąc znaleźć coś, co spowodowałoby rozstanie z Erenem. I wtedy trafiłam na filmik, na którym chłopak obrażał nauczycieli. Wydawał mi się idealny, domyślałam się, że jedynie ich dwójka go ma. Nie wiem jak można być tak głupim, by nagrywać takie rzeczy, ale wciąż jestem zdania, że był to jego pomysł. Wysłałam sobie nagranie, a podmienienie płytek na zakończeniu było łatwizną. W dodatku nikt mnie nie podejrzewał, wiedziałam, że na pierwszy ogień pójdą Historia i Armin.

Plan się powiódł, Mikasa rozstała się z nim. Nagle miała dla mnie o wiele więcej czasu. Przychodziła do mnie, ja do niej. Jednak nie miałam serca mówić jej o swoich uczuciach od razu. Planowałam zaczekać tydzień, może dwa. Pomagałam jej się podnieść z mini depresji, która nastała. W końcu byli razem prawie dwa lata.

W końcu zdecydowałam, kiedy będzie ten dzień. Piąty lipca wydawał się odpowiedni. Chciałam do niej przyjść, jednak odmówiła, wykręcając się ważną sprawą. W porządku, zrozumiałam. Jednak trochę później do mnie napisała, a ja zdecydowałam. To ten moment.

Nie wysłałam wiadomości, którą napisałam. Usunęłam ją i chciałam pogratulować czy coś, jednak nie potrafiłam. Świat mi się zawalił, wszystko runęło, jak domek z kart. A mogłam się pospieszyć o jeden dzień.

Jednak dość szybko do mnie dotarł sens wiadomości. Przeklęty Ackermann. Zawsze musiał wpieprzać się w jej sprawy, dokładnie tak wtedy myślałam.

Postanowiłam się wycofać, dać sobie z nią spokój. Wyrzucić ją gdzieś w czeluści pamięci. Poza tym nasze drogi się rozchodziły - ja szłam na studia, a ona została w liceum, na ostatnim roku. Jej plany były inne, więc nie spodziewałam się jej kiedykolwiek zobaczyć na swojej uczelni.

~~~

kilka miesięcy przed morderstwem, 29 stycznia, godzina 11:20

Nie spodziewałam się wiadomości od panny Ackermann. Ale takowa na mnie czekała, w dodatku wysłana kilka tygodni wcześniej. Chcąc nie chcąc umówiłam się na spotkanie, które proponowała dziewczyna. Mała kawiarnia, środek zimy, centrum miasta.

Kiedy tam dotarłam ona już na mnie czekała. Przytuliła mnie na powitanie, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć płaszcz. Śnieg za oknem zaczął sypać bardziej obficie, zimne podmuchy wiatru przy otwieraniu przez klientów drzwi nie były miłym odczuciem.

- Tyle lat się nie widziałyśmy - westchnęła miękko. Nic a nic się nie zmieniła. - Odkąd poszłaś na studia zupełnie straciłaś dla mnie czas.

- Dużo nauki - odparłam wymijająco. - A co u ciebie?

Uśmiechnęła się promiennie, po czym wyciągnęła do mnie dłoń, pokazując na niej złoty pierścionek. Drobny i delikatny, z jednym kamieniem, jednak wyjątkowo uroczy, zupełnie jak ona.

- To mój cel spotkania z tobą - stwierdziła, po chwili podając mi białą kopertę.

Nie przypominałam sobie, abym kiedykolwiek pożyczała jej jakieś pieniądze, więc raczej nie były zawartością koperty. Drżącymi dłońmi ją otworzyłam, a moim oczom ukazała się bogato zdobiona kartka. Rozłożyłam ją i przeczytałam zawartość.

Bóg mi świadkiem, kocham ją,
I z tego kochania
Nauczyłem się nawet rymować
I melancholizować.

Bo moja miłość równie jest głęboka
Jak morze, równie jak ono bez końca;
Im więcej ci jej udzielam, tym więcej
Czuję jej w sercu.

Mikasa Ackermann i Eren Jaeger
mają zaszczyt zaprosić

Sz. P. Annie Leonhart wraz z osobą towarzyszącą

na uroczystość zawarcia Związku Małżeńskiego, która odbędzie się 13 maja o godzinie 16:00.

Po uroczystości miło nam będzie gościć Sz. P. na przyjęciu weselnym.

Oniemiałam. Dotarło do mnie, że przez niewykonanie żadnego kroku w stronę zdobycia Mikasy sama wykopałam sobie dołek. Może mogłam się pospieszyć? Albo nie zwracać uwagi na to, że była z Erenem? Jednak już było za późno, zupełnie jak te kilka lat temu, piątego lipca.

- Pierwszy raz widzę, abyś płakała.

Głos Mikasy wyrwał mnie z rozmyślań. Miała rację, poczułam gorące krople na swoich policzkach. Powoli spływały ku podbródkowi.

- To ze szczęścia - skłamałam. - Przepraszam na chwilę.

Wstałam od stołu i ruszyłam do toalety. Będąc w niej oparłam się dłońmi o umywalkę, przed lustrem. Ha, królowa lodu uroniła łzy, aż dziw. Może lepiej zamienić mi się w kryształ i zniknąć z życia na kilka lat? Nie, tak nie może być. Czas wziąć się w garść. Muszę wreszcie coś poradzić na to jednostronne uczucie.

Tylko co?

Ochlapałam twarz zimną wodą. Coś mi rano dobrze podpowiedziało, aby użyć wodoodpornego tuszu.

Wrócić? Powiedzieć? Nie powiedzieć? Zapomnieć? Wyrzec się?

- Jasna cholera.

Wróciłam. Rozmowa wyjątkowo się nie kleiła. Mikasa wciąż opowiadała o Erenie. Jakie studia skończył, gdzie pracuje, kto będzie jego świadkiem, jak się ubierze na ślub, że powinien obciąć włosy, ale z drugiej strony są idealne, ale jednak odstają we wszystkie strony.

Nienawidzę Erena.

Nienawidzę Levia.

Nienawidzę przez nich Mikasę.

~~~

dzień ślubu, 13 maja, godzina 23:57

- Czemu założyłaś czarną kieckę na ślub?

Zerknęłam znad kieliszka na postać, która przerwała mi jakże ważną kontemplację czy napić się wiśniowego czy malinowego wina w następnej kolejności. Burza jasnobrązowych włosów, piwne oczy, delikatny rumieniec, pewnie od zbyt dużej ilości alkoholu. Marynarkę gdzieś zapodział, a krawat rozluźnił - z pewnością nawet nie potrafił go samemu zawiązać.

- Można powiedzieć, że przyszłam na pogrzeb swoich uczuć.

- Nie rozumiem.

Nagle odstawiłam kieliszek, który wydał donośny dźwięk przy zetknięciu się ze stołem. Zwróciłam się w stronę Jeana i założyłam nogę na nogę.

- Pocałunek Mikasy odebrał ci resztki rozumu? Czy raczej nigdy nie miałeś go na tyle, aby się nim chwalić?

Chciał coś odpowiedzieć, jednak jedynie przybrał bardziej purpurowy odcień twarzy. Spojrzał gdzieś w bok, a kiedy podążyłam za jego wzrokiem dostrzegłam Levia rozmawiającego z Erenem. Mikasa siedziała nieopodal, przy teściach.

- Kirschtein, zrobisz coś dla mnie?

Chłopak spojrzał na mnie z lekkim przerażeniem w oczach. Ja na jego miejscu także bałabym się swojej prośby, więc nie dziwię mu się.

- Namów Ackermanna, aby zatańczył z Jaegerem.

- Po co?

- Po prostu to zrób, a sam zatańcz z Arminem - rozkazałam. - Nie pyskuj i poproś o dość wolną muzykę, aby można było w spokoju porozmawiać.

Jean westchnął ciężko, delikatnie rozkładając ręce. Wstał i wpierw udał się do ludzi odpowiedzialnych za muzykę, a chwilę później podszedł do Levia i Erena. Oparł się dłońmi o ich krzesła i zaczął spełniać moją prośbę. Widziałam jak Jaeger zaczął chichotać, a Ackermann spojrzał na Kirschteina jak na kogoś niespełna rozumu. Ku mojemu zadowoleniu pan młody przystał na propozycję i wyciągnął Levia do tańca, a moment później Jean, wciąż z czerwonymi policzkami podszedł do Armina. Już po chwili dwie pary tańczyły na parkiecie.

Nie czekając długo wstałam i udałam się do panny młodej. Przeprosiłam za przerwanie rozmowy, po czym z lekkim ukłonem poprosiłam ją do tańca. Z początku była zdezorientowana, ale kiedy dostrzegła pary na parkiecie podała mi dłoń i dała się poprowadzić.

- Kto wymyślił, aby tańczyć w takich parach? - zapytała ciepło, na co wzruszyłam ramionami.

- Ciekawa odskocznia. Poza tym ile możesz tańczyć jedynie z Erenem?

- Aby tylko z Erenem! Tańczyłam dzisiaj z każdym mężczyzną z zaproszonych, ale muszę przyznać, że jesteś pierwszą kobietą, z którą tańczę.

- Pięknie dzisiaj wyglądasz.

Uśmiechnęła się lekko na te słowa. Moja czarna sukienka musiała idealnie kontrastować ze śnieżnobiałą suknią ślubną. Coś jak dobro i zło albo yin-yang. A tymi kropeczkami były nasze włosy, zupełna odwrotność.

Nieznacznie się rozejrzałam. Na parkiecie było już więcej jednopłciowych par, nawet starsi wujkowie i ciotki tańczyli. Przez moment zauważyłam utkwione we mnie spojrzenie Jeana.

- Mikasa, chciałabym ci coś powiedzieć - zaczęłam cicho. - Odkąd się poznałyśmy...

Nagle upadłam na ziemię. Od razu poczułam okropny ból w kostce. Spojrzałam na nią i dostrzegłam złamany obcas. Otoczenie definitywnie nie chce, abym wyznała w końcu dziewczynie moje uczucia. Spróbowałam się podnieść, jednak ból za bardzo promieniował. Już chwilę później naokoło mnie było małe zbiegowisko, a Ackermann usztywniał mi nogę.

Straciłam ostatnie nadzieje.

~~~

- Więc nigdy nie powiedziałaś Mikasie, co do niej czujesz?

- Nie zdarzyła się okazja.

Były to słowa suche i przepełnione jadem. Wyłączyłem dyktafon i wstałem ze swojego miejsca.

- Dziękuję za zeznania - stwierdziłem, ruszając w stronę drzwi. Nagle jednak Annie złapała mnie za rękaw. Spojrzałem na nią, jednak jedynie spuściła głowę i nic nie powiedziała.

Wyszedłem, mając w głowie mnóstwo sprzecznych myśli. Wiedziałem jednak, że jeszcze wiele rzeczy o tej kobiecie nie wiem, a miały one same wypłynąć z czasem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top