1. Nowa droga życia

tydzień wcześniej, 13 maja, godzina 16:30

 - Czy ty, Mikaso Ackermann, bierzesz sobie obecnego tutaj Erena Jaegera za męża?

 - Tak.

 - Czy ty, Erenie Jaeger, bierzesz sobie obecną tutaj Mikasę Ackermann za żonę?

 - Oczywiście.

  - A więc ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować.

     I się pocałowali, a ja odwróciłem wzrok. Mimo że przed ołtarzem wyglądali razem pięknie, uważałem, że pocałunek to forma bliskości na tyle intymna, że inni ludzie nie powinni się na nią gapić. Jednak ze wszystkich zebranych chyba tylko ja byłem takiego zdania. Nawet Petra gapiła się na parę młodą.

     Oi, Petra... Moja współpracowniczka, której nie mógłbym niczego zarzucić. Zawsze ułożona, grzeczna, miła. Kto by się spodziewał, że się z nią zejdę? Ja z pewnością nie, ale wszyscy inni - owszem. Szkoda tylko, że nasz związek zakończył się po niecałym miesiącu, kiedy Mikasa przyłapała ją z kimś innym w biurowej kuchni. Szczerze mówiąc to nawet za bardzo się tym nie przejąłem, chociaż ona płakała, jęczała i skakała naokoło mnie przez ponad tydzień. Cóż mogę powiedzieć, wyraziłem sprawę jasno "Możemy zostać przyjaciółmi, nie masz u mnie już żadnych szans". No a ona najwidoczniej to zrozumiała, bo od tamtej pory, czyli jakoś ponad roku, mam spokój. Co prawda czasem wyjdziemy gdzieś na kawę, czy spotkamy się także z innymi współpracownikami, jednak zawsze jako przyjaciele. A co roi się w jej rudej główce to już nie moja sprawa i tak w sumie to mało mnie to interesuje. Póki się do mnie nie przystawia i nie lepi jak rzep do psiego ogona możemy kontynuować naszą znajomość.

     No i między innymi właśnie z tego powodu zabrałem ją jako osobę towarzyszącą na ślub Mikasy i Erena. Nie miałem nikogo innego z kim mógłbym iść, a ona była koniec końców najbliższą mi kobietą. Wyglądała bardzo ładnie. Włosy miała rozpuszczone, tak jak zwykle, ale ozdobione kilkoma błyszczącymi spinkami. Na siebie ubrała długą do kostek czerwoną sukienkę, która plecy i ramiona zakrywała samą koronką. No i nie obyło się bez szpilek. Mierziło mnie to strasznie, bo była przez nie trochę ode mnie wyższa. Na szczęście obcas moich pantofli trochę niwelował tę różnicę, więc nie było aż tak źle, jednak...

     Zauważyła, że jej się przyglądam, a ja udałem, że strzepuję z jej ramienia jakiś pyłek. Świetnie, Levi, co ty w ogóle wyprawiasz?

 - Ominął cię pocałunek pary młodej - wyszeptała swoim melodyjnym głosikiem. Momentami miałem go dość. Szczególnie kiedy suszyła mi głowę o jakieś bzdury.

 - Nie lubię się gapić na cudze intymne kontakty - westchnąłem w odpowiedzi i znów zwróciłem wzrok na Mikasę i Erena.

     Eren miał na sobie biały garnitur, a w kieszeń na piersi miał wetkniętą czerwoną różę. Wyglądał nonszalancko, kiedy podawał dłoń swojej świeżo upieczonej żonie, by razem udali się ku wyjściu z sali.

     Mikasa zaś, moja ukochana siostrzyczka... No może przesadziłem z tą ukochaną, aczkolwiek siostrą już jest. Nawet bardzo mi bliską. Niestety. Albo i stety? W każdym razie wyglądała zjawiskowo w białej sukni ślubnej z mnóstwem koronek, falbanek i innych pierdółek. Welon na jej głowie był tak długi, że jakaś mała dziewczynka za nią dreptała i go niosła, żeby nie ciągnął się po ziemi. Włosy Mikasy były upięte w kok, jednak jej grzywka została na swoim miejscu. Cóż mogę powiedzieć - była piękna

 - Idziemy - szepnęła Petra, szturchając mnie delikatnie łokciem. Dopiero wtedy zorientowałem się, że wszyscy już powoli wychodzą z sali, kierując się za młodą parą. Podałem ramię Petrze, a ona chętnie skorzystała z okazji. Nie interesowało mnie czy zrobiła to ze względu na swoje pobudki względem mnie, czy raczej chciała się nienagannie prezentować w towarzystwie. W każdym razie wyszliśmy.

     Słońce grzało niemiłosiernie. Myślałem, że się uduszę, jeżeli ciągle będę w zapiętym pod samą szyję garniturze. Chciałem rozluźnić krawat, jednak Petra na to lekko trzepnęła mnie po dłoni.

 - Zapomnij! - syknęła. - Teraz będzie grupowe zdjęcie, a my będziemy stali praktycznie przy parze młodej!

     No tak, zapomniałem. Jako jedyna rodzina Mikasy muszę stać blisko, a Petra razem ze mną, bo w końcu mi towarzyszy. Zmrużyłem oczy. Byłem niewyspany i zdenerwowany. Od samego rana ogarniałem Erena i musiałem znosić jego stresy i inne ślubne nastroje. Chyba pięć razy zmieniałem mu krawat, bo nawet żadnego zawiązać nie potrafił. Ja się pytam, gdzie był wtedy Armin? Jest jego świadkiem, on powinien robić takie rzeczy.

     Ustawiliśmy się do zdjęcia. Zauważyłem jak Jaeger szepcze coś Mikasie do ucha, a ona na to się promiennie uśmiecha. Ładny widok, naprawdę ładny. Czyste szczęście między dwojgiem ludzi.

 - Ładna ruda pani z pierwszego rzędu proszę się trochę przytulić do partnera! A panna młoda zrobi mały krok w lewo! Tak, doskonale! Świadek pana młodego niech nie odpływa myślami! Tak, bardzo dobrze. Na trzy wszyscy mówimy "cheese"! Uwaga! Jeden, dwa, trzy!

     I rozległo się jedno, głośne "cheese". Zmusiłem się do lekkiego uśmiechu, stojąc pomiędzy przytuloną do mnie Petrą i wyprostowaną Historią. Fotograf zrobił kilka zdjęć, w międzyczasie zaczął marudzić, że ktoś zamknął oczy, a ktoś inny stoi krzywo, ale ostatecznie bardzo szybko udało się to ogarnąć.

     Jednak teraz przyszła kolej na życzenia. Para młoda ustawiła się przy samochodzie wraz ze świadkami. A przed nimi zrobiła się kolejka z jakichś pięćdziesięciu, może sześćdziesięciu gości, chociaż niektórzy nie zdawali się spieszyć czy wpychać. Bawiła mnie sztywna postawa Erena. Stresował się każdym momentem dzisiejszego dnia. Wyglądał jakby połknął kij. Jednak ciekawe jak ja bym reagował w takiej sytuacji? Czy w ogóle się tego kiedykolwiek dowiem?

 - Nie uważasz, że Mikasa jest piękna? - zapytała Petra, uśmiechając się do mnie miło.

 - Dzisiaj wyjątkowo - odparłem, wyciągając z kieszeni marynarki papierośnicę. Wyjąłem jednego papierosa i włożyłem pomiędzy wargi, a kolejnego zaoferowałem Petrze, jednak pokręciła przecząco głową.

 - Nie rozumiem jak możesz się tym tak truć - westchnęła, kiedy ja odpalałem szluga. Zaciągnąłem się i wypuściłem dym z płuc, a ona się odsunęła o dwa kroki.

 - Wiesz, że lepiej mi się myśli, kiedy palę - stwierdziłem, strzepując popiół.

 - Tak, wiem. Jednak lepiej myśli ci się w pracy. Teraz w niej nie jesteś, więc mógłbyś sobie odpuścić - spojrzała na mnie złowieszczo. - Poza tym będziesz śmierdział tym dymem. Masz gumy? Zaraz będziesz szedł składać życzenia i wręczać kopertę!

     Uciszyłem ją gestem dłoni, ponieważ zauważyłem zbliżającą się w naszą stronę postać. Marynarkę miał przewieszoną przez ramię, a krawat rozluźniony, wolno opadający na jasnoróżową koszulę. Wydawał się zdenerwowany, czy też może bardziej zirytowany, a dopełniał tego fakt jego jasnobrązowych włosów, które całkowicie przestały z nim współpracować.

 - Levi! - zawołał, a ja już przygotowywałem dla niego papierosa. - Czy ty to widzisz? Moja piękna Mikasa jednak wychodzi za tego frajera - jęknął, jakby pozbawiony wszelkich nadziei. Wziął proponowanego przeze mnie szluga, a kiedy ja chciałem podać mu zapalniczkę, on złapał mnie nagle za podbródek i złączył koniuszki naszych papierosów, tym samym odpalając w ten sposób.

 - Sam jesteś frajerem, Jean - warknąłem. - Gdyby nie fakt, że mam na nogach nowe buty dostałbyś z półobrotu w ten swój koński ryj za to, co właśnie zrobiłeś.

 - Otóż wiem, że masz nowe buty, panie Ackermann - uśmiechnął się do mnie lubieżnie.

 - Tch - wyrwało mi się. Odwróciłem głowę od chłopaka i zwróciłem swój wzrok na Petrę, która wpatrywała się w nas z rumieńcami na policzkach. Widziałem po niej, że chce o coś zapytać, jednak się tym nie przejąłem. Wyrzuciłem niedopałek i zdeptałem go podeszwą.

 - Chyba pora, abyśmy też się już ustawili - westchnął Jean, także gasząc papierosa.

 - Ta. Tylko popraw najpierw krawat. I w ogóle doprowadź się do porządku - stwierdziłem, spoglądając na niego.

 - Nie umiem! - jęknął przerażony, a ja spojrzałem błagalnym wzrokiem na Petrę. Jednak ona wzruszyła tylko ramionami, szepcząc ciche "przepraszam".

 - Jeszcze raz będę wiązał krawat, to mnie szlag jasny trafi - warknąłem, łapiąc za pasek materiału zawinięty wokół szyi Kirschteina. Przyciągnąłem go do siebie.

 - Tylko mnie nie uduś - poprosił cicho. Spojrzałem na niego gniewnie, zirytowany tym, że jest wyższy ode mnie, po czym wykonałem ostatni ruch ręką.

 - Już.

 - Dziękuję.

     Ruszyliśmy całą trójką w ciszy. Podałem Petrze ramię, a ona ponownie z chęcią z niego skorzystała. Z daleka przyglądaliśmy się parze młodej, a mnie w głębi duszy bawił fakt, że Eren nadal nie pozbył się z siebie tego kija. Ustaliśmy kawałek za małą grupką osób, w której stał zdenerwowany Marco wraz z Annie, Reinerem i Bertholdtem, 

 - Nawet nie wiecie jak się stresuję - jęknął Jean.

 - Czym? Życzeniami? - odparłem, spoglądając na niego.

 - No... nie tylko. Po prostu wszystkim!

 - Jean - zaczęła Petra czule - po prostu bądź sobą, dobrze?

     Miałem wrażenie, jakby się rozluźnił po usłyszeniu tych słów.

     Po kilku minutach rozmowy o ładnej pogodzie, ponieważ nie znalazł się żaden ciekawszy temat, wreszcie nadeszła kolej Jeana. Zdążyłem mu położyć jeszcze dłoń na ramieniu, zanim ruszył, a on spojrzał na mnie z wdzięcznością. Najzwyczajniej w świecie potrzebował wsparcia.

     Ustał najpierw naprzeciw Erena, obok którego stał Armin z pudełeczkiem na koperty. Zamotał się, bo nie wiedział, czy najpierw składać życzenia czy położyć kopertę, jednak ostatecznie położył kopertę, a później przytulił pana młodego pewnym, męskim uściskiem. Kiedy się odsunął nadal trzymał dłonie na jego ramionach, a Jaeger miał na twarzy ten swój przyklejony, aczkolwiek szczery uśmiech.

 - Wygrałeś - powiedział, a głos mu się łamał. Wiele bym dał, aby widzieć teraz jego wyraz twarzy, ale stałem centralnie za nim, więc nie było to możliwe. - Dbaj o nią bardziej, niż o siebie. Spełniaj jej zachcianki, noś jej śniadania do łóżka i ją kochaj całym sercem.

 - Jean... - zaczął Eren.

 - Szczęścia, frajerze - przerwał mu Kirschtein, ostatecznie czochrając jego włosy. Już się chcieli zacząć przepychać, jednak zdrowy rozsądek im na to nie pozwolił.

     Jean ustał teraz naprzeciw Mikasy, obok której wiernie stała Historia, trzymając jej wiązankę. Jak to jest w zwyczaju chłopak podarował czarnowłosej trzy całusy w policzki. Raz na lewy, później na prawy, a później znowu na lewy. Już chciał zacząć mówić, czy może raczej bełkotać, kiedy panna młoda delikatnie otuliła aksamitnymi dłońmi jego policzki i podarowała mu krótki pocałunek w usta.

     Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia. Petra chyba też się zaskoczyła, ponieważ wypuściła z rąk torebkę, która z tępym pacnięciem spadła na ziemię. Natychmiast zwróciłem swój wzrok na Erena, jednak on miał niewzruszony wyraz twarzy, zupełnie jakby to było czymś naturalnym. Przechwycił moje spojrzenie i uśmiechnął się do mnie, zapraszając mnie gestem dłoni.

 - Szczęścia - wypowiedział Jean, jakby oddając ostatnie tchnienie temu światu, kiedy ja zbliżałem się do pana młodego.

 - Dziękuję ci za wszystko, Jean - odparła do niego Mikasa, posyłając mu swój cudowny uśmiech.

 - Nie wiem, co mógłbym ci życzyć, Eren - powiedziałem, położywszy kopertę w pudełeczku. Armin mi posłał na to lekki uśmiech, a ja zwróciłem swoje spojrzenie w szmaragdowe oczy Jaegera. - Doskonale wiesz, na co się pisałeś, szwagrze - na dźwięk tego słowa nabrał w płuca powietrza, a na jego usta wpełzł jeszcze większy uśmiech.

 - Cudownie będzie mieć cię w rodzinie, Levi - niemalże zaśpiewał, bo głos mu drżał. Po ułamku sekundy oblał go rumieniec.

 - No to...

 - No to chodź tu! - stwierdził rozentuzjazmowany, łapiąc mnie w ramiona. Ścisnął mocno, brodę wbijając w mój bark. Z westchnieniem ułożyłem dłonie na jego łopatkach. Był to uścisk podobny do tego, który wykonał z Jeanem, jednak według mnie w pewien sposób bardziej intymny. Intensywny i emanujący czymś, czego nie potrafiłem w tym momencie nazwać.

     Odsunąłem się od niego i idąc za przykładem Kirschteina także rozczochrałem mu włosy. Zrobił na to obrażoną minkę i puścił mnie do Mikasy.

     Z bliska była jeszcze piękniejsza, chociaż myślałem, że już bardziej być nie może. Wydawała się taka niewinna i urocza, jakby stworzona z porcelany. Krucha i delikatna, wpatrywała się we mnie szczęśliwą szarością dużych oczu.

 - Wow - tylko tyle z początku zdołałem z siebie wydusić, zauroczony jej makijażem, fryzurą, wszystkim. A ona na to się lekko zaśmiała. Podarowałem jej trzy pocałunki, pilnując, czy przypadkiem nie dostanę czwartego w usta. Jednak na nic takiego się nie zanosiło, najwidoczniej tylko dla Jeana zrobiła ten wyjątek, ostatecznie zachowując się, jakby nic się nie stało.

 - Musisz przedłużyć ród Ackermannów - stwierdziłem poważnie, nie orientując się, jak głupie są to słowa.

 - Levi! - zawołała, delikatnie uderzając mnie w ramię. - Też mógłbyś się postarać!

 - Póki co nie mam z kim - odparłem, wiedząc, że Petra to usłyszy. Jednak jakoś mnie to wielce nie interesowało, w końcu nie byliśmy razem.

 - Kiedyś z pewnością się ktoś znajdzie - zauważyła czule.

 - Kto wie czy to na pewno będzie kobieta?

     Jej oczy zrobiły się wielkie niczym spodki, nawet Eren na mnie zerknął, mimo że właśnie był obcałowywany przez Petrę. Mikasa złapała mnie za dłonie i spojrzała mi prosto w twarz. Już od wielu lat próbowała wydusić ze mnie moją orientację, jednak zawsze ją zbywałem.

 - A więc przyznajesz? - szepnęła.

 - Przyznaję, i to w obecności świadków - potwierdziłem - jestem biseksualny, siostrzyczko.

     Dziewczyna mnie przytuliła, przytykając swój policzek do mojego. Objąłem ją w wąskiej talii i zaciągnąłem się zapachem słodkich perfum. Nagle się ode mnie z wolna odsunęła i powiedziała:

 - Tylko mi Erenka nie zabierz.

 - Prędzej was śmierć rozłączy - stwierdziłem, nie wiedząc jeszcze wtedy jak prawdziwe są moje słowa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top