Rozdział 5
Minęło kilka dni od jego przyjazdu do szkoły, dziewczyny pomagały mu z niektórymi przedmiotami i na odwrót. Nie widział Mortema od kilku dni i robił się niespokojny, brakowało mu go.
Jak na zawołanie pojawił się w dormitorium, Harry od razu wbiegł mu w ramiona.
- Tęskniłem – Mruknął mu w szyję.
- Ja tak samo, malutki – Wyszeptał mężczyzna – Nie powinieneś już spać?
- Nie mogę zasnąć, zostaniesz – Zapytał, a gdy Mortem kiwnął głową złożył nieśmiały pocałunek na jego policzku.
Położyli się razem, chłopiec szybko wtulił się w drugie ciepłe ciało, uśmiechnął się lekko. Był szczęśliwy.
- Pamiętasz o twojej obietnicy – Zapytał cicho.
- Oczywiście, zabiorę cię stamtąd, po tym roku szkolnym – Odparł natychmiast.
Pochylił się i złożył słodki pocałunek na jego ustach – to było coś nowego dla Harry'ego, ale przyjemnego.
Puchon zamknął oczy i pozwolił swojemu ciału zapaść w sen.
*********
Rano, gdy wstał, koło niego nikogo nie było. Wiedział jednak, że Mortem opuścił łóżko co najmniej godzinę temu, bo miejsce, gdzie spoczywał było jeszcze ciepłe.
Wstał, ubrał się, spakował książki i wyszedł na śniadanie. Po drodze spotkał nieprzytomną Lizzy, która po cichym przywitaniu towarzyszyła mu w drodze do Wielkiej Sali. Zjadł śniadanie w ciszy, a po nim zaczął rozmowę z Cedrikiem, który usiadł koło niego przy stole.
- Jak ci się podoba do tej pory – Zapytał starszy, mieszając łyżką w swojej filiżance herbaty.
- Wszystko wydaje się w porządku, jednak nauczyciele są trochę dziwne – Przyznał niepewnie.
- Ha! Każdy starszy czarodziej jest dziwny, a o czarownicach to już nie mówię. Musiałbyś zobaczyć niektóre nawyki dyrektora – Zaśmiał się Puchon – Wiem, że to nie zbyt uprzejme, ale czy Charlus jest naprawdę twoim starszym bratem?
- Niestety tak – Mruknął chłopiec, Cedrik z niepokojem zauważył, że temperatura koło młodszego lekko spadła – Przepraszam, nie przepadam za nim.
- Nic się nie stało, rozumiem, on zawsze wydawał mi się w jakiś sposób fałszywy – Uspokoił go szybko i zabrał się za jedzenie śniadania.
********
Młody Potter nie bardzo rozumiał, dlaczego nauczyciele są tak poważni w sprawie samodzielnego wychodzenia uczniów na dwór pod wieczór, usłyszał przypadkiem jak McGonagall daje naganą kilku Gryfonom za wychodzenie po ciszy nocnej. Potrząsnął głową odganiając niepotrzebne myśli, wszedł do klasy, w której miała się zaraz odbyć lekcja Obrony Przed Czarną Magią, był lekko zdenerwowany.
Usiadł w ławce koło dziewczyn całkowicie się wyłączając, przed tą lekcją Mortem zaciągnął go w ciemny korytarz tylko dlatego, że chciał ostrzec go przed nauczycielem, który ma go uczyć tego przedmiotu. Podobno był niebezpieczny, mimo że wszyscy uważali go za głupka.
Zacisnął usta w wąską linię, był ciekawy, ale jednak zdenerwowany. Dlatego podskoczył, gdy od strony drzwi rozległ się energiczny męski głos.
- Witajcie młodzi Puchoni! Jestem Gilderoy Lockhart i będę was nauczał przez ten rok – Powiedział wesoło, jego oczy śledziły nowe twarze uważnie, jednak na jednej osobie zatrzymał swój wzrok dłużej – Jak się nazywacie?
- Harry Potter – Odparł od razu Puchon, gdy wyciągał podręcznik i różdżkę z torby.
- Och – Harry podniósł wzrok znad ławki i spojrzał na mężczyznę – Jesteś bratem wybrańca?
Potter pokiwał głową, nie widział sensu w kłamaniu, tak czy tak by wyszło na jaw.
- Interesujące – Mruknął do siebie profesor – A wy kochane Puchonki?
Dziewczyny się przedstawiły, a Lockhart zaczął swój wykład, opowiadał o swoich osiągnięciach i oczywiście słynnych książkach, ale Harry go nie słuchał, nużyły go takie opowieści.
Gdy lekcja skończyła się spakował torbę i gdy miał wychodzić profesor zawołał go. Chłopiec się zawahał, ale wreszcie obrócił się na pięcie i podszedł do mężczyzny.
- Miło mi uczyć brata wybrańca, może mógłby pan mi poopowiadać trochę o Chralusie? Piszę nową książkę i byłoby grzechem, aby nie wspomnieć o Potterach – Powiedział, a na jego twarz wpłynął przesłodzony uśmiech.
- Nie wierzę panu, jednak i tak bym nie pomógł, nie mam zbyt dobrych relacji z moją rodziną – Odparł lekko speszony.
- Och? Czy może jest coś, co trzeba powiedzieć dyrektorowi?
- Wydaje mi się, że ma pan mózg. Dobrze pan wie, po której stronie jest Dumbledore – Mruknął Potter i zmierzył nauczyciela długim spojrzeniem. Wiedział, że nie powinien, ale nagle zalała go pełnia odwagi i samo wyszło to z jego ust, zanim zdarzył się opanować – A pan, po której jest stronie?
- Chyba będę musiał się zastanowić po której – Odparł cicho – Może pan odejść.
Harry opuścił klasę z wyraźną ulgą na twarzy, niestety przeczuwał rozmowę z Mortem. Nie posłuchał go i Puchon bał się, że mężczyzna będzie zły.
********
Szedł właśnie schodami, musiał dostać się do dormitorium, zanim korytarze zaleją uczniowie. Zatrzymał się jak wryty, gdy jego drogę zastąpiła większa sylwetka.
- Gdzie się wybierasz, bekso - Poderwał głowę do góry, aby zobaczyć jego brata z głupim uśmieszkiem na twarzy. Koło niego stał Ron i dwójka bliźniaków z rudymi czuprynami, jednak oni wydawali się zagubieni – Może pokazać ci drogę powrotną?
- Odczep się ode mnie Charlus – Powiedział i cofnął się o krok, aby odejść. Brat mu nie pozwolił, złapał go za ramię, aby zatrzymać w miejscu, jednak ktoś mu przeszkodził i stanął między Gryfonem a nim.
- Spadaj Potter i weź ze sobą tych zdrajców krwi daleko, myślałem, że to my ślizgoni jesteśmy tacy straszni i dokuczamy młodszym, a tu proszę! Chyba nauczyciele się pomylili – Znał ten głos, uśmiechnął się lekko i spojrzał na chłopaka, który nadal śledził wzrokiem jego oprawców.
- Dziękuje Draco, mam szczęście, że byłeś w pobliżu – Powiedział zwracając uwagę chłopaka.
- Nie ma za co, jesteś cały – Zapytał marszcząc brwi w zatroskanym geście.
- Tak, nie martw się nic mi nie zrobili – Uspokoił starszego – Wszystko u ciebie w porządku.
- Owszem, ale masz mi dużo do powiedzenia. Proszę usiądź dziś na kolacji koło mnie – Poprosił go ślizgon.
- Jasne, nie ma problemu!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top