Rozdział 39

Po kolacji w Wielkiej Sali.

Profesor McGonagall wstała, widząc, że dyrektor się nie kwapi, poczekała, aż uczniowie zwrócą na nią uwagę. Widząc to, Syriusz wypuścił z różdżki leki huk i snop czerwonych iskier.

- Dziękuję, profesorze Black – powiedziała kobieta, skinąwszy mu głową, po czym zwróciła się do reszty – Moi drodzy zaraz po kolacji odbędzie się pojedynek można, powiedzieć, że o władzę nad domem Slytherinu, gdyż profesor Vectro nie zgadza się z decyzją dyrektora, jak i moją. Próbuje ingerować w kwalifikacje profesora Pottera. Jeśli wygra pani profesor, profesor Potter będzie zobowiązany poddać się przydziałowi oraz oddać opiekę nad domem węża – skończyła McGonagall.

- A co jeśli wygra Harry? – spytał George.

- Cóż dowiemy się tego, jeśli profesor Vectro przegra, panie Weasley – odparł, tym razem Syriusz.

- Więc osoby zainteresowane pojedynkiem zapraszam do sali na tyłach za godłem szkoły – dodała wicedyrektorka i sama również się tam udała, a za nią Łapa i Lupin w towarzystwie Arona, gdyż jego ojciec towarzyszył Harry'emu, próbując nieco go zrelaksować.

Gdy już większość szkoły zajęła miejsca na widowni na środek areny, wystąpiła McGonagall.

- To ma być czysty pojedynek. Przedstawcie swoich zmienników – zażądała kobieta. Harry nonszalancko skinął Vectro, dając jej pierwszeństwo.

- Flitwick – burknęła nauczycielka, wskazując głową na małego profesora zaklęć i uroków.

- Nie ładnie, oj nie ładnie – mamrotał nastolatek, kręcąc głową – Pozwólcie, że naprawię ten nietakt, profesor Vectro, jeśli ją uszkodzę, reprezentować będzie nasz profesor Filius Flitwick niekwestionowany mistrz pojedynków od dziesięcioleci. Za to moją skromną osobę w razie kontuzji będzie reprezentował mój opiekun, a wasz profesor obrony Remus Lupin – Harry ukłonił się obu profesorom, a na Vectro spojrzał, jakby chciał powiedzieć "tak się to robi: nasz pojedynek będzie nadzorować profesor McGonagall i lord Acilius" i nastolatek znów skłonił się osobom, o których mówił.

- Dziękuję, profesorze Potter. Teraz stańcie plecami do siebie – zarządała wicedyrektor – Jak policzę do dziesięciu, odwracacie się do siebie, kłaniacie się sobie i zaczynacie wszystkie zaklęcia dozwolone z wyjątkiem czarnej magii, jak i niewybaczalnych. Czy wszystko jasne? – spytał Klaudiusz. Na kiwnięcie głową ze strony profesor Vectro i werbalną odpowiedzią od bruneta, głos znów zabrała Minerwa.

- Stańcie tyłem do siebie... a i panie Potter nie korzystamy z pomocy skrzata domowego, gdyż Septima owego nie posiada.

- Oczywiście, pani dyrektor – odparł zielonooki.

- Wicedyrektor, panie Potter, a najlepiej profesor – odparła kobieta, na co nastolatek skinął z szacunkiem głową.

- Dobrze stańcie tyłem do siebie. Gdy doliczę do zera, odwracacie się i na znak lorda Aciliusa atakujecie jakieś pytania? Nie? To zaczynamy. 10... 9.... 8... 7... 6... 5... 4... 3... 2. 1 0. Ukłon – zażądał Klaudiusz – Do ataku – i się zaczęło. Profesor Vectro rzuciła Expeliarmusa, na co Harry nawet się nie odsunął i udawał, że ziewa.

- Ile razy mam wam to jeszcze powtarzać: żadne zaklęcie mnie nie rozbroi, chyba że się potknę i różdżkę upuszczę – kobieta wywarczała w jego stronę zaklęcie tnące, które ominął, teatralnie udając, że się przewraca. Nauczycielka to kupiła i w miejsce, w którym powinien upaść, posłała zaklęcie Petrificus Totalus. Niestety młodego mistrza eliksirów tam nie było, a stał z drugiej strony podium. Vectro w przypływie złości rzuciła w niego zaklęcie wybuchające, które znów ominął i zaczął z niej kpić – Czy pani profesor sądzi, że na wojnie ludzie będą stali i dawali się trafić? Widziała pani pokaz mój i moich opiekunów.

- Opiekunów? Raczej tych wynaturzeń. Nie dość, że geje to jeszcze zoofile – i tego było za dużo, nim mogłaby, chociaż postawić tarczę Harry puścił w jej stronę serie zaklęć, gdzie wszystkie ją trafiły. Były to zaklęcia tłukące, po tym Petrificus, jęzolep, po czym zakończył Incarcerus. Grube liny oplotły kobietę, a młodzieniec warczał przez zęby.

- Możesz mówić o mnie, co ci się żywnie podoba, pani profesor, ale od mojej rodziny wara – mówiąc to, oczy nastolatka nabrały złowieszczego błysku.
Lupin, bojąc się, co Harry może jej jeszcze zrobić, odwrócił jego uwagę, zaczynając klaskać. Młody człowiek nim się odwrócił, wyrwał z ręki kobiety różdżkę i dopiero zwrócił się do widowni kłaniając się. Wybuchła salwa oklasków. McGonagall zabrała głos.

- To była inter...

- Uważaj! – dało się słyszeć głos Draco oraz bliźniaków Weasley. Harry odwrócił się w ułamku sekundy, żeby zobaczyć, jak Vectro zmierza do niego z wyciągniętym mieczem. Niewiele myśląc, krzyknął.

- Accio! – miecz i ku zaskoczeniu dyrektora, jak i większości grona nauczycielskiego po chwili w jego dłoni wylądował Miecz Godryka.

- Mówiłam, że Gryfon – zakpiła Septima.

- Oj ktoś tu nic nie wie o historii miecza Godryka Gryffindora, ale nie mnie panią edukować, w końcu ja jestem tylko skromnym nauczycielem eliksirów – ich rozmowę zakłócał tylko szczęk ostrza o ostrze. Vectro zamachnęła się, próbując trafić nastolatka mieczem w prawy bark, lecz jej cios został sparowany. Walka była dość wyrównana. Nastolatek chwilę nieuwagi przypłacił brzydkim cieniem z boku, za co odpłacił się kobiecie cieniem w udo. Ten cios powalił kobietę, a Potter stanął nad nią ze swoim ostrzem przy jej szyi – To było bardzo nie farplay zagranie – po czym znów ją związał i ustawił wokół niej tarczę, żeby nikt już nie mógł jej uwolnić i zwrócił się do widowni – Uczniowie Draco Malfoy, Blaise Zabini i Pans Acilius czekają na publiczne przeprosiny pani profesor Vectro, ale że są, że tak powiem na czarnej liście Toma, to przeprosiny pani profesor odbędą się za pośrednictwem Żonglera, jak i Proroka. A teraz pani profesor McGonagall czy mógłbym się poddać przydziałowi, aby raz na zawsze położyć kres plotkom i domysłom, gdzie powinienem być – wicedyrektorka tylko skinęła głową i wyszła, po chwili wracając z Tiarą Przydziału. Młodzieniec bez wąchania włożył ją na głowę, a po chwili szew kapelusza się rozpruł i tiara przemówiła.

- Dużo młodzieży przydzieliłam, zawsze sprawiedliwą byłam, choć nie raz przyjaźnie rzekomo rozdzieliłam. Dziś wyboru nie dokonam, gdyż dziecię Hogwartu nie ma jednego domu. Posiada spryt Slytherina, odwagę Gryffindora mądrość Ravenclaw i serce Hufflepuff. Zdejmij mnie dziecię Hogwartu i nigdy o przydział nie proś mnie. Zjednaj domy i historię zmień – Harry zdjął kapelusz, oddając go McGonagall, a w sali było tak cicho, że można by było usłyszeć bzyczenie muchy, gdyby jakaś się tam znajdowała.

- No cóż, to było ciekawe – stwierdził młodzieniec, po czym głos zabrał dyrektor:

- No cóż, pora udać się do swoich pokoi wspólnych. No zmiatajcie – gdy uczniowie opuścili salę, spytał Pottera – Czy możesz już puścić profesor Vectro? Oczywiście jak tylko wezwie pan aurorów.

- Czemu mam wzywać aurorów? Przecież się zgodziłeś na tę walkę.
Nie igraj ze mną dyrektorze – warknął Harry, po chwili zdjął tarczę z wyżej wspomnianej kobiety i rzucił czar, który obciął jej rękawy, a na jej lewym przedramieniu był wypalony Mroczny Znak.

- Jak to możliwe? Wszyscy nauczyciele byli sprawdzeni przed początkiem roku – sapnęła Pomona.

- Widzi, pani profesor tę zaczerwienienia skóry wokoło znaku? Został zrobiony przedwczoraj za karę niesprowadzenia do niego panicza Malfoya – wyjaśnił Potter.

- Skąd to wiesz, chłopcze? – spytał siwowłosy starzec.

- Nie powiem ci, dyrektorze, gdyż nie będę twoim małym żołnierzykiem – mówiąc to, Harry zrobił coś, co podobno nie jest możliwe w Hogwarcie, a mianowicie aportował się do swoich komnat, zostawiając zdziwionych nauczycieli.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top