#18

//Cóż to za piękność natknęły moje oczy? QwQ Ooo no tak... To ty ^^. Witaj w już 18 rozdziale :D\\

Pov. Niemcy

Spojrzałem na niego z lekkim zaskoczeniem.
P - Nie chce im się tłumaczyć gdzie i po co idziemy, ani nie chce, aby za nami poszli.
N - Rozumiem, a dlaczego chcesz iść tylko we dwójkę i to akurat ze mną?
P - Bo ty mnie rozumiesz, jesteś dla mnie dobry i musimy porozmawiać w cztery oczy.
N - Mam się bać?
P - Oczywiście, że tak. POLSKA SILNA I STRASZNA, HAHA.
Obaj się zaśmialiśmy.

P - Ale teraz tak na poważnie. Nie zadzieraj ze mną.
Powiedział to tak poważnym tonem głosu, że szczerze troszkę się zląkłem. Miałem małą gęsią skórkę.
P - Chodźmy już, nie mamy całego dnia.
N - Jasne.
Jedno trzeba mu przyznać, zazwyczaj jest bardzo słodki, ale potrafi czasem zastraszyć innych. Poszliśmy niepostrzeżenie do lasu. On prowadził, bo ja nawet nie wiem gdzie idziemy, ale ufam mu. Jestem pewien, że nie zrobi mi krzywdy. Co najwyżej może wpakować nas w kłopoty, ale będę starał się go bronić z całych moich sił. Nie znam osoby, na której zależałoby mi bardziej niż na nim. Kocham go całym swoim sercem i nie pozwolę, aby z jego cudnej główki spadł, choć jeden włos. (tak napewno nie będzie bo jest łysy, ale co ja tak wiem ¯\_(ツ)_/¯ ~Ricardo)

Szliśmy tak już pewien czas i w drodze rozmawialiśmy i żartowaliśmy o różnych rzeczach. Dotarliśmy do jakiegoś jeziora, był tam drewniany pomost.

Pov. Polska

Złapałem za jego rękę, bardzo lubię czuć jego skórę. Jego ręce zawsze są ciepłe i miłe w dotyku. Zaciągnąłem go na pomost i puściłem jego dłoń. Spoglądałem w wodę, była taka uspokajająca. Słońce pięknie się odbijało w tafli jeziorka, a po jego umiejscowieniu mogę stwierdzić, że jest coś koło siedemnastej godziny. Nie wiedziałem jak zacząć temat o tym pocałunku. Żałuję tego, co zrobiłem, ale czasu nie cofnę. Niestety, muszę brać odpowiedzialność za swoje czyny. Próbowałem ułożyć jakoś sensownie zdania, gdy nagle Niemcy przerwał moje myślenie.

N - To o czym chciałeś porozmawiać?
Zwróciłem głowę w jego stronę. On jeszcze się nie domyśla?
P - O nas i tym całym pocałunku...
N - Ch-chcesz go powtórzyć?
P - Nie utrudniaj mi tego... Przepraszam cię, ale lepiej żebyśmy uznali, że to nie miało miejsca...
N - Dlaczego? Chciałeś się mną zabawić?...
P - Pomyśl, co by nasi rodzice powiedzieli.
N - Mam gdzieś, co by powiedzieli. Dla mnie liczysz się tylko ty!
P - To, że ty masz to gdzieś nie znaczy, że ja też!
Był jakby smutny i zawiedziony. Źle się z tym czułem, wręcz okropnie.

P - Wracajmy do reszty...
N - Zaczekaj, a jakbyśmy uciekli gdzieś? Gdzieś, gdzie byli byśmy sami, w spokoju?
P - Nie ma takiej opcji. Nie zostawię przyjaciół i rodziny.
N - Błagam, daj nam chociaż szansę...
P - Nie.
Szybkim krokiem ruszyłem w stronę polany, na której znajdowały się namioty. On do mnie dobiegł, obrócił w swoją stronę, złapał za ramiona i... Bardzo subtelnie pocałował... Kompletnie się tego nie spodziewałem. Byłem sparaliżowany i mimo wszystko niezdarnie odwzajemniałem pocałunek. Nie kontrolowałem siebie, jego usta były takie, takie, takie (płyta się zacięła :/ ~gruby kret) pełne czułości... Dlaczego on musi mnie tak pociągać? Gdy powróciło mi panowanie nad własnym ciałem raptownie przestałem go całować i się odsunąłem.

P - Ty jesteś głupi, czy głupi?
Miał wielkiego rumieńca na twarzy, widać było po nim, że jest smutny.
N - Entschuldigung... ("Przepraszam" ~zboczuszek)
P - Nieważne, chodź już na polane.
Wracaliśmy w grobowej ciszy, było to trochę niezręczne. Żaden z nas, nawet nie starał się jej przerwać, by nie pogorszyć wszystkiego. Czułem się jakbym zabrał dziecku cukierka. Byłem jakby brudny, ale to nie moja wina. Musiałem mu jakoś powiedzieć, że nie może do niczego pomiędzy nami dojść. Gdy tak wracaliśmy widziałem jak kłócił się z myślami i starał powstrzymywać wybuch emocji. Żal mi go, bardzo, bardzo go lubię... Dotarliśmy wreszcie na miejsce.

W - Idioto! Po co tam wróciłeś!? Nic ci się nie stało?
A ten nadopiekuńczy jak zwykle.
P - A co takiego miałoby mi się stać?
Japonia do nas podeszła.
J - Dlaczego nie było was? I to w dwójkę? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
N - W kupie raźniej, poza tym ktoś musiał go pilnować.
J - Tak, tak, ja już wiem co tam robiliście. Napewno się cało-
Przerwałem jej, jakże głupią wypowiedź.

P - Ja bym w życiu nie pocalował takiego parszywego szwaba jak on!
Wszyscy byli zszokowani moimi słowami. Widziałem, nawet jak Niemcowi zrobiło się przykro, odrobinkę mnie poniosło.
W - Lengye-
Nagle USA wskoczył w naszą grupkę przerywając mojemu bratu.

U - Kto ma ochotę na pianki z ogniska!? No chyba, że wolicie kiełbasę, wasz wybór. Mamy wszystko co można podgrzać na ognisku!
W - Nie musisz mi krzyczeć do ucha, stoimy obok ciebie. Wszystko bardzo dobrze słyszymy.
U - Sorki, hah.
Cała nasza piątka poszła usiąść wokół ogniska. Tylko Niemiec usiadł jakiś odosobniony. Było widać, że nadal doskwierał mu smutek i patrzył w ziemię. Wszyscy z naszej gromadki to zauważyli i mu się przyglądaliśmy, ale nikt nie wiedział, co zrobić.

R (Rosja ~bober) - Germaniya, co się stało, że jesteś taki smutny? Pol'sha dał ci kosza, hah?
Powiedział to żartobliwie, ale i tak pogorszył mu humor. Serce mi się na ten widok kraja, nie mogę siedzieć i to ignorować. Wstałem i podszedłem do niego. Wszyscy zdziwili się na mój ruch.

Pov. Niemcy

Nie byłem pewien, co on chce zrobić. A jak mnie wyśmieje? W dodatku na oczach innych kraji? Usiadł obok mnie i przytulił. Był to taki miły i ciepły przytulas, że bezzwłocznie i niekontrolowanie się uśmiechnąłem. Poczułem jak moje serce cieszy się na jego bliskość. Japonia zrobiła nam zdjęcie, a inne kraje nam się po prostu przyglądały. Polen mnie puścił i nabił pianki na dwa patyki. Pewnie jest głodny. Reszta kraji kompletnie zapominając o całym zajściu zaczęła normalną rozmowę, w międzyczasie piekąc różne pianki i kiełbaski. Kiedy mój obiekt westchnień skończył pieczenie pianek podał jedną z nich mi.

P - Smacznego.
Powiedział to z szerokim uśmiechem.
N - Gegenseitig ("nawzajem" ~językowiec).
Odwzajemniłem jego cudowny uśmiech i zaczęliśmy jeść. Przyznam, że trochę przypalił, ale jest jadalne. Rzekłbym, nawet że smakuje bardzo dobrze. Gdy skończyliśmy jeść, Russland wpadł na pomysł, aby opowiadać straszne historie. Moim zdaniem był to głupi pomysł, bo jedyne co to da to strach u niektórych. Większość jednak była za, więc pierwszy zaczął właściciel pomysłu.

Uwaga to może być straszne XD

R - Byłem policjantem, miałem wezwanie, o dziwo do lasu. Znajdowało się tam dziecko przygniecione przez samochód. Nietypowy widok, ale co dziwiło jeszcze bardziej to to, gdy dziecko otworzyło oczy i zachichotało jak byłem bliżej. Stwierdziłem, że to na mnie za dużo i się zwolniłem. Wróciłem do swojego mieszkania i zobaczyłem moją dziewczynę jak kołysze dziecko do snu. Nie wiem co było straszniejsze: widok mojej martwej dziewczyny i poronionego dziecka, czy świadomość że ktoś włamał mi się do domu by ich tak ustawić. Postanowiłem sprawdzić, czy nie ma sprawcy tego gdzieś na dworze. Spojrzałem w okno i ujrzałem twarz wyszczerzoną w uśmiechu. Dodam tylko, że mieszkam na czternastym piętrze. Po chwili poczułem ból w głowie i nastała ciemność. Miałem przyjemny sen, kiedy nagle obudził mnie odgłos jakiegoś uderzania. Dalej po tym już ledwie mogłem słyszeć dźwięk spadającego piachu na trumnę, stłumionego przez mój krzyk.

Wszystkie kraje oprócz mnie i samego ruska, który był pewny siebie opowiadając tą historię, były przerażone. Ameryka siedział na kolanach Rosji, nikt nie wiedział kiedy tam się dostał nawet sam właściciel kolan. Tak samo jak ja nie wiedziałem kiedy biało-czerwony wtulił się tak bardzo we mnie. Byłem przez niego objęty rękami i nogami.

N - Russland, chyba odrobinkę przesadziłeś.
R - No co ty, cykasz się?
N - Ja nie ale resz-
Nie skończyłem mówić, ponieważ usłyszeliśmy dziwny szelest z krzaków. Słodziak wtulił się we mnie jeszcze mocniej zaciskając ręce na mojej bluzie.

Au - Ch-chodźmy już spać, błagam.
U - J-jestem za...
K płd - Ja też.
Poszliśmy do swoich namiotów. Mój i mojego partnera był średniej wielkości. Po lewej stronie było jego posłanie, a po prawej moje. Pomiędzy nimi był odstęp wielkości na oko pięćdziesięciu centymetrów. Było w nim ciemno, więc mój współlokator wziął ze sobą lampkę nocną na baterie. Rozświetlała ona większość namiotu ciepłym, żółtym światłem. Mój druh był do mnie przytulony jak przylepa, jakby trzymał go klej. Tym klejem zapewne był strach. Przyrzekam kiedyś zrobię coś Russland za straszenie tego przylepy.

N - Mógłbyś wyjść na chwilę z namiotu? Chciałbym się przebrać w piżame.
P - A-ale na dworze jest c-ciemno i t-tak strasznie...
To jest takie słodkie jak się boi i jąka.
P - Ja się odwrócę, nie będę podglądać.

_______________________________________

Równe 1400 słów
Cieszę się, że książka się tak bardzo przyjęła wasze komentarze i głosy to miód na moje serce ( ꈍᴗꈍ)
Baj baj <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top