#17
//Czeeeść czarusiu :). Mam dla ciebie fajny dowcip ( ͡° ͜ʖ ͡°).
Z pamiętnika amerykańskiego żołnierza.
Poniedziałek - pije z Polakami wódkę.
Wtorek - umieram.
Środa - znowu pije z Polakami wódkę.
Czwartek - żałuję, że nie umarłem we wtorek. Bada bum tssss... \\
Pov. Polska
Siedzę właśnie na tylnym siedzeniu w samochodzie, który prowadzi Węgry. Nie chcę jechać na te namioty, tymbardziej że ma tam być on... Żałuję tego co zrobiłem w piątek, emocje mnie trochę poniosły. Muszę jakoś mu to wytłumaczyć, że to było jednorazowe i nic nie znaczące. Głupio mi, bo to trochę chamsko, ale nie mogę z nim być. Co by nasi rodzice powiedzieli? Znajdowaliśmy się przed domem szwaba. Mój brat napisał im sms, że czekamy na nich. Jakoś nie chcemy natrafić na ich ojca. Gdy wyszli z mieszkania papryczko-głowy wygramolił się z auta, aby pomóc im włożyć bagaż. Węgry zasiadł na miejscu kierowcy, a obok niego na miejscu pasażera siedział Austria. Niemcy usiadł na tyle obok mnie. Chciałem z nim porozmawiać, o tym co między nami zaszło, ale tak w cztery oczy. Nie chcę, aby ktokolwiek się o tym dowiedział.
W - Zapnij pasy Lengyelország.
Zapiąłem grzecznie pasy i ruszyliśmy. W drodze ten gałgan gadał z bratem Niemca. Szczerze nie mam pojęcia, co robił ten ulizaniec, bo cały czas oglądałem wszystko, co się działo za oknem. Niby nie było to nic ciekawego, ale nie chciałem mieć kontaktu wzrokowego z Niemcem. Gdy byliśmy już na miejscu, czyli na polanie wysiedliśmy z samochodu i wyciągnęliśmy bagaże. Miałem problem ze swoim i kraj w szarej bluzie to zauważył. Podszedł i mi pomógł, a na końcu się uśmiechnął w moją stronę. Ja tylko odwróciłem wzrok i podszedłem do mojego brata.
P - Kiedy przyjedzie reszta?
W - A co? Niemcy ci już nie wystarczy?
P - Debil z ciebie...
W - Za chwilę powinni być.
P - Okej.
W tym momencie przyjechało auto z resztą kraji w środku. Wysiedli, tak jak my wyciągnęli swoje bagaże i zaczęliśmy rozstawiać namioty. Każdy składał swój z osobą, z którą będzie go dzielił. Całkiem to logiczne. Tylko, że byłem zmuszony mieć go z Niemcem. Wziąłem potrzebne mi rzeczy do rozłożenia namiotu i zacząłem to robić sam.
N - Może Ci pomóc?
P - Wątpisz w moje umiejętności?
N - Oczywiście, że nie tylko chce ci ulżyć.
P - No dobra, pozwalam ci tu stać i oddychać moim powietrzem.
N - W jaki sposób ci to niby pomoże?
P - No, bo w ten sposób nie zatrujesz powietrza innym i będę bohaterem.
N - Dlaczego jesteś dla mnie taki wredny?
P - Nie wiem o co ci chodzi.
N - Tydzień temu byłeś milszy.
P - Ja nie pamiętam żebym w ogóle z tobą rozmawiał tydzień temu.
N - A co z pocałunkiem? Jego też nie pamiętasz?
Zaprzestałem mojej czynności i spojrzałem na niego.
P - Mógłbyś o tym zapomnieć?...
N - A-ale dlaczego? Przecież było cudownie.
P - To było głupie... Poniosło mnie przepraszam.
Chciał do mnie podejść ale z każdym jego krokiem do przodu ja robiłem krok do tyłu. Skubany przyspieszył i mnie złapał.
N - Polen, co ci się stało przez ten tydzień?
P - Nic, a co miałoby mi się stać?
N - Naprawdę nic do mnie nie czujesz?...
P - Puść mnie.
N - To dlaczego mnie pocałowałeś?
P - Nie chce o tym rozmawiać.
N - Chcesz udawać, że do niczego nie doszło? Chcesz zignorować moje uczucia?
Kurwa, przecież nie powiem mu prawdy. Muszę coś wymyślić żeby mnie puścił.
P - Aaaaa!!! Gwałciciel!!!
N - Was?
Był zdezorientowany i mnie puścił. Korzystając z okazji szybko pobiegłem w głąb drzew. Teraz to niech sam sobie składa ten namiot.
Pov. Niemcy
O co mu chodziło? Czy on chciał się zabawić moimi uczuciami?... Nic dla niego nie znacze? Gdzie on pobiegł? Jeśli coś mu się stanie? Tyle pytań mam w głowie i żadnej odpowiedzi.
W - Németország, wszystko dobrze?
N - T-tak...
W - A gdzie jest Polska?
Nie powiem mu, że uciekł do lasu. Zabiłby mnie.
N - Poszedł zrobić siusiu.
Uśmiechnąłem się nerwowo.
W - On wie, że tu nie ma toalety, co nie?
N - Poszedł w krzaki.
Chyba coś podejrzewa.
W - No okeeej... Jakby był jakiś problem to mi powiedz.
N - Jasne, nie ma problemu.
Dalej próbowałem się uśmiechać. Ungarn wrócił składać swój namiot, a ja szybko pobiegłem w panice do lasu. Gott, gott, gott, jak ja go teraz znajdę? Tutaj wszędzie są drzewa! (no ja nwm czego się spodziewałeś w lesie ~ciumciok) Biegłem ślepo przed siebie z nadzieją, że gdzieś go tu znajdę. Muszę go znaleźć jak najszybciej. Biegnąc tak nie zwróciłem uwagi na korzeń i się o niego potknąłem. Upadłem twarzą w ziemię i nie potrafiłem się podnieść. Ten upadek mnie zabolał. Usłyszałem nagle ten słodziutki głosik.
P - Niemcy... Wszystko okej?
Czyli jednak się martwi. To urocze.
N - Nic mi nie jest.
P - Może jednak pomóc Ci wstać?
N - Nie ma takiej potrzeby.
Próbowałem sam wstać, ale sprawiało mi to mały problem, więc Polen zignorował moje wcześniejsze słowa i mi pomógł. Kiedy byłem już na nogach, on zaczął otrzepywać mnie z brudu, w tym na pośladkach. Czułem się nie komfortowo, gdy to robił. Był pewny siebie, a ja byłem zawstydzony i zarumieniony.
N - Nie musiałeś tego robić...
P - Ale chciałem, a teraz wracajmy na polane. Pewnie się już o nas martwią.
N - Masz rację. Pamiętasz drogę powrotną?
P - Znam każdy las jak własną kieszeń.
N - W takim razie prowadź.
P - No chyba nie myślałeś, że pozwolę tobie nas poprowadzić?
Zaśmiał się zwycięsko. W drodze powrotnej rozmawialiśmy na najróżniejsze tematy. Opowiadaliśmy sobie nawzajem różne historie i dzieliliśmy się doświadczeniami.
P - Em... Niemcy?
Spojrzałem na niego pozwalając mu kontynuować swoją wypowiedź.
P - Nie wiem jak ci to powiedzieć, alee... Chyba tak trochę się zgubiliśmy...
N - Mówiłeś, że znasz drogę.
P - Nooo... Zagadałeś mnie.
N - To jak my teraz tam wrócimy?
Staliśmy w miejscu, miał głowę skierowaną w ziemię. Był to trochę przykry widok dla mnie. Zauważyłem, że obok mojego buta rosnął ładny kwiatek. Był śliczny i delikatny, prawie tak jak Polen. Zerwałem go i obejrzałem z każdej strony. Sprawdzałem, czy nie ma na sobie żadnej skazy i czy jest idealny, aby podarować go mojemu ukochanemu. Nie widziałem w nim nic, co by odtrącało, czyli nadaje się dla niego.
N - Polen...
P - Hm?
N - Es ist für dich. ("To dla ciebie" ~spec)
Wyciągnąłem w jego stronę rękę z podarunkiem. Miał na sobie pięknego rumieńca. Uśmiechnąłem się do niego ciepło, a on to odwzajemnił.
P - Dziękuję... To miłe.
N - Chciałbym dać Ci coś lepszej jakości, ale jesteśmy w lesie.
P - Nie ma lepszego prezentu, niż ten od serca.
Złapał za moją rękę, w której trzymałem kwiatka i pocałował mnie w policzek. Uwielbiam czuć jego delikatne usta na sobie. A jakby pocałował mnie na... DEUTSCHLAND ogarnij się! Co ty sobie wyobrażasz? ((˵ ͡° ͜ʖ ͡°˵)) Na mojej twarzy zagościł mocny pomidorek.
P - To jak my tam w końcu wrócimy?...
N - Chodź za mną, teraz ja poprowadze.
P - Okej.
Źle się czuję z moimi brudnymi myślami przy takim niewinnym maleństwie. Wracaliśmy tym razem w ciszy. Nie była ona jakaś niezręczna, po prostu oboje byliśmy skupieni na czymś innym. Ja myślałem nad drogą powrotną, a jego uwagę wciąż przyciągał mój prezent dla niego. Po dłuższym czasie wreszcie udało nam się znaleźć polane z namiotami. Ungarn od razu rzucił się na niższego brata.
W - Czemu was tak długo nie było? Gdzie wy byliście? Co wy robiliście? Wiesz co ja tu przeżywałem?
P - Wyluzuj, bo majtek nie dopierzesz.
W - Głupku nie wchodź więcej do tego lasu.
P - Jasne, jasne.
W - A tego kwiatka to skąd masz?
P - Z ziemi... Zerwałem go sobie.
W - Uznajmy, że ci wierzę.
Wyższy go przytulił.
W - Teraz idźcie składać wasz namiot. Wszyscy już dawno skończyli.
P - Jak długo nas nie było?
W - Dwie godziny. Co tam robiliście?
P - Spacerowaliśmy, daj nam spokój.
Złapał mnie za rękę i zaprowadził do naszego namiotu. Puścił moją dłoń i odłożył kwiatka gdzieś na bok, gdzie był bezpieczny.
P - Teraz składamy razem namiot.
Uśmiechnął się do mnie.
N - Niech ci będzie.
Powtórzyłem jego czynność. Składaliśmy ten namiot, tym razem w dwójkę. Szło nam to całkiem sprawnie i szybko. Kiedy skończyliśmy chciałem wrócić do reszty grupki, ale biało-czerwony pociągnął mnie za rękaw.
N - Coś nie tak?
P - Chodźmy się gdzieś przejść, tak bez nich.
N - Jeszcze niedawno chodziliśmy po lesie i się prawie zgubiliśmy.
P - Teraz się nie zgubimy, obiecuję. Czuję, że jest tu niedaleko coś fajnego i musimy to odkryć.
N - Co masz na myśli mówiąc "coś fajnego"?
P - Chodź to się przekonamy.
N - No dobra, ale wypadałoby powiedzieć im żeby się nie martwili.
P - Nie.
Złapał mnie delikatnie za rękę.
_______________________________________
Równe 1400 słów bez pożegnania.
Mam nadzieję, że się wam podobało (=ᵔVᵔ=)
Jest to troszkę cringe no ale to w końcu moja książka a ja dopiero uczę
¯\_(ツ)_/¯
Baj baj <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top