Preludium Końca - Czarne Słońce
Ujrzałem monstrum, pod którym miał upaść cały świat. Najpotężniejsze machiny wojenne były kruche niczym zapałki w porównaniu do jego majestatu. Opierały mu się wszystkie ciosy i pociski. Jedną salwą zmiatał z powierzchni całe miasta i zamieniał w pył najpotężniejsze twierdze. Był on jednak niczym w przyrównaniu do mnie...
***
Machiną wstrząsnęła konwulsja uruchamianych silników. Pompy zbiorników nośnych zaczęły wkręcać się na wyższe obroty, ciskając wskazówkami w końcowe pola cyferblatów. Potężne tłoki zasilane energią z reaktorów poczęły wtłaczać paliwo do napędów. Ogromne stalowe cielsko nieśpiesznie zaczęło wznosić się w przestworza w akompaniamencie zgrzytów i trzasków, przemieszanych z komendami załogi. Miało się wrażenie jakby cała góra postanowiła przenieść się w inne miejsce. Rozbłysły światła, a potężne reflektory rozświetliły okolicę. Niczym słońce wschodzące nad widnokrąg, znad wzgórz wyjrzała potężna owalna maszyna, która zdawałoby się, nie miała końca. Ciągnące się na setki metrów ciało wielkiego okrętu rzucało cień na całe miasta, budząc trwogę i fascynację. Arsenał na jego pokładzie był wystarczający do zrzucenia zagłady na dowolny kraj, z siłą dziesiątek meteorytów, setek wulkanów i dwudziestu tysięcy żniwiarzy śmierci, gotowych walczyć do ostatniej kropli krwi.
Za machiną podążały nieprzeliczone legiony oddanych fanatyków, jeźdźców ciężkiej jazdy, kawalerii i tysiące podniebnych okrętów, których cała armada nie była w stanie równać się z potęgą Czarnego Słońca, flagowca cesarskiej floty, za którego banderą wszyscy gotowi byli rzucić się w piekielną otchłań, gdyż dowodził nim nie kto inny, jak sam Wolfram, pan nad panami, wybawca uciśnionych, przekleństwo królów.
Jego wojna spadła na cały kontynent, jak sędziowski młot na wszystkie zbrodnie starych władców, krusząc trwające milenia imperia i królestwa, wyzwalając wszystkie krainy spod Starego Ładu i niosąc Nowy Porządek.
Koalicja za koalicją mierzyli się z nim mocarze dawnego świata, lecz jego niezliczone legiony, jak i on sam, okazały się niepokonane. Zaś całe zastępy Nieczystych legły do niego jako do swego wybawiciela, gotowe służyć mu do ostatku tchu, za ratunek z piekła jakie zgotował im Stary Ład.
Prawie cały kontynent ułożył mu się do stóp, lecz wówczas jego krucjata wywołała sprzeciw całego Starego Świata i armie największych mocarstw wszystkich lądów poczęły zmierzać na Stary Kontynent, aby wymierzyć sprawiedliwość wobec obrazy Starego Ładu.
Krucjata Nieczystych jak ją nazwali, przeistoczyła się w Wielką Wojnę Krwi. Wówczas to niebo skryło przed wszystkimi promienie światła i tylko jedno słońce pozostało nad ziemskim nieboskłonem; Czarne Słońce.
W blasku ognia i pożogi jaka spadła na cały świat, wyzwolił się ten, którego Stary Ład usiłował zgładzić pełen przerażenia i pogardy, dla tego co powstało ze zmieszania krwi tylu ras. Zlękniony jego mocy przepowiadanej przez proroków ze wszystkich zakątków globu. Zagłady, która po jego narodzeniu miała stać się nieuchronna. Oczyszczenia, które miało przejść przez cały świat i doprawdy zrównać wszystkich Czystych i Nieczystych w wiecznym czyśćcu, za grzechy jakich przez tysiąclecia dokonywali. To miała być kara wymierzona ręką boską. Ta kara nosiła tytuł: pana życia i śmierci, pana pokoju i wojny, spokoju i chaosu, miłości i gniewu, pana wszystkiego i niczego, któremu imię nadano; Tomasz.
On miał osądzić wszystkich. Był boskim sędzią sprowadzonym na Ziemię, jednak wchłonął zbyt wiele grzechu usiłując ratować świat przed Oczyszczeniem, które miał sprowadzić.
Pokochał ludzi i za tą miłość, i sprzeciw wobec boskiego planu, czekała go zguba, której na imię było Eliasz.
Mesjasz miał zginąć.
Już niebawem...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top