19.
Kiedy nie masz weny na wszystko, ale w nocy dostajesz przebłysku, więc o północy kończysz rozdział xdd
Ale następnego dnia Watt robi Cię w chuja i nie chce nic zapisać oraz usuwa połowę twojej ciężkiej pracy. Więc cały rozdział idzie w dupę. Z około - jak pamiętam - 1500 slow zrobiło się ponad 300.
Dla mnie nie w sposób było napisać wszystko zajebiście jak było, niestety.
Skrótem - widząc ten rozdział - nie podoba mi się wcale. Mam nadzieję, ze następny wyjdzie o wiele lepiej. Zaznaczając w nim dużoooooo akcji xd
I tak oto rozdział odstał prawie tygodniowe opóźnienie.
Do następnego!
14.02.2020 rok ( Walentego :} )
Chłopak patrzył z tęsknotą na gwiazdy. Przez ten długi czas lotu obserwował je z uwagą przez co zaczął dostrzegać w nich ukrywane piękno oraz bogactwo. Kiedy był młodszy czasami zastanawiał się nad podróżą do tych gwiazd, planet, o tym, aby znaleźć się blisko nich blasku. Jednak te gwiazdy, które widział teraz były jedynie kawałkiem jednego z Wszechświatów, który ich otaczał.
- Zaraz będziemy w atmosferze ziemskiej. - wzrokiem powędrował do stalowych drzwi. Przyjaciel stał oparty o ich obramowanie, uśmiechając się delikatnie do niego. Pod długiej ciszy podszedł kilka kroków bliżej w jego stronę. - Chodźmy przygotować się do wyjścia Dan.
- Za chwilę do was dojdę. - odparł szybko, podnosząc się z zielonego fotela.
Pokoi był malutki - utrzymany w różnych odcieniach szarości. Jedynie dwa fotele były ciemnego zielonego. Tak wszystko - małe łóżko, biurko - zdobił kolor szary.
Krawler mruknął coś pod nosem, aby wyjść z pomieszczenia, krótko machając na pożegnanie.
- Drago... Zaraz u was będę...
~~~
Błękitne niebo, które zapowiadało kolejny dzień na Ziemi, powoli zmieniało się w czerń i szarość z powodu pyłu oraz dymu ognia unoszącego się ku górze.
Wiele wozów strażacki, pogotowia i policji przemieszczało się przez uliczki miasta, aby jakoś pomóc ogarnąć ten chaos - stworzony przez wojska Kuro. Pomagali jak tylko mogli dla poszkodowanych. Karetki nie wyrabiały ze zgłoszeniami rannych.
Na początku siły zbrojne chciały dopomóc wojownikom oraz bakuganom im towarzyszącym, ale po kilku godzinach sami zauważyli, że nic wielkiego nie mogą wskórać. Jedynie czołgi, samoloty oraz bardzo dobrze wyszkoleni żołnierze mogli zbliżyć się bliżej do styknięcia dwóch sił.
Ludzie widzieli przewagę wroga, ale nie przestawali wierzyć w samych Młodych Wojowników - po mimo, że nie było z nimi ich dowódcy.
Mieli na oku cały czas ich poczynania, kolejne kroki. Wierzyli w każde wypowiadane słowo. Prawdziwe czy nie. Chcieli wierzyć w ratunek.
- Super moc aktywacja! Dziki Duch Siła Grzmotu! - krzyknął Shun w stronę kolejnych Miscabanów, które biegiem nacierały na ludzi.
Czarno włosy przeklną w duchu cały ich naród. Coraz bardziej miał wrażenie, że nie mają za grosz litości skoro pozwalają sobie na takie karygodne czyny. Nie patrzyli czy zabijają dziecko, kobietę czy staruszka - ważne było zrobienie chaosu.
Przeskoczył na inny budynek. Poprzedni stał już w swoich gruzach. Wzrokiem poszukał swoich przyjaciół. Radośnie stwierdził, że wszystkich widzi całych oraz zdrowych - i tak chciał utrzymać do końca chorej wojny.
- Shun!!! - spojrzał się nad siebie. Spectra wraz z Heliosem przybyli do niego oraz Jaakora.
Bakugan Darkusa zostawił swojego towarzysza, by polecieć pomóc dla bakugana Ventusa. Clay wylądował niedaleko Kazmiego.
- Dobrze Cię widzieć całego. Ren zaraz przybędzie ze wsparciem. - chłopak pokiwał głową uradowany. To miał ochotę usłyszeć - jakąś dobrą wiadomość. - Zła jest taka, że Ace z Baronem dostali dość mocno i musieli się wycofać.
- To znaczy? Nie mam dziesięciu lat żeby dostawać jakieś skrócone informacje! Mów co im jest! - blondyn westchnął ciężko. Chwilę zaglądnął do partnera czy wszystko okej, aby dalej kontynuować to czego bardzo nie chciał.
- Ace ma co najwyżej skręcony lewy nadgarstek i ranę na tej samej ręce. Nie obędzie się bez szwów-
- A Baron? - mężczyzna spuścił lekko wzrok. - Spectra...
- Jest teraz operowany. - uciął. Niedaleko nich wybuchy kolejne bomby, wypełniając ciszę pomiędzy nimi.
- Kurwa jego mać! - warknął przez zaciśnięte zęby. Ręce zacisnął w pięści złości. - Super moc aktywacja! Cień Księżycowej Poświaty!
- Super moc aktywacja! Działo Ragnaroka!
Chłopaki widzieli po sowich minach, że nie chcieli wracać do dalszej rozmowy. Teraz musieli wrócić do walk, aby szybciej je zakończyć.
Ataki jednak nic nie podziałały na tarcze wroga. Miscabany szarżem odepchnęły dwa bakugany na budynki.
- Pieprzone maszyny! - mruknął Helios. Przewrócił się na drugi bok aby nie dostać z piąchy od "małpki". Ta spojrzała się na niego z uśmiechem na ustach.
Nagle z nieba spadły kolejne ataki. Nie wroga, lecz Gundaliańskich statków. Wszyscy uśmiechnęli się w duchu. Kiedy teren wydawał się choć na chwilę bezpieczny jeden ze statków zatrzymał się nad nami.
Bakugany wróciły do form kulistych na ramiona partnerów. Zaraz do ich towarzystwa dołączyli dwaj żołnierze, Ren oraz uśmiechnięty Daniel wraz za swoimi plecami szatynką, która wroga obserwowała ruchy nowo widzianych.
Shun pomrugał kilka razy z niedowiezienia tak samo jak Spectra.
- Dan!?
- Tęskniliście za moim towarzystwem? - uśmiechnął się szerzej, pokazując ząbki. - No już możecie się mi rzucać na szyję z tęsknoty, no.
- Myślałem, że Ci chociaż trochę naprostują mózg-
- Ej!
Shun widząc przyjaciela całego poklepał go po głowie. Ten w złości pokazał mu język.
- Nie chce przerywać słodkiej chwili - zaczął Ren. - Ale dostałem wiadomość od Marucho, że nas pilnie potrzebują na drugi kraniec miasta. Drago mocno dostał.
Daniel na samo wspomnienie imienia zacisnął wściekły pięści. Powtarzał sobie w duchu, że jeżeli coś się stanie poważnego dla bakugana samodzielnie udusi Kuro na oczach wszystkich - bez żadnych skrupułów. By później zabić siebie za dopuszczenie do takiego zdarzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top