16.
Ohayo ludziska!
Jakoby, że zaraz Święta Bożego Narodzenia chcę od razu wam życzyć wszystkiego co najlepsze w tym dniu - dużo jedzonka, fajnych prezentów, ale przede wszystkim zdrowia, szczęścia oraz radości z życia!
Do następnego!
31.12.2019 rok
Zniszczenie, chaos oraz nienawiść - tyle po sobie pozostawili najeźdźcy. Miasto, można było śmiało powiedzieć, było w 1/4 rozwalone. Nikt nie odważył się skomentować całego zajścia nawet jednym słowem. Każdy chodził w ciszy jedynie na przywitanie kiwając głową.
A to nie był koniec.
Wrogowie kilka kilometrów dalej sporządzili sobie obóz. Najpewniej sporządzali kolejny atak na lekko zniszczone miasto oraz na wojska.
Drago, któremu najbardziej oberwało się w bitwie, siedział na podwórzu wdychając zimne powietrze. Wieczór był na prawdę wyjątkowo zimny. Cały poobijany, poraniony siedział nie wzruszony. Miał w nosie, że powinien leżeć i odpoczywać przecież zaraz może być kolejna bitwa. Zamyślony patrzył w gwiazdy, jakby szukał czegoś lub kogoś. Tak bardzo pragnął aby one podpowiedziały mu - co ma zrobić, co czynić dalej. Miał ochotę polatać po gwieździstym niebie, lecz dobrze wiedział, iż w tym momencie to słaby pomysł.
Zamknął oczy.
- Dan, nie długo się spotkamy, zobaczysz...
- Drago? - zamysł przerwała Runo, którą dopiero kończyła zapinać niebieską bluzę. - Wejdź do nas do namiotu, musimy obgadać plan działania...
- Zaraz przyjdę. - odparł nawet się nie odwracając. Ta kiwnęła głową, po czym szybciutko wróciła do ciepła.
Bakugan Pyrusa jeszcze chwile poprzyglądał się gwiazdom. Leniwie podleciał do namioty, przez ramię ostatni raz spojrzał się na niebiosa.
- Obiecuję Ci...
~~~
- Pod osłoną nocy... pod bramami złego człowieka...
- Czy możesz mi łaskawie wyjaśnić, co ty u Boga Ojca odpierdalasz?
Zapytała lekko zażenowana dziewczyna. Chłopak, jak to miał w zwyczaju, uśmiechnął się głupio jak małe dziecko, które właśnie coś naskrobało. Była już późna godzina nocą, a większość strażników spała sobie smacznie na wartach oraz w budynkach wojskowych. Tamashi wraz z Kuro też zmyli się dość szybko po powrocie do zamku. Było widać po nich zmęczenie po ostatniej bitwie na Ziemi. Nawet nie zaglądnęli do Dana, który jak zaklęty tylko czekał na Misushi. I się doczekał.
Lekko po pierwszej jak ninja wparowała do jego pokoju wraz z kluczami od zamku, jego bransolety oraz od statku. W drugiej ręce trzymała swój mały tabołek rzeczy oraz ubrań.
Aktualnie byli na ostatnim etapie ucieczki - stali w krzakach przed bramą wyjściową. Czekali cierpliwie aż strażnik pójdzie na zamienić się z inną osobą. Na otwarcie bramy, powtórne jej zamknięcie plus szybka ucieczka musiała zając im maks 20 minut.
- Dodaje dramaturgii do naszej ucieczki... - odparł pół szeptem Kuso. Misushi popatrzyła się na niego z pod byka. Z niedowierzaniem jego głupoty wypuściła powoli powietrze z ust. - Chciałem trochę rozładować atmosferę.
- Jeżeli ktoś nas usłyszy obiecuje... - wyciągnęła pistolet z torby. - Że ja pierwsze Ciebie zastrzelę. Prosto w ten pusty łeb.
- Okej, okej. - podniósł ręce w geście obronnym. Szatynka westchnęła, szybko chowając broń, która zwinęła z zbrojowni wraz z kilkoma strzałami. Chwilę przeszukała torbę. Dan zaglądał zaciekawiony. Oczywiście za karę dostał po łbie. - Ała!
- Cicho! - fuknęła. Na wysokość jego głowy podniosła klucze. - Patrz, jak wiesz to są klucze do bramki, stateczku i do twojej zasranej bransolety. Jeżeli podczas uwalniania Ciebie alarm z tego gówna zacznie piszczeć, zabierzesz klucze do wyjścia na jakiś "lepszy" czas, a ja spierdalam gdzieś w zamek. Tylko pamiętaj dobrze je schowaj! Drugich szybko nie dostanę, tak samo jak ciężko będzie mi znowu ukraść te drugie. Zrozumiałeś?
- Czemu ja mam wziąć klucze? Nie lepiej żebyś ty je zabrała? - dziewczyna zacisnęła kluczyki do pięści lewej ręki. Fakt mogła zabrać klucze, są jej więc raczej nikt im by się nie przyglądał, ale jeżeli przypadkowo ktoś by zobaczył, że ma jakieś inne - wszystko mogłoby się wydać.
- Nie marudź. Zaufaj mi.
Strażnik ziewnął głośno, przyprawiając uciekinierów o ostry zawał. Z zadowoleniem spojrzał się na zegarek na ręku - znak na zmianę warty. Szybkim krokiem odmaszerował do wejścia tylnego zamku. Poczekali kilka chwil aby na pewno nikt ich nie widział. Z trzęsącymi się rękami Misushi przekręciła kluczyk w małym zameczku. Ku ucieszy bransoleta runęła na ziemię, a Kuso wymachiwał przed jej nosem gołym nadgarstkiem. W szybkim tempie ogarnęła jego radochę i popędzili do bramki, przeskakując jak żaby przez krzaki.
- No rzesz... - marudziła pod nosem nie mogąc trafić do dziurki w drzwiczkach. - No...!
- Daj dla mnie! - jak prawdziwy mistrz otwierania drzwi - Dan trafił za trzecim razem przekręcając dumnie klucz.
- Współczuje Twojej dziewczynie- chłopak z burzliwą miną spiorunował ją wzrokiem, a ona jak nigdy nic otworzyła delikatnie wyjście.
- Dobrze, że ty nie jesteś facetem M-i-s-u-s-h-i - odparł fochnięty. - I-idziemy!
- Czyżbym uraziła Twoje męskie ego, które jednak istnieje? - zapytała słodko, mrugając oczami. Ten pokręcił głową na znak nie zgody. - Ja i tak wiem swoje chłopie.
Popatrzyli na siebie z rozbawianiem. Nie przedłużając, Dan zamknął szybkim ruchem drzwiczki aby dać sobie więcej czasu na ucieczkę. Zadowoleni z efektów swojej pracy popędzili przed siebie. Konkretniej Daniel za Misushi, która prowadziła go do swojego domu, do statku, do jego domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top