..., że poradzę sobie sam.
BAEKHYUN
- Ah! Ale nuda, chodźmy gdzieś – powiedział Minseok.
- Jestem za! – krzyknął uradowany Chen. – Jedźmy do centrum handlowego na zakupy.
- Ja z Suho hyungiem jedziemy do kina – powiedział wielkooki, który idąc w stronę drzwi razem z wspomnianym chłopakiem.
Chwile później Xiu i Cen również się ulotnili, przez co zastałem w domu samiuśki jak palec. Pewnie by tak nie było gdyby Park Samolub Chanyeol nie pojechał nagrywać jakieś programu. No dobra, rozumiem praca, ale przyjaciela się nie zostawia samego prawda? Byłem na Niego zły, bo zostawił nas na tak długo. Na dobre miał wrócić dopiero za dwa tygodnie, a do tego czasu w domu bywał jak w hotelu, raz na jakiś czas. Nie wiem, czy tyle wytrzymam, bo znów się zbliżyliśmy do siebie. Pamiętacie ten feralny dzień, jak jako ostatni zostałem przedstawiony reszcie? On tamtego czasu on zawsze było koło mnie. Potem każdy z nas zbliżał się do siebie. Wszystko tak szybko się działo... Debiut, odejście Krisa, trasa koncertowa, odejście Luhana a na końcu Tao. Po tym jak Hyunag nas opuścił Yeol odsunął się ode mnie i trzymał się z Kaiem. To nie tak, że byłem zazdrosny, bo nie byłem... No może troszkę... Dobra, byłem cholernie o niego zazdrosny. Kochałem Go. Jednak nie jako przyjaciela, lecz jako kogoś więcej.... Wracając do tematu, wszystko uległo zmianie po jednym z koncertów w Chinach. Nikt nie wie, dlaczego tak naprawdę wtedy pozwoliłem by tyle fanów, widziało moje łzy. Pytali, co się stało, lecz skłamałem, twierdząc, że płaczę, bo już koniec koncertu. Jednak oni zbyt dobrze znali Byun Baekhyuna... Chanyeol jako jedyny wtedy o nic mnie nie pytał, nie naciskał. Po prostu podszedł, przytulił mnie i był przymnie, dopóki nie weszliśmy do garderoby. Byłem tym faktem wtedy bardzo zdziwiony. W tamtym czasie, był największym cieniem Jongina, a to ja byłem tym, który stał z boku.
- Asie! Co ja mam robić sam? – zapytałem sam siebie i udałem się do pokoju, który dzieliłem z Parkiem. Rzuciłem się na jego łóżko i zacząłem cieszyć się faktem, że jego pościel dalej nim pachnie. Leżałem tak, dopóki nie zadzwonił mój telefon.. My Lady... Chanyeol.
- Halo? – zapytałem, lekko zaspany.
- Baek! Spałeś? Nie chciałem Cię obudzić stary – rzekł, jak zawsze szczęśliwy.
- Jak się wyrażasz do swojego hyunga?
- Oj no, przepraszam hyung.
- Czego chcesz?
- Dalej jesteś zły? – zapytał. Będę tak długo zły, aż nie wrócisz, kretynie... pomyślałem. – Lepiej będzie, jak zadzwonię do lidera...
- O co Ci chodzi? Gadaj! – powiedziałem, lecz chyba trochę za głośno.
- Bo ja... ja muszę tutaj zostać nieco dłużej – rzekł, a mnie po prostu zatkało.
- Baek? – zapytał po chwili.
Cisza.
- Baekhyun, odezwij się.
- Przekażę – powiedziałem tylko.
- Nie wściekaj się. Sam rozu...
- Dobrze! – krzyknąłem. – Musze kończyć – dodałem już spokojniej. – Idę na miasto.
- Sam? – zapytał zdziwiony. Jak byś tutaj był, pewnie nie poszedł bym sam.
- No a z kim? Reszty nie ma. To ja idę, cześć.
- Ej czekaj. Przyjadę i pójdziemy razem. Co Ty na to?
- Nie, Yeol. Zdążę wrócić niż Ty przyjedziesz. Teraz potrzebują Cię tam bardziej niż ja tutaj. Siedź tam. Obiecuję Ci, że poradzę sobie, jestem dużym chłopcem. Baw się dobrze i niezaprzątaj sobie mną głowy. To na razie
- Baekhyun czek...
Połączenie zakończone.
Idę spać, to najlepsze rozwiązanie.
Obudziłem się ubrany w koszulkę swojego przyjaciela, przykryty po sam czubek nosa. Czyżby, któryś z chłopaków już wrócił i mnie przebrał? W pokoju paliła się tylko lampka, która stała na biurku między szafą moją a mojego współlokatora. Wstałem i udałem się do kuchni by zrobić sobie herbaty. Uwielbiam herbatę. Z cytryną i dwiema łyżeczkami cukru.
Fakt, który znów mnie zdziwił to to, że w domu było pusto i cicho, a światła paliły się tylko w kuchni i salonie, który prowadził do mojego celu.
- Dalej ich nie ma? Zaraz pewnie znów pójdę spać...
Na stole w kuchni stały dwa kubki z parującym jeszcze napojem.
- Jest tu ktoś? – krzyknąłem, lecz odpowiedziała mi cisza. – Duchy jakieś czy co? Może ten wielkolud się gdzieś schowało. Boże o co mu chodzi? Daję sobie świetnie radę sam i nie potrzebuje nikomu nic mówić... Nie to nie on... Nic mu nie powiem.
- A co chcesz przede mną ukryć? – zapytał przytulając mnie od tyłu
- Chanyeol? – podskoczyłem zaskoczony. – Co Ty tu do jasnej cholery robisz?
CHANYEOL
Gdy tylko dowiedziałem się, ze muszę zostać dłużej poza miastem, by nagrywać dalej program, wiedziałem, że Hyun nie będzie zadowolony. Ja sam byłem zły, ponieważ chciałem być już z resztą, a zwłaszcza z Nim. Widać, że jest mu ciężko, a koncert w Chinach pokazał mi, że źle zrobiłem zostawiając Go samego. Znaczy nie był sam... Chodziło mi o to, że zacząłem traktować go na dystans. Sądziłem, że jak tak będę robił to moje uczucia do niego po prostu nie będą już tak silne. Kai dzielnie wszystko znosił i jako jedyny wiedział, o co tak naprawdę chodzi.
Nawet jeśli chciałbym tam bardzo wrócić, nie mogłem. Musiałem zostać. Po pierwsze nie chciałem, by chłopaki nie mieli potem chwili wolnego, a po drugiej... Kim. To nazwisko sprawia, że mam mdłości.
Po rozmowie z chłopakiem, przez telefon, wiedziałem, że muszę tam pojechać. Choć na pięć minut.
Gdy tylko auto zatrzymał się pod domem, szczęśliwy przekroczyłem jego próg. W środku jednak było ciemno i cicho.
- Co jest? Serio sam wyszedł? – zapytałem, sam siebie, kierując się w stronę schodów, prowadzących na piętro.
Całe szczęście, zastałem Go śpiącego w moim łóżku. Delikatnie przebrałem mu koszulkę i szczelnie przykryłem Go, wiedząc, że uwielbia ciepło. Później poszedłem do kuchni, by zrobić nam herbaty. Gdy napój był już gotowy, udałem się do łazienki.
- Jest tu ktoś? – usłyszałem krzyk chłopaka, jednak nie odezwałem się. - Duchy jakieś czy co? Może ten wielkolud się gdzieś schowało. Boże o co mu chodzi? Daję sobie świetnie radę sam i nie potrzebuje nikomu nic mówić... Nie to nie on... Nic mu nie powiem.
- A co chcesz przede mną ukryć? – zapytałem nagle przytulając go.
- Chanyeol? – przestraszył się. - Co Ty tu do jasnej cholery robisz?
- Obecnie stoję i Cię przytulam – odpowiedziałem uśmiechając się.
- A co z Twoim programem? – zapytał, prychając, chcąc uwolnić się z uścisku.
- Program nie zając, nie ucieknie. Chciałem przyjechać i jestem. Tęskniłem za wami, za Tobą – powiedziałem, a chłopaka najwidoczniej zatkało. – Ej? – zapytałem, a on dalej nie odpowiadał. – Ja nie chciałem nic źle powiedzieć i jeśli Cię jakoś ura...
- Ja też tęskniłem Channie. Nawet nie wiesz jak bardzo – przerwał mi nagle, wtulając się w moją klatkę piersiową. Tęskniłem, tak bardzo tęskniłem....
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top