29. ( MARATON 1/4 )

* Lanberry & Feel - Gotowi Na Wszystko (tekst, lyrics)*

Kolejny rozdziały jutro :> Stwierdziłam, że tak będzie najlepiej ♡ * tak samo będzie wyglądał maraton w ,,Final Line"*

Do następnego! 

Musimy kochać siebie - nawet jeżeli popełniamy złe rzeczy.

Powinniśmy kochać bliskich niezależnie czy żyjemy z nimi w zgodzie, czy w burzy emocji - łączą nasz nierozrywalne więzy krwi. Ich nie da się skłócić. 

Trzeba nauczyć się przepraszać i wybaczać.

Mamy obowiązek kształtować siebie oraz innych. Tego chce ewolucja. 

Świat wymaga od nas nowych działań oraz rozwiązań.

Tego chce każdy...

Tamashi odłożyła grubą książkę na półeczkę obok swojego oraz Kuro łóżka. Westchnęła ciężko, przypominając sobie jak te słowa zawsze cytował jej ojciec - niezależnie czy działo się dobrze, czy jednak los płatał figle. Wiedziała, że autor napisał mądre słowa. Według niektórych opisywał wśród wersów swoje życie - jakże smutne oraz puste. 

Pokręciła głową, miejąc nadzieję, że odtrąci złe myśli. 

Śmierć.

Smutek.

Płacz.

Żal.

I ból.

Z okresem braku męskiego ramienia w domu, to gościło dość często oprócz pierwszego. 

Przecież kochała spędzać z nim czas, kochała go całym swoim wtedy małym serduszkiem. Dlaczego ktoś jej go odebrał? Czemu? Z jakiej racji? 

Czasami marzyła o tym, że Kuro zastąpi jej chodź trochę ojca - będzie jej ostoją, ramieniem, ciepłem. 

Teraz czuje jedynie do niego dziwną pustkę, złość oraz żal. Wspomnienia wracają, tylko śmierci brakuje. Znów pokręciła głową na tą myśl. Nie chce znów przeżywać śmierci kogoś bliskiego. Nie teraz gdy czuje się wyjątkowo słaba a zarazem bezbronna. 

Nie zależnie jakie byłyby to kobiety - najmądrzejsze, najpiękniejsze, najbardziej utalentowane czy najbogatsze - kocham szczerze tylko Runo. Może wyjdę teraz na debila, ale dla ona jest ideałem.

Czy kiedykolwiek tak Kuro powiedział o niej przy kimś? Nie, bynajmniej tego sobie nie przypomina. 

- Shun Kazami... - mruknęła sama do siebie, przypominając sylwetkę czarnowłosego ubranego w zielone spodnie, białą koszulkę oraz ciemnozieloną kurtkę.

Jego imię teraz dość często słyszała, tak samo jak innych Młodych Wojowników, lecz tylko ono zostało u niej dość mocno w pamięci. Może to dla tego, że mieli ze sobą dość mocne starcia? 

Ty go kochasz?

Wyprostowała się jak linijka. Pamięta to pytanie od Kuso - skierowane w kontekście do jej obecnego narzeczonego. Czemu miałaby go nie kochać? 

Następca tronu, przystojny, bogaty, dość mądry - facet marzeń. 

Ale czy takiego faceta chciała? 

~~~ 

- Jeszcze raz mnie tak mocno pociągniesz za rękę a obiecuje Ci, że zaraz wylądujesz w tej wodzie na szczupaka!

- Wybacz Runo, chcę Ci koniecznie coś pokazać.

- Czy to jest aż tak ważne aby pokazać to teraz, w tym momencie? - zapytała Misaki. Widząc, że Kuso nie zwrócił na jej pytanie uwagi zatrzymała się czując złość w żyłach. - Dan dochodzi-

- Wiem która jest godzina. - przerwał jej, zaciskając w dłoni jej palce. - Po prostu nie mogę z tym już czekać. 

Dziewczyna powoli wypuściła powietrze z płuc. Nie mówiąc nic więcej ruszyli znów przed siebie w głąb lasku koło oceanu.

Po dłuższym marszu, oddalając się dość daleko od ludzi, chłopak zatrzymał się przed dużą dość już starą brzozą. Puścił powoli rękę ukochanej i podszedł do niej powolnym krokiem, jakby jeszcze nad czymś się zastanawiał. Stali tak co raz czując powiew wiatru na ciele.

- Dan? No powiedź coś...

- Runo, mam pytanie. - zaczął niepewnie. Niebiesko włosa zmarszczyła brwi, słysząc w jego głosie dziwny nie pokój. - Chcesz należeć do tego świata co chcę stworzyć w najbliższym czasie? 

Odwrócił się do niej przodem. Jego twarz nie pokazywała żadnych emocji. Jedynie dłonie go zdradzały, bo zaciskł je mocno w pięści. Dłużej nie zastanawiają się - podeszła do niego bliżej. Niewiele myśląc chwyciła za jego ciepłe dłonie. 

Chłopak rozluźnił je. 

- Dan... - wyszeptała, czując, że jej policzki robią się coraz czerwieńsze jak kielichy kwiatów nieopodal ich stóp. Czuła jak cała złość do niego szybko znika a pojawia się inne uczucie. - Chcę należeć do Twojego nowego świata, pomogę Ci ile będę miała sił, bo szczerze Cię kocham. Może i czasami wkurzasz mnie do granic możliwości, ale - zrobiła chwilową pauzę. - Ale ja kocham Twojego wewnętrznego łobuza, wiesz?

- A ja kocham Twoją wściekłość do mnie, kiedy coś namieszam. Twoje iskrzące wtedy oczy, twoją kipiącą energię. - zacisnął jej dłonie i szeroko się uśmiechnął. - Mogę uciekać oraz kłócić się z Tobą całe życie, dopóki będziesz za mną biec. 

- Mogę biec z Tobą nawet na koniec świata, pamiętaj to Daniel. - uśmiechnęła się do niego, czując przy okazji ulgę całego ciała.

Adrenalina wciąż płynęła w jego żyłach, lecz był pewien, że nie dostanie odmowy.

- Runo... - wziął głęboki oddech. - Chciałem się o to zapytać już bardzo dawno temu, ale ta wojna przeszkodziła mi w tym.

Po chwili Dan puścił jej dłonie aby zaraz znów jedną złapać a na drugą położyć coś.

Ta od razu spojrzała się na tą dłoń, widząc w niej małe czerwone pudełeczko.

- Wyjdziesz za mnie? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top