17.
Ohayo ludzie!
Też czujecie te magiczne słowa: ,, Nowy rok, nowa(y) Ja?"
Spokojnie... Ja też nie xd
Co mogę wam życzyć na Nowy Rok? Przede wszystkim zdrowia, bo to od niego zależy co będziemy dalej robić. Więcej szczęścia oraz wiary w siebie. Nowych celów i marzeń w życiu. Żeby one szybko się spełniały. No i najważniejsze - żebyśmy spotkali się w następnym rozdziale! xdd
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba. Do następnego! Najlepszego Sylwka!
14.01.2020 rok
Przechodząc długimi ścieżkami lasu Dan poczuł lekki podmuch wiatru, jakby ktoś włączył niedaleko nich małe wiatraki, które stały gdzieś daleko od nich. Krajobraz, który wyłaniał się zza drzew oraz krzaków pokazywał niezwykłą magię przyrody w nocy. Rzadko kiedy chłopak miał okazję wiedzieć takie widoki - całe życie przesiedział w mieście, gdzie mrok był zagłuszany jasnym blaskiem lamp ulicznych. Teraz pełną piersią mógł oddychać letnim powietrzem.
Dookoła niego oraz dziewczyny, z którą przemierzał dzicz, stały potężne drzewa, które na pierwszy rzut oka - mogły sięgać aż do samych gwiazd. Te kolosy różny się od tamtych spotkanych koło tarasu w zamku - liście miał naturalny kolor ciemnej zieleni. Niżej trochę gdzie nie gdzie rosły krzaczki z jaśniejszymi listkami. Niektóre zdobiły jaskrawe kwiaty a na samym dole trawa o najzwyklejszym zielonym kolorze.
Wzrokiem wrócił do skupionej na drodze Misushi.
- Już niedaleko... - przerwała ciszę pomiędzy nimi. Przyspieszyła kroki aby jak najszybciej usiąść na kanapie w salonie. Nogi powali jej odpadały. - Zabiorę jeszcze jedną rzecz z domku i możemy ruszać w długą.
- Nie ma sprawy, zabieraj to co chcesz. Jeśli chcesz mogę Ci załatwić duży pokój. - uśmiechnął się radośnie. Ta odwróciła do niego, zatrzymując się na środku drużki. Staną koło jej lewego boku.
- Jedyne czego chce, to żeby mieć jakiś fajny widok. Lubię obserwować świat z okna, jestem fanatyczką pięknych widoków. Pamiętaj o tym Kuso. - kiwnął głową na znak zrozumienia.
Ruszyli dalej przed siebie.
~~~
- To tutaj.
- Serio? - zapytał zdziwiony.
Dziewczyna trochę opowiadała mu o swojej dużej rodzinie, z którą kiedyś tam mieszkała - kiedy wszyscy żyli. Wyobrażał sobie wysoki drewniany budynek z wieloma oknami. Aktualnie ma przed sobą nie duży ceglany domek z małymi oknami. Pomrugał zdziwiony kilka razy. Rozumiał, że dom może wyglądać trochę zaniedbanie, ale nie aż tak.
- Idź za dom, tam stoi statek już przygotowany na wyjazd. Zaraz do ciebie dołączę. - szybkim krokiem popędziła do domu a chłopak ruszył na wcześniej wskazane mu miejsce.
Czarny statek z dwiema grubymi czerwonymi liniami po bokach mierzył na oko około dziesięć metrów długości i pięć szerokości. Wysokość na pewno miał więcej niż dwa metry. Początek miał podobny kształtem do łodzi wędkarskiej, ale koniec był zakończony prostokątną ścianą. Z przody było potężne okno z widocznymi siedzeniami dla kierowców oraz panelem sterowania z kierownicą na przeciwko siedziska lewej osoby.
- Jestem! - wrzasnęła Misushi podnoszą kluczyki wyżej żeby otworzyć automatycznie drzwi. Niestety pilot nie chciał zadziałać.
- Pomóc Ci jak ostatnio? - przewróciła oczami, nie wierząc w jego słowa. Obraz wcześniejszego starcia Dana z furtką nabawił dziewczynę szerokiego uśmiechu. - Tym razem trafię za pierwszym razem.
- Wątpię! - odparła dumnie, przechodząc koło jego nosa. Zadowolona wkroczyła do statku, a za nią Kuso.
Środek maszyny był przestronny. Cały był obłożony delikatnym czerwonym materiałem, a podłoga miała wyłożoną przezroczystą gumę o brązowym kolorze. Na samym końcu stały szuflady wraz z wyposażeniem kuchennym o jaśniejszym czerwonym kolorze . Dalej stało kilka fioletowych foteli przytwierdzonych do ziemi, żeby nie "chodziły" po całym statku podczas lotu. Koło nich stał okrągły stolik o brzozowym kolorze. Zaraz, prawie na samym przodzie maszyny, drzwi wejściowe oraz wyjściowe. Z lewej oddzielony pokój sterowniczy.
- Kiedyś jeździliśmy tym statkiem całą rodziną... - chłopak spojrzał się na dziewczyny. Zamyślona zaglądała przez okienko na domek. Nie wiele myśląc podszedł do niej bliżej. Poklepał ją po głowie jakby chciał smutny uśmiech zmazać z jej drobnej twarzyczki. Ta lekko zaskoczona Danową reakcją podskoczyła w miejscu. Całej ciało przeszedł dreszcz oraz gorąc.
Poprawiła ostatni guzik na koszuli. Szczerze wciąż czułą się lekko niekomfortowo w obecności chłopaka. Nigdy z żądnym nie leciała statkiem sam na sam ani, przede wszystkim, nie uciekała z planety. Dalej był dla niej obcy, ale... Obiecał jej tak dużo - a nie znał jej wcale. Nawet z czystej powinności wiedziała, że musi mu zaufać bezgranicznie.
- Wiem, że nie powinienem w tym momencie pytać, ale...
- Czas wystartować, porozmawiamy jak włączę autopilota. - przerwała mu myśl. Dobrze widziała o co chce zapytać - o śmierć jej rodziny. Nie miała ochoty w chwili obecnej przypominać strasznych wspomnień z życia. Wolała bardziej poznać brązowowłosego. - Chcesz popatrzeć jak startuje czy rozgościsz się tutaj?
- Mogę zrobić nam herbatę albo kawy...
- Niech będzie, ale poczekaj aż znajdziemy się w górze. Żebyś potem nie zrzędził, że se palucha poparzyłeś czy coś. - pokiwał głową ze zrozumieniem.
Misushi zniknęła za drzwiami sterowni a Daniel popędził do fotela. Zadowolony rozłożył się na nim jak król życia. Następnie zapiął się pasem, który znajdował się w każdym z foteli. Z niecierpliwością czekał aż zobaczy świat z góry.
Dawno nie oglądał takiego krajobrazu. Nie z takiej perspektywy. Ostatni raz razem z Drago, dryfując w powietrzu, mógł poczuć się jakby sam miał skrzydła na plecach. Drago... Co teraz myślał jego partner? Chciał bardzo wiedzieć. Co czuje, jak się czuje. Pragną szybko go zobaczyć, lecz dalej się bał rozmowy z nim twarzą w twarz. Co mają sobie powiedzieć? Wszystko będzie okej? Tak nie może być. Musi najpierw z nim pogadać, przeprosić. Potem pokonają kolejnego wroga na swojej wspólnej drodze. Może wszystko wróci do normalności.
- Halo!!! Dan gdzie moja herbata?!
- C-co? - Kuso ruszył się do wstania, ale pas uniemożliwił mu tą czynność. W szoku spojrzał się na nie, a potem na śmiejącą się dziewczynę. Na stoliczku postawiła dwie czerwone herbaty.
- Nad czym tak dumałeś, że zapomniałeś o swojej funkcji?
- O wszystkim... - odparł szybko. Rozpiął pasy bezpieczeństwa. - Męczy mnie ta wojna... Jak można być takim potworem żeby niszczyć ład w światach, który był budowy miliony lat.
- Nie odpowiem Ci, bo nie wiem Dan. Po prostu brak słów na niego, na jego rozkazy, zachcianki oraz mordy... Taki sam był poprzedni władca Iris. Bezwzględny, chciwy, straszny. Ich ród nigdy nie miał i nie będzie mieć serca.
- Misushi... Czy Twoja rodzina spotkała go kiedyś?
- Ojciec Kuro... - chwilę zamyśliła się nad swoimi słowami. Zestresowana zacisnęła ręce na ciepłym kubku. - W-wymordował mi rodzinę. Mój tata najeżał do wojska na przeciwnej planecie. Za swojej wielkie nieposłuszeństwo oraz spiskowanie...
Łzy szybko pospadały na ziemię. Odłożyła kubek, rozlewając trochę jego zawartości. Ręką zasłoniła twarz jakby miało uchronić ją przed całym światem. Komuś wreszcie to powiedziała. Co jej leży na sercu.
- Byłam wtedy u starszej sąsiadki, nie świadoma sytuacji jaka zachodzi w moim domu... Opiekowała się mną przez kilka lat jak własnym dzieckiem, którego nigdy nie miała... Miesiąc temu kiedy znalazłam pracę w zamku... Ona też odeszła ze starości... Odeszła jak moja mama, tata, bracia, siostry! Mieli całe życie przed sobą a on i tak wszystkich mi ich odebrał!
- Czemu wybrałaś akurat pracę tam? - wstała z fotelu. Odwróciła się do niego tyłem aby dojść do największego okna w samolocie. Dotknęła prawą ręka szyby.
- Toika to pieprzony chuj! Okej?!
Kuso przytulił ją do swojej klatki piersiowej. Sam się domyślił co szatynka chciała zrobić - sama z nim się rozprawić, zabijając go, tak jak zrobił to jego ojciec z jej całą rodziną. Miał w nosie, że bluza będzie cała brudna w rozmazanym makijażu czy słonych łzach. Teraz liczyło się to żeby uspokoić dziewczynę.
- Obiecuje Ci, że zostanie ukarany za wszystko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top