rozdział 27

Anastasia i Bucky szli przed siebie spokojnie, trzymając się za ręce i kompletnie się nie odzywając. Lubili tamtą ciszę, w spokoju mogli pomyśleć i przetrawić pewne sytuacje. Nikt im tego nie zakłócał.

Do czasu.

- Też masz wrażenie, jakbyśmy byli obserwowani? - spytała nagle Ana, patrząc na swojego ukochanego z pewnego rodzaju obawą. Czuła się dziwnie, wiedziała, że coś było na rzeczy.

- Mam tak, odkąd przestałem być Zimowym. Idzie się przyzwyczaić.

- Nie o taki rodzaj obserwowania mi chodzi. Sama czuję czasami wzrok ludzi na sobie i wszyscy wiemy, dlaczego. - powiedziała, wywracając oczami. Do tamtego była już przyzwyczajona. - Chodziło mi bardziej, że ktoś może nas śledzić.

Bucky nie odezwał się, a jedynie rozejrzał wokół siebie, sprawdzając, czy ktoś naprawdę ich nie obserwował. Dość szybko zarejestrował wzrokiem pewną nastolatkę, która, gdy tylko dostrzegła, że na nią spojrzał, zaczęła udawać, że coś robi. To na starcie spaliło jej pozycję i dało do myślenia mężczyźnie.

- Dziewczyna na szóstej. W czapce i z gazetą w ręku. - powiedział cicho, wracając przed siebie wzrokiem, jak gdyby nigdy nic. - Kto normalny w jej wieku używa gazet?

Anastasia zerknęła ukradkiem za sobie, prędko dostrzegając ów stalkerkę. Zaraz po tym odwróciła się z powrotem przed siebie, obmyślając w głowie plan. Musiała skonfrontować się z dziewczyną, bo nie mogła pozwolić, by ktoś ich śledził. Szczególnie wtedy, kiedy naprawdę mieli sporo na głowie i musieli uważać na każdego.

- Ufasz mi, nie? - spytała, uśmiechając się tajemniczo. Bucky spojrzał na nią, sam się uśmiechając.

- Głupie pytanie.

- Cieszę się, że się zgadzamy. - powiedziała zgodnie z prawdą, ciesząc się, że tak łatwo się zgodził. Zależało jej na tym. - Rób to, co ja. Ukryjemy się gdzieś, a kiedy tylko się zbliży, to ją złapiemy.

- Plan godny szpiega. - skomentował Bucky, kiwając głową z uznaniem. Był z niej dumny, tak cholernie dumny. - Wchodzę w to.

Kobieta uśmiechnęła się pod nosem, ciesząc się, że nie miał żadnych przeciwwskazań, by zrealizować jej plan, którego nawet nie znał. Zdawała sobie sprawę, że ufał jej bezgranicznie i zrobiłby dla niej wszystko.

Małżeństwo od razu wdrożyło plan w życie i zaraz skręciło na najbliższym zakręcie. Dobrze znali okolicę, więc natychmiast schowali się za kolejnym zakrętem, a następnie za śmietnikami, skąd mieli doskonały widok. Obserwująca ich nastolatka rozejrzała się wokoło, zastanawiając się, gdzie się podziali i prędko się tego dowiedziała.

Anastasia stała się niewidzialna i zaszła dziewczynę od tyłu, ciągnąć ją w ciemny zaułek, gdzie znajdował się jej ukochany. Popchnęła nastolatkę na ścianę i spojrzała na nią, oczekując jakichś wyjaśnień. Potrzebowała tego, by ulżyć samej sobie.

- Kim jesteś i dlaczego nas śledzisz? - warknęła, mierząc dziewczynę wzrokiem. Była wściekła, że ich śledziła.

- Ja... - zaczęła, przełykając ślinę. Zaraz jej oczy zaświeciły nagle, co jeszcze bardziej zdezorientowało małżeństwo. - Jestem twoją idolką!

Oboje cofnęli się nagle, słysząc tamte słowa. Ana już po chwili roześmiała się głośno, nie wierząc w to wszystko. Złapała się za czoło, po czym, kompletnie niespodziewanie, przygwoździła nieznajomą dziewczynę do ściany, przez co ta syknęła z bólu, przez nagłe zderzenie głowy ze ścianą.

- Mów prawdę. Dlaczego nas śledzisz? Należysz do Flag Smashersów? - powiedziała ostro, co trochę przeraziło nastolatkę. Widziała tamtą złość w oczach swojej idolki i nie wiedział, co robić. - No mów!

- An, spokojnie. - odezwał się Bucky, kładąc dłoń na ramieniu swojej ukochanej. Zdawał sobie sprawę, że musiał ją uspokoić, bo inaczej była zdolna zrobić coś nieznajomej.

- Słyszałam o nich, ale nigdy bym... Jakoś mi nie po drodze, okey? - odpowiedziała w końcu, widząc, że powiedzenie prawdy było najlepszą opcją w tamtym momencie. - Szukałam ciebie, Anastasia. Dziadek mi o tobie opowiadał, o twoich wyczynach, o tym, co zrobiłaś. Przyjaźniliście się, należał do twojego oddziału.

- Czekaj, jak ma na imię twój dziadek? - zagadnął Bucky, marszcząc brwi. Wbrew pozorom, znał wszystkich z oddziału kobiety.

- Eddie.

- Eddie Hall? - spytała Anastasia, odsuwając się od niej nieznacznie. Ta pokiwała głową na potwierdzenie jej słów. - Jesteś wnuczką Eddie'ego? - dopytywała, choć odpowiedź i tak była twierdząca. - O mój Boże.

- Podobno opiekował się waszym synem, ale nigdy o nim szczególnie nie opowiadał. Miał na imię Cooper, prawda? - odezwała się Clio, widząc dziwny błysk w oczach kobiety.

- Możemy... Jeśli chcesz porozmawiać, to może się lepiej umówimy, co? Ale nie na dzisiaj, mam już plany.

- To może jutro? - zaproponowała nastolatka, nie chcąc pokazać po sobie, jak bardzo cieszyła się na tamto spotkanie. Od zawsze chciała ją spotkać, a teraz z nią rozmawiała.

- Jutro lecę do Londynu. - oznajmiła Ana, patrząc w jej stronę z obojętnością. Czuła jednak jak mocno waliło jej serce.

- Mogę lecieć z tobą? Potrafię się bronić, chodziłam na różne kursy, potrafię się posługiwać bronią. - powiedziała rozentuzjazmowana Clio, wręcz podskakując w miejscu. Pragnęła spędzić z nią choćby chwilę czasu. - Proszę, nie daj się prosić. Będę grzeczna, obiecuję.

- Porozmawiamy w któryś dzień, ale teraz musimy już iść.

Ana nie dała powiedzieć Clio nic więcej, tylko złapała za dłoń Bucky'ego i pociągnęła ich w odpowiednią stronę. Mężczyzna nie odezwał się, ale widział po minie ukochanej, że była najzwyczajniej w świecie wstrząśnięta zaistniałą sytuacją, może nawet bardziej, niż dotychczasowymi akcjami, w których uczestniczyli.

~*~

- An? Jesteś na miejscu? - spytała Stella, rozglądając się wokoło. Musiała mieć pewność, że nikt jej nie obserwował.

- A i owszem. - odparła Anastasia zgodnie z prawdą, zerkając na dziewczynę koło siebie, która patrzyła w jej stronę. Sama nie wiedziała, jakim cudem nastolatka w ogóle tam była..

- Wiesz, co robić, prawda? - odezwała się młoda Stark, w nadziei, że czarnowłosa doskonale znała cały jej plan. - Spotkamy się na miejscu. On nie może nam uciec. - dodała, nie czekając nawet na jej odpowiedź. Ufała jej.

- Będę czekać. - zapewniła kobieta, po czym rozłączyła się, przenosząc swój wzrok na Clio. Zarzucała sobie, że jej nie dopilnowała, że w ogóle pozwoliła jej lecieć, ale dowiedziała się o tym dopiero będąc na lotnisku. - Ciebie nie powinno tu być, Clio. To dość niecodzienna akcja, a ty nie jesteś na to gotowa.

- Ale tu jestem i wcale nie muszę z wami iść.

- To jest ostatni raz. Jeśli następnym razem gdzieś cię zobaczę, gdy będę na akcji, dzwonię na policję i odwiozą cię do domu. Nie żartuję.

Clio nie odezwała się więcej, świadoma, że kobieta mogła rzeczywiście to zrobić. Ale i tak nie zamierzała zbytnio się tym przejmować. Bo spotkała w końcu swoją idolkę, prawda?

~*~

Anastasia odwróciła głowę w odpowiednią stronę, akurat gdy Stella leciała w ich stronę. Dziewczyna prędko wylądowała na ziemi, po czym podeszła do czarnowłosej, ciesząc się, że znów ją widziała.

- Cześć. - przywitała się, wymieniając uścisk z kobietą. - Kto to jest? - spytała szeptem, ale nie musiała dodawać nic więcej, by Ana wiedziała, o kogo jej chodziło. Odsunęły się od siebie, a wtedy kobieta zerknęła na jeszcze jedną dziewczynę, która tam z nimi była.

- To Clio Wate. - odparła Anastasia, uśmiechając się delikatnie. Spojrzała na dziewczynę, lecz prędko nachyliła się nad uchem Stelli i wyszeptała cicho. - Moja fanka.

- Oo. No, nie spodziewałam się tego. - stwierdziła Stella, cofając się nieco. Mimo wszystko, naprawdę cieszyła się, że czarnowłosa miała fankę i nie bez powodu tam z nią była. Nie zmieniało to jednak faktu, że miała wtedy inne rzeczy na głowie. - Mniejsza... Miło poznać i w ogóle, ale musimy działać.

- Jasne. Nie będę przeszkadzać. - odpowiedziała Clio, gestykulując lekko, by dać znać, że nie zrobi nic, co mogłoby im przeszkadzać.

Zaraz do uszu obu dziewcząt dotarł przyjemny dla ucha głos Any.

- Stoisz na czatach, młoda. My zajmiemy się resztą.

Nastolatka przytaknęła skinieniem głowy, a Anastasia natychmiast złapała Stellę za nadgarstek i pociągnęła do budynku, gdzie miał się znajdować szukany przez nie mężczyzna.

- Skąd ją wytrzasnęłaś? - spytała Stark pół szeptem, pół normalnym głosem, kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi.

- Długa historia. I na pewno nie na teraz. - stwierdziła kobieta, łapiąc za pasek od spodni, gdzie znajdował się jej gnat, czyli nieodłączny dodatek jej przylegającego do ciała, czarnego kostiumu. - Gdzie jest ten gościu? - spytała niemalże od razu, kompletnie zmieniając temat tamtej rozmowy.

- Powinien być w którymś pomieszczeniu. - stwierdziła dziewczyna, rozglądając się po wnętrzu. Zdawała sobie sprawę, że cały budynek już z daleka wyglądał dość podejrzanie. - Wchodzimy? - zapytała, wskazując drzwi, za którymi słychać było czyjeś kroki.

Anastasia nie odpowiedziała. Bez żadnego uprzedzenia, czy chociażby kiwnięcia głową, rozwaliła drzwi nogą, a następnie weszła do środka z wymierzonym w mężczyznę pistoletem.

- Czyli tak. - mruknęła pod nosem Stella, kręcąc głową sama do siebie. Zaraz weszła tuż za nią do pomieszczenia, a wokół jej dłoni natychmiast pojawiły się żywioły, którymi władała.

- Witam serdecznie. - odezwała się Anastasia, podchodząc do siedzącego na krześle przy prowizorycznym stanowisku mężczyzny. Nie odpowiedział, więc przyłożyła broń do jego skroni, jak gdyby nigdy nic. - Jakieś ostatnie słowo? - spytała uprzejmie, choć jej głos ociekał chłodem. Znów nie odpowiedział, więc kobieta położyła palec na spuście, wzruszając ramionami. - Jak wolisz...

Stella odruchowo odwróciła wzrok, gdy w pomieszczeniu rozległ się strzał. Zacisnęła powieki, ale Anastasia nie zwróciła na to większej uwagi. Waliło jej serce, ale nie dało cofnąć się już czasu, z resztą, była przyzwyczajona do takich rzeczy. Była najlepsza w tym, co robiła, była miła, sympatyczna, nie wzbudzała żadnych podejrzeń. Ale była nieobliczalna, bezlitosna, nie wahała się.

- Jesteś bezlitosna.

- Uznam to za komplement. - powiedziała kobieta, uśmiechając się pod nosem. Obie spojrzały zaraz na martwego mężczyznę, jednak dziewczyna od razu odwróciła wzrok, nie potrafiąc na niego patrzeć. - Dobrze się czujesz? - spytała z troską, kładąc dłoń na jej ramieniu.

- Taa... - przytaknęła, przełknąłwszy głośno ślinę. By nie natrzeć na trupa, spojrzała wprost w niebieskie tęczówki czarnowłosej. - Znaczy wiesz, pierwszy raz widziałam, żeby ktoś strzelał do kogoś z tak bliska. I to ktoś znajomy.

- Mogłaś mówić, załatwiłabym to na osobności.

- Było, minęło, An. - stwierdziła Stella, machając lekceważąco ręką. Nie chciała się tym zamęczać, jej z resztą też nie. - Skasuj proszę wszystko, co jest na tym pendrive'ie. - dodała natychmiast, biorąc do ręki niewielki przedmiot leżący na biurku koło mężczyzny i wciąż włączonego komputera.

- Jesteś pewna? - zapytała Anastasia, odbierając ode dziewczyny pendrive'a. Od razu podeszła do jednego z komputerów, uprzednio odsuwając krzesło z mężczyzną, a następnie podłączyła uprzedzenie.

- Nigdy bardziej nie byłam. Zrób to.

Anastasia od razu skasowała wszystko, co było na pendrive'ie, a także usunęła to wszystko z kosza. Stella odetchnęła na to z ulgą, bo nie chciała, by cała zawartość tamtego pendrive'a wyciekła do sieci.

Już po chwili obie skierowały się do wyjścia, gdzie wciąż czekała Clio. Dziewczyna podeszła do nich bliżej, ale młoda Stark prędko wzbiła się w powietrze. Musiała niestety wrócić i zająć się całą resztą.

- Zadzwoń kiedyś.

- Jasne. - przytaknęła niebieskooka, posyłając w stronę dziewczyny uśmiech, który ta natychmiast odwzajemniła. W głowach obu pojawiła się myśl o tym, by któregoś dnia znów się spotkać, chociażby na zwykłych rozmowach.

- Do zobaczenia, Clio. - powiedziała Stella, zwracając się do nastolatki. Ta, nieco zdezorientowana, spojrzała w jej stronę z błyskiem w oku.

- Cześć... - zaczęła, najwyraźniej chcąc dodać tam imię Stark, którego w końcu nie znała. Ta uśmiechnęła się delikatnie, nie wahając się, by zdradzić jej swoje imię.

- Stella. Jestem Stella.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top