1. koniec przerwy.
//Liam//
Obudziłem się wczesną godziną.. była około godziny ósmej. Jestem w Austinie już długo. Od początku tygodnia. Media day, parada, treningi. Jutro miały być Kwalifikacje.
Naprawdę współczuję Danielowi. I wolałbym dołączyć w przyszłym sezonie dopiero. Dać mu dokończyć te parę wyścigów.
Ale naprawdę to nie był mój wybór.. nie rozumiem nagle tego hejtu na mnie. Rozumiem mieć do mnie żal ale życzenie śmierci podczas debiutu to chyba lekka przesada.
—Liam. Wstawaj szybko.- wrzasnął Yuki
A no tak. Zapomniałem, że nie jestem tu sam. Yuki postanowił, że na czas wyścigu wynajmiemy wspólnie mieszkanie. Nie miałem wielkiego wyboru bo nie miałem zamiaru kisić się w hotelu.
—Idę- czyli poleżę następne pięć minut w łóżku
—NIE IDZIESZ. ZNAM CIĘ.- mój metr pięćdziesiąt wszedł do pokoju
—No weeeź..- jęknąłem wiedząc, że mi nie odpuści.
—Wstań.- warknął. Wkurwiony Yuki? Lepiej wstanę bo jeszcze dostanę w ryj z naleśnika francuskiego.
Jęknąłem długo i wstałem
—Jeszcze się kiedyś najęczysz. A teraz idź jedz.- popchnął mnie do salonu
—TY ZBOCZONY JESTEŚ.- wrzasnąłem za nim
—NIE? poprostu znam to z Doświadczenia z Pierre.- wzruszył ramionami.
—weź bo zaraz ci tego naleśnika na twarz wyrzygam.- bułknąłem z naleśnikiem w ustach
—Weź fuj.- warknął Yuki i też zaczął jeść
Zjedliśmy i pojechaliśmy na tor. Siedziałem w garażu alphatauri umierający z nudy gdy w naszej bazie znalazł się Christian Horner i opowiadał co my mamy zrobić by pomóc Red Bullowi czy coś takiego.
Po chwili wstałem i poprostu wyszedłem w połowie jego argumentów.
Poszedłem do garaży Tifosów wiedząc, że tam będzie większość kierowców.
Szedłem i myślałem o Jacku. Mojemu znajomemu. Chyba Chciałem mieć z nim większą relację. Przyjaciele, albo.. Liam. Ledwo wymieniasz z nim zdanie.
Nie myliłem się. Pod garażem Ferrari stali:
George prowadził bardzo ożywioną rozmowę z Alexem Albonem.
Kimi Antonelli z Lewisem Hamiltonem razem się śmiali ze zdjęć które pokazywał Lewis na swoim telefonie
Fred i Mick bawili się z Leo i Roscoe. A Alex ich pilnowała. Bo jednak dwóch idiotów przy których te psy razem wzięte mają więcej IQ niż oni to jest niebezpieczne dla zdrowia intelektualnego tych piesków.
Pierre rozmawiał z Charlesem. A obok kierowcy Alpine stał.. on. Jack pierdolony Doohan.
Nie. Gdzie ty idziesz. Czemu akurat do mnie.. idź.. idź. Nie do mnie.. Pierre ja cię zabiję.. widziałem jak go do mnie wysyłasz.
—Hej! Jest stresik?- uśmiechałem się lekko. Tak sam z siebie. Poprostu ma taką pierdoloną aurę wokół siebie która wywołuje uśmiech.. a te lawendowe perfumy..
—No oczywiście, że tak.. nie chciałem zastąpić Daniela..- wbiłem wzrok w podłogę.
—Rozumiem cię Liam.. strasznie mi przykro, że takie coś się stało.. a tym bardziej, że go ty dostajesz za to he- nie chciałem by kończył i mu przerwałem
—Nie kończ.. proszę..- łzy stanęły w moich oczach. Moja psychika ostatnio strasznie.. się posypała.
—Liam.. ja..- pokręciłem głowę.
—Przepraszam..- poszedłem do toalety.
Tak jak uczył cię twój psychiatra. Ćwiczenia oddechowe.
Wdech nosem 6 sek. Trzymasz 7 sek. Wypuszczasz ustami przes 6 sek.
Próbowałem to zrobił opierając się o umywalkę.
Ktoś zapukał
—Liam mogę wejść? To ja Max..- Max.. to jedyna osoba jaką chciałem by tu weszła.
—m.. mhm- wydusiłem z siebie
Klamka delikatnie się opuściła a do środka wszedł Max.
—Przygnieść?- zapytał Max spokojnie
—Przytulić..- westchnąłem..
Max predko wciągnął mnie w swoje szerokie ramiona
—Będzie dobrze.. Jack nie wiedział, że jesteś bardzo delikatny jeśli chodzi o ten temat.. Jack nie chciał.. oddychaj.- głaskał moje włosy bardzo delikatnie.
—Ja wiem Max.. czemu to tak cholernie popierdolone..- warknąłem wbijając głowę w jego bark
—Nie mam pojęcia Liam.. ale jesteś twardy. Dasz radę. Jestem z tobą. Jestem tu dla ciebie. Zawsze.- po chwili się od niego odsunąłem
—Dziękuje max.. dziękuję, że zawsze przy mnie jesteś i mogę na ciebie liczyć..- uśmiechnął się lekko do mnie
—Nie musisz dziękować. Dla ciebie wszystko. Znam twój stres gdy zaczynałem swoją karierę..-
Boże jak ja nienawidzę jak ktoś porównuje swoją karierę do mojej. Moja kariera nie jest twoją karierą. Nie jesteśmy tacy sami. I nie będziemy.
Opuściliśmy łazienkę
—Co powiecie na małą wycieczkę do Logana?- no chyba ich coś walnęło.
—Skoro jesteśmy w USA.. to czemu nie! Napewno będzie mu miło, że o nim pamiętamy- Alex wypowiedział z gracją w głosie i pomimo podekscytowania zachował wypracowany profesjonalny spokój.
—Tak! To co? Jutro po Kwalifikacjach wynajmujemy Autobus i do Miami??- zaśmiałem się cicho
—TAAAK!- krzyknęli churem: Kimi, Ollie, Fred i Mick oraz Jack.
No jestem w dupie. Jako jedyny naprawdę nic mi się nie chce
Jakbym miał opisać dzisiejszy dzień? Opisał bym go jednym słowem: nuda.
Naprawdę nudniejszego dnia w moim życiu nie było. Nic kompletnie się nie wydarzyło.
Ale jutro miało nadejść. Ta jebana wycieczka do Las Vegas.
Po całym dniu oczywiście musiał być wymagany wywiad do: Yuki pedagog po kilku lekcjach WDŻ.
—No więc co teraz czujesz Po tym dniu?- zapytał gdy jedliśmy te same Naleśniki co rano.
—No.. zmęczenie? Gorycz.- ewidentnie to drugie słowo będzie chciał drążyć dalej.
—A czemu gorycz?- jak ja go kurwa za dobrze znam.
—bo kurwa. Yuki. Znów musiałem robić ćwiczenia oddechowe- mruknąłem
—Miałeś dać sobię z nimi spokój..- cmoknął Yuki
—No wiem właśnie! Boże Yuki!- wstałem od stołu i poszedłem do pokoju. Rzuciłem się na łóżko i wbiłem twarz w poduszkę. Słyszałem jak wzdycha.
A Zadław się tymi pierdolonymi naleśnikami. Nie stop. Miałeś panować nad złością. Pamiętasz?
Moje myśli były strasznie nie do zniesienia, że cała głową mi pulsowała a ja miałem chęć wyrwać sobie wszystkie włosy które miałem na niej.
Nawet nie zauważyłem kiedy straciłem kontakt ze światem i zasnąłem.
Poranka chyba nie muszę wam opowiedzieć. To strasznie nudne.
Na kwalifikacjach też była straszna nuda.
Zająłem p11. Nie ma chyba tragedii. Gdyby nie fakt, że Franco nie miał zamiaru oddawać mi mojej pozycji po zetknięciu i wprowadzeniu mnie w lekki poślizg. Gdyby nie to. To bym pewnie się dostał do tego walonego Q3.
Po kwalifikacjach wszyscy zebraliśmy się na przystanku. Wszyscy 20 kierowców plus dzieciaki i rezerwowi. No i Sebastian. Jakoś magicznie się tutaj pojawił
Fernando postanowił nami kierować więc obok niego siedzieli ludzie którzy będą ustawiać do pionu całą tą dziką dzicz. A są to: Seb, Lewis, Valtteri, Nico i Kmag. Czyli boomerzy na przodzie.
Za boomerami siedzieli ci spokojniejsi i z chorobami lokomocyjnymi.
Lance, Zhou, Max, Oscar
Za nimi siedzieli przeciętni. Czyli
Ja, Jack, Yuki, Ollie
A za nami patola.
Czyli cała reszta tych pojebanych idiotów.
W połowie drogi byłem tak znudzony, że patrzyłem jak Dino i Paul śpią razem. Dino oparty o Arona a Paul o szybę.
Moją uwagę zwrócił siedzący obok Jack.
Ściągnąłem słuchawki widząc jak zaczął do mnie gadać.
—Liam.. chciałem przeprosić, że..- znów nie dałem mu skończyć
—Nie no spoko. Miałeś prawo mnie zapytać. To ja poprostu za mocno do tego podchodzę.- mruknąłem cicho przecierając zmęczone oczy.
—Ale napewno nie jesteś zły..?- zapytał chcąc się upewnić.
—Tak Jack nie jestem na ciebie zły.- westchnąłem.
—Dziękuje.. a pamiętaj.. możesz na mnie liczyć - no dzięki bardzo ale jednak chyba zostanę przy opcji Maxa.
—Dzięki.- mruknąłem i zacząłem grzebać na Instagramie.
Po jakimś czasie byliśmy pod domem Logana. Wysiedliśmy wszyscy i poszliśmy pod drzwi.
—Logan!- wrzasnął Alex pukając. Pies Logana szczekał. Słyszeliśmy głos Logana uciszający psa.
—Oh Alex He- nie.- warknął Logan i zamknął drzwi
—Logan wpuść nas! Zimno nam!- zapukał Alex. Logan znany z zbyt miękkiego serca poprostu nas wpuścił.
Usiedliśmy wszyscy w salonie. Trzy psy oraz Fred z Mickiem i Dinem biegali po domu
—Nie spodziewałem się, że.. -
—Przyjedziemy? No tak. Trochę takie nagłe z naszej strony.- westchnął Alex
—Dino z Fredem i Mickiem! Siadać na dupach!- wrzasnął Lewis a oni odrazu usiedli po turecku obok trzech tak samo jak oni przerażonych Lewisem psów.
//Jack//
Widziałem, że z Liamem nie jest najlepiej. Musiałem się dowiedzieć więcej. Dlaczego tak jest.
—Max, możemy pogadać?- podszedłem do niego. Spojrzał na mnie i już wiedział o co mi chodzi.
—Tak.. oczywiście.. Liam, zaraz będę.- zostawił go obok Charlesa.
—Jack on- zaczął Max
—Max.. Daniel przyjechał..- wskazałem na auto Daniela
—O nie..- Max od razu pomyślał o Liamie i jego wyrzutach sumienia wobec naszego przyjaciela
//Liam//
Siedziałem na kanapie, zobaczyłem Daniela w drzwiach
—DANNY!!- połowa kierowców? Wszyscy oprócz mnie i Franco zerwali się z kanapy by go wyściskać
Przybiłem z nim piątkę
Poczułem się dziwnie.
No jednak nie jest dla mnie komfortowe siedzenie z kimś kogo zastępuje w jednym pokoju. Podobnie do mnie ma Franco Colapinto.
Zauważyłem jak Colapinto wstał. Więc od razu ruszyłem za szatynem.
Wyszedł z domu. Prędko go dogoniłem.
—LIAM!- pisnął przestraszony
—sory.. nie chciałem tam siedzieć..- mruknąłem
—No.. ja też nie. Piwo?- skąd on wygrzebał piwo z tego płaszcza. Ale jak już mi daje to szkoda odmówić.
—Piwo.- wziąłem od niego szklaną butelkę i na bardziej odludnionym osiedlu na schodach do piwnic zaczęliśmy pić.
Śmialiśmy się z różnych sytuacji w F1.
//Max//
—Dobra będziemy się zbierali..- powiedziałem i wszyscy wyszliśmy. Ale nagle przypomniało mi się o Liamie i Szatynie..
—chwilę. Gdzie Franco i Liam?!- nie wierzę, że nie upilnowałem Liama.
—No nie gadaj, że wyszli! Oscar spójrz na lokalizację Franco..- mruknął Jack. Oscar pokiwał głową i wyciągnął telefon. Wystukał
—10km stąd.. w jakimś miasteczku..- zamrugałem zdziwiony
—10KM?! TO ONI SĄ POJEBANI, ŻE TYLE W PÓŁ GODZINY PRZESZLI?!- wrzasnął Jack
—ZAMYKAĆ MORDĘ I JEDZIEMY!!- tym razem kierował Lewis bo Alonso walnął sobie pompkę wina.
Po pięciu minutach byliśmy na miejscu.
—Jezu..- jęknął Oscar widząc ich stan
—PRZECIEŻ ONI SĄ KOMPLETNIE PIJANI..- jęknął Jack
—PIJANI TO ZA MAŁO. ONI SĄ NAJEBANI JAK SZPADEL..- wrzasnął Dino
—Jezu..- podszedłem do tej dwójki mądrych inaczej.
—Hoo.. czuję się jak Polak na fentanylu..- jęknął Franco
—Jesteście kompletnie pijani!!- wrzasnąłem
—A ty jesteś brzydki. Ja jutro będę Całkiem trzeźwy.- burknął Liam
Trzasnąłem się w łeb i zaciągnąłem ich do autobusu
//Liam//
Obudziłem się rano. W swoim pokoju złapałem się za głowę
—Trup żyje!- odezwał się Yuki a do pokoju wszedł Max i Jack.
—Masz mi coś do powiedzenia?- mruknął konfidentnie Max
—Ja? Umh.. sorka.. co z Franco..?- mruknąłem bardzo zawstydzony
—Franco cały poranek był jeszcze podpity. Jęczał coś o jakiejś Edycie Górniak i o "Hell win znacie angielski.."- starałem się zachować profesjonalne podejście.
—Okej..-
—Za to ty szeptałeś Robert Kubica drajver błyskawica..- jęknął Jack.
—Oh..- no zrobiło mi się głupio
—Szykuj się. Niedługo są kwalifikacje -
No tak. Bla bla blaaa
Zjadłem jedzenie. Jakąś papkę zrobioną przez Yukiego.
No i pojechaliśmy
Całe kwalifikacje i sprint byłem nieobecny.
W Q1 byłem nawet na P3. Ale w Q2 odpadłem. Dostałem w dodatku karę i startuje z końca.
Tak to tylko ja potrafię. Naprawdę. Hit. No ale życie ciągnie się dalej.
////)
GOTOWI NA USA??! JA TAKKK. WSTAWIAM MINUTY PRZED STARTEM. A KSIĄŻKĘ DEDYKUJĘ..
Katherine_Megan001 i CiasteczkoPierra >:33 moje największe motywację!! Kocham was!!
/SHIPERKA/
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top