rozdział 20

- Steve! Musimy porozmawiać! - zawołała Ana, wchodząc następnego dnia do mieszkania przyjaciela, jak do siebie. Choć Steve wiedział, że mieli przyjść, w szczególności po swojego syna, nie spodziewał się tak gwałtownego wtargnięcia do jego domu i podskoczył lekko na głos kobiety.

- Stało się coś? Zrobiłem coś nie tak? Cooper żyje. - spytał, odwracając się do swoich przyjaciół. Bucky, który stał tuż za ukochaną, objął ją ramieniem i pocałował we włosy, na co Steve uśmiechnął się szeroko. - Dobra, wiem, że jesteście razem, nie musicie mi tego mówić. - powiedział, nie mogąc przestać się uśmiechać. Wiedział, widział, że tamtą dwójkę ciągnęło coś do siebie od samego początku i domyślał się, że mogli być razem.

- To nie o to chodzi. - oznajmiła Anastasia, kręcąc głową. Zaraz jednak dotarło do niej, co blondyn tak naprawdę powiedział i spojrzała na niego zdziwiona. - Czekaj... Od kiedy wiesz?

- To nie chcieliście tego mi powiedzieć? - odparł pytaniem na pytanie, wskazując na nich oboje. Blake i Barnes spojrzeli po sobie.

- Po części tak. - odpowiedział mu Bucky, wzruszając ramionami. Nie mógł się nacieszyć, że rzeczywiście się zgodziła, uśmiech nieustannie znajdował się na jego twarzy i nie chciał zejść ani na chwilę.

Steve zdawał sobie sprawę, że jego przyjaciel się jej oświadczył. Nie bez powodu prosiłby go o pomoc przy dziecku. Nie mógł jednak zdradzić, że o wszystkim wiedział od samego początku.

- O to co dokładnie chodzi?

Anastasia wyciągnęła przed siebie dłoń, na której znajdował się pierścionek zaręczynowy od Barnesa. Oczy Steve'a rozszerzyły się, bo mimo wszystko nie widział pierścionka.

- Żartujesz? - spytał, choć odpowiedź była oczywista, a on znał prawdę.

- Niee. Zgodziłam się. - odpowiedziała mu An z szerokim uśmiechem, zerkając na swojego ukochanego. Nie mogła się powstrzymać przed powiedzeniem o wszystkim Steve'owi, był ich najlepszym przyjacielem, musiał być pierwszym, który miał się dowiedzieć.

- No to trzeba było tak od razu, a nie się cackacie. - stwierdził Steve, po czym rozłożył szeroko ręce, by ta podeszła do niego i się przytuliła. Niezmiernie cieszył się ich szczęściem. - Chodź tu. - powiedział, a ona pokiwała głową i podeszła do niej. Blondyn kredki zamknął ją w uścisku. - Gratulacje.

- Dzięki, Steve.

- O wszystkim wiedziałem. - wyszeptał do jej ucha, na co pokręciła głową sama do siebie, podejrzewając od początku, że mógł wiedzieć.

Kobieta odsunęła się od niego, dając miejsce Bucky'emu, który sam zbliżył się do przyjaciela.

- Bracie... - zaczął Rogers, a Barnes wręcz wpadł w jego ramiona, o mało nie wywracając mężczyzny. Ten jednak utrzymał równowagę i poklepał go po plecach.

- Zgodziła się. - wyszeptał James, zaciskając dłonie na koszulce przyjaciela. Radowało go to wszystko, nie potrafił dłużej udawać, że nic się nie wydarzyło. Był szczęśliwy i tym szczęściem zamierzał się dzielić z innymi.

- Wiem. - przytaknął mu blondyn. Ściskali się jeszcze przez chwilę, obserwowani przez Anastasię, po czym odsunęli się, a brunet podszedł do swojej ukochanej. - Mam nadzieję, że będę świadkiem.

- To jest już ustalone dawno, nie masz się o co martwić. - zaśmiała się Blake, nie widząc innej opcji w tamtej sytuacji. Steve był pierwszą osobą, o której pomyśleli, jak o świadku. - A póki co, ja spadam. Muszę poinformować o wszystkim Peggy, musi mi pomóc. - dodała, podnosząc głowę do góry, by spojrzeć na uśmiechniętą twarz Bucky'ego. - A ty się zajmij Cooperem.

- A no właśnie. - mruknął Bucky, pocierając swój kark. Wszystko szło dobrze, ale w tamtym czasie liczył się czas, którego nie mieli za wiele. I to nie ze względu na trwającą wojnę. - Ślub ma być za kilka dni. - poinformował natychmiast.

- Co tak szybko?

- Nie ma czasu, Steve. Pewnego dnia moglibyśmy nie wrócić z misji. - odezwała się Anastasia, patrząc na niego swoimi niebieskimi tęczówkami. Nie mógł jej zaprzeczyć, bo mówiła prawdę. Każdego dnia narażali się, by inni nie musieli się martwić. Ale właśnie takie życie wybrali.

- W sumie fakt. - stwierdził Steve, kiwając głową, że rozumie.

- Widzimy się później, chłopcy. Nie szalejcie za bardzo. - zaśmiała się, wskazując w ich kierunku. - Nie zabijcie mi dziecka.

Kiedy Anastasia wyszła chwilę później, z wielkim uśmiechem na twarzy, Bucky zwrócił się do Steve'a.

- Szalejemy.

Blondyn zaśmiał się, poklepał go po ramieniu i udał się do swojej kuchni, nie zamierzając niszczyć jego marzeń. To był jedyny czas, kiedy mogli w spokoju zaszaleć.

~*~

Już dwa dni później Anastasia i Peggy chodziły po jednym ze sklepów z sukniami ślubnymi, szukając tej odpowiedniej. Było ich masa, każda była piękna na swój sposób, a one nie mogły się zdecydować, która była tą idealną.

- Ledwo wróciliście z tej misji, a teraz to. Naprawdę dużo się ostatnio dzieje.

- No co ty nie powiesz, Peggy? - odezwała się Ana, przeglądając różne suknie. Doskonale widziała szatynkę po drugiej stronie wieszaków. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Niedawno byliśmy szczeniakami, którzy poznali się na placu zabaw i przypadkiem zaprzyjaźnili, a teraz mam brać ślub z człowiekiem, który prawie od zawsze zajmował szczególne miejsce w moim sercu. I który jest ojcem mojego dziecka.

- Nie do uwierzenia, co? - zaśmiała się Peggy, przechodząc dalej. Od tych wszystkich pięknych sukien nie dało się oderwać wzroku.

- Inaczej bym tego nie ujęła. - mruknęła Anastasia. Zaraz skierowała się jednak w jej stronę i bez ostrzeżenia przytuliła kobietę, nie potrafiąc postąpić inaczej w tamtej sytuacji. Była jej niesamowicie wdzięczna. - Dzięki, że mi pomagasz.

- Tak właśnie robią przyjaciele, nie? - odpowiedziała Peggy pytaniem na pytanie. Chwilę później odsunęła się od przyjaciółki i ściągnęła jedną z sukien, którą upatrzyła chwilę przed. - Idź przymierzyć tą, będzie idealnie pasować.

- Mówisz? - spytała czarnowłosa, odbierając od niej wieszak.

- Idź.

I Blake poszła przymierzyć suknię, która okazała się być tą idealną.

~*~

Anastasia dokończyła swoją kolację i odstawiła wszystkie naczynia do zlewu. Już miała iść do łazienki, gdy ktoś zaczął pukać do drzwi. Kobieta przetarła twarz rękoma i skierowała się do przedpokoju, by otworzyć niezapowiedzianemu gościowi.

- Co ty tu robisz?

Bucky, bo to właśnie on się tam zjawił, bez wahania wszedł do środka, podążając za nią do salonu.

- Przyszedłem odwiedzić moją panią pułkownik. - powiedział ze śmiechem, a następnie złapał ramiona Anastasii odwrócił ją do siebie twarzą. - I spytać, jak tam wybieranie sukni. - dodał, patrząc w jej niebieskie tęczówki, w których widział zmęczenie.

- Zwali was wszystkich z nóg, mówię ci. - zaśmiała się, trąc oko. Uśmiechnęła się na samą myśl o swojej sukni ślubnej. - A jak tam u was? Co wybraliście? - spytała szczerze zainteresowana. Była ciekawa, co wybrali jej przyjaciele, gdy ona wraz z Peggy przymierzały suknie na wesele i ślub.

- Pójdziemy w wojskowych mundurach. Będzie najlepiej, no i nie będziemy musieli płacić za garnitur, czy coś.

- W sumie fakt. - stwierdziła Anastasia, po czym oparła głowę o jego tors, a on objął ją w pasie. - Pułkownik Philips załatwił nam salę w ramach prezentu, Howard zrobi mały pokaz fajerwerków, Eddie miał załatwić księdza, a reszta oddziału mają pomóc dekorować salę.

- Nie zapominajmy, że Steve i Peggy mieli załatwić obrączki. - dodał Bucky, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

- Najważniejsze. - przytaknęła, odsuwając się od niego nieznacznie. Westchnęła cicho i odsunęła się już całkiem. - Dobra, ja idę się wykąpać i się kładę. Jestem padnięta bardziej, niż pobytem na misji, czy na treningu. A uwierz mi, czasami są naprawdę męczące i wymagające.

- Może ci potowarzyszyć? Może akurat w czymś ci pomogę.

Anastasia uniosła brew do góry, po czym prychnęła.

- Nie tym razem, Bucky. - stwierdziła, klepiąc go po ramieniu. Mężczyzna myślał już, że zaraz rzeczywiście pójdzie do tej łazienki, ale ona przybliżyła się do niego i nachyliła w stronę jego ucha. - Poczekamy jeszcze te kilka dni i będziesz mieć mnie całą. - wyszeptała, a po jego ciele przeszły przyjemne dreszcze. Właśnie taką ją uwielbiał. - W dodatku, Cooper jest w pokoju.

- Czekam z niecierpliwością.

- Trudno nie zauważyć. - powiedziała i odeszła. A on stał tam jeszcze przez chwilę z szerokim uśmiechem na twarzy, gdy tylko pomyślał, jak niewiele dzieliło go od dnia ślubu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top