rozdział 2 - przeszłość

Rok 1934

Życie Anastasii układało się naprawdę dobrze. Zaprzyjaźniła się bardziej z Bucky'm i Stevem i nieco się zmieniła. Jej czarne, jak smoła włosy, urosły i sięgały teraz połowy pleców. Nabrała kobiecych kształtów, przez co wiele chłopaków zaczęło się za nią oglądać. Wyjątkiem nie byli też jej przyjaciele. Obaj prawili się mnóstwo komplementów, choć - jak zauważyła - Bucky najwięcej.

Jednak nadszedł taki moment, że wszystko zaczęło się walić.

Pułkownik Blake, ojciec Anastasii, został przeniesiony do innej bazy, co równało się z przeprowadzką. Dziewczyna przed pewien czas nie potrafiła przyjąć do siebie tej wiadomości. Świadomość, że niedługo będzie musiała zostawić swój dom, swoich przyjaciół nie dawała jej spokoju. Dręczyła ją nocami, nie dając spać.

Pewnego wieczoru nastolatka postanowiła spotkać się z Bucky'm i wszystko mu powiedzieć. Zbierała się na to cały dzień, aż w końcu zaproponowała spotkanie na placu zabaw, gdzie się poznali.

Chwilę przed umówioną godziną ruszyła znaną sobie drogą w odpowiednią stronę. Ubrana w czarną bluzę, czarne spodnie i buty, z równie czarnymi włosami związanymi w niechlujnego koka, pojawiła się na placu zabaw. Barnes już tam na nią czekał i uśmiechnął się, gdy tylko pojawiła się na horyzoncie. Zaraz dziewczyna wspięła się po drabinkach i usiadła obok niego.

Po krótkim przywitaniu, nastała między nimi cisza.

W gardle Anastasii ugrzęzła jakaś gula, która nie pozwalała się jej odezwać.

- O czym chciałaś pogadać? - spytał spokojnie chłopak, uśmiechając się do swojej przyjaciółki. Nie wiedział, jak poważna miała być to rozmowa i jak bardzo dziewczyna bała się wyjawić prawdę.

- Nawet nie wiem, jak zacząć. - przyznała cicho, spuszczając wzrok w dół.

- Najlepiej od początku. - powiedział ze śmiechem, niczego nie świadomy. Na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech, który chwilę później momentalnie znikł. Barnes od razu zauważył, że coś jest z nią nie tak. Podłożył dwa palce pod brodę czarnowłosej i podniósł jej głowę do góry, zmuszając ją tym samym do spojrzenia w jego oczy. - Hej, co się stało? Dobrze wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko. Nie będę cię osądzał. - dodał ze zmartwieniem, widząc jej lekko zaszklone oczy.

- Przejdziemy się? - spytała cicho, w nadziei, że się zgodzi.

Bucky skinął głową i zeskoczył prędko z drabinek. Zaraz odwrócił się do niej przodem i wyciągnął w jej stronę dłonie, by pomóc jej zejść. Anastasia podziękowała mu za to cicho.

- Słuchaj, James. - zaczęła An, bawiąc się własnymi palcami. Bucky zatrzymał się gwałtownie, co nieco zdezorientowało dziewczynę, która również przystanęła. - Co?

- Nazwałaś mnie James. Nigdy nie mówiłaś na mnie James. - powiedział zaskoczony. Z ust niebieskookiej wydobył się cichy śmiech.

- Co w tym dziwnego? - spytała ze śmiechem, patrząc chłopakowi w oczy. - Ale do rzeczy. - dodała prędko, uświadamiając sobie, po co tak naprawdę się z nim spotkała. - Dziękuję ci za te cztery lata. To był najlepszy czas w moim życiu i dziękuję, że was poznałam.

- Do czego zmierzasz, An?

- Mój ojciec... Przenoszą go do innej bazy. Dobrze wiesz, że jest pułkownikiem, potrzebują go tam. - powiedziała na jednym tchu, biorąc głęboki oddech, by się nie rozpłakać. - Przeprowadzamy się za dwa dni.

Czyli to pożegnanie.

Bucky nie odezwał się, nie wiedział, co powiedzieć. Zatkało go. Patrzył na Anastasię z lekko otwartymi ustami. Ona sama zakryła twarz rękoma, usilnie starając się nie okazać słabości, choć i tak było już za późno.

- Żartujesz, prawda? Powiedz, że to jakiś nieśmieszny żart. - odezwał się w końcu Barnes, oprzytomniawszy nieco. Bolało go to, że miała się wyprowadzić. A przecież nie powiedział jej najważniejszego.

Blake uniosła wzrok i spojrzała na przyjaciela przez łzy. Tak bardzo chciała w tamtej chwili skłamać, ale nie potrafiła. Ona nigdy nie kłamała.

- Czy ja kiedykolwiek żartowałam w takiej sprawie? - spytała, choć odpowiedź była oczywista. - Chciałabym żartować, Bucky, naprawdę. Ale nie potrafię kłamać. Ja... Sama nie mogłam w to uwierzyć, kiedy tylko tata mi to powiedział.

- To niesprawiedliwe. Czemu akurat on? Czemu ty?

Ana wzruszyła ramionami, bo nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.

- Wiem jedynie, że chcę spędzić z WAMI te ostatnie dwa dni. - oznajmiła, wysilając się na uśmiech. Prędko podeszła do Bucky'ego i przytuliła go mocno. - Weź Steve'a i przyjdźcie do mnie jutro rano.

Chwilę później chłopak patrzył, jak jego najlepsza przyjaciółka - i dziewczyna, w której się zauroczył - odchodzi w stronę swojego domu. Stał tam i patrzył na oddalającą się sylwetkę nastolatki, aż ta w końcu zniknęła mu z pola widzenia. Dopiero wtedy oprzytomniał, przeczesał włosy ręką i ruszył w znaną sobie stronę.

Musiał w końcu powiadomić o wszystkim Steve'a, wreszcie również był jej przyjacielem.

~*~

Następnego dnia z samego rana - jak nakazała An - pod drzwiami jej domu pojawiła się dwójka chłopaków. Dziewczyna z uśmiechem wpuściła ich do środka i zaprosiła na śniadanie. Cała trójka śmiała się, rozmawiała, jakby żadnej przeprowadzki nie było.

Resztę dnia siedzieli razem. Zdawali sobie sprawę, że to były ostatnie wspólne godziny.

Późnym wieczorem przyjaciele odprowadzili Anastasię, aż po same drzwi. Roześmiana dziewczyna stanęła na ganku i odwróciła się do nich przodem. Choć na twarzy znajdował się uśmiech, oczy mówiły coś zupełnie innego.

- To już chyba pożegnanie, prawda? - spytała cicho niebieskooka, splatając razem swoje palce. Nie lubiła pożegnań, nikt nie lubił.

- Na to wygląda. - odpowiedział jej Steve. Zaraz znalazł się tuż przy niej i objął mocno, po raz ostatni tamtego dnia. - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. - dodał cicho, na co Anastasia uśmiechnęła się pod nosem, ściskając go mocniej. - Do zobaczenia, Ana.

- Do zobaczenia, Steve. Już za tobą tęsknię. - zaśmiała się, ocierając dłonią oczy. On sam miał łzy w oczach.

- Ja za tobą też. - przyznał, po czym prędko się od niej odsunął. - Chyba będę się już zbierał. - oznajmił, przejeżdżając nerowowo palcami przez włosy. Spojrzał na swojego przyjaciela i uśmiechnął się pod nosem. - Zostawię was samych.

Nim którekolwiek z nich zdążyłoby się odezwać, Steve był już daleko od nich. Oboje wiedzieli, że zrobił to specjalnie.

Brunetka odwróciła się do chłopaka, jednak nie spojrzała od razu na jego twarz. Zeskanowała go powoli wzrokiem od stóp, aż po samą głowę, zatrzymując się na jego ciemnoniebieskich tęczówkach, które tak uwielbiała.

- Obiecaj mi coś, Bucky. - powiedziała cicho, podchodząc do niego o krok. Nie spuszczała wzroku z jego oczu. - Obiecaj mi, że cokolwiek by się nie działo, ty i Steve, nigdy o mnie nie zapomnicie.

- A ty obiecaj mi, że nigdy się nie zmienisz. Jesteś piękna, inteligentna, waleczna, pomocna... Mógłbym tak wymieniać godzinami. - zaśmiał się krótko, przez co na twarzy niebieskookiej pojawił się delikatny uśmiech. - Jesteś wyjątkowa, An. Nie zmieniaj się. - dokończył z delikatnym uśmiechem. Nastolatka wystawiła w jego stronę swój mały palec, za który ten złapał swoim.

- Obiecuję. - powiedzieli równocześnie i nie zwracając uwagi, że ktoś mógłby ich podglądywać, przytulili się.

To był ostatni przytulas, tuż przed przeprowadzką dziewczyny.

Jednak nie ostatni w ich życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top