rozdział 10
Anastasia męczyła się z wymiotami całą noc i pomału zaczynała rozumieć, skąd się brały. Od razu po przebudzeniu zadzwoniła do znajomego lekarza i umówiła się na wizytę. Kupiła w aptece test ciążowy i zrobiła go. A on jedynie potwierdził jej przypuszczenia.
I takim też sposobem kobieta z lekkim spóźnieniem dotarła do bazy wojska.
- Jestem! Już jestem! - krzyknęła na powitanie Ana, wbiegając wręcz na stojąca przed nią Peggy. - Przepraszam za spóźnienie i sorry, że na ciebie wpadłam. - dodała, cofając się nieco. Kobieta uśmiechnęła się tylko, choć nieco zmartwił ją widok lekko widocznych worów pod oczami koleżanki. Od razu stwierdziła, że mogła mieć za sobą nieprzespaną noc.
- Nic się nie stało. I tak na ciebie czekałam. - odparła, po czym skierowała się w odpowiednią stronę. Obie kobiety podążyły ku kadetom, którzy stali w grupce niedaleko. - Nie spałaś w nocy. - stwierdziła szatynka, nawet nie patrząc na swoją rozmówczynię. Blake westchnęła. Nie zamierzała okłamywać jedynej koleżanki, z resztą to właśnie ona dowiedziała się, jako pierwsza o tym, że czarnowłosa stała się niewidzialna.
- Nie za bardzo. Myślałam nad tym wszystkim. I męczyły mnie wymioty.
- I co wywnioskowałaś? - spytała, kątem oka spoglądając na brunetkę. Była tego wyjątkowo ciekawa.
- To musiało być przez ten niebieski płyn. Nie ma innej opcji. - wyjaśniła Anastasia, przejeżdżając dłonią po swoich, wyjątkowo rozpuszczonych tamtego dnia, włosach.
- Umówiłaś się z tym do lekarza? Może to jakieś zatrucie albo... - zagadnęła znowu Peggy, nawiązując do jej złego samopoczucia. Spojrzała na nią z troską, zdając sobie sprawę, co to mogło być tak naprawdę.
- Chyba to drugie, wiesz?
Temat skończył się stosunkowo szybko, w chwili, gdy obie podeszły do kadetów. Wśród nich Anastasia dostrzegła znajomą blond czuprynę i uśmiechnęła się pod nosem.
- Rekruci, baczność! - krzyknęła Peggy, dając jakieś papiery obecnemu tam mężczyźnie, który zaczął za nią podążać. Rekruci stanęli na baczność, podczas gdy Carter i Blake stanęły przed nimi. Ciche szmery wywołało pojawienie się ten drugiej. Steve uśmiechnął się delikatnie na widok swojej przyjaciółki. - Jestem agentka Carter. A to jest pułkownik Blake.
- TA pułkownik Blake? - spytał ktoś, a wraz z nim inni. Anastasia pokręciła głową z niedowierzaniem, ale także uśmiechem. Nie sądziła, że była aż tak rozpoznawalna. Tak, miała wiele zasług dla wojska. Tak, była pierwszą panią pułkownik w dziejach wojska. Ale czy była aż tak znana?
- Tak, to ja. Miło mi was poznać. - powiedziała, występując krok przed Carter. Jej wzrok mimowolnie poleciał na niebieskookiego blondyna, który posłał jej lekki uśmiech, gdy tylko zobaczył, że ta na niego spogląda.
- A wracając... Będziemy nadzorować całość sytuacji. - dokończyła w końcu Brytyjka.
- Skąd ten akcent, wasza wysokość? - zapytał inny mężczyzna, lecz tym razem szatynki. Ana od razu stwierdziła w duchu, że nie złapie z nim żadnego kontaktu. Już samym tym pytaniem zniechęcił ją do siebie. - To miało być amerykańskie wojsko.
- Nazwisko?
- Gilmo Holch, pani. - odparł dumnie rekrut. W ust czarnowłosej wydobyło się ciche parsknięcie, co próbowała zakryć kaszlem.
- Wystąp. - zarządziła niewzruszona kobieta, w głowie układając już plan. Nie mogła tak tego zlekceważyć, bo nawet jeśli ona nie wyciągnęła by z tego konsekwencji, to zrobiłaby to napewno Anastasia.
Mężczyzna, niezwykle pewny siebie i nie podejrzewający niczego, wystąpił przed szereg. Blake założyła ręce na piersi i spojrzała na niego z obojętnym wzrokiem.
- Prawa noga do przodu. - powiedziała ponownie szatynka, również z obojętnością patrząc na mężczyznę przed sobą. Ten rzeczywiście wystawił prawą nogę bardziej w przód.
Inny mężczyzna, ten, któremu Carter dała jakieś papiery, zaczął rozdawać je w międzyczasie pozostałym kadetom do podpisu.
- Będą zapasy? - spytał, uśmiechając się głupkowato. Nie był świadom nadchodzącej sytuacji, w której uczestniczył. - Bo znam kilka niezłych chwytów. - dodał, mrugając okiem do szatynki. Nie minęła nawet chwila, gdy Peggy wycelowała soczystego, prawego sierpowego prosto w twarz Holcha, przez co wywrócił się do tyłu.
Ana nawet nie powstrzymywała się już od cichego zaśmiania się na ten widok. Wśród reszty zaczęło się lekkie zamieszanie, a także szepty na temat tego, co się stało.
- Pułkowniczko Blake. Agentko Carter.
Obie kobiety niemal natychmiast odwróciły się niewzruszone do tyłu, dostrzegając znaną sobie sylwetkę pułkownika Phillipsa. Oraz drugiego mężczyzny, doktora Abrahama Erskine'a.
- Pułkownik Phillips. - odpowiedziały równocześnie.
- Szkolenie widzę rozpoczęte. - powiedział Phillips, stawiając kilka kroków w ich stronę, lecz stając metr przed brazowooką i niebieskooką. Ta pierwsza założyła ręce na biodrach, druga wciąż miała je założone na piersi. - Świetnie. - skomentował. - Wstawaj, do szeregu i czekać na rozkaz. - dodał, zwracając się do pobitego przed chwilą mężczyzny, który natychmiast wstał z ziemi. Stanął do szeregu, jak gdyby nigdy nic, lecz krew poleciała mu z nosa.
- Tak jest. - przytaknął, wycierając nieco krwi dłonią. Pułkownik odwrócił się nieco za siebie i spojrzał na Anastasię, która uśmiechnęła się nikle.
- Generał Phaton napisał, że wojnę nie wygrywa broń, lecz ludzie. Wygrywamy tę wojnę, bo ludzi mamy najlepszych.
Jego wzrok jeszcze przez moment zatrzymywał się na Blake. Chwilę później mężczyzna przeniósł go na Steve'a Rogersa, który, stojąc na baczność, zdawał się na niego nie patrzeć. Wszyscy kadeci patrzyli przed siebie, niewzruszeni, choć każdemu z nich biło serce nieco mocniej, niż normalnie powinno.
Pułkownik Phillips znów przeniósł wzrok za siebie, na stojących kilka metrów dalej Erskine, Carter i Blake. Z jego oczu można było wyczytać zrezygnowanie. Jego głos również to zdradzał.
- A będę jeszcze lepsi. O wiele. - westchnął cicho mężczyzna, spuszczając nieco głowę w dół, lecz szybko ją podniósł i kontynuował dalej. - Naukowa rezerwa strategiczna to wspólne przedsięwzięcie czołowych alianckich naukowców. Naszym celem jest stworzyć najlepszą armię w dziejach. A zaczniemy od jednego żołnierza. - mówił, stawiając kilka kroków przed siebie. Krążył przed rekrutami. - Wybierzemy go pod koniec tygodnia. Będzie pierwszym z nowej rasy super wojowników.
Mina Anastasii mimowolnie trochę zrzedła. Zdała sobie sprawę, że ona też w pewnym stopniu jest z nowej rasy super wojowników. Szybki bieg jeszcze by jakoś wytłumaczyła, ale niewidzialność? To dawało dużo do myślenia i to właśnie przez to nie mogła spać w nocy. Budząc się rano, miała wrażenie, że gdy znów stanie przed lustrem nie zobaczy swojego ciała, ale na swoje szczęście, widziała je.
- Wybrańców, którzy osobiście odprowadzą Hitlera do piekła.
Czarnowłosa otrząsnęła się szybko na samo wspomnienie Hitlera. Nienawidziła go równie bardzo, jak całej Hydry. To oni zabili jej ojca, to oni sprawili, że nie była już w pełni sobą. Oj tak, wszystkie te wydarzenia z Hydrą odcisnęły na niej piętno.
~*~
Po przemowie pułkownika Phillipsa, kadeci rozpoczęli trening pod czujnym okiem Anastasii, Peggy i tego mężczyzny, któremu Carter dała wcześniej papiery. To właśnie on dmuchnął w gwizdek, a rekruci niemal od razu zaczęli wspinać się po siatce z lin. Była to przeszkoda, którą mieli pokonać.
Niespodziewanie Steve przez przypadek zawiesił się nogą o ów liny i zaczął zwisać głową w dół. Czarnowłosa dostrzegła to dopiero w momencie, gdy ktoś krzyknął do blondyna.
- Odwieś się, Rogers!
Kobieta odwróciła się za siebie i rzeczywiście dostrzegła swojego przyjaciela. Nie mogła go tak zostawić, nie dlatego, że był jej bliski, ale dlatego, że lubiła pomagać innym. Szybkim krokiem ruszyła ku niemu, by pomóc mu się jakoś wyswobodzić.
- Dlaczego mi pomagasz? Przecież...
- Przymknij się, Steve. - mruknęła niebieskooka, podtrzymując go, by przypadkiem nie spadł. Wolała uniknąć wypadku. - A pomagam Ci, bo się przyjaźnimy. - dodała, gdy ten już bezpiecznie trzymał się lin. - A teraz idź, bo nikt nie będzie na Ciebie czekał.
- Dzięki.
~*~
Kolejną przeszkodą było przejście z bronią pod drutem kolczastym. Szło im to naprawdę sprawnie, do momentu, gdy czołgać zaczął się Rogers. Gilmo Holch, który czołgał się przed nim, kopnął w słup podtrzymujący konstrukcję, przez co ta zawaliła się na blondyna za nim. Inni kadeci zaczęli się śmiać, ale ani Anastasii, ani Peggy, a nawet Steve'owi nie było do śmiechu. Bo tu nie było się z czego śmiać.
- Rogers, karabin z błota! - krzyknął ten sam mężczyzna, który prowadził trening wraz z kobietami. Podbiegł czym prędzej, by naprawić konstrukcję i tym samym pozwalając Rogersowi przejść przez przeszkodę.
W tym samym też czasie Blake wraz z Carter patrzyły na zaistniałą sytuację, po czym ta druga zapisała coś w notesie.
- Widziałam, jak wcześniej pomogłaś Rogersowi. Znacie się?
- Przyjaźnimy się.
- Jak długo, jeśli mogę spytać?
- Dwanaście lat. - odparła czarnowłosa z delikatnym uśmiechem, przypominając sobie sytuację, kiedy się poznali. Wtedy byli tylko szczeniakami, a teraz? Teraz zarówno ona, jak i Steve, a także Bucky należeli do wojska. I bardzo zmienili się od tamtego dnia.
- Oo, to już niezły staż. - skomentowała Peggy, znów coś zapisując.
- Nie tylko z nim. - powiedziała cicho Anastasia, a oczami wyobraźni zobaczyła dwie uśmiechnięte twarze swoich przyjaciół, Bucky'ego i Steve'a.
~*~
Później przyszedł czas na okrążenie jednostki wojskowej, co dla An nie było żadnym wyczynem. Dla reszty najwyraźniej jednak było.
Kobieta biegła przed siebie wraz z kadetami, pilnując, że biegnie normalnie. Mimo, że tamtego dnia znacznie wyprzedziła swój oddział, oni o nic nie pytali, choć w ich głowach były różne teorie. Jedyną osobą, która wiedziała o tym wszystkim, była Peggy. An nie powiedziała nawet Steve'owi, lecz zamierzała mu to wkrótce powiedzieć.
- Tempo, dziewczynki! Ruchy! Szybciej! - poganiała ich, na horyzoncie widząc już samochód, gdzie znajdowała się jej koleżanka i kierowca pojazdu. Oboje wiedzieli już z daleka, że zmierzają w ich kierunku, więc gdy byli znacznie bliżej, odwrócili się do nich twarzami.
Blake nie zauważyła nawet, że jej przyjaciel biegnie na samym tyle, kulka metrów od nich. Był już wyraźnie zmęczony, jak z resztą również reszta.
- Stop! - krzyknęła, zatrzymując się przy maszcie. Oni również stanęli, łapiąc oddech po biegu. Niebieskooka wskazała ręką na słup i zawieszoną na nim flagę. - Ta flaga oznacza, że jesteśmy dopiero w połowie drogi. Macie chwilę czasu, by ją zdjąć. Ten, kto mi ją przyniesie, otrzyma nagrodę. A jest nią powrót z agentką Carter, więc radzę się postarać. - rekruci popatrzyli po sobie, w głowie przetwarzając słowa kobiety. To była ich szansa. - Jazda! Nie ma czasu! - zawołała, klaszcząc w dłonie, gdy ci wciąż nie ruszyli się z miejsca. Dopiero po tym, wręcz rzucili się w stronę masztu, próbując wspiąć się po nim na górę.
Blake przez chwilę patrzyła, jak tamci trudzili się i kłócili. Założyła ręce na piersi i przyglądała im się z obojętnością. Ci, co byli na dobrej drodze, szybko ześlizgiwali się na dół, a na ich miejsce szedł inny, który również spadał.
Po kilku minutach, gdy nikomu nie udało się zdjąć flagi, czarnowłosa postanowiła to przerwać. Wiedziała, że nie wejdą, flagę mógł zdjąć tylko ten, który oznaczał się inteligencją, a nie tylko mięśniami. Ona właśnie tak ją zdobyła lata temu.
- Dobra, dobra, przestańcie! Posłuchać mnie! - krzyknęła, przerywając tym hałas, jaki zrobili. Wszyscy odwrócili się w jej kierunku, czekając na to, co im powie. - Kilka lat temu była tu jedna osoba, która tą flagę ściągnęła. Nie musiała się zbytnio starać. A wy, nawet mimo tego, jej nie ściągnęliście. Powinniście się wstydzić.
- Jeśli można wiedzieć... Kto ją zdjął? - spytał jakiś mężczyzna, którego kobieta nie znała. Cała reszta od razu mu przytaknęła, chcąc dowiedzieć się tej informacji.
- Chcecie wiedzieć? - zapytała Ana, choć tak naprawdę odpowiedź znała. - A znacie może Anastasię Blake?
- Ale... - zaczął inny kadet, nieco zaskoczony tą informacją. - To przecież pani.
- Zgadza się. - przytaknęła An, ale ku zdziwieniu wszystkich, nie kontynuowała tego tematu. - Na co czekacie? Szybko! Formować szyk!
Zaklaskała w dłonie, a oni wszyscy uformowali szyk. Wszyscy, prócz jednej osoby.
Steve Rogers podszedł do masztu i spojrzał w górę, nie zwracając uwagi na polecenie przyjaciółki. Anastasia szybko dostrzegła, że brakuje właśnie jego i już miała go zawołać, gdy zobaczyła, że robi to samo, co ona te kilka lat wcześniej. Czyli wyciągnąć - w sumie do dziś nie wiedziała, co, ale dzięki temu cały słup opadł na ziemię. Mężczyzna podszedł do końca, gdzie przyczepiona była flaga, po czym zdjął ją, niezwykle dumny z siebie.
I podczas gdy inni patrzyli na niego w totalnym zdumieniu i oszołomieniu, Anastasia uśmiechnęła się dumnie, widząc, jak jej przyjaciel ściąga flagę i podchodzi do niej dumnie. W jego oczach widziała radość.
- Dziękuję. - powiedział mężczyzna i oddał materiał An, która uśmiechnęła się jedynie. Chwilę później wsiadł do auta, ku swojemu zadowoleniu. Cała trójka, która znajdowała się w pojeździe odjechała po chwili.
- A wy co?! Ruszać się! Nie mamy całego dnia!
No i ruszyli za autem. I tylko dwie osoby wiedziały, że Steve zdał test.
~*~
Gdy po kilku minutach rekruci wraz z Anastasią dotarli do prowizorycznej mety, byli zmęczeni, ale to jeszcze nie był koniec. Jako iż Blake prowadziła wcześniejszą czynność, tą przejęła Carter. Dlatego też mężczyźni właśnie robili pompki, pod czujnym okiem Peggy i nieco mniej czujnym Any.
- Moja, świętej pamięci, babcia miała więcej siły! - zawołała szatynka, obserwując każdego po kolei. Nie mieli już sił, choć hardo wykonywali polecenia. Nawet Rogers, który już ledwo co podnosił się do góry, po czym opadał, by znów się unieść. I tak w kółko.
Brytyjka kątem oka zauważyła zbliżające się dwie sylwetki, więc od razu krzyknęła do mężczyzn, by wstali. Kiedy zbliżyli się do nich pułkownik Phillips i profesor Erskine, kadeci stali już na baczność. Po kolejnym poleceniu Carter, zaczęli robić pajacyki.
- No, dziewczynki!
Anastasia nie wiedziała, ile czasu minęło, gdy zobaczyła, że pułkownik Phillips rzuca granat prosto w stronę niczego nieświadomych kadetów. Przestraszyła się nieco, lecz po chwili zdała sobie sprawę z pewnej rzeczy. To musiał być kolejny test.
- Granat!
Podczas gdy niemal każdy uciekł w popłochu, chowając się za równymi rzeczami, Rogers rzucił się na granat i zakrył go swoim ciałem. Peggy, nie wiedząca, że to był kolejny sprawdzian, podbiegła nieco w stronę Steve'a, ale szybko zdała sobie sprawę z sytuacji. By lepiej się upewnić, spojrzała na swoją przyjaciółkę, uśmiechającą się pod nosem.
- Odsunąć się! - zawołał blondyn, wciąż zakrywając ciałem atrapę. W końcu wszyscy zdali sobie sprawę, że był to nieśmieszny żart ze strony Phillipsa. Szybko wyszli ze swoich "kryjówek", podczas gdy Rogers wstał do siadu, rozglądając się wokoło.
- Atrapa.
- Wracać do ćwiczeń! - zawołała Peggy, poganiając nieco resztę. Odeszła, lecz szybko jej miejsce zajęła An, który postanowiła pomóc wstać przyjacielowi i przy okazji coś mu zaproponować.
- Czy to był żart? - spytał, wciąż lekko oszołomiony i zdezorientowany, blondyn, gdy tylko czarnowłosa przy nim kucnęła. Wystawiła w jego kierunku dłoń, po czym wstała na równe nogi, wciąż z wyciągniętą ręką.
- Tak. Wstawaj. - oznajmiła, pomagając podnieść się z ziemi niebieskookiemu. - Masz może czas dzisiaj wieczorem?
- Coś się stało?
- Muszę ci coś powiedzieć. Tylko na osobności i nie tutaj. - powiedziała, rozglądając się wokoło, jakby bała się, że ktoś ich podsłuchiwał. - Przyjdź do mnie dzisiaj o dwudziestej.
W odpowiedzi dostała tylko skinienie głowy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top