Obcy: Nowa Nadzieja #3
Szum wody przywołał obcego do pokoju gościnnego. Aktualnie stwór stał przy drzwiach od łazienki i przyglądał się dziewczynie. Przygotowywał się do ataku. Naprężył swoje ciało i zaczął machać ogonem. Obliczał odległość od blondynki i z jaką siłą powinien ją zaatakować. Podczas wymachiwania ogonem zawalił jedną z ozdub stojących na szafce.
Kapitan kiedy usłyszała huk który w ten sposób powstał gwałtownie się odwróciła. Przeraziła się widząc przed sobą czarne stworzenie przystosowane do mordowania. Wiele nie myśląc wyszła spod prysznica, po czym rzuciła ręcznikiem na potwora, żeby choć na chwilkę zyskać przewagę. Kiedy stwór próbował zrzucić z siebie materiał dziewczyna przebiegła obok niego i zgarnęła z półki dezodorant, który szybciej sobie przygotowała. Następnie omijając ogon obcego pobiegła do swoich ubrań. Z kieszeni spodni wyęła zapalniczkę. Kiedy jej własno robiony mini miotacz płomieni był gotowy spostrzegła, że w lewym rogu pokoju znajduje się minibar. Spojrzała na stwora który powoli zawalił materiał, po czym znów swój wzrok skierowała na butelkach. Wiele nie myśląc pobiegła do napoju procentowego i wzięła go. Kątem oka zauważyła, że potwór całkowicie pozbył się ręcznika i aktualnie jej się przyglądał. Kapitan bez wahania rzuciła w obcego trunkiem, po czym przygotowała zapalniczkę i dezodorant.
-Poczęstuj się tym.- warknęła. Następnie użyła swojego miotacza płomieni. Po kilku sekundach stwór cały zajął się ogniem. Potwór zaczął agresywnie machać ogonem we wszystkie strony i zaczął głośno warczeć. Nagle blondynkę walnął ogon obcego przez co dziewczyna poleciała na ścianę. Syknęła z bólem. Kiedy wstawała zauważyła, że stwór jeszcze nie zginął i pomimo, że się palił nie przestał na nią polować. Widocznie ogień go jedynie rozzłościł. Kapitan wtórne pobiegła do swoich ubrań po czym zza paska wyjęła nóż. Przyjęła postawę obronną i czekała na ruch stwora. Nagle obcy zaczął iść w kierunku dziewczyny. Pomimo okoliczności i działającej w jej żyłach adrenaliny i strachu kapitan dalej twardo trzymała postawę. Nagle bestia się na nią rzuciła zwalając tym blondynkę z nóg. Aktualnie dziewczyna znajdowała się pod potworem. Kapitan miała marne szanse, ale pomimo to nie poddała się i dalej walczyła o istnienie. Kopnęła potwora przez co ten poleciał trochę dalej. Blondynka w tym czasie przysunęła się pod ścianę. Pomimo wszystko bestia nie odpuszczała i znowu podeszła do swojej ofiary. Kiedy obcy chciał zadać dziewczynie ostateczny cios swoją drugą szczęką ta chwyciła za swój nóż i wbiła od góry besti w głowę. Ta po chwili padła martwa. Następnie kapitan wyjęła nóż z głowy potwora. Cios był tak perfekcyjny, że ani trochę kwasu nie wyleciało na zewnątrz. Blondynka spojrzała na ostrze, po czym poszła do łazienki. Następnie zmoczyła ręcznik i umyła nim nóż. Ostrze było zrobione z metalu na którego nie działa kwas. Dziewczyna zabrała ten nóż gatunkowi A58 spotkanego na planecie Proxima Centauri. Kiedy kapitan była pewna, że jej życiu nic nie zagraża ubrała bieliznę i zabrała swoje bronie, po czym wciągnęła cieniutki szlafrok i wyszła na korytarz...
Ostrożnie podążała korytarzem rozglądając się w każdą stronę. W ręku trzymała ten sam nóż którym poskromiła bestię. Blondynka aktualnie szukała Davida. Musiała go poinformować o tym co się przed chwilą stało. Nie chciała, żeby któryś z kolonistów stracił życie. Przecież od nich zależy przyszłość ludzkości. Podczas rozmyślań dziewczyna doszła do skrzydła szpitalnego. Przez szybę zauważyła kobietę leżącą na stole. Z zaciekawieniem weszła do pomieszczenia. Jej kroki były powolne gdyż nie chciała ryzykować.
-Proszę pani?- zapytała patrząc na nieprzytomną kobietę. Podeszła bliżej brunetki, kiedy doszła do wniosku, że nie ma zagrożenia.
-Słyszy mnie pani?- zadała kolejne pytanie, lecz efekt był taki sam jak ostatnio. Kapitan już bez obaw podeszła do nieprzytomnej. Chwyciła ją za ramiona i potrząsnęła brunetką.
-Słyszy mnie pani?- tym razem na słowa blondynki brunetką otworzyła oczy. Dziewczyna gwałtownie odsunęła się od pani kapitan.
-Kim ty jesteś?- zapytała ze strachem.
-Jestem kapitanem statku badawczego SR6843. Jak masz na imię?- zapytała blondynka.
-Jestem Daniels. Byłam częścią załogi statku przymierze.- odparła spokojniej.
-Nie musisz się niczego obawiać. Statek jest solidny i nie widzę tu nic niebezpiecznego. Jesteś bezpieczna.
-A tak w ogóle gdzie ja jestem?
-Znajdujesz się w pokoju medycznym na statku kolonizacyjnym Przymierze.- odparła blondynka na co dziewczyna zrobiła większe oczy i zaczęła się trząść.
-Zabierz mnie stąd.- krzyknęła wstając z łóżka.
-Ale o co chodzi?
-Ten psychopata zabił drugiego ocalałego z załogi.
-Nie rozumiem o czym mówisz.
-Znaleźliśmy Davida na jednej z planet. Na początku wydawał się być miły lecz po czasie pokazał swoje prawdziwe oblicze. Okazał się psychopatą eksperymentującym nad obcymi na ludziach. Mojego kolegę zabił kilka dni temu. Z klatki piersiowej mojego kolegi wyrwał się obcy zabijając go przy tym.- powiedziała, a kapitan nie mogła w to uwierzyć.
-Słuchaj zabiorę cię stąd.- powiedziała blondynka patrząc ocalałej w oczy.
-Victor słyszysz mnie? - powiedziała do bransoletki.
-Tak, stało się coś?- odparł.
-Znalazłam jedną ocaloną z załogi statku Przymierze. Powiedziała mi kilka rzeczy na temat Davida. Musimy jak najszybciej dowiedzieć się wszystkiego na jego temat i musimy jeszcze raz sprawdzić cały statek. Jeśli Daniels mówi prawdę to trzeba powstrzymać Davida.
-Rozumiem... Zaraz do was przyjdę.
-Nie przychodź. Muszę mieć kogoś zaufanego na moim statku. Jak będzie się coś działo to będę ciebie informować, a póki co nic nie rób. Zaraz przyprowadzę dziewczynę.
-A więc czekam...
-Załatwione.- odparła blondynka na co Daniels słabo się uśmiechnęła, po czym spojrzała zza plecy kapitan i od razu poderwała się na równe nogi. Blondynka nie zrozumiała dlaczego tak się zachowała. Spojrzała za siebie i ujrzała Davida.
-Proszę zabierz mnie stąd.- załkała. Nagle krzyknęła z bólu i poleciała na stojące obok niej łóżko. Kapitan nie wiedziała o co chodzi.
-Daniels? Co się dzieje?- zapytała, a ta jednak nic nie odpowiedziała tylko osunęła się na ziemię. Nagle napięła całe ciało i zaczęła głośno wrzeszczeć. Po niecałej minucie z jej klatki piersiowej wyrwał się obcy. Brunetka zaczęła powoli odlatywać. Blondynka spojrzała ze strachem na nią, po czym gwałtownie do niej podeszła. Już chciała zabić obcego, ale jej się to nie udało. Została gwałtownie popchnięta na pobliską ścianę. Blondynka uderzyła w nią z ogromną siłą, po czym spadła na ziemię.
-Nie pozwolę ci go zabić.- warknął David.
-A więc to wszystko prawda.- powiedziała nie wstając z ziemi.
-Wszystko Ci powiedziała?- zapytał, lecz dobrze znał prawdę. Kapitan jedynie kiwnęła głową.
-A w sumie co to za różnica i tak zginiesz.- syknął. Dziewczyna wstała z ziemi na co mężczyzna do mniej pobiegł. Przycisnął ją mocno do ściany.
-Spotka ciebie dokładnie to samo co ją.- powiedział spokojnie. Na jego słowa blondynka go jedynie od siebie odepchnęła. Korzystając z sytuacji chciała uciec lecz on ją złapał za szlafrok i rzucił ją na stół medyczny. Sam po chwili znalazł się nad nią. Dziewczyna zaczęła się szarpać. Droid po chwili chwycił ją za oba nadgarstki i przygwoździł jej ręce nad głową
-Daniels nie odpowiedziała mi na to pytanie więc może ty to zrobisz. Dobrze to robię?- zapytał po czym pocałował blondynkę. Ta zaczęła się szarpać, ale to i tak nic jej nie dało zostało jej tylko jedno, wytrzymać do końca pocałunku...
Po kilku minutach droid od niej się odkleił.
-Czego tak w ogóle ode mnie chcesz?- warknęła.
-Sam jeszcze do końca nie wiem co z tobą zrobić. Na początku miałem zamiar po prostu oddać cię moim zwierzątkom, ale doszłem do wniosku, że to jest za proste.- powiedział dotykając policzka blondynki z okropnym, wrednym uśmiechem. Dziewczyna zaczęła się szarpać na co David wyjął igłę i wbił jej w szyję. Po chwili kapitan choć nie chciała to i tak zasnęła...
Kapitan obudziła się w jakimś pokoju. Pomieszczenie było słabo oświetlone i było w nim mało mebli. Na środku znajdowały się jakieś dziwne ''jajka''. Blondynka automatycznie sprawdziła czy ma broń. Na szczęście miała wszystkie bronie. Dziewczyna wyjęła pistolet, po czym powoli zaczęła zbliżać się do jaj. Nagle jedno z nich się otworzyło na co kapitan się odsunęła. Jej gwałtowny ruch poskutkował tym, że pozostałe jaja również się otworzyły. Blondynka nie czekając dłużej przeładowała broń. Ze skupieniem czekała na rozwój wydarzeń. Nagle z jaja wyskoczyło dziwne stworzenie. Zwierzę miało osiem odnóży, długi ogon, a przy ogonie znajdowały się dwa woreczki. Dziewczyna nie czekając zastrzeliła je. Kiedy myślała, że jest już po wszystkim wyskoczyła cała reszta. Kapitan zaczęła strzelać do każdego z osobna jednocześnie licząc kule. Kiedy doszła do wniosku, że została jej jedna kula, a musi zabić dwa obce stworzenia wyjęła nóż. Jednego z obcych zastrzeliła, a w drugiego rzuciła nożem. Blondynka miała już doświadczenie jeśli chodziło o walkę z takimi stworami, bo inaczej nie przeżyłaby ani dnia na obcej planecie, a co dopiero zbadać ją.
Dziewczyna usłyszała jak drzwi do pokoju w którym się znajduje się otwierają. Gwałtownie się odwróciła w ich kierunku. W progu stał zezłoszczony David.
-Coś ty narobiła!- warknął zły. Po czym zaczął podchodzić do blondynki.
-Nie podchodź!- syknęła pani kapitan. Droid jednak nie zwrócił uwagi na jej słowa i do niej podszedł. Następnie chwycił ją za włosy i pociągnął w kierunku drzwi. Wyszedł na korytarz i poszedł w kierunku innego pomieszczenia cały czas ciągnąć blondynkę za sobą. Blondyn wszedł do pomieszczenia nie puszczają włosów dziewczyny, po czym pociągnął ją w stronę łańcuchów. Mężczyzna zaczął przypinać lewą rękę dziewczyny kajdankami. Kiedy kapitan była pewna, że David jest zajęty zapinaniem łańcuchów włączyła transmisję.
-Po co to wszystko? Dlaczego mnie przypinasz?- zapytała.
-Sama mnie do tego zmusiłaś. Chciałem zrobić to po dobroci, ale ty postanowiłaś zabić moje dzieci. Mogłem od razu zakuć ciebie w łańcuchy.- ostatnie zdanie powiedział trochę groźniej. Następnie blondyn zabrał się za przykuwanie prawej ręki dziewczyny.
-Nie zapytasz dlaczego umiem walczyć z obcymi?- spytała.
-Jakoś to mnie nie interesuje.- urwał krótko.
-Ale i tak ci powiem. Badając planety musiałam być przygotowana na wszystko więc od piętnastego roku życia Victor uczył mnie samoobrony i posługiwania się bronią. Muszę przyznać, że zabicie obcej rasy B53 było trudne, ale jego jaja nie są tak odporne. A propo wiedziałeś, że naturalnym wrogiem tych twoich zwierzątek jest rasa człekokształtna A58?- zapytała.
-Zamknij się w końcu.- warknął Droid, po czym zaczął zapinać łańcuch na szyi dziewczyny.
-Chcesz żebym się udusiła?
-Uduszenie to twoje najmniejsze zmartwienie.- odparł tajemniczo. Następnie wyszedł z pomieszczenia...
Blondyn wrócił do dziewczyny po kilku minutach, ale nie wrócił sam. Obok mężczyzny stał dobrze znany dziewczynie obcy. Jego czarne ciało wyglądało jak z horroru, a gęsta ślina zaczęła moczyć podłogę. Pomimo iż na swojej drodze spotykała już przedstawicieli B 53. To wiedziała, że przypięta nie da sobie rady....
Od razu po otrzymaniu transmisji Victor zaczął myśleć nad planem. Pomimo iż dobrze wiedział co dziewczyna chce zrobić, to nie był pewien czy to zadziała. Po chwili namysłu postanowił, że jej zaufa i wypuści przedstawiciela rasy A58...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top