-043-
Wypiłam napój a dziewczyny soojezlay na mnie.
-hej, to nasz dowód.
-obciążenie twojej rodziny. Takich środków urzyjemy w momęcie ostateczności jeśli clave będzie odmalować, o to wersja jagodowa, uwielbiam więc pije.
Mrugam do dziewczyn i zaciągam się zapachem.
-dobra to jakieś plany, nie można nam obwinić waszych ojców a bynajmniej Lightwooda... boże czyje nazwisko ja będę nosic, Lightwoodzi to świry...
-podobnie jak kosmici, ujawnili się może uratujesz nas...
-odrazu przyznam się że znikł kielich i miecz...
-trzeba obwinić Morgensterna, skóry Clary lubię cię ale twój ojciec to świr. Jeśli wykopiemy Lightwoodów mogą was aresztować, zgodnie z...-wycislągam kodeks i otwieram zaznaczoną stronę -artykulem pięć, są dwie opcje jedną trwa parę miesięcy a druga 3 dni ale ta druga odpada bo nie mamy jak poddać Lightwoodów prubą miecza.
Wymruczałam i spojrzałam na Clary
-masz tego więcej? ma pyszny smak.
-jasne uwielbiam te napoje...
Podaje mi puszkę a ja ją otwieram.
-przestudiowałam całe prawo...
-alek co pomógł?
-błagam cię on nadal kocha clave a przeze mnie może stracić posadę.
-aha o nas nie myślisz?
-wybaczcie ale wy macie już lesbijski ślub i Clary się podszywa pod verlaka, to łamie większość kodeksu jak łańcuch jedną rzecz ciągnie za sobą dziesięć tak dla pewności że kogoś udupią, ja nie wiem to wasza rozrywka czy jak? nie wciągnę w to Aleka a pzoatum nie czyta tak szybko jak ja, oraz nie umie ... okej umie ale ja robię to lepiej więc kilka godzin i opracowałam ten wasz kodeks.
Usmiechłam się i zastukałam paznokciami w puszkę.
-okej jeśli jakim cudem się zgodzą to jak zbierzemy armię?
-podziemni.
-nie zgodzą się...
-nie jeśli wychowali cię łowcy, wy macie swoje zasady a my swoje. Trochę jak prawo dżungli... ale tu nie wygrywa najsilniejszy. Powiedzmy że bardziej drużyna, w brew pozorom mamy dużo łączności ze sobą, najwięcej jest oczywiście wspólnych wrogów o których większość życia nie miałam pojęcia ale hejjj teraz już wiem że mój ojciec kłamał i wymykał się na spotkania clave. Jednak złączy nas jeden wspólny cel-staje na jakimś kamieniu-powstrzymanie ojca żony mojej parabatai...
-czy musisz tak Knocic a nie powiedzieć imienia?
-nie przerywaj mi mowy gdy czuje się jak bohater. Połączy nas cel zniszczenia ojca Clary który chce wybić wszystkich pół krwi by odżywić jakaś tam jocelyn Fairchild... jest taka ważna że sama chyba chce ją wrócić do życia, okej wracając, od przekonywania będę ja, w końcu wychowali mnie podziemni.
-okej wchodzimy bez planu i sensu by powstrzymać apokalipsę naćpanej armi, okej przydało by się wsparcie kogoś kto nie sypiał z podziemnymi i nie jest udawanym facetem o którym clave praktycznie nic nie wie.
-macie kogoś kto znalazł oraz zgubił dary anioła... okej nie pomogła - piję kolejny łyk słodkiego napoju i czuję jak moje zmysły odpływają w kosmos.
-nie dawaj jej już, chyba ma orgazm... za mało ci?
-nie ... znaczy tak boże Alek jest nie...
-milcz nie chce wiedzieć co robisz z moim bratem.
-okej... tylko to jest pyszne potrzebowałam tego...
-wypijasz nam dowody.
-błagam na pełną dawkę brakuje nam składników.
-momet właśnie skąd wiedziałas że no wiesz...
-nie byłam grzeczna, takie rzeczy piłam na codzien, płaciłam się w narkotykach i tylko ja w Polsce iu z tymi składnikami nie ginęłam... gorzej było z łyżwiarką z chin... bidulka zabrała moje picie chcąc być groźnym aniołkiem, mocny lep rządzi!
Wymachuje rękoma a Clary opuszcza mi je w dół. Wzdycham i biorę mój kodeks na podstawie którego będę podwarzać ich słowa. Ruszyliśmy do budynku.
schowałam to do torby i zaczęłam pić dalej. Zobaczyłam strażników który stanęli nam na drodze.
-okej ja to załatwię.
Mruga już złotymi oczyma poczym mówię do nich powoli i wyraznie strażnicy wpadają w trans a ja zabieram im czekoladę poczym wchodzę do środka.
-jak ty...
-jestem kosmitką, hipnozaaa
-a musiałaś im zabrać czekoladę?
-bardzo chce ją zjeść...
-to nie wytłumaczenie.
-wybacz czuje większą potrzebę słodyczy niż zawsze.-wskazuje placem na czekoladę która popijam napojem. Dziewczyny prowadzą mnie do sali clave i gdy tylko pojawią się strażnik używam na nim magi tak byśmy mogły iść dalej.
W końcu stoimy przed drzwiami clave które jednym pchnięciem otwieram. Wszyscy spoglądają teraz na mnie i dziewczyny.
-ymm .. dzień dobry...
-co sprowadza tu pannę lig... raczej pannę Verlac jej męża oraz parabatai?
-prawdopodobieństwo wystąpienia wojny.
Zrobili zdziwione miny.
-co?
-od informatorów wiemy że valentine szykuje armię, albo może szykować armię, on znów chce przyzwać anioła...
Alek
Uniosłem Crystal do góry a ta zaczęła się śmiać i udawać samolot.
-to gdzie lecimy kapitanie?
-do dziadka!
Krzykła uradowana a ja zaczęłem biec do Magnusa. Uśmiechł się do nas a już po chwili małpka unosiła się za pomocą magii Magnusa. Poczułem gwałtówne uderzenie i czas jakby stanął w miejscu.
Stałem przed radą clave, widziałem moja narzeczoną moja siostrę i jej męża. Co one tu do diabła robią. I czemu ja tu jestem. Może to wizja... tylko kiedy to się stanie...
-potrzebujemy planu, nie wiemy kiedy to nastąpi, ale i my potrzebujemy ar... czy to jest mus jagodowy?
Izzy szturcha moja ukochaną.
-nie tutaj...
-przepraszam potrzebuje słodkiego.
Uczestnik clave się śmieje i rzuca jej mus a ta zaczyna pić.
-przepraszam jeszcze raz, tak jak mówiłam potrzebujemy armi. Ich nie musi być wielu wystarczy że będą mieli odpowiednie składniki nawet wiem jakie ale musicie mi uwierzyć.
-przychodzisz tu z nikąd i mówisz nam o wojnie nie chcąc wyjawić źródła jak mamy ci uwierzyć.
-tak dokładnie...
Nabrałem więcej powietrza niemal się nim dławiąc.
-znam to spojrzenie-mowi Crystal.
-hoh?
-miał wizję, tak jest u silnych osób uaktywniły się już wszystkie moce.
Magnus łapie się za głowę.
-okej masz zapotrzebowanie na cukier?
-nie? a co ?
-moja córka wyszła dziś z całą torba słodyczy je je jak opętana myślałem że to to. Okej nie ważne widocznie wasze stosunki was obudziły. Czujesz jakieś zmiany?
-jestem chłodniejszy, nie ważne. Kto poszedł z nimi?
-nikt, poszły same z Mattem.
-Są w budynku clave... dlaczego do diabła żadna mi nie powiedziała, ja pieprzę!
Obracam się i ruszam pędem do miasta.
Viccia
Zjadłam kolejne żelki.
-wiec jeszcze raz, Valentine zwinął miecz i kielich i na powrót chce przywołać anioła, interesujące. Jak ulepszy armię?
-podam wam wszystkie składniki a jeśli nie wierzcie udowodnię to na sobie tylko będę potrzebować sprzętu.
W ten drzwi się się otworzyły a do środka wbiegł Alek.
-co ty tu u diabła robisz! MIELISCIE ISC NA ZAKUPY.
Zjadam żelka i odwróciłam wzrok, z powrotem wróciłam wzrokiem na Aleka i podeszłam do niego łapiąc za koszulkę.
-kochanie... hejjj miałeś się opiekować małpką co ty tu robisz.
-co ty tu robisz kobieto!
Zamykam oczy i odciągam Aleka.
-to nie twoja sprawa Alek, wracaj do Crystal
-Promyczku, raczej powinienem wiedzieć co moja przyszłą żona oraz ukochaną z którą spędziłem najbardziej zajebisty poranek życia -na jego słowa się rumienię, fak...-matko moich przyszłych dzieci nie powinaś tego przede mną ukrywać więc z jakiego powodu tu jesteś?
Spojrzałam na Marta a ten się uśmiechł i obrócił do clave.
-czy można wyprowadzić stąd młodego Lightwooda?
Jak na zawołanie pojawili się strażnicy.
Napisałam coś na kartce i podałam izzy która podała to jednemu z urzędników clave.
-załatwcie to...
-koniecznie jagodowa, i nie dużo numeru dwa... bo skończy się źle.- Mówię i odsówam się od aleka.- Więc gdzie trzymacie łańcuchy?
Alek spojrzał roztrzęsiony a później próbował się wyrwać, mnie zaś zabrała jedna osoba i ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku.
3 godziny później
Spojrzałam na napuj i płynny narkotyk. Clary w ukryciu dała mi strzykawkę z śladowa ilością jej krwi a później nabrałam nie wiele narkotyku właśnie do niej.
Wszytko wstrzykłam do energetyka i spojrzałam na clave. Ta ilość nie powinna nic mi zrobić.
-na pewno wytrzymają?
-tak.
Wypijam napuj na raz i czuję mrowienie w całym ciele. Chwilę później moje żyły robią się czarne tak jak oczy. Izzy nie pewnie podchodzi do mnie z deską. Dotykam jej a ta zamienia się w proch. Zaczynam się wyrywać i wrzeszczeć. Clary podbiega do mnie i łapie za policzki. Kontrolowała mnie częściowo przez swoją krew, uspokoiłam się i wróciłam do siebie. Odetchłam i upadłam na ziemię.
-nigdy więcej -otrzepuje się z ciarek jakby to było możliwe.-brrr nienawidzę, to była mała dawka oni będą mieli większą i takie sztuczki będą silniejsze.
W tedy zobaczyłam jego. Miał czarne kwiorzercze oczy. Uśmiechał się jak głupi.
-moja słodka-uniusl mój podbrudek-jednak jesteś bystrzejsza niż myślałem, szkoda że głupi laluś cię ma . Mogłabyś mieć wszytko, byłabyś królową...
Powoli pocałował moje usta jak w tamtej wizji, odsunął się.
-liczę że już niedługo się spotkamy, gdzieś tak o... 3 co księżniczko?
Pokazuje na zegar a ja otwieram szeroko oczy.
-przyznaj że twój sen kończy się w mieście z kryształów... w nocy, zabawne, nie byłaś jeszcze w mieście? albo na polu gdzie się to zaczyna? A widziałaś jeziorko? przyjemne...
Moje serce zabiło szybciej W jego rękach pojawił się sztylet.
-szkoda że dotąd nie wiedziałem dlaczego to ci się śni... widocznie nie byliśmy sobie przeznaczeni, szkoda!
Chwilę później znika a ja znów nabieram więcej powietrza.
-tak jak mówiłam Valentine coś szykuje potrzebujemy armi ja mogę zapewnić podziemnych ale resztę wymyślicie sami, ja muszę chronić bliskich...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top