-042-
Stanęłam na swoim miejscu i przyciągała mnie Crystal do siebie. Ta z promiennym uśmiechem trzymała obrączki i patrzyła na Aleka. Pokryta rumieńcem czekałam aż wejdzie izz... i po chwili faktycznie była tam z Robertem lightwoodem idąc pod ramię. Prowadził ją do ślubu tak jak i ja chcę być prowadzona przez Magnusa. Stanęła obok trochę niższej Clary w garniturze, nadal udawała chłopaka i nieźle jej to szło. Odmawiając cała regułę w końcu doszliśmy do najważniejszej części.
-Czy ty Izabello Lightwood bierzesz za męża Matthewa Verlac'a i przysięgam go kochać do końca dni żywota łowcy?
-Przysiegam-usmiechła się promiennie a mi zrobiło się cieplej na sercu. Jace i raphael posłali jej oczko, jestem pewna że oni też podstępem wezmą ślub.
-Czy ty Matthewie Verlac'a przysięgając kochać i chronić Izzabellę Lightwood tym samym stająca się twoja żoną?
Odpowiedziała odrazu niemal krzycząc. Teraz była ważna część. Crystal z rumieńcami pilnowała by nic jej nie upadło a później uniosła pierścionki które nawzajem założyli na swoje dłonie. Alek podał Mattowi stelę a ja zapominając o wszystkim dopiero po jechać charnknieciu przypomniałam sobie rzeczy trzymam to izz.
Podałam ja odrazu a Alek zakrył usta czerwony powstrzymując śmiech. Zgromiłam go wzrokiem a izzy jak i Clary skończyły swoją runę. Po krótkich słowach izzy pocałowała swoją już żonę a wszyscy zaczęli bić brawo...
Więc tak się zaczyna katastrofa.
~~~~~~~~~~~~~~~
Posadziłam Crystal na łóżku i wzięłam walizkę. Alek też takowa wziął i zaczęliśmy pakować ubrania.
-dlaczego święto księżyca musi być już za tydzień.
-no jak widać jakiś cel w tym jest, i trzeba jechać do idrisu.
Nagle Alek złapał moje dłonie.
-wiesz muszę coś zrobić ale nie tu... Crystal zaopiekuj się sobą wiem że umiesz na chwilę porywam twoją mamę.
-jak sobie chcesz.
Wzrusza ramionami i znów bierze rysunki ze swojego notesu.
Nie minęła chwilę a Alek podniósł mnie w pasie i przerzucił na swoim barku jak jakiś worek ziemniaków. Zobaczą. że idziemy w kierunku oranżerii... A jeszcze bardizje zdziwiona byłam gdy u uje wyjścia było pełno świec.
Alek postawił mnie na środku tej drogi z świateł które stanowiły ogień i powoli za rękę ciągł do większego okręgu.
Spojrzałam w jego oczy. Uśmiechał się a później z kieszeni wyciągł pilot. Usłyszałam muzykę a następnie zaczął nami bujać.
-wiesz co spierdoliłem... odwołali nasza kolację.
Przyciska moje czoło do swojego.
-miałem ci w końcu wszystko powiedzieć ale nie jak zawsze coś idzie nie tak.
Zaświecilam się cała i złapałam za jego twarz.
-hej przestań głupku ostatnie 30 dni były niesamowite. nie mów tak!
Zaczesał kosmyk moich włosów do tyłu.
-chciałabym ci coś wyznać więc jak zaczniesz się śmiać wrócimy do początku i znów będę gadać o clave.
Ucałował moje czoło a ja się zarumieniłam.
-gdy wróciliśmy z chin zaczęłem sobie uświadamiać... że dziewczyna mnie nienawidzi mi się podoba... i to bardziej w romantyczny sposób. A w krótce przestałem sobie wyobrazać życie bez ciebie-przymknął oczy-to było we mnie odkąd się pojawiłas ale nie chciałem się przyznać. Teraz to wiem... Promyczku... j-ja -zaczal się jąkać a później wyszeptał najciszej jak umiał ...-kocham cię...
Otworzyłam szeroko oczy które zrobiły się złote.
Stanęłam na palcach i złapałam jego kark i lekko się podsadzajac złączyłam nasze usta.
Na początku był zdziwiony ale chwilę później złapał mnie mocniej i docisł swoje usta do moich. Ruszyliśmy w bliżej nie określonym kierunku przez co wylądowaliśmy w krzakach. Czułam się jakbym wylądowała na tropikach, był gorąco i czułam jak się zmienia pod moim dotykiem. Muskał powoli ale stanowczo moje wargi. Usmeichłam się między pocałunkami przez co ułatwiam mu tylko zadanie i do pocałunku doszły nasze języki walcząc o dominację. To było jak piekło a moje włosy wypalały ziemię do okoła. Podniosłam się na łokciach żeby jeszcze mocniej poczuć czekoladowy smak jego ust. Po chwili chłopak mocniej natarł na moje usta.
Usłyszałam gwizd. Alek się oderwał z rumieńcami i spojrzał w moje złote oczy.
-juz myśleliśmy że nigdy to się nie stanie!
Obracam twarz do naszej rodziny Alek pokazuje im środkowy palec i wraca do moich ust. Odrywam się.
-trzeba spakować Crystal a ja nie chcę by oni nagrywali nadal nasz pierwszy pocałunek bo dla nich to prawie jak zawodowy pornos a swoją drogą masz fajne usta -zrzucam go z siebie i wytrzepuje sukienkę.
A on z wyrzutem patrzy na mnie.
-smakujesz jak jagody.
-bo je jem... A wy sio!
Odganianie ich wszystkich a Alek z uśmiechem wstaję i otula mnie poczym powoli idziemy w stronę wyjścia.
-wiec co ty do mnie czujesz?-pyta mnie z uśmiechem.
-zamknij się lightwood wiesz dobrze.
Wychodzimy powoli z oranżerii. Małpka skacze obok maksa a on się śmieje i po chwili ja przytula.
-to będzie długa podróż....
Idris ranek
Obudziłam się na dywanie obok Aleka. Byliśmy w posiadłości lightoodów. To chwilowy postój ponieważ tydzień temu odkryliśmy z jakiego rodu jest Jace i ma zamieszkać w swojej posiadłości Jako że nie należę jeszcze oficjalnie do ich rodziny miałam do wyboru spanie w centrum gdzie śpią przyjezdni albo mogłam się zgodzić na gościnę która zaoferował Jace dla mnie i rodzinki.
Tak więc ja Magnus Crystal i raphael mielsiemy spać u jace'a. Clary ma to szczęście że została żoną izz i śpią razem.
Chciałam wstać ale cyjaś silna ręką mnie powstrzymała i przyciągała do siebie. Poczułam ślady po ustach na szyji.
-Alek muszę zrobić śniadanie dla Crystal.
-daj spokój... od piątej biega z Maksem po ogrodzie.
-tym bardziej będzie głodna, chcesz to możesz mi pomóc.
-czy dostanę nagrodę?
-zalezy jaką.
-na piętrze jest mój pokój, dźwięki szczelny.
-takie rzeczy po ślubie...
-możemy się pobrać nawet teraz.
-nie zamierzam się chajtać w chalce, i na pewno nie w zimie, wolę zdecydowanie ciepło i lato - a drugim powodem jest wojna ale tego ci nie powiem bo najpierw muszę się dostać do clave i złamać kolejny kodeks.
-Vicciaaaaa
Zaczął powoli zjerzdzajacw pocałunkami w dół a gdy mnie ugryzł nie wytrzymałam. Podniosłam nas stając się zupełnie złota i pociąglam na górę ... Alek usmiechł się i obniżył moje ramiączka. Uśmiechłam się a on ugryzł poraz kolejny mnie w szyję.
-w którą?-pytam z jękiem a on przypiera mnie do ściany.
-pozwól że ja poprowadzę- podciągał mnie do góry aż pisłam.
Powoli całował mój biust a gdy oderwaliśmy się do ściany ruszył w nieznanym mi kierunku. Zaczęłam podciągać spragniona jego koszulkę. Uśmiechał się i znów mnie opierając o jakieś drzwi pomogl zdjąć swoją bluzkę. Oderwaliśmy się od ściany i ruszyliśmy dalej. Moje ciało pod jego dotykiem robiło się złote tak jak jego czarne. Płonelam żywym ogniem. Złapałam mocniej za jego kark chyba trochę drapiąc. Otworzył drzwi lekko się chwiejąc a po chwili opadliśmy na łóżko. Chciał iść zamknąć drzwi ale zanim zrobił co kolwiek złapałam za jakiś przedmiot i rzuciłam nim w drzwi.
Przyciągłam go do siebie i powoli sięgałam do paska. Wrzałam...
5 godzin później
Obudziło mnie pukanie. Uchyliłam oczy i zobaczyłam izz która zakryła usta, za nią stał mój brat, Magnus, żona i brat oraz Maryse. Alek otworzył oczy i się podniósł na łokciach.
-co jest grane?
Zaczęłam się rozglądać po pokoju zakrywając kołdra. Prześcieradło było i zimne i gorące, gdzieniegdzie wypalone. Większość rzeczy była poprzewracana a do okoła leżały czarne pióra.
-dobra dawać kasę...-mowi izzy a oni w jednym czasie zaczęli wyciągać kase.
-jestem oburzony waszym postępowaniem. Jednakże moja narzeczona przegrała, mówiłem że...
Uciszyłam jego męki udezajac w tył głowy.
-powiesz coś jeszcze a ja i Crystal wyjedziemy na następne trzy miesiące i zapomnisz o moim jagodowym zapachu.
-nie groź mi!
uśmiecham się a oni wchodzą do pokoju i podnoszą Aleka spodnie z moimi wypalonymi dłońmi.
-przypuszczam że ty odpowiadasz za wypalenie a on zyskał moc?
Dotykam włosów i czuję chłud.
-Alek zamroziłeś mi włosy...
-wybacz.
Uśmiechał się. Spojrzałam na nich.
-gdzie moje dziecko?
-bawi się z Maksem, dostała pełny pożywny posiłek a gdy zobaczyła mamę i tatę śpiącego w łóżku zawołała nas i kazała was nakarmić oraz wymienić to co spalone, a skoro spalone zainteresowalo to wszystkich oto jesteśmy.
Wyszczerzyła się a ja rozejrzałam się.
-okej gdzie do diabła moja chalka?
-prawdopodobnie zrzuciłem ją gdzieś przy schodach...
Zaczyna Alek a ja wzdycham Sięgam do jakiejś jego koszulki i zakładam na siebie, jest na mnie jak sukienka więc. Stanęłam obok łóżka i spojrzałam na Aleka. Powoli wstał zakrywając się i wygrzebał coś w szafce. Spojrzałam na izz a ta na mnie. Pokiwałam głową i poszłam do łazienki najpierw jeszcze biorąc torbę.
--------------------
-to jaki mamy plan?
Patrzę na dziewczyny a te poprawiają ubrania. Ja i iż ubrane w damski garnitur a Clary w męski. Staliśmy przez budynkiem clave, to była ta część mojego rzycia kiedy powinnam dorosnąć jeszcze bardziej. Muszę uświadomić plan mojego teścia i jego przyjaciela oraz rodziców w innym wypadku czeka nas wojna i jestem pewna że mamy armię a raczej oni mają a nam jej brakuje.
-clary-szturcham ją a ona po kilku pchnieciach dopiero się budzi
-o ty mówisz do mnie tak? Wybacz tyle osób mówi do mnie Matt że zapominam jak mam na imię.
-przypuścmy że twój ojciec ma armię jak by dopigował swoją armię? Potrzebujemy chociaż domyśleń
Robię dłońmi bliżej nie określony ruch a ta bierze swoją teczkę i rzuca coś do mnie. Łapie to w rękę i oglądam
-czy... to jest energetyk?
Izzy się obraca i łapie moja rękę i patrzy na napój.
-o kurwa...
-co!
Izzy bierze napuj i otwiera poczym wącha.
-jak wiesz łowcy muszą się z czegoś utrzymywać, oprucz wielkich firm clave również są te które prowadzą,a duże rodziny, wiesz my mieliśmy kilka które łączyły się w łańcuch a łańcuch w krąg z którego było dość sporo dochodów po rzekomej śmierci jocelyn i Valentina wraz z przybyciem mojego braciszka dostaliśmy firmę... napoi energetycznych prowadziną przez Valentina.
Zabieram jej puszkę.
-to są składniki które z pewnym narkotykiem dają kopa tak dużego że dziesięciu wyszkolonych jak ja nie dadzą mu rady. Ich armia nie musi być duża, oni po wypiciu będą jak zombi na chaju będą silni i spragnieni...
-skad ty to wiesz...
-swego czasu nie byłam taką najgrzeczniejsza... Po takiej dawce zwykły łowcą podziemny czy człowiek umierają, jest tylko jeden sposób by wzmocnić recepturę tak by człowiek przeżył.
-jaka?
-krew...krew demona
narrator
Valentine klasnął wesoło w dłonie.
-tak jest mój synu, wygramy to!
Ogląda swojego syna który z uśmiechem ugryzł kolejny kęs czekolady. Z jego żył czarna krew płynęła prosto do rurek a dalej do wielkiego zbiornika z napojem energetycznym.
Robert Lightwood założył ręce na pierś i podał kolejne batony.
-jak długo jeszcze?
-dla każdego potrzeba minimum szklanki... Zranione serce mego syna napędza demoniczne regenerowanie.
-nie zgadzam się na zabicie mojego syna
-nie zabija go jest ich władcą, zabiją tę małą blond sukę która go zraniła. Należała do niego! Pomoże mi otworzyć bramy a potem utnę jej łeb. Demon nim zawładł jestem taki dumny!
Sebastian ugryzł kolejny kawałek czekolady a czarne jak od głąb odchłani powędrowały na zbiornik.
-ja ją... kochałem... to ja ją zabije.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top