-039-
Alek postawił mnie znów na ziemi a później obrócił się w głąb biblioteki.
-Zgodziła się!-słysze radosny okrzyk a później jak łowcy wychodza z nikąd.
Kolejny grzmot, podskakuje a Alek odrazu reagując otula mnie delikatnie ale stanowczo. Widzę mojego ojca który pstryknięciem palców zapala poszczególne lampy.
-w-wiec tu nie ma demonów?
-twoj chłopak postanowił przetartych cały instytut -mruczy raphael który pojawił się tuż obok.-stwoerdzol że to będzie pasowało do jakiejś opowieści z chin... czy coś.
........... retrospekcja
-nie jesteś za młoda na małżeństwo?
-pan powie to mojemu mężowi który nie rozumie że oświatczony w Halloween nie powinno się oświatczać strasząc całą rodzinę.
-aż boje się zapytać jak było że ślubem.
--------------
-nie jesteś za młoda na małżeństwo?
-pan powie to mojemu mężowi który nie rozumie że oświatczony w Halloween nie powinno się oświatczać strasząc całą rodzinę.
-aż boje się zapytać jak było że ślubem.
-----------
Przyłożyłam dłoń do czoła i się zaśmiałam.
-ile osób się bało?
-magnus wiedział a ja jestem wampirem i takie rzeczy dla mnie to norma, oczywiście Magnus zapomniał że dziś ma być buża stulecia i zostawił cię samą.
-a kaczka?-pytam i widzę wściekły wzrok jace'a utkwiony na maksie.
-uciekła mi miała być na jace'a skąd miałem wiedzieć że też się boisz kaczek.
-czyli wystraszył całą rodzinę i instytut i się mi oświatczył jak powinno być. Czy to są rzary jakieś? Alek czy ty to planowałeś?
-to że ułożyło się w fabule nie znaczy że planowałem... Okej skoro są tu wszyscy i jest juz północ zaczynamy wieczór historii.
Staje obok mnie izzy i Clary udająca Marta który udaje wilkołaka.
-okej ale musimy jeszcze gdzieś iść...
Chwilę później biegniemy we trzy na górę do Crystal. Zauważam ją wtuloną w maskotkę która dawno temu dałam alekowi , spała. Uśmiechłam się i przykryłam ją kocem poczym wyszłyśmy stamtąd. Gdy wróciliśmy do biblioteki w moje ręce dostała się świeca.
Usiadłam w kręgu przyjacieli. Reszta łowców nie nalezała do tego zwyczaju. Więc tylko Henry, Maryse, Alek, Jace, Izzy, Max oraz my nowi w rodzinie Magnus, Raphael ja i Clary(matt) siedzieliśmy w kręgu a Henry podwijajac rękawy poprawił okulary.
-zawsze to ja zaczynam straszne historie więc tak będzie i tym razem. ustalmy kolejkę bo jeśli ktoś się przestraszy gasimy jego świece i nie może opowiadać, ale musi nadal siedzieć i nawet gdyby miał dostać zawału ma tu być.
-kto zawsze odpada-pytam zainteresowana a wszyscy wskazują na Izz.
-to przez Aleka, zawsze odpadam pierwsza...
Mówi obrazona a ja siadam na nogach właśnie jej brata chcacskryc się przed błyskawicami. Otulił nas kociemu i podał przekąski. Henry zaczął swoją opowieść miałam trochę ciarki na rękach ale nie było to specjalnie ostre.
-kolejka... kto chce dalej...
Po kolei się zgłaszamy i oczywiście ja i Alek byskismy na końcu... bo tak. Teraz była kolej Maryse która z zapałem opowiadała swoją część.
Jednak wszyscy nadal siedzieli spokojnie. Była też kolej Magnusa. Pamiętam jak w dzieciństwie opooradal mi naprawdę straszne historie. Gdy przed nami pojawiła się z miałaś postac z dymu izzy podskoczyła i niemal mając palpitacje serca zdmuchła swoją świeczkę. Śmieje się a Alek popija kawę przez słomkę.
Gdy historię opowiedział mój brat odpadł max. Kolejny był Jace i Clary a oni wspólnie wypłoszyli z zabawy Maryse. Nadszedł czas Aleka. Słysząc jego jedwabny głos nawet nieco upiorny czułam się spokojna i już nie przeszkadzała mi burza. Z gry odpadł Jace. Zostałam ja, Henry, Magnus i raphael bo reszta już tylko słuchała.
Wiedziałam że ich nie przestraszy byle co. Z psychicznym uśmiechem odstawiłam przekąski. Maks zasnął w międzyczasie a ja położyłam dłoń na ogniu.
Ściszajac głos powoli zaczęłam mówić.
-podobasz nocy do tej dzisiejszej, jedna wiedźma zaprosiła swoje człowiecze przyjaciółki do domu... Jak każda nastolatka chciała chodź raz poczuć się lubiana... nie wiedziała że to ostatni raz kiedy się tak poczuje, bowiem tej burzowej nocy... nawiedziło ich coś co nie powinno nigdy istnieć... coś czego się boją same anioły...
Wszystkie boczne światła gasna a płomień mojej świeczki bucha. Kontynuuje powoli historię i widzę na moich przyjaciołach gęsią skórkę, przysięgam że nawet Magnus powoli jej nabierał. Wystawiłam płomienna rękę i unioslam do góry tworząc coś jak ognista postać dziewczyn.
Siedziały w okręgu i trzymały się za ręce.
-nie wierzyły jej więc postanowiła udowodnić im... jednak żadne nie chciały prostych sztuczek... Chcieli przyzwać starożytnego potwora z głębin piekła, miał ogniste czerwone oczy budzące w dorosłych strach... po niektórzy że strachu umierali gdy je zobaczyli.
Gwlatwownie ognisty demon wskakuje w ciało dziewczyny która go przyzwala a wokoło nas pojawiają się cienie z dymu które stworzyłam również ja używając mocy Aleka... nawet o tym nie wiedział. Widziałam dreszcz na ich plecach.
-zabiła je i wypiła ich krew, mówią że jej mokry wodnisty oddech do dziś czuć przy spotkaniach takich jak to... nie pozwól nigdy światłą zgasnąć.....
W szybach przemyka błyskawica a w jednym z nich zauważam postać z dymu. Z kolejnymi błyskawicami pojawia się bliżej az słońcu znika. W końcu wszyscy widzą ją za chenrym a juz po chwili dotyka jego szyji długim jęzorem. Alek, Henry, i Magnus zaczynają krzyczeć a raphael już znalazł broń.
Zaczęłam się śmiać i wystawiłam dłoń do postaci gdy inni zaczęli się chować. Zgasiłam wszytkie świeczki oprócz swojej, postać znikła a Alek dygotał cały z przerażenia. Uśmiechnięta wsadziłam patyczki do ust.
-miło.. wygrałam, to jak powtórka?
-chyba nam wystarczy jak na jeden wieczór opowieści ducha o jeszcze gorszych wiedźmach.
Uśmiecham się a mój brat schodzi pocierając ramiona.
-nienawidze wiedźm wiesz o tym...
-wiem, Henry się boi wychodzenia poza dom, a Alek utonięcia, zaś Magnus nie boi się niczego więc nie trafiłam ale jednak bardzo realny cień zadziałał.
-to miało mokry język! jesteś psychiczna!-Krzyczy Henry.
-ale wygrałam. Muszę iść spać dobranoc...
Mówię i wstaję z Aleka a ten zdziowny opserwuje mnie.
-a ty gdzie beze mnie?
-do sypialni, spać, dobranoc Lightwood.
Biegnę na górę i zauważam małpkę owiniętą kocykiem. Zamykam delikatnie drzwi i z uśmiechem wkradam się do łóżka. Dziewczynka odrazu się przysówa się do mnie i wtula. Z uśmiechem przykrywam nas i zasypiam.
Alek.
Sprawdzam łazienkę ale nie ma jej, w moim pokoju nie zostały żadne jej pierdoły. Co jest...
Idę do pokoju mojej siostry która od kilku dni śpi w jednym pomieszczeniu z Mattem. Wchodzę bez pukania i widzę jak matt odkleja sztuczne włosy.
-czy ktoś widział Promyczka?
-śpi-powiedział mat a chwilę później podskoczył z bólu.
-niby gdzie ? nie ma jej w pokoju.
-powiedziała że czuje się nie zręcznie z narzeczonym do którego nic nie czuję więc się przeniosła do innego pokoju, gwarantuje ci że nie znajdziesz go za diabła. Musisz się postarać bo tak szybko możesz jej nie zobaczyć.
Mówię Izzy i delikatnie zamazuje makijaż z jego twarzy. Zamykam oczy i wychodzę z pokoju. Stanąłem jednak w pół kroku Widząc błyskawicę. Na końcu korytarza stała mała dziewczynka w dwóch kitkach. Przytulała brązowego misia którego niegdyś dostałem od promyczka którego uratowałem przed kaczką.
Widząc kolejna błyskawice podskoczyła a jej twarz spochmurniała.
Przyciskając mocniej maskotkę spojrzała mi w oczy. Miała złote wstąrzki we włosach i była ubrana w tego samego koloru sukienkę że skrzydełkami.
-ty pewnie jesteś Alek, czemu nie śpisz? powinieneś spać tak jak mama, ona śpi. Będę musiała wrócić -dotknęła palcem dolnej wargi a później weszła do łazienki która dziele z moja narzeczoną.
Zdziwiony ruszyłem w tamtą stronę a gdy dziewczynka wyszła zobaczyłem że niesie papier toaletowy.
-do czego ci?
Pytam nie dowierzając, uśmiechła się tylko i podała mi maskotkę.
-tobie przyda się bardziej, a to dla mamy-wskazuje na papier-płacze przez sen, chyba się boi burzy, to pa tato, nie mów mamie że mnie widziałeś.
Poczym znika w korytarzu a ja zdziwiony patrzę na maskotkę. Nie nie... to pewnie znów moje nie normalne wyobrażenia...
Ranek
Wszedłem do kuchni i zobaczyłem coś dziwnego. Viccia robiła warzywny posiłek i sok którego ani razu nie pila.
-przechodzisz na dietę?-pytam a ona obraca głowie i wyciąga chleb poczym zupełnie mnie ignorując smaruję go masłem orzechowym i dżemem.
-nie... to dla kogoś innego, próbuje go zmusić do zdrowego odżywiania się.
Mamrota a później tanecznym krokiem znika z kuchni. Stoję nieco otępiały i patrze na blat. Zrobila mi kawę... a swojego kubka nawet nie tknęła.
-nie przejmuj się moze to faza tymczasowa.
Zauważam Matthewa który kroi owoce. Upodobał sobie sałatki owocowe i izz też zaczęła je jeść. Chwilę później i ona pojawia się w kuchni z tajemniczym uśmiechem.
-a wam co? wszystkim coś odbiło?
-Viccia w nocy nie krzyczała jak widać nowa osoba działa na nią dobrze i na odwrót.
-czyli kto?
-nie ważne...
Obraca się a ja wściekły łapie za kawę i idę do sali treningowej. Widzę jace'a który ćwiczy z Henrym.
-wyjasnijcie mi ci się dzieje z dziewczynami i Mattem.
-a co?
-moja narzeczona zwykle nie.jada warzywnych śniadań, i nie robi kawy beze mnie...
-wiesz już z tobą nie sypia może coś się zmieniło?
Odchylam głowę.
-nie ważne... dzisiaj zabiorę ja gdzieś... chyba do biblioteki księgarni, będzie fajnie... -usmiecham się a oni wzruszają rękoma.
-do ślubu izz zostało 30 dni, do świata zimowego światła zostalo 50 dni, masz czas ją rozkochać?
-co masz na myśli?
-nie ważne...
Mówi i znów wraca do treningu.
Viccia
Ubrana i uczesana tak samo jak Crystal zeszłam z nią na dół gdy wcześniej wypiła fiolkę. Teraz szkicowała coś kiedy ją trenowałam z Clary.
-jesteś pewna że to właściwe?
-wiem w głębi że on jest wściekły. samego powodu że na się ze mną orzenić, jeśli mu powiem o Crystal będzie wściekły.
-może i masz rację... jak to jest że boisz się burzy i kaczek?
-jestem w jakiś sposób związana z rodem Herondale, nie wiem jeszcze jak to działa i dlaczego ale podejrzewam że stróż właśnie tego rodu stworzył największą część mnie.
-herondale to rod królewski. Wiesz doskonale że to zaczęło się od najpotężniejszego Serafina który niesie światło id mądrość w całym niebie i to on stworzyl dary anioła a razjel je zniósł na ziemię. Czemu się boisz burzy?
-w dzień którym się urodziłam i również uciekałam z w nowym Jorku padał deszcz, grzmoty przypominajac mi chłód i samotność... z tym związane są też moje koszmary, do puki nie czuje się bezpieczna krzyczę.
-wiec małpka zapewni ci bezpieczeństwo?
-nie... spałam otoczona swetrem od Aleka. Teraz tylko on tak na mnie działa, potrzebuje go ale czuję się nie zręcznie będąc narzeczoną której nie znosi.
-za miesiąc mój ślub ale się cieszę...
-izz poprosiła mnie o bycie druhną, zamówiłam już pierwsze ozdoby, oczywiście pomogła mi małpka, i tak oto już do nas lecą złote kokardy i obrusy.
Boże o ironio czemu to do ślubu w złocie...
-nie wiem ale ja i moja moc pasujemy idealnie.
Zatrzymuje nasze kije w powietrzu i patrzę na obroczke z uśmiechem. Była śliczna. Odsówam się od Clary i ściągam ją by zobaczyć ją bliżej... zauważam w środku napis.
Obracam się i patrzy przez szyby do Aleka który obrania cios maksa... uczył go techniki.
-lightwood idiota...
Małpka wstaję ze swoim arcydziełem i mi je pokazuje z uśmiechem. Byłam na niej i ja i Alek i ona, a za nami stała izzy, Jace, maks na ramionach Raphaela oraz Maryse i Henry Był też i magnus oraz Clary. A na dole małe nie zgrabne literki "Lightwood Family". Rysowała naprawdę ładnie.
Biorę w ręce rysunek i nagle czuje ręce na biodrach.
-ja rozumiem wszytko ale kim jest ta tutaj dziewczynka?-słysze glosnakeka. Podskakuje gwałtownie i pokazuje w ukryciu małpce żeby uciekała.
-a co? może mam niebywale wyobrażenia...
-wiec musiałabyś dzielić wyobraźnię ze mną bo w cziraj w nocy widziałem identyczną dziewczynkę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top