-019-

One wcale nie zgubiły kielicha one go ukryły... Nic dziwnego że nie znalazłam tego miejsca wcześniej.

Pobiegłam pod drzewo i zaczełam zbierać swoje rzeczy, Za pomocą fiolki przeteleportowałam je do pokoju w instytucie. Ubrana w czarne rórki i luźna bluzkę w kolorze czarnym ruszyłam w dół góry. Ogromny motylek usiadł na moich włosach które teraz są krótkie. Wybiegłam z tego miejsca do którego nikt nie wejdzie. Trzymałam kielich blisko serca będąc pewna że nikt go nie ukradnie.

-jestem bilet do Nowego Jorku...

Izzy

Podniosłam się z łóżka, od tygodnia nie widziałam mojej przyjaciółki. Tak jakby czas się dla niej zatrzymał. Dopiero teraz poczułam jej obecność...

Usłyszałam głos...

- jeden bilet do nowego Jorku

Coś się stało... Viccia do nas wraca. Ubrałam się i wybiegłam z pokoju. Jace siedział w bibliotece starając się opanować, od kilku dni był nabuzowany a malinki na jego skórze znikły, ciekawi mnie czemu nie ma nowych.

-Jace, Jace Viccia do nas wraca.

-Promyczek ma nas w tyłku od 3 tygodni!

-ale wiem że wraca! nie wiem kiedy tu będzie ale trzeba powiedzieć Magnusowi...

W nocy

Rozległ się alarm.. intruz.... wielu intruzów...

Viccia

Wyszłam z cienia trzymając kielich w blisko piersi. Wokoło mnie były demony. Poprawiłam kaptór i spojrzałam na łowców celujacych do mnie.

-hej ejejje bez broni przybywam w pokoju...

Ściągam kaptór i unoszę kielich...

-znalazłam chyba historyczna zgóbę. Ktoś mi powie jak odgonić te demony? idą za mną odkąd wylądowałam!

Widzę na sobie wzrok Aleka... Moje serce zabiło szybciej.

Alek

Kiedy usłyszałem alarm było za późno. Wleźli na nasz teren wraz z zakapturzona postacią. Serce mi zabiło szybciej a postać zdjęła kaptór.

-Promyczku...

Wyszeptałam i wyszedłem na przód. Stanęłem przed dziewczyną a ta się uśmiechła.

-jeden zero dla mnie Lightwood.

Dotyka kielichem mojej klatki piersiowej. Dotknęłem jej dłoni.

-jesli chcesz ich zabić pomyśł o tym...

-ja chce ich wrócić do piekła...

Pokiwałam głową i odwołałem łowców. Złapałem jej dłonie i wykonałem dziwny ruch. Dziewczyna zadrżała pod moim dotykiem i spojrzała w górę gdy szeptał emocje słowa wygnania.

-nie powiedziałeś nikomu...

-i na co była by im ta wiedza skoro ciebie nie było? Pozatym nie zrobiłbym tego izzy i jace'owi.

-nadal mnie nie znosisz, ale to dobrze.

Szepcze gdy demony znikają. zabiera kielich i odsówa się ode mnie. Obojętnie przeszła bokiem i poszła do mojej matki która stała patrząc na nią z dumą.

Viktoria

Poszłam za Maryse do jej gabinetu kobieta z uśmiechem patrzyła na mnie i na kielich.

-wiec go zdobyłaś. Gdzie był?

-strażnik cały czas istniał. Była nim nimfa jedną z pierwszych. Ta kobieta by mnie uratować zaniosła mnie do Magnusa który mnie wychował. Nie powinnam tego przed tobą ukrywać. Jestem łowcą urodzonym na górze nimf, nie wiem kim byli moi rodzice pozostawili mnie a w dzień wybijania to nimfa mnie uratowała i ukryła kielich w grocie której przyszłam na świat. Znalazłam kielich i chce by został zabezpieczony w mieście światła tak by nie dopadł go Valentine... Czy schowa go pani tak żeby go nikt nie znalazł?

Podaje jej kielich a ta z uśmiechem go ogląda.

-tyle lat... zabiliśmy nimfy i gdyby nie ty nigdy by nie został odnaleziony bo góra nimf jest ukryta nie ma jej na mapie a nikt tam nie może się tam dostać oprócz osób które tam się urodziły. Pozwalam ci na większą swobodę... Możesz chodzić na polowania no i skoro jesteś atak skuteczna będziesz chodziła z moim synem na misję takie jak ta niedawno Jestem z ciebie dumna! Możesz też wychodzić na noc, to wszytko możesz iść.

Uśmiecha się A ja kiwam głową i wychodzę. Zauważam Aleka.

-wiec zdobyłaś kielich.

-tak... Przemyślałam parę rzeczy będąc tam najpierw sama a później ze znajomym... Nadal cię nie znoszę ale może chciałbyś iść ze mną na kawę?

-teraz?

-jest pewna knajpka, niedaleko sprzedają tam naprawdę dobrą kawę carmelową.

opieram się o ścianę z uśmiechem. Alek zakłada ręce na piersi i opiera się obok mnie.

-nie wolisz się wyspać? jest noc.

-wyspalam się na górze nimf. Pozatym na to jeszcze będzie czas, musimy opić to dobrą kawą.

-nie znoszę cię, ja płacę...

Wymija mnie i odchodzi w głąb korytarza. Klaskam w dłonie i biegnę do izz.

-Izzy, masz ładną sukienkę?

-a gdzie się już wybierasz?

-mam pozwolenie od twojej matki na wychodzenie kiedy chce i jak chce więc idę to opić z moim wrogiem, jeszcze nie wie co go czeka jutro.

Promiennie się uśmiecham i łapie jej dłonie podskakując.

-wydaje mi się jednak że nie z tego powodu cię tu widzę, nie chcesz bez powodu wyglądać ładnie. Twierdzę wręcz...

-nie kończ idiotko Hej czy ty pachniesz ogniem?

Pochylam się i zaciągam zapachem. Na szyji było go najwięcej. Odchylam jej golf i widzę malinki.

-no nie wierzę ty też... spotykasz się z demonem, dalej mów mi zaraz jaka to klasa

-nie jesteś zła?

-nie no skąd, nie wszyscy podziemni są źli a nie wszystkie demony to potwory.

Godzinę później

Alek stał przy wyjściu otulony szalikiem i skurzanej kurtką. Ja znalazłam swój czarny płaszcz i założyłam czapkę smerfetkę.

-zaczyna się jesień a ja już zamarzam -mruczę pod nosem a Alek zatapia tylko głowę w szaliku.

-mi też jest zimno, nie nie zaraz aż tak ale jest mi zimno.

-wiesz w drugiej formie czuje się normalnie ale w tej oszczędzam się i energię wykorzystuje by się nie zmienić.

Otwieram drzwi i wychodzę a on za mną.

-czemu ukrywasz to kim jesteś?

-alek ja nawet nie wiem czym jestem... pozatym łatwiej to ukrywać niż chodzić jako żarówka po świecie. To trudne...

-pokaz mi to jeszcze raz...

-nie tutaj... może jak wrócimy... przyciągam demony jak kielich.

Ruszamy w stronę kawiarnii. Drze trochę z chłodu dopuki nie czuje na sobie szalika. Alek szczelnie otulił mi nim szyję i zrobił też coś jak czapkę.

-chodzące słońce zamarza słodko... Czemu nie ubrałas się cieplej, w takich momentach cieszę się że jestem  gruboskórnym łowcą na którego nie działa aż tak bardzo jesień.

-nie wybieram sobie tego dobrze że już jesteśmy.

Wskazuje na drzwi a on otwiera szeroko oczy.

-to jest bar... dla podziemnych nie wpuszcza nas... i czemu zamarzasz, odpowiedz, ubralaś rajstopy bardzo cieniutkie.

-zwracasz uwagę na szczegóły a nie pamiętasz kto mnie wychował.- Wchodzę do baru ciągnąć go za sobą. Chłopak był zestresowany. Mocno ścisnał moja dłoń.

-promyczku to są trole... czuje się zagrożony.

-wbrew pozorom są mili, nie warto ich wkurzać bo zrobi się groźnie. Nie dziwię się że jesteś zagrożony, są silni i przystojni...

Uśmiecham się kpiąco i poakzuje na dorodnych mężczyzn. Podchodzę do blatu i uśmiecham się do mojego znajomego.

-jest i nasza królowa, co u ciebie blondi? Co tu robisz z łowcą?

-to facet którego nie znoszę ale lubi jeść to co ja więc są z niego ludzie, w kawiarni są ludzie?

-jak zawsze nie ma Bane'a?

-mam 18 lat a ten tu 22 i jest moja niania ochroniarzem, Magnus wyorał mu muzg przysięgam że nie będę musiała się kurować kolejny tydzień.

-nie martwię się o ciebie a właśnie o niego...

-och zadbam o niego.

Uśmiecham się chytrze a on wzdycha i podaje moja brazoletke która dawno temu mi zabrano za no właśnie mały wybryk.

Biorę też drugą bez żadnych zdobień i zakładam na dłoń Aleka.

-to jest twój klucz by tu wejść.

-czy to nie miała być kawiarnia?

-alez jest jak najbardziej. Ubrałeś się ładnie?

Pytam i tykam jego zapiętą kurtkę. Intensywnie pachnie. Rozpiełam ją i zobaczyłam koszule.

-jace mnie zmusił, dziwnym trafem się dowiedział o tym że idę gdzieś z tobą. Powiedziałem że to założę nie powiedziałem że nie ukryje.

-teraz nie ma opcji żebyś to zakrył ściągaj!

Uśmiecham się sama odwiazujac szalik. ściągam wszytko z siebie i daje na wieszak. Widzę wzrok Aleka...

Alek

zrobiło mi się gorąco. Już wiem do czego jej rajstopy. Miała krótką sukienkę idealnie dopasowana do ciała Zasłaniała niegrzeczne miejsca i odsłaniała brzuch i inne części ciała które były pokryte biała przezroczysta koronką do której były doczepione kryształki.

Wszytko opinało jej ciało.

-czy to jest sukienka izz?

-kupiłysmy sobie takie same, ładna?-obkrrca się wokoło osi a ja czuję problem w spodniach.

Oblizuje dolną wargę odwieszajac kurtkę. To znów się dzieje ... dlaczego tak niewinna osoba nosi takie ubrania... okej nie niewinna jest agresywna nienormalna wkurwia mnie i zawsze pojawia się z nikąd. Ale dlaczego osoba wyglądającą tak ... niewinnie potrafi wyglądać tak agresywnie.

-jest... dobre...

Staram się obrucic wzrok ale ona poprawia blond włosy przez co tylko żywiej odczuwam jej zapach. Zamykam oczy i przysówam się o krok. Wdycham jej zapach.  Jagody... żeśka won taka jakby chodziła w promieniach słońca wśród kwiatów.

Tak jak nocy gdy z nią spałem... nie mogłem się oprzeć, pragnęłem jeszcze więcej... ale nie mogłem... przecież ja jej nie znoszę!

-chodz... mam nadzieję że kawa będzie smakować...

Wciąga mnie za jakieś drzwi i przykłada bransoletkę do metalu.. robie to samo i po chwili wchodzimy do środka... Słyszę głośną muzykę a chwilę później jestem wplątany w wir tańczacych.

Viccia

Spojrzałam na Aleka który nie wydawał się być zachwycony hałasem. Stworzyłam mała kule światła i dotknęłam jego czoła. Chłopak wydawał się po życiu ulgę.

-działa tylko 30 minut później znów będzie bardzo głośno.

-jak ty...

-bedę twoja dobra wróżką.

Ruszam śmiesznie rączkami i pisze coś na kartce. Podaje zamówienie chłopakowi a ten stawia przed nami dwa kubki i zaczyna robić kawę.

-carmelowa pianki, posypką,orzeszki, bita śmietana i bardzo nie typowo cytryna, bardzo dobra kawą moje stałe zamówienie tylko ja tak pijam... podam ci listę skutków ubocznych ale najpierw...

Przerywa mi głos.

-zgadnijcie kto wrócił... Znów pojawia się nam światło w tunelu! Viki wróciła...

Słyszę radosne wycie i przybijanie szklanek.

-chyba jesteś znana...

-tańczyłam na rurze... miałam interesujące życie mówiłam ci kiedyś... Byłam naprawdę niegrzeczną dziewczynką. Pozatym byłam tu często z Magnusem.

-jak złą dziewczynką byłaś?

Pyta kiedy stawiają przed nami kubki.

-bardzo złą Lightwood-biore kubek w ręce i upijam łyk, zjadam z wierzchu bitą śmietanę i się rozkoszuję kawą. Czekam aż on wypije swoją.

Zaczyna pić.

-hm.. smakuje lepiej niż nasza... jakie są skutki uboczne?

-nie powiem puki nie wypijesz do dna.

Robi to jednym łykiem i pochyla się do mnie. Powoli dopijam swoją kawę

-skutki uboczne...-siadam bliżej i dotykam jego szyji sięgając do koszuli.- odczuwanie emocji i dotyku dużo bardziej, tajemnicze dreszcze, będziesz chciał tańczyć i się bawić, będziesz naprawdę niegrzeczny o i moje ulubione, będziesz czuł niezaspokojone podniecenie... Od 16 roku życia było mi ciężko było mi się powstrzymać przed nawet rzuceniem na własnego ojca i przyjaciela i każdą możliwą ładniejsza dziewczynę...  byłam jak wilkołak w pełni... dopiero po zamknięciu na parę dni nauczyłam się to kontrolować... tutaj nie musiałam.

-czyli...

-czyli popatrz na to co cię jara i się stanie... jesteś hetero?

Kiwa głową...

-fajnie o połowe mniej kandydatów... ja tam wolę oba..

Obracam się na krzesełku i patrzę w przód. Zauważam dziewczynę która się uśmiecha.

-mam swoją zdobycz, spróbuj jeśli będziesz to powstrzymywać zareagujesz podwójnie wobec osoby która darzysz darzyles lub będziesz darzyć uczuciem.

-c-co?

-zabaw się! bądź mała niegrzeczną dziewczynką!

Krzyczę i wchodzę w tył...

Skończyło się tym że tańczyłam na rurze a gdy alekowi się znudziło stanie z boku dołączył do mnie...

Przyciągam go za koszule a on złapał mnie za biodro.

-nigdy w rzyciu bym nie posądziła cię o bycie agresywnym mężczyzna który jednak umie się poruszać.

przysunął mnie bliżej siebie i obrócił nas na rurze, mowialm już że ten taniec był najbardziej intymnym jaki tańczyłam.

-w tajemnicy chodziłem do piwnicy, inni woleli się bić ja tańczyłem, na rurze. Dobry trening mięśni i na uspokojenie.

-wiec pokaż co potrafisz-przygryzam wargę i unoszę wysoko nogę prowokując go.

Zaczęliśmy swój taniec .... Płonelam żywym ogniem...

Wplątał w moje świecące włosy dłoń... Przysunął mnie jeszcze bliżej i położył druga dłoń na karku..  tam gdzie mnie dotykał pojawiały się złote ślady... nie wzory... ślady. Oparłam swoje czoło o jego i zamknęłam oczy.

-nadal cię nienawidzę...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top