-009-
-wiec musisz sobie przypomnieć.
Izzy od 3 godzin zadaje to samo pytanie a ja już nawet nie odpowiadam. Stwierdziła że skoro jej matka ceni mnie za wiedzę to mogę iść na zakupy. Ja wykorzystałam momet i powiedziałam jej to co trzeba.
-może moglibyśmy iść do cichych braci?
-ryzykowne, jako że ty jesteś w związku z elfem a ja sama się zgubię w korytarzach. Inne propozycje.
-twój ojciec? moze...
-nigdy tam nie był, nie jest satyrem geniuszu. Prawdziwego nie znam mam tylko ojczyma.
Podaje mi bluzkę w którą się ubieram. Dziewczyna wydawlaa się wyjątkowo zamyślona.
-może zanuż się w zbiorniku wodnym? Wiesz woda musiała być w tym miejscu.
Kiwam przecząco głową.
-Juz dawno bym pamiętała.
Mamrotam i odkładam bluzkę i naciągam za duży golf który się spodobał izz. Czułam się w nim przytulnie tak jak w tedy gdy zakładałam bluzę Erica.
-czarownicy?
-przesle przypadek zabiłam demona pamięci... pewnie się odradza gdzieś na dnie piekła-wzruszam ramionami a ona łapie moja twarz.
-zabiłaś demona pamięci? kiedy!?
-rytułał, dziewczyna chciała zapomnieć kim jest, ale uciekła przerażona. Musiałam opanować demona więc niczym rycez w złotej zbroi wyciągłam łom i wbiłam w demona.
-jak to jest że byle jaka bronią zabijasz kogokolwiek?
Pyta zadziwiona a sweter wkłada do koszyka i bierze następne rzeczy których już mamy pełno.
-tata też się dziwił ale w końcu zbadał moje ciało, jetsem zupełnie magiczna istotą a mój ogień pali każdego. Przedmioty które dotykam jakby dostają namiastkę tego ognia a gdy nimi wlace jestem zdolna zrobić z nich broń na ... na wszytko.
To był ostatni sklep w galerii i w nim byłyśmy najdłużej.
-jesteś dziwna- stwierdza chłodno. W jej wyrazie twarzy zauważyłam ten Aleka.
Propos tego idioty. Na obiedzie cały czas się uśmiechał jak kretyn a podczas rozmowy z matką wskazał na plaster z dzikim błyskiem w oku ... dosłyszłam kawałek wypowiedzi "Lightwoodowie ponoszą konsekwencje swoich czynów, ja ze swoich jestem..." i w tedy ucichło bo głupia izz wyciągła mnie na zakupy.
-Wiec jak odzyskamy wspomnienia?
-moze coś je zablokowało... jaka jest pierwsza rzecz w twojej pamięci?
-pamietam wszystkie dni począwszy od pełni w której się urodziłam. Jednak Nie tego miejsca. Pierwsze co usłyszałam to "uratuję cię" Zobaczyłam tysiące gwiazd na niebie i palący się las. To było pierwsze wspomnienie. Później była podróż do Nowego Jorku i tu zaczęło się moje prawdziwe życie.
Spoglądam w przeszłość starając się zajrzeć do tego miejsca, ale coś mi zabraniało, tak jakby to mieć nie miało być przeze mnie znalezione.
-nikogo nie poprosimy bo Jace ostatnio jest dziwny i wymyka się nocami a Alek kocha clave, dałabym pięć dych że gdybyśmy mieli się wybrać w te góry on by się nie zgodził.
Góry... właśnie cholera. Kłasłam w dłonie zadowolona i obróciłam się do niej.
-Izzy potrzebujemy góry, nie dosłownie, madame Góry, dziwna ksywka i dziwniejsza osoba. To kobieta ze wzrokiem, medium i opiekuje się dziećmi w sierocińcu podziemnych. Dam głowę uciąć że może mi pomóc. Tylko... ja potrzebuję przedmiotu z jakim przybyłam do Magnusa.
-magnusa?
Spogląda na mnie a ja podskakuje. Zaliczyłam wpadke miałam nie mówić kim jest osobą bywchowujaca mnie.
-mowilas że powiezył ci tę misję bo zna twojego ojca i jesteś łowcą podziemia i tylko tobie ufa.
-Magnus... wychował mnie, znał moja matkę... Obiecałam że nigdy nie powiem nikomu że to on mnie wychowuje... Izz nie możesz nikomu powiedzieć. Skoro już wiesz... to zbieraj się idziemy do Bane'a.
Mój ton przybrał trochę chłodniejszy wyraz. Byłam zmartwiona że izzy zraz będzie się mnie czepiać. Nie chciał. stracić jedynej przyjaciółki... cholera wcale nie chciałam nikogo tracić.
Zapłaciła za zakupy a chwilę później coś włożyła mi do kieszeni.
-to telefon, naprawiłam. Dotrzymam tajemnicy, spokojnie żaróweczko
Uśmiecha się i popycha mnie do wyjścia.
Więc może izzy jednak jest jak ja?
Dom Magnusa godzinę później
Szukał koszyka. Nie mógł znaleźć... mamy problem. I to dość spory.
-Musicie wrócić jutro. Nie znajdę do dziś. Jest naszprycowany magią i skurczony, może być wszędzie.
Wzdycha Magnus ruszając dziwnie rękoma, był taki wściekły że brokat mu spływał z włosów.
-chesz wrócić do instytutu?
-mamy sto toreb...
-magnus je przeniesie do mojego pokoju, wiesz jakoś nie mam ochotę patrzeć na obity ryj Aleka który stwierdził że nie wolno mi oddychać bo to narusza zasady clave, chce zobaczyć się z Leonem, a tam raczej owocu nie zapukają, idziemy.
Mówię uradowana i wyciągam ją z mieszkania o ruszam do przeklętego domu wilkołaków.
Cała wręcz promieniowała dobrą energią a gdy stanęliśmy przed barem uradowana wbiegłam tam. Przywitał mnie odrazy leon na którego szyję się uwiesiłam i złapałam w pasie nogami.
-Leooo
-moja zbuntowany promyczek uciekł, powiesz mi jak bardzo twoja niania Alec Lightwood będzie wściekła?
-a pamiętasz gdy się wkurzyłam bo dzieci wyrzywały się na niewinnym zwierzęciu?
Pytam przypominając sobie te straszna scenę, aż mnie ciarki przeszły.
-mhm a co?
-to to jest jeszcze bardziej wściekła ja, a to moja przyjaciółka izzy, byłyśmy na zakupach i przyszłyśmy tu.
Leo się uśmiecha i chwilę później czuje jak mocno mnie przyciska do siebie. Rumienie się i wkładam głowę w jego bluzę. Słyszę jak małe wilkolaki wyją gratulując nam. Uśmiecham się jak głupia i całuje Leona w policzek. Ten drapieżnie się uśmiecha i mnie porywa na tyły baru.
-izzy zabaw się wiedzą że jesteś ze mną, pachniesz jak ja!-krzyczę i czuję jak mój narazie przyjaciel drapie mnie po plecach.
Przyjemnie, zamruczałam i wtuliłem się w jego ramię.
-zmienisz się? tylko dla mnie?-pyta z uśmieszkiem a ja jak na rozkaz zmieniam postać i zwijam się w kuleczkę.
Będąc przy moim Alfie czułam się bezpieczniejsza i w sumie tylko dlatego chciałam być w tym miejscu, no i może dlatego że nie znoszę Aleka. Jednak przebywanie z nim dawało mi szczęście i przyjemność. Czułam się spokojniejsza i nie byłam tak nabuzowana. Zielone oczy mnie uspokajały.
-nie mogę znieść że kręcisz się w instytucie z tymi wszystkimi facetami... Podoba ci się jakiś?
mówi wyraźnie zazdrosny... wpojony wilkołak odczuwa to bardzo mocno a ja nie mogłam z nim spędzać dostatecznie dużo czasu. To był wyraźny problem bo osłabiałam go trochę. Na dodatek on nie był taki. wilkołakiem, nie wykorzystywał mnie. Dbał na każdym kroku i nie traktował przedmiotowo, chciał mnie zdobyć a nie mieć jak jakiś dyktator bym spełniała jego zachcianki.
-za tydzień albo dwa pewnie Magnus cię wyśle jeśli łowcy nie zapewnią ochrony podziemnym... będziemy bliżej-szeptam a on przerwacajac nas na łóżku.
Był teraz nade mną i z uśmiechem władcy złapał moje błyszczące włosy. Jego nie bolało ich ciepło, był odporny.
-co znów zrobiłaś promyczku?
Porusza zabawnie brwiami i zaczyna całować moja szyję robiąc malinki. Przymróżam zadowolona oczy.
-wyjasnie ci jak cię przyślą, albo Magnus ci da znać...
Wplątuje w jego ognisto czerwone włosy dłonie i z uśmiechem drapie za uchem. Zawsze na tym polega. Upadł na mnie i zaczął mruczeć jak kot. Nawet się zastanawiałam czy nie jest Neko zamiast przyszłym alfą tej watachy.
-jak luke?
-dobrze... zdrowieje, wiesz nie.moge znieść kiedy czyje innych zapach na tobie... musisz im poakzac że jesteś już moja... wolisz swetry bluzy czy szaliki?
Pyta mnie kładąc głowę na brzuchu.
-daj wszystkiego po trochę-szeptam a on zadowolony wstaję i przekłada sobie mnie przez ramię.
Cholera znów ... Jestem zdruzgotana. Jak on mógł, wie że tak nie lubię.
-Leooo!
-pocierpisz trochę nic ci nie będzie, stąd mam ładny widok na twój tyłek.
-wiesz że cię nie znoszę?
-błąd, ty mnie kochasz promyczku.
Zarumienilam się i zasłaniając złote policzki od rumieńców kiwam na tak jednak on tego nie zobaczy. Zaniosłam mnie do swojego pokoju i zaczął wyciągać jakieś duże ładne czarne swetry i bluzy. Ja zaś sobie znalazłam apaszkę na te cholerne malinki.
-jak będziesz znów mi je robił to chociaż naszyjnik puder i fluid.
-wstydzisz się tego?
-nie ale... Maryse nazwała mnie dzikuską nie chce by nazwała mnie puszczalską...
-co powiedziała? Przecież ty nawet się nie chcesz całować dopuki nie będziesz pewna. Łowcy są aż tak powierzchowni?
Pyta powoli się zbliżając. Moje serce biło tysiące razy szybciej a gdy dotknął mojej szyji poczułam dreszcz przyjemności. Przymknęłam oczy i dałam mu apaszkę by ten ją delikatnie zawiązał. Czego ja się właściwe chce... czemu go nie pocałuje tak jak chcę. Jestem pewna że to to uczucie a jednak coś mnie powstrzymuje.
Poskładał swoje ubrania i schował do torebki którą tu raz zostawiłam. Zszedłam z nim za rękę do baru.
-wiesz Leo, chyba chce być twoją dziewczyną.
Z rumieńcami patrzę na jego zdziwiona twarz która zastępuje ogromny uśmiech. Chłopak się przysówa i całuje mnie w czoło.
Odwracam się a on odrazu mnie przysówa do siebie. Zauważam izzy która pije z wilkołakami i to dość solidnie.
-hej nie spijajcie mi przyjaciółki!
Leon jednak się nachyla do mojego ucha które lekko przygryza.
-zostaw ją, zdrzemnie się obok w pokoju a ty znów będziesz mogła spać u mnie co ty na to?
-i tak już mam przekichane u łowców, masz może MÓJ CHŁOPAKU ochotę na kawę
-oczywiście moja dziewczyno. Carmelową?
-jak ty mnie dobrze znasz.
następnego ranka
Na mój telefon przychodziły kolejne wiadomości od Jace'a. Ostrzegał mnie że jest ostro i że Alek ma gorszy humor niż kiedykolwiek.
Wypuściliśmy kolejny raz powietrze ze świstem i spojrzałam na Izz. Miała lekkiego kaca a zaraz miałyśmy dojść do instytutu.
Ubrana w sweter, duży i czarny czułam zapach mojego alfy. Miał specyficzna woń lasu która tak uwielbiam, czułam się jak w domu... tym w którym się urodziłam.
Izz potarła czoło i odczytała kolejne wiadomości od wkurzinej matki i braci.
-picie z wilkołakami to bardzo nie czysta gra... oni się szybciej regenerują.
Mamrota pod nosem i bierze czerwona szminkę która tak m je razi w oczy.
Poprawiłam apaszkę z pomrukiem niezadowolenia. Chciałam. pokazać że należę do Leona ale stracę to co ledwo zyskałam.
-musimy wejść nie postrzeżenie i iść na trening.
Śniadanie było obfite dość dziwna sprawa bo wilkołaki polubiły moją łowczynie która sprowadziłam.
-musimy iść do Magnusa.
-nie dostaliśmy się do instytutu a ty już rozmyślasz jak z niego uciekniemy.
-przyznaj że sama chcesz iść do Leona a nie siedzieć tu. Hej może urządzimy sobie podwójna randkę? ja i mój elf ty i twój alfa.
-wiesz że najpierw kielich, jeśli go znajdziemy będziemy trochę jak bohaterki.
-masz rację, ale musisz sobie przypomnieć... . Okej mała jesteśmy. Dawaj rękę muszę narysować ty wszelkie możliwe runy.
-albo zdaj się na mnie. Gdzie tylnie wejście i odkąd tam sięgają kamery.
-tam. Koło drzewa zaczynają łapać kamery.
Wykrzykla pokazując miejsce. Złapałam jej delikatną dłoń i ruszyłam nie wchodząc w pole kamer.
-jak chcesz to zrobić?
-manipuluje światłem słonecznym, mogą wyczuć moja obecność ale nie zauważa mnie. Pozatym mam parę sztuczek wszak jestem córką czarownika no nie?
-czekaj skoro też się posługujesz magia to umiesz robić ...
Zaczęła jednak jej przerwałam.
-nie nie umiem. Moja magią się trochę różni, chodź faktycznie po części umiem to co Magnus.
Związuje włosy w luźnego warkocza i staje przy drzewie. Faktycznie jest i kamera. Podwójna spodenki i dokładnie oglądam fiolki. Niektóre mogłyby pogorszyć sprawę. Jednak nie ta.
Wyciągam purpurową ciecz i pokazuje.
-to mieszanka ziół podpalonych, w pojemniku jest cieczą ale jak się ją rozwali...-rzucam w ścianę tuż przy kamerze a fiolka rozpryskując się z chukiem zaczyna tworzyć sporo dymu o szarej barwie.-jak się rozwali tworzy osłonę dymna pachnąca jak lawenda, mało szkodliwa a wygląda jakby coś się paliło, przydatne.
Wystawiam dłonie i łapie skup światła poczym kładę dłoń izzy na swoim ramieniu. Powoli pod tarczą światła idziemy do tylniego wyjścia. Schodzimy do piwnicy i wychodzimy tuż przy sali treningowej. Wzdycham z ulgą i puszczam światło którym przez przypadek rozwalam lampę.
-KURWA...
-lepiej bym tego nie ujęła-mowi izz i ciągnie mnie za torbę do sali. Torba ląduje w rogu sali a izz rzuca mi kij.
Szybko rozwalamy sobie fryzurę i staramy się wyglądać na ciężko trenujące. W tedy słyszymy alarm. Z kijami w ręce biegniemy do pracowni gdzie zebrali się wszyscy. Widziałam jak Aleka szlak trafia bo coś mu zasłania widok ... UPS? Za to Jace stal z boku i pisał kolejne SMS do nas.
Zszedłam na dół i stanęłam obok blondyna.
-te Majster to byłam ja ale bądź cicho...-ten podskakuje a jego telefon wypada z dłoni. Łapie go tuż nad ziemią. Jace złapał się za klatkę piersiową. Chyba przyprawiłam go o zawał serca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top