29. Kto kradnie, zabłądzi (Ezra x Reader)
- Zatrzymaj się!
Zdanie, które padało na Lothalu częściej niż jakiekolwiek inne.
- Zatrzymaj się!
Słowa, które dosłownie codziennie pobrzmiewały w uszach granatowowłosego chłopaka.
- Zatrzymaj się!!
Polecenie, którego nastoletni uciekinier nigdy nie posłuchał.
- Pan wybaczy, spieszę się - rzucił w stronę potrąconego przez przypadek sprzedawcy, który był tak oszołomiony, że początkowo nie zauważył zniknięcia trzymanego przez siebie owocu.
Fioletowa, słodka kula tkwiła natomiast już w dłoni chłopaka, za którym ciągnął się sznur imperialnych żołnierzy, niczym oderwany od niego biały ogon.
Ezra obejrzał się przez ramię.
- Tamci nigdy mnie nie dogonią - mruknął pod nosem zadowolony. - A do tego musieliby mnie jeszcze złapać.
- Mam cię! - krzyknął szturmowiec, który wyrósł jakby spod ziemi... albo piasku. - Teraz już nie uciekniesz!
- A tu bym się nie zgodził. - Ezra nie zatrzymując się, wpadł do ślepego zaułku, z którego wyjście wydawało się niemożliwe.
On jednak doskonale potrafił wspiąć się po ścianach budynków i tym samym wykiwać tych, którzy raz na jakiś czas przyłapali go na małej kradzieży i postanowili za to ukarać.
Szkoda tylko, że żołnierze Imperium postanowili ustawić się i tam...
Granatowowłosy zauważając wycelowane w niego dwa blastery, podniósł ręce do góry.
- Ręce za głowę. Ale już!
"A samo do góry nie wystarczy?" - pomyślał nastolatek, na swoje szczęście nie wypowiadając tych słów na głos.
* * *
Od jakiegoś czasu zauważyłaś, że kapitan eskadry szturmowców przebywających na Lothal, odbiera krótkie, niezbyt składne meldunki od swoich podwładnych.
W atmosferze wyczułaś pewne poruszenie, jakby ktoś lub coś wprowadziło na te spokojne, jednolite ulice trochę niespodziewanego chaosu.
- No dobra, kogo ja okłamuję? Dzisiaj jest środa, czyli według Ezry idealny dzień na urozmaicenie sobie tygodnia... - Ściszyłaś głos, gdy zza rogu usłyszałaś nadbiegających dwóch kolejnych szturmowców - ...kradzieżą - dokończyłaś.
Postanowiłaś podążać za tamtymi w nadziei, że w swojej niewiedzy doprowadzą cię do przyjaciela. Sama nie miałaś pojęcia gdzie go znaleźć.
W końcu droga ucieczki, to jedna z setek ulic, które Ezra znał na pamięć. Mimo że znałaś go bardzo dobrze, to tylko kilka razy udało ci się odgadnąć, którą z nich podąży.
Z łatwością wspięłaś się na dach, przyglądając dziwnemu rozstawieniu sił białych żołnierzy.
- Co oni robią? - mruknęłaś, oglądając jak dwa garnki wbiegają do ślepej uliczki. - Czy oni...?
Nie dokończyłaś. Zanim to zrobiłaś, na prostopadłej ulicy pojawił się chłopak, którego chciałaś odnaleźć.
Tym razem ci się poszczęściło.
Ale jemu nie.
- Nie Ezra, nie...
Wiedziałaś, że tymi słowami nie sprawiasz, że chłopak cię usłyszy, a tym bardziej, że nie wejdzie prosto w zastawioną na niego pułapkę.
Przez to po chwili musiałaś patrzeć, jak w twojego przyjaciela mierzy dwóch uzbrojonych nieudaczników.
- Spokojnie panowie. Ja tak właściwie prawie niczego nie ukradłem... - Usłyszałaś swobodny głos Ezry. - Uwierzycie?
Miałaś ochotę walnąć się w czoło. Ile razy on będzie się jeszcze tak lipnie tłumaczył?
Mimo tak źle wyglądającej sytuacji wiedziałaś, że Ezra coś zaraz wymyśli.
Dajmy na to, rzucenie przypadkowym przedmiotem w szturmowca, uchylenie się przed jego strzałem, pozwolenie na to, by energia trafiła w szturmowca z naprzeciwka i zwianie.
Pokiwałaś kilka razy głową z uznaniem za kolejny naprędce wymyślony plan (chociaż wątpiłaś, że chłopak w ogóle nad nim wcześniej pomyślał), a potem ruszyłaś biegiem, jak poparzona, orientując się, że zaraz zgubisz go na nowo.
* * *
- Heh, mówiłem, że dam radę - zaśmiał się niebieskooki, podając ci skradzione ze straganu jedzenie.
Nie byłaś co prawda bezdomna ani bezrodzitna(?xd), jednak musiałaś przyznać, że owoce jedzone z przyjacielem smakowały dużo lepiej niż obiad spożywany w sztywnej atmosferze.
- Ja też tak mówiłam - odezwałaś się, ocierając rękawem spływający sok.
Ezra spojrzał na ciebie z uśmiechem.
- Czyli oboje mieliśmy rację.
- Ale powiedz kto z nas ma ją częściej - odparłaś.
Oboje dobrze wiedzieliście, że Ezra nigdy nie powiedziałby, że ty, bo po pierwsze - zwykle polegał na sobie i najczęściej szło mu to na dobre, a po drugie, facet nigdy nie przyznaje się do błędu.
- Wiesz... jeśli chcesz wyjść z twarzą, to mogę stwierdzić, że po równo - stwierdził po chwili udawanie zadumy.
Szturchnęłaś go w ramię, mając zamiar wypomnieć pewną historię, która nie była chłopakowi zbytnio na rękę.
- Tak, i to dlatego miesiąc temu musiałam wyciągać cię ze sklepu mojego taty? - Spojrzałaś na niego znacząco, po czym dodałaś: - Wiesz, że on by cię ubił, gdybym nie...
- Pytanie, co by zrobił z tobą, gdyby wiedział, że nadal mi pomagasz - przerwał ci Ezra.
Po tym zdaniu nastała chwila ciszy, po której oboje się roześmialiście.
- Spadaj bubku - skomentowałaś, rzucając w niego pestką, która była jedyną oznaką istnienia owocu.
Bridger złapał ją z łatwością.
- Dziękuję za twoją szczodrość. - Ukłonił się teatralnie, rzucając w ciebie oboma trzymanymi pestkami.
Niestety nie miałaś takiego refleksu jak on, więc oba pociski trafiły w ciebie, spadając w następnej chwili na piasek.
Zakopałaś je w nim głębiej.
- Późno już. Następnym razem poczekaj, aż będę cię...
- Asekurować? Osłaniać? Podglądać? - wymienił kilka opcji, przerywając ci po raz drugi podczas tej rozmowy.
- Tak. I do tego gratulować - dorzuciłaś ironicznie, oddalając się parę kroków.
Spojrzałaś przez ramkę na Ezrę wpateującego się w obraz usypiającego Lothal.
- Wiesz, że zawsze jestem z tobą.
- Wiem - potwierdził chłopak, kiwając głową.
Założyłaś pasmo [kolor] włosów za ucho.
- To do zobaczenia. - Odwróciłaś się już ostatni raz tego dnia.
- Do jutra. - Usłyszałaś i wiedziałaś już, że następnego popołudnia możesz wyczekiwać czegoś ciekawego...
Hej! Dzisiaj taki prosty one-shot na zamówienie Aoi_Fuyuko z innego konta co prawda, ale pomińmy.
Mam nadzieję, że mniej więcej o to chodziło.
Ogólnie, to Ezra jest postacią, którą dobrze mi się pisze, jakby to kogoś obchodziło. Jest taki... luźny.
A tak w ogóle to jak się czujecie w ten pierwszy dzień szkoły?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top