🌊 Wędrowiec do Świtu 🌊
Siedziała w oknie kajuty, obejmując ugięte kolana ramionami. Morskie fale jednostajnie kołysały statkiem, jakby próbowały wprowadzić go w trans.
- Nie możesz się do mnie nie odzywać wiecznie.
Sterczący w kącie drewnianego pomieszczenia mężczyzna przyglądał się jej, mrużąc oczy. Jego brodę pokrywał kilkutygodniowy zarost, a brązowe włosy sięgały mu do ramion.
Zawstydzona dziewczyna zakryła twarz własnymi, czarnymi jak heban włosami.
Gapił się tak na nią bez przerwy już od kilkunastu godzin. Od czasu gdy ją odnalazł i... pocałował.
- Próbujesz mi coś udowodnić?
Zacisnęła usta w cienką linkę, usilnie nie patrząc w jego kierunku.
- No dobra. - powiedział, unosząc dłonie w geście kapitulacji. - Ja chciałem Ci tylko pomóc... Gdybyś mnie potrzebowała, będę na głównym pokładzie.
I wyszedł, zatrzaskując drzwi. Po policzkach bezimiennej dziewczyny popłynęły łzy.
🌊
Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest nie mieć żadnych wspomnień? Codziennie rano budzić się z białą plamą w pamięci, nie posiadać żadnej informacji na swój temat, nie znać nawet własnego imienia?
Tułać się po świecie jak nienazwany kot, błąkać się w poszukiwaniu własnej tożsamości i natrafiać jedynie na próżnię?
Ona tak się czuła. Dziewczyna z wieży- bo tak na nią mówiła cała załoga Wędrowca do Świtu. Cała załoga z wyjątkiem Kaspiana.
Z jakiegoś powodu król Narnii dygał przed nią jak przed królową, choć miała na sobie starą, znoszoną suknię.
,,Księżniczko" - tak się do niej zwracał, gdy musiał już skierować wypowiedź konkretnie do niej.
Dlaczego tak mówił? Czy wiedział coś o jej przeszłości? A może była to z jego strony tylko tania zagrywka... Czego mogła spodziewać się po facecie, który pocałował jej nieprzytomne ciało, wybudzając ją z odrobinę przydługiego snu?
Nie ufała mu. Z resztą nikomu tutaj nie ufała. Jak można zaufać komuś innemu, gdy nie ufa się nawet własnemu zniekształconemu umysłowi?
- Chciałbym Ci pomóc dowiedzieć się, kim jesteś. - twierdził Kaspian. - Ale musisz dopuścić mnie do siebie. Nic nie zrobię, gdy będziesz się tak od wszystkiego odcinać.
Więc czarnowłosa starała się. Starała się jak mogła pomagać przy pracy na statku i starała się nawiązywać chociaż krótkie i wymuszone rozmowy z członkami załogi.
Po jakimś czasie przyzwyczaiła się nawet do nowej rutyny. Czy to że nie wiemy, kim byliśmy ma przekreślać nasze przyszłe życie? Może można żyć bez wspomnień, bez żadnego punktu zaczepienia, bez niczego do czego można wracać...
Może można żyć, patrząc tylko na przód.
,,Jak pewna jesteś gwiazd na niebie, tak pewna bądź, że kochamy Ciebie." - te słowa miała napisane wewnątrz medalika, który od zawsze nosiła na szyi.
Dodawały jej pewnej otuchy. Choć nie znała swojej rodziny, wiedziała przynajmniej, że kimkolwiek byli, bardzo ją kochali.
- LUDZIE ZA BURTĄ!!!
______________
- To król Edmund Sprawiedliwy! - tubalny głos Kaspiana rozbrzmiał po całym pokładzie. - I Łucja Waleczna! Prawowici władcy Narnii!
Zaciekawiona szatynka wyjrzała ze zgromadzonego na pokładzie tłumku.
Prawowita władczyni Narnii okazała się dziewczyną, odrobinę młodszą od niej, ale nadal raczej niepełnoletnią. Miała kasztanowe włosy i bardzo miły, jakby znajomy, szeroki uśmiech.
Natomiast król Narnii... Z jakiegoś powodu serce czarnowłosej stanęło na jego widok.
Był tylko może rok lub dwa starszy od niej. A jego ciemne włosy, łuk brwiowy i usta... Były ustami, które codziennie rano oglądała w lusterku.
- To nie może być prawda... - wyszeptała, próbując odpędzić natrętną myśl.
A może...? Może była jego zgubioną siostrą bliźniaczką?
Od tego momentu szatynka dużo uważniej przyglądała się rodzeństwu Pevensie, ale nigdy nie przedstawiła się im osobiście.
Aż do dnia...
Kaspian nie zabierał ją ze sobą na ląd, ponieważ obawiał się, że coś mogłoby się jej stać.
- Dopiero co wybudziłem Cię ze śpiączki. - mówił, wlepiając w nią spojrzenie swoich pięknych i czarnych jak węgle oczu. - Nie chcę narażać Cię na niepotrzebne niebezpieczeństwo.
To co działo się na Wyspach, opowiadał jej dopiero, gdy wycieńczony wracał do swojej kajuty.
Szatynka nie chciała się przyznać, ale kiedy znikał tak na kilka dni, sama robiła się odrobinę nerwowa. Łapała się na tym, że zastanawia się, czy zobaczy jeszcze króla żywego... I oddychała z ulgą za każdym razem, gdy wracał.
Tego dnia wszystko miało się zmienić. Miała stanąć na twardym lądzie od już sama nie wie, jak dawna.
A wszystko wydarzyło się po tym, gdy wywróciła ogromny kosz z jabłkami.
- Dziewczyna z Wieży znów na podłodze leży. - zrymował Ryczypisk, zwracając na nią uwagę reszty załogi.
- Kto? - król Edmund, obrócił się, by się jej przyjrzeć.
W tym samym momencie Kaspian wyciągnął do niej dłoń i pomógł się jej podnieść. Czuła, że trochę boli ją kręgosłup, a policzki palą ją ze wstydu.
- To moja... przyjaciółka. - wyjaśnił Sprawiedliwemu król. - Odnalazłem ją w zaklętej wieży na samym początku mojej wyprawy. Nic nie pamięta. Nie wie, kim jest ani jak ma na imię.
Czarnowłosy już jednak przestał go słuchać. Wpatrywał się w dziewczynę, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Anastazja. - wyszeptał.
Serce nastolatki zabiło szybciej.
- Wasza Wysokość mnie zna? - zapytała odrobinę ochrypłym od długiego nieodzywania się głosem.
- Czy Cię znam? - chłopak przełknął ślinę. Wyglądał, jakby się miał rozpłakać.
Rozejrzał się nerwowo po pokładzie i gdy nigdzie nie dostrzegł swojej siostry, zapytał:
- Czy moglibyśmy porozmawiać na osobności?
Szatynka spojrzała w stronę Kaspiana, odruchowo szukając u niego aprobaty. Mężczyzna skinął głową. Wyglądał na równie zaintrygowanego co ona.
- Krzycz, gdyby Ci się naprzykrzał! - rzucił trochę żartem, trochę serio, wpuszczając ich do swojej kajuty.
Edmund spojrzał na niego jak na wariata.
Oszalałeś... To moja córka, debilu! - miał ochotę prychnąć, ale w porę ugryzł się w język.
- Będę za ścianą. - ostrzegł jeszcze król, nim zamknął drzwi.
Rany, ale przewrażliwiony... - pomyślał Sprawiedliwy, który czuł się odrobinę dziwnie z myślą, że został potraktowany jak potencjalny gwałciciel... W dodatku własnego dziecka.
- Więc znasz moje imię. - zaczęła niepewnie dziewczyna, która z jakiegoś powodu wydawała się równie podekscytowana, co przerażona. - Anastazja... Jesteś pewien, że jestem Anastazją?
W jej głosie pobrzmiewał wyraźny lęk i desperacja. Jakby dopiero co odzyskane imię ktoś mógł jej w każdej chwili odebrać.
- Na milion procent. - rzekł, czując, że robi mu się sucho w ustach. - Wszędzie poznałbym to spojrzenie. To bursztynowe oczy twojej matki.
Na twarzy szatynki pojawiły się czerwone wypieki.
- Mojej ma-my? - wydukała, zbliżając się do Edmunda. - Ty ją znasz?
- Czy ją znam? - Sprawiedliwy westchnął, patrząc na nią jak na dawno utracony skarb. - Anastazjo, nawet nie masz pojęcia, jak ona się ucieszy się, gdy się dowie, że Cię znalazłem...
Płuca czarnowłosej wypełniły się jakimś dziwnym, ekscytującym uczuciem. Miała ochotę skakać z radości.
- A mój tata? - zapytała. - Czy wiesz kim on jest?
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko sięgnął do kieszeni. Wyjął z niej czarno-białą fotografię.
- To twoja mama. - podał jej zdjęcie Aurelii, które zawsze nosił przy sobie.
Oczy Anastazji zaświeciły się z podniecenia.
- Bardzo młoda... - zauważyła, dotykając twarzy blondynki.
- Cóż, kiedy Cię urodziła, była młoda. - rzekł Edmund, zastanawiając się, jakby jej to wszystko wytłumaczyć. - Naprawdę żałuję, że nie mogła tu ze mną trafić.
Dziewczyna uśmiechnęła się do obrazka przedstawiającego jej matkę, po czym chciała je oddać królowi, ale on zaprotestował stanowczo.
-Możesz je zatrzymać. - powiedział. - Tobie bardziej się przyda. W domu mam dużo więcej jej fotografii.
Anastazja przekrzywiła głowę z zaciekawieniem.
- Przepraszam za takie głupie pytanie, ale czy może... - zaczęła niepewnie. - Czy ty może nie jesteś... moim bratem?
Czarnowłosy zaśmiał się, a ona poczuła się naprawdę głupio, że zapytała.
- Zauważyłaś podobieństwo? - stwierdził jednak, co rozbudziło w jej sercu promyczek nadziei.
- To przez kolor włosów. - mruknęła zawstydzona. - Brwi i...
- Usta. - Edmund wyszczerzył się do niej. - Ale mały nosek masz po mamie.
Skinęła głową i dopiero po chwili dotarło do niej, co Pevensie stara się zainsynuować.
- Przecież to niemożliwie... - wyszeptała. Sama logika temu zaprzeczała, ponieważ władca był praktycznie w jej wieku.
- Kiedy wróciłem z Narnii do mojego świata, czas jakby się cofnął. - wytłumaczył jej spokojnie. - Odmłodziło mnie o kilkanaście niezłych lat.
Anastazja dalej wytrzeszczała na niego swoje bursztynowe oczy, nie chcąc uwierzyć w to co usłyszała.
- Jesteś moim... tatą?
_________
Dla Anastazji odnalezienie ojca było doświadczeniem zarówno szczęśliwym, jak i głęboko przykrym.
Dowiedziała się wielu informacji o sobie, swojej przeszłości i rodzinie. Dowiedziała się również, że oddzielają ją od jej bliskich dwa światy oraz cała skomplikowana czasoprzestrzeń.
Dowiedziała się, że spała kilkaset lat, a jej matka chrzestna celowo wymazała wszystkie wspomnienia z pamięci. I nie tylko jej... Pozostałym członkom rodziny także.
Tak, aby o niej nie pamiętali.
Tylko jej mamie jakimś cudem udało się dokopać do ukrytych wspomnień.
Dziewczyna zasmuciła się, gdyż nawet niedawno poznany przez nią ojciec nie do końca o niej pamiętał.
Kiedy zwierzyła się Kaspianowi ze swoich przeżyć, on tylko rzucił jej szybkie spojrzenie:
- I będziesz chciała z nim odejść?
To pytanie wyraźnie zbiło ją z pantałyku. W zasadzie to nie zastanawiała się nad tym, co teraz zrobi. Bardziej frapowało ją samo poznanie przeszłości niż to, co uczyni z tą przeszłością, gdy już ją pozna.
- Nie wiem. - odpowiedziała, czując dziwny smutek na samą myśl, że miałaby to zrobić.
Czyż nie powinna pragnąc znów być z rodzicami?
Tak naprawdę dopiero spotkanie z Aslanem u krańca ich podróży, pomogło jej podjąć właściwą decyzję.
- Anastazjo. - rzekł, dotykając jej czoła. - Zwracam Ci to, co zostało Ci odebrane.
I nagle niewyobrażalne ciepło rozlało się po jej umyśle. Wszystkie utracone wspomnienia wróciły.
- Ja pamiętam! - zawołała, łapiąc się za głowę i skacząc z radości. - Ja wszystko pamiętam!
Była tak szczęśliwa, że nawet nie zauważyła, że Kaspian dołącza się do jej szczęścia i chwyta ją w ramiona, obracając wokół własnej osi.
- Ekhm. - odchrząknął Edmund, przyglądając się tej scenie.
Dziewczyna odsunęła się od obecnego króla Narnii i podeszła do dawnego.
- Tato. - wyszeptała tak cicho, że tylko on mógł ją usłyszeć. - Nareszcie pamiętam wszystkie nasze wspólne chwile.
Wyciągnęła do niego rękę, a on ujął ją i poczuł jak przez jego kończyny przepływa gorąca energia. I nagle... on też wszystko pamiętał.
W oczach zaszkliły mu się łzy.
- Aneczko. - powiedział, kiedy ona zarzuciła mu ręce ma szyję, ściskając go mocno.
- Dziękuję, tato. - rzekła również przez łzy. - Dziękuje za wszystko. Te wspomnienia będą już ze mną na zawsze.
Chłopak poczuł nagle, że wie do czego zmierza jego córka.
- Ale tu zostajesz? - zawyrokował, uśmiechając się trochę smutno.
- Nie pasuje do twojego świata. - stwierdziła z pewnym żalem. - Ta różnica wieku też jest problematyczna. Z resztą... - dodała, zerkając w stronę Kaspiana. - Mam tu dla kogo zostać.
Sprawiedliwy pokręcił z niedowierzaniem głową. Naprawdę nigdy nie wyobrażał sobie, że w wieku osiemnastu lat będzie musiał dawać własnej córce błogosławieństwo.
Życie bywa jednak przewrotne.
- Dbaj o nią. - rzucił do króla. - Inaczej będziesz miał ze mną do czynienia.
- Już się boję. - zaśmiał się Kaspian.
- A powinieneś! - zagroził mu palcem Edmund, ale już po chwili oboje rzucili się sobie w ramiona.
- Będę o nią dbał. - obiecał. - I kiedyś Ci ją zwrócę. Tak samo jak latarkę. - zażartował.
Edek przewrócił oczami. Aslan utworzył magiczny portal w wodzie.
- Kiedyś znów się wszyscy spotkamy... - powiedział jeszcze Kaspian, spoglądając na wysoką falę przed sobą. - Po drugiej stronie.
- Po drugiej stronie. - powtórzył za nim Edmund, który patrzył w bursztynowe oczy swojej ukochanej córeczki.
___________
Zostały nam jeszcze 2 rozdziały do końca i epilog... :)
W sumie to można to uznać za Casmund, gdyż Anastazja to taka żeńska wersja Edmunda.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top