7. Wino i Trucizna

- Nie mogę oddychać...

Sznureczki gorsetu wbijały się mocno w skórę nastolatki, pozostawiając na jej ciele lekki, zaczerwieniony ślad.

- Och, na litość boską, Madeline! - najstarsza królowa spojrzała z dezaprobatą na służkę. - Poluzuj trochę, bo zaraz ją udusisz.

Poranek i popołudnie przed uroczystością Zuzanna, Łucja i Aurelia spędzały w pokoju damskim. Było to miejsce pełne mnóstwa luster, tkanin, perfum i biżuterii. To tutaj miały, jak to mówiła Waleczna, zrobić się na ,,bóstwo".

- Czy to aby na pewno konieczne? - wyjąkała blondynka, czując, że naprawdę ciężko jej oddychać. - Przecież nikt nie zauważy, że nie mam go na sobie.

Siedząca przed lustrem Zuzanna pokręciła zamaszyście głową.

- Tego wymaga etykieta.

- A czy etykieta wymaga również, żebym się udusiła? - rzuciła Bellflower, zanim zdążyła się powstrzymać.

Łucja zachichotała, zakrywając usta dłonią.

- Nie dziwię się, że podobasz się mojemu bratu. - stwierdziła wesoło. - On pewnie powiedziałby dokładnie to samo, gdyby był na Twoim miejscu.

Blondynka zaczerwieniła się mocno i nawet nałożony na jej policzki biały puder nie był w stanie tego ukryć.

Zuzanna uniosła brwi.

- Coś jest między Wami?

- Och, przecież to oczywiste! - żachnęła się Łuśka, nie dając Bellflower szansy dojść do słowa. - Powinnaś była widzieć, jaki był zazdrosny, gdy wspomniałam, że Aurelia mogłaby kogoś na tym balu poznać. Jest w nią wpatrzony jak w obrazek.

Zmieszana dziewczyna spuściła wzrok.

- Nie zauważyłam tego. - przyznała, bawiąc się rąbkiem sukni.

A może jednak zauważyła? Czy Edmund oprócz całowania i obłapiania jej nad jeziorem, wykazywał jakieś inne symptomy tego, że lubił ją trochę bardziej?

- To tylko dlatego, że masz strasznie niską samoocenę. - stwierdziła pewnie władczyni.

- Łucja! - napomniała ją starsza siostra.

- No co? Ja też miałam, to nic złego. - wzruszyła ramionami, gdy jedna z pokojówek pomagała jej wcisnąć się w suknię. - To znaczy to jest złe dla Ciebie. Ale też typowe dla większości nastolatek. Zwłaszcza tych które mają strasznie ładną koleżankę albo siostrę. Masz siostrę?

- Kuzynkę. - odpowiedziała szczerze Aurelia.

- I czujesz się przy niej jak ostatnia oferma? - kontynuowała Waleczna.

- Łucja! - skarciła ją Zuzanna. - Nie wypada zadawać takich pytań...

- W porządku. - zapewniła blondynka. - Trochę jest w tym racji.

Młodsza z sióstr Pevensie uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco, klepiąc ją po ramieniu.

- I ja Cię rozumiem. - powiedziała. - To nie jest proste, ale musisz naprawdę uwierzyć, że ktoś może lubić Ciebie za to jaka jesteś. I nie musisz udawać kogoś innego, by tak było.

Aurelia uniosła lekko kąciki ust w mało przekonującym uśmiechu. Cóż, to było dużo łatwiej powiedzieć niż zrobić.

Zwłaszcza, że już kiedyś była zakochana w kimś, kto wolał inną.

- Ale dość smętów - Łucja machnęła ręką, przeglądając się w ogromnym, zdobionym ornamentami lustrze. - Dziś wyglądamy wszystkie tak wspaniale! To nasz wieczór!

Zuzanna przewróciła oczami, przeczesując złotym grzebieniem swoje piękne, prawie sięgające ziemi, lśniące włosy.

- Moja siostra nie przepuści okazji do tego, by się dobrze bawić. - zwróciła się do Aurelii. - Nie uważasz, że jest trochę zabawna ze swoim entuzjazmem?

Waleczna  pokazała jej język. Bellflower uśmiechnęła się już dużo bardziej szczerze.

- Oj, tak... Odrobinkę. - przyznała.

W końcu udało im się wyszykować, choć spędziły na to jak na Aurelii gust o wiele za dużo czasu. Niestety Łucja upierała się, że wszystko musi być idealne.

- Mojemu bratu ma opaść szczęka. - mówiła, przypinając do fryzury dziewczyny żywe, bladoróżowe róże.

Wcześniej nakazała służącym, aby umyli włosy blondynki w jakimś pachnącym specyfiku i teraz opadały na jej ramiona pięknymi, złotymi falami.

- Och, wyglądasz ślicznie, łabędzia szyjko. - wzdychała Waleczna. - Edek padnie. Jestem taka dumna z mojej pracy.

Kiedy Aurelia przeglądała się w wielkim lustrze, nie mogła się z nią nie zgodzić. Najmłodsza Pevensie wykonała kawał dobrej roboty.

Jednak wspomnienie o Edmundzie znów wprawiło Bellflower w szczere zakłopotanie. Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć.

- Łucjo? - zagaiła cicho, gdy była pewna, że Łagodna jest zbyt zajęta rozmową z jedną z pokojówek.

- Hm? - odmruknęła tamta.

- Czy Edmund... - zaczęła, czując, że te słowa ledwo chcą przejść jej przez gardło. - Miał kogoś? Tak na poważnie... Albo w sumie i nie na poważnie. Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć?

Spojrzała z nadzieją na kasztanowowłosą dziewczynę. Była pewna, że jej wzrok zadziałał na nią efektem bambi lub kota ze Shreka*, bo odpowiedziała mało chętnie:

- Cóż... - westchnęła. - Chciałabym powiedzieć, że Edmund to porządny facet, czy tam chłopak, rany, ale to dziwne, że jest mały. W każdym razie chciałabym tak powiedzieć, bo w gruncie rzeczy tak jest. Nie zawsze tak było, ale tak jest.

- To dlaczego ,,chciałabyś", a nie powiesz? - Aurelia wyczuła nutę wahania w jej głosie.

Łucja nachyliła się do niej, przyciszając głos.

- Wiesz, Aurelio, musisz zrozumieć pewną sprawę. - zaczęła dość poważnie. - Nie jestem pewna, ile z tego on Ci mówił, ale mój brat był kiedyś pod silnym władaniem czarów czarownicy.

Blondynka poczuła, jak ciarki przechodzą ją po plecach. No, tego to się nie spodziewała.

- Wnioskując po twojej minie, pewnie nic Ci nie powiedział. - kontynuowała władczyni, jakby się tego spodziewała. - On był... Przez pewien czas sądziliśmy, że to ze względu na jego charakter. W końcu jako dzieciak miał okres, w którym zachowywał się naprawdę paskudnie.

Aurelia skinęła głową. Tak, pamiętała Edmunda z czasów, kiedy nagle zrobił się naprawdę podły. Dlatego też ciężko jej było przyzwyczaić się do tej nowej wersji.

- Gdy pierwszy raz trafiliśmy do Narnii, Edmund zdradził nas Białej Czarownicy. - powiedziała bardzo szybko i cicho królowa, jakby to co mówiła było czymś zakazanym. - Nie rozmawiamy o Tym. To dla niego bardzo przykre, a my mu wybaczyliśmy. Zmienił się i wykazał prawdziwym bohaterstwem. Nie ma sensu wracać do tego tematu.

Blondynka przyjrzała się jej uważnie. Gdy Edmund opowiadał jej o swoim rodzeństwie mimo wszystko zawsze wyrażał się o nich z ogromnym szacunkiem i oddaniem. Nigdy jednak nie spodziewała się, jak silna więź ich łączy.

,,Oni naprawdę byliby w stanie zrobić dla siebie wszystko." - pomyślała.

- Jednakże... - ciągnęła dziewczyna, zerkając na ciągle pogrążoną w rozmowie Zuzę. - Spętania magiczne są bardzo silne. Aslan oddał za niego życie, ale oczyszczenie z takiego spętania zajmuje lata...

- Aslan zginął dla niego? - zdziwiła się blondynka.

Łucja przytaknęła.

- Odkupił jego krew swoją krwią. A potem powstał z martwych, ale to w tym momencie nieistotne. - dodała, widząc jak Bellflower wytrzeszcza na tę nowinę oczy. - Istotne jest to, że... Choć krew Aslana go uwolniła z jej sideł, nie oznacza to, że tak od razu go uleczyła.

Aurelia spojrzała na nią z lekkim przestrachem.

- Co to znaczy? - wypaliła, marszcząc brwi.

- To znaczy, że... - Waleczna ponownie ściszyła głos, tym razem już nie w obawie przed Zuzanną. - To znaczy, że potrzebował czasu, by uleczyć swoje serce. Bywały lepsze i gorsze momenty. Czasami znów go dręczyła.

Bellflower przygryzła dolną wargę. Ze zdenerwowania zaczęła się trząść.

- Czarownica próbuje dręczyć każdego z nas, nie jest jakiś wyjątkowy. - zapewniła ją dziewczyna. - Jednak gdy już raz dało się jej przyzwolenie, ma dużo łatwiejszy dostęp. Musi minąć trochę czasu nim zasklepią się te dziury, przez które się wdarła.

Blondynka skinęła głową. Jej odbicie w lustrze było jakoś strasznie blade i miała wrażenie, że nie wynika to z tylko i wyłącznie z użycia pudru.

- Ale nie ma tego złego. - ciągnęła dalej Łucja. - Dzięki temu co przeszedł, Edmund jest dużo silniejszy w walce z pokusami od nas. Zna jej sztuczki. Choć ona też dobrze zna jego serce.

- Więc ją kochał? - Aurelia zadała pytanie, które dręczyło ją od początku tej rozmowy.

Waleczna westchnęła.

- Nie powiedziałabym, że to miłość. - stwierdziła ostrożnie. - Raczej zniewolenie. Miłość powinna być dobra.

- Nie zawsze jest. - zauważyła tamta.

- Mylisz miłość z zakochaniem. - poprawiła ją dziewczyna. - Z resztą w obu przypadkach to nie ma sensu... Aurelio, Jadis to znaczy Biała Czarownica nie jest człowiekiem. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale on nie mógł jej tak naprawdę kochać. To jakby... jakby kochać zło. Ona była czystym złem. Jak można kochać zło? Nie ma w nim nic z miłości.

Obydwie spojrzały na Zuzannę, która obracała się wokół własnej osi w pięknej, ciemnoniebieskiej sukni.

- On musi nauczyć się kochać. - podsumowała w końcu Waleczna. - I to nie będzie dla niego takie proste.

_______________________

Zejście do głównej sali odbywało się bardzo uroczyście. Każdy z władców osobno schodził po wielkich, wejściowych schodach, uprzednio głośnym apelem przedstawiony przez ochmistrza.

Musiał ukłonić się wykwitnie i gdy udało mu się pokonać bez żadnych urazów na ciele strome stopnie, dostawał niczym nagrodę- puchar z jakimś trunkiem. Taka była podobno tradycja.

Wszyscy uparli się, aby w tym roku, Aurelia jako Córka Ewy, została również w taki sposób przedstawiona towarzystwu.

Pierwszy jako najstarszy oczywiście zszedł Piotr. Ukryta za kontuarem blondynka, praktycznie słyszała podniecone westchnienia obecnych na sali dam. Cóż, Piotrek ewidentnie musiał być w ich typie.

Niektóre z nich z na jego widok zaczynały dużo energicznej wachlować się wachlarzem.
Co pewnie znaczyło, że gdy go zobaczyły, nagle zabrakło im tlenu albo zrobiło się bardzo gorąco.

Aurelia nie do końca to rozumiała, bo dla niej Piotrek był zwykłym, przystojnym mężczyzną. Nic w nim nie sprawiało, że miałaby ochotę zemdleć.

Po Piotrze na piedestał wysunęła się Zuzanna. W swe długie do ziemi i ciemne jak noc włosy przeplotła małe diamenciki, przez co całość przypominała trochę rozgwieżdżone niebo.

W tym momencie Bellflower kompletnie nie dziwiła się Łucji, gdy ta mówiła, że ma przy swojej siostrze kompleksy. Piękna, długa suknia w kolorze atramentowego błękitu podkreślała sarnią figurę wysokiej i smukłej władczyni.

Z widowni rozległy się gwizdy, które oczywiście od razu zostały uciszone. Wow, czyli tak zachowuje się arystokracja? Cóż za... maniery.

Później u szczytu schodów stanęła Łucja. I choć ciężko jej było przebić wrażenie, jakie zrobiła jej poprzedniczka, to trzeba było przyznać, że uroda Walecznej również błyszczała.

Starsza z sióstr była dużo bardziej poważniejsza i spokojniejsza, młodsza natomiast lśniła ożywczą energią i młodzieńczym temperamentem. Jej szeroki uśmiech i wesołość, z jaką wkroczyła do sali, mogłaby równać się z blaskiem tysiąca słońc.

Siły i żaru dodawała jej również czerwień sukni i Aurelia pomyślała od razu, że to musi być jej ulubiony kolor. W każdym razie wyglądała w nim znakomicie i nikt nie kwestionowaliby w tym momencie jej walecznego przydomka. Majestatyczności kreacji dopełniał także złoty wieniec-diadem na jej głowie.

Następnie przyszła pora na Edmunda i tutaj wybuchło spore zamieszanie. Wprawdzie ochmistrz uprzedził, że będzie to młodsza wersja ich kochanego władcy, mimo to chyba nikt nie spodziewał się, że aż tak młodsza.

Po sali rozległy się szepty niedowierzania, a samemu chłopakowi zostały rzucone podejrzliwe, mało przychylne spojrzenia. Aurelia mogłaby przysiąc, że słyszy jęk zawodu ze strony wielu pań.

Edmund zdawał się nic sobie z tego nie robić. Dziarskim i wesołym krokiem pokonał stopnie dzielące go od rodzeństwa, ustawił się obok nich i chwycił do ręki puchar.

Dziewczyna zagapiła się na niego. Wyglądał naprawdę dobrze w srebrno-błękitnej szacie królewskiej i białej koronie. Kompletnie nie rozumiała tak negatywnej reakcji publiczności.

Z resztą po tym co usłyszała od Łucji, nie mogła już patrzeć na niego w ten sam sposób.

Było jej go szkoda. Podświadomie czuła, że chłopak zawsze żył w cieniu osiągnięć Piotra i Zuzanny. Nie trafiło mu się też bycie najmłodszym, więc podejrzewała, że cała ,,miłość" dla najsłodszego szkraba przypadała w udziale Łucji. Jako środkowe dziecko mógł faktycznie być czasem pomijany i niedostrzegany.

Czy dlatego miał w sobie kiedyś tyle złości? I czy to właśnie dlatego sprzymierzył się z tą okropną wiedźmą?

Blondynka tak się zamyśliła, że prawie nie usłyszała swojego imienia. Dopiero gdy ochmistrz powtórzył je po raz drugi, z przerażeniem wysunęła się na środek.

Na sali zapadła martwa cisza. Edmund, który właśnie przykładał puchar do ust, opluł się jego zawartością.

Chłopak wiedział, że Bellflower jest bardzo, bardzo ładna- w końcu z jakiegoś powodu miał ochotę ostatnio ją całować. Jednak w tamtym momencie... Cóż, mogłabym tylko powiedzieć, że przebiła wszystkie modelki, aktorki, syreny i nimfy wodne, które kiedykolwiek się mu podobały.

Bo w tamtym momencie dla Edmunda mogłyby już nie istnieć żadne inne panie. Coś tam w środku podpowiadało mu, że dla niego od teraz będzie liczyć się tylko ona.

- Wow. - rozległ się pomruk po sali. Chłopak pomyślał, że ,,wow" jest tutaj sporym niedomówieniem.

Aurelia zaczęła nieśmiało schodzić ze schodów i widać było, że bardzo stara się nie przewrócić.

Ozdobione gdzieniegdzie różami włosy opadały złotymi falami na jej odkryte ramiona.
Suknia, którą miała na sobie, w tak jasnoróżowym odcieniu, że prawie białym, dodawała jej delikatności i niewinności.

Przyglądając się dziewczynie można było pomyśleć, że to anielica zstępująca z przestworzy niebieskich. No w każdym razie, Bellflower wyglądała na tyle uroczo i niewinnie, iż w tym stroju nikt nie posądziłby ją o najmniejsze przewinienie.

- Kim ona jest?

- To księżniczka?

- Jaka ona piękna! - rozległy się szepty.

Aurelii w końcu udało się zejść i ustawiła się w rzędzie obok Edmunda, który miał ciągle trochę rozchylone wargi ze zdumienia.

- Cześć. - szepnęła do niego.

Chłopak potrząsnął z niedowierzaniem głową i wyszczerzył zęby.

- Chciałbym mieć taki widok na ślubnym kobiercu. - powiedział bardzo cicho.

- Co proszę? - blondynka zmarszczyła brwi.

- Nie, nic. - Pevensie uśmiechnął pod nosem, a jeden z lokajów wręczył nastolatce puchar.

Nagle jakiś głos rozbrzmiał jej tubalnie w głowie: ,,Nie pij tego!"

Dziewczyna odsunęła od siebie trunek, ufając dziwnej intuicji.

- Ja nie pije alkoholu. - rzekła, oddając napój mężczyźnie. On tylko wzruszył ramionami.

W tym momencie Piotr rozpoczął swoje coroczne przemówienie. Pragnął podziękować wszystkim za przyjaźń i tak liczne przybycie. Później zaczął rozwodzić się nad historią walki o niepodległość Narnii. I w końcu zaprosił wszystkich na poczęstunek i do tańca.

Gdy tylko ogłosił rozpoczęcie balu przy Zuzannie pojawiło się stado wielbicieli, proszących ją o pierwszy taniec. Co dziwne przy Aurelii również ustawiła się spora kolejka.

Dziewczyna z przerażeniem spojrzała na dużo starszych od siebie mężczyzn.

- O nie, ona jest tylko moja, panowie. - rzekł Edmund, chwytając ją za rękę i przyciągając do siebie. - Chodź, zatańczymy, księżniczko.

Po czym poprowadził ją za sobą na parkiet, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.

- Jestem kiepską tancerką. - zastrzegła od razu blondynka, gdy chwycił ją w pasie.

- Nie uwierzę. - Pevensie położył jej dłoń na swoim ramieniu. - Musiałaś mieć po prostu słabych partnerów.

I faktycznie z Edmundem dużo łatwiej i swobodniej się jej tańczyło niż z kimkolwiek innym. Prowadził ją i obracał bardzo delikatnie, jakby była stworzona z kruchego i lekkiego niczym piórko materiału.

Chłopak przy tym cały czas patrzył jej w oczy i szeroko się uśmiechał. Uśmiechał się tak jak gdyby dopiero co  odnalazł najdrogocenniejszy na świecie skarb. I nie mógł uwierzyć własnym oczom, jakie ma szczęście.

- Dziękuję, że mnie przed nimi uratowałeś. - przerwała w końcu ciszę dziewczyna. - Nie widziałabym, o czym miałabym z nimi rozmawiać.

- Cała przyjemność po mojej stronie. - odrzekł Edmund, przyciągając ją mocniej w talii. - Mogę nie odstępować Cię dziś na krok, jeśli o mnie chodzi. Będę Cię miał w końcu tylko i wyłącznie dla siebie.

Aurelia poczuła, jak ciepły dreszcz przebiega ją po skórze na te dwuznaczne słowa. Serce zabiło jej szybciej, a brzuch ścisnął się z dziwnego podniecenia.

- Tylko dla siebie? - uniosła brwi, starając się zachować fason i nie okazać emocji. - To chyba trochę samolubne.

Czarnowłosy uśmiechnął się łobuzersko.

- Cóż... - szepnął, zbliżając usta do jej ucha. - Musisz wiedzieć, Aurelio, że ja nie lubię się dzielić.

Jego wargi musnęły jej policzek i przesunęły się w stronę ust.

- To dobrze. - wyszeptała, oddychając ciężko. - Bo ja też za tym nie przepadam.

Tego pocałunku nie dało się powstrzymać. Choć z pewnością złamali nim połowę zasad etykiety królewskiego przyjęcia.

Edmund wsunął palce w jej miękkie włosy, zaborczo przyciągając ją do siebie. Dziewczyna jęknęła głośno.

To było jak przy zbliżeniu podpalonej zapałki do benzyny. Niewielki płomyk w ułamku sekundy przerodził się w ogromny pożar, który zawładnął całkowicie ich organizmami. I żadne nie potrafiło go zatrzymać.

Żadne nie chciało go zatrzymywać.

Aurelii ciężko było stwierdzić, czy to właśnie jest ta miłość, o której wcześniej rozmawiała z Łucją. Jedyne co wiedziała to fakt, że uczucie to paliło ją, raniło i rozgrzewało jednocześnie. Była złakniona, pragnęła więcej... I nie chciała, żeby ten moment kiedykolwiek się skończył.

Jednak w pewnej chwili Edmund odsunął się od niej chwiejnym krokiem. Jego spojrzenie było odrobinę mętne.

- Aurelio...

I wtedy usłyszała ten śmiech. Ten perfidny, straszny śmiech.

Chłopak zachwiał się i upadł przed nią na kolana.




____________
* tak wiem, że w tamtych czasach nie było Shreka, ale pal licho ten fanfik i tak jest mało zgodny z książką XD

Ostatnio jakieś słabe mi te rozdziały wychodziły, ale dziś wyjątkowo miałam wenę i jestem dumna, bo wreszcie coś się zaczęło dziać :) Także łapcie kolejny rozdzialik, ściskam cieplutko 💙

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top