12. Och, Ofelio... 🌿

Ophelia (Ofelia, Uran VII) – jeden z księżyców Urana

                                    Ofelia – imię żeńskie pochodzenia greckiego. Wywodzi się od słowa ophelos oznaczającego „pomoc".

                                  Ofelia – bohaterka sztuki Szekspira pt. „Hamlet". Ginie, tonąc w jeziorze, prawdopodobnie popełniając samobójstwo.

🌿🪷🌿

Złote włosy unosiły się bezwładnie na ciemnej tafli jeziora. Słabe światło księżyca padało na jej blade, nieruchome ciało, którego biel kontrastowała mocno z czarną tonią wody.

Polanę wypełniała cisza przerywana co jakiś czas żałosnym lamentem któregoś z ptaków.

Noc rozdarł rozpaczliwy wrzask.

- NIE!

Młoda i nieżywa dziewczyna dryfowała niczym w letargu po powierzchni jeziora. W jej piękne, jasne loki wplątywały się wodorosty, liście i kwiaty. Fioletowe dzwonki osiadły na jej martwych policzkach.

Król podbiegł do niej, przedzierając się przez lodowatą wodę. Ptaki ustąpiły mu miejsca.

- Nie, nie, nie... - powtarzał, biorąc martwe ciało w ramiona.

Miała zamknięte oczy i wyglądała, jakby spała.

Edmund ostrożnie pochwycił ją za kark i podniósł do góry, tak jak chwyta się niemowlę, by nie zrobić mu krzywdy. Jej skóra była mokra i zimna. Nie wyczuwał pulsu.

- Nie... - jęknął, pochylając się nad nią. - Nie zostawiaj mnie.

Mężczyzna wyjął dziewczynę z wody i przeniósł się z nią na brzeg, układając ją sobie na kolanach. Próbował ją jeszcze reanimować, ale serce dziewczyny nie chciało zacząć bić.

Nie oddychała.

- Nie umieraj, nie umieraj. - mówił, wplątując palce w jej mokre włosy. - Nie możesz umrzeć.

Pogłaskał ją po policzku, ale jej oczy dalej były zamknięte, a ciało całkiem bezwładne. Śmierć przynajmniej nie odebrała jej urody.

- Wiem, że mówiłem, że musisz odejść. - powiedział do niej cicho, tak jakby mogła go usłyszeć. - Odwołuję to. Odwołuje wszystko, co powiedziałem.

Edmund zapłakał, zdając sobie sprawę z tego, że gdyby nie kazał jej opuścić zamku, pewnie by żyła.

- Zrobiłem największą głupotę świata. - przyznał się, łkając. - Ale nie chce tego. Nie chcę tego, słyszysz?

Jej usta były sine i lekko rozchylone, zupełnie jakby chciała mu coś powiedzieć. Że mu wybacza? Cóż, on nigdy sobie nie wybaczy.

- Kocham Cię. - powtórzył, całując martwe dłonie dziewczyny. - Proszę, zrobię wszystko... Oddam cały swój majątek, będę lepszym człowiekiem...

Jego łzy kapały na jej nieruchomą twarz, która i tak była mokra.

- Tylko wróć. - mężczyzna pochylił się nad nią, jakby próbował szeptać jej do ucha.- Proszę, wróć do mnie.

Głos mu się załamał. Przytulił jej nieżywe ciało do piersi.

Nie chciał jej puszczać. Nie chciał, żeby cokolwiek ich teraz rozdzieliło choćby na sekundę. Choć przecież dzieliła ich największa przepaść. Śmierć.

Edmund zaczął całować nie tylko jej dłonie, ale i policzki, zamknięte powieki i usta. Całował ją, jakby pocałunkami i ciepłem swych objęć mógł przywrócić umarłą do życia.

- Zostanę z Tobą. - przyrzekał. - Już nigdy Cię nie zostawię.

Zwierzęta i driady zbiegły się z różnych stron lasu, by przyjrzeć się zapłakanemu królowi, trzymającemu w ramionach martwą dziewczynę.

Kilka wiewiórek przyniosło wieniec z róż i nałożyło go na głowę Aurelii niczym aureolę.

W białej sukience i otoczona kwiatami przypominała trochę złotowłosego anioła.

- Chcę być tam, gdzie ty. - mówił król, splatając ich palce. - Chcę być z Tobą na zawsze.

Gdzieś z tylu jego głowy powoli formował się plan. Sztylet czy trucizna... Albo i skok z klifu.

Nieważne. Pewien był, że po tym, co się stało, nie będzie już w stanie dłużej żyć.

,,Obudzimy się wtuleni
w południe lata

na końcu świata
na wielkiej łące
ciepłej i drżącej"

Coś jakby wspomnienie z innego życia wdarło się do jego świadomości. Aurelia, bo tak nagle wydało mu się, że ma na imię blondynka; Aurelia leżąca obok niego na zielonej trawie wśród polnych kwiatów.

Aurelia opowiadająca o swoim zmarłym braciszku.

Mokra Aurelia w jego ramionach przy rzeczce. Aurelia krzycząca na niego przy wodospadzie.

Aurelia, jadąca z nim na koniu. I Aurelia właśnie nad tym jeziorem tak piękna, że musiał ją pocałować.

- Edmundzie.

Głos lwa zagrzmiał, rozchodząc się głuchym echem po polanie.

- Aslan?

Król uniósł wzrok, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.

- Prawie o mnie zapomniałeś... - powiedział stojący po drugiej stronie jeziora lew. - A mimo to ja o Tobie nie.

Pod jego spojrzeniem mężczyzna poczuł się strasznie zmieszany i trochę wystraszony. Mimo to odezwał się:

- Więc mnie ukarałeś? - rzucił, uśmiechając się krzywo. - Nie obawiaj się, mój ból jest teraz tak głęboki, że wystarczy za wszystko, co złego zrobiłem.

Aslan przyjrzał mu się uważnie.

- Nie chcę Cię karać. - rzekł spokojnie.

Edmund zaśmiał się.

- Ale nagradzać też nie.

Lew okrążył staw, powoli się do niego zbliżając.

- Naprawdę przykro mi, że nie widzisz mojej miłości do Ciebie. - powiedział. - Czyż stworzenie Ci tej tu niewiasty nie było wystarczającą nagrodą?

Król poczuł dziwne ukłucie w sercu. Słowa Aslana zawstydziły go. Faktycznie otrzymał piękny dar, choć wcale o niego nie prosił.

- Jej czas jeszcze nie nadszedł. - rzekł lew, stając za mężczyzną.

Oczywiście, że nie nadszedł. Była zbyt młoda, by umierać.

- Czy możesz coś z tym zrobić? - zapytał Edmund z nikłą nadzieją.

- Czy mogę? - Aslan uniósł brwi.

Ogromny kot usiadł obok króla tak, że cześć jego łap zamoczona była w jeziorze.

- Tak, błagam Cię, Aslanie, zrobię wszystko... - w oczach mężczyzny pojawiły się łzy. - Zrobię wszystko, o cokolwiek mnie poprosisz. Tylko proszę, zwróć mi ją. Nie chcę bez niej żyć. Nie mogę bez niej żyć.

Lew uśmiechnął się.

- Wiem. Słyszałem za pierwszym razem.

Aslan przyjrzał się swojemu odbiciu w toni wody. Po czym wyjął coś z jego dna.

- Czy chcesz wziąć sobie moją córkę za żonę? - zapytał.

Edmund zamrugał powiekami ze zdziwienia.

- Co proszę?

Lew westchnął głośno.

- Czy ty Edmundzie Pevensie bierzesz sobie tę o to Aurelię Bellflower za żonę i ślubujesz jej wierność i miłość małżeńską?

Król był tak zaskoczony, że odpowiedział bez zastanowienia:

- Tak, biorę.

Jedna z driad przysunęła się do nich, nakładając na włosy Aurelii coś na kształt białego welonu.

- Możesz więc pocałować pannę młodą.

Edmund pochyli się nad jej martwymi, sinymi ustami składając na nich delikatny pocałunek.

Z początku miał wrażenie, że nic się nie stało. A potem kolor nagle powrócił na jej policzki. Zatrzepotała powiekami, otwierając oczy.

- Edmund... - wyszeptała zdziwiona. - Ale co ty tu...?

Nie dał jej jednak dokończyć, ponieważ radość odebrała mu zdolność do panowania nad sibą. Pochwycił twarz blondynki, całując ją mocno.

- Ty, żyjesz... - zapłakał ze szczęścia. - Ty żyjesz i mówisz!

Zaśmiał się przez łzy, patrząc w stronę lwa.

- Dziękuję. - powiedział, klękając przed nim i całując jego łapy. - Och, Aslanie, dziękuję, dziękuję!

Kot przytulił go do siebie, również się śmiejąc.

- Nawet nie wiesz, jak cieszy mnie twoja radość synu.

Król wtulił się w jego futro.

- I mówiłem poważne. - powiedział. - Zrobię wszystko, o co poprosisz.

Aslan odsunął się od niego.

- Skoro tak... - rzekł, wskazując na przyglądającą im się ze zdziwieniem dziewczynę. Kot włożył coś Edmundowi do ręki.

Mężczyzna otworzył dłoń, by zobaczyć na nim bursztynowy pierścionek. I nagle wszystko zrozumiał.

- Aurelio... - odwrócił się do dziewczyny, klękając przed nią. - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

Oczy blondynki rozszerzyły się w szczerym zdumieniu. Ale później na jej twarz wypłynął uśmiech.

- Tak. - powiedziała. - Tak, tak, tak!

Król włożył jej na palec pierścionek, a ona rzuciła mu się w ramiona, całując go po policzkach.

Teraz już nic nie mogło ich rozdzielić.

____________________

🌿🪷🌿

Sprawdziłam i między Aurelią a dorosłym Edmundem jest 8 lat różnicy xx

imo w średniowieczu taka różnica wieku była normalna, a tutaj to tak jakby średniowiecze...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top