6. Cukrowa Księżniczka
Wszyscy dobrze znamy tę historię.
Opowiada o dziewczynie zaklętej w łabędzia. Tylko prawdziwa miłość może zdjąć z niej czar.
Ale jej książę zakochuje się w innej.
Więc zdruzgotana postanawia odebrać sobie życie.
.
- Nie sądziłem, że Cię tu spotkam.
Aurelia aż podskoczyła ze strachu. Misa owsu wypadła jej z rąk i potoczyła się po wyłożonej sianem stajni, by w końcu zatrzymać się u stóp wchodzącego chłopaka.
- Przepraszam. - zreflektował się, podnosząc zgubę.
Blondynka zabrała mu ją, rumieniąc się lekko.
- Chciałam się na coś przydać. - powiedziała odrobinę zmieszana.
Odkąd znaleziono ich w lesie, wypytano o wszystko szczegółowo, a później napchano górą jedzenia, nie potrafiła znaleźć dla siebie miejsca.
Cały zamek przygotowywał się do święta, jakim była 15 rocznica pokonania Białej Czarownicy. Wszystkim również wydawało się bardzo dziwne, że właśnie w tym momencie zaginął bez śladu jeden z czworga władców, Edmund Sprawiedliwy. A następnie został odnaleziony w środku lasu jako chuderlawy nastolatek z jakąś nikomu nieznaną dziewczyną.
Zwłaszcza Arwen, dowódczyni plemienia elfów, okazała się bardzo podejrzliwa.
- Kim ona jest? - domagała się wyjaśnień elficzka. - Pojawia się znikąd w naszym kraju, z naszym królem o 10 lat młodszym i wam nie wydaje się to dziwne?
Rzuciła blondynce zimne, przeszywające spojrzenie szafirowo-błękitnych oczu. Aurelia poczuła, jak włoski jeżą się jej na karku.
- Ja-a... - wydukała, śmiertelnie przerażona pod ostrzałem tylu spojrzeń. - Ja nie wiem...
- Wszystko w porządku. - obronił ją Edmund. - Ona nie ma o niczym pojęcia. To ja ją tu zaciągnąłem. A raczej Aslan nas posłał.
Imię mitycznego lwa na dobre zamknęło wszystkim usta. Chłopak chwile musiał udowadniać, że naprawdę jest Edmundem Sprawiedliwym, a nie kimś, kto się pod króla podszywa i w końcu mu uwierzyli. No, chyba.
- Muszą być głodni i spragnieni. - zauważyła wspaniałomyślnie Zuzanna. - Na nic nie wpadniemy, stojąc tu w środku lasu. Równie dobrze możemy zabrać ich do zamku i uważnie obserwować. Zobaczymy, jak sytuacja się rozwinie i napijemy się herbaty przy okazji. Jestem wykończona.
Piotr zgodził się z tym pomysłem, a Łucja aż klasnęła w dłonie, ponieważ wszystko to wydawało jej się świetną zabawą. Tylko białowłosa Arwen zdawała się mieć dalej obiekcje, ale nic nie mówiła.
- Nie wydaje mi się, aby mnie lubili. - stwierdziła teraz Aurelia, sypiąc jednemu z pięknych śniadych rumaków odrobinę paszy.
Miała tu na myśli zwłaszcza podejrzliwą elficzkę, która, jak jej się wydawało, obserwowała każdy jej krok. To właśnie głównie przed nią postanowiła ukryć się w stajni.
- No co ty, Łucja Cię uwielbia. - powiedział Edmund, głaszcząc konia.
Co do tego mógł mieć akurat rację, gdyż dla najmłodszej Pevensie cała ta sytuacja była mocno komiczna. Dziewczyna dalej nie mogła wyjść z szoku, że starszy brat sięga jej do brody.
- Ach, jak to przyjemnie w końcu nie być najmłodszą! - wzdychała. Była strasznie ciekawa, co słychać u nich w Londynie, choć miejsce to wydawało jej się krainą raczej z legend i baśni niż prawdziwym miastem.
- Och, to wszystko jest strasznie dziwne. - mówiła z odrobinę nieobecnym wzrokiem. - I naprawdę trwa tam okropna wojna? Jak dobrze, że jesteśmy tutaj!
Z resztą Edmundowi wydawało się, że do nikogo nie dociera do końca skąd przybywają. Dla Piotra ważne było, że się odnalazł, choć co jakiś czas powtarzał, że może uda się im znaleźć sposób, aby przywrócić mu dawny wiek. Zuzanna natomiast była przekonana, że nastąpiło jakieś zakłócenie w czasoprzestrzeni i że Aslan w końcu się tym zajmie.
- Według mnie Edmund przybył do nas z przeszłości. - twierdziła. - A nasz Edmund musiał zagubić się w ich czasach. To strasznie uciążliwe, ale skoro Aslan się z nimi porozumiewał, na pewno coś z tym zrobi.
Nie miała do końca racji, ponieważ obecny Edmund nie pochodził z czasów minionych, a tych które miały dopiero nadejść. Ale o tym żadne z nich nie chciało myśleć.
Że niby mieli opuścić Narnię, trafić do jakiegoś Londynu i ponownie stać się dziećmi? To było najwyraźniej za dużo jak na ich głowy.
- Strasznie to wszystko pogmatwane. - skwitował całą tą dyskusję Piotr. - No ale ważne, że jesteś, bracie. - dodał, klepiąc Edzia po ramieniu. - Coś wymyślimy.
Łucja natomiast zdawała się nad wyraz podniecona. Skoro technicznie rzecz biorąc była teraz starsza od Edmunda, wydawało jej się, że ma nad nim autorytet.
- Musisz się słuchać swojej starszej siostry, Edziu. - powtarzała, chichocząc. - I trzymać się jej! Teraz to ja będę się opiekowała Tobą.
Faktycznie rola niańki właśnie jej przypadła. O ile elficzka dalej obserwowała ich z ukrycia, o tyle Zuzanna i Piotr na początku pełni podejrzeń, później przeszli z nową sytuacją do porządku dziennego. Mieli dużo do roboty przed zbliżająca się uroczystością i żadne z nich nie wiedziało, co począć ze zbyt młodym Edmundem.
- Poczekamy na rozwój wydarzeń. - zadecydował Piotr. - Jeżeli Zuzanna ma rację i tak wkrótce dowiemy się, o co chodzi.
To postanowiwszy, wrócili do swoich obowiązków.
- No to teraz najważniejsze! - zawołała podekscytowana Łucja. - Potrzebujcie nowych strojów na bal!
Z jakiegoś powodu znalezienie dla nich kreacji na nadchodzącą ceremonię, wydawało się jej rzeczą w tym wszystkim najbardziej istotną.
- Co ty masz na sobie, Edmundzie? - dziewczyna była przerażona widokiem białej koszuli i bawełnianych spodni od mundurka. - Nie możesz tak się pokazać w towarzystwie!
Najwyraźniej na przyjęcie przyjeżdżały same szychy z sąsiednich krain, przy których należało odpowiednio się prezentować. Łucja postawiła całą kadrę szwalni na nogi.
- Król Edmund potrzebuje nowego stroju wyjściowego na pojutrze! - wydała zarządzenie. - A księżniczka Aurelia nie może przecież wystąpić w tej lichej sukieneczce!
Nie wiedzieć czemu na każdym kroku nazywała blondynkę księżniczką, choć ta przecież nią nie była.
- Ale wyglądasz jak księżniczka. - szeptała do niej dziewczyna, gdy nastolatka próbowała ją poprawić.
Wkrótce cała gromada szwaczek dygała przed nią jak przed prawdziwą damą dworu, pobierając pomiary jej talii, łokci i ud.
- Myślę, że dobrze będzie Ci w błękicie, co ty na to? - zastanawiała się głośno Łucja. - Czy dużo lepiej pasowałby pudrowy róż?
- Mi to jest bez różnicy, naprawdę. - odpowiadała Bellflower. Już sama myśl, że ma wziąć udział w jakimś królewskim balu ją przerażała.
- No co ty, musisz wyglądać wystrzałowo! - przekonywała ją królowa. - Przyjadą tu najprzystojniejsi książęta. Byłaby to straszna szkoda, gdybyś przegapiła taką okazję na zrobienie dobrego wrażenia, łabędzia szyjko.
Najmłodsza Pevensie widząc konsternację dziewczyny na słowo ,,księżniczka", postanowiła nazywać ją od tego momentu ,,łabędzią szyjką".
- A niby czemu miałoby ją obchodzić, jakie wrażenie na nich zrobi? - wtrącił się Edmund. Jedna ze szwaczek przykładała właśnie taśmę z centymetrem do jego łokcia.
- Oj, Edziu... - siostra zlekceważyła jego uwagę. - Jak będziesz starszy, zrozumiesz...
Czarnowłosy ściągnął brwi, przyglądając się im spod przymrużonych powiek.
- A co to ma niby zna-... - zaczął, ale Łucja mu przerwała.
- Już wiem! - zawołała. - Róże! Tak, kolor popielatych róż z naszego ogrodu będzie idealny! Mogłybyście też dać jakieś wstawki różane, jeżeli Wam starczy czasu.
I w końcu przygotowanie kreacji całkowicie ją pochłonęło. Tak bardzo, że nawet nie zauważyła wymykającej się ze szwalni Aurelii. Ani dołączającego do niej później Edmunda.
- Tęskniłem za tym. - powiedział chłopak, przeczesując palcami grzywę swojego kasztanowego wierzchowca. - Myślałem, że już Cię nigdy nie zobaczę, Filipie.
Koń parsknął, zbliżając łeb ku jego dłoni.
- Ja też się tego obawiałem, Panie. - wyznało zwierzę. - Naprawdę nas przeraziłeś.
Historia ze zniknięciem króla pozostawała dalej zagadką. Podobno pewnej nocy wyszedł ze swojej komnaty i słuch po nim zaginął.
- Jeżeli ten ,,dorosły ja" gdzieś tutaj jest i błąka się po lesie... - mruknął do Aurelii w zaufaniu Edmund. - To spotkanie z nim byłoby strasznie dziwne.
Dziewczyna skinęła głową. Dla niej też cała ta sytuacja wydawała się bardzo zawiła.
- Ale skoro jesteśmy w przeszłości i to się już wydarzyło - zauważyła roztropnie. - To czemu nic z tego nie pamiętasz?
Czarnowłosy zmarszczył brwi.
- Nie wiem. - odpowiedział, odrobinę wytrącony z równowagi. - Myślisz, że będąc teraz w przeszłości, zmieniamy ją i przez to przyszłość też się zmieni... Więc to co ma się wydarzyć, wcale się nie wydarzy?
Aurelia westchnęła. Za dużo pogmatwania z poplątaniem jak na jej gust.
- Jeżeli w ogóle można mówić o przeszłości w krainie, która istnieje poza przestrzenią i czasem w naszym świecie...
Tak więc do żadnych konkretnych wniosków nie udało im się dojść i tak jak radził Piotr, po prostu czekali na dalszy rozwój wydarzeń.
- Co powiesz na przejażdżkę? - zaproponował nagle Edmund.
Do tej pory razem z Łucją pokazali Aurelii większość pomieszczeń w zamku i dziewczyna reagowała na nie z wypiekami na twarzy. Chłopak świetnie się przy tym bawił i korciło go, by pokazać jej inne cuda Narnii.
- Wolno nam? - zapytała blondynka, marszcząc brwi. Obawiała się reakcji władców na taki niespodziewany wypad. Zwłaszcza Arwen, która powinna wkrótce wywęszyć ich w tej stajni i przeszyć jednym ze swoich nieprzyjemnych spojrzeń.
- Oj, nie dowiedzą się. - chłopak złapał ją za rękę. - A nawet jeśli, to co takiego może się stać? Nie robimy nic złego.
Czarnowłosy już pociągnął ją ku Filipowi. Koń nie pozbył się jeszcze siodła ze swojej poprzedniej wyprawy.
- Nigdy nie jeździłam konno. - przyznała się Aurelia z odrobinę bladą jak na siebie twarzą.
- Tym lepiej. - uśmiechnął się do niej Pevensie. - Pierwsze razy są najlepsze.
I nim zdążyła zaprotestować, złapał ją pod biodra i posadził na grzbiecie rumaka.
- Nie bój się, to proste. - rzucił, sam usadawiając się za nią. - Nie dam Ci spaść.
__________________
Gdy przemierzali rozległe błonia, złote zboże mieniło się już w promieniach zachodzącego słońca.
Jechali bardzo szybko, ale Edmund cały czas mocno trzymał ją w pasie, więc dziewczyna jakimś cudem nie zsunęła się z rumaka.
- Spokojnie. - wyszeptał jej do ucha chłopak, widząc jak z przerażeniem napina mięśnie. - Kiedy się wyluzujesz, to będzie o wiele przyjemniejsze.
- Łatwo Ci mówić. - mruknęła, czując, że na policzek wkrada się jej zdradziecki rumieniec.
Jeżeli można było coś negatywnego powiedzieć o Aurelii to było tym to, że bała się ryzyka. Miała w sobie dość odwagi, żeby przeciwstawić się szkolnym łobuzom, a owszem. Miała na tyle odwagi, by stawać na środku sceny i odgrywać główną rolę w przedstawieniu, to też.
Ale właśnie gdzieś w tym miejscu to szaleństwo się kończyło. Charlotta zawsze mówiła, że jest strasznie nudna. Może miała rację.
Po pewnym czasie walące jak młotem serce Bellflower w końcu uspokoiło swój rytm. A dłonie, które trzymała kruczowo na barku zwierzęcia, przestały się trząść.
- Widzisz? - siedzący za nią Pevensie uśmiechnął się. - To fajne.
Faktycznie pomijając ściskający się ze strachu żołądek i łomoczące serce, ta przejażdżka była całkiem... wyzwalająca.
- Z tej odległości Ker wydaje się takie malutkie. - powiedział Edmund wskazując zamek, znajdujący się teraz daleko od nich. - A plaży i morza wcale nie widać. Powinnaś je kiedyś odwiedzić o świecie słońca. Są wtedy naprawdę magiczne.
Blondynka jednak przestała go już słuchać, ponieważ tu gdzie teraz dotarli przyroda zapierała dech w piersiach.
- Co to takiego? - wykrzyknęła. Tysiące błękitnych płatków otoczyło ich migoczącym kręgiem.
- Drzewa. - wyjaśnił chłopak, śmiejąc się. - A raczej ich dusze.
Dusz drzew zaczęło pojawiać się coraz więcej i nastolatka już całkiem zapomniała o swoim dawnym lęku, zachwycona korowodem otaczających ich barw.
Gdy wjechali do wąwozu znajdującego się pomiędzy dwiema ogromnymi skalistymi zboczami, dziewczyna dostrzegła także białego jednorożca. Zwierzę zarżało na ich widok i wkrótce zrównało z nimi krok.
- To dziewczyna Filipa. - wytłumaczył Pevensie. - Księżniczka Sparkle.
- To nie jest moja... -próbował zaprzeczyć koń, ale kiedy tylko zbliżyła się do nich, nabrał wody w usta.
Edmund zachichotał, a Aurelia zmarszczyła czoło.
- Wiesz, to dziwne... - zaczęła. - Gdy byłam mała, nazwałam swojego pluszowego kucyka Księżniczką Sparkle.
- Serio? - w głosie czarnowłosego słychać było lekkie zdziwienie, ale też szczerą fascynację. - Ech, naprawdę zadziwia mnie fakt jak ty i ja...
- Jak my co? - dopytała Bellflower, ponieważ urwał nagle w pół zdania.
W tym momencie jednak koń odrobinę zwolnił swój bieg.
- Patrz! - nakazał jej Pevensie. Ze zbocza pomiędzy nimi płynęła teraz woda, przez co wyglądało to tak, jakby otaczające ich skały zbudowane były ze szczerych diamentów. A w momencie, w którym ciecz opadała na ziemię, zamieniała się w parę, tworząc mgliste i błyszczące opary.
Aurelia nigdy dotąd nie widziała błyszczącej mgły. Ani też wody, która świeci w ciemności.
Nie był to jednak koniec widowiska, a dopiero jego początek. Ciche kapanie kropli powoli zamieniało się w muzykę, a do ich uszu dobiegał przytłumiony śpiew.
- Mamy gości. - usłyszeli perlisty śmiech i wkrótce otoczyły ich małe istotki o srebrzystych skrzydełkach motyla.
- To... wróżki! - westchnęła blondynka. Maleńkie postacie fruwały pomiędzy nimi, a każdy ruch ich skrzydełek rozbrzmiewał wesołym uderzeniem dzwoneczków.
- Wasza wysokość! - piszczały podniecone i najwyraźniej chcąc w jakiś sposób uhonorować przybycie władcy, nałożyły im na głowy wieńce z leśnych kwiatów.
Chwilę później do wróżek, dołączyły też driady, motyle, świetliki i chyba wszystkie cuda, które potrafiły latać. Tworzyły w powietrzu pokazy sztucznych ogni oraz deszcze płatków róż.
Nagle blondynka wstrzymała oddech. Miała ochotę poprosić, aby Edmund ją uszczypnął, gdyż to co ujrzała nie mogło być prawdziwe.
Na końcu wąwozu, którym do tej pory jechali, znajdowało się ogromne jezioro.
Jezioro otaczały zasłony wierzb, a na kilku skałach przy wodzie siedziały przepiękne syreny. To właśnie ich śpiew i grę na harfach słyszeli.
Nie one jednak wprawiły Aurelię w taki zachwyt. Tym, co tak wytrąciło ją z równowagi, były białe ptaki szybujące ponad taflą wody i co jakiś czas zanurzające się w jej toni.
Przypominało to trochę taniec, ale nie był to taniec, jaki kiedykolwiek wcześniej widziała. Każdy ruch łabędzi zdawał się niezwykle ludzki i przemyślany, jakby ułożony przez najwybitniejszego choreografa.
- Witaj nad Jeziorem Łabędzim. - oświadczył uroczyście Edmund. - Pomyślałem, że powinnaś je zobaczyć.
- To... - aż zaschło jej w gardle na widok tego przedstawienia. - To najpiękniejsza rzecz, jaką widziałam.
Oniemiała zsunęła się z konia i niczym lunatyczka zbliżyła do brzegu stawu. Jeden z łabędzi podpłynął do niej, przekrzywiając głowę.
- Witaj, piękny. - przywitała się z ptakiem, a on przytulił łeb do jej dłoni. - Wiesz dlaczego Czajkowski właśnie o nich napisał swój balet? - zwróciła się do chłopaka, który kucnął obok niej. - Ponieważ to najwrażliwsze ptaki na świecie. Zakochują się tylko raz i wiążą w pary na całe życie. A matki potrafią nawet popełnić samobójstwo z rozpaczy, gdy utracą swoje dzieci...
Pevensie również pogłaskał ptaka.
- Oprócz tego są naprawdę piękne. - paplała dalej jak nakręcona blondynka. - No powiedz, czy kiedykolwiek widziałeś piękniejszego ptaka?
- Nie. - odpowiedział Edmund, wcale już nie patrząc na łabędzia. - Nigdy.
W wieczornej poświecie jej blada twarz i złote włosy zdawały się świecić, niczym u wodnej nimfy czy zjawy. Z resztą Pevensie w tamtym momencie był pewien, że musiała być jedną z nich i rzucić na niego urok, ponieważ nie rozumiał tego, co się właśnie z nim działo.
To było tak, jakby ktoś inny zawładnął jego ciałem, popychając go do najbardziej szalonej rzeczy.
- Aurelio. - wypowiedział miękko jej imię, a ona uniosła na niego swój szklany wzrok. - One są zupełnie takie jak ty.
Różane usta dziewczyny znajdowały się tylko o kilka centymetrów od jego własnych. Słyszał, jak oddycha głośno i widział, jak jej tęczówki rozszerzają się w ogromnym szoku.
On chyba też był zszokowany. W każdym razie nie do końca pamięta, jak to się stało, że chwycił jej policzki w obie dłonie. A już zupełnie nie jest w stanie wytłumaczyć, kiedy i dlaczego tak właściwie zamknął jej rozchylone wargi mocnym pocałunkiem.
_____________________
Kiedy wrócili na zamek, Edmund czuł się zupełnie tak, jakby nigdy nie opuścił mieszkania swojego wujostwa i wcale nie przeniósł się do Narnii.
Awantura, która go zastała, mogła się bowiem równać, z każdą z tych, które przechodził pod dachem ciotki Polly.
Okazało się, że ten niewielki kredyt zaufania, który jego starsze rodzeństwo mu dało, nie był na tyle silny, by przetrwać ich wieczorny wypad do lasu.
Zuzanna kategorycznie zabroniła im samym opuszczać murów zamku, twierdząc, że najadła się przez nich strachu. Piotr natomiast, sądząc, że aż tak im się nudzi, zaproponował, aby w ramach zadośćuczynienia pomogli w kuchni przy przygotowaniach do balu.
Cały kolejny dzień spędzili więc przy garach i nie mieli nawet okazji, aby porozmawiać o tym, co wydarzyło się pomiędzy nimi nad jeziorem.
Chociaż Edmund chyba nie do końca chciał o tym rozmawiać. Gdy zobaczył ją rano na schodach przed śniadaniem, poczuł się okropnie zażenowany i zastanawiał się, po jakie licho w ogóle zrobił coś takiego.
Chyba tylko po to, żeby skomplikować ich i tak skomplikowaną sytuację.
Całowanie Aurelii było jak... próbowanie cynamonowych ciasteczek. Bierzesz jeden gryz i od razu masz ochotę na więcej i więcej, aż w końcu kręci Ci się w głowie i nie możesz przestać dopóki nie zjesz całego opakowania.
Edmund wiedział jednak, że w tym wypadku nie powinien zjadać całego pudełka. Nie powinien go nawet próbować, bo samo spróbowanie doprowadzało go do szału.
Blondynka była dobrą dziewczyną i nie chciał jej skrzywdzić. Nie chciał też psuć ich chwiejnej relacji, którą dopiero co udało się im zbudować.
A wiedział, że gdyby znów poczuł smak cynamonowych ciasteczek... Nie powstrzymałaby się.
Dlatego postanowił trzymać się od niej z daleka.
________________
- Musisz przestać robić sobie nadzieję.
Aurelia prawie dostała zawału, gdy zza jednego ze stojących na korytarzu gobelinów, wyłoniła się niebieskooka elficzka.
- Widzę, jak na niego patrzysz... - kontynuowała Arwen, bawiąc się sztyletem i kompletnie nie zważając na to, że prawie pozbawiła dziewczynę tchu. - To przykre.
Blondynka chwyciła się za klatkę piersiową, oddychając płytko.
- Rany boskie! - zawołała. - Mogłabyś przestać straszyć ludzi!
Kobieta uśmiechnęła się, przechylając głowę na bok, co sprawiło, że wyglądała jeszcze bardziej przerażająco niż przed chwilą. Bellflower trochę żałowała, że w przypływie szoku, odezwała się tak śmiało.
Zwłaszcza, że tamta ubrana była w zbroję, jakby wracała właśnie z jakiejś bitwy, a w ręce cały czas trzymała sztylet.
- A ty mogłabyś przestać ślinić się na widok króla Edmunda. - syknęła jadowicie w odpowiedzi. - To żałosne.
Aurelia zrobiła się czerwona na twarzy.
- Co...?! Ja wcale nie...! - z oburzenia aż odebrało jej mowę.
- Och, proszę Cię, nie kłam. - elficzka przewróciła oczami. - Nawet ślepy, by to zauważył.
Bellflower wzięła głęboki wdech, próbując się uspokoić. Może i ta typiara miała przy pasie doczepiany topór i może terroryzowała pół zamku, ale nie dawało to jej jeszcze prawa, by zwracać się do niej w ten sposób.
- Posłuchaj. - zaczęła wściekła już Aurelia. - Nie mam pojęcia za kogo Ty się uważasz, ale ja nie będę znosić zaczepek jakiejś zazdrosnej wariatki...
Arwen zaśmiała się szyderczo i teraz wydała się jej wariatką bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Zazdrosna ja? - prychnęła kobieta, nachylając się złowieszczo w stronę nastolatki. - Ty nie masz o niczym pojęcia, dziewczynko.
Blondynka twardo wytrzymała spojrzenie jej zimnych, szafirowych oczu.
- Mówię to tylko, by Cię ostrzec. - rzekła cicho elficzka. - Znam króla Edmunda. Tam w środku on jest... złamany. Przez to nigdy nie będzie w stanie odwzajemnić twojego uczucia. Potraktuje Cię tak jak każdą inną.
Aurelia poczuła, jak coś ciężkiego ściska się w jej klatce piersiowej. Mimo to z całą godnością, na jaką ją było stać, rzuciła arogancko:
- Mówisz o sobie?
Kąciki ust Arwen wykrzywiły się drwiąco.
- Możesz mi wierzyć lub nie ale król Edmund miał wiele kobiet, dużo piękniejszych od Ciebie. - powiedziała. - Ale w jego sercu zawsze będzie tylko ona.
Dziewczyna odwróciła się, wymijając ją i udając, że słowa te kompletnie ją nie interesują.
- Możesz się oszukiwać! - zawołała za nią elficzka, gdy ta wspinała się już po schodach na piętro. - Ale w końcu sama się przekonasz, że to prawda!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top