15. Matka Chrzestna


.

Morska bryza wtargnęła do ich sypialni, poruszając zasłony w oknach. Z daleka można było usłyszeć słaby skrzek mew.

- Chciałbym mieć z Tobą więcej dzieci.

Dłoń króla odnalazła owinięte w białą pościel ciało żony i przyciągnęła je bliżej do siebie.

- A może najpierw urodzę to jedno, co? - zaśmiała się ona.

Edmund odwrócił ją twarzą do siebie.

- Strasznie długo każesz mi czekać. - mruknął, wplątując dłoń w jej złote włosy.

Dziewczyna przewróciła oczami.

- Zażalenia składaj nie do mnie. - rzuciła, wskazując na swój brzuch.

Król przesunął palcem po jej dolnej wardze.

- Naprawdę moglibyśmy mieć więcej dzieci... - zamyślił się. - Szóstkę albo siódemkę na przykład.

Blondynka uniosła brwi.

- I gdzie byśmy ich pomieścili? - zapytała.

Sprawiedliwy kontynuował obrysowywanie szlaczków na jej ustach.

- Dobudowalibyśmy kilka pięter albo pokoi. - wyjaśnił, jakby to było oczywiste. - Moglibyśmy podrzucić też trochę dzieciaków do zamku. Myślę, że moje rodzeństwo byłoby zachwycone.

Aurelia trzepnęła go w ramię, odsuwając się.

- Nigdy nie oddałabym swoich dzieci twojej siostrze. Mowy nie ma.

Edmund zaśmiał się i przeciągnął.

- Serio moglibyśmy mieć dużo dzieci. - powtórzył. - W Anglii w życiu nie byłoby nas stać, ale tutaj... Możemy stworzyć własną dynastię.

Jego żona rzuciła mu spojrzenie spod przymrużonych powiek, jakby nie była pewna, czy żartuje.

- Dynastię? - prawie parsknęła śmiechem na ten pomysł. - Szkoda, że to nie ty będziesz te wszystkie dzieci rodzić.

I można by pomyśleć, że tą poranną dyskusją wykrakali kolejne wydarzenia, ponieważ już po południu księżnę złapały pierwsze skurcze. Edmund od razu przeniósł się z Aurelią do pałacu.

Po kilku stresujących godzinach, Zuzanna oznajmiła wszystkim:

- To dziewczynka!

Sprawiedliwy przez cały czas dzielnie trzymał wycieńczoną żonę za rękę, lecz gdy siostra przysunęła ku niemu owinięte w pieluszki dzieciątko, wstał.

- To twój tata. - powiedziała do dziecka, przekazując je ojcu.

Maleńka dziewczynka westchnęła przeciągłe, wkładając sobie drobną rączkę do buzi. Mężczyźnie zaświeciły się oczy ze wzruszenia.

- Ma twój nos. - uśmiechnął się do żony.

Aurelia wyciągnęła ręce, ponieważ chciała, żeby wreszcie pozwolili jej wziąć jej własne dziecko w ramiona. Edmund ostrożnie podał dziewczynie córkę.

Gdy tylko dłonie matki pochwyciły maleńkie ciałko, dzieciątko roześmiało się.

- Hej, kochanie. - blondynka przywitała się nieśmiało z córeczką. Dziecko zbliżyło dłoń do jej policzka. Tak pięknie pachniało...

- Chyba lubi dźwięk twojego głosu. - zauważył mężczyzna, siadając obok żony. - I wcale jej się nie dziwię.

Jeszcze tego wieczora zdecydowali, że ich córka będzie nosiła imię Anastazja, ponieważ właśnie ono wydawało się do niej najbardziej pasować.

Edmund przyniósł jej pluszowego króliczka, żeby nie płakała w nocy. Ona jednak wolała słuchać śpiewu mamy. Gdy Aurelia nuciła jej kołysanki, mała jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki momentalnie się uspokajała.

- Miłość do muzyki ma po Tobie. - zawyrokował ojciec.

Pozostali w pałacu jeszcze kilka tygodni zanim przenieśli się ponownie do siebie. Gdy wrócili do domku nad morzem, Aurelia poczuła, że coś jest nie tak.

- Ktoś tu był? - zapytała, przytulając mocniej niemowle do piersi.

- Może Łucja czegoś szukała. - rzucił czarnowłosy, wzruszając ramionami.

Blondynka rozejrzała się po pokoiku dziecięcym. Ściany pomalowane były na pastelowy błękit. Po podłodze walały się ubranka dla dziecka. Nie tak jak je zostawili.

- Edmundzie, nie podoba mi się to...

- Chcesz wrócić do zamku? - zapytał, obejmując ją w talii. Dziewczyna westchnęła, całując córeczkę w główkę.

- Nie. - zaprzeczyła. - Na razie nie. Po porostu... Może lepiej, żeby Anastazja spała z nami w łóżku. Nie zostawię jej samej w tym pokoju.

Mężczyzna zgodził się i powoli zabrali się do rozpakowywania i przygotowywania do snu.

- Zrobię kolację. - zaproponował czarnowłosy, widząc, że jego żona z jakiegoś powodu nie chcę wypuścić małej z rąk.

Zjedli więc grzanki z serem, ale atmosfera cały czas była dziwnie napięta.

- Może chcesz, żebym się rozejrzał? - zapytał mąż. Blondynka potrząsnęła głową.

- Nie chce, żebyś się od nas oddalał. - uśmiechnęła się blado. Leżąca na jej kolanach dziewczynka gaworzyła słodko.

Edmund ścisnął mocno dłoń żony i spojrzał jej w oczy.

- Więc nigdzie nie pójdę. - obiecał.- A jutro odwiedzimy Łucję i zapytamy, czemu zrobiła nam taki bałagan w szafie.

Aurelia skinęła głową, choć złe przeczucie dalej ją nie opuszczało. Wyjrzała przez okno.

Na zewnątrz robiło się już ciemno. Mężczyzna podszedł do kominka i rozpalił w nim ogień.

Chwilę jeszcze kręcili się po mieszkaniu, ale żadne z nich nie miało humoru, by rozpoczynać dłuższą rozmowę.

- Przygotuję jej kąpiel. - rzekł wspaniałomyślnie Edmund, podnosząc się z kanapy.

W końcu gdy już wykąpali Anastazję i przebrali w różowe śpioszki, sami poczuli się trochę zmęczeni.

- Idź pierwsza, ja z nią zostanę. - zaoferował się Edmund i Aurelia z pewną niechęcią oddała mu córkę.

Blondynka skierowała się do łazienki na piętrze. Kiedy wchodziła po schodach cały czas miała wrażenie, że ktoś dyszy jej w kark.

- Edmundzie, gdzie schowałeś mój płyn do kąpieli? - krzyknęła, kucając przed szafką.

- Jest w dolnej szufladzie! - odkrzyknął, a ona odetchnęła z ulgą.

Tak naprawdę nie musiała go o to pytać, sama z pewnością by go znalazła. Zawołanie męża dało jej jednak poczucie bezpieczeństwa i zapewnienie, że na dole wszystko jest w porządku.

- Okej, dzięki! - dziewczyna chwyciła różany olejek.

Odetchnęła głęboko, nerwowo rozczesując włosy i gapiąc się na swoje odbicie w lustrze. Dawno nie korzystała z własnej łazienki i z jakiegoś powodu czuła się w tym miejscu nieswojo.

Miała wrażenie, że pod ich nieobecność ktoś tu był... Ktoś obcy i nieprzychylny im.

Aurelia prędko zrzuciła z siebie brudne ubrania i związała włosy w prowizoryczny warkocz.

Umyła się naprawdę błyskawicznie, ponieważ uczucie niepokoju dalej nie dawało jej spokoju. Narzuciła na siebie cienki, koronkowy szlafrok i zeszła na dół.

- Jest i moja druga najpiękniejsza kobieta na świecie. - Edmund przywitał ją pocałunkiem w usta.

- Jak sobie beze mnie radzicie? - dziewczyna zabrała mu Anastazję z rąk.

- Świetnie, dużo lepiej niż z tobą. - stwierdził król, na co ona uniosła brwi. - Czytałem Anie bajkę na dobranoc i naprawdę ją zainteresowała.

- Co ty nie powiesz? - mruknęła jego żona, przytulając córeczkę do piersi. - Anuś, podobało Ci się z tatą?

Dziewczynka wydała z siebie jakiś bliżej niezidentyfikowany dźwięk.

- Widzisz? - Sprawiedliwy wyglądał na zadowolonego z siebie. - Potwierdza moje słowa.

- Dobrze więc teraz tata pójdzie się myć. - powiedziała trochę do Anastazji trochę do męża. - A my spać, co słoneczko?

Kolejne półtorej godziny zajęło jej kołysanie i śpiewanie małej. Dziewczynka wyczuwała chyba zdenerwowanie swojej matki, bo nie mogła zasnąć.

Gdy wreszcie jej się udało, dołączył do nich Edmund.

- No to co teraz robimy? - zapytał żonę, unosząc uwodzicielsko brew.

- Idziemy spać. - powiedziała, gasząc jego zapał. - Nie mam dziś humoru na wygłupy.

Mężczyzna opadł ciężko na poduszki obok. I chwilę później można już było usłyszeć jego ciche chrapanie.

Aurelia leżała na boku plecami do okna. Dziecko spało pomiędzy rodzicami na środku łóżka w najbardziej, jak sadziła dziewczyna, bezpiecznym miejscu.

Anastazja oddychała spokojnie przez sen, a jej mała dłoń przez cały czas była zaciśnięta na palcu matki.

W końcu i blondynce udało się zasnąć. Do czasu...

- Edmundzie! - potrząsnęła męża za ramię. - Edmundzie, obudź się! Ktoś jest w pokoju!

Wiedziała, że zachowuje się jak ostatnia panikara. Nie zważała jednak na to.

Nagle Anastazja zaczęła głośno płakać. Zrobiła się czerwona na twarzy.

- Hej, cii, spokojnie. - Aurelia chwyciła dziecko w ramiona i przytuliła je do piersi. - Mamusia jest obok Ciebie. Nic złego Ci się nie stanie.

- Czyżby? - usłyszała zimny kobiecy głos.

Edmund podniósł się, osłaniając żonę i córkę własnym ciałem.

- Kim jesteś? - krzyknął. - Kim jesteś i jakim prawem zakłócasz nasz spokój?

Mężczyzna chwycił leżący przy łóżku miecz i wycelował go w przód.

- Och, nie poznajesz mnie, Edmundzie? - kobieta westchnęła. - Rozczarowujesz mnie doprawdy.

- Jadis. - syknął król.

- Naprawdę myśleliście, że zostawię Was w spokoju? - zjawa owinęła ich swym zimnym oddechem. Mimo że jej nie widzieli, wyraźnie czuli obecność czarownicy.

- Czego chcesz? - warknął Edmund. - Jesteś martwa! Nie masz tu żadnej władzy!

Wiedźma zaśmiała się szyderczo.

- Mnie nie można zabić, głupcze. - powiedziała. - Będę z Tobą zawsze... W twoim sercu.

Powietrze przeciął świst żelaznej szpady.

- Wynoś się! - rozkazał król, zamachnąwszy się mieczem. - Wynoś się i nie wracaj!

- Wyniosę się... - odrzekła kobieta. - Najpierw jednak zostawię Waszej córce mały prezent.

I dziecko znów się rozpłakało, tym razem jednak jego twarz przybrała siny wyraz.

- Edmundzie, ona się dusi!

Mężczyzna próbował walczyć z powietrzem. Zrozpaczona Aurelia starała się robić, co w jej mocy, ale mała dusiła się za sprawą jakiejś niewidzialnej dłoni, którą nie sposób było odsunąć.

Sekundy mijały i z każdą chwilą dziecko było bliżej śmierci.

W ostatnim akcie desperacji blondynka zaczęła śpiewać. Piosenkę, którą słyszała po raz pierwszy, a jednocześnie znała tak dobrze jak hymn narodowy.

- Zacznijcie wargi nasze, chwalić Pannę świętą - zaśpiewała. - Zacznijcie opowiadać cześć jej niepojętą. Przybądź nam miłościwa pani, ku pomocy, a wyrwij nas z potężnych nieprzyjaciół mocy.

W momencie, w którym słowa wypłynęły z jej ust dziwne światło rozbłysło gdzieś z środka niej samej. Dziewczynka przestała płakać.

Aurelia z ulgą zobaczyła, że fioletowe plamy zniknęły z jej twarzy, a gdy przyłożyła dłoń do jej maleńkiej klatki piersiowej, poczuła jak spokojnie się unosi.

- Jak była na początku i zawsze i ninie - dziewczyna nie przerywała śpiewu w obawie, że Jadis mogłaby ponownie zaatakować. - Niech Bóg w Trójcy Jedyny na wiek wieków słynie.

W pokoju zrobiło się nagle dużo bardziej ciepło. Edmund przyglądał się żonie wytrzeszczonymi oczami.

- Zawitaj Pani świata, niebieska Królowa,
Witaj, Panno nad panny, gwiazdo porankowa!

- Ty świecisz... - mruknął król, wgapiając się w jej błyszczące ciało.

Faktycznie z każdym wersem piosenki skóra Aureli zdawała się bić coraz mocniejszym blaskiem.

- Zawitaj, pełna łaski, prześliczna światłości - matka dalej śpiewała, kołysząc już spokojniejsze dziecko w swoich ramionach. - Pani, na pomoc świata śpiesz się, zbaw nas z złości

I w tym momencie ktoś zmaterializował się w ich sypialni. Nie była to jednak Jadis.

- Witaj arko przymierza, tronie Salomona,
Tęczo wszechmocną ręką, z pięknych farb złożona. Tyś krzak Mojżeszów boskim ogniem gorejąca, Tyś różdżka Aaronowa, śliczny kwiat rodząca.

Za oknem powoli zaczynało świtać. Nowoprzybyła kobieta nie przerywała śpiewu Aurelii, tylko przyglądała się dziewczynie z pewnym zaciekawieniem.

- Pociecho utrapionych, ogrodzie wdzięczności - wyśpiewywała blondynka, przytulając maleńką główkę córki do swojego policzka. - O palmo cierpliwości, o cedrze czystości

Stała tyłem do okna, więc nie mogła zobaczyć Gwiazdy.

-Ciebie Monarcha wieczny od wieków swojemu,
Za Matkę obrał Słowu Jednorodzonemu;

Edmund ostrożnie wycofał się w tył i położył dłoń na ramieniu żony. Zmarszczyła brwi i odwróciła wzrok w kierunku, na który patrzył.

- Przez które ziemi okrąg i nieba ogniste,
I powietrze i wody stworzył przeźroczyste

Ostatnie słowa opuściły jej usta, a potem zamarła z lekko rozchylonymi wargami.

- Witaj, Aurelio. - przywitała się piękna i biała jak śnieg kobieta. - Dawno się nie widziałyśmy.

Tak naprawdę to nigdy Cię nie widziałam. - pomyślała blondynka. No, nie w ludzkiej postaci.

Przy poprzednim spotkaniu jedynym, co widziała było nieprzeniknione światło. Teraz miała przed sobą żywą osobę z krwi i kości.

- Och, Gwiazdo, dziękuję, że przybyłaś! - odetchnęła z ulgą. - Czarownica prawie zabiła nasze dziecko!

Kobieta uśmiechnęła się smutno.

- Tak podejrzewałam. - przyznała.

Strasznie dziwnie było na nią patrzeć, ponieważ każdy centymetr jej ciała pokrywała nieprzenikniona biel. Nawet usta, brwi i rzęsy!Jedynie tęczówki oczu miała niebieskie, a soczewki normalnie ciemne, co nadawało jej bardziej ludzkiego wyglądu.

- Musicie wiedzieć, że Wasza córka znajduje się teraz w wielkim niebezpieczeństwie. - wyjaśniła. - Nie jest chroniona żadną mocą, więc jest też łatwym celem dla wiedźmy. Z resztą szczęśliwa, kochająca się rodzina to coś, czego Jadis nienawidzi najbardziej.

- Więc co mamy robić? - zapytał Edmund, dołączając się do rozmowy.

- Jest tylko jedno wyjście... - Gwiazda zawahała się. - Musicie poświęcić małą mojej opiece i uczynić mnie jej matką chrzestną. W ten sposób będę mogła ją strzec i chronić przed atakami złej.

- Dobrze. - zgodziła się od razu Aurelia. - Tak właśnie zrobimy.

____________

Taki w sumie średni rozdział, ale jakoś śpieszy mi się, żeby dokończyć ten wątek i polecieć dalej z akcją 🤷🏻‍♀️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top