Rozdział 7 - Jeśli ktoś jest rudy, to masz do czynienia z Weasleyem
Gdyby ktoś dziesięć lat temu powiedział jej, jak bardzo spotkanie jednej osoby może zmienić pogląd na rzeczywistość, nie uwierzyłaby mu. Tak, była otwarta na świat, za dzieciaka spędzała masę godzin z nosem w książkach, czytając o najróżniejszych potworach, kreaturach i fantazjach, ale było to coś, co miało na zawsze pozostać tam, skąd się wzięło. W książkach. Jednak wtedy poznała Dudleya. Dudleya, który po zaledwie roku znajomości wprowadził ją w świat magii. Prawdziwej magii.
Pamiętała pierwszy raz, kiedy chłopak nieśmiało poinformował ją, że chce odnowić kontakt z kuzynem. Na początku nie brzmiało to jakoś niecodziennie. Wiedziała, że Dudley nie był zawsze dobrym człowiekiem, ale widziała też jak się stara i pochwalała jego wysiłek. Spędziła wtedy kilka godzin, słuchając różnych opowieści z dzieciństwa, wielu przykładów okropnego zachowania, jakie przejawiał w kierunku swojego kuzyna zarówno chłopak jak i jego rodzina, i tylko jedna rzecz jej w tym wszystkim nie pasowała. Nie dostała odpowiedzi, dlaczego Dursleyowie traktowali Harry'ego tak, a nie inaczej. Postanowiła jednak poczekać, wiedząc że skoro Dudley postanowił nie dzielić się tą informacją, to musiał mieć jakiś powód, i na pewno zrobi to w swoim czasie. A przynajmniej taką miała nadzieję.
Chłopak pojechał i wrócił, i wszystko wskazywało, że jego relacja z kuzynem zmierza w dobrym kierunku, ale ją nadal zżerała ciekawość. Co takiego ukrywał jej chłopak? Na szczęście, długo czekać nie musiała, bo zaledwie tydzień po powrocie Dudleya z jego pierwszej wizyty u Harry'ego, została przez niego złapana, wychodząc z uczelni w piątkowy wieczór, po długim dniu zajęć.
- Chciałbym, abyś następnym razem pojechała ze mną – powiedział wtedy Dudley, kiedy siedzieli w samochodzie, zmierzając powoli do jej domu, gdzie planowali spędzić weekend.
- Oczywiście, że z tobą pojadę! – uśmiechnęła się szeroko, ciesząc z tego, że w końcu będzie miała okazję zapoznać się z tą częścią życia chłopaka. – Kiedy...
- Ale najpierw – przerwał jej niepewnie, tonem jakiego jeszcze u niego nie słyszała. – Najpierw muszę ci coś powiedzieć i mam nadzieję, że nie uznasz, że oszalałem.
- No dobrze? – teraz naprawdę nie miała pojęcia, jak zareagować. Co takiego chciał przekazać Dudley, że aż tak obawiał się jej reakcji?
- Harry jest czarodziejem – odezwał się w końcu, zatrzymując na czerwonym świetle.
- Czarodziejem? – powtórzyła głupio, czując się kompletnie wytrącona z rytmu. Czyżby rodzina Dursleyów miała coś do magicznych sztuczek? Może uważali ten zawód za pracę niegodną kogoś pokroju Vernona, dlatego nie szanowali wyboru Harry'ego? Miałoby to sens, na swój własny, pokręcony sposób. Osobiście nie zgadzała się z tą opinią, jednak wiedziała, że na Priviet Drive nie zawsze można było wyrażać własne zdanie.
- To nie to, o czym myślisz – kontynuował Dudley, nie dając jej szansy na jakikolwiek inny komentarz. – Harry nie jest magikiem wykonującym sztuczki jak w cyrku, czy na ulicznych pokazach. To nie takie proste... Jest czarodziejem. Urodził się jako czarodziej, jego rodzice byli czarodziejami, dziadkowie od strony ojca też. Oni wszyscy, znaczy czarodzieje, posługują się magią. Prawdziwą magią. To nie zwyczajna iluzja. I kiedy się urodziliśmy w ich świecie trwała wojna, a rodzice Harry'ego byli zagrożeni, ale nie pytaj mnie dlaczego, bo nie wiem. Może po prostu stali po nie tej stronie co trzeba – z każdym słowem chłopak zaczynał mówić coraz szybciej, jakby chciał wypluć z siebie wszystko na raz i o niczym nie zapomnieć. Nawet nie chciała myśleć, jak długo czekał, żeby móc to komuś przekazać. – Więc się ukrywali, ale wtedy ktoś ich zdradził i ten zły ich znalazł, a potem zabił, ale Harry jakoś magicznie przeżył i przez to, że byliśmy jego jedyną rodziną to został podrzucony akurat nam. W środku nocy z listem zawiadamiającym, co się wydarzyło. I wiem, że mama tak naprawdę nie ma nic do niego, jako człowieka, tylko do samej magii, bo odkąd moja ciocia dowiedziała się, że jest czarownicą to wszystko się zmieniło, a potem zginęła, a Harry przeżył i samą swoją obecnością przypominał jej o tym wszystkim i...
- Poczekaj sekundę, Dudley – tym razem to ona postanowiła mu przerwać. To wszystko brzmiało tak... nierealnie. – Ja wiem, że czasami przyznać się do błędu jest ciężko, ale...
- To wszystko prawda! – zawołał chłopak, zjeżdżając na pobocze i zatrzymując samochód. – To bardzo długa i skomplikowana historia, i wiem, że ciężko ci będzie w nią uwierzyć, ale jeśli chcesz jechać ze mną zobaczyć się z Harrym... poznać tą drugą część mojej rodziny to musisz wiedzieć, czego się spodziewać. Jego dom nie jest zwyczajny, jego ogródek nie jest zwyczajny, jego zwierzęta nie zachowują się zwyczajnie. On nie jest zwyczajny. Jestem pewny – zawahał się, jakby nie wiedząc, czy powinien kontynuować. – Jestem pewny, że jeśli nie spodoba ci się to, co zobaczysz lub uznasz, że to dla ciebie za wiele, Harry będzie w stanie jakoś sprawić, że o tym zapomnisz. O mnie, o nas, o tym całym świecie – nie zdążyła zaprotestować, bo odwrócił się w fotelu, chwycił ją za ręce i spojrzał jej prosto w oczy. – Wybór należy tylko i wyłącznie do ciebie, jasne? Zastanów się nad tym, proszę.
Tej nocy nie zmrużyła oka przeszukując wszystkie znane jej źródła w poszukiwaniu dowodów, że magia naprawdę istnieje, a jej chłopak nie zwariował.
Nic nie znalazła.
Dlatego wiedząc, że nie ma innej opcji, jeśli chciała zaspokoić swoją ciekawość, musiała pojechać odwiedzić kuzyna Harry'ego.
I to była najlepsza decyzja w jej życiu.
Lata później wspominali ten dzień ze śmiechem, szykując się w jej domu rodzinnym na święta z całą magiczną ferajną jednocześnie.
- Ile razy mam ci pokazywać, jak poprawnie wiąże się krawat? – spytała Petunia, kręcąc z politowaniem głową i sięgając rękami do szyi swojego syna.
Gdyby osobiście z Dudleyem nie znaleźli jej praktycznie martwej na podłodze kuchni zaledwie miesiąc wcześniej, nigdy nie powiedziałaby, że coś się wydarzyło. Po trzech tygodniach w Szpitalu Św. Munga, kobieta wyglądała jak nowo narodzona. Ba, mogłaby nawet przysiąc, że młodziej i zdrowiej niż wcześniej. Tempo w jakim odzyskała swoją dawną sprawność było nierealne. Albo po prostu magiczne.
- Czy Dudley znowu pomylił wiązanie krawatu? – odezwał się od drzwi głos Harry'ego, zaskakując ich swoim nagłym przybyciem.
- Czy możesz łaskawie przestać mi to w końcu wypominać? – prychnął Dursley, jednak w jego głosie nie było nawet grama prawdziwej irytacji, kiedy siedział na krześle przed swoją matką, aby ta mogła na spokojnie mu pomóc.
- Przestanę, kiedy ty nauczysz się ubierać samodzielnie.
- Nie każdy ma narzeczonego, który nie wyjdzie z łazienki, dopóki każdy jego włos nie będzie dokładnie tam, gdzie powinien!
- Nie wiem co włosy Draco mają do twojego braku podstawowych umiejętności, ale...
- Chyba już wystarczy, chłopcy – przerwała im Petunia, prostując się i poprawiając sukienkę. – Lepiej się zbierajmy, jeśli nie chcemy się spóźnić.
- Ciociu, to Weasleyowie – zaśmiał się Harry. - Moglibyśmy być pół dnia spóźnieni i nikt by nie zauważył, że kogoś...
Zamilkł nagle, a jego oczy straciły na ostrości. Trwało to niecałe pół minuty, ale kiedy tylko ponownie na nich spojrzał, od razu było widać, że Draco nie spodobało się ich delikatne opóźnienie.
- Może lepiej już lećmy.
Teleportacja nie była jej ulubionym środkiem transportu. To wiedziała od samego początku. Tak, mogła w ciągu kilku sekund znaleźć się gdziekolwiek na świecie, bez ograniczeń, ale wiązała się jednocześnie z bardzo nieprzyjemnym odczuciem w żołądku, do którego raczej nigdy się nie przyzwyczai, dlatego po każdym skorzystaniu z niej potrzebowała chwili dla siebie, aby odzyskać oddech.
Tym razem jednak nie dostała takiej możliwości, bo gdy tylko wylądowali, została otoczona masą dźwięków i kolorów. I ludzi. Rudych ludzi.
Jak się szybko przekonała, Norę można było określić jednym słowem – chaos. Był to chaos tak wielki, że dopóki nie usiedli do stołu, który fizycznie nie powinien być w stanie pomieścić tyle osób ile przy nim zasiadło, nie do końca była świadoma, co się wokół niej działo. Była przestawiana z miejsca na miejsce, proszona o pomoc lub wyrzucana z kuchni, przedstawiona kilkunastu osobom i w końcu posadzona na krześle w przeciągu niecałych dziesięciu minut.
- Niezłe zamieszanie, prawda? – potrzebowała chwili, żeby zrozumieć, że tym razem ktoś odezwał się bezpośrednio do niej. Szybko odwróciła się do siedzącego po jej lewej Draco, kiwając głową. – Moja rodzina składa się z trzech osób – wskazał podbródkiem na wyróżniających się blond włosami Malfoyów (chyba jedynych osób, których nie trzeba było przedstawiać). – A nasza posiadłość nie należy do małych, więc czasami bywały takie dni, kiedy na korytarzu nie spotkałeś nikogo, a twoim towarzystwem były skrzaty. Dopiero Harry pokazał mi, że w tym całym chaosie też może być coś niesamowitego.
- To po prostu... nieco onieśmielające – przyznała. – Moja rodzina nie jest mała, ale w porównaniu do tego... - machnęła ręką, starając się jakoś objąć tym ruchem to wszystko i mając nadzieję, że ją zrozumie.
- Przyzwyczaisz się – pocieszył ją Draco, skupiając się na chwilę na posiłku. – Podejrzewam, że w większości nie masz pojęcia kto jest kim, prawda?
- Tak naprawdę to znam jedynie ciebie, Harry'ego, oczywiście, Toma i raz czy dwa zderzyłam się z kilkoma Weasleyami, ale szczerze mówiąc nie do końca wiem, z którymi. No i Molly.
- Nie musisz się przejmować – poklepał ją po ramieniu. – Nikt nie oczekuje, że po jednym wieczorze będziesz pamiętać wszystkich członków rodziny.
- Czy mógłbyś mi ich po krótce przedstawić? – spytała.
- Podziwiam twoje zaangażowanie – przyznał blondyn, opierając się wygodniej na krześle. – Jesteśmy całkiem podobni, wiesz? Oboje wżeniamy się w rodzinę Harry'ego. Z tą różnicą, że dla ciebie magia jest totalnie obca, a ja dorastałem z połową tego towarzystwa i miałem lata, żeby się z nimi zapoznać. Ale to, że chcesz ich rozróżniać jest godne podziwu. Mnie by się nie chciało – prychnął, kręcąc z rozbawieniem głową.
- Chcesz powiedzieć, że moja rodzina jest niegodna twojego arystokratycznego pochodzenia, słońce? – odezwał się nagle siedzący po lewej Malfoya Harry, wyglądając zza ramienia chłopaka, aby móc na nich spojrzeć.
- Chcę powiedzieć, że masz najliczniejszą i najbardziej chaotyczną rodzinę w historii, kochanie – odpowiedział Draco, przewracając oczami. – Nic dodać, nic ująć. I mógłbyś z łaski swojej nie podsłuchiwać cudzych rozmów.
- To nie moja wina, że siedzisz w mojej głowie.
- To twoja wina, że nie skupiasz się na tym, co mówi do ciebie Rudzielec – chłopak odchylił się na tyle żeby bez przeszkód pocałować narzeczonego w policzek. – A teraz, z łaski swojej, o Wasza Wysokość, daj nam konwersować w spokoju.
Potter jedynie przewrócił oczami z uśmiechem, ale szybko wrócił do rozmowy z chłopakiem, siedzącym po jego drugiej stronie.
- Pierwsza zasada – zaczął nagle Draco, tym razem zwracając się do niej. – Jeśli ktoś jest rudy, istnieje prawie sto procent szansy, że masz do czynienia z Weasleyem. I tak właśnie jednym z nich, ten z którym rozmawia Harry, jest Ronald. Najmłodszy z synów Molly, wrzód na moim tyłku od pierwszej sekundy, kiedy poznaliśmy się w pociągu do Hogwartu na pierwszym roku. Jeśli jednak potrzebujesz kogoś do gry w szachy, nie znajdziesz lepszej opcji, chociaż prawdopodobnie nigdy z nim nie wygrasz. Muszę to niestety przyznać, ale Rudzielec pobija nas wszystkich razem wziętych w temacie strategicznego myślenia. Będzie też świadkiem od strony Harry'ego na naszym ślubie – pokiwała głową, układając sobie nowo poznane informacje. – Ron pracuje w Ministerstwie w Departamencie Magicznych Gier i Sportów, ale nie pytaj mnie co tam robi, poza marnowaniem tlenu – zza pleców dobiegło ich głośne „Ejj!" i dziewczyna była praktycznie pewna, że Potter przekazał przyjacielowi o czym mówi Malfoy.
- W jaki sposób są spokrewnieni? – spytała. – Wiem, że rodzina nie zawsze jest tylko z krwi i kości, ale...
- Tak się składa, że Molly nieoficjalnie adoptowała Harry'ego lata temu – blondyn uśmiechnął się szeroko, spoglądając w stronę kobiety. – Wystarczyło jej jedno lato, żeby przygarnąć go pod swoje skrzydła na stałe.
- To niesamowite.
– Zgadzam się. Nie znam wielu osób, które byłyby w stanie bezinteresownie przygarnąć kolejne dziecko, niezależnie od tego, kim jest – Anice rzadko zdarzało się słyszeć w głosie Draco tak wielki podziw skierowany do kogoś innego niż Harry. Natychmiast postanowiła spędzić z kobietą więcej czasu. – W każdym razie, koło Rudzielca siedzi Neville. Nie powiem, żebym miał z nim najlepszy kontakt w szkole, ale odkąd oboje tam pracujemy, zdecydowanie się poprawił. A przynajmniej Longbottom nie boi się już odezwać w moim towarzystwie – prychnął rozbawiony, kręcąc głową. - Uczy w Hogwarcie Zielarstwa i, z tego co wiem, wszyscy sobie chwalą jego umiejętność sprawiania, że nawet najnudniejsze zielska są względnie interesujące. Jeśli kiedykolwiek natkniesz się na starszą kobietę noszącą jego nazwisko to uciekaj. Jego babcia jest nieobliczalna. Niech nie zmyli cię jej niewinny wygląd – chłopak wzdrygnął się, pocierając rękami kolana. – Pewnie nikt ci nie powiedział – kontynuował po chwili. – Ale prawie wszystkie czystokrwiste magiczne rody są ze sobą w pewien sposób spokrewnione, dlatego możemy założyć, że Neville i Harry są dalekim kuzynostwem. Dokładnie tak samo jak spokrewnieni są ze mną. Jest to jednak tak odległa krew, że praktycznie nie ma znaczenia.
- Macie jakieś książki na ten temat? – spytała, czując że weszli na tematy, które należały do kółka jej zainteresowań. Możliwość zbadania pokrewieństwa starożytnych, magicznych rodów kilkanaście pokoleń wstecz? Marzenie.
- Jestem pewny, że znajdziesz co cię interesuje praktycznie u każdego z nas w rodowych bibliotekach, jeśli jednak chciałabyś dostać rekomendacje od kogoś, kto poznawał świat magii od zera, jak ty, spytaj Hermiony – zaproponował Draco. – To ta dziewczyna, która siedzi obok Neville'a. Razem z Rudzielcem i Harrym należą do Złotego Trio Gryffindoru. A przynajmniej pod taką nazwą byli znani za czasów szkolnych. Mózg operacji, chodząca biblioteka i spis wiedzy bezużytecznej. Gdyby nie ona to prawdopodobnie szkoła upadłaby już dawno temu. Aktualnie jest głównodowodzącą Rady, której zadaniem jest odciążanie Władcy z obowiązków, niewymagających jego bezpośredniego zaangażowania, więc jeśli masz jakiś problem, zgłoś się do niej, tyko zarezerwuj sobie więcej czasu na bonusowy, kilkugodzinny wykład. Kiedyś potrzebowałem na zajęcia zamiennika książki, której nie byłem w stanie nigdzie zdobyć i wróciłem z czterema, trzema rekomendacjami i dwoma dodatkowymi, bo „mogą cię zainteresować" – zaśmiał się, przeczesując ręką włosy i opierając wygodnej na krześle. – W każdym razie, koło Hermiony siedzi Luna. Respektuję jej ciekawy pogląd na świat, ale w kwestii postrzegania faktów są z Granger totalnym przeciwieństwem. Prowadzi magazyn antyrządowy, który w komiczny sposób przedstawia aktualną sytuację polityczną i masę innych fantastycznych tematów.
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia jakim cudem Lovegood znalazła się w tym gronie, ale nigdy nic do niej nie miałem, więc nie pytałem. Podejrzewam, że Wiewióra mogła mieć z tym coś wspólnego. To siedząca koło Luny Ginny, najmłodsze dziecko Weasleyów i jedyna córka Molly. Aktualna kapitan i ścigająca Harpii, jednego z naszych klubów sportowych Quidditcha. Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej na ten temat to możesz śmiało do niej zagadać. Porządna z niej dziewczyna. Dlatego właśnie nie miałem nic przeciwko kiedy zeszli się z Blaisem – wskazał podbródkiem na chłopaka siedzącego obok Ginny, a potem pochylił się w jej stronę, na chwilę ściszając ton. – W sekrecie mogę ci powiedzieć, że byłem jakiś czas temu z Zabinim po pierścionek zaręczynowy – powiedział, uśmiechając się sugestywnie. – Ale nie wiesz tego ode mnie.
- Nikomu nie pisnę ani słowa – obiecała, wykonując ręką gest jakby zasuwała sobie usta na suwak, a następnie wyrzuciła klucz. – To jednak oznacza, że rodzina będzie rozrastać się coraz bardziej.
- A żebyś wiedziała – przytaknął jej Draco. – Podejrzewam, że za pięć lat możemy podwoić swoją aktualna liczebność.
- Podwoić? O mój świecie!
- Dokładnie. Dlatego na twoim miejscu, jeśli planujesz z nami zostać na dłużej, już planowałbym z kim pogadać jako pierwszym, żeby wszystkich zapamiętać, zanim będzie za późno... albo za dużo do wyboru – pokręcił głową, zmieniając pozycję i opierając teraz łokieć na stole, aby móc objąć spojrzeniem jego następną część. – Jeśli ciekawi cię, co porabia w życiu Blaise, to muszę cię zmartwić, bo pochodzi z bogatej, mieszanej narodowościowo rodziny i tak naprawdę jedynym jego zajęciem jest pilnowanie, aby wszystkie zainwestowane pieniądze się zwracały, a potem przynosiły zyski. Nic ciekawego, jeśli nie interesuje cię papierologia i odrobina księgowości.
- Matematyka nigdy nie była moją mocną stroną – przyznała, pamiętając jak od dziecka miała problem z zaliczeniem tego przedmiotu, czując, że ciągną ją raczej biologia i chemia.
- Nie do końca wiem, czym jest matematyka, bo Harry często o niej nie wspominał, ale mam pewne skojarzenie z liczbami i mieszaniem ich w celu zamienienia jednej w inną. Czy to o to chodzi? – spytał Malfoy.
- Myślę, że tak to można podsumować – przytaknęła. – Jakby ci się kiedyś nudziło i chciałbyś dowiedzieć się czegoś więcej na jej temat, lub na jakikolwiek inny związany z moim światem, to jestem do dyspozycji.
- Chętnie skorzystam – uśmiechnął się Draco. – Często mam dość nachodzących mnie uczniów i marzy mi się uciec do innej rzeczywistości. Nie pomyślałem nigdy, że mogę to zrobić dosłownie, teleportując się do mugoli – zamilkł na chwilę, spoglądając na znajdujący się na jego nadgarstku zegarek, po czym wrócił do tematu. – Koło Blaise'a siedzi Theo. Znamy się odkąd nauczyliśmy się chodzić, nasi rodzice są przyjaciółmi ze szkoły. Będzie on moim świadkiem na ślubie. Razem z ojcem pracuje w Ministerstwie zajmując się kontaktami z zagranicą. Z tego co wiem, całkiem dobrze mu tam idzie i za niedługo ma dostać awans na jakieś kierownicze stanowisko. Theodore jest jedną z najspokojniejszych osób jakie w życiu spotkasz i długo trwało, zanim udało mi się go zmusić, żeby dołączył do reszty rodziny. Na szczęście szybko się przyzwyczaił i nawet, w pewnym sensie, zaprzyjaźnił z Nevillem, czego tak naprawdę nikt się nie spodziewał. Podejrzewam, że połączyła ich cicha natura i problematyczne babcie – podsumował, jeszcze raz przypominając jej, żeby unikała kobiety o nazwisku Longbottom. - Toma przedstawiać ci nie muszę – kontynuował. - Miałaś okazję się z nim spotkać. Jedyne o czym chcę wspomnieć to fakt, że niezależnie jak dobrze się poznaliście, wiesz na jego temat o wiele mniej niż ci się wydaje. To jednak nie moja działka, żeby cokolwiek opowiadać. Jeśli kiedykolwiek sam postanowi cię wtajemniczyć, będziesz wiedzieć, że ufa ci jak siostrze. W innym wypadku, raczej staraj się go nie wypytywać o przeszłość, dobrze? – pokiwała głową, nie mając pojęcia, co takiego może ukrywać Riddle, ale z respektem planując nigdy go nie zmuszać do wyjawienia czegokolwiek. – Następnie mamy Severusa. Mistrz Eliksirów, uczy w Hogwarcie od lat, znał się z rodzicami Harry'ego, Syriuszem i Remusem, ale raczej za sobą nie przepadali. Jest moim ojcem chrzestnym, chociaż nie mam pojęcia, jakim cudem nim został, bo nigdy nie przepadał za dziećmi. Ojciec raczej nie miał z tym nic wspólnego, więc będę musiał zapytać matki, jak go przekonała. Wielu uważa, że Severus ma ciężki charakter, i ciężko się z nimi nie zgodzić, ale ten człowiek sporo przeżył, więc trzeba mu to wybaczyć, albo nauczyć się z tym żyć. Może cię na początku nieco onieśmielać, ale jak już się go pozna to odkrywa przed tobą ogrom wiedzy, której nie znajdziesz w żadnych książkach.
Musiała przyznać, że mężczyzna nie wyglądał zachęcająco, ale z tego co zauważyła, odzywał się do wszystkich raczej normalnie, wymieniając się z Tomem informacjami na temat czegoś, co po krótkiej chwili przysłuchiwania się, uznała że jest eliksirem. Nadal nie miała możliwości zagłębienia się w tą sferę magii, więc jej wiedza na ten temat była raczej zerowa. Jeśli jednak udałoby się jej jakoś zagadać do profesora, podejrzewała że mogłaby się od niego wiele nauczyć.
- Następnie mamy moich rodziców – mówił dalej Draco. – Ojciec zajmuje się mniej więcej tym samym co Blaise, przy czym zasiada też w Radzie Wizengamotu, to coś takiego jak wielkie posiedzenie decydujące o najważniejszych sprawach w kraju, jako przedstawiciel rodu Malfoyów. Matka nigdy nie otrzymała pozwolenia na pracę, więc całe życie spędziła szukając sobie coraz to nowszych hobby. Ma ogromną wiedzę na temat historii, roślin ogrodniczych, szydełkowania, robienia herbaty, a także pieczenia i mówi biegle w kilku językach.
- Nie otrzymała pozwolenia? – spytała, marszcząc brwi. – Co to oznacza?
- Prawdopodobnie tego nie wiesz, ale kultura czarodziejska jest nieco zacofana względem mugolskiej. A przynajmniej w niektórych aspektach. Tak jak związki jednopłciowe nigdy nie miały w świecie magii żadnych przeciwników, bo w tym wypadku liczy się moc, a nie płeć, to w kwestii pracy sytuacja ma się całkowicie inaczej. W obecnych czasach nieco się to zmieniło, ale ze względu na to, że moja matka pochodzi z jednego z najstarszych, arystokratycznych rodów czystej krwi, a co za tym idzie, w jej rodzinie nie było nikogo, kto nie byłby czarodziejem praktycznie od założenia, i wżeniła się w ród równie stary i potężny, jej głównym zadaniem było je oba przedłużyć, rodząc syna, a następnie wychować go z odpowiednimi manierami i być tak zwaną „panią domu" – wytłumaczył, robiąc w powietrzu znak cudzysłowu. – Przy czym kobieta z jej statusem nie musi wykonywać podstawowych czynności domowych, takich jak sprzątanie, gotowanie, czy pranie, bo tym zajmują się skrzaty, a jedynie dobrze wyglądać, zachowywać się z powagą i godnie reprezentować oba rody. Nieco się to wyklucza, jeśli miałabyś mnie spytać o zdanie.
- Czyli tak naprawdę, po tym jak już się urodziłeś, jej jedynym oficjalnym zajęciem było siedzieć i pachnieć? – podsumowała, czując się jakby słuchała o czasach sprzed wojny. Pamiętała, kiedy na lekcjach historii uczyła się o kobietach, które były raczej traktowane jak ozdoba lub trofeum niż człowiek myślący i mogący podejmować własne decyzje. Nie wiedziała, że gdzieś się jeszcze praktykuje takie zwyczaje.
- Można to tak podsumować – przytaknął Draco. – Wiem, że nie brzmi to za pięknie, ale tak było, nadal bywa i pewnie za szybko się nie skończy. Idziemy z prądem ku przyszłości i zmianom, ale niektórym nie wybijesz z głowy starożytnych tradycji. Dlatego właśnie matka mogła robić co chciała, jeśli tylko nie zarobiła przy tym ani knuta i nie było to niegodne jej pochodzenia.
Niby tak mało wymagań, a jednak było to życie bardzo ograniczone i wiecznie kontrolowane. Anika nie wiedziała, czy byłaby w stanie dorastać w takich warunkach.
- W każdym razie, matka rozmawia z Remusem – odezwał się blondyn, wracając do opisywania. – Jest wilkołakiem – jest czym?! - Tak, prawdziwym, zamieniającym się w trakcie pełni w wilkołaka wilkołakiem – dodał, prychając z rozbawieniem na widok jej miny. – One istnieją. Jest też jednym z najbardziej opanowanych i inteligentnych osób przy tym stole. W trakcie pełni wypija specjalny eliksir, który pozwala mu się kontrolować po przemianie i zazwyczaj przesypia ten okres, spędzając go samotnie w domu, więc raczej nie należy do niebezpiecznych. Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej na ten temat, myślę, że bardzo chętnie się z tobą podzieli. W celach edukacyjnych, oczywiście.
- No dobrze – powiedziała, nie do końca wiedząc jak zareagować. Mężczyzna wyglądał jednak na dobrodusznego i bardzo spokojnego, z uśmiechem dzieląc się z Narcyzą doświadczeniami w temacie różnorodnych herbat. Nie była w stanie wyobrazić go sobie jako wilkopodobną bestię.
- Na ludzi obok Remusa natomiast musisz uważać – kontynuował Draco. – Nie dlatego, że są niebezpieczni czy coś, ale jeśli nie chcesz zmieniać fryzury, stracić ubrań lub zyskać szpony jak u orła, to lepiej omijaj Syriusza, Freda i Georga. Syriusz jest kuzynem mojej mamy i aktualną głową tego rodu, ale zachowaniem nie może bardziej odbiegać od stereotypowego spadkobiercy. Jego ulubionym zajęciem jest robienie dowcipów, zazwyczaj niegroźnych. Razem z ojcem Harry'ego w czasach szkolnych znani byli z zamieniania spokojnego popołudnia w piekło. Aktualnie zajmuje się przeszkadzaniem wszystkim, którzy znaleźli sobie chwilę wolnego i byciem, cytując „najlepszym ojcem chrzestnym Harry'ego jaki świat długi i szeroki". Zdarza mu się też podpowiedzieć coś bliźniakom w ich biznesie. Fred i George prowadzą sklep z dowcipami „Magiczne Dowcipy Weasleyów". Mimo że pierwszym inwestorem w ich działalność był Harry, aktualnie, kiedy planują jakiś nowy wynalazek, to Syriusz się do tego przykłada. Jeżeli nie masz więc różdżki i umiejętności obrony przed kawałami, radziłbym się do nich nie zbliżać. Ich kreatywność nie zna granic. Nigdy nie wiesz, na co się natkniesz.
- Rozumiem. Mam nadzieję, że nie będę na ich celowniku w najbliższym czasie – przyznała.
- Myślę, że nie musisz się tym martwić – oznajmił Draco. – Prędzej z waszej dwójki wezmą się za Dudleya.
- Nie mam zamiaru im w tym przeszkadzać – zaśmiała się.
- Totalnym przeciwieństwem bliźniaków jest Percy. Uczeń idealny, Starszy Podsekretarz Minister Magii, czysta perfekcja – blondyn przewrócił oczami. – Na szczęście, jak poznał Penelopę to nieco zluzował. Czekamy na zaręczyny z jego strony od lat, chociaż nadal nie mamy pojęcia jakim cudem ona z nim wytrzymuje i jak ją w ogóle zainteresował na samym początku. Penelopa natomiast jest Krukonką, więc należy do tej bardziej inteligentnej części towarzystwa. Jej rodzice są mugolami i posiadają sieć sklepów, które ma od nich niedługo przejąć. Podobno bardzo dobrze jej idzie zarządzanie i marketing. Rozmawia z Fleur. Jeśli patrząc na nią uważasz, że jest nieprzeciętnie ładna i prawdopodobnie nigdy jej nie dorównasz, to nie masz się czym przejmować. Pochodzi z Francji i ma w rodzinie willę, magiczne stworzenie będące uosobieniem piękna. Jest żoną Billa, najstarszego z Weasleyów, i są w trakcie starania się o dziecko. Jak się poznali, jest jeszcze większą tajemnicą niż sytuacja Percy'ego i Penelopy. Osobiście miałem z nią styczność jedynie w trakcie mojego czwartego roku w Hogwarcie, kiedy to brała udział w Turnieju Trójmagicznym, więc w jaki sposób zderzyła się z Billem, który większość życia spędza z goblinami w podziemiach Banku Gringotta? Tego nie wie nikt. Każdego roku bliźniacy wymyślają coraz to nowe teorie, ale jeszcze nie udało im się niczego osiągnąć.
- Słyszeliście, że tegoroczna uważa, że dzień przed tym, kiedy Charlie miał być w Hogwarcie w trakcie pierwszego zadania Turnieju Trójmagicznego, żeby pilnować smoki, jeden z jego podopiecznych postanowił sobie zrobić z niego gryzak i nie był w stanie się pojawić, dlatego poprosił Billa, aby go zastąpił? – odezwał się nagle Ron, wychylając głowę zza Harry'ego.
- A słyszałeś kiedyś, że nieładnie podsłuchiwać, Rudziel...
- Poczekaj! To nie koniec! – przerwał blondynowi Weasley, nic nie robiąc sobie z jego niezadowolonego spojrzenia. – Podobno Charlie poprosił nawet Billa żeby się w niego wwielosokował! I kiedy było już po wszystkim i zostało złożyć raport, Fleur zaczęła go wypytywać o szczegóły, których nie miał prawa znać, bo totalnie nie zna się na smokach, więc wyznał jej, że robi w zastępstwie za brata, pod eliksirem. A ona tak się zaciekawiła, że zgodziła się z nim spotkać poza Turniejem, żeby tylko zobaczyć, jak wygląda naprawdę.
- To chyba jedna z najbardziej normalnych teorii jakie słyszałem od strony bliźniaków – przyznał Harry, marszcząc brwi, jakby analizował prawdopodobieństwo takiej sytuacji. Sytuacji, która dla niej była totalnie nierealna. Wwielosokował? Co to w ogóle oznacza? I jak można udawać kogoś, kim się nie jest, tak aby nikt tego nie zauważył?
Pomijając kwestię tego, że właśnie dowiedziała się o istnieniu smoków i goblinów, w przeciągu kilku minut.
- Czy możecie wziąć pod uwagę, że jest już późno, a mnie zostało jeszcze kilka osób do opisania? – spytał zirytowanym głosem Draco, zakładając ręce na piersi i wbijając w pozostała dwójkę ostre spojrzenie. – A wy przerwaliście mi już po raz drugi?
- Wybacz nam, słońce – odezwał się Harry, przybierając wyraz twarzy kopniętego szczeniaka. – Po prostu wasza rozmowa jest ciekawsza od naszej.
- Dokładnie – przyznał Ron, uśmiechając się do niej szeroko. Nie wyglądał na skruszonego, najwyraźniej czując się bezpiecznie ze świadomością, że pomiędzy nim a Malfoyem jest jeszcze Potter. – Zawsze mnie ciekawiło, jak moja rodzina wygląda w twoich oczach.
- Po pierwsze, to nie jest twoja rodzina tylko nasza, o przyszły braciszku – prychnął Draco. – A po drugie, czasami wystarczy zapytać. Jeśli jesteś czegoś ciekawy, to pytasz. Po to istnieją pytania. Poza tym, to nie tak, że podzieliłem się tutaj czymś odkrywczym.
- Niby tak, ale...
- Czy mogę o coś zapytać? – wtrąciła się Anika, skupiając na sobie uwagę Pottera, bo pozostała dwójka raczej nie planowała zakończyć dyskusji w najbliższym czasie.
- Pytaj śmiało – zachęcił ją Harry. – Nimi się nie przejmuj. Jeszcze nie zdarzyło im się przeprowadzić cywilizowanej rozmowy.
- Nie przejmuj?! Cywilizowanej?! – oburzył się Malfoy. - Jeśli nie chcesz spędzić świątecznej nocy na kanapie, to natychmiast to odszczekaj, bo zaraz...
Nie dane było Draco dokończyć, bo Potter westchnął, zatykając mu usta ręką. Wystarczyło jedno spojrzenie na blondyna, aby upewnić ją w przekonaniu, że chłopak nie zazna spokoju tego wieczoru. Malfoy wyglądał jakby miał zaraz eksplodować.
- Emm – zaczęła, nie do końca wiedząc, czy nie lepiej pozostać niewidoczną w takiej sytuacji. – Z tego co wiem, to Ron jest dla ciebie praktycznie bratem – powiedziała w końcu, zwracając się bezpośrednio do Harry'ego, który skinął głową w potwierdzeniu i żeby kontynuowała. - A skoro Draco zostanie twoim mężem to czy nie oznacza to, że Ron stanie się dla niego szwagrem? Z tego co słyszałam, nazwał go wcześniej braciszkiem i tak się zastanawiałam dlaczego.
- To całkiem wytłumaczalne pytanie – tym razem odpowiedź nadleciała od strony Hermiony. – W magicznym świecie nie obowiązują takie określenia jak szwagier. Jeżeli ktoś wżenia się w jakąś rodzinę, rodzeństwo małżonka automatycznie staje się jego rodzeństwem, dlatego Draco, biorąc ślub z Harrym zyskuje braci i siostry, tak samo jak Zahija, to żona Charliego, wydaje mi się, że skończyliście w tym miejscu z waszym opisem, wychodząc za niego stała się siostrą ich wszystkich.
- Rozumiem – Anika pokiwała głową, zastanawiając się ile jeszcze osób przysłuchiwało się ich rozmowie.
- Biorąc pod uwagę, że Draco raczej nic ci dzisiaj już nie wytłumaczy – kontynuowała dziewczyna, wskazując podbródkiem na drżącego z wściekłości Malfoya, który całą swoją uwagę miał skierowaną teraz na narzeczonego, najwyraźniej prowadząc z nim ostrą rozmowę w myślach. – Pozwól mi szybko dokończyć. Te dwa małe brzdące to Karim i Kamal, dzieci Charliego i Zahii. Za niedługo minie im rok odkąd się urodzili. Cała czwórka spędza większość czasu w Egipcie, gdzie Charlie pracuje ze smokami, a Zahija opiekuje się dziećmi, dopóki nie będzie w stanie wrócić do pracy nad zaklęciami. Jest archeologiem i łamaczem klątw. To naprawdę niesamowita dziedzina magii i, jeśli kiedykolwiek będziesz miała na to ochotę, polecam się w nią zagłębić, bo można się dowiedzieć ciekawych rzeczy na temat...
- Hermiono – przerwał jej chłopak, Neville, jeśli dobrze pamiętała, podwijając rękawy koszuli. – Wszyscy wiemy, jak wiele rzeczy jest dla ciebie fascynujące, ale to nie czas na wykład – tym razem to on zwrócił się do niej bezpośrednio. – Tak naprawdę to zostali tylko Molly i Artur. Molly zajmuje się domem, a Artur pracuje w Ministerstwie. Razem stanowią filar tej gigantycznej rodzinki, więc jeśli kiedykolwiek miałabyś jakiś problem i wiązałby się on z magią, to możesz bez problemu się do nich zwrócić. Na pewno ci pomogą, a nie będzie to tak skomplikowane jak kontaktowanie się z Harrym.
- A co z Hagridem...
- I starą, poczciwą McGonagall?
Pytanie nadleciało od strony bliźniaków. Czy ich rozmowie naprawdę przysłuchiwali się wszyscy tu obecni?
- Właśnie! – przytaknął im Syriusz. – Jak już opisujecie rodzinkę to w całości!
- Hagrid jest gajowym w Hogwarcie – dodała swoje Ginny. – Ma obsesję na punkcie magicznych zwierząt i nieco zaburzony koncept postrzegania niebezpieczeństwa. Harry był kiedyś na pogrzebie jego najlepszego przyjaciela, którym był gigantyczny, myślący pająk. To mówi samo za siebie.
- Jego matka była olbrzymką, więc odziedziczył po niej nieco wzrostu – wtrącił siedzący koło rudej Blaise.
- Profesor McGonagall jest dyrektorem Hogwartu od prawie dziesięciu lat – powiedział z drugiego końca stołu wilkołak Remus, naturalnie włączając się do rozmowy. – Wcześniej obejmowała stanowisko nauczyciela transmutacji, przez lata ucząc praktycznie wszystkich tutaj obecnych. Traktuje nas nieco jak swoich podopiecznych. Zarówno ona jak i Hagrid spędzają tegoroczne święta w szkole.
- To chyba już wszyscy, nie Fred?
- Raczej tak, George.
- A przynajmniej na razie – dodał Tom, sugestywnie kierując wzrok na niektórych. – Mógłbym się założyć, że gdyby Harry i Draco mogli mieć dzieci to wokół nas biegałaby już nasza własna drużyna Quidditcha...
- Ej!
- Nie przy stole, Tom!
- Ale to prawda!
- W każdym razie, chérie, nie musisz się niczym przejmować – odezwała się z uśmiechem Fleur, ignorując sprzeczające się towarzystwo. – Jeśli miałabyś jakieś pytania, nie krępuj się podejść do kogokolwiek z nas.
- Dokładnie – przytaknęła Molly. – Szybko się przyzwyczaisz do tłumu, kochanieńka, a w razie potrzeby, każdy ci chętnie pomoże.
Jakimś cudem, w przeciągu kilku minut Anika stała się centrum uwagi całego zgromadzenia. Nie czuła się jednak skrępowana tymi wszystkimi spojrzeniami, a wdzięczna, że tak dobrze została przyjęta, nadal będąc dla tych ludzi praktycznie obca. Po raz kolejny podziękowała sobie, że postanowiła walczyć o swoją relację z Dudleyem, bo jeśli tak miało wyglądać jej życie z ich rodziną, to nie zamierzała tego odpuszczać. Nigdy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top