Rozdział 20 ~Warto się przejmować?
-Szybciej bo to zaraz wybuchnie! - zawołał Leo.
Przeskoczyliśmy na kolejny budynek gdy rozległ się huk. Siła eksplozji odrzuciła nas na krawędź dachu. Zanim się pozbieraliśmy minęły ze dwie minuty. Potem ruszyliśmy w głąb miasta i tam na jednym z balkonów przeciwpożarowych patrzyliśmy na unoszący się dym i płomienie. Słyszeliśmy syreny wozów strażackich. Oby odnaleźli Fionę zanim się spali. O ile już się nie spaliła. Zdradziecka piątka naprawdę się napracowała byśmy wierzyli, że to wszystko jest prawdziwe. Kryjówka pod hangarem, dziura, siatka, prycze, Lwi Dół. Wszystko. Nawet pociąg. Nie wiem skąd wzięli na to pieniądze. To było tylko na niby, a ja żyłam w tym świecie i niczego nie spostrzegłam. Wszystko to moja wina. To przeze mnie Donnie stracił pamięć a Leo został postrzelony i o mało nie rozstrzaskali mu kolana. Bo ja musiałam oczywiście nabierać dowodów skoro od początku widziałam, że coś tu jest nie tak. Chciałam być szpiegiem, pamiętam jak się idiotycznie cieszyłam, a teraz jest mi wstyd. Ściągnęłam rękaw z prawej dłoni patrząc na zabliźniony krzyżyk. To nie był znak O. N. G - i. To oznaczało wydany na mnie wyrok. Postawili na mnie krzyżyk. Spisywali mnie na straty.
-Chodźcie, spływajmy stąd - powiedział Leo.
Patrzyłam cały czas na bliznę. Wiedziałam, że nigdy się jej już nie pozbęde. Zostanie ze mną do końca przypominając o mojej bezmyślności. Przyjechałam po jednej linii krzyżyka palcem.
-Uparciuch, idziesz? - spytał Raph.
Włożyłam z powrotem rękaw na dłoń zwieszając głowę.
-Aishi, coś nie gra? - dociekał.
-Miałeś kiedyś takie wrażenie, że gdyby nie ty to nic złego by się nie stało? - odparłam z ciężkim westchnieniem.
Raphaela najwyraźniej zaskoczyło moje pytanie bo zrobił tak wielkie oczy jakby właśnie zamieniła się w ducha.
-A czemu pytasz?
-Bo ja właśnie takie wrażenie odnoszę.
-Ty? Przecież ty nie zrobiłaś niczego złego.
-Owszem, zrobiłam. Przez moją bezmyślności ściągnęłam na nas takie wielki niebezpieczeństwo.
-To nie jest twoja wina. Przecież nikt nie wiedział, że ta piątka ma nierówno pod sufitem.
Zacisnęłam powieki. Czując na swoim ramieniu rękę Raphaela ogarnęłam włosy, uniosła głowę, otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do niego. Dobrze mieć takich przyjaciół jak żółwie.
-Oj, Uparciuch, choć już - westchnął.
Przeskoczył za barierę balkonu.
-Raph... Wiesz... dzięki, że nazywasz mnie Uparciuchem - dodałam.
-Drobiazg - odrzekł.
Pobiegliśmy za resztą, ale dogadaliśmy ich dopiero przy studzience. Mało nie wypluliśmy płuc próbując dorównać im kroku.
W kryjówce oczywiście uczciliśmy zwycięstwo pizzą. Naprawdę mimo, że czułam się trochę przygaszona to super było bawić się z chłopakami. Dobrze, że wyszliśmy z tego cało.
-Aishi, mam pytanie - powiedział Donnie. - Czemu Chris aż tak ci we wszystkim pomagał?
Pizza stanęła mi kółkiem w gardle. Musiałam użyć sporo siły by ją przełknąć. On jeden nie wiedział o co tu chodziło. Trzeba było powiedzieć prawdę
-Chris... emm... Chris się we mnie zabujał - odparłam.
Tym razem to jemu pizza stanęła kółkiem. Raph klepnął go po skorupie by mu przeszło. Odetchnął.
-Że co? - spytał.
-Nie martw się, nie był w moim typie - uspokoiłam go. - Od razu powiedziałam mu, że nie i koniec. Za bardzo mnie wkurzał.
Donatello ponownie odetchnął. Zaśmialiśmy się a ja pocałowałam go w policzek.
THE END
...................
I tak oto tym krótkim rozdziałem zakończyłam O. N. G. Ę. Totalny THE END.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top