Rozdział 13~Pora wiać!

Usadzono nas na dwóch krzesłach przy biurku w gabinecie Antona. Najwyraźniej wujek odstąpił Christope'owi pokój by to on przesłuchał mnie, Leo i Donniego. Właśnie. Donnie. Musiałam się dowiedzieć, co Christophe mu zrobił. Ukradł mu myśli? Niby jak? Ma jakąś specjalną wysysarkę? Było ciemno. Nie wiedziałam kto tu jeszcze jest oprócz mnie, Leonardo i Chrisa. Nagle pomieszczenie rozświetliła lampa biurowa, która była skierowana w naszą stronę i oślepiała nas. Teraz widziałam jeszcze dwóch strażników po lewej stronie. Christophe siedział za biurkiem oparty o krzesło z rękami skrzyżowanymi na piersi. Jego mina była bardziej przerażająca niż trupa na pogrzebie. Starałam się nie patrzeć mu w oczy.

-Chcę wiedzieć naprawdę niewiele - zaczął. - Tylko jak nazywa się wasz klan?

-Po co ci nazwa naszego klanu? - spytałam.

-Żeby wiedzieć z kim mam do czynienia - wyjaśnił. - A więc powtarzam pytanie. Jak nazywa się wasz klan?

-Choć byś nas torturował, nie powiemy ci - upierał się Leo.

-Co zrobiłeś Donniemu? - uniosłam się.

-Siadaj! - krzyknął uderzając rękami o blat biurka i podrywając się.

-Nie drzyj się na nią! - Leo stanął w mojej obronie.

Strażnicy zmusili nas do ponownego zajęcia miejsc. Wrócili pod ścianę a Chris oparł się o biurko stając tuż przede mną. Położył ręce na blacie.

-Aishi, posłuchaj mnie - westchnął. - Jeżeli powiesz mi jak nazywa się wasz klan obiecuję,że cię oszczędze. Przecież mówiłem, że nawet gdybyś była Ninja to nigdy bym cię nie skrzywdził.

Trzymałam się na resztkach cierpliwości. Miałam ochotę rzucić nim o ścianę. On cały czas myślał,że ma u mnie szansę. Ale musiałam się trzymać, aż Leo da mi znak.

-Ale nie mówiłeś, że są na to warunki -odparłam podnosząc głowę. - I teraz posłuchaj co ja mam ci do powiedzenia. Wolę umrzeć niż zdradzić mój klan. Wolałabym dzielić los przyjaciół niż być jedyną ocaloną, która patrzy na ich śmierć.

Christophe wydawał się rozczarowany, ale wcale mnie to nie obchodziło. Zastanawiałam się czy Tiffany i Kalipso uwolnili już chłopaków. Coraz bardziej myślałam o znaku Leo. Chris znowu siadł za biurkiem, ale tym razem siedział już napięty, gotów do działania.

-Pytam jeszcze raz - ciągnął. - Jak nazywa się wasz...

Gwałtownie skierował wzrok na Leo. Starałam się rozgryźć, na której konkretnie części mojego przyjaciela się skupia. Chyba na pasie. Zaraz, skorupa, pas, coś za pasem... shurikeny! A jak wiadomo na shurikenach jest wyżłobiony znak naszego klanu. Christophe poderwał się i podszedł do Leonardo wyciągając zza jego pasa jedną gwiazdę. Ale wtopa. Chłopak przyjrzał się znakowi bardzo dokładnie a ja widziałam zgrozę malującą na jego twarzy.

-To wy -stwierdził. - Hamato!

-Aishi, teraz! - ryknął Leo.

Nareszcie! Rzuciłam się na Chrisa a Leonardo na strażników. Odkopnełam go a potem podbiegłam waląc pięścią w jeden a potem w drugi policzek. Pierwszy był za mnie, drugi za chłopaków a później z półobrotu kopnęłam go w twarz. Uderzył o  ścianę i stracił przytomność. To było za Donniego. W końcu mu dołożyłam. Nie wiem nawet czy nie zabiłam. Poleciała mu krew z nosa.

-Aishi, choć - poganiał Leo.

Zobaczyłam, że też pozbył się strażników. Zabrałam jednemu z nich pistolet. Miał tylko krótki, ale taki też wystarczył. Wybiegliśmy z gabinetu i wtedy usłyszałam piszczenie mojego nadajnika na rękawie kurtki (zdążyłam zabrać ją zanim pociagnęli mnie na przesłuchanie). Rychło w czas.

-Tiffany, gdzie jesteście? - spytałam.

-Biegniemy do Lwiego Dołu - odparła. - Ale mam złe wieści.

-Co się dzieje? - dociekałam.

-Prawie cała O.N.G.A. została postawiona na nogi - wyjaśniła. - Zawodowcy już stoją przy wejściu. Musicie ich jakoś wykiwać.

-Dobra - przytaknęłam. - A potrzebujecie pomocy?

-Nie, uciekajcie! - odrzekła.

Razem z Leo pobiegliśmy w kierunku wyjścia. Stanęliśmy za ścianą zauważając czterech Zawodowców. Och, co ja bym dała teraz za katanę. Musieliśmy jakoś odwrócić ich uwagę. Nagle zauważyłam mały kamyk. Rzuciłam go w stronę strażników. Momentalnie się odwrócili, a wtedy ja i Leonardo wybiegliśmy z ukrycia ogłaszając ich. To nie było takie łatwe bo Zawodowcy mieli strasznie mocne czaszki. Kopnęłam każdego chyba z milion razy zanim stracili przytomność. Leo załatwił dwóch pozostałych. Tutaj nie było żadnego normalnego wyjścia bo zostało zamurowane. Musieliśmy biegać po schodach trzy piętra do góry. Wspinaliśmy się już na drugie gdy nagle usłyszałam huk wystrzału i krzyk przyjaciela. Obejrzałam się z przerażeniem widząc jak odchyla się do tyłu.

-Leo! - zawołałam.

Podbiegłam do niego łapiąc za skorupę. Wydawał się umierać. Nagle kolejny huk wystrzelił pocisk nad moją głową. Spojrzałam w stronę Zawodowców. Jeden już się obudził. Odruchowo wyciągnęłam pistolet i strzeliłam. Nie chciałam go zabijać, ale nie dawał mi wyboru. Z powrotem spojrzałam na Leonardo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top