Rozdział 2~Dziwna podróż
Nastała godzina siódma wieczorem. Musiałam się ubrać w coś bardziej „ludzkiego" bo nie mogłam zwracać niczyjej uwagi. Włożyłam różowy T-shirt, granatowe dżinsy, które wcześniej trochę podziurawiłam (osobiście nie lubię dziurawionych spodni), czarne, sznurowane adidasy i podniszczoną, ciemną kurtkę. Wybiegłam z domu kierując do kanałów by ustalić z chłopakami ostatnie takty działania. Wpadłam do kryjówki a oni już na mnie czekali.
-Jesteś gotowa?-spytał Leo.
-No już chyba bardziej być nie mogę-odparłam z entuzjazmem.
-Ekstra, a teraz słuchaj-ciągnął.- Mieliśmy dać ci słuchawkę żebyś przekazywała nam informację na bieżąco, ale stwierdziliśmy, że to zepsuje ci przykrywkę. Lepiej nie kusić losu. Tak więc raz w tygodniu, najprawdopodobniej w środy o północy na tyłach hangaru któryś z nas przyjdzie by dowiedzieć się czegoś, okay?
-Okay-oparłam.
-Chłopaki, jest w pół do ósmej-oznajmił Mikey.
Wybiegliśmy na powierzchnię. Musieliśmy w pół godziny dostać się na drugi koniec miasta, ale nie w stronę hangaru a w przeciwną. Z tego co się dowiedziałam wszyscy, którzy się zgłaszali wchodzili na peron kilka metrów nad ziemią skąd zabierał ich pociąg i przewoził do kryjówki. W końcu dotarliśmy na miejsce. Staliśmy pod podporami, po których musiałam się wspiąć by dotrzeć do torów. Obejrzałam się za siebie, ale chłopaków już nie było. Westchnęłam ciężko i zaczęłam wdrapywać się po podporze. Dotarłam do torów. Oprócz mnie było tam jeszcze ze dwadzieścia osób-zarówno chłopcy jak i dziewczyny. Niektórzy mieli niewiele więcej lat niż ja a inni byli z mojego rocznika. Najwyraźniej organizacja nie mogła być aż tak niebezpieczna skoro należało do niej tak wiele niedoświadczonych małolatów. Nagle usłyszeliśmy świst kół pociągu. Chwilę potem nadjechał. Czekałam, aż się zatrzyma, ale on cały czas pędził z otwartymi drzwiami. Wszyscy mnie minęli biegnąc za nim i wskakując. Nie zastanawiając się dłużej ruszyłam w pogoń. W myślach dziękowałam Splinterowi, że poprawił moją kondycję. Byłam przy ostatnich drzwiach gdy nagle wysunęła się czyjaś ręka. Chwyciłam ją a ona wciągnęła mnie do wagonu. Kiedy podniosłam głowę zdyszana zobaczyłam właścicielkę dłoni. Była to czarnowłosa dziewczyna w moim wieku o niebieskich oczach i szerokim uśmiechu.
-Nigdy nie wskakiwałaś do pędzącego pociągu, prawda?-spytała.
-Nie-odparłam.- Zazwyczaj wchodzę gdy stoi.
-To tak jak ja-dodała.- Jestem Tiffany.
-Aishi-odrzekłam.
Po chwili zobaczyłam ,że po lewej stronie stoi chłopak także w moim wieku. Miał solidną posturę, brązowe, rozwichrzone włosy i szare oczy.
-To Kalipso-wyjaśniła Tiffany.- Mój kumpel ze szkoły.
-Hej, dla znajomych Kal-dodał podając mi rękę.
-Aishi-odparłam witając się.
Siadłam pod ścianą obok wyjścia. Wiatr rozwiewał mi włosy na wszystkie strony. Po sekundzie Tiff dosiadła się do mnie. Kalipso najwyraźniej wolał stać.
-Wie ktoś jak nazywa się organizacja do której jedziemy?-spytała czarnowłosa.
-To... wy zgłaszacie się i nawet nie wiecie do czego?-zdziwiłam się.
-Podobno to grupa walcząca z Klanem Stopy-wyjaśnił Kal.- Sam mam ich po dziurki w nosie a nie mogę patrzeć jak policja nic z tym nie robi. Sam któremuś z tych Ninja z chęcią poderżnąłbym gardło.
Czyżby sojusznicy? Organizacja pomagała nam w walce z Klanem Stopy? Wkrótce dotarliśmy. Tak jak podejrzewałam pociąg wcale się nie zatrzymał. Słyszeliśmy tylko krzyki „Skaczcie!".
-Oni powariowali?-wystraszyła się Tiffany.
Wyjrzeliśmy zza krawędzi widząc, że inni wyskakują. Kal przełknął ślinę.
-Na trzy?-spytałam.
Oboje pokiwali głową. Cofnęliśmy się do ściany zaczynając odliczanie.
-Raz...-powiedziała Tiff.
-...dwa...-dodał Kalipso.
-...trzy!-krzyknęłam.
Rozpędziliśmy się i wyskoczyliśmy z pociągu. Przeturlaliśmy się po dachu po czym bardzo powoli powstawaliśmy. Bolały nas trochę plecy, ramiona i kolana, ale ogółem przetrwaliśmy. Widząc, że inni ustawiają się w dwuszeregu pobiegliśmy do nich.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top