Pełnia

(re-uploaded 29.12.2024)

„Czułam linę na moich nadgarstkach. Zimną podłogę, na której siedzę w porozrywanych ubraniach. Wilgotną ścianę, z której wyłaniał się odrażający odór. Tak strasznie się bałam, ale też wiedziałam, że nie mogę panikować, jeśli chce przeżyć. Jedynie przez małe okienko wysoko na ścianie dawało lekkie światło ze strony księżyca w pełni."

„Widziała pani napastnika?".

„Miał żółtą bluzę, nałożony kaptur i... chyba miał maskę".

„Co się działo potem?".

„Przyszedł po jakimś czasie z powrotem. Nie trwało to długo, może z 10 minut. Kiedy usłyszałam że chce otworzyć drzwi zaczęłam udawać ze śpię.".

„Nie zorientował się?".

„Nie, rozmawiał z kimś, mówił do tej osoby... chyba operator, nie jestem pewna. Po rozłączeniu się wyszedł na chwilę, ale zaraz wrócił z jakąś strzykawka. Niestety niepotrzebnie się ruszyłam i wtedy się zorientował, że nie śpię. Zaczął do mnie podchodzić, a ja coraz bardziej wciskałam się w ścianę. Kucnął obok mnie i miał mi już wbić ja w szyje, ale milimetr przed nią się zatrzymał i wyglądał, tak jakby walczył z samą sobą. Nagle głośno krzyknął i mocno, głęboko wbił mi igłę w szyje, po czym upadł i przestał się ruszać. Wtedy uciekłam jak najszybciej i tak oto tu się dostałam".

„Yhym... powie mi pani, czy on wyglądał tak?".

Oficer pokazał mi portret dokładnie tej samej osoby co mnie napadła.

„Tak! To on! Czy-".

Policjant przerwał mi i powiedział.

„Ładne bajeczki proszę pani. Za składanie fałszywych zeznań dla zabawy wynosi cię kara pieniężna o tej wartości. Już dzisiaj było kilka takich osób jak pani. Jeśli pani nie wie, jest to postać z bajki do straszenia małych dzieci".

Podał mi kartkę z czterocyfrowa liczba i wstał z fotela.

„A-ale ja mówię prawdę! To był on, proszę mi zaufać!".

On tylko pokazał wzrokiem na drzwi, zmuszając mnie do opuszczenia posterunku.

Ja gdy tylko opuściłam komisariat zaczęłam płakać i kierować się ku mojemu domu, aby się spakować i wyjechać jak najdalej, od tego miejsca. Nim jednak udało mi wejść do domu, odruchowo spojrzałam do tyłu.

Stał tam on. W towarzystwie dwumetrowej kreatury w garniturze i bez twarzy. Obudziłam się z krzykiem.

W tym samym miejscu z którego udało mi się uciec. Tym razem bez możliwości ujścia z życiem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top