Ranpo Edogawa [Zakończenie]
Uniwersum: Bungou Stray Dogs
Notka: Uwaga na treści dotyczące samookaleczania się oraz śmierci.
~~
Ranpo Edogawa odchylił się na krześle, wyciągając z ust pogryziony patyczek od lizaka. Zmięty, zmoknięty od śliny, wyglądający jak siedem nieszczęść. Swoim wyglądem odzwierciedlał idealnie sytuację, która występowała w życiu młodego detektywa. To skojarzenie wywołało na jego twarzy smutny uśmiech. Wpatrując się w zielony, plastikowy patyk, słuchał jednocześnie odgłosu lejącej się do wanny wody.
- Ranpo, pięć minut! - kobiecy głos dotarł do jego uszu.
Przez chwilę bawił się patyczkiem swoimi palcami, po czym go chwycił poziomo w połowie, przymykając jedno oko i kierując spojrzenie w stronę leżącego nieopodal jego biurka kosza na śmieci. Kilka razy ruszył dłonią w przód i tył, starając się połączyć wagę materiału i odległość od celu, by trafić idealnie. Delikatnie się zamachnął, posyłając plastik w tamtym kierunku. Wpadło idealnie. W końcu musiało wyjść, wydedukował tor lotu. Kimże by był, gdyby spudłował?
Krzesło obrotowe stęknęło, gdy mężczyzna się podniósł. Kierując się do drzwi, omiótł wzrokiem ciemne pomieszczenie. Jedynie lampka leżąca na biurku rzucała blask na to, co znajdowało się między tymi czterema ścianami. Nie zgasił jej, po co? Zgaśnie sama. Albo ktoś, o ile w odpowiednim czasie tu dotrze, ją wyłączy. Znajdując przy okazji poszarpaną kartkę, do której zapisania właśnie potrzebował tego nikłego światła.
Wyszedłszy ze swojego domowego biura, przeszedł przez krótki korytarz do kuchni, mijając po drodze drzwi do łazienki, która była jego finalnym punktem docelowym. Nie zatrzymał się, by zajrzeć do środka. Nie potrzebował tego teraz. Otworzył cicho lodówkę, szukając wzrokiem słodkiego, różowego wina. Ich ulubione. Wyjął napój, przy okazji biorąc do drugiej dłoni dwa kieliszki. Patrząc na relację jego i kobiety w łazience, mogliby pić prosto z butelki, nieraz to robili. Teraz jednak wypadało kulturalnie napić się ze specjalnie do tego przeznaczonego szkła. Romantycznie, czyż nie?
Musiał rzucić okiem również i na to pomieszczenie. Kuchnia połączona z jadalnią i salonem. Wielka przestrzeń z dużą liczbą wspomnień. Wesołych i smutnych, ale nadal z przewagą tych pierwszych. Światło odbijane przez kwietniowy księżyc w pełni wpadało do środka, oświetlając chłodno pokój. Przez chwilę zdawało się mu, że nie jest sam. Widział twarz śmiejącego się Dazai'a, który półnago tańczy na stole, gdy Kunikida na niego krzyczał. Gdzieś w kącie Atsushi wydawał się zmieszany sytuacją, ale w głębi duszy się cieszył ze wspólnie spędzonego czasu. Yosano otwierała kolejne piwo, podpuszczając Osamu do posunięcia się dalej w irytowaniu okularnika. Kyouka starała się ignorować bawiących się dorosłych. Fukuzawa siedział gdzieś nieopodal niego, popijając kulturalnie parującą jeszcze herbatę. Rodzeństwo Tanizaki gdzieś zaginęło. Ale na pewno byli w mieszkaniu
.- Powiedz mi, Ranpo. Jesteś szczęśliwy? - głos szefa spowodował, że obrócił głowę w jego stronę. Nadal trzymając w dłoni nieotwarte wino oraz kieliszki. - Chciałbyś, by to trwało wiecznie, prawda?
- Nie zaprzeczam, staruszku - uśmiechnął się, mając wrażenie, że głos, który wydobył się z jego własnego gardła, wcale do niego nie należał. - Jest świetnie.
- Ciesz się, póki możesz. Agencja kiedyś może przestać istnieć. Nie spotkamy się już nigdy wszyscy razem, tak jak teraz. Wszystko przemija - Yoichi zapatrzył się w swoje odbicie w herbacie, po czym przysunął filiżankę do ust, biorąc mały łyk napoju. - Finalnie i tak spotkamy się w piekle, więc nie ma nad czym rozpaczać, prawda?
Niespodziewanie herbata, a raczej to, co nią było, zaczęło się wylewać z filiżanki, brudząc strój założyciela Zbrojnej Agencji Detektywistycznej. Krew, by nazwać ciecz tak jak należy. Mężczyzna był w niej cały umazany, siedząc nieruchomo. Jego martwe oczy wpatrywały się w Osamu, którego bandaże przestały być białe, a pokryły się szkarłatem. Ten z kolei wisiał nad stołem bezwładnie z opuszczoną głową. Edogawa nie mógł pojąć, czemu na jego ustach widnieje nadal uśmiech. Był martwy. Tak samo jak Fukuzawa. Tak samo jak Yosano przewieszona przez kanapę. A raczej tylko jej tułów, gdyż reszta jej ciała leżała rozrzucona po podłodze. Truchło Nakajimy przysłaniało to należące do młodszej koleżanki. Kenji wisiał nabity na znak drogowy (jak on, do jasnej cholery, znalazł się w mieszkaniu). Spóźnił się z ratunkiem. Zastał tylko już skrzepniętą krew albo dopiero zastygającą. Rozczłonkowane ciała, plamy, narządy wewnętrzne. Wszystko było aż nazbyt wyraźne.
Białe światło nagle stało się czerwone. Wszystko wokół niego było w tym odcieniu, a w tle słychać było rozpaczliwe, pełne bólu krzyki. Rodzeństwo Tanizaki przekrzykiwało się, chcąc prawdopodobnie się nawzajem uratować. Nie chciał tego widzieć. Odgłosy go już wystarczająco przerażały. Stał nieruchomo, patrząc się na to wszystko zamglonymi oczami. Ścisk żołądka stawał się nieprzyjemny, a woń krwi i gnijących ciał temu nie pomagała. Czuł, że zaraz zwymiotuje. Czemu on nadal tu stał, żywy? Zasługiwał na to? Poczuł łzy w oczach, które powoli zaczęły spływać po jego bladych policzkach.
- Ranpo?
Wzdrygnął się na wypowiedzenie swojego imienia, mrugając kilkukrotnie. Scena przed nim zniknęła, znowu widział puste pomieszczenie. Poczuł, jak czyjeś palce ocierają delikatnie jego łzy, a cichy głos szepcze, że już wszystko jest okej. Słysząc jej głos, uspokoił się. Spojrzał na drugą osobę, nieco się rozweselając. Niewiele, ale zawsze coś.
[T/I] [T/N] stała przed nim ze zmartwionym wzrokiem. Głaskała ukochanego, widząc, że znowu odpłynął. Mogła się tylko domyślać, co się rozgrywało w jego głowie. Pod tym względem była w stanie go zrozumieć, obydwoje w końcu przeżyli tą gehennę. Sama czasami krzyczała, gdy odpłynęła w najmniej oczekiwanym momencie, bo zobaczyła zjawy martwych przyjaciół, współpracowników. -
Wybacz, kochanie. Zamyśliłem się - przyznał Edogawa, posyłając kobiecie uśmiech, który był zarezerwowany tylko dla niej. - Dziękuję.
Agencja już nie istniała. Fizycznie i w przenośni. Budynek został zrównany z ziemią. Yoichi Fukuzawa, Osamu Dazai, Dupo Kunikida, Akiko Yosano, Atsushi Nakajima, Kenji Miyazawa, Junichiro i Naomi Tanizaki, Kyouka Izumi, Dazai Osamu - wszyscy byli martwi. Nie było dla nich już ratunku. Wspólne plany, marzenia, wspomnienia zostały zniszczone w ciągu zaledwie godziny. Już nigdy nie usłyszy ich głosu na żywo, zostają jedynie głosy z przeszłości. To, czego powstawania był świadkiem, nie miało już przyszłości. Koniec. Mrok. Ból. Pozostało tylko to.
I ta jedyna, którą kochał. [T/I], która razem z nich odnalazła ciała martwych towarzyszy. Nie miał nic więcej, bo wszystko stracił. Czy mogli ich uratować? Zapewne tak, ale w jaki sposób? Trudno do tego dojść. Dostojewski i jego pieprzone szczury idealne zaplanowały atak, dokonując totalnej masakry. Czy nadal o tym myśleli? Tak. Koszmary nawiedzały ich codziennie. Nie było ich podczas ataku w biurze agencji, ale mogli to przewidzieć.
On mógł, do jasnej cholery, to przewidzieć swoją niesamowitą dedukcją!
- Idziesz? Woda się już nalała. Zrelaksujemy się - oznajmiła, nie odsuwając się od detektywa.
Zacisnął dłonie na winie i kieliszkach, kierując się razem ze swoją nieuzdolnioną dziewczyną w stronę łazienki. Wiedział doskonale, że ona przeżywa to wszystko tak samo jak on, mimo że dołączyła do ich zespołu całkiem niedawno jako sekretarka. Byli ze sobą już długi czas, ale dopiero rok temu zdecydował się ją przedstawić swoim towarzyszom, którzy przyjęli ją z otwartymi ramionami.
Byli pewnego rodzaju rodziną. Która przestała istnieć.
Położył kieliszki na pralce, nalewając lekko różowego napoju do środka. Nieco więcej niż połowę ich objętości. Gdy to zrobił, przysunął szkła bliżej krawędzi, by mogli bez problemu sięgnąć po nie, gdy będą już siedzieć w wannie. Gdzieś za nim kobieta łączyła swój telefon z głośnikiem, by puścić muzykę, której zawsze słuchali razem. By nie przedłużać, zaczął się rozbierać, składając swoje ubrania w kostkę i odkładając na bok.
Z niewielkich rozmiarów głośnika popłynęły spokojne odgłosy gitary. Akompaniowały temu odgłosy ściąganych ubrań, tym razem tych należących do [T/I]. Również je złożyła, kładąc obok tych męskich. Posłała uśmiech Edogawie, bez zbędnych słów podchodząc do wanny i się powoli zanurzając w gorącej, nawet lekko parującej, wodzie. Szybko dołączył do niej Ranpo, siadając naprzeciwko niej. Ich nogi się ze sobą przeplatały, ale nie sprawiało im to dyskomfortu. Spojrzeli na swoje twarze, milcząc.
Nie potrzebowali słów. Potrzebowali jedynie swojej obecności. Tak bardzo uzależniającej. Odebrano im przyjaciół, co już sprawiło, że ich stan emocjonalny się pogorszył. Co by się więc stało, gdyby siłą zabrano [T/I] Ranpo bądź Ranpo [T/I]? Umarli by śmiercią natychmiastową z powodu braku czynnika, który sprawiał, że ich dzień stawał się lepszy, problemy odchodziły na dalszy plan, chciało się żyć? Woleli nie sprawdzać.
Albo brną w to dalej, albo obydwoje znikają jednocześnie. Innego wyjścia nie było.
Była to niezbyt zdrowa sytuacja, w końcu uzależnienia z definicji są negatywne. Kto się tym jednak przejmował? Póki było dobrze, nie było czym. Po tym chyba poznać osobę uzależnioną - nie chce dopuścić do siebie myśli, że może kiedyś zabraknąć czynnika, bez którego nie mogą w danym momencie żyć. W ich przypadku była to druga osoba, a dokładniej endorfiny wytwarzane przez kontakt z ukochanym. Czysta biologiczna rzecz, nie jest to ciekawe?
[T/N] cicho westchnęła, sięgając w stronę pralki. Nie miała zamiaru na razie chwycić wina, ale białe opakowanie leżące zaraz obok kieliszków. Melatonina. Hormon, który i w dużych, i małych ilościach powodował zaburzenie działania organizmu. Przez ostatni czas obydwoje nie sypiali za dobrze, a więc potrzebowali delikatnie zwiększyć obecność pochodnej tryptofanu. Nic złego nie mogło się stać. Dbali tylko o swój stan fizyczny i psychiczny, nic więcej.
Zalecenia branej ilości nie istniały w tym momencie. Edogawa wyciągnął dłoń w jej stronę, a ona przechyliła opakowanie, by wsypać na nią nieco zawartości. Gdy to zrobiła, postarała się taką samą ilość przypisać sobie. Dopiero po tym podała ukochanemu jeden kieliszek.
- Mieszanie alkoholu i leków ponoć jest zabronione - zaśmiała się, patrząc na niego.
- Nie zaprzeczam. Ale wydaję mi się, że w tym momencie już nie ma nic do stracenia. A za życia trzeba spróbować wszystkiego, nie? - zauważył Edogawa, po czym jednym ruchem wrzucił sobie do gardła pastylki, popijając je winem.
W ślad za nim ruszyła [T/N], wykonując dokładnie te same czynności co on z milisekundowym opóźnieniem. Przez chwilę nic nie mówili, nie patrzyli się na siebie, wsłuchując się jedynie w spokojną muzykę i ich przyśpieszone oddechy. Temperatura spowodowała, że na ich obliczach ukazały się intensywne rumieńce. Również ich skóra w niektórych miejscach na ciele zrobiła się czerwona. Dziewczyna postarała się zgodnie z sugestią Ranpo nalać jak najbardziej gorącą wodę.
By poczuli jeszcze raz, że żyją. Ból fizyczny często odciąga uwagę od tego psychicznego do momentu, gdy się do niego nie przyzwyczaimy. Wtedy te dwa zakresy cierpienia zaczynają się przenikać, pogarszając sytuację. Zdawali sobie sprawę z możliwości wystąpienia takiej sytuacji, dlatego liczyli, że wszystko się skończy, zanim do tego dojdzie. Nie chcieli cierpieć jeszcze bardziej. Nawet będąc ze sobą, mieli już dość.
- Myślisz, że naprawdę spotkamy się ponownie? - zapytał, bawiąc się kieliszkiem.
- Nie wierzę, że po śmierci tak po prostu znikamy. Na pewno więc się spotkamy. Albo w zaświatach, w naszym upragnionym piekle, albo w następnym życiu. Reinkarnacja to ciekawa teoria, nie uważasz?
- Świetna opcja, gdy masz pewność, że spotkasz drugą osobę na sto procent. Możemy zawsze zostać rzuceni na dwa krańce świata. Trudność będzie w odnalezieniu siebie, a gdzie reszta?
Zaśmiali się, patrząc sobie w oczy z miłością. Edogawa jednym łykiem pozbył się wina, nieco się podnosząc, by odłożyć z powrotem na pralkę kieliszek. Wykorzystał też swoją zmianę pozycji do chwycenia twarzy [T/I] w swoje dłonie i pocałowania jej. Nie mógł się powstrzymać. Jeśli to miało się teraz zakończyć, nie mógł pozwolić sobie na odejście bez pocałunku. Dziewczyna szybko odwzajemniła czułość, zarzucając Ranpo ręce na kark i przyciągając go do siebie jeszcze bliżej. Znali swój rytm pocałunku już na pamięć, a więc ich wargi współgrały idealnie, pragnąc siebie nawzajem.
Kto wie, być może był to ich ostatni pocałunek?
Oderwali się od siebie dopiero wtedy, gdy ich płuca wręcz nieprzyjemnie paliły od braku dostępu do tlenu. Detektyw oparł swoje czoło o to należące do ukochanej, patrząc w jej piękne, [K/O] oczy. Ich oddechy się mieszały, gdy starali się je unormować. Byliby wstanie pociągnąć pocałunek dłużej, jednak alkohol, melatonina i podwyższona temperatura robiły swoje.
- Kocham cię, [T/I]... - wyszeptał, przeczesując palcami jej włosy.
- Ja ciebie też, Ranpo... - posłała mu uśmiech, palcami zwiedzając jego mokre ciało.
Ich ciała się pociły aż nadto, ale się nie przejmowali tym. Mieli zresztą do tego powód w tym momencie? Zamiast skupiać się na małych rzeczach, woleli siebie. Nie było w tym nic złego.
[T/N] poprosiła Edogawę, by wrócił do swojej poprzedniej pozycji. Gdy to zrobił, sama się obróciła, kładąc się między jego nogami i opierając się o jego klatkę piersiową, którą miał nad poziomem wody. Przymknęła oczy, wsłuchując się w przyśpieszone bicie serca. Jak długo jeszcze będzie je słyszeć? Nie wiadomo. Lepiej się nacieszyć na zapas.
- Dziękuję, że się pojawiłeś w moim życiu, skarbie - wyszeptała, uśmiechając się. - To były najlepiej spędzone trzy lata życia, wiesz?
-Miło mi to słyszeć - zaśmiał się, składając na jej głowie krótki pocałunek. - Czuję to samo.
Nieświadomie zaczęła płakać. Kochała tego chłopaka na śmierć, cholera. Myśl, że wszystko skończy się z nim, była słodko-gorzka. Umrzeć razem, cudowne okoliczności zgonu. Ale czy była to decyzja właściwa? Wszystko mogło pójść nie tak. Ich plan nie wypali. Przeżyją, będą skazani na psychiatryk i nieprzychylne spojrzenia. Jedno z nich zginie tego wieczoru, a druga osoba zostanie uratowana i za jakiś czas obudzi się samotnie w szpitalu pod opieką specjalistów. Najgorszy możliwy scenariusz. Zakładali również, że po śmierci coś jest. Kraina wiecznej szczęśliwości, raj, piekło, wrócą na ziemię pod inną postacią, ale będą razem. Spotkają się też z martwymi już od miesięcy przyjaciółmi. Ale co jeśli rzeczywistość jest inna? Zamkną oczy ten ostatni raz, a ich świadomość po prostu zniknie. Przestaną istnieć, zostaną tylko ciała. Ciemność, której nie będą świadomi.
To było jednocześnie tak ekscytujące, a tak przerażające.
- Zaraz i ja się popłaczę, wiesz? - przyznał szatyn, widząc łzy na policzkach ukochanej.
- Chyba mamy prawo do okazywania uczuć.
- Nie straciliśmy naszego człowieczeństwa, więc chyba tak - zastanowił się, lekko gładząc ją po ramieniu.
Ranpo się nie pomylił. Naprawdę zaczął płakać. Był to jednak płacz spokojny, cichy, a nie histeryczny. Sam już nie wiedział, czemu to robił. Podzielał myśli [T/I]? Przypomniały mu się ponownie stare czasy? A może nagle się rozmyślił i mimo zewnętrznego spokoju jego wnętrze krzyczało "NIE CHCĘ UMIERAĆ!"?
- Ciąg dalszy? - zapytała dziewczyna po kilku minutach.
- Miejmy to już za sobą. Zaraz schrzanimy sami nasz plan.
Zamknął oczy, gdy poczuł ruch drugiego ciała, które znowu po coś sięgało. Przez te kilka sekund skupił się na temperaturze wody, która nadal była wysoka. Jak dobrze, że zainwestowali kiedyś w wannę z możliwością podgrzewania i utrzymywania ciepła bądź zimna. Chociaż finalnie i tak zostawią to za sobą. Te wszystkie dobra materialne były tylko satysfakcjonujące przez krótki okres czasu. Nie zaprzeczał ich wartości - dawały szczęście, ale chwilowe. A co z takiego szczęścia?
Tak naprawdę nic.
Jego puls przyśpieszył, gdy usłyszał brzdęk metalu. Uchylił oczy, patrząc na ostry nóż w dłoni [T/I]. Błyszczał on w świetle słabo świecących ledów, które miały tworzyć klimat. Zaśmiał się w duszy na to. Stworzenie atmosfery do śmierci? Myślał, że takie rzeczy tylko występują w książkach dla nastolatek oraz fantazjach Dazai'a. Kolejny powód do śmiechu - że to on, Ranpo Edogawa, miał skończyć ze sobą. Może Osamu byłby mu wdzięczny za to, że spełnił jego chore marzenia za niego?
- Kto pierwszy? - pytanie [T/I] wyrwało go z zamyślenia.
Wróciła do poprzedniej pozycji, splatając jednak ich dłonie razem i przyglądając się im. Tak naprawdę wzrokiem ogarniała całą powierzchnie ich rąk. Blada i czysta skóra już niedługo miała się zamienić w dzieło szaleńca, który chciał coś stworzyć, ale jednocześnie wyładować swoje emocje.
- Mogę być pierwszy - wypowiedział bez przemyślenia tego, zaciskając mocniej palce.
[T/N] podniosła się nieco, składając na jego ustach krótki pocałunek i posyłając mu uśmiech. Jej zmęczone oczy uświadomiły mu, że to naprawdę jest koniec. Jeszcze tylko chwila, a nie będą musieli męczyć się z demonami przeszłości. Śmierć członków Agencji popchnęła pierwszą kostkę domina, która zniszczyła stabilność ich życia, którą stworzyli po tym, co przeszli jeszcze wcześniej.
Dziewczyna przyłożyła ostrze do skóry Edogawy, lekko nim na nią naciskając. Jeszcze nie bolało, ale zaraz zapewne to się zmieni. Zamiast odwrócić wzrok i oczekiwać na koniec, dokładnie przypatrywał się temu, jak powoli zimny metal zatapia się w jego ciele, powodując nieprzyjemne pieczenie. Na samym początku ból był nie do zniesienia, wyrwało się mu kilka przekleństw, ale z każdą chwilą było coraz lepiej. Przyzwyczajał się. Nóż sunął do góry, zostawiając za sobą krwawe ślady. Napiął mięśnie odruchowo jeszcze mocniej, przez co ręka zaczęła lekko drżeć. Smugi krwi, jedne mniejsze, drugie mniejsze, zaczęły się rozmywać na ten ruch, coraz szybciej spływając w dół i trafiając do wody.
Kolejne cięcie przyjął spokojniej. Wzdrygnął się, jednak nic więcej. [T/N] doskonale wiedziała, co robiła. Rany były głębokie, więc nawet jeśli nagle by się rozmyślili, nie byłoby tak łatwo zatamować krwawienia. Tym bardziej, że temperatura wspomagała jedynie ten proces. Trzeciemu pociągnięciu towarzyszyło jedynie ciche westchnięcie.
Cholera, nie powinno mu się to podobać. Czemu ten ból sprawiał mu satysfakcję?
Żeby druga ręka nie czuła się pozostawiona bez atencji, skończyła tak samo. Po trzy cięcia na każdej. Szczypało i bolało, krwawiło. Woda już przybrała delikatnie czerwony odcień, chociaż nie stracił jeszcze tak dużo krwi. Wbrew pozorom nie tak łatwo jest pozbawić się życia poprzez podcięcie żył. Rozkoszując się tym uczuciem, lekko zanurzył jedną kończynę dla wrażeń w wodzie, a drugą oparł o krawędź wanny, skupiając swój wzrok na [T/I].
Tym razem ostrze przecięło skórę dziewczyny. Krew zaczęła płynąć zgodnie z grawitacją do dołu, zatrzymując się na krótki moment, by w ciągu sekundy skapnąć do wody i stworzyć pewnego rodzaju obraz na jej tafli, barwiąc ją. Gdy to robiła, przygryzła sobie wargę, by nie wydać z siebie niepotrzebnych dźwięków wywołanych przez ból. Mimo to zachowywała spokój i kontynuowała to, co zaczęła.
Tak niewiele brakowało do upragnionego celu. Do końca.
Podczas robienia tego na drugiej ręce w jej oczach pojawiły się łzy, gdyż okaleczanie się z już jedną kończyną potraktowaną w ten nieprzyjemny sposób nie należało do najłatwiejszych i przytulnych rzeczy. Przez napięcie mięśni ból był silniejszy. Ale dzięki temu czuła, że są na dobrej drodze. Wszystko poszło zgodnie z planem.
Na sam koniec nóż wypadł jej z dłoni, wpadając do wody. Spojrzała na to, jak opada na dno, po czym oparła się z powrotem o swojego chłopaka, splatając ich palce razem i przypatrując się krwawiącym ranom. Krew mieszała się z wodą, tworząc coraz bardziej zabarwiony czerwienią roztwór. Przez myśl przemknęło jej dziwne pytanie - jak intensywny będzie kolor, gdy ich odnajdą?
W tle ciągle leciała muzyka. Spokojne dźwięki działały na nią uspokajająco. Starała się nie zamykać oczu, ale miała z tym problemy. Zauważyła, że Edogawa miał podobnie. Czyżby koniec już był bliski? Powoli odpływali?
- Kocham cię, naprawdę... - wyszeptał niespodziewanie, patrząc na nią.
- Ostatnie wyznanie, co? - zapytała głupio, czując, jak głos się znowu jej łamie.
Obydwoje płakali. Ten jeden ostatni raz. Ze smutku i strachu, że to jest ich możliwie ostatnie spotkanie. Ale też ze szczęścia. Miało być tylko lepiej. I nadal istniała nadzieja, że ponownie będą razem. Już naprawdę na zawsze. Bez zmartwień. Bez zbędnego pośpiechu. Obejmowali się, szepcząc swoje imiona, wyznania miłości, czasami jakieś głupie wspomnienia. Świat wokół nich zdawał się powoli zanikać, stawać się nierzeczywisty. Ich usta spotkały się jeszcze raz w leniwym pocałunku. Tym już prawdziwie ostatnim.
Była to wbrew pozorom śmierć powolna, z początku bolesna. Trudno stwierdzić bez specjalisty, jak długo kochankowie leżeli, wydając swoje ostatnie tchnienia. Minutę po pocałunku? Godzinę? To już tak naprawdę bez znaczenia. Zasnęli w śnie ostatecznym w swoich ramionach, w krwawej kałuży, którą samą stworzyli. Odcięli się od traumatycznych wspomnień, stając się samym już jedynie przeszłością tego świata.
Odnalazł ich następnego dnia ich przyjaciel, Edgar Allan Poe. Po wezwaniu odpowiednich służb w szoku i rozpaczy oparł się o ścianę, z bólem patrząc na ciała martwych kochanków w wannie. Zdawał sobie sprawę z tego, że zniszczenie Agencji wywarło na nich ogromny wpływ, jednak nigdy nie pokusił się o myśl, że będą w stanie odebrać sobie żyć. Nie mieli ciekawej przeszłości, ale nadal nie był w stanie dopuścić do siebie faktu, że kumulacja wszystkiego złego doprowadziła ich do podjęcia takiej decyzji. Sięgnął dłonią do głośnika, którego wytrzymała bateria pozwalała na dalszą pracę. Ale to był już koniec. Nie musiał grać muzyki dłużej.
~Jeszcze pogoda przyjdzie piękna jak początek sierpnia.~
Był ponury kwiecień, ale dla Ranpo Edogawy i [T/I] [T/N] piękny sierpień nadszedł kilka godzin wcześniej.
~~
kiedyś napiszę coś pozytywnego. I promise.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top